Archiwum listopad 2004, strona 2


lis 18 2004 Może.
Komentarze: 4

Może...

Może nie jestem konsekwentna??? Nie jestem – mogę to stwierdzić z pełną świadomością i stanowczością.

Może jestem uległa??? Jestem – to też mogę z pełną świadomością umysłu potwierdzić.

Może poddaję się wpływom ludzi, ich sugestiom, opiniom??? Poddaję – w innym wypadku tej notki by tutaj nie było.

Bo Wasze komentarze, a także słowa nie czytającego Bloga Eśka doprowadziły mnie do napisania tego, co poniżej.

Nie liczyłam na nic, beznamiętnie napisałam i wkleiłam tamtą notkę – nie usunę jej, niech zostanie. Napisałam, wkleiłam, wyłączyłam komputer i poszłam spać. Dopiero następnego dnia wieczorem uruchomiłam Outlook’a i zrobiło mi się przykro... Szczególnie przy słowach Szukającej Prawdy, że „życie mnie przytuli, zachlipałam. Esio spojrzał i zapytał czemu właściwie zakończyłam pisanie. Odpowiedziałam, że już nie chcę chyba dłużej się uzewnętrzniać. On popatrzył i powiedział, że przecież jakoś się przez to pisanie moje realizowałam, że nie powinnam tak tego zostawiać i on mojej decyzji nie rozumie. I to powiedział on, który nie przeczytał ani pół notki. Tylko hasło trochę ze względu na niego założyłam, gdyby przyszło mu do głowy... W co wątpię szczerze, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Bo już wie na jakim serwisie mam ten swój internetowy zeszyt spod sprężyn. Pozbawił mnie złudzeń, że życie Czytających jest podporządkowane notkom na moim Blogu, że Czytający nie siedzą 24h i nie czekają na nowe notki. Tylko ja nigdy takich złudzeń nie miałam, wręcz przeciwnie.

Zastanawiam się jak tu teraz będzie. Muszę się przyznać, że przez chwilę chciałam skasować Bloga, albo oddać go komuś innemu do dalszego prowadzenia. Na końcu zdecydowałam się na przerwę trwającą może do Nowego Roku, może dłużej, a może krócej. Skończyło się na trzydniowej przerwie, która nie wynikała z tego, że byłam na głodzie i musiałam wkleić coś – cokolwiek. Absolutnie nie. Otwarty słoik nutelli stojący przede mną tez za bardzo nie zaważył. A może to z niewyspania (koncert w Gumowej Róży, wcześniej męczące zajęcia, a potem spacer i trochę wąskie łóżko) nie wiem co robię...

... myślę co tu teraz będzie. Nie chciałabym się powstrzymywać przed pisaniem bo to byłoby tak, jakbym coś ukrywała. A przecież pamiętniki są po to żeby wypłakać cały żal, cały smutek, całą radość z miłością, wszystkie emocje żeby z siebie wyrzucić. I bolączki świata. Muszę się zastanowić...

A może...

 

alexbluessy : :
lis 15 2004 Zamykam drzwi, wyrzucam klucz.
Komentarze: 9
Podjęłam stateczną i mam nadzieję, że nie odwołalną decyzję. Kończę pisanie Bloga. Na odrobinę więcej niż dwa tygodnie przed upływem roku od jego założenia. Nie żałuję niczego, powziętej tamtego grudniowego dnia decyzji o rozpoczęciu pisania, żadnego słowa, żadnej notki. Kawał życia tu zostawiłam, 200% mnie samej. Ostatnio za bardzo. Za dużo tu mojej Intymności, a przecież nie jestem ekshibicjonistką.

Esio usłyszał te Słowa Dwa. Kiedy je wypowiedziałam zaraz potem zachciało mi się śpiewać, ulżyło mi. Jemu chyba też. Sylwestrową decyzję podejmiemy wspólnie, coś wymyślimy – byle razem wejść w ten Nowy Rok.

Taka jestem szczęśliwa (choć nie jeden zakręt przede mną), chciałam podzielić się z Wami tym szczęściem moim, ale chyba trochę zboczyłam. Za bardzo chciałam, za mocno, zapomniałam się. Dopiero niedawna rozmowa ze Znajomą z Blogów uświadomiła mi, że się zagalopowałam, że trzeba też zachować coś dla siebie. A ja potraktowałam Bloga jak zeszyt, który chowa się pod sprężynami łóżka żeby go czasem nikt nie znalazł.

To chyba tyle.

Zamykam drzwi, wyrzucam klucz. Nie szukajcie mnie, nie napiszę też na dobranoc. Moją ostatnią notkę kończę krótkim „pa”.

alexbluessy : :
lis 15 2004 Rozłożona.
Komentarze: 7

Coś czuję, że choróbsko zaczyna mnie rozkładać na łopatki. Ból głowy, katar (zaraz zacznie się sezonowe krwawienia z nosa) i ogólne niezbyt dobre samopoczucie każą mi przypuszczać, że Esio przyjedzie robić mi rozgrzewające i stawiające na nogi mleko z miodem (молоко с мёдам) szybciej niż obojgu nam się zdaje. Może to i dobrze... Bo mam z nim do pogadania w kwestii Sylwestra, który, nie będę już dłużej ukrywać, że trochę sen z oczu spędza. Z braku kasy głównie.

Piję kolejną herbatkę z miodem i cytrynką (чай с мёдам и лимонам), plecy bolą od pochylania się nad książkami i słownikami. A jeszcze sporo roboty przede mną dzisiaj. Głównie za sprawą czekającej mnie jutro kolejnej kartkówki z mojej ulubionej łaciny. Wrrr... I jeszcze ta rozmowa z Eśkiem do tego wszystkiego. Ale lepiej mieć już za sobą to, co najtrudniejsze żeby potem mogło być lepiej.

... bo czasem mam wrażenie, że dla niego to ja mam zawsze pieniążki i nie muszę martwić się o nic. Prawda jest troszkę inna. Ja po prostu nie wychylam się z tym, że ciężko mi i muszę czasem się nakombinować żeby miesiąc przeżyć. On ma tylko na swoje potrzeby ponad trzy razy tyle, ile ja na miesięczne utrzymanie. Mamusia z tatusiem kupuje jedzonko i nie wymaga dokładania do mieszkania. A przynajmniej ja nic o tym nie słyszałam. Tak więc Moje Kochanie może sobie jak królewicz żyć.  Tylko jego królewna trochę zubożała. A przecież nie pieniądze się najbardziej w życiu liczą.

Hm, a skoro się nie najbardziej liczą to czemu mnie ich brak czasem rozkłada na łopatki bardziej niż jakieś choróbsko??? Nadzieja w kredycie, o ile mi go przyznają – na początku grudnia będę znała wytyczne. Ale nawet jeśli go dostanę to nie wiem kiedy dostałabym wyrównanie za te wszystkie miesiące. Eh... A na początku przyszłego miesiąca czeka mnie zabieg kosztujący ze trzy stówki, jeszcze nawet nie zaczęłam nic robić w sprawie mojej podwójnej koronki za którą trzeba się w końcu zabrać. W styczniu czeka mnie rozliczenie wody... – to zawsze doprowadza mnie do konwulsji prawie na równi z rachunkami za prąd. A do czerwca muszę mieć cztery stówy na czynsz, bo kasy od chłopaków (zaliczki) już nie mam bo musiałam za coś żyć. I jak tu można spokojnie myśleć o sylwestrowych hulankach???

.... wysłałam mężowi smsa do pracy z życzeniami miłego dnia i buziakami. Zapytałam czy chcemy iść w środę na koncert do Gumowej Róży. Odpisał, że chcemy i że na Sylwestra jedziemy i że noclegi wyniosą 160 złotych. Same noclegi tyle miałyby kosztować??? Rany boskie, on chce w hotelu trzy czy czterogwiazdkowym nocować czy jak??? A do tego jeszcze trzeba by doliczyć jedzenie, karnety na wyciągi i tym podobne imprezy. Skąd ja na to wezmę??? A jeszcze prezenty gwiazdkowe, w styczniu Esio i jego siostra mają urodziny... Chyba musiałabym obrabować bank. Jak zapytałam czy te 160 złotych to za same tylko noclegi miałoby być odpisał, ze zadzwoni jak wróci z pracy i pogadamy. Tylko mam obawy czy to jest rozmowa na telefon. Może powinnam mu napisać, że raczej nie jest??? Póki co to się rozbiłam bo serce rwie się do wyjazdu, zresztą moje zmęczenie psychiczne też by chętnie odpoczęło, a brak kasy pokrywa wszystko ciemnymi chmurami. Wrrr...

... a wczoraj byłam bliska kupienia karty telefonicznej tylko po to żeby wysłać mu jedną jedyną wiadomość – „kocham cię”. Ale nie kupiłam bo do końca miesiąca jeszcze dwa tygodnie, a środki na koncie się uszczuplają. I chciałabym Eśka gdzieś zaprosić, dlatego pomyślałam o tym koncercie. I zaraz będę dzwonić i bukować bilety, a jutro przed zajęciami je odbiorę. 7 złotych za bilet (z piwem w cenie) to malutko, można iść. Tym bardziej, że miejsce i muzyka z klimatem. I mimo, że dziś mnie tym swoim niespodziewanym smsem wkurzył i rozłożył na kawałek dnia to i tak chciałabym się przytulić do niego, i już czuję Kosmatki. I lubię je, te moje Kosmatki.

A jak on chce jechać na narty to niech jedzie. Ja zostanę w domu i wychylę ze dwie butelki wina czerwonego w samotności. Upoję się jego smakiem i zapachem świeczek z kadzidełkami. Złożymy sobie smsowe życzenia noworoczne, a potem on wróci i będzie jak było. Na nartach i tak nie jeżdżę a co za tym idzie ekwipunku własnego też nie posiadam, choć Mój Mężczyzna zapiera się, ze mnie nauczy i ekwipunek podaruje swój stary. I chyba nby mnie pogiąć musiało nieźle żeby zrezygnować ze spędzenia noworocznej imprezy bez Mojego Kochanego Chłopaka. Tylko po kiego grzyba to musi tyle kosztować. W dodatku bez dojazdu i balu w cenie. Czyli wydać mam kasę na noclegi w luksusach??? Hehehe, jeszcze nie zwariowałam.

Obejrzałabym chętnie „Ally M”. Taki pozytywny, kolorowy serial akurat na mój dzisiejszy nastrój i tą badziewną pogodę za oknem. Ale niestety, nie będzie Ally bo nie posiadam jej „przygód” na żadnym nośniku, a telewizja też nie za bardzo dba o rozrywkę dla widowni. Po co, przecież można Wojewódzkiego kretyna pokazać – żenujące do prawdy. Mogę tylko posłuchać muzyki z ulubionego serialu, zacząć gapić się w wyłączone czarne pudło i udawać/wyobrażać sobie, że właśnie oglądam perypetie Ally M. Wrrr...

Niech mnie ktoś przytuli!!!

alexbluessy : :
lis 14 2004 Closer he is...
Komentarze: 1

“The closer you get the better I feel The closer you are the more I see Why everyone says that I look happier when you’re around The closer you are the better I feel…”  [Dido – “Closer”]

... w takie popołudnia nie mam na nic ochoty. Leżałabym, patrzyła w sufit, rozmyślała, wspominała.

Włosy w nieładzie, uczucie gorąca. Jeszcze czuję jego zapach unoszący się w pokoju. Na swoich wargach czuję ciepło i smak jego ust, na ciele czuję dotyk jego dłoni. Pięknie mi gdzieś tam w środku. Pięknie mi, ale z drugiej strony chce mi się krzyczeć...

Od 9 do 12:30 byłam na kursie pilockim. W końcu dostałam „Kompedium pilota wycieczek”, czyli „biblię pilota” jak ja to nazywam. I wiem, że dzięki skończonej Szkole Organizacji Turystyki będzie mi łatwiej pisać na przykład prace kontrolne z geografii. Już to przerabiałam, pisałam już nie raz programy/konspekty wycieczek i teraz to już kwestia przypomnienia sobie co z czym i w jaki sposób. Na początek grudnia mam przygotować konspekt wycieczki po Mazowszu, każdy losował inne miejsce. Muszę wymyślić coś nietypowego, jakieś mało uczęszczane i mało popularne wśród turystów miejsca. Wiemy już, że w połowie lutego jedziemy na weekendową wycieczkę szkoleniową do Czech. I tu pojawił się problem bo organizatorzy zaplanowali wyjazd do jakichś przygranicznych wiosek, a my jako grupa wolelibyśmy jechać do Pragi co podobno nie jest możliwe ze względu na zbyt małą ilość uczestników kursu. Ale pogadaliśmy między sobą i uzgodniliśmy, ze jeśli kierownictwo biura się zgodzi to może pojedziemy do Pragi za niewielką dopłatą, albo ci co będą chcieli wezmą osoby towarzyszące, a ci co wolą jechać sami dopłacą. W końcu to nasz wycieczka, my ją mamy pilotować. I jeśli o mnie chodzi to takie osoby, które nic o pilotowaniu nie wiedzą będą najlepiej mogły powiedzieć jak wypadliśmy w nowych rolach. Ja bym oczywiście chciała zabrać Eśka ze sobą... Już mu powiedziałam, ze taka wycieczka dojdzie do skutku, a on się pyta kogo wzięłabym ze sobą, to ja mówię, ze Mamę. Zmartwił się trochę, a ja przecież żartowałam... Hm, pewnie, że jego bym wzięła ze sobą. Tylko jego!!!

Miał mnie odebrać z biura Logos Tour po kursie. Wcześniej w planach było ZOO, ale niestety plany się pokrzyżowały. Esio jedzie z rodzinką na urodziny do swojej młodszej kuzynki. Cóż... Niech bawi się dobrze. Ja wypiję herbatkę, obejrzę kretyński serial, pouczę się i w końcu pójdę spać. Jutro wstanę i od nowa zacznę boksować się z życiem. Eh... 

... zobaczyłam go jak tylko wyszłam na ulicę. Szedł tym dobrze znanym mi krokiem, z papierosem w ręku, uśmiechał się. Jakiś inny był, a przecież od czwartku, kiedy widzieliśmy się ostatni raz, minęły zaledwie dwa dni. Może to przez prochowiec, który pożyczył od swojego taty, może przez moje Chciejstwa (celowo, z premedytacją i perwersją lekką używam wielkiej litery). Pachniał też inaczej – nowym, ale nadal bezpiecznym zapachem.

Zaczęło się już w sklepie, gdzie wstąpiłam po żółty ser do grzanek. Jakieś napięcie w powietrzu wisiało. Musieliśmy mieć na siebie ochotę, bo ledwie znaleźliśmy się w domu to już ciężko było się nam od siebie odczepić. I ciągle coś wisiało w powietrzu. I oboje wiedzieliśmy, że chcemy żeby Coś się Zdarzyło, ale dziś nie czas na To. Zresztą dużo tego czasu nie mieliśmy. W międzyczasie, kiedy grzanki piekły się w piekarniku zajęliśmy się sobą. Wyjaśniłam różnicę między perfumami, a wodą toaletową (obcykany temat mam bo na takie pytanie trafiłam na końcowym egzaminie z kultury zawodu), chwilę porozmawialiśmy o tym Czymś wiszącym w powietrzu. Zresztą nie musieliśmy nawet mówić, to się czuło po prostu. Do koncertu dopisaliśmy kolejne akordy, mocne akordy. Było mi tak dobrze... leżeć i czuć się tak bezpiecznie. Takie ciepło od Eśka biło, takie Kochane ciepło i jego szept tuż przy moim uchu: „moje kochane złoto”, „moje kochanie...”; „misia moja słodka...”. Mogłabym tak leżeć i zapomnieć o grzankach, które czerniły się w kuchni, o stygnącej herbacie też. Zresztą co ja gadam, przecież zapomniałam. Ciężko było się oderwać od siebie. I ciągle jakieś napięcie nad nami wisiało. Nie mógł długo zostać, ale ważne że w ogóle przyszedł, że jechał z jednego końca miasta na drugi, żeby zjeść ze mną grzanki, przytulić się do mnie (i żebym ja mogła przytulić się do niego mogła) i...

... Bo kiedy wychodził to z przekąsem (niby w żartach, ale trochę przykro mi było) powiedziałam, że „pobawił się, pobawił i idzie”. A on się w drzwiach odwrócił, nachylił do mojego ucha i zapytał „wiesz, że cię kocham?”. A ja na to (znowu z przekąsem), że nie. A Esio mi mówi „kocham cię kochanie moje. A ty mnie?”. A ja na to (ciągle z tym samym „zakochanym” przekąsem i tajemniczym uśmiechem), że „może”. Wyraźnie się ucieszył. Mi też trochę ulżyło, ale jeszcze nie do końca. I ciągle jego zapach na swoim swetrze czuję...

A teraz jest już późne popołudnie. Wyłączyłam ten kretyński polski serial bo nie mogłam na nim wysiedzieć. Jakaś paranoja się tam odbywa, kiedyś był przesłodzony, a teraz naszpikowany intrygą, że aż niedobrze się robi. Wypiłam pyszną kawę z dodatkiem sproszkowanej czekolady i zjadłam kilka kruchych ciasteczek. Od Esia dostałam tym razem – jak powiedział – Snickersa Cruncher’a, ale za mało miałam słodkiego widocznie. Zresztą taki dzień chyba.

... A jeszcze Mama, która wstawała do porannego pociągu mnie obudziła tuż po 3 nad ranem. Szybko ta jej wizyta minęła. Przyjechała w czwartek późnym wieczorem, potem piątek z sobotą szybko minęły i już jej nie ma. Zobaczymy się dopiero na Boże Narodzenie, a w międzyczasie jeszcze Tata powinien się pojawić. Ten mój Tata to też biedny, miał stan przedzawałowy. Przeraziłam się, a wszystko przez nawalający centralny system jednego z wiodących polskich banków. Tata poszedł do ich białostockiego oddziału co by przelać gotówkę, a dyspozytor mu mówi, że nie ma na koncie żadnych środków bo dwa dni wcześniej Tata miał rzekomo wypłacić większą kasę w mieście Ł., a dnia poprzedniego jeszcze więcej w mieście W. Najzabawniejsze jest to, że suma wypłaconych kwot przekroczyła to, co Tata miał na koncie. Poza tym nigdzie się z B-stoku nie ruszał, a jego limit dziennych wypłat z bankomatu jest dwa razy mniejszy niż to, co miał wypłacić w mieście W. Szok. Wcale się dziwię, bo ja też bym pewnie zawału dostała. Przyjechała w każdym razie policja, spisała protokół i skradzione z konta środki wróciły do właściciela. Dobrze, że się z tego banku wyniosłam. Nie chcę mieć już z nimi nigdy nic wspólnego i już.

Byłam z Mamą w IKEI, zakupy się nawet udały ale powrót z Bielan to był jakiś koszmar. Ponad godzinę czekałyśmy na jakikolwiek autobus, któryby nas do Centrum zawiózł. Deszcz siąpił, wiatr wiał, a nic nie jechało. W dodatku utworzył się jakiś potworny zator i w zasadzie wszystko jechało żółwim tempem. W końcu zdecydowałyśmy pójść kawałek do innego Centrum Handlowego na tych samych Bielanach, ale tu też czekał tłum ludzi na przystanku. A autobusy nadjeżdżały strasznie opóźnione. Jakimś cudem po półtorej godzinie znalazłyśmy się w Rynku. Chciałyśmy zjeść obiad w Chińskiej Herbaciarni, gdzie byłam kiedyś z Esiem, ale miejsc nie było. Widać Wrocławianie świętowali Dzień Niepodległości. Zmęczone i zrezygnowane poszłyśmy posilić się do Sfinx’a. A potem jeszcze wizyta w Galerii Dominikańskiej (mam śliczny różowy golf. Taki, jak chciałam – cieplusi) i w końcu do domu. Wypiłyśmy po lampce wina, obejrzałyśmy „Zmruż oczy” i wyczerpane poszłyśmy spać.

W sobotę rano ja poszłam na kurs, a Mama po zakupy. Wróciłam wcześniej niż zwykle i Mama była jeszcze u sąsiadki. Kiedy wróciła zaczęła robić mi pyszny obiad i „uświadamiać”. To znaczy wyraziła wątpliwości, czy aby Pan Doktor jest rzeczywiście dobrym specjalistą, i czy wybrałam sobie odpowiedni kurs pilocki. Dotąd nie wspominałam, że Esio jest dość częstym gościem u mnie (i w nocy jest mi bezpiecznie i ciepło zasypiać), a Mama nie pytała. To ja też milczałam, jakby chciała wiedzieć i zapytała to bym powiedziała jak jest. Powinna się zresztą cieszyć, ze mam kogoś takiego cieplusiego i kochanego jak Esio. A może to dlatego, że jeszcze go nie poznała...

... bo Esio jest rzeczywiście Bardzo Kochany. Kiedy w środę siedziałam na zajęciach dostałam zupełnie nieoczekiwanego smsa, że będzie na mnie czekał pod Instytutem. W rezultacie to ja chwilę czekałam bo wykład się wcześniej skończył, ale to już sprawa drugorzędna. Była ciepła kolacja, a potem sen. Bez żadnego preludium, po prostu przytuliliśmy się i zasnęliśmy. Rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanko i Esio pojechał robić obiad, ja miałam dojechać później. Musiałam przecież na przyjazd Mamy sprzątnąć. Pojechałam do męża ze szczoteczką do zębów i piżamką. I choć wcześniej planowałam, że zostanę u Esia na noc i rano do domu pojadę, zmieniłam plany i odebrałam Mamę z dworca. Jakoś źle mi się i przykro zrobiło, że miałabym ją zobaczyć dopiero następnego dnia – Esia mam przecież na co dzień. I dobrze, bo jak jechałam autobusem na dworzec to miałam ochotę płakać. I już sama nie wiem czy dlatego, ze Esia zostawiłam czy dlatego, ze miałam zaraz zobaczyć Mamę po trzech miesiącach niewidzenia. Raczej to drugie mnie tak rozczulało. Jakoś tak domowo się zrobiło, kiedy jej perfumy zapachniały w przedpokoju. Hm... I dziś znowu jestem sama, tak szybko minęło...

... aha, znowu odbiegłam od tematu. Już kiedyś mąż mi zwrócił uwagę, że odbiegam od myśli przewodniej wypowiedzi swoich i schodzę na boczne tory trochę za bardzo. Na co ja udałam oburzoną i stwierdziłam, że najwyraźniej go nudzę czemu żarliwie zaprzeczył jednocześnie prosząc abym się jednak tematu trzymała. Hm.. W każdym razie Mama wróciła ze spotkania z paniami sąsiadkami (E. i G.) i poczułam się jakby to ich zdanie czy opinia najbardziej się  liczyły. Co ich obchodzi czy Esio u mnie nocuje, czy nie. I czy się zabezpieczam czy nie. To nasza sprawa, dorośli ostatecznie jesteśmy. I gdyby to moja Mama indywidualnie wyraziła zatroskanie to bym zrozumiała, ale sąsiadki??? Czy ja im do sypialni zaglądam??? Nie zaglądam bo mnie to nie obchodzi. A może one czują się w obowiązku Mamę moją poinformować o tym, jak i z kim „się prowadzam” skoro jej nie ma na miejscu... Wrrr... I czy fakt, że obie panie sąsiadki i córka jednej z nich chodzą do jakiegoś tam Pana Doktora to znaczy, że ja tez mam do niego chodzić???

Słucham Dido, przypomina mi się czas, kiedy Eśko w Londynie był. Nawet zapach pałeczki stymulującej AVON-u o zapachu grapefruitowo – imbirowym przypomina mi tamten czas. Jak ja te moje wszystkie huśtawki wytrzymałam, tego nie wiem do tej pory. Za oknem ciemno, Esia zobaczę we wtorek, dziś wieczorem ma się jeszcze odezwać. Nie wiem tylko czy na gadulcu, czy smskiem. Mam olbrzymią ochotę wysłać mu wiadomość, że mam na niego ochotę. Bo mam, tylko jakoś wiadomość nie chce się napisać. Ciekawe czemu...

 

 

alexbluessy : :
lis 10 2004 Emocjonalnie.
Komentarze: 11

... dziwnie się czuję po wczorajszej rozmowie z Esiem. Wróciłam po zajęciach do domu i w ciemnym pokoju, jedząc chińską zupkę jarzynową kolejny raz układałam w głowie to, co chcę mu powiedzieć. Vonda Shepard śpiewała i nie słyszałam domofonu, dobrze że któryś z chłopaków Esia wpuścił.

Od progu zapytał czy coś się stało, że tak po ciemku siedzę i dumam, że nawet nie słyszę dzwonka. Tylko westchnęłam, a on zaczął „przeżywać” brak Witaminek. Trudno, czekaliśmy tyle to jak poczekamy jeszcze trochę to się nic nie stanie. Mam nadzieję... Zresztą myślę, że zdrowie jest ważniejsze. Najpierw się wyleczę, a potem będzie czas na przyjemności.

Esio przyszedł i od razu włączył komputer co by mi pokazać na stronie autogiełdy znalezione auto do ewentualnego kupienia. Jakaś czerwona mazda, nie znam więcej szczegółów, temat samochodów zostawiam facetom. Kiedy on przeglądał zdjęcia autka, ja położyłam się na łóżku i czekałam aż skończy. Chciałam w końcu zacząć mówić. A on siedział odwrócony tyłem i w żartach mówił, że to ja się do niego odwróciłam. A potem nagle zapytał czy chcę mu coś powiedzieć. Chyba miał na myśli mój opis z gg. Nic wtedy jeszcze nie powiedziałam.

... Esio skończył, położył się przy mnie, przytulił. Zaraz zgasiłam światło, przyciszyłam radio. Spytał co kombinuję. Ja na to, że nic, że tylko chcę tak poleżeć. A potem popatrzył na mnie i zapytał czy go kocham. I powiedział, że kiedy na moje milczenie sprzed dwóch tygodni w Celticu odpowiedział „rozumiem”, to miał na myśli to, że mogę jeszcze nie wiedzieć, a mogę też mieć trudności z powiedzeniem tego. I że on wie, że nie powinno się pytać o takie rzeczy, że on czuje, że się zakochałam, a może nawet trochę go kocham. I ma nadzieję, że kiedyś mu to powiem, że to ode mnie usłyszy. To mi pomogło. Opowiedziałam mu, że odkąd pamiętam jestem powściągliwa w okazywaniu uczuć, ze ciężko mi je wyrazić, że mam z tym kłopoty i nie wiem z czego wynikają, że nad sobą pracuję.

I jeszcze powiedział, że słowo „kochać” jest przez różne osoby różnie pojmowane. Czyli co miał na myśli??? Musze się go o to zapytać koniecznie.

... i w tym swoim wywodzie doszłam do listu Mamy. Do tego, że czasem mam wrażenie, że sobie nie radzę, nie dam rady, nie starczy mi siły. Że tęsknię, że czasem czuję się potwornie sama. I powiedziałam jak doszło do tego, że Mama taki list napisała. Przed przyjazdem Brata wysłałam jej smsa, żeby mi podali przez P. list bo za nimi tęsknię. I miałam na myśli to, żeby napisali co się u nich dzieje i tym podobne. A Mama popełniła, co popełniła bo myślała, że musze bardzo za nimi tęsknić i musi być mi bardzo źle. Esio to skomentował w taki sposób, ze „tam, gdzie w grę wchodzą jakieś emocje to człowiek słowa/gesty/zachowania odbierze tak, jak chce”. I ma rację. U mnie też pewnie nie raz emocje zbyt nachalnie dochodzą do głosu, ale staram się być obiektywna. Dbam, żeby wszystkie relacje, jakie zachodzą między mną a nim, były opisane jak najbardziej bezstronnie. Czyste fakty. Wiadomo, że tam, gdzie rządzi miłość czasem ciężko o obiektywizm i podąża się za „własną” prawdą, nie mniej się staram. Bardzo.

Emocjonalnie...

... mówiłam, czasem przerywałam żeby połknąć łzy, albo wytrzeć oczy. Czasem robiłam przerwę przerażona, ze może za dużo mówię, że może nie powinnam. Ale skoro zaczęłam to chciałabym skończyć. I jeszcze powiedziałam, ze podobno po trzech miesiącach w związku nadchodzi kryzys. Esio spytał czy go czuję, ten kryzys nadchodzący. Powiedziałam, że chyba nie, a on że z jego strony kryzys nam nie grozi. i dodał, że jak kiedyś zdarzy mi się walnąć focha to on pojedzie do domu, potem zadzwoni czy już mi przeszło i jeśli minęło to wróci. Bo on się nie obraża nauczył się też nie reagować na babskie fochy. To nie jest do końca właściwe postępowanie – sam to przyznał, ale zdążył się przez lata uodpornić. I mogę być pewna, że jeśli „coś” (foch) nie zaistnieje z jego winy to nic złego się nie stanie. Bo on podchodzi do „nas” Poważnie. A jak ja podchodzę to się okaże – tak powiedział mając na myśli moje problemy z wypowiedzeniem tych dwóch słów. A zaczęło się od tego, że przyznałam Esiowi wczoraj, że czasem czuję że wytwarzam między nami sztuczną barierę z obawy przed zranieniem. Że czasem wydaje mi się, że robię krok wprzód i dwa w tył. Że czasem zaczynam się podświadomie bronić. Że strach bierze górę. Esio zapewnił, że nic takiego nie wyczuł. Że po sposobie w jaki przytulam się do niego czy jego przytulam nie odniósł wrażenia bariery. Że z takich gestów moich ciepło płynie. I że w sposób pozawerbalny to przekazuję mu, że coś tam do niego czuję. I że, jak wcześniej wspomniałam, ma nadzieję, że kiedyś to usłyszy ode mnie.

... i tak jakoś się złożyło, że od słowa do słowa doszliśmy do naszych niedzielno – poniedziałkowych stanów depresyjnych. I Moje Kochanie powiedział, ze czuje że mu depresja wraca. Spojrzałam zdziwiona, i bardzo brzydko się zachowałam. Bardzo, aż mi jest strasznie głupio. Palnęłam bez pomyślunku zupełnie, że sama mam chandrę i nie potrzebny mi facet w depresji jeszcze, no on się odwrócił plecami i tylko powiedział „dzięki”. Aż mnie zabolało. Moja wina. Przytuliłam się do niego mocno, mocno. A on zaraz powiedział, że idziemy spać, że on musi iść spać. Ale przynajmniej dowiedziałam się, że ten jego stan z ostatnich dwóch dni nie ma ze mną nic wspólnego (a jeśli kiedykolwiek będzie to mi o tym powie), ze to bardziej dotyczy sytuacji w rodzinie, w domu, ale że on nie umie o tym mówić i chyba nigdy nie będzie umiał. Serce mi się pokroiło, pomimo ciemności zobaczyłam jakiś ból w jego oczach. I nie mogłam zrobić nic, nie mogłam mu pomóc bo nie znałam i nie znam nadal, przyczyny tego bólu.  Nie chcę żeby wracały do niego „stany lękowe” – jak to określił, chciałabym go ukołysać... Bo przecież jak się kogoś kocha to serce samo się rwie kiedy się widzi smutek/ból tej osoby, prawda???

... on poszedł zapalić, ja posłałam łóżko. Przed zaśnięciem, już pół we śnie, mruknęłam „osiem miesięcy z facetem z Internetu mmm...”, a Esio na to „a właściwie czemu nie...?”. No właśnie, czemu nie??? Położył się tak, żebym mogła zatopić nos w jego szyi. Powiedziałam, że tak się bezpiecznie czuję, że tak mi dobrze. I tak zasnęliśmy, i ilekroć budziłam się w nocy to z nosem w szyi Eśka właśnie. I było mi cały czas bezpiecznie... i ciepło. Tam, gdzieś wewnątrz.

Obudziłam się czulej niż zwykle... Cokolwiek to znaczy i jakkolwiek bym starała się to wytłumaczyć nie umiem. To gdzieś we mnie jest, to uczucie. Czulej...

... mogłabym tak leżeć, Esiowi chyba też nie chciało się wstawać – takie odniosłam wrażenie. On wyszedł do pracy, ja wróciłam do łóżka na następne dwie godziny choć chciałam poleżeć tylko pół jednej obudził mnie telefon od mojej koleżanki P. Pytała czy chciałabym udzielać konwersacji z angielskiego. Czemu nie, o ile podołam. Jakoś dziwnie mi się z nią rozmawiało, w końcu jakieś pół roku nie miałyśmy kontaktu ze sobą. Wyraziła nadzieję na rychłe spotkanie, musze się zastanowić czy chcę. Skąd mam mieć pewność, ze znowu nie usłyszę jakichś ciekawych rzeczy na swój temat. P. zrobiła się bardzo pewna siebie, jakby chciała górować nad innymi. A mi się to nie podoba. Jestem dorosła ostatecznie i wiem co jest dla mnie dobre, a co złe. Jeśli coś spieprzę to będzie moja wina, i odwrotnie. Wiem, że moja postawa jest niejednokrotnie egoistyczna – nastawiona na „ja”. Zauważam, że zdarza mi się często w notkach używać zaimków „ja”, „mój”, „mnie”, „moje” itp. Powiedziałam to wczoraj Esiowi, ale on zaoponował. Powiedział, że jakby ostro w pamięci poszukał to coś by tam znalazł, jakieś „źdźbła”, jak to określił. I że mam się nie przejmować i głowy sobie nie zawracać. Esio mądry facet jest więc trzeba go słuchać.

Tylko czemu tak się na Pana Doktora wkurza... ??? I wypytuje o szczegóły badania, a na koniec stwierdził, że jakby mnie Pan Doktor „tam” dotknął to on by go chyba rozszarpał. No cóż...

Chciałabym jutro Esia na spacer wyciągnąć jeśli byłaby taka mniej więcej ładna pogoda jak teraz. I oczywiście jeśli nie pojedzie pod Poznań auta oglądać. Bo jak nie jutro to dopiero w piątek wieczorem się zobaczymy. Gdzieś do miasta pójdziemy, a potem do niego. A rano pobudka – Ola na kurs, Esio do pracy. I great. Mam nadzieję, ze Mama nie obrazi się, że ją zostawiam na wieczór i całą noc. No, ale jak chłopaki wyjadą to będzie sama w swoim mieszkaniu – ostatecznie ma tu stałe zameldowanie.

... Esiowi wysłałam smsa około 10-tej, że już wstałam i oczka przetarłam. I że nie wszystko mu wczoraj powiedziałam choć taki miałam zamiar. Ale że mam nadzieję, ze uda mi się to powiedzieć jutro albo w piątek. I że „oby”. A na koniec dodałam, że proszę żeby się nie smucił a jakby mu było źle to ma się do mnie przytulić. Przesłałam buziaki-przytulaki. Nie mam jak dotąd odpowiedzi, wiem ze ją dostanę, że z pracy nie ma jak pisać. Bardziej martwi mnie to, że może teraz siedzieć i zastanawiać się/martwić co takiego chciałam mu jeszcze powiedzieć. Stanowczo za dużo się martwię. Jak stwierdziła Znajoma z Blogów nie powinnam tak się zamartwiać, bo tylko szkodzę. Ma rację. Muszę się za siebie zabrać.

Precz irracjonalny emocjonalny strachu. Jestem szczęśliwa i tak ma zostać. I bc.

 

 

 

alexbluessy : :