Komentarze: 4
Prawie północ. Za kilka minut rozpocznie się nowy dzień. Mrok się rozproszy, wstanie słońce... I będą Walentynki. Rozpocznie się dzień, który raczej do moich ulubionych nie należy. Nie żebym była zwolenniczką celebrowania tego słodko różowo-czerwonego święta, ale jest jakiś żal. Jakiś niedosyt. Wszyscy naokoło mówią „kocham cię”, a mi nie mówi nikt. Nikt nigdy nie powiedział. Mama mówi, ale ona się nie liczy.. W takie dni, jak za chwilę się rozpocznie, mam ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie, przykryć kocem i czekać na jego koniec. Może robię źle, może właśnie powinnam stawić czoła temu wszystkiemu. Nie umiem – nie jestem na tyle silna. 14 lutego moje tęsknoty stają się bardziej wyraziste. Bardziej dokuczają, trudniej je zagłuszyć. 14 lutego to one są górą. A najzabawniejsze jest to, że mi ten cały cukierkowy cyrk nie bardzo odpowiada. Śmieszy, bawi, drażni. Może dlatego, że jestem obserwatorem, nie uczestniczę w przedstawieniu. Jestem tylko widzem...
Włączyłam ballady Leonarda Cohena. Jego ciepły, zachrypnięty głos jest ukojeniem dla zmysłów... (???). W chwili obecnej jestem w takim stanie, że mózg powoli się wyłącza i nie mogę skupić się na czytaniu czy oglądaniu czegokolwiek, a z drugiej strony jeszcze nie chcę spać. Oczy uparcie pozostają otarte, a po głowie kołaczą się różne myśli. Te chciane, i te nie chciane. Dlatego włączyłam Cohena, dlatego uruchomiłam komputer, i dlatego teraz piszę. Bo mam taką potrzebę. Właśnie dziś i właśnie o tej porze.
Moje tęsknoty, małe tęsknoty... Czemu chodzicie za mną nie dając wytchnienia. Dlaczego na ten jeden dzień nie możecie zasnąć??? Tylko kłujecie mocniej i mocniej. „Tęsknota” to bardzo osobliwy stan. „Czekanie” też.
„(...)tęsknota to nie tylko przebieranie ziarenek maku. Nie tylko nasłuchiwanie jego kroków za drzwiami. Czekanie na dzwonek lub zgrzyt klucza w zamku. Bo „tęsknić” i „czekać” to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka. Z tęsknoty można przestać jeść. Można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. Można wytapetować mieszkanie. Umrzeć można.” [J. L. Wiśniewski „Martyna”]
Za czym ja tęsknię??? Za motylkami w brzuchu. Za ciepłem dłoni, za troskliwym pytaniem, za odrobiną zainteresowania i czułości chociaż. [W tym momencie wybiła północ] możecie wierzyć, lub nie, ale nie raz mam wrażenie, że rozerwę się, że to czekanie, te moje tęsknoty, że to przybierze na sile i coś się ze mną stanie. Umrę??? Może... Głupoty gadam. Z. zaraz by powiedział, że mam uważać bo dotrzyma obietnicy.... Jakiej to już mniej istotne. Tylko, że to tylko gadanie. Bo ja będę przez cały dzień smętna, a on i tak nic nie zrobi. I dobrze. Tak chyba będzie lepiej. Do czasu... Mam ochotę poczytać poezję, ale jak tylko wezmę do ręki jakiś tomik to ochota mi zaraz przechodzi. A jeszcze dzisiaj tańczyłam przez cały dzień. Dosłownie odwaliłam „taniec z puszką tuńczyka”. A teraz??? Kicha. Jedna, wielka kicha. Smutek przez cały dzień i oczekiwanie na koniec soboty.
Ł. nadal podpatruje na moje tulipanki. Normalnie jeszcze trochę i wzrok straci. Albo ja zacznę pobierać opłaty za zwiedzanie... Ależ Z. zrobił atrakcję moim zapracowanym przy projektach współlokatorom. Mam wrażenie, że oni specjalnie szukają okazji żeby iść do łazienki i przejść obok mojego pokoju i popatrzeć na nie. Może kwiatkom ładności nie ubędzie, ale trochę mnie to zaczyna wkurzać. Dzisiejszej nocy, ale wczoraj, włączył mi się na gg pan K. bo zaciekawił go mój opis: „teraz piszę i wylewam na kartkę moje łzy”. [Grammatik]. Akurat byłam w trakcie pisania, ale stwierdziłam, że od biedy mogę z nim chwilkę pogadać. W pewnym momencie on zapytał czy ja na jakiś grzybkach jadę. A co mu nie pasuje??? Że niby jakoś dziwnie mówię i w ogóle. Jestem dziwna, jestem inna, ale jemu to nic do rzeczy. Zajrzałam w głąb siebie, jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Zajrzałam i dostrzegłam pewne rzeczy, ale o tym innym razem. Zainteresowałam się psychologią i mistycznymi aniołami. Jest w tym coś złego??? Według mnie nie, a rozmawiałam z nim normalnie. Więc czemu on o tych grzybach zaczął??? Zresztą jeden z drugoplanowych, ale odgrywający olbrzymią rolę w życiu Jakuba, bohaterów „Samotności...” stwierdził, że „(...)Bóg też był na grzybach kiedy majstrował przy wszechświecie.”
Jak zwykle odbiegłam od głównego wątku...
Już zaczynają się pojawiać życzenia od znajomych. Wirtualne życzenia. Miłe, że ktoś pamięta... Bo wiecie, ja mogę pisać, że jest mi źle, że tęskno i tak dalej. Bo jest. Nawet bardzo. Może bardziej niż bardzo. Ale to, że mi tęskno, że źle to nie znaczy, że podoba mi się cała ta otoczka Święta Zakochanych. Jest to słodka, aż mdło się robi od tej słodyczy, lukrowanka. Kicz. Mami cukierkowymi kolorami, jest wszędzie... A może tylko ja tak myślę??? Może kiedy nadejdzie „mój czas” to zmieni mi się myślenie. A może kiedy będzie już ten czas to będę za stara już na takie słodkości??? Ciężko mi powiedzieć. O! I widzicie??? W radiu „zakochane” piosenki, w telewizji „zakochane” filmy. A pośrodku tego ja zatopiona we własnych, nie za wesołych, myślach. Dzisiaj nie słucham radia, nie włączam telewizji – nawet na wiadomości. Z domu też nie wyjdę.... Aż do niedzieli. Byle do niedzieli!!! Wraz z nią wszystko wróci do normy. Świat będzie się toczył swoim zwykłym rytmem, a nie podskakiwał w rytm bijących szybciej serc. Eh!!!!!
Idę spać. Uciekam w sen. Może coś ładnego się przyśni. Oby!!! Czarodziej może o to zadba... Do jutra... Albo do niedzieli.