Nie wiem co robić Eljot! Myślałam, że to będzie łatwe. Odejście z tego świata. Zostawienie wszystkiego za plecami. Spalenie za sobą mostów. Ale tak się nie da Eljot. Tak się po prostu nie da. Oni liczą, że tu będę. Że zawsze będą mogli ze mną porozmawiać... Nie wiem co mam robić. Jestem rozbita. Przecież nie mogę tak po prostu powiedzieć: „Wybaczcie kochani, ale jestem zmęczona. Nie mam ochoty z wami rozmawiać. Żegnajcie...”. Przecież nie zrobię czegoś takiego. A z drugiej strony wiem, że muszę, wiem, że powinnam... Bo inaczej sama stanę się częścią Wirtualnego Świata. Zresztą już i tak nią jestem. Jeden z tej wspaniałej czwórki moich wirtualnych znajomych J. podczas wczorajszej rozmowy zrobił moją analizę psychologiczną. Oto, co mu wyszło:
J. (10-01-2004 22:32)
meczy cie samotnosc brak drugiej bliskiej osoby zawiodłas sie na panu K-jak kazdy człowiek potrzebujesz tej bliskiej osoby z ktora mozesz porozmawiac o wszystkim ktora bedzie cie wspierała w takich chwilach jak tak i jeszcze innych i to cie meczy
J. (10-01-2004 22:33)
moga cie zmeczyc ludzie z netu włąsnie dlatego ,z enie ma z nimi bliskosci
A najlepsze jest to, że on rację. A pan K... Muszę raz na zawsze o nim zapomnieć. Niech tylko odda mi jeszcze książkę, którą już trzyma bardzo długo. O ironio! On pożyczył „Samotność w Sieci” – moją relikwię. Muszę ją jeszcze raz przeczytać... A potem jeszcze i jeszcze... I jeszcze... Bo ja tego nie chcę, bronię się przed tym, to mnie gubi, ale ja ciągle czuję kłucie w okolicach serca na widok białej chmurki oznajmiającej, że... No, chyba wszystko jasne. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że ja o nim nie myślę ani w dzień, ani w nocy... I teraz tak sobie myślę, że może ja od tego uciekam. Że to jest to, co mnie męczy. Że nie chcę widzieć tej chmurki. Nie wiem już Eljot, naprawdę nie wiem.
Wyspałam się. Od wielu dni wreszcie się wyspałam. Dlaczego mogę się wyspać tylko w niedzielę??? Obudziłam się i od razu sięgnęłam po leżące przy moim łóżku wiersze Tetmajera. To cudownie leżeć w niedzielny ranek w ciepłym łóżeczku i czytać Tetmajera... Do tego gorąca kawa pachnie cudownie i po całym ciele rozchodzi się cudowne ciepło. Postanowiłam iść po zakupy. Wbrew temu, że jest niedziela. Pojechałam. Na szczęście w hipermarkecie sieci Leclerc nie było dużo ludzi. Nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że było pusto. Ale czemu tu się dziwić, wszak nie było jeszcze południa. Wrzucałam do koszyka to, co wydawało mi się niezbędne. A więc jak to zwykle u mnie, jogurty i serki. Po drodze myślałam o mojej wczorajszej decyzji. Nie wiem, czy dobrze robię. Nie mogę tak po prostu zamknąć wszystkich drzwi. One muszą zostać uchylone. I dlatego zostawiam je uchylone. Tak sobie pomyślałam o H. to dziwna sytuacja z H. te wiersze... One czasem przypadkiem (ale ja nie wierzę w przypadki) pojawiają, wyskakują na oknach rozmowy.... Te wiersze... Ale ja nie mogę sobie wyobrazić mówienia (czytania) wiersza bez zmiany intonacji, bez zawieszania głosu w odpowiednich momentach. Takie wiersze się szepcze. A czy można szeptać przez Internet??? Nie można. Można tylko delikatnie uderzać w klawisze, ale ta druga osoba, której wiersz się mówi, nie usłyszy tego. Wiersz można tylko szeptać... Inaczej jest on obdarty z czegoś... Nie wiem jak to nazwać, ale jest pozbawiony swojej uczuciowości. W Internecie wiersz staje się wyprany ze wszystkiego. Zostają tylko dobre intencje jego nadawcy – i w nie trzeba wierzyć. Można sobie wyobrażać... Szept...
Ale nie o wierszach chciałam Ci powiedzieć (chociaż o tym też). Kiedy wróciłam do domu gg działało. Odebrałam wiadomości. H. napisał coś takiego... Z. w e-mailu też powiedział, że jest w szoku, że tłuką mu się po głowie myśli. Takich wiadomości było jeszcze kilka. To było coś takiego, że pomyślałam sobie: „będziesz kretynką jeśli spalisz mosty”. Gdybym odeszła to czułabym się jak jakaś femme fatale... A ja taka nie jestem (tak mi się przynajmniej wydaje) i nie chcę nikogo ranić. J. mi wczoraj powiedział, co zwykł mawiać jego dziadek. Zwykł on mawiać: „staraj się żyć tak, żeby nikt przez ciebie nie cierpiał...”.
Może ja szukam swojego miejsca...
Dziś niedziela. Dzień, w którym idzie się do kościoła. Tak zostaliśmy nauczenie, taka jest nasza religia. Podobno to też uspokaja i pomaga. Mi też kiedyś pomagało, czasem zdarzało mi się popłakać. Kiedyś bardzo często rozmawiałam z Bogiem... Dlaczego to się zmieniło??? Dlaczego już z Nim nie rozmawiam, dlaczego Go nie odwiedzam??? On jest wszędzie – tak przynajmniej mi mówili w domu, na lekcjach religii. Ale ja nie wiem czy On jest. Coś mnie powstrzymuje od pójścia do kościoła.... Wątpię??? Tak, chyba tak. Ktoś kiedyś powiedział, że jestem wierząca wątpiąca. Miał rację. Trudno mi uwierzyć, że Ktoś tam na górze pociąga za wszystkie sznurki. Że jakaś wyższa siła nami kieruje. Ale przecież nic nie dzieje się z przypadku, więc Ktoś tam musi być... A jednak ciężko mi w to uwierzyć. To zabrzmi okropnie, ale wydaje mi się czasem, że czuję obojętność. Chłodną, bezwzględną obojętność... Boję się jej. Siebie też się boję, boję się tego jaka się stałam. Tej swojej obojętności i zwątpienia w Jego obecność.
ZNAJDŹ MNIE I URATUJ, ELJOT!!!!!!!!
(...) A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko
Czarny sztandar zatyka groźny tyran – Lęk. („Spleen II” Ch. Baudelaire)