Archiwum czerwiec 2004, strona 2


cze 16 2004 Afraid to sleep
Komentarze: 0

Cześć Aniele!!!

Miałam straszną noc, wiesz??? Nie mogłam zasnąć i już sama nie wiem dlaczego. Przewracałam się z boku na bok, wypiłam ciepłe mleko, włączyłam spokojną muzykę i nic. Męczyłam się jednym słowem. Poza tym wczoraj rozmawiałam on-line z moją Koleżanką. I wiesz co się stało??? Zaniepokoiłam się, bo ona mówiła coś, co jest prawdziwe, co może się zdarzyć, ale czego ja nie chcę do siebie dopuścić. I wiesz co sobie pomyślałam??? Że ja za dużo myślę, za bardzo wdaję się w szczegóły (choć może to już jest przypadłość typowo kobieca...), a za mało odczuwam. Za mało dopuszczam do głosu uczuć. I przez to wpędzam sama siebie w paranoję. Zreszt ą kiedyś nawet N. mi powiedziała, że jak tak będę się zamartwiać, tworzyc jakieś swoje filozofie dziwne to mogę zrobić coś głupiego, a tak to mogę mieć fajnego faceta. Pisałam Ci wczoraj, że S. wysłał mi smsa, prawda??? I ja mu odpisałam, tyle, że jak potem o tym myślałam (o i widzisz??? Moje słowa same się potwierdzają -  szczegóły) to doszłam do wniosku, że niezbyt mile go „potraktowałam”. Napisałam więc około 22 kolejnego smsa, z wierszykiem: „kolejny dzień dobiega już końca, księżyc się wkrada na miejsce słońca, a za nim ciemność nocy się snuje, melodią swej ciszy świat opanuje, i znowu gwiazdy zaświecą na niebie, a ja je zapytam... o coś...” A potem jeszcze dodałam, że nienajlepiej się czuję, i że to chyba po tabletkach. Tyle, że zapomniałam napisać jakich.  I wiesz co??? Nie liczyłam, że on odpisze czy coś. Po prostu miałam potrzebę wysłania czegoś takiego. Ale dostałam odpowiedź. „Kochanie co się dzieje??? Jakie tabletki??? Proszę, uśmiechnij się- Twój tęskniący i zakochany po uszy w Tobie K*****” (wiesz Eljot jak ja go nazywam, prawda???). I najpierw się uśmiechnęłam całą gębą do telefonu, chyba z 10 razy przeczytałam wiadomość, a potem znowu zaczęłam ,myśleć. Czy aby on naprawdę, czy tylko tak pisze żeby mi humor poprawić. Z drugiej strony tłumaczyłam sobie, że gdyby on nie naprawdę to nie traciłby 35 pensów ta smsa, prawda??? Chociaż kto zrozumie facetów??? W każdym razie dla mnie to on nie kłamie i z takim nastawieniem postanowiłam zasnąć. Nie udało się. Tak bardzo chciałam, żeby on był blisko, żeby było ciepło, żeby poczuć ciepło, żeby... I odtąd moje myśli kręciły się wokół... no, nie będę ukrywać, przyjemne to były myśli. W końcu zaczęłam nucić piosenkę Dido: „(...)and I’m afraid to sleep cause if I do I’ll dream of you And the dreams are always deep on the pillow where I’ll weep(…)”. I rzeczywiście trochę pochlipałam sobie. I chyba usnęłam około 2 nad ranem. Wstałam o 7 i piłam kawę za kawą. Aniele ja Cię proszę Ty zrób coś z tą pogodą bo ona zwariowała przecież. Połowa czerwca, a tu wieje jak we wrześniu, nawet słońce nie pomaga. I WANT TO SEE THE SUN!!!

Ty nawet nie wiesz.. no, chociaż może i wiesz w końcu Aniołem jesteś, nie???... jak ja się dziś zdenerwowałam. Na babsztyla w sklepie ze spodniami. Jak ona mogła powiedzieć, że ja „jakaś niewymiarowa” jestem, co??? To moja wina, że teraz robią takie spodnie co to ciężko wpasować się w rozmiar bo albo za wąskie, albo za szerokie??? Oddałam jej te spodnie, odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Wiem, że idealnej figury nie mam, że przydałoby się zgubić tu i ówdzie kilka centymetrów, ale żeby jakieś babsko mi mówiło, że jestem niewymiarowa przy rozmiarze 38 i wzroście 170??? Szok!!! Na szczęście w następnym sklepie obsłużyli mnie jak należy. Wyszłam z niego z super spodenkami i „małą” bluzeczką w różowo-czarne paseczki. Wiesz, właśnie do mnie dotarło, że wczoraj to zjadłam tylko dwie kanapki z miodem ok. 9, potem ok. 14 bułkę z makiem, ok. 18 wypiłam pół litra coca coli light, a wieczorem trochę kaszki ryżowej. Dziś jadłospis urozmaiciłam o coś bardziej obiadopodobnego, to znaczy o ryż z truskawkami. Bez coli. Zresztą musiałam jakoś zrekompensować sobie otwarcie rachunku za prąd. Denerwowałam się, bo nie wiedziałam co tam znajdę, ale nie jest źle. Jeszcze tylko Dialog zapłacić... chyba za dużo do brata dzwoniłam. Nawet przy połowie abonamentu i tańszych rozmowach suma wyszła spora. Już chyba bardziej opłacało mi się dzwonić do Londynu niż do P.... A tak w temacie dzwonienia to przypomniał mi się wiersz Ewy Bartoszewicz pt. „Telefon”.

Szykuję się do ciebie Jak na ślub na wesele Ręce myję Drżące Staram się być dobra i ładna I młodsza Serce całe ułomne wkładam W zwykłe mycie rąk O tobie myślę i lgnę Gdy robię przesadny makijaż Ciebie by dotknąć czule się chciało Gdy wygładzam krótką sukienkę Szykuję się cała dopinam Spięta Niepomna na rytuały codzienne Myję ręce dokładnie Bo wiem że dzisiaj zadzwonisz

Wiesz Eljot, dzisiaj obudziłam się z przerażeniem z jednej strony, bo 28 egzaminy coraz bliżej, a z drugiej pomyślałam: „to już będzie koniec czerwca, zacznie się lipiec, a wakacyjne miesiące lecą strasznie szybko i już niedługo go znowu zobaczę.”

AND I’LL SEE THE SUN AGAIN...

Wczoraj dzwoniłam do A. Pogadałyśmy trochę, ma dziś egzamin i jeśli będzie miała chwilę czasu to wpadnie do mnie. Ale już raczej nie ma na to szans. Inna rzecz, że w przyszłym tygodniu są moje urodziny i na pewno się zobaczymy bo ona już wczoraj pytała czy jakąś imprezę robię. Chyba nie robię. A to z tego powodu, że za kilka dni od moich urodzin mam egzaminy i pewnie będę się uczyć tego i owego.

Kończę na razie. Musze się trochę pouczyć. Trzymaj się ciepło...

alexbluessy : :
cze 15 2004 Listy do Anioła...
Komentarze: 0

Cześć Eljot!!!

Trochę dziwnie się czuję, dawno do Ciebie nie pisałam. Pewnie ci, którzy tego bloga czytają pomyślą, że musi być ze mną naprawdę źle skoro zaczęłam znowu do Ciebie pisać. Oczywiście jeśli jeszcze ktoś to czyta... Ale mieliby rację, nie jest najlepiej. Może Ty mi pomożesz – w końcu jesteś Moim Aniołem, prawda??? Już mam taki natłok myśli, tak się źle czuję, że nie bardzo umiem zebrać to wszystko w jedną, w miarę logiczną całość. Wstałam rano i pomyślałam, że pojadę do miasta przejść się po sklepach. Przy okazji spotkałam koleżankę z liceum, wymieniłyśmy się telefonami i wyraziłyśmy chęć spotkania ponownego – bardziej ona niż ja. W sklepach nic nie znalazłam, tylko w H & M kupiłam czarny top na ramiączkach, będzie do jeansów. Kilka godzin mi zeszło w mieście. Na 15 pojechałam na angielski do K. Zrobiłam mu test więc nie za bardzo się namęczyłam, potem jeszcze trochę chodzenia po kolejnych sklepach – wszystko dla zabicia Czasu. W domu byłam po 18. Na chwilę wpadła N. Zakochała się w jakimś chłopaku, cała promieniuje. Wiesz, może to nie będzie o mnie dobrze świadczyło, ale poczułam zazdrość. Cholerną zazdrość, że ona może, że się spotka, a ja... A ja dostałam właśnie smsa, że Moje Kochanie od jutra zaczyna pracę w Mc Donaldsie. A tam kręcić się będzie tyle Angielek... Wiedziałam, czułam, że on nie wróci wcześniej. Kiedy powiedział, że pracę ma tylko do końca czerwca nadzieja we mnie zabiła. To, co Ci teraz napiszę świadczyć będzie tylko o mojej wredocie, ale po cichu życzyłam mu żeby nie znalazł innej pracy, żeby wrócił już w lipcu. Myślisz, że powinnam mu napisać o moich obawach, o tym, co się ze mną dzieje??? Bo ja już nie wyrabiam Eljot, nie daję rady. Nie potrafię się na niczym skupić, coraz więcej rzeczy mnie denerwuje, coraz częściej wkurzam się na S.- nie wiem nawet dlaczego tak się dzieje. Czy Ty możesz mi obiecać, że będzie dobrze??? Uświadomiłam dziś sobie jedną rzecz. To znaczy właściwie dzięki N. ją sobie uświadomiłam, wiesz??? bo kiedy ona zaczęła mówić o tym swoim chłopaku to mi się zakręciły łzy w oczach, a ona powiedziała coś takiego: „nie dziwię ci się, wiesz. Ja kiedy go nie widzę 2 dni to wariuję.” No właśnie, ona 2 dni, a ja 2 miesiące już prawie. I jeszcze drugie tyle przede mną, chyba że... No i widzisz Eljot??? Znowu wredna jestem. A dlaczego??? Powinnam się cieszyć, ze znalazł pracę itede itepe, a ja co??? A ja siedzę i płaczę w poduszkę, przyciskam do siebie zdjęcie i ryczę jak głupia. I wściekam się kiedy nie wysyła sygnału, myślę wtedy: „no tak, po co do Oli wysyłać sygnał??? Przecież ona sobie doskonale daje radę, prawda???”. A prawda jest taka, że Ola sobie już rady nie daje.  No, a kiedy wyśle sygnał to myślę: „no tak, wysyłasz sygnał „na odczepnego”, smsa już się nie chce wysłać.” Dlaczego ja tak myślę, Eljot, co??? Zamiast się cieszyć to tworzę jakąś swoją bzdurną filozofię i nakręcam się w kretyńskim myśleniu. Proszę Cię Aniele, pomóż mi bo nie wytrzymam. Boję się, że zrobię coś głupiego. Coś, czego będę bardzo żałować i czego skutki mogą być nienajlepsze.

A wiesz co jest najgorsze Eljot??? To, że jakoś rzadziej, kiedy jest mi smutno i źle, czuję to uspokajające ciepło, które nakazuje myśleć, że będzie dobrze. Czy potrafisz powiedzieć dlaczego tak się dzieje??? Może ja podświadomie zaczynam czuć, że tylko się oszukuję, ze wcale dobrze nie będzie. A poza tym czuję, że zostałam całkiem sama. Że nie mam przy sobie nikogo, komu mogłabym zapłakać w rękaw, kto by mnie wysłuchał. A znajomi??? Przypominają sobie o mnie wtedy, kiedy sami czegoś potrzebują, a kiedy nie mogę im pomóc to się obrażają. Komputera nawet nie mam ochoty włączać. Po co??? Żeby bić pianę o niczym??? Żeby znowu się przekonać o „braku nowych wiadomości”??? Nie ma sensu. Wolę położyć się, zamknąć oczy i... Mam tylko potworne wyrzuty sumienia, że nic nie robię, a egzaminy coraz bliżej. Co będzie jeśli się nie uda??? Wtedy będę mogła winić tylko siebie, nikogo innego. Aniele przyznaj się. Twój szef celowo taką przeszkodę postawił na mojej drodze, co??? Chce sprawdzić na ile jestem silna psychicznie, na ile wpasuję się w sytuację, jak sobie z nią poradzę, mam rację??? Nie musisz odpowiadać, chyba znam odpowiedź. „Bóg gra z każdym z nas w szachy. Wykonuje ruch, a potem siedzi i obserwuje jak my zareagujemy na Jego wyzwania”. Może to właśnie o to chodzi... Tyle, że ja nie wiem co powinnam zrobić. Więcej, ja nie wiem co chcę zrobić. Nie jestem w stanie zrobić nic, tkwię w jakimś dziwnym letargu. Bez sił, ale z wiarą i nadzieją. Hm, teraz tak sobie myślę, ze chyba to już coś, nie??? I jeszcze coś. Teraz to już nie ma większego znaczenia, to już było. Pamiętasz pana D.??? Dzieliło nas 500 kilometrów, widywaliśmy się 3 razy w roku, mieliśmy po jakieś 19 lat. W końcu nie wytrzymałam i zakończyłam to. Ale zanim zakończyłam to między jednym, a kolejnym spotkaniem musiało minąć 5 miesięcy. Nie mieliśmy jak się poznać, smsy i telefony (bardzo sporadyczne) nie wystarczały. Więc może nie powinnam się martwić tak bardzo co??? Miałam S. przez 2 miesiące dzień w dzień.  Jeśli nie było go tuż obok to był po drugiej stronie Światłowodu. Teraz wysyła sygnały, smsy, dzwoni, pisze e-maile. Trochę zdążyliśmy się poznać, jestem starsza i mądrzejsza, bogatsza o różne doświadczenia, być może silniejsza, bardziej świadoma tego, czego chcę. A i intuicja nie małą rolę odgrywa, prawda??? A ona mi mówi, że jest dobrze, że nie powinnam się martwić. Czasem trudno się jej słucha, czasem jest zagłuszona przez strange myśli, ale ona jest. Wiesz Eljot, kiedy S. dzwoni albo pisze smsy to często używa takich słów jak: „kochanie”, „mój misiu”, „skarbie”. Ja wiem, że słowa sa największym oszustwem na jakie nas faceci nabierają, ale na ile zdążyłam poznać S. to nie jest on typem człowieka, który by tego typu słowa mówił tak po prostu, bez przekonania, żeby coś zyskać (przy czym to „coś” jest bliżej nieokreślone i znajome tylko jemu). Oczywiście, trzeba zachować czujność, ale... I WANT TO SEE HIM AGAIN!!! Najlepiej SOON… (Kiedy teraz o tym pomyślałam, jak zresztą często kiedy myślę o tej chwili albo o nim, to poczułam w sobie ciepło).

Trzymaj się Aniele. Opiekuj się mną. Teraz potrzebuję Cię bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

 

 

alexbluessy : :
cze 15 2004 jedno mam życzenie...
Komentarze: 0

S!!! I WANT TO SEE YOU AGAIN!!! J

alexbluessy : :
cze 14 2004 Na Huśtawce...
Komentarze: 0

...w górę, w dół... i jeszcze raz... góra dół... raz wysoko pod samo niebo, w chmury, a zaraz potem opada na dół... góra dół, góra dół...

Tak mniej więcej ostatnio się czuję. Raz na dole, raz na górze. Bujam się na Huśtawce Nastrojów – raz pozytywnie, aż chce mi się skakać, a zaraz potem spadam... Już jestem trochę tym zmęczona. Bo ile można, przecież taki stan może do nerwicy doprowadzić. Bujam się na Huśtawce Nastrojów – raz głową, a raz nogami w dół. Moja Huśtawka... moja Wewnętrzna Huśtawka...

Wiem, że to powinno się niedługo już skończyć, że kiedy wyjdzie słońce to wszystko się zmieni... jeśli wyjdzie słońce.

AND I PROMISE MYSELF I'LL SEE THE SUN AGAIN...

Obudziły mnie promienie słońce zaglądające przez uchylone okno, było około 5 rano. Zasunęłam żaluzje, chociaż zwykle tego nie robię, i poszłam dalej spać. Udało mi ukraść jeszcze 2 godziny snu. Gorąca kawa wypita na balkonie postawiła mnie na nogi, zjedzona w biegu sucha bułka z masłem pomogła oszukać żołądek. Przed 9 wybiegłam z domu i pojechałam odebrać wyczekane zdjęcia. Hm, stałam przed Rossmannem i uśmiechałam się do siebie. Potem część z nich (specjalnie wybrane) włożyłam do koperty obklejonej znaczkami i wysłałam Priorytetem do Londynu.  A fotki wyszły świetnie, kolorowe, uśmiechnięte – masa wspomnień. Szczególnie, kiedy patrzyłam na jedno z nich to coś we mnie rosło... jakieś ciepło, a jednocześnie łzy napływały do oczu. I zaczęłam się zastanawiać czy to było naprawdę, czy to mi się nie śniło przypadkiem. Czy naprawdę byłam ja, był on... Czy będziemy... Bo naprawdę to jest jak sen... albo przerwany (chwilowo) sen...

AND I PROMISE MYSELF I'LL SEE THE SUN AGAIN...

Około południa przyszła E. i zabrałyśmy się za naukę. Dzisiaj analizowałyśmy wypowiedzenia złożone. Na początku szło trochę opornie, ale potem się rozkręciłyśmy, o ile można się rozkręcić przy czymś tak nudnym. Od środy, albo czwartku zaczynamy już powtórki generalne. Zostało 13 dni... Ale będzie dobrze, ja wciąż w to wierzę. Trochę pogadałyśmy, zjadłyśmy pół kilo truskawek, chińskie zupki instant i ruskie pierogi. Hm, jak człowiek się uczy to głodnieje, a jeśli jeszcze przy tym dyskutuje i prowadzi ożywione konwersacje na tematy przeróżne to tym bardziej. wysłałyśmy kilka smsów do naszej koleżanki z grupy, podenerwowałyśmy kolegę (też z grupy) i kilka godzin minęło. E. poszła, a ja znowu znalazłam się, mimowolnie całkiem, na Mojej Huśtawce. Znowu przejrzałam zdjęcia, znowu się zamyśliłam, znowu... Mówią, że człowiek zakochany może wszystko. Pewnie, że może. Ale czy to dotyczy także tych, którzy są razem, a jednak osobno??? Bo co z tego, że ja wiem, że on tam gdzieś jest, co z tego, że tęsknię, myślę, czekam. Co z tego, że wysyłam e-maile, smsy. Co z tego, że to działa też w drugą stronę. Dokładnie nic. Bo chciałoby się Poczuć, Usłyszeć, Zobaczyć. A nie można. I to jest okropne, że kiedy tak bardzo potrzebujesz bliskości i ciepła drugiej osoby to jej nie masz... „When I need you I just close my eyes and I’m with you(…)miles and miles of empty space in between us A telephone can’t take a place of your smile(…)”

BUT I PROMISE MYSELF I'LL SEE THE SUN AGAIN...

alexbluessy : :
cze 13 2004 Retrospekcje (prosto z serca)
Komentarze: 0

„Chodź do mnie Misia...Hm.. Powiedz mi, jak ty do mnie podchodzisz??? Do tego, co jest między nami?” – „Nie bardzo rozumiem...” „Bo widzisz, ja wiem, że chyba na pewno wyjadę. A czuję coś do ciebie... zależy mi na tobie... i zastanawiam się czy jechać...” – „???” „...kurcze sam się boję swoich myśli... ale zastanawiam się czy jechać... bo chciałbym zostać ze względu na ciebie...wiem, że to za wcześnie żeby mówić coś takiego, ale powiedz, przyjechałabyś do mnie???” – „Nie wiem...wiesz, że to zależy od wielu czynników.” „Wiem, ale boję się, że jak wyjadę to nie będę miał do kogo wrócić...” 

Od samego rana takie myśli tłukły jej się po głowie. Ze szczegółami mogłaby opisać momenty, kiedy takie rozmowy się toczyły. Mogła opisać czas, miejsce, ton głosu, wygląd... Nie układały się w chronologiczną całość, te wspomnienia pojawiały się wyrywkowo, ale były bardzo intensywne.

„...to nie przyjdziesz na dworzec???” –„Nie, przepraszam cię, ale nie.” „Rozumiem. Szkoda, ale rozumiem...” (po dwóch dniach) „Jednak przyszłaś.” – „Nie darowałabym sobie, gdybym nie przyszła” „Bardzo, bardzo się cieszę. Chodź Misia, przytul się do swojego chłopaka, który wyjeżdża na zachód zarabiać na lepszą przyszłość.. Nie martw się czas szybko zleci...” (uśmiechnęła się na to wspomnienie) 

„(...)and I promise you you’ll see the sun again(...)”

“To co, zakochałaś się już we mnie???”  - „A skąd to pytane???” „Bo ja się w tobie zakochuję... i wiesz kiedy budzę się rano to chciałbym żebyś była obok i żebym mógł się uśmiechnąć do ciebie.” 

„(...)and I promise you you’ll see the sun again(...)”

“Skarbie nie było twoich ulubionych Twix’ów, następnym razem. Teraz kupiłem malinowe delicje, też są słodkie... mmm... jak ty....” (innym razem) – „Będę gruba od tych Twix’ów.” „Nie będziesz, jedz kochana marudo. Jesteś śliczna, mądra i jutro o 19 spotkasz się ze mną, ale ze mnie szczęściarz...” (po tygodniowej rozłące z „okazji” Wielkanocy) „Cieszę się, że już wróciłaś... ale już nie wyjeżdżaj, proszę...Mówiłem ci, że tęskniłem za tobą???” – „Mówiłeś, ja też mówiłam bo też tęskniłam” „Naprawdę tęskniłem...”

„(...)rozstania są po to, żeby odnaleźć się na nowo, żeby tęsknić, żeby znowu kochać.”

Wspomnienia, piosenka Dido, która ustawiła na ciągłe odtwarzanie sprawiły, że w końcu rozbolała ją głowa i oczy. Głowa to pewnie też trochę od pyłków, które już dają o sobie znać, a oczy to od łez. Czuła się trochę otumaniona. „Będę musiała iść do lekarza żeby jakieś inne leki mi przepisał bo od tych to tylko spać mi się chce...” – pomyślała. Czuła się niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, jakby ktoś ją związał, albo odebrał wszystkie siły. Złapała się na tym, że od samego rana, odkąd się obudziła towarzyszy jej wspomnienie S. Z podwójną siłą dotarło do niej, że brakuje jej jego (u)śmiechu, tego, jak nalewa do kawy mleczka, jak ją potem pije. Brakuje jej jego blizny na czole, głosu, tego, jak się czuła, kiedy on był blisko. W takich chwilach dopadał ją potworny wewnętrzny ból, rozrywał wszystko w środku i nie dawał spokoju. Miała wrażenie, że nie wytrzyma. Łatwo się irytowała, dużo rzeczy ją denerwowało często bez powodu. Przed wyjazdem do rodziców w takich chwilach wychodziła do miasta, teraz myślała: „ po co??? Znowu wydam najprawdopodobniej pieniądze na rzecz, którą nie będę umiała się cieszyć. Bo co to za radość cieszyć się samemu???” Znowu dotarło do niej, że nie ma nikogo, do kogo mogłaby pójść czy zadzwonić. Żadnej bliższej koleżanki. Owszem była A., ale jak zwykle zajęta i bez ochoty do przyjazdu do Wrocławia, jeśli sama nie miała tam nic do załatwienia. A przecież to tylko pół godziny jazdy. Nagle poraziła ją myśl, która teraz nie powinna zaprzątać jej głowy: „jak to będzie kiedy on już wróci??? Jak to będzie na dworcu, jak potem będzie???” Bała się tej chwili, wyobrażała ją sobie na wiele sposobów, ale bała się.

„Kochanie, ty urodzinki masz niedługo, prawda???” – „Hm, prawda. Mam je w sobotę, a zaraz w poniedziałek egzamin” „Oj, to nie pobalujesz sobie, ale nie martw się, jak wrócę do zabalujemy razem.” – „Wobec takiej propozycji jestem na tak.” „To dobrze Misia, to dobrze.” 

„(...)and I promise you you’ll see the sun again(...)”

“Tęsknię za tobą, wiesz???” – „Wiem, ja za tobą też...” 

AND SHE PROMISES HERSELF THAT SHE’LL SEE THE SUN AGAIN (soon…)

……………………………………………….

Hm… siedzę na parapecie okna I dziwnie się czuję. Nie mam na co patrzeć: z jednej strony ściana, z drugiej i trzeciej też. Z ostatniej brama „na świat”, można nią wyjść (o ile jest otwarta) z zamkniętego podwórka na „resztę” osiedla.  Pode mną zadbane trawniki, stół pingpongowy, pergola i grill, przy którym tydzień temu bawiłam się z grupą. Ładne osiedle, tyle że puste. Od czasu do czasu jakieś dzieci wyjdą pograć w piłkę, albo sąsiadka wyprowadzi psa. Siedzę i patrzę, staram się patrzeć ponad dachami domów, co jest trochę trudne. Na de mną niebieskie niebo i chmury jak cukrowa wata. W głośnikach Dido... „(…)and I promise you you’ll see the sun again...”. Bardzo bym chciała je zobaczyć.  Fakt, czuję je, grzeje w dekolt, twarz, razi w oczy. Tyle, że ja chciałabym je poczuć w sobie. Bo wydaje mi się, że moje wewnętrzne słońce trochę przygasło ostatnio. Tak, zdecydowanie. Siedzę na tym parapecie i zastanawiam się jakby to było skoczyć... skoczyć i polecieć. Nie wiem i jestem przekonana, że nigdy się nie dowiem. Nagle czuję spokój: „nie bój się, wszystko będzie dobrze”. „Hm, łatwo ci mówić kimkolwiek jesteś. Jasne, że będzie dobrze o ile wezmę się w garść, przestanę się roztkliwiać nad sobą i zabiorę się do roboty.” Za 2 tygodnie egzaminy. S. ciągle się dopytuje jak nauka, on we mnie wierzy. Kurcze, czasem mam wrażenie, że on się bardziej przejmuje niż ja. Czy taki facet to skarb??? Tak bardzo chcę żeby było dobrze kiedy on już (wreszcie) wróci. Bo coraz bardziej mam wrażenie, że on nie jest prawdziwy, że jest nierzeczywisty, że jest głosem z zaświatów. Dobrze znanym, ale nieistniejącym naprawdę. No głupia jestem, wiem. Ale co ja poradzę na to, że tak bardzo tęsknię, że momentami nie mogę.

Wczoraj, kiedy wysiadłam na dworcu pomyślałam: „będzie dobrze, mogę wszystko, wszystko się uda.” No, poczułam się jak w domu, jak u siebie. Nie ma jak własny pokój z własnym łóżkiem, własna kuchnia i własna łazienka. [Własny komputer (???)] Zasnąć za bardzo nie mogłam bo myśli nie dawały mi zasnąć – martwię się sytuacją w domu-nie domu, u rodziców dla jasności. A dzisiaj??? Dzisiaj obudziłam się z nadzieją, ze to będzie dobry dzień. Niestety. Obudziłam się przed 7 i zastanawiałam się co ja tutaj robię i w ogóle gdzie ja jestem. Kiedy już doszłam do siebie coś tam w biegu zjadłam i poszłam TAM, a potem spełniłam swój „obywatelski obowiązek”. Nadal w kiepskim humorze pojechałam do Centrum w nadziei, że może jeden ze sklepów sieci Rossmann jest otwarty i będę mogła odebrać zdjęcia, na które czekam już bardzo długo, a może i dłużej. Nie mogłam bo sklep był zamknięty i otworzą go dopiero jutro o 9. Trudno, tyle czekałam to mogę jeszcze poczekać, right??? Tylko szkoda, bo myślałam, że już dzisiaj wyślę je do S. Za to wysłałam mu e-maila. To znaczy marną podróbkę e-maila. No bo to było tak. Napisałam taki ładny list i dowcipny i poważny, taki „po mojemu”, sami wiecie, ale mój współlokator zrestartował swój komputer i moje pisanie diabli wzięli. Musiałam pisać wszystko od początku, ale to już nie to samo. Tak więc Moje Kochanie dostało „podróbkę e-maila”. Fajnie brzmi – „podróbka e-maila”... A co poza tym??? A no nic. Kiepski humor od rana mi towarzyszył bo było i chłodno i szaro i mało przyjemnie generalnie na świecie. No, przynajmniej tym ograniczającym się do mojego „podwórka” i okolic, w których bywam. Pomyślałam sobie, że trzeba by tą szarość jakoś rozproszyć i postanowiłam, że przy najbliższej okazji kupię sobie różowy golf. Z długim rękawem, żeby był już na jesień i zimę (bo ja zapobiegliwa trochę jestem). Ale nawet to postanowienie nie poprawiło mi humoru. Siedziałam, patrzyłam w monitor jakby tam była ukryta odpowiedź na pytanie „co robić”. Wypiłam czerwoną herbatę, zjadłam jakiś serek co mi z wczorajszej podróży został – podobno z rodzynkami był, ale ja jakoś żadnej nie zauważyłam. A taka renomowana marka... A potem, ponieważ dołek nadal nie przechodził, to zrobiłam pranie i sprzątnęłam mieszkanie. Wyładowałam energię i trochę mi się polepszyło. Ale tylko trochę, nie myślcie sobie. Nagle znowu ogarnęło mnie poczucie Tęsknoty, Pustki i Bezsensowności działania jakiegokolwiek. Dopiero jak usiadłam na parapecie, zaczęłam nucić jedną z moich ulubionych piosenek (Dido oczywiście) to zrobiło mi się jeszcze ciut lepiej, spojrzałam na zdjęcie i uśmiechnęłam się: „musi być dobrze... MUSI!!!”. I TAK BĘDZIE!!!

„(...)and I promise you you’ll see the sun again..”

Słońce świeci już na max’a, daje po oczach jak nie wiem co. Powinnam napisać jakiegoś smsa do E., żeby umówić się na jutro na naukę. Zbieram się od rana i jakoś jeszcze nie napisałam, mam nadzieję, że do wieczora się zbiorę.  Bo ten Czas tak leci, że już naprawdę nie zdążę się obejrzeć a miną te 2 tygodnie i zasiądę w jednej z sal Katedry Filologii Niderlandzkiej im. Erazma z Rotterdamu przy ulicy Kuźniczej. Razem z E. zasiądziemy, a następnego dnia egzamin na etnologię. A potem wyniki, a potem to już S. wróci. I mam nadzieję, że będzie dobrze. O nie!!! JA WIEM, ŻE BĘDZIE DOBRZE!!! I we mnie zaświeci słońce... (tylko żebym jeszcze jakąś pracę znalazła żebym nie musiała jechać do rodziców. Bo pozornie to jest spokojnie i miło, ale tylko pozornie. Atmosfera w domu napięta czasem do granic możliwości. Owszem podczas mojego pobytu zdarzyły się i dobre i zabawne chwile. No bo wyobraźcie sobie, że prawie że pod oknami domu zamieszkałego przez dostojnych pracowników Uniwersytetu jakiś koleś otworzył sobie dyskotekę. Nie ważne, że z każdej strony otaczają go bloki, jednorodzinne domki, albo mieszkania pracowników naukowych. On na terenie Uniwersytetu otworzył „żulernio-imprezownię”, jak nazwał ją mój tata. A knajpie nadał (koleś) wdzięczną nazwę Apokalipsa. Nazwa pasuje jak ulał, zważywszy, że łomocząca muzyka nie daje po nocach spać. Dyskoteki powinny być umiejscowione w podziemiach tymczasem Apokalipsa mieści się w jednorodzinnym domku z wyjściem na ogródek. W końcu mój tata się wkurzył i zadzwonił na policję. Ci przyjechali, facet muzykę ściszył, ale tylko na czas wizyty stróżów prawa. To tata zadzwonił raz jeszcze bo u nas, na drugim piętrze nie dało się wytrzymać, i od tej pory się uciszyło. Zresztą i tak są już rozpoczęte starania o odebranie facetowi koncesji. Bo on sobie pamiętnego dnia urządził „Otwarte Mistrzostwa Polski Dijejów dyskotekowych”. Rzeczywiście były otwarte, na wolnym powietrzu. Kiedy sprawa Apokalipsy się „uciszyła” z drugiej strony domu zamieszkał chłopak – ćpun. Nikt się nie dziwił, ze wybrał to miejsce akurat bo spokój, nikt nie chodzi specjalnie itd. Ale dzień przed moim wyjazdem nawąchał się kleju i zaczął porządnie odlatywać. Nie widział nic poza swoim własnym światem. Mama (zresztą podobno wcześniej już ktoś zgłaszał) zadzwoniła na policję żeby go zabrali bo szkoda chłopaka.  A ten, młody chłopak, już był tak naćpany, że tańczył, śpiewał, skakał po drzewach – wszystko pod oknami domu, gdzie mieszkają rodzice. Policja przyjechała, ale nawet nikt nie wysiadł z samochodu, zakręcili kilka razy i odjechali. To się nazywa interwencja polskiej policji. Mama zadzwoniła jeszcze raz. usłyszała, że patrol już był i nikogo nie zobaczył. Mama na to: „jak nikogo nie ma skoro on tańczy pod moim oknem???” „Dobrze, przyjedziemy jeszcze raz”. Przyjechali, sprawdzili chłopaka, potrzymali go chwilę i wypuścili... No, tak więc bywa tragczno-zabawnie. Nie mniej, martwię się, szczególnie o brata...

„(...)and I promise you you’ll see the sun again..”

Dobra kończę na dzisiaj. Jeszcze kiedyś tu wrócę.

AND I PROMISE MYSELF THAT I SEE THE SUN AGAIN (soon)

 

 

alexbluessy : :