Witam Cię Eljot!
No i wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie dzień. Nadszedł dzień wyjazdu. Dzwonek budzika w telefonie poderwał mnie na nogi. Zresztą on zawsze dzwoni tak, że spokojnie umarły na ten dźwięk wstałby z grobu. Zadzwonił punktualnie o trzeciej. Zerwałam się na równe nogi, zaledwie po dwóch godzinach snu. Położyłam się na chwilę około północy. H. mnie namówił. Dzięki H! Miałeś rację. Było mi to potrzebne. Naładowałam trochę swoje baterie przed podróżą. Fakt, że położyłam się po północy, ale zasnąć udało mi się dopiero po pierwszej. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem.
A wcześniej musiałam obejść sąsiadów, poskładać im życzenia i zostawić klucze. Wróciłam z „obchodu”, a za jakiś czas zadzwoniła N. Postanowiłyśmy pożegnać się oglądając jakiś filmik. (Ja wiem, że pisałam Ci już o tym, ale mam wyrzuty bo była to notka bardzo krótka. Dlatego dziś może kilka rzeczy powtórzę – chcę żebyś wiedział możliwie jak najwięcej). Wymyśliłyśmy, że obejrzymy „Nieodwracalne”. Bardzo brutalny film, w którym przez kilkanaście minut pokazany jest gwałt na Monice Belucci. Zrezygnowałyśmy z niego jednak, gdyż okazał się za ciężki, a my nie byłyśmy w nastroju do oglądania bardzo ambitnych i bardzo ciężkich właśnie filmów. Skończyło się na „Pret-a-Porter” Roberta Altmana. Sympatyczny filmik z całą plejadą gwiazd i wieloma, nie do końca jasnymi,wątkami. Jednak zabawny i akurat bardzo odpowiadał naszemu stanowi ducha... Nie wiem czy o „stan ducha” akurat mi chodzi. Na pewno jednak coś w tym rodzaju.
Kiedy po filmie przyszłam do domu było po jedenastej. Na gg czekało na mnie kilka wiadomości. Dzień Świstaka nadszedł i wszystkie dotyczyły tego „wydarzenia”. No, nie wszystkie. H. nie wspomniał ani słowem o świstakach. H. chciał powiedzieć dobranoc. Ale to było miłe bardzo. Tak więc porozmawiałam jeszcze trochę z H. A potem, zgodnie z jego sugestią, poszłam spać.
Kiedy się obudziłam za oknem było zupełnie ciemno. Wstałam, przygotowałam kanapki na drogę, zjadłam jakieś śniadanie i dopakowałam plecak. Ciężko mi wszystko szło. Chyba, a raczej na pewno, przez zmęczenie. Zrezygnowałam też z jazdy nocnym autobusem. Na dworzec dojechałam taksówką, na którą trochę poczekałam bo facet nie mógł znaleźć mojej ulicy, mimo, że kilka razy obok mnie przejeżdżał. Na pociąg na szczęście się nie spóźniłam. Co więcej, na dworcu poznałam bardzo sympatyczną kobietę, która jechała do Szepietowa. Wysiadała więc dwie stacje przed Białymstokiem. Postanowiłyśmy, że usiądziemy w jednym przedziale. Dobrze zrobiłyśmy bowiem pociąg jechał prawie zupełnie pusty. Mogły to spowodować dwie rzeczy. Pierwsza to, to, że pociąg ten dopiero od kilku dni został wprowadzony do rozkładu jazdy (w ramach oszczędności PKP oczywiście),a druga to prawdopodobne zaniepokojenie strajkująco-niestrajkującą sytuacja na kolei. W każdym razie wsiadłyśmy razem z panią X do przedziału i wygłówkowałyśmy, że jeśli miniemy Warszawę to do celu na pewno dojedziemy. Rozmawiało nam się bardzo dobrze. Na różne tematy. Od uroków Podlasia do obecnej sytuacji w naszym pięknym kraju. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby taka długa podróż tak szybko minęła. Właściwie jechałyśmy w przedziale tylko we dwie. W Sieradzu dosiadła się starsza pani i odtąd razem z panią X opowiadały mi o tym jak to było w stanie wojennym, jak to było w Polsce zaraz po wojnie itd. Ciekawie opowiadały. Słuchałam ich z przyjemnością. Tak więc, Eljot, podróż miałam bardzo pouczającą. Do Białegostoku, wedle przewidywań, dojechałam planowo. Przywitało mnie świeże, mroźne powietrze. Poczułam się jakbym wracała do domu z dalekiej podróży. A więc jednak dom jest tam, gdzie są rodzice... Gdzie są bliscy. Obładowana ciężkim plecakiem i dwiema dodatkowymi reklamówkami poszłam w stronę postoju taksówek. Wybrawszy pierwszą zajrzałam do środka, kierowca mnie nie zauważył. Dopiero po kilkakrotnym zapukaniu spojrzał w moją stronę. Kiedy już mu powiedziałam, gdzie chciałabym dojechać, usłyszałam: „Nie ma sprawy niunia”. Dziwnie się poczułam, bo odkąd skończyłam trzy latka niunią nikt mnie nie nazywał. Na ulicy Kopernika utknęliśmy w sporym korku. Kiedy z oddali zobaczyłam akademiki Politechniki to już wiedziałam, że jestem w domu. Zajechałam pod samą bramę. Kiedy weszłam do mieszkania, mama na mój widok powiedziała: „wiedziałam, że to ty. U nas nikt tak gwałtownie nie otwiera drzwi”. Kochana mama! Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale byłam dziwnie zmęczona po podróży. Być może to dlatego, że zawsze miałam przymusowy postój w Warszawie. Tym razem jechałam prawie 8 godzin bez przerwy. To musiało zadziałać. Coś zjadłam, wypiłam herbatę i położyłam się na chwilę. Wcześniej jednak mój kochany brat wrócił ze szkoły. Okazało się, że Piotrek jest chory. Na same święta go wzięło. Nie ma co prawda wysokiej gorączki, ale zawsze to choroba. Tak więc oboje poszliśmy się położyć. Musiałam usnąć bo kiedy otworzyłam oczy za oknem było zupełnie ciemno. W międzyczasie z pracy wrócił tata. Może zanotowała to moja podświadomość i dlatego się obudziłam? Czasem tak mam. Nie słyszę, ale coś powoduje, że się budzę. Najczęściej kiedy ktoś przychodzi. Postanowiłam jeszcze trochę poleżeć. W tym czasie rodzice zaczęli się kłócić. Pomyślałam, że święta zapowiadają się interesująco. Dlaczego oni tak się kłócą? Dlaczego kłócą się kiedy ja przyjechałam? Nie wiesz, Eljot jak się poczułam. Ryczeć mi się chciało. Jak oni tak mogą! Nie dość, że święta, to jeszcze ja przyjeżdżam po kilku miesiącach i od razu muszę wysłuchiwać ich awantur! Tak nie powinno być. Prawda Eljot, że nie? Fakt, tata nie jest bez winy. Zabrał się za remontowanie trzeciego pokoju przed samymi świętami. Mamę to wkurzyło bo mógł to zrobić o wiele wcześniej. Z drugiej strony tata pracuje ostatnio bardzo ciężko. Nie tylko na uniwerku, ale jeszcze a w jakiejś szkole, a dodatkowo koordynuje kilka ważnych projektów. Sporo wziął sobie na głowę. Pewnie trudno mu nad wszystkim zapanować, ale powinien też trochę pomyśleć o rodzinie... Mam tylko nadzieję, choć nadzieja nie jest moją najlepszą przyjaciółką, że święta będą spokojne. Że nie będziemy musieli z Piotrkiem być świadkami kolejnych kłótni.
Ciężko mi pisać, Eljot, bo ciągle ktoś przechodzi przez pokój, a ja nie lubię jak ktoś nade mną staje kiedy piszę. Ale trudno, jakoś wytrzymam. Poza tym nie bardzo mi się pisze bo nie korzystam ze swojego komputera i to jest dodatkowe obciążenie. No i ten brak podłączenia do Internetu... Nie myślę o tym na razie. Na razie nacieszam się rodziną. Ale wiem, jestem o tym przekonana, że niedługo zacznie mi brakować codziennych, nawet tych najkrótszych pogawędek ze znajomymi. Ciężko jest być tak odciętą od świata, ciężko pisać ze świadomością, ze Ty te listy przeczytasz z pewnym opóźnieniem. Najważniejsze jednak, że w ogóle przeczytasz. Gdybyś tylko mógł na te listy odpowiedzieć... Wiem, ze kiedyś odpowiesz. Tylko, że jest mi coraz trudniej czekać... Czy czekać znaczy to samo co tęsknić? Jak myślisz Eljot, jak to jest? Czy to, jest to samo? Bo według mnie nie jest. W ogóle ostatnio zastanawiałam się nad sensem miłości. Jak ją okazać w takich najzwyklejszych gestach. Myślę, że miłość to nie tylko ogień uczuć (tak na marginesie to powiem Ci, ze chciałabym, jak już się pojawisz, żeby między nami ciskały się błyskawice. Z tego niesamowitego uczucia i napięcia, żeby była porywczość i gromy z nieba, ale będą też przemiłe chwile spokoju i romantycznego rozleniwienia. Aż uśmiecham się do siebie, kiedy to piszę. Tak bardzo chciałabym żeby choć część tych marzeń się spełniła. Zresztą nieważne. Najważniejsze żebyś był), miłość to też przelotne dotknięcie ręki, muśnięcie włosów. Miłość to zwykłe, codzienne czynności. Takie, jak np. zrobienie drugiej osobie herbaty czy wspólne milczenie. Ale to ja tak myślę, rzeczywistość może być zupełnie inna... Ale chciałabym, żeby nasza przyszłość Eljot była kolorowa. Jestem przekonana, że tak będzie. Tylko pojaw się wreszcie.... Tymczasem życzę Ci wszystkiego dobrego. Trzymaj się cieplutko. Uważaj na siebie.