Komentarze: 1
...po burzy przychodzi spokój, a po nocy dzień...
Ostatnie dni były piękne!!! Słoneczne, leniwe, wspólne. Ja chcę jeszcze!!! Afirmuję za namową Koleżanki, że TYLKO POZYTYWNE MYŚLI MAJĄ DOPSTĘP DO MOJEGO UMYSŁU, odganiam czarne scenariusze, uczę się nie ulegać impulsom i nabierać dystansu.
Moje niepokoje dotyczą przyziemnych rzeczy – pracy, pieniędzy i tym podobnych. Sesja też coraz bardziej mnie męczy – zaczyna się za miesiąc, a ja jestem w lesie z nauką i prawdę powiedziawszy to nie chce mi się, jestem zmęczona – nie wiem czy to wiosna, czy zmęczenie materiału. Jedno jest pewne, na magisterskie postaram się przenieść na zaoczne, a w tygodniu będę pracującą kurką domową, dbającą o Ukochanego, Najlepsiejszego Brata i Kociątko. :o)
Jak zazwyczaj na początku miesiąca idziemy jutro z B. konsumować obiad w jakiejś fajnej knajpce – na kieszeń studentek, ale jednocześnie ma być pyszna. Pogadamy, odbierzemy przy okazji zaświadczenia o ukończeniu Akademii Żaka i pojedziemy na nudny angielski.
A za tydzień mamy nadzieję z Ukochanym, że uda nam się zrobić grilla...
Tymczasem słucham Verby, na dobry początek dnia, czytam „Na dnie” Gorkiego, martwię się o Kociątko – coś mu jest (nie wiem co, bo się nie znam, ale „to” jest dziwne”) i idę z nim do weterynarza. Będzie dobrze!!!
A w wazonie malutkie fiołki - śliczne...
Jest PIĘKNIE!!!
P.S. Tfuuu, Tfuuu, Tfuuu....