Najnowsze wpisy


mar 20 2009 Wampirzyca.
Komentarze: 11

Jestem wampirzycą. Uśmiercam rosliny w swoim mieszkaniu. Mąż mówi, że z ludzi też czasem wysysam życie. Zabawne, mowi to po 5 latach  ze mną, w tym po 5 małżeństwa. Jeszcze wczoraj ogladaliśmy razem ślubny  album. Dzisiaj cisza... O nic...

On jest przewrazliwiony, ja dałam mu kiedyś powód aby taki był. Czasem boleśnie się mijamy...

W pracy nawaliłam. To, co zrobiłam jest niewybaczalne, nie ma prawa się zdarzyć. Nie w mojej firmie i nie w tych czasach. A może to czas na zmiany? Moze to czas na marzenie, które od jakiegoś czasu we mnie kiełkuje? Hm, tylko kto spłaci kredyt za mieszkanie kiedy za miesiąc czy dwa go weźmiemy, kto spłaci rozpoczety kredyt samochodowy i moj studencki. A w planach jest potomek. Hm, już się uśmiecham na samą myśl.

Wiem, że nie poddam się. Będę walczyc o siebie, o nas, o przyszłość. I wiem, że się uda. Ale teraz muszę popłakać.

alexbluessy : :
lut 06 2008 Jako tak...
Komentarze: 4

Słucham Bajora.. Jest taki smutny... Mi też jest dzisiaj smutno... Wróci Ukochany to może pójdziemy na siłownię i wyboksuję z siebie złość/strach/smutek... J.L. Wiśniewski też jest jakiś smutniejszy niż zwykle - a zwłaszcza jego książki czytane w autobusie zza którego szyb widać zapłakane miasto.

Wczoraj byłam z moim osobistym narzeczonym na "Lejdis". Świetny film, tylko dotarło do  mnie, że taka przyjaźń nigdy nie stanie się moim udziałem. Że mój świat to Ukochany i B., która wyjechała na pół roku do Wilna. I jest mi teraz tak smutno... I ten Bajor taki smutny - taki akurat do czerwonego wina, świec i bezpiecznych ramion Ukochanego.

I jest mi ciężko. Bo wiem, że jakoś ukrywam prawdę, która wypowiedziana może byłaby ciężka dla Rodziców, ale jakoś by przełknęli. A ja tworzę jakieś historie, że niby taka świeta jestem (może kiedyś się odważę i piwiem o tym tutaj). Choć w zasadzie czego się dziwić? Tego, że nie dotrzymałam terminu i teraz bank mnie ściga z racji niespłaconej raty kredytu studenckiego? No, ok pierwszą ratę to może i naliczyli słusznie - rzeczywiście się spóźniłam, ale druga to już wina banku bo zgubili moje zaświadczenie o ukończeniu studiów. I to już nie jest moja wina. Nie mniej płacić trzeba.. No i jeszcze ten mandat za to, że jechałam bez ważnego biletu autobusem... Wypiję za swoje błędy...

I jeszcze sąsiadka mówi, że ją zalewamy a nam się tylko poluzowała uszczelka przy wodomierzu. A przy wodomierzu nie możemy przecież nic sami grzebać. Babka z administracji mówiła, że da numer brata hydraulikowi, ale od poniedziałku cisza... Mam dzwine wrażenie, że jestem sama, mała a dookoła brudny, okrutny świat. I znowu obudzę się w nocy i zobaczę Ukochanego śpiącego obok, wtulę się w niego i będzie mi bezpiecznie. Bo tylko przy nim mi tak naprawdę bezpiecznie.

Już sama nie wiem, może to z powodu tego zbliżającego się ślubu nagle zaczynam wariować i nie stąpam całkiem trzeźwo po ziemi. Zresztą co się będzie działo przed samym TYM dniem, skoro na osiem miesięcy wcześniej już się tak zachowuję?

Najgorsze jets to, że przez kilka lat nauczyłam się, że muszę sobie dawać radę sama. Nie bardzo umiem, a i nie lubię za bardzo, prosić innych o pomoc. Choć oni przecież po to są, prawda? Chciałabym z siebie tak wszytsko wyrzucić, wykrzyczeć, wypłakać... Nie mogę, nie mam siły. Przecież muszę być silna i nie mazgaić się...

alexbluessy : :
sty 06 2008 Szczęśliwa kobieta tak czasem ma.
Komentarze: 7

...gdzieś to pczeczytałam. Zapewne w jednej z książek JLW, które kupiłam przed świętami. Po prostu weszłam do Empiku i wyszłam z reklamówką książek i ubytkiem na koncie. Ukochanemu nic nie powiedziałam - jak Katarzyna Kolenda-Zaleska, która namiętnie kupuje książki nie mówiąc o książkowych zakupach mężowi. Tak więc wyszłam tamtej środy z torbą pełną książek - a potem, już w domu, oglądałam każdą powoli i wwąchiwałam się w jej strony. Pachnące świeżością i wiercące dziury w brzuchu z niecierpliwości, żeby już przeczytać. Zostawię na deser - po sesji :)

Tak więc szczęśliwa kobieta tak czasem ma, że musi sobie popłakać - ot tak po prostu. I ja też muszę, bo mam Ukochanego przy sobie, bo za 9 miesięcy będę miała jego nazwisko, bo czuję podekscytowanie przygotowaniami, które nas czekają (poza rezerwacją sali i godziny ślubu bo te już są ustalone od sierpnia). Bo czuję, że to TEN FACET i że ja nie chcę innego. Pracę też mam niezłą, studiuję nadal - tylko, że najchętniej oddałabym się już życiu rodzinnemu, a niekoniecznie siedziała w książkach - pocieszam się, że jeszcze tylko trzy semestry i zostanę (mam nadzieję) panią magister od zarządzania zasobami ludzkimi.

Dziś rano zamiast pisać pracę na Metodologię Pracy Naukowej sięgnęłam po "Molekuły Emocji" JLW. Zdałam sobie sprawę, że odkąd poznałam Eśka ani razu nie sięgnęłam po "Samotność w Sieci". Przecież się sobie przyklikaliśmy... Przygraliśmy się sobie piosenkami Michała Bajora... Zapewne pierwszy taniec na naszym weselu zatańczymy do jednej z jego piosenek...

Kawa już wystygła, zasłuchałam się w "Przyszła do nas miłość" Bajora i zamyśliłam nad "Molekułami". Mam też jakieś nieodparte wrażenie, że nie ważne co przyniesie los - wiem, że mam przy sobie kogoś, kto ochroni przed światem, postawi do pionu kiedy trzeba, nie pozwoli się poddać...

Chyba muszę się trochę roztkliwić... 

Miłego dnia kochani!

alexbluessy : :
cze 26 2007 Ćwiartka...
Komentarze: 6

I stuknęło mi 25 lat... Urodziny minęły mi troch.ę na zkaupach, większości w pracy, trochę w domu... Stojąc w kolejce do kasy zaczęłam się zastanawiać za czym to życie tak goni. I do czego. Hm, może to taka data przełomowa... Ćwierć wieku...

Nie pamiętam czy mówiłam, ale zmieniłam pracę. Może na mniej kreatywną, ale lepiej płatną i z większymi możliwosciami. Znalazłam się nagle w wielkiej firmie spedycyjnej, codziennie dojeżdżam na lotnisko... Sama siebie podziwiam, że przez ostatnie dwa miesiące godząc pracę ze studiami udało mi się nie załamać i jakoś dotrwać do końca. Bo teraz indeks złożony w dziekanacie, praca też. Teraz czekam już tylko na obronę - 9 lipca. Hm, a było ciężko. Były dni, że zawalałam zajęcia bo już nie wiedziałam co się dzieje dookoła ze zmęczenia. Teraz odżywam, odtajam. Szykuję się zapisania się na kurs nauki jazdy, wakacji w Turcji (oby bo marzę zeby jeszcze tam wrócić), żeby nie zapeszyć - w sierpniu zaczynamy najprawdopodobniej obmyślac plany weselne. Na razie wiemy, że chcemy dania z grilla, piwo z beczki i zespół. Suknię mam upatrzoną od dawna... ;)

Współlokatorzy mają czas do końca sieprnia na wyprowadzkę. Potem my z Eśkiem zajmujemy ich pokój, nasz może komuś podnajmiemy - zobaczymy. Na razie czekamy na trochę wolności we dwoje. Brat za dwa tygodnie jedzie do Niemiec na dwa miesiące, współlokatorzy się wyprowadzą, mieszkanie będzie tylko dla nas. Odżyjemy. Nalezy nam się bądź, co bądź to był męczący rok. Dużo było nowości, docierania się, zapracowania. Chcemy pobyć chociaż wieczorami w ciszy tylko ze sobą.

Hm, problemy i tak się nie skończą. Co z tego, że zarabiam dwa razy tyle co w poprzedniej pracy jak i tak muszę zaciskać pasa. Mam za dobą kolejne doświadczenia - np. wlakę z byłą szefową o wypłatę, której nie chciała mi wypłacić. Czy godzenie pracy w pełnym wymiarze ze studiami.  Jestem silniejsza - to na pewno.

No to zdrowie, w końcu dziś są moje urodziny...

Tylko jakoś mi tak smutno. Jakiś ten dzień normalny... Powszedni. Może czas się nastawić na to...

Pozdrawiam.

alexbluessy : :
kwi 20 2007 To już jest koniec.
Komentarze: 4

Znalazła mnie praca. W środę zaczynam. Hm, ale w pamięci moment złozenia szefowej wypowiedzenia. Nasłuchałam się trochę... Uważam, że nie zasłużyłam na słowa "sprzedałaś się", "trzeba pracować dla idei, a nie na wakacje szefa, zeby mógł na Hawaje polecieć". Hm, przykro, zabolało. Dużo serca i pracy włożyłam w to, żeby Centrum zaczeło działacć żeby coś się dziać zaczęło. A że odchodzę? Każdy ma rzeczy, które są dla niego ważne, ale są też te ważniejsze. Ja chcę założyć rodzinę, mieć dzieci. Nic dziwnego, że odchodzę. Do firmy z kapitałem niemieckim, gdzie pensja zawsze określonego dnia na konto, super dodatki socjalne, możliwości. A że przez całe miasto na lotnisko będę jeździć? Trudno, miesiąc się pomęczę dzieląc pracę z uczelnią. Potem będzie łatwiej. I pieniądze dwa razy większe. I spokój... Już nie mam ochoty przychodzić do biura, już nic nie muszę - niczym się przejmować, nic robić. Jeszcze dziś, poniedziałek i wtorek. Potem urlop. Zostały mi cztery dni. Mam prawo je wykorzystać, nikt mi nie zapłaci, jeśli nie wyurlopuję ich przed odejściem. Szefowa się wkurzy, że od środy znikam... Hm, nawet nie mam ochoty się z nią żegnać po tym, co usłyszałam, jak się zachowuje... Co ona chce mi pokazać, co udowodnić? Że się sprzedałam? Może, ale nie ma się nad czym zastanawiać. Ja jestem typem Matki Polski, ona nie. Szkoda mi tylko dwóch koleżanek i naszych biurowych pogaduszek... Ech...

Nie zamierzam też brać na siebie roboty dodatkowej, po co zaczynać coś, czego nie skończę. Przekażę tylko swoje uwagi i "wizje" dziewczynie, która przyjdzie po mnie. Tyle mnie będzie. żal jednak we mnie siedzi... I bunt jakiś. Bo szefowa chce obdzielić mnie nowymi obowiązkami. Nie wiem po co, skoro i tak jasne, że nie skończę tego. Ech...

Jutro urodziny u A. - Ukochanego koleżanki z liceum. Już czwarte, na które idziemy razem. Po pracy pójde kupić jakiś prezent, wino. Może dziś wieczorem skoczymy do znajomych... Czas elci, zaraz maj. Moja praca licencjacka choć neico drgnęła, czeka na majowy weekend. Na razie,cudem, udało mi się wyrwac na uczelnię i zaliczyć kartkówkę, na której mnie nie było. Dobrze, że nikt akurat ode mnie nie chciał niczego i mogłam wyrwać się z biura. Już nic nie muszę... I powiem to szefowej jak zacznie coś mówić, że jeszcze trzeba to i tamto zrobić... Nie ja. Już nie. Nigdy nie myślałam, że w takiej atmosferze będę odchodzić z tej pracy. Lubiłam ją, nadal lubię. Ale teraz, już na trzeźwo i z boku trochę, widzę jak niezdrowe panują tu stosunki.

Piękna pogoda. Już nie mogę doczekać się końca dnia. Może w końcu się wyśpię. Od poniedziałku chodzę niewyspana... W końcu weekend... I nic mi go nie zepsuje. Czego i Wam życzę. Pozdrawiam.

 

 

 

alexbluessy : :