Archiwum styczeń 2004, strona 5


sty 13 2004 fragment filmu........
Komentarze: 0

„Agata: Agata

Cygan: Cygan

Agata: Cygan to imię, czy...

Cygan: Imię, zawód, wszystko...

Agata: Cygan nie ma ojczyzny...        

Cygan: Wszędzie ma

Agata: To dlaczego tak wędruje?

Cygan: Bo tęskni

Agata: A ty za czym tęsknisz, Cygan? 

Cygan: Żeby latać jako pilot, ale najpierw się zakochać

Agata: Grasz w otwarte karty

Cygan: Gram

Agata: I wygrywasz. Boję się zakochać....

Cygan: Nie bój się. Mnie jeszcze nikt, nigdy nie pokochał...”

 (fragment filmu „Uprowadzenie Agaty”. Reż. Marek Piwowski)

alexbluessy : :
sty 12 2004 ...w oczekiwaniu na "katharsis"...
Komentarze: 0

Czekam na „katharsis”. Dziś obudziłam się spokojna, ale do pełnego uspokojenia jeszcze daleko. Obudziłam się 20 minut przed dzwonkiem budzika. Włączyłam radio i leżałam jeszcze chwilkę w półmroku. Wcale nie miałam ochoty wstawać. Zwłaszcza, że dziś miałam do napisania test, na który nie byłam zbyt dobrze przygotowana. Wczoraj starałam się uczyć, naprawdę się starałam, ale coś nie wyszło... Nie mogłam się skupić na niczym. Słowa mi przelatywały przed oczami z prędkością błyskawicy. Niewiele rozumiałam z tego, co czytam. Trochę w głowie zawsze zostało, ale bardziej robiłam to aby uspokoić swoje sumienie...

Wstałam dziś – jak już pisałam w lepszym nastroju niż wczoraj. Wypiłam gorącą kawę (1,5 łyżeczki Jacobs Cronat Gold + 1 łyżeczka cukru i dwie śmietanki), zjadłam dwie grzanki i pojechałam na zajęcia. Przed domem istna powódź. Trzeba być nieźle wygimnastykowanym żeby skakać przez potoki topniejącej śnieżnej breji. Poza tym na chodnikach potworzyły się jeziorka-bajorka. Brrr..... Jakoś dotarłam na przystanek lawirując pomiędzy kałużowymi gigantami i do szkoły dojechałam bez problemu.

Na pierwszych zajęciach był sprawdzian. Hmmm nie będę o nim pisać. Chciałabym o tym zapomnieć. Może nie być źle, a może być tragicznie. Wszystko przez to, jak mówiłam, że wczoraj byłam totalnie wytrącona z równowagi i nic, no powiedzmy sobie szczerze, prawie nic nie zrobiłam. A tu zadania jak z kosmosu... Żeby chociaż tróję dostać i mieć z głowy. Chociaż trzy dla mnie to za mało. Stanowczo za mało... Konwersacji nie było bo B. pojechał z żoną do szpitala. Gramatyka była wcześniej i nawet szybko minęła. Dostałam 4+. Jeden punkt więcej i byłoby 5. co za pech! A najlepsze jest to, że nawet gdybym chciała to i tak tego jednego punktu nie dałoby się znaleźć. Nie było gdzie. Ale i tak 53/60 to ładny wynik. Przez cały dzisiejszy dzień słucham Gramattika. „EP+” albo „Światła Miasta”. Ta muzyka wyjątkowo odpowiada aurze, która ostatnio mnie otacza. Z tekstami mogę się nawet identyfikować...

Poza tym to ciągle nie daje mi spokoju słuszność mojej decyzji o odejściu z Wirtualnego Świata. Nawet częściowym odejściu. Różne rzeczy słyszałam o tym, różne opinie... Najciekawsze jest to, że (mogę się mylić, ale raczej prawidłowo odczytałam „przesłanie”) – teraz sparafrazuję wypowiedź jednej, może dwóch osób – myśleli, że ja będę zawsze. Że zawsze kiedy wejdą na gg ja będę dostępna. Będę tam dla nich. Nie mogą sobie wyobrazić, że mnie może nie być. Ale nie wzięli pod uwagę jednej rzeczy. Nie pomyśleli, że ja mogę być zmęczona ciągłym „byciem dla kogoś” nie będąc dla siebie. Mam wrażenie, że zawsze muszę być dla kogoś, bo mnie potrzebuje, bo trzeba pomóc... Takich „bo” mogę jeszcze wiele znaleźć. A co ze mną??? Czy ja nie mogę pobyć „dla siebie”??? Chyba nadszedł czas, że muszę zacząć „być dla siebie”. Oprócz zmęczenia zauważyłam, że ten Świat zabiera mi dużo czasu. To mnie przeraziło. Powinnam zrobić sobie przerwę. Za chwilę ferie – wtedy wrócę.

Nie chcę Cię zanudzać, ale pomyślałam, że może lepiej by było gdybym znikła bez słowa? Po prostu opuściła Wirtualny Świat, a moim jedynym łącznikiem z nim byłyby listy do Ciebie??? Bo dostaję e-maile, że smutno, że źle będzie... Czuję się jak zbrodniarka....

Dzień się prawie skończył. „(...)Jaki był ten dzień co darował, co wziął, czy mnie rzucił pod niebo czy zrzucił na dno.  Jaki był ten dzień czy coś zmienił czy nie, czy był tylko nadzieją na lepsze(...)”. Co mi się udało??? Udało mi się, ale to wyczyn mało ambitny i mało oryginalny, zmienić szablon na blogu... To śmieszne. Nie będę Ci pisać o takich duperelach przecież.

Jest Karnawał. Ludzie się bawią. Też bym chętnie potańczyła... Najlepiej jest w PRL-u. No Kolor też może być (ale to ze względu na hip hop). Tylko, że teraz się nie tańczy taj, jak ja lubię. Zdaję sobie sprawę, że mówię jak babcia, która już swoje przeżyła, ale ja jestem w pewnych sprawach tradycjonalistką. I nie jest to bynajmniej spowodowane, że tak mnie wychowali. Nie. Po prostu kilu rzeczy spróbowałam i wiem, który z tych owoców mi najlepiej smakuje. I nie odpowiada mi sposób w jaki teraz się tańczy. Ja lubię jak to mężczyzna prowadzi kobietę. Jak się nią w tańcu opiekuje. To bardzo sympatyczne jest. Ale coraz rzadziej spotykane. Chyba tylko na weselach albo studniówkach. Niedawno (w czasie świąt) miałam okazję tańczyć ze znajomym ojca – T. Bardzo fajnie się tańczyło, ale on biadaczek (no, jest jakieś 10 lat starszy) ciągle pytał mojego tatę czy może z „jego córką zatańczyć”. Ze swoim tatą wtedy też tańczyłam. Pierwszy raz w życiu. Nie mógł wyjść z podziwu, że niby ja tak świetnie tańczę... Czy ja wiem... Chyba normalnie. A że wyczuwam rytm... Fajnie wtedy było... Ale i tak wolałabym żebyś to Ty wtedy był na miejscu T. Albo chociaż ktoś, kogo znam lepiej... 

Dzwoniła B. Jutro jadę na 9. Pośpię sobie do 7! To aż godzinę dłużej niż zwykle kiedy do nich jadę. A może zaszaleję i pośpię do 7:30???

Kończę Eljot na dziś. Pójdę się wykąpać. Potem poczytam... Proust ciągle czeka.... Może pośpiewam... Ja tak bardzo lubię śpiewać. Szkoda, że zarzuciłam naukę gry na gitarze...

Dobranoc. Kolorowych snów.

 

alexbluessy : :
sty 11 2004 Eljot - boję się!!!!!!!
Komentarze: 1

Boję się Eljot..... Boję się tego, że zawiodłam ludzi, dla których w jakiś sposób jestem (byłam???) ważna. Boję się tego, że już na zawsze pozostanę zamknięta w czterech ścianach mojego pokoju. Boję się, że mogę zrobić sobie jakąś krzywdę. W końcu boję się własnych myśli....

Boję się tego, co się ze mną dzieje....

Najchętniej całymi dniami bym leżała i nic nie robiła. Tylko gapiła się w sufit i czytała Tetmajera i Anne Sexton...

W outlooku: „Brak nowych wiadomości”, nowych sms-ów też brak...

Czuję się chora.

Ta jednostka chorobowa nazywa się Samotność.

Czy to, że chcę poczuć, usłyszeć, zobaczyć to jest tak wiele, czy to jest za dużo?

„...tak to ja i samotność tuż przy nodze w roli psa...”

 

alexbluessy : :
sty 11 2004 Wszystko wypite! Zjedzone! Cóż dalej?
Komentarze: 0

Nie wiem co robić Eljot! Myślałam, że to będzie łatwe. Odejście z tego świata. Zostawienie wszystkiego za plecami. Spalenie za sobą mostów. Ale tak się nie da Eljot. Tak się po prostu nie da. Oni liczą, że tu będę. Że zawsze będą mogli ze mną porozmawiać... Nie wiem co mam robić. Jestem rozbita. Przecież nie mogę tak po prostu powiedzieć: „Wybaczcie kochani, ale jestem zmęczona. Nie mam ochoty z wami rozmawiać. Żegnajcie...”. Przecież nie zrobię czegoś takiego.  A z drugiej strony wiem, że muszę, wiem, że powinnam... Bo inaczej sama stanę się częścią Wirtualnego Świata. Zresztą już i tak nią jestem. Jeden z tej wspaniałej czwórki moich wirtualnych znajomych J. podczas wczorajszej rozmowy zrobił moją analizę psychologiczną. Oto, co mu wyszło:

J. (10-01-2004 22:32)
meczy cie samotnosc brak drugiej bliskiej osoby zawiodłas sie na panu K-jak kazdy człowiek potrzebujesz tej bliskiej osoby z ktora mozesz porozmawiac o wszystkim ktora bedzie cie wspierała w takich chwilach jak tak i jeszcze innych i to cie meczy

J. (10-01-2004 22:33)
moga cie zmeczyc ludzie z netu włąsnie dlatego ,z enie ma z nimi bliskosci

A najlepsze jest to, że on rację. A pan K... Muszę raz na zawsze o nim zapomnieć. Niech tylko odda  mi jeszcze książkę, którą już trzyma bardzo długo. O ironio! On pożyczył „Samotność w Sieci” – moją relikwię. Muszę ją jeszcze raz przeczytać... A potem jeszcze i jeszcze... I jeszcze... Bo ja tego nie chcę, bronię się przed tym, to mnie gubi, ale ja ciągle czuję kłucie w okolicach serca na widok białej chmurki oznajmiającej, że... No, chyba wszystko jasne. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że ja o nim nie myślę ani w dzień, ani w nocy... I teraz tak sobie myślę, że może ja od tego uciekam. Że to jest to, co mnie męczy. Że nie chcę widzieć tej chmurki. Nie wiem już Eljot, naprawdę nie wiem.

Wyspałam się. Od wielu dni wreszcie się wyspałam. Dlaczego mogę się wyspać tylko w niedzielę??? Obudziłam się i od razu sięgnęłam po leżące przy moim łóżku wiersze Tetmajera. To cudownie leżeć w niedzielny ranek w ciepłym łóżeczku i czytać Tetmajera... Do tego gorąca kawa pachnie cudownie i po całym ciele rozchodzi się cudowne ciepło. Postanowiłam iść po zakupy. Wbrew temu, że jest niedziela. Pojechałam. Na szczęście w hipermarkecie sieci Leclerc nie było dużo ludzi. Nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że było pusto. Ale czemu tu się dziwić, wszak nie było jeszcze południa. Wrzucałam do koszyka to, co wydawało mi się niezbędne. A więc jak to zwykle u mnie, jogurty i serki. Po drodze myślałam o mojej wczorajszej decyzji. Nie wiem, czy dobrze robię. Nie mogę tak po prostu zamknąć wszystkich drzwi. One muszą zostać uchylone. I dlatego zostawiam je uchylone. Tak sobie pomyślałam o H. to dziwna sytuacja z H. te wiersze... One czasem przypadkiem (ale ja nie wierzę w przypadki) pojawiają, wyskakują na oknach rozmowy.... Te wiersze... Ale ja nie mogę sobie wyobrazić mówienia (czytania) wiersza bez zmiany intonacji, bez zawieszania głosu w odpowiednich momentach. Takie wiersze się szepcze. A czy można szeptać przez Internet??? Nie można. Można tylko delikatnie uderzać w klawisze, ale ta druga osoba, której wiersz się mówi, nie usłyszy tego. Wiersz można tylko szeptać... Inaczej jest on obdarty z czegoś... Nie wiem jak to nazwać, ale jest pozbawiony swojej uczuciowości. W Internecie wiersz staje się  wyprany ze wszystkiego. Zostają tylko dobre intencje jego nadawcy – i w nie trzeba wierzyć. Można sobie wyobrażać... Szept...

Ale nie o wierszach chciałam Ci powiedzieć (chociaż o tym też). Kiedy wróciłam do domu gg działało. Odebrałam wiadomości. H. napisał coś takiego... Z. w e-mailu też powiedział, że jest w szoku, że tłuką mu się po głowie myśli. Takich wiadomości było jeszcze kilka.  To było coś takiego, że pomyślałam sobie: „będziesz kretynką jeśli spalisz mosty”. Gdybym odeszła to czułabym się jak jakaś femme fatale... A ja taka nie jestem (tak mi się przynajmniej wydaje) i nie chcę nikogo ranić. J. mi wczoraj powiedział, co zwykł mawiać jego dziadek. Zwykł on mawiać: „staraj się żyć tak, żeby nikt przez ciebie nie cierpiał...”.

Może ja szukam swojego miejsca...

Dziś niedziela. Dzień, w którym idzie się do kościoła. Tak zostaliśmy nauczenie, taka jest nasza religia. Podobno to też uspokaja i pomaga. Mi też kiedyś pomagało, czasem zdarzało mi się popłakać. Kiedyś bardzo często rozmawiałam z Bogiem... Dlaczego to się zmieniło??? Dlaczego już z Nim nie rozmawiam, dlaczego Go nie odwiedzam??? On jest wszędzie – tak przynajmniej mi mówili w domu, na lekcjach religii. Ale ja nie wiem czy On jest. Coś mnie powstrzymuje od pójścia do kościoła.... Wątpię??? Tak, chyba tak. Ktoś kiedyś powiedział, że jestem wierząca wątpiąca. Miał rację. Trudno mi uwierzyć, że Ktoś tam na górze pociąga za wszystkie sznurki. Że jakaś wyższa siła nami kieruje. Ale przecież nic nie dzieje się z przypadku, więc Ktoś tam musi być... A jednak ciężko mi w to uwierzyć. To zabrzmi okropnie, ale wydaje mi się czasem, że czuję obojętność. Chłodną, bezwzględną obojętność... Boję się jej. Siebie też się boję, boję się tego jaka się stałam. Tej swojej obojętności i zwątpienia w Jego obecność.

ZNAJDŹ MNIE I URATUJ, ELJOT!!!!!!!!

(...) A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką

W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk

Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko

Czarny sztandar zatyka groźny tyran – Lęk. („Spleen II” Ch. Baudelaire)

 

alexbluessy : :
sty 10 2004 Postanowiłam......
Komentarze: 0
Chyba czułam, że do Ciebie jeszcze napiszę... Zapomniałam się z Tobą pożegnać w poprzednim liście. Postanowiłam Eljot. Odchodzę w Wirtualnego Świata. Nie chcę w nim żyć. Bo co to za życie jest. W tym świecie imaginacji i wyobraźni. To nie jest życie. To jakiś sen, wyobrażenie, kosmos... (???) Ja nie chcę takiego świata, w którym nie można poczuć, usłyszeć, zobaczyć. Ja jestem już takim światem zmęczona. I dlatego postanowiłam z niego odejść. Czy będę tęsknić??? Tak, chyba będę tęsknić.  A na pewno na początku. Do Ciebie oczywiście będę pisać nadal. A i kilku osobom zostawię otwartą furtkę... Bo trudno tak od razu wyrzucić wszystko z pamięci.

GG podobno nie działa w całej Polsce. I bardzo dobrze. Da się bez niego żyć.  A mi to Pasuje. Bo wiesz Eljot. Ja ostatnio miałam taki stan (aż mi głupio było), ale kiedy wracałam do domu z zajęć albo z pracy to dla relaksu włączałam się na gg właśnie. Na początku było nawet fajnie. Kameralna atmosfera, nikt nie przeszkadza i tak dalej. Ale od jakiegoś czasu jestem zmęczona. Nie mam ochoty na pogaduchy. Daję sobie status „dostępny”, albo „niewidoczny” – to głupie, przecież kto jest sprytny i tak zobaczy, że jestem. I robię swoje. I tak jest dobrze. Jest dobrze do momentu, kiedy w lewym dolnym rogu ekranu nie zamruga żółta koperta oznajmiająca, że wiadomość przyszła. Wtedy dzieje się ze mną coś dziwnego. Zaczynam się irytować. Zaczynam czuć, że rozmowa mnie męczy. Ktokolwiek by to nie był. Zaczynam być wtedy śpiąca i odpowiadam półsłówkami. Nie chcę żeby tak się działo, ale się dzieje. I dlatego wyprowadzam się z tego świata zanim zrobię coś, czego mogłabym potem żałować. ODCHODZĘ!!! Odchodzę bo zaczynam czuć, że ten świat niczego nie wnosi do mojego życia (coś (ktoś) wnosi, ale nie powiem nic więcej) , wręcz przeciwnie on mi coś zabiera. Zabiera mi najcenniejszą rzecz – CZAS. Może to jest tylko chwilowe – ten mój stan. Może jutro się obudzę i stwierdzę, ze wszystko jest ok. i nigdzie nie wyjeżdżam... Nie wiem.

Tymczasem wracam do mojej nauki. Za dużo odpoczynku miałam. Od czwartku odpoczywam. Trzeba brać się do roboty. A ja jeszcze film obejrzałam – „Uprowadzenie Agaty” Marka Piwowskiego. Jeden z moich ulubionych filmów, choć dobrze wiesz, że ja za polską produkcją filmową  nie przepadam. Ten naprawdę warto obejrzeć. Wyciska mi z oczu łzy, a ja rzadko płaczę na filmach.  Ale ten... Ma w sobie coś. Może fabuła jest banalna. Ale on w sobie coś ma. I wiesz co Eljot, od kilu dni swędzi mnie lewa strona nosa. Czyżby... Nie, ja nic nie mówię.

Ja czekam na tę jedną chwilę, kiedy serce jak szalone zabije, gdy zrozumiem po co żyję i że czujesz to, co ja...” 

Trzymaj się cieplutko. Jutro napiszę znowu. Pozdrawiam!!!!!

alexbluessy : :