Komentarze: 15
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Chyba mogę głębiej odetchnąć. W końcu widzę na horyzoncie jakieś światełko, oby tylko szybko nie zgasło. No bo tak: zabiegu nie będzie (czyli 190 złotych zaoszczędzone), nowy Pan Doktor (za namową mamy poszłam na konsultację do jej dawnego lekarza i wyszłam zakochana – nie dość, że facet przystojny, głos ma taki, że (mmmm)) wyłożył kawę na ławę i powiedział, żebym zamiast wydawać kasę na zabieg, który w zasadzie bardziej może mi zaszkodzić niż pomóc kupiła sobie nową sukienkę albo poszła z chłopakiem do kina. I super. Poza tym przedświąteczną kartkówkę z łaciny napisałam na PIĄTKĘ – wyobrażacie sobie moje zdziwienie, chyba jako jedyna w grupie nie zawaliłam gramatyki. Nie mogę się otrząsnąć do dzisiaj. Poza tym miałam telefon z banku, że przyznali mi kredyt studencki – tylko jeszcze rodzice muszą coś tam złożyć i podpisać (czyli chyba mam prawo mieć nadzieję, że na przełomie lipca i sierpnia wyląduję w Sankt Petersburgu) i w ogóle jakoś mi tak jest Inaczej.
Esio... cóż Esio. Nieustannie pozostaję w tym samym stanie zakochania połączonego z tęsknotą kiedy jego nie ma przy mnie. I coś mnie rozpiera od środka i zaczyna mi się chcieć na nowo i chcę krzyczeć. Wczoraj przed zajęciami wybrałam się na rekonesans w sprawie urodzinowego prezentu dla Ukochanego. Nic nie rzuciło mi się w oczy, za to dla siebie znalazłam śliczną piżamkę – koszulka obcisła na ramiączkach i majteczki - wszystko w kolorze pink (ale takim ładnym), sportowym kroju i z żółtą żyrafą na przedzie. Esiowi się baaardzo podobała ;o). Potem poszłam na Oławską, gdzie mam zaznajomioną panią rozlewającą francuskie perfumy – uzupełniłam flakonik moim ulubionym Niebieskim Ralphem i umówiłam się z panią, że w okolicach Walentynek przyniosę jej zdjęcie Mojego Ukochanego i coś dla niego dobierzemy (bo pani na takiej podstawie też dobiera i wychodzi jej rewelacyjnie).
Zajęcia minęły bardzo szybko – 1 lutego mam termin egzaminu ze wstępu do językoznawstwa (żeby mieć to już za sobą). Esio przyjechał, zawiózł do domu i zrobił pyszne kanapki, ja uzupełniłam kolację frytkami z majonezem, a potem włączyliśmy „Solaris” i zrobiliśmy po drinku z niebieskiego pomarańczowego Curacao i soku. W międzyczasie Esiulek zjadł mi całą paczkę pianek Marshmallows. <ZAKOCHANY>. A potem zasnęliśmy... (Nie napiszę, że było mi dobrze i się roztkliwiłam bo bym się powtórzyła). Eh... A rano znowu trzeba było wstać. Mój Mężczyzna zjadł, wypił kawę, zaaplikował sobie kropelki do nosa (bo trochę przeziębiony jest i najchętniej to bym się nim zajęła, położyła do łóżka zrobiła herbaty z sokiem malinowym i czytała bajki – szybko by wyzdrowiał) i pojechał do pracy. W sobotę idziemy na imprezę, w niedzielę na WOŚP, a w poniedziałek chyba z moim Tatą na piwo.
Tak mi Dobrze, tak Radośnie bo mam Ciebie, Esiu. Dziękuję Ci za to...
... to jeszcze trochę czasu zostało, ale ponieważ ma on zwyczaj biec dość szybko, a mnie rozpiera Energia i Miłość to coś wymyśliłam. W Walentynki będę Eśka „katować” piosenką Kasi Kowalskiej „Prowadź mnie”, a z okazji naszej rocznicy, która wypada dokładnie 19 marca (przecież to zaledwie kilka dni) zamówię mu w radio „Chanses are” bo ona mi się jakoś z tym dniem kojarzy. Ciekawe dlaczego...
Uwielbiam zakupy z Ukochanym!!! Mig mig i po sprawie – sama łaziłabym ze dwie godziny, a tak w niecałą jedną dojechaliśmy do Korony, załadowaliśmy wózek, wróciliśmy z Korony wstępując po drodze do apteki bo Moje Kochanie chciał kupić Fervex i wróciliśmy do domu. Wow. Udało nam się nie zgubić, a Esio dzielnie pchał wózek – tyle, że na koniec powiedział, że następnym razem rozrysuje plan poruszania się, żeby nie cofać się co chwila. ;o)
Jutro zabierze mnie z uczelni, a ja w domku zrobię mu drinka z Curacao Blue o smaku pomarańczowym, które zakupiłam w Nowy Rok w przygranicznym sklepie w czeskich Mikulovicach. I będzie tak mmmm... I powiem mu jak mi z nim dobrze jest.
...Mój Braciszek zrobił Ukochanemu reklamę u moich Rodziców, którzy przecież z powodu zamieszkiwania na drugim końcu kraju nie mieli jeszcze okazji męża mojego poznać. Nie mówiłam Wam o tym (bo i nie było bardzo kiedy), ale tuż przed moim wyjazdem z B-stoku siedziałam z Rodzicami przy Martini z cytrynką, zapalonej choince i pieśniach rosyjskich bardów. Nagle Tatuś patrzy na mnie i mówi: „no Ola, ja słyszałem, ze twój S. To bardzo fajny i dobry chłopak jest”, a ja patrzę na Tatusia i mówię mu tak „a jaki ma być, jest Najlepszy i Najdobrzejszy!”. A Tatuś go zaprosił na piwo przy najbliższej okazji jak będzie we Wrocławiu. Przekazałam to potem Esiowi, a on powiedział, że Tatusia też zaprasza. I będą sobie razem na balkonie moim palić niebieskie L&My. Ciekawe kiedy przyjedzie, wczoraj Mama powiedziała, że na razie wybiera się do Sopotu bo firma, z którą współpracuje ma jakieś zebranie czy cuś.
Eh... Tylko Kochać, Kochać chcę w tym moim śnie, cudownym śnie – i nie chcę się budzić...
...wróciłam zakochana (coraz bardziej) w Esiu i w nartach. Zabawiłam się tak, jak dawno się nie bawiłam. Piłam, tańczyłam, odpoczywałam. Kilkanaście minut temu wróciłam do szarej rzeczywistości. Popłakałam się prawie kiedy mama Mojego Ukochanego przytuliła mnie, wycałowała, życzyła szczęścia w nowym roku i dobrego chłopaka.
A ja przecież mam najlepszego chłopaka, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Jestem szczęśliwa, kocham (pomimo wszystko), tęsknię, cierpię na jego brak. Piękne...
Jeśli chodzi o moje narciarskie wyczyny to skończyło się na zjechaniu (choć chyba to za mocno powiedziane - zdreptanie brzmi lepiej) do połowy stoku, zaliczeniu około pięciu choinek, popłakaniu się i odpięciu nart. Esio zwiózł je na dół, a ja szłam sobie z góry psiocząc na szusujących obok narciarzy i snowboardzistów. A jak Moje Kochanie wygląda w stroju narciarza – czarne pianki, okulary przeciwsłoneczne w modnym fasonie – postanowiłam, że dla niego nauczę się jeździć!!! Wrócę na stok, nie poddam się!!! Bo moje pierwsze wrażenia wyglądały mniej więcej tak (już po zdjęciu nart i zejściu z góry): „kochanie zmęczona jesteś? Weź kluczyki, zanieś sprzęt do samochodu i odpocznij, ja jeszcze pojeżdżę”, „nie mów do mnie kochanie, chrzanię to!”, „skoro mam nie mówić do ciebie „kochanie” to czemu chwytasz mnie za rękę, co misia???. „wrrr...”. CMOK zakończył sprawę.
Wróciłam – niestety. Jutro od rana zaczyna się codzienna gonitwa. Kupowanie biletu, nauka na wtorkową łacinę bo przez święta kompletnie nic nie zrobiłam. wizyta u Pana Doktora, wieczorem zakupy z Eśkiem bo już pustą mam lodówkę. Fajnie będzie jak mi zejdą pieniądze od chłopaków bo na razie stan konta jest równy zeru, a w zasadzie mam 3,58 na minusie. Wrrr... Ledwie człowiek wrócił a już same niespodzianki na niego czekają. Mam nadzieję, że jutro stan konta choć trochę wzrośnie bo jeśli nie to termin zabiegu znowu się przesunie.
Mimo wszystko jest mi DOBRZE, aż płakać mi się chce. Za tydzień Esio ma urodziny – upiekę mu pyszny tort ze świeczkami, wycałuję. Z daty jego urodzin można sądzić, ze był noworocznym prezentem dla swoich rodziców. I dla mnie był i jest. Jeśli ktoś by mi rok temu powiedział, że następnego Sylwestra spędzę z Chłopakiem poznanym on-line, że będę szczęśliwa, że będę kochać, płakać z tego szczęścia i tęsknoty za jego ciepłem nie uwierzyłabym. A jednak... Czyli, ze wszystko jest możliwe, wszystko może się zdarzyć, tylko trzeba MARZYĆ!!!
Rany, ale ze mnie Szczęściara, jestem pijana z zakochania...