Archiwum 07 września 2004


wrz 07 2004 Chciałam.
Komentarze: 8

Chciałam mu podziękować.

Chciałam się przytulić.

Chciałam...

 

Chciałam ślicznie wyglądać...

Chciałam się śmiać

Chciałam tańczyć

Chciałam...

 

Prawdopodobnie z mojego chcenia nic nie wyjdzie. Czekam na smsa od Esia. Ma dać znak jak będzie wychodził z domu. Tylko czy o tej porze jest sens się spotykać... To znaczy sens jest zawsze, pytanie czy zanim nie dojedziemy na miejsce umówione nie trzeba już będzie wracać...

 

Zadzwonił, wiem, że tata załatwił mu spotkanie w sprawie pracy. Wiem, że to ważne dla niego...

 

To dlaczego Gula znowu przyszła, zacisnęła się na gardle i spokoju nie daje??? Znowu chce mi się płakać.

 

Siedzę przygotowana, umalowana, patrzę tępo w monitor.

Powoli zdejmuję kolczyki, łańcuszek, zegarek... zaraz znowu będę codzienna.

 

Zupełnie bez sensu chce mi się płakać. Jestem chyba nienormalna.

 

Chciałam...

 

alexbluessy : :
wrz 07 2004 Wyznanie.
Komentarze: 3

„Touch my skin and tell me what you’re thinking Take my hand and show me where we’re going Lie down next to me Look into my eyes and tell me what you’re seeing So sit on top of the world and tell me how you’re feelig What you feel is what I feel for you(…)See my eyes, they carry your reflection Watch my lips and hear the words I’m telling you Give your trust to me and look into my heart and show me what you’re doing  So sit on top of the world and tell me how you’re feelig What you feel is what I feel for you(…)”

 

W zasadzie ta piosenka wyraża najwięcej z tego, co chciałabym powiedzieć. Co chciałabym pokazać...

 

To dla spotkań z nim/ dla niego chce mi się rano wstać.

To dla niego chcę wyglądać najpiękniej

To przy nim chcę się rano budzić, a wieczorem zasypiać

To dzięki niemu chcę się uśmiechać, chcę tańczyć

To o nim mogłabym opowiadać godzinami

To jego twarz widzę w zakamarkach, w splotach ulic

To przed spotkaniami z nim godziny/minuty stają się wiecznością

To czekanie na jego telefon w ciszy wierci mi dziurę w brzuchu

To jego zapach, pocałunki, dotyk sprawiają, że odlatuję. Nie ma mnie...

 

Dlaczego tu panuje taka cisza??? Dlaczego nawet Dido dziś nie uspokaja??? Wiem, że zadzwoni. Obiecał przecież. Nie powinnam się przejmować, powinnam być cierpliwa. Te wskazówki tak wolno się przesuwają...

Każde wyskoczenie w prawym, dolnym rogu monitora komunikatu, że „S. przesyła wiadomość” powoduje palpitacje serca i wypieki na twarzy.

 

„(...) I am what I am I’ll do what I want But I can’t hide And I won’t go I won’t sleep I can’t breathe Until you’re resting here with me And I won’t leave And I can’t hide I cannot be Until you’re resting here with me(…)”

 

Na pewno wszystko ze mną w porządku??? Bo czasem się boję. Boję się tak bardzo, że aż mi gorąco się robi. To jest zdrowy objaw??? A ten strach jest irracjonalny. A może nie...

 

Czego ja się boję??? Że nie zadzwoni??? – bez sensu, zawsze dzwoni. Albo zostawia wiadomość na gg. Jeszcze mnie nie zawiódł. Nigdy. Nawet, kiedy był w Londynie, a wiedział, że mam egzaminy czy czymś się martwię dzwonił każdego dnia, czasem po 2 razy. Martwił się, pocieszał, nawet na taką odległość był w jakiś sposób blisko. Teraz też. Więc co się dzieje...

 

Od dłuższej chwili słucham na zmianę „Sutry” Sistars, „Jesteś” Teki i „To co dobre” Kasi Kowalskiej. Sąsiedzi mnie wyeksmitują...

 

Około 19 przyjdzie Esio i wyjdziemy do miasta. Dołączymy do jego siostry bliźniaczki i jej chłopaka. Powtórka z „Cichego kącika” w Lądku...

 

Chcę dziś ślicznie wyglądać (to znaczy Esio często rozbraja mnie słowami „ale ty śliczna jesteś...”). Ale dziś chcę jakoś inaczej ślicznie wyglądać. Takie mam chciejstwo. Dlatego wyszłam z domu i kupiłam nowy lakier do paznokci i czerwoną frotkę do włosów. Oprócz tego postanowiłam zadbać o swój brzuszek. Temu dostała się francuska bułeczka z budyniem i marmoladką do tego kawa 3in1. Ta ostatnia nie najlepsza, ale trudno.

 

Czas, który mi pozostał: jakieś 2 godziny. Muszę zdążyć z kąpielą, suszeniem włosów, doprowadzeniem ich do jako tako normalnego (względnie) stanu, ubranie się i pomalowanie.

 

Czy to ja to wszystko mówię??? Słowo daję, że nie poznaję sama siebie. Przecież ja nigdy nie zwracałam uwagi na takie bzdury... No tak, ale wszystko się poprzestawiało o jakieś 180 stopni.

Dziś wystąpię w nowych jasnych spodniach (zakupionych jeszcze w B-stoku), czerwonym sweterku i Esiowej bluzie. Tą ostatnią Mój Brat Kochany nazwał kibolską – nie pamiętam czy o tym pisałam. Na pytanie o markę bluzy (jakby metka była najważniejsza) usłyszał – Lonsdale. A on na to: „Siostra to ty kibol teraz jesteś. Lonsdale to kibolska firma”.- Kochany braciszek...

Kibolska, nie kibolska ważne, że ubranko jest cieplutkie, pasuje i że od esiowego serducha. Kochany, nawet z kolorem trafił. I jeszcze na moje zachwyty odpowiedział, że to drobiazg. :* :* :*

 

Tak więc wychodzę dziś. W tym czasie powinien pojawić się mój tata, ale dziewczyny mu otworzą. Na biurku zostawię mu kartkę co, gdzie jest. Trochę to tak głupio, że sobie idę, ale przecież ostatecznie przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta i swojego własnego mieszkania. A poza tym i tak dzisiaj pójdzie od razu spać, przecież 9-godzinna podróż jest męcząca. Jeszcze do tego w upale.

 

Kurcze, to miało być wyzwanie a nabrało kształtu zwykłej notki. Nie tak miało być, nie taki miałam zamiar. A wszystko przez godzinkę spędzoną na balkonie z książką i wyjście z domu na rundkę po osiedlowych sklepikach.

 

Wzięłam do ręki dwa tomiki wierszy. Dwóch poetek. Tak różnych, jak różne jest Czucie i Odczuwanie. Piękne, kobiece, erotyzująco – energetyzujące. W głośnikach jednak Dido. Zaczęła nastrajać pozytywnie.

 

Trzy kobiety, tak różne kobiety. I ja czwarta.

 

A dziś... Wejście trzecie: „W optymizm” Ewy Bartoszewicz. (fragmenty)

 

Jutro jak zamknięci ludzie w kapeluszach

Jak sprzedawca lodów na ulicy między zebrami

Jak zepsute wodociągi

Jak autobusy i tłumy kobiet Pamiętaj

Jak ci którzy wysoko dzisiaj

Jak oni będą Pamiętaj

kiedy nie wiadomo komu i co do tego

 

Będzie optymizm jak wielka baba w chuście

Będzie uśmiech w najeżonym słowie

Będzie spokój na wiejskiej zabawie z żerdziami

Będziemy sami

 

I tym optymistycznym akcentem mówię Wam – do przeczytania!!!

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 07 2004 Let me ask WHY???
Komentarze: 3

Początek dnia standardowy. Pobudka o 7, zejście do sklepu po słodką bułkę z makiem, zaparzenie kawy i wylegiwanie się jeszcze godzinkę z książką („nowy” Wiśniewski).

 

Plan na dziś: oddanie butów do szewca, zrobienie przelewu w banku, wysłanie listu do dziadków spod Warszawy, spotkanie z Esiulkiem (tak! tak! tak! – już mnie nos po dobrej stronie swędzi), czekanie na tatę. Ale rodziciel dopiero późnym wieczorem się pojawi, do tego czasu zamierzam spędzić czas niezwykle ciekawie w Esia towarzystwie.

 

Ponieważ Moje Kochanie wyjeżdża w sobotę pomyślałam, że może skorzystam z zaproszenia A. i pojadę do niej na weekend. Jeśli jej zaproszenie nadal jest aktualne oczywiście, ale w tej sprawie będę do niej za chwilę dzwonić.

Co się zaś wyjazdu Esia tyczy. Należą mu się wakacje, rozumiem to. Jest mi trochę przykro, że nie mogę z nimi jechać, ale tak się złożyło. Zresztą wylegiwanie się plackiem na plaży i smażenie brzucha w słońcu to nie jest mój ulubiony sposób spędzania wakacji. A oni jada głównie w tym celu. Co nie znaczy, że nie zazdroszczę. Trochę na pewno. Hm, ostatecznie W., chłopak K. (siostry Esia) też zostaje. Złączymy się więc w czekaniu... Mnie bardziej chodzi o to, że Esia tak długo nie było, że wrócił i że znowu wyjeżdża. O to mi najbardziej chodzi, z tym trudno mi się pogodzić. Wczoraj nawet trochę jeszcze pochlipałam z tego powodu, ale dziś już mi lepiej. Szybko minie. Skoro te 4 miesiące zleciały nie wiadomo kiedy, to co znaczy 13 dni, am I right???

 

A w kalendarzu już sprawdziłam, że majowy weekend się bardzo ładnie ustawił, dużo jest dni wolnych i na ten czas ja sobie coś wymyślę. Może Wiedeń, a może Paryż??? Będę musiała nad tym pomyśleć. Mam dopiero 22 lata i całe życie przed sobą. Jeszcze się najeżdżę, jeszcze się naoglądam cudów tego świata, jeszcze zdążę. A ten Wiedeń z Paryżem to myślę, ze niezły pomysł. Względnie może być Sopot. Byle z Esiem, tak by było najlepiej. Hehehe, wiadomo.

 

Kurcze, od kilku dni budzę się z takim niesamowitym i nieznanym mi wcześniej uczuciem zadowolenia. Mam ochotę krzyczeć (treść wiadomą, znaną i oczywistą pewnie od dawna). Nie krzyczę żeby nie spłoszyć ciszy. I oczekiwania. Niecierpliwego czekania na niespodzianki dnia. Najlepiej te miłe.

 

A czas bez Esia wykorzystam na poszukiwanie słowników (ulubione godziny spędzone w księgarniach językowych) polsko – rosyjskich i odwrotnych. Powłóczę po mieście, dowiem się co i jak z koncertem Bajora, przeczytam zaległe lektury, zorientuję się w karnetach na basen bo zamierzamy się z Esiem zapisać (w związku z tym muszę zaopatrzyć się jeszcze w okulary i czepek). No, ja to bym pewnie trochę wolała koniki, ale Esio nie jeździ... Szkoda, kiedyś go nauczę. Może, jak Bóg pozwoli. Do łyżew już go przekonałam i powiedział, że pójdzie ze mną na Spiską. No i GREAT!!!

Szybko minie... A potem on już nie wyjedzie. Hehehe...

 

... i przyjdzie Wieczór. Będą świece, będzie winko, które Esio przywiezie, będzie Michał Bajor w głośnikach. Zrobię makaronową zapiekankę i szarlotkę, na którą moje Kochanie już doczekać się nie może. Serce w to całe włożę...

 

Jezu!!! Ze mną coraz gorzej jest...

..................................

 

To już wszystko załatwione. Esio jedzie do Złotych Piasków, a ja do Jelcza-Laskowic „na ploty”. Great.

 

Znowu ich widziałam. Dwóch kominiarzy, tych co wczoraj. Tylko dziś nie miałam na sobie żadnego guzika, to szukaniem faceta w okularach głowy sobie nie zawracam. Na upartego wystarczy ją odwrócić i spojrzeć na nocną szafkę...

Wczoraj „poskarżyłam się” Esiowi, że widziałam kominiarzy, chwyciłam się za guzik, wypatrzyłam okularnika, ale szczęścia jakoś mi nie przynieśli. Esio na mnie spojrzał i zdziwiony spytał „Minia, jak to nie przynieśli???”. Spojrzałam na niego, a on zamachał mi ręką przed oczami „hello, skarbie ja tu jestem...”

 

Oj Esiu, Mój Ty Esiu Kochany...

 

Tak sobie pomyślałam, że nie mam powodu rozpaczać, że Esio znowu wyjeżdża. Jako córka profesora, który często jeździł po świecie z wykładami (na gościnne występy, jak ja to mówię) powinnam się przyzwyczaić, że faceta nie ma, kiedy jest potrzebny. Wyjazd nie powinien robić na mnie wrażenia, jako że „skażona genetycznie” jestem.

Tak to sobie wytłumaczyłam. Może nie za mądrze, ale inaczej nie umiem.

A poza tym „to męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać...”. Tylko ile można??? Patrząc (i podziwiając) na moją mamę długo można.

 

Włączyłam kolejne 2 odcinki „Co ludzie powiedzą”, ale jakoś nie mogłam się skupić. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk smsa: „przeniesiony do rezerwy hahaha. Miłego dnia, zadzwonię później. Buziaki”.

Czyli nie pojadę na przysięgę (jakoś mnie to nie martwi specjalnie) i nie zobaczę Esia w mundurze. Póki co.

Tylko kiedy będzie to „później”??? Jakoś tak dziwnie mi się czas bez niego dłuży, smutek mnie nachodzi czasami, odliczam godziny do spotkania, potem jest radość, ale wskazówki zaczynają biec jak szalone. I znowu trzeba się rozstać... I to jego, zakończone buziaczkiem, „do jutra...” dające nadzieję, pozwalające czekać, niecierpliwie i z ciekawością oczekiwać nowego dnia.

 

Ważne, że on jest. Że jest namacalny, po drugiej stronie kabla, na drugim końcu miasta (jakby nie patrzeć tam jest takie połączenie dobre, że .śmiejemy się nawet, że wszystkie drogi prowadzą do Esia). Że można dotknąć, poczuć, usłyszeć.

 

To skoro tak jest, dlaczego moja przyjaciółka Gula wróciła???

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :