Komentarze: 1
Cześć Eljot!
Witam Cię w to ponure i smutne przedpołudnie! Szaro i brzydko za oknem, ale ja mam nastrój jak najbardziej pozytywny! Nie wiem czemu. Może to przez to, że tak mniej więcej od 8 do 9 pisałam „odę” dla kolegi. I miałam przy tym trochę zabawy. No, ale efekt wyszedł (nie schlebiając sobie zbytnio) chyba interesujący. Nawet się zdziwiłam, że mi tak szybko to poszło. Napisałam więc ten „wielki poemat” ku chwale H, wklepałam do komputerka i wysłałam. Ciekawa jestem reakcji odbiorcy...
Potem się trochę odświeżyłam, poszłam do sklepu po gazetkę. Kupuję „Wyborczą” tylko w piątki. A dziś był dodatkowo film z moim ulubionym Jeremym Ironsem, toteż nie mogłam takiej okazji przepuścić. Wróciłam ze sklepu, zaparzyłam pyszną kawkę (Ty wiesz, że ja piję tylko Jacobs Cronat Gold z łyżeczką cukru i mleczkiem) i przygotowałam kanapeczki. Z pysznym serkiem. Do tego dołożyłam batonik i śniadanko jak się patrzy. Musiałam tylko pomęczyć się jeszcze z wieszczkiem przy moim futerku. Stary się przerwał i musiałam kombinować czym go zastąpić. No, ale potrzeba matką wynalazku. Znalazłam kawałek aksamitki, który genialnie się nadał do nowej funkcji. A tak na marginesie. Czy wiesz, Eljot, że jestem osobą absolutnie nie ekologiczną? Kiedy w niedzielę byłam na koncercie w Synagodze sąsiadka powiedziała mi, że moje karakuły są prawdziwe! Wiesz co to oznacza?? To oznacza dokładnie tyle, że abym ja mogła nosić moje śliczne futerko zwierzątka musiały umrzeć!!! To straszne jest! No, ale z drugiej strony nie kupiłam go osobiście – można nawet powiedzieć, ze ja to futerko „odziedziczyłam” toteż w części czuję się rozgrzeszona. A ta moja sąsiadka powiedziała, że mam się absolutnie nie przejmować. Bo to jest tak, że oni trąbią o pochwale ekologii, żeby zwierząt nie zabijać i tak dalej bo chcą sprzedać coś innego. Coś w tym jest, aczkolwiek nie do końca się zgadzam with this statement. I tak mam jakieś wyrzuty, że to były prawdziwe zwierzaczki...
Dziś zrobiłam próbę chodzenia w nowych butkach. Poszłam w nich do sklepu. Niby nie daleko bo tylko trzeba wyjść z bramy i przejść parę kroków, ale zawsze coś. Trochę dziwnie się czułam. Nawet nie chodzi już o wysokość obcasa. To da się przeżyć. Problem w tym, ze on wydaje się mało stabilny. Ale tylko się wydaje. Muszę się przyzwyczaić do niego. A chodzi się bardzo wygodnie w tych kozaczkach. Śliczne są po prostu. Już widzę minę mojego brata jak je zobaczy. Pewnie powie: „O Alex wreszcie wygląda jak prawdziwa dziewczyna...”. A niby jak mam wyglądać skoro nią jestem? J
Słucham Enyi. Jest rewelacyjna! Bardzo nastrojowa i klimatyczna. W sam raz do słuchania w „Gumowej róży” Martyny Jakubowicz. Ja tak sobie myślę, że kiedyś będę miała własną knajpkę. Dla niepalących oczywiście. Nie potrafię Ci tego opisać, ale już ją widzę przed oczami. Tak, ale najpierw zajmę się przystosowaniem gospodarstwa moich dziadków na gospodarstwo agroturystyczne. Przecież aż szkoda, żeby tyle miejsca się marnowało. Tyle miejsca w takiej okolicy. Prawie w centrum Puszczy Kampinoskiej, nad Wisłą, wokół zielono, woda, świeże powietrze. Nie wątpię, ze nie mieliby problemów ze znalezieniem chętnych na pobyt. Tylko jak ich przekonać do tego pomysłu.... Zaraz pewnie bym usłyszała: „Oleńko, a kto tu przyjedzie..?”. Nie rozumiem takiego podejścia, ale cóż. Spróbować zawsze warto.
Dzwoniła B. W pracy mam się stawić na 15. mam jeszcze trochę czasu. Kuba wychodzi dziś ze szpitala. Fajnie. Już bardzo cicho było u nich bez niego. Dziecko jakie jest ale ja je lubię. Nie jest zły. Swoje przeżył. Ma dopiero 10 lat a napatrzył się na to, jak ojciec traktuje matkę, a potem na ich rozwód. Nie dziwię się, że jest jaki jest. W gruncie rzeczy to dobre dziecko. Tylko trzeba mu trochę ciepła okazać. Tak więc Kuba wraca dziś do domu i pewnie będzie mi cały czas kazał uczyć go japońskich słówek... Nie życzę mu źle, ale może nie będzie jeszcze na siłach... Swoją drogą, co mnie podkusiło żeby przyznać się do faktu, że w liceum uczyłam się trochę tego języka. Następnym razem będę bardziej uważać na słowa. J
Wczoraj zabrałam się do porządkowania pudełeczka z pocztówkami i listami. Wiesz na co się natknęłam? Na wiersz Leśmiana. Wycięty z jakiejś gazety, chyba z czasów, kiedy do matury się przygotowywałam. Leżał zapomniany na samym dnie. On mi uświadomił, że jest coś takiego jak poezja Leśmiana. Muszę nadrobić zaległości w tym zakresie. Chociaż nie wiem jak to będzie bo ostatnio nawet „Zwierciadła” nie mogę do końca doczytać. Nie mówiąc już o „W poszukiwaniu straconego czasu”, czy „15 minut sławy”. Może w pociągu dogonię czas i nadrobię czytelnicze zaległości. Szczególnie na Prouście mi zależy. Już dawno chciałam „W poszukiwaniu...” przeczytać. Jak przebrnę przez te 7 części to zabiorę się za Schultza. A wiesz, Eljot, że ja na maturze napisałam tylko o tych dwóch autorach. Oczywiście jeśli chodzi o lektury z kanonu. Pisałam właśnie o „W poszukiwaniu...” i „Sklepach Cynamonowych”. Ale temat miałam dość luźny bo „Motyw domu w różnych tekstach kultury” tak więc.. No, ale dość wspomnień. Matura była i minęła. Koniec kropka.
Gotuję sobie obiadek (dziś ryż z jogurtem – wyjadam zapasy przed wyjazdem) dlatego trochę ciężko mi pisać bo trochę się przez to rozpraszam. Napiszę tylko „Romans” Leśmiana i skończę pisać. Wrócę z pracy do jeszcze się odezwę.
„Romas śpiewam, bo śpiewam! Bo jestem śpiewakiem
ona była żebraczką, a on był żebrakiem.
Pokochali się nagle na rogu ulicy
I nie było uboższej w mieście tajemnicy.....
Nastała noc majowa, gwieździście wesoła,
Siedli – ramię z ramieniem – na stopniach kościoła.
Ona mu podawała z wyrazem skupienia
To usta do pieszczoty, to – chleb do ugryzienia.
I tak, śniąc, przegryzali pod majowym niebem
Na przemian chleb – pieszczotą, a pieszczotę – chlebem.
I dwa głody sycili pod opieką wiosny,
Jeden głód – ten żebraczy, a drugi – miłosny.
Poeta, co ich widział, zgadł, jak żyć potrzeba,
Ma dwa głody, lecz brak mu – dziewczyny i chleba.”