Komentarze: 0
Dobry wieczór Eljot!
Sobota. Za oknem szaro i zimno. Drzewa bez liści. Widok zupełnie inny, od tego, który zapamiętałam. Zima przyszła. Tylko śniegu brakuje. Pamiętam swój pierwszy dzień w Białymstoku. To był grudniowy czwartek ubiegłego roku. Przyjechałam zaledwie na jeden dzień. Na dworzec wyszedł po mnie Piotrek. Rodzice byli w pracy więc to on pełnił rolę gospodarza. Pierwsze zetknięcie z nowym otoczeniem. Dziwnie się czułam. Szczególnie w okolicach żołądka było mi dziwnie. Do... , wtedy jeszcze nie czułam, że jadę do domu, pojechaliśmy 10. w autobusie tłum ludzi. I to narastające we mnie uczucie ciekawości i niepokoju. Weszliśmy do mieszkania. Przywitał nas zapach pierników, które mama upiekła na święta. Ale mimo tego nadal nie czułam się jak w domu. Odświeżyłam się (łzy zakręciły mi się w oczach, kiedy na pralce znalazłam ręcznik dla siebie, a na nim kartkę z napisem, że „to jest ręcznik dla Olusi”. Jak oni musieli na mnie czekać!), zjadłam jakiś obiad. Nie, nie jakiś. Były pierogi ruskie. Potem Piotrek zaproponował, że może oprowadzi mnie po mieście. Z ochotą przystałam ta tą propozycję. W stronę głównej części miasta poszliśmy przez tereny Politechniki. Pamiętam wszystko dokładnie. Mnóstwo cudownie chrupiącego pod nogami śniegu i piękny zachód słońca. Do dziś mam ten widok przed oczami. Brat poprowadził mnie do Rynku. Chłonęłam oczami wszystko dookoła. Zupełnie jak małe dziecko, które wyszło na pierwszy spacer. Wszystko było takie nowe i ciekawe. Przed Ratuszem stały kryte słomą stragany ze świątecznymi gadżetami. Ominęliśmy Empik i zeszliśmy w dół. Przeszliśmy obok Fary aż do Ogrodów Branickich. Wszędzie było biało! Zupełnie bielusieńko. I zupełnie ciemno. Piotrek opowiadał jak w szkole, jakich ma kolegów. I mówił też, że mama bardzo tą przeprowadzkę przeżywa. szliśmy tak sobie gawędząc aż nagle znowu znaleźliśmy się pod Politechniką. W mieszkaniu odbyło się wylewne powitanie. Szczególnie ze strony mamy. To był mój pierwszy dzień w Białymstoku., może dlatego wszystko bardzo dokładnie zapamiętałam. Bo już z następnego nie pamiętam zupełnie nic. A jeszcze następnego z samego rana wyjeżdżaliśmy na święta do dziadków pod Warszawę.
A dziś śniegu jak na lekarstwo i w ogóle pogoda pod psem. Wstałam dość wcześnie bo na 10 miałam umówioną wizytę u fryzjera. Moim włosom też należy się jakiś mały prezencik świąteczny. A Eljot! Bo zapomniałabym! Wiesz, że ten mój nowy kolorek wyszedł rewelacyjnie??? Bardzo mi się podoba. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak zamierzam wrócić do swojego naturalnego koloru. Ale odeszłam od tematu. Poszłam, nie powiem, ze jak zwykle, bo to druga wizyta dopiero, do „pana Michała” jak mówi moja mama. „pan Michał”, młody człowiek dokonał niesamowitych rzeczy z moją głową. Wymodelował mi fryzurkę bardzo fajnie. Szkoda tylko, że potem sama jej sobie tak nie ułożę. „Diametralna”, jak to określił, zmiana polegała na jak najmocniejszym wycieniowaniu i postopniowaniu moich włosów. Efekt wyszedł bardzo interesujący. Jestem bardzo zadowolona. Do następnej wizyty u „pana Michała”, a nastąpi ona najpewniej w okolicach Wielkanocy, mam czas żeby pomyśleć nad wyprostowaniem włosów.
Po tej swoistej przemianie, (musisz wiedzieć, Eljot, ze Piotrek zanim wyszłam powiedział idź się jakoś uczesz. Idź i powiedz mu (na myśli miał „pana Michała”) „ma być dobrze” – on będzie wiedział co robić”) poszłam z mamą do miasta. Na ulicach tłumy. W sklepach nie mniejszy tłok i straszny upał. Całe Centrum przeszłyśmy na nogach. Do domu wróciłyśmy nieźle padnięte. Na szczęście nie czekała na nas żadna bardzo pilna robota z gatunku tych przedświątecznych. Zrobiłyśmy tylko małe przemeblowanie. Nawet fajnie nam to wyszło. Rodzice też się dziś nie kłócili. Mam nadzieję (znowu ta nadzieja – podobno matka głupich), że nie było to z tego powodu, ze tata ma jutro 8 godzin wykładów i musiał się do nich przygotować. Mój brat puścił mi też materiał na jego płytę. Według mnie bardzo fajne ma kawałki. No, ale ja lubię hip hop. Staram się być jak najbardziej obiektywna mówiąc, ze nieraz jego teksty bardziej do mnie przemawiają niż niejednego siedzącego już w tym fachu kilka lat człowieka. I co jeszcze się zdarzyło? Wygrzebałam swoje, jeszcze z czasów liceum, antologie. Szczególnie z Tetmajera się ucieszyłam. Nie jest to co prawda cały tom, ale zawsze to coś.
Śpij dobrze Eljot. Niech uniosą Cię różowe chmurki....