Archiwum luty 2004, strona 1


lut 18 2004 SPOWIEDŹ - dokończenie
Komentarze: 0

najbardziej boję się....

najbardziej lubię gdy...

najczęściej jestem...

woda kojarzy mi się z...

zawsze chciałam(em) być...

najbardziej w szkole nie lubiłam...

marzę o...

czuję się...

zawsze pociągał mnie...

nie lubię lodów...

miałam(em) nadzieję, że ten rok będzie..

żyjemy w państwie zradzanym przez...

człowiek, który mnie uderzył jest...

ból wiąże się z...

stanem, w którym najbardziej lubię przebywać jest...

zapomnienie przynosi mi...

światem rządzą ....

ludzie są...

najbardziej lubię...

przyjemność daje mi przebywanie z...

muzyka kojarzy mi się z...

tłum oznacza dla mnie...

nigdy nie lubiłem...

zawsze chciałbym być...

jutro pójdę do...

co kropelka sklei, sklei, żadna siła...

najbardziej w sobie cenię....

najmniej w sobie lubię...

uważam, że jestem...

obowiązki wiążą się z...

na ogół postępuję...

najbardziej żałuję, że...

każdego można kupić lub...

najbardziej na świecie chcę...

noc jest...

chciałabym, ale nie potrafię...

boję kogoś, kogo...

ufam...

śmieszy mnie....

zawsze można...

najbliższa mi osoba to...

jestem uzależniony(a) od....

chowam się przed....

chowam się ponieważ....

na pierwszym miejscu stawiam...

jestem...

 

 

Pijesz? Dlaczego? Ćpasz? Dlaczego? Palisz? Dlaczego? Nosisz zegarek? Po co? Ile godzin śpisz w tygodniu? Czy nauka przychodzi ci z trudem? Czy przeszkadza ci ścisk/tłok w autobusie/tramwaju? Dlaczego? Ile czasu się nudzisz? Co robisz kiedy masz wolną chwilę? Dlaczego? Zrobisz to, co musisz czy to, co zechcesz? Co byś robił gdybyś wiedział, że to są ostatnie 24 godziny twojego życia? Co byś robił gdybyś wiedział, że to są ostatnie 24 godziny istnienia wszechświata? Wolisz uciec czy przegrać? Jakie były 3 najważniejsze dni w twoim życiu? Jak dużą masz zdolność empatii? Dobrze ci z tym? Jakie ubrania lubisz nosić? Dlaczego? Jesteś outsiderem? Czy chcesz to zmienić? Kto decyduje o twoim życiu? Czy krowa może latać? 24 godziny w dobie to dużo czy mało? Dlaczego? Gdybyś nic nie musiał(a) byłbyś szczęśliwy? Czy potrafisz wybaczyć? Czy potrafisz zapomnieć? Popatrz w przyszłość na swoje życie. Co widzisz? Czego nigdy nie zapomnisz? Dlaczego? Co znaczy ufać? Jak można cię zranić? Dlaczego odpowiedziałeś właśnie tak? Czy wszystko ma swój cel/powód/przyczynę? Dlaczego? Czym jest życie człowieka na Ziemi? Jakie uczucia są według ciebie negatywne? Co chcesz zostawić po sobie? Dlaczego? Dostaniesz 10 mln $. Co z nimi zrobisz? Czy zrealizujesz swoje marzenia? W jaki sposób chcesz tego dokonać? Po co odpowiadasz na moje pytania? Czy uważasz się za osobę posiadającą szczęście? (Co nie znaczy, że szczęśliwą?) Czego najbardziej na świecie chciałbyś uniknąć? Dlaczego? Kim jest dla ciebie twój wróg?
alexbluessy : :
lut 17 2004 mała prośba
Komentarze: 4

PROSZĘ O CZAS. PROSZĘ O CIERPLIWOŚĆ. PROSZĘ "ABYŚCIE BYLI".

alexbluessy : :
lut 17 2004 Ten blog może zawiesić działalność
Komentarze: 0

Siedzę przed komputerem, głupio i bez większego sensu – bez szansy i nadziei na cokolwiek – gapię się w monitor. Za chwilkę przyjdzie A. Będzie wracała z jakiegoś egzaminu i powiedziała, że wpadnie. Odebrałam e-maila od Z. i trochę się rozstrzęsłam. Wieczorem odpiszę. Wtedy na spokojnie przeczytam go kilka razy, linijka po linijce i zdanie po zdaniu. Ogarnę go całego. Właściwie nie ma tam nic wielkiego do rozumienia, ale na mnie zadziałał w jakiś tak dziwny sposób, że nie jestem w stanie go teraz przeczytać po raz drugi.

Czuję, że coś się kończy. Jakaś epoka w moim życiu. Nie umiem tego sprecyzować dokładniej, ale chyba chodzi o mój Wirtualny Świat. Jakieś bramy się zamykają, robią się coraz ciaśniejsze. Niedługo nie da się przez nie przecisnąć. Coś się kończy bez szans na powrót. Chyba niemałą rolę odgrywa tu CZAS. I niemożność zobaczenia, poznania, dotknięcia. Zastanawiam się dlaczego tak się dzieje, i dlaczego akurat teraz? Czuję, że coś mnie omija. Nie pozwala się zbliżyć, podejść. „To” jest trochę irracjonalne może dlatego zachowuje się („to”) tak, a nie inaczej. Jakieś mgnienie, nawet go nie zauważam. A może „to” już mnie minęło?

„(...)żyjąc tracimy życie. Przecież trzeba pamiętać, że życie to przystanek. Tylko przystanek. Chwila. Kilka chwil. I nie wolno nam ani jednej zmarnować. Bo nigdy byśmy sobie tego nie wybaczyli.” [J. L. Wiśniewski „Martyna”].

Zbliżam się do końca swojej drogi. Jeszcze nie wiem gdzie ten koniec się znajduje, ale jest nieuchronny. Pewnego dnia zniknę, rozmyję się. A WY nawet tego nie zauważycie. Będziecie dalej przeżywać swoje życie, śnić swoje sny... A mnie już nie będzie. Może kiedyś miniemy się na ulicy, może będziemy siedzieć w jednym przedziale pociągu, może... Ale nie będę z WAMI przez moje rozmowy z Eljotem, przez miejsce, które zajmuję na liście kontaktów niektórych z WAS. Czuję, że znalazłam się w takim punkcie, że nie wiem dokąd dalej. To nie są jeszcze TE rozstajne drogi. Może na następnych już nie stanę sama. Ale to chyba wie tylko Eljot i Jego Szef. Coś drgnęło. I to chyba „to” pcha mnie ku końcowi. Kilka dni temu spełniło się coś, o czym – może nie marzyłam, ale miałam nadzieję, że kiedyś coś takiego zaistnieje. Może nie do końca było tak, jak sobie poukładałam w głowie, ale...

Znowu przeczytałam e-maila od Z. Przy fragmencie o „jego małym marzeniu” nie wytrzymałam. Poczułam łzy pod powiekami. Bo Z. ma rację. Wzruszający jest widok staruszków wciąż trzymających się za ręce, wciąż w sobie zakochanych. Od wczoraj bardzo utożsamiłam się z Martyną. Nie szukam faceta z wyglądem „z okładek czasopism dla pań”. Ja nawet takich gazet nie czytam. Ja chcę tylko odrobiny ciepła. Żebym była dla niego odrobiną szczęścia, żeby on mi kiedyś powiedział: „Pojawiłaś się w moim życiu jak bajka, chcę tej bajce dopisać szczęśliwe zakończenie. Chcę, byśmy je dopisali razem.”

Kiedy spoglądam w głąb siebie zauważam pewne rzeczy. Rozmowa z J. i A. utwierdziła mnie w tym. Mam nieraz wrażenie, że ludzie, których spotykam, z którymi rozmawiam wiedzą lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre. A ja powinnam się podporządkować. A ja nie chcę!!! Dlaczego nikt się mnie nie zapyta czego bym chciała. Na co mam ochotę, jakie jest moje zdanie na ten temat. Chciałabym chociaż raz móc o tym powiedzieć. Wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie wszystko to, co w środku mnie zalega.

„Kiedy widzimy ciągle tych samych ludzi (...) stają się oni w końcu częścią naszego życia. A skoro są już częścią naszego życia, to chcą je zmieniać. Jeśli nie jesteśmy tacy, jak tego oczekiwali, są niezadowoleni. Ponieważ ludziom wydaje się, że wiedzą dokładnie jak powinno wyglądać nasze życie.” [P. Coelho „Alchemik”].

A nie mogę tego zrobić tutaj. Nie chcę „być otwartą księgą”. W pewnym stopniu już na pewno jestem, ale nie chcę być tak do końca... Wtedy na pewno stałabym się kupką popiołu. A nie chcę się spalić. Nie jestem feniksem, który odradza się z popiołów. Targają mną tak różne i sprzeczne emocje, że nie bardzo mogę skupić się pisaniu.

I wiecie co??? Być może ten blog ZAWIESI DZIAŁALNOŚĆ. Być może już niedługo. Chciałam o sobie powiedzieć, o swojej codzienności... Chyba powiedziałam za dużo. Chyba nie byłam na to przygotowana. Ani ja, ani WY. Gdybym tu została, nawet z Eljotem, to nie wiem jak by się to potoczyło. Ja piszę bo to jest mój ślad, mój dialog z całą tą „elektroniczną wioską”, w pewnym sensie dialog ze światem. Ale uświadomiłam dziś sobie, że chyba nie do końca chciałam żeby „sprawy” zaszły tak daleko. Nie chcę, żeby ludzie, na których mi zależy bali się, że mogą mnie w jakiś sposób skrzywdzić...  Bo to raczej ja...

Muszę pomyśleć.

 

 

alexbluessy : :
lut 17 2004 Prośba do Anioła
Komentarze: 1

Dobra Eljot – Aniele Mój. Wygrałeś. Tylko nie wiem co to była za gra, i o jaką stawkę. Ale wygrałeś. Poddaję się. powiedz co takiego zrobiłam, że sobie poszedłeś. Anioły przecież nie zostawiają swoich podopiecznych. A bez Ciebie Eljot kawa nie ma tego samego smaku. Bez Ciebie Grammatik tak samo nie brzmi, słońce bez Ciebie też szybciej zachodzi. Ja wiem, Aniele, że wszystko ma swój cel, powód i przyczynę też ma. Ale chciałabym wiedzieć DLACZEGO??? Chcę wiedzieć dlaczego nie czekasz już na mnie pod sklepem i dlaczego nie zostajesz ze mną dopóki nie zasnę. Ja wiem, że jestem wredna, okropna, marudna, że się czepiam i tak dalej. (Jakby powiedział Z.: ”tak, tak utwierdzaj się dalej w tym przekonaniu”). Ale Wy, Anioły jesteście chyba po to, żeby koić targane rozterkami dusze, żeby te dusze uspokajać, żeby wysłuchiwać, żeby pocieszać, kiedy trzeba służyć radą, a nie raz objechać z góry na dół. Tak przynajmniej rozumiem instytucję Anioła. I Ty taki byłeś Eljot. A teraz Cię nie ma. A powiedz mi jak tak można. Jak można zacząć zmieniać czyjś świat, zacząć zmieniać tego kogoś i tak sobie nagle zniknąć. Po angielsku, bez słowa.

A ja i tak wiem, że Ty wrócisz. Bo jesteś Moim Aniołem. I ja tu na Ciebie czekam. A jak już wrócisz to mi opowiesz jak było na tym urlopie ode mnie. Ode mnie i mojego POTARGANEGO Świata.

Dziś chcę ładnie wyglądać. Bez specjalnego powodu. Co prawda od dłuższego czasu swędzi mnie lewa strona nosa i jakoś często kominiarzy spotykam na swojej drodze. Jak Ciebie nie ma, Eljot Aniele, to ja zaczynam w takie właśnie dziwne zjawiska wierzyć. I układam sobie w główce różne rzeczy, na jeszcze różniejsze sposoby. We wszystkich możliwych kombinacjach – w końcu najlepsze oceny w mojej matematycznej karierze miałam z kombinatoryki właśnie. Nie ma Cię – nie ma komu sprowadzić mnie na ziemię. WRACAJ ELJOT!!!! No, ale chciałam dziś ładnie wyglądać. Od jakiegoś czasu czuję dziwny niepokój. Coś się stanie... Kiedyś też tak miałam, pamiętasz??? Tylko, że wtedy nic się nie wydarzyło. A dzisiaj wyjątkowo moim włosom poświęciłam aż 20 minut uwagi. W to trzeba wliczyć suszenie – z powodu braku czasu nie pozwoliłam im samym wyschnąć. Założyłam beżowe spodnie i czarną bluzkę. Wiesz którą.- tą z dekoltem w łódeczkę. Polubiłam czarny kolor. Intryguje, pociąga, jest tajemniczy... Tylko, że nikt mi nie powie, że ładnie wyglądam... Nawet Ty. A ta czerń to na znak żałoby po Tobie. Chociaż wiem, że wrócisz. Anioły przecież nie umierają. Słucham Krajewskiego na zmianę z Grechutą. Mam ochotę zacząć czytać „Samotność...”, ale nie czuję się na siłach żeby to zrobić. Wiesz co sobie wczoraj wieczorem uświadomiłam? Wczoraj wieczorem, kiedy już leżałam i płakałam??? Uświadomiłam sobie, czego tak naprawdę i najbardziej się boję. Boję się SAMOTNOŚCI. Tego, że pewnego dnia wejdę do mieszkania i przywita mnie PUSTKA. I CISZA. W moim Wirtualnym Świecie też coraz częściej panuje CISZA.

Nie mam z kim pogadać. Ciebie też nie ma. Właśnie teraz, kiedy tak bardzo Cię potrzebuję. Ja wiem, że BYŁEŚ. Zawsze. Wtedy kiedy potrzebowałam i wtedy kiedy wręcz błagałam Cię żebyś sobie poszedł. A teraz Cię nie ma... Ja wiem, że to taki newralgiczny okres. Ale czuję przeogromną potrzebę rozmowy. Ty najlepiej wiesz (Z. chyba też może coś na ten temat powiedzieć), że ja okropna gaduła jestem. Tylko jakoś nie mam żadnego słuchacza. A przecież wydaje mi się, że nie mówię od rzeczy. Jak to jest Eljot??? Powiesz mi??? Zaraz muszę zbierać się na zajęcia. Chciałabym żebyś wrócił. BARDZO. Ale poczekam. Tyle, ile będzie trzeba poczekam. Tyle chciałam Ci powiedzieć...

 

alexbluessy : :
lut 16 2004 Połamana
Komentarze: 0

......połamałam się. zawsze, kiedy kończę czytać którąś z książek J. L. Wiśniewskiego to jestem połamana. Jakieś dwie godziny temu skończyłam „Martynę”. Skończyłam, połamałam się i mam ochotę zacząć czytać jeszcze raz. Od początku. A potem jeszcze i jeszcze i jeszcze raz. Bo połamała mnie ta książka. Chociaż zupełnie POTRZASKANA czułam się po „Samotności...”. Mój tata ją określił jako „potwornie przygnębiającą. Ma rację. Jest przygnębiająca, ale jest piękna. I to ją mam ochotę czytać cały czas. Nie odkładać na półkę tylko czytać, czytać i czytać. Aż nauczę się jej na pamięć. To taka piękna książka...

A „Martyna”... Cóż, nie skłamię, jeśli powiem, że przeżywam podobne rozterki do niej. To dzięki niej założyłam bloga, to dzięki niej poznaliście Eljota, mnie poznaliście. I poznajecie dalej. Tylko, że ja nie wiem czy chcę być dalej POZNAWANA. Znowu to samo. Znowu ten sam dylemat. Czy warto??? Jaki to ma sens??? Bo skoro Z. mówi, że „nie chce mnie skrzywdzić bo za dużo o mnie wie”, ktoś inny mówi, że „wydaję się taka delikatna, że bałby się mnie dotknąć żeby jakiejś krzywdy mi nie wyrządzić”. WY naprawdę myślicie, że ja jestem z porcelany??? Łatwo mnie zranić przyznaję, ale swoje porcelanowe „ja” musiałam zamienić na „ja” z nietłukącego szkła. Jak to powiedziała moja mama w rozmowie ze swoimi rodzicami (Dziadek R. mi powiedział o tym) – zostawili mnie samą sobie (rodzice). Muszę sama dawać sobie radę. Na nich nie bardzo mogę liczyć. Chyba, że na chwilkę telefonicznej rozmowy. Staram się nie narzekać. Ale boli mnie to, jak oni muszą przeżywać, że nie mogą mi pomóc w żaden sposób. Że jestem zdana na siebie – wiadomo na każdego przychodzi czas – ale oni to bardzo przeżywają. Ja to wiem. Chociażby tata, kiedy łamiącym się lekko głosem pyta: „ to kiedy nas znowu odwiedzisz?”. Bo ja ich ODWIEDZAM. Tam nie jest mój dom. Mimo, że oni tam są to nie jest mój dom. Tutaj też jestem zdana tylko na siebie. Mam P., mam A. Ale ta pierwsza wkroczyła właśnie w fazę egzaminów dyplomowych i nie bardzo ma czas na cokolwiek, a jak już ma to dla swojego chłopaka. A druga... do niej próbuję dzwonić, ale nie mogę jej zastać. Ona nie oddzwania. Nie ma mnie dla niej. Na razie. Bo teraz dla A. liczy się tylko A. – jej „facet”. A jak A. zniknie z pola widzenia, lub zostanie „odesłany” to moja przyjaciółka przypomni sobie, że jest ktoś taki, jak Ola.

Skończyłam „Martynę” i się poryczałam. Jak głupia. Tam tyle jest ze mnie. Z tego, co się ostatnio dookoła mnie dzieje. Takie podobne światy... a takie inne. Możecie myśleć: „dziewczyno to po co ty czytasz takie książki, które tak na ciebie działają? Po co ci to? Nie lepiej poczytać coś wesołego?”. A ja WAM odpowiem: „Odkąd odkryłam „Samotność....” nie ma dla mnie innych książek. To znaczy są, ale żadna nie jest chociaż w najmniejszym stopniu taka bardzo MOJA. Kiedy łzy mi trochę obeschły włączyłam Annę Marię Jopek. „Upojenie”. Rozchlipałam się znowu. Aż Z. się zasmucił. Biedny, ale on się ze mną męczy... A ja znalazłam w „Martynie” tyle odniesień do mnie samej, że nie mogłam się opanować. W pewnej chwili poczułam, że jestem nią. Im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym bardziej byłam przerażona. Taki blog to przecież w pewnym sensie ekshibicjonizm, jak mówi H. A WY to czytacie. I poznajecie mnie. Coraz bardziej, coraz głębiej. Nie wiem czy tego chcę. Nie wiem czy mam tyle sił, aby zmierzyć się z tym faktem. Nie chcę, żebym ja musiała kiedykolwiek coś takiego komuś powiedzieć. „Czytasz mój blog, a potem udajesz, że tak świetnie mnie znasz i rozumiesz?! Czytasz w moich myślach? Kłamco! Dlaczego? Żeby zaimponować naiwnej małolacie, żeby być kimś wyjątkowym, by zaciągnąć ją do łóżka i mieć o czym opowiadać kolegom przy wódce?”. Teraz tak mówię, a jeszcze rano chciałam się SPOWIADAĆ. H. powiedział, że jeśli potrzebuję spowiedzi mam iść do kościoła. Nie pójdę. Już dawno nie byłam. A nie chcę udawać. Tam trzeba iść pogodzonym. Trzeba CHCIEĆ TAM iść.  A ja wciąż nie wiem czy chcę. Czy jestem religijna? Nie, zdecydowanie nie. A nie chcę robić nic „na pokaz”. Jeśli czegoś „nie czuję” to tego nie robię. „(...)ludzie religijni to ci niepogodzeni z koniecznością odejścia z tego świata, i pełni lęku przed karą za grzechy. Dlatego udają uwielbienie dla Sądu Najwyższego już za życia(...)”. Ja nie jestem pogodzona z tą koniecznością. Ale o czym tu mówić skoro ja z sobą nawet nie mogę dojść do ładu, nie mogę z sobą się pogodzić. Na nocnej szafce stoi wyrzeźbiona z drewna figurka Jezusa Frasobliwego. Uwielbiam ją. Uwielbiam na Niego patrzeć. Po raz pierwszy zobaczyłam jedną przy okazji wakacyjnych powtórek jakiegoś polskiego serialu. Kilka lat jej szukałam. W końcu znalazłam. Pod białostockim Ratuszem z okazji jakiegoś święta. Nieważne jakiego. Ważne, że Go mam. Moja mama mówi, że każdy ma jakiś swój „talizman”, coś, co do człowieka „przemawia”. Do niej „przemawia” Matka Boska Ostrobramska. Powszechnie za Królową uznaje się Tą z Częstochowy. Ale moja mama mówi, że Królowa powinna mieć koronę. Po kilku latach poszukiwań znalazła coś na kształt ślicznej ikony z Matką Boską Ostrobramską. Wisi w jej pokoju. A ja mam Jezusa Frasobliwego. I On naprawdę jest Frasobliwy. Jakby wszystkie troski i zmartwienia, całe zło wziął na swoje barki.

Chcę, żeby Eljot – Mój Anioł wrócił. Teraz tak bardzo go potrzebuję. Bo coś we mnie drgnęło. I ja się tego boję. Bo tego drgnięcia nie powinno być. Ono nie powinno się zdarzyć. Ja wiem, że On wróci. Tylko żeby nie było za późno... „(...)Anioły po prostu są, nie muszą nic mówić, nie udają, że cię znają. Nie muszą. Są gdy ich potrzebujesz(...)” A może wystarczy żebym to ja, całą sobą zapragnęła żeby wrócił??? Może wystarczy tylko tyle...

 

 

 

alexbluessy : :