Archiwum styczeń 2004, strona 9


sty 04 2004 2003-12-20 u rodziców I
Komentarze: 0

Dobry wieczór Eljot!

Sobota. Za oknem szaro i zimno. Drzewa bez liści. Widok zupełnie inny, od tego, który zapamiętałam. Zima przyszła. Tylko śniegu brakuje. Pamiętam swój pierwszy dzień w Białymstoku. To był grudniowy czwartek ubiegłego roku. Przyjechałam zaledwie na jeden dzień. Na dworzec wyszedł po mnie Piotrek. Rodzice byli w pracy więc to on pełnił rolę gospodarza. Pierwsze zetknięcie z nowym otoczeniem. Dziwnie się czułam. Szczególnie w okolicach żołądka było mi dziwnie. Do... , wtedy jeszcze nie czułam, że jadę do domu, pojechaliśmy 10. w autobusie tłum ludzi. I to narastające we mnie uczucie ciekawości i niepokoju. Weszliśmy do mieszkania. Przywitał nas zapach pierników, które mama upiekła na święta.  Ale mimo tego nadal nie czułam się jak w domu. Odświeżyłam się (łzy zakręciły mi się w oczach, kiedy na pralce znalazłam ręcznik dla siebie, a na nim kartkę z napisem, że „to jest ręcznik dla Olusi”. Jak oni musieli na mnie czekać!), zjadłam jakiś obiad. Nie, nie jakiś. Były pierogi ruskie. Potem  Piotrek zaproponował, że może oprowadzi mnie po mieście. Z ochotą przystałam ta tą  propozycję. W stronę głównej części miasta poszliśmy przez tereny Politechniki. Pamiętam wszystko dokładnie. Mnóstwo cudownie chrupiącego pod nogami śniegu i piękny zachód słońca. Do dziś mam ten widok przed oczami. Brat poprowadził mnie do Rynku. Chłonęłam oczami wszystko dookoła. Zupełnie jak małe dziecko, które wyszło na pierwszy spacer. Wszystko było takie nowe i ciekawe. Przed Ratuszem stały kryte słomą stragany ze świątecznymi gadżetami. Ominęliśmy Empik i zeszliśmy w dół. Przeszliśmy obok Fary aż do Ogrodów Branickich. Wszędzie było biało! Zupełnie bielusieńko. I zupełnie ciemno. Piotrek opowiadał jak w szkole, jakich ma kolegów. I mówił też, że mama bardzo tą przeprowadzkę przeżywa. szliśmy tak sobie gawędząc aż nagle znowu znaleźliśmy się pod Politechniką. W mieszkaniu odbyło się wylewne powitanie. Szczególnie ze strony mamy. To był mój pierwszy dzień w Białymstoku., może dlatego wszystko bardzo dokładnie zapamiętałam. Bo już z następnego nie pamiętam zupełnie nic. A jeszcze następnego z samego rana wyjeżdżaliśmy na święta do dziadków pod Warszawę.

A dziś śniegu jak na lekarstwo i w ogóle pogoda pod psem. Wstałam dość wcześnie bo na 10 miałam umówioną wizytę u fryzjera. Moim włosom też należy się jakiś mały prezencik świąteczny. A Eljot! Bo zapomniałabym! Wiesz, że ten mój nowy kolorek wyszedł rewelacyjnie??? Bardzo mi się podoba. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak zamierzam wrócić do swojego naturalnego koloru. Ale odeszłam od tematu. Poszłam, nie powiem, ze jak zwykle, bo to druga wizyta dopiero, do „pana Michała” jak mówi moja mama. „pan Michał”, młody człowiek dokonał niesamowitych rzeczy z moją głową. Wymodelował mi fryzurkę bardzo fajnie. Szkoda tylko, że potem sama jej sobie tak nie ułożę. „Diametralna”, jak to określił, zmiana polegała na jak najmocniejszym wycieniowaniu i postopniowaniu moich włosów. Efekt wyszedł bardzo interesujący. Jestem bardzo zadowolona. Do następnej wizyty u „pana Michała”, a nastąpi ona najpewniej w okolicach Wielkanocy, mam czas żeby pomyśleć nad wyprostowaniem włosów.

Po tej swoistej przemianie, (musisz wiedzieć, Eljot, ze Piotrek zanim wyszłam powiedział idź się jakoś uczesz. Idź i powiedz mu (na myśli miał  „pana Michała”) „ma być dobrze” – on będzie wiedział co robić”) poszłam z mamą do miasta. Na ulicach tłumy. W sklepach nie mniejszy tłok i straszny upał. Całe Centrum przeszłyśmy na nogach. Do domu wróciłyśmy nieźle padnięte. Na szczęście nie czekała na nas żadna bardzo pilna robota z gatunku tych przedświątecznych. Zrobiłyśmy tylko małe przemeblowanie. Nawet fajnie nam to wyszło. Rodzice też się dziś nie kłócili. Mam nadzieję (znowu ta nadzieja – podobno matka głupich), że nie było to z tego powodu, ze tata ma jutro 8 godzin wykładów i musiał się do nich przygotować. Mój brat puścił mi też materiał na jego płytę. Według mnie bardzo fajne ma kawałki. No, ale ja lubię hip hop. Staram się być jak najbardziej obiektywna mówiąc, ze nieraz jego teksty bardziej do mnie przemawiają niż niejednego siedzącego już w tym fachu kilka lat  człowieka. I co jeszcze się zdarzyło? Wygrzebałam swoje, jeszcze z czasów liceum, antologie. Szczególnie z Tetmajera się ucieszyłam. Nie jest to co prawda cały tom, ale zawsze to coś.

Śpij dobrze Eljot. Niech uniosą Cię różowe chmurki....

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-21 u rodziców II
Komentarze: 1

Cześć Eljot!!!!!!!!!!

Niedziela upłynęła bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy i jak w ferworze przedświątecznych przygotowań. Nie jestem zwolenniczką chodzenia w niedzielę po sklepach, ale w okresie przedświątecznym robię wyjątek. Uwielbiam tą niepowtarzalną atmosferę. Ponieważ Piotrek jest chory (nadal zresztą nie wie co chciałby dostać na Gwiazdkę), tata w pracy to chodziłyśmy same z mamą. I wiesz co, Eljot? Stała się rzecz mało przyjemna. Otóż wyobraź sobie, że w moich nowych butach, „wysokościowcach”, odpadł obcas. Mam nadzieję, że jak pójdę jutro do szewca i powiem, że przyjechałam tu na święta i nie mam nic na zmianę to mi je na wtorek zrobi.

Tata przed chwilą przyszedł z pracy. Biedak, prawie się zaharowuje. Nie tyle na uniwerku, co w tej prywatnej szkole. Dziś wykłady miał od 8 do 16. w niedzielę! Brrr... W dodatku musi czytać wiele rzeczy, które nie są ściśle związane z jego przedmiotem wiodącym. Znaczy fizyka, ale taka, którą wykorzystuje się w finansach. Nie miał mój tata pojęcia, że fizykę można w finansach wykorzystać, ale twierdzi jednocześnie, że to nawet ciekawe jest. Przynajmniej tyle. Przynajmniej nie robi czegoś co mu nie daje jakiś innych poza finansowymi korzyści. Wrócił okropnie zmachany. Nic dziwnego, jestem pełna podziwu. Nie wiem, czy dałabym radę stać 8 godzin i mówić cały ten czas z niewielkimi przerwami. Wykończyć się można przecież. A wszystko po to, żeby dało się żyć na jakimś przyzwoitym poziomie bo pensje nauczycieli akademickich są.... No, takie są. Żałosne są najprościej mówiąc. I  żeby utrzymać rodzinę to ojciec musi tyle harować. Bo mama jak na razie ma problem z pracą. Owszem pracuje, ale... Dobra nie będę narzekać. Inni wcale nie mają pracy i co mają powiedzieć? A mi wcale nie żyje się najgorzej. Nie mam prawa narzekać!!!! I już nie będę więcej.

No więc, kiedy tata wykładał, a Piotrek leżał chory poszłyśmy z mamą kupić jakieś lampki na choinkę. I kupiłyśmy. 14 metrów kabla, co daje 280 światełek. Ale jakich światełek!! One robią wszystko! Mogą grać, mogą nie grać. Mogą mrugać, mogą nie mrugać. Takiego kiczu jeszcze nie mieliśmy. J bo tak o tym myślę właśnie: kicz. Ale fajny i całkiem sympatyczny. Zastanawialiśmy się, gdzie mogli go wyprodukować. Tata obstawił Chiny. Tyle, że nigdzie nie znaleźliśmy napisu: „Made in China”. Jedyny ślad, że nasze lampki powstały w tym kraju może świadczyć wysokość dźwięków odtwarzanych christmas songs. A jest ich cały repertuar. Tata określił ten dźwięk jako „chińską harmonię”. W sumie coś w tym jest. Dźwięki rzeczywiście są nienaturalnie wysokie.

Słucham teraz Boba Dylana. Przed chwilą skończył się repertuar Kenny’ego G. Słucham, piszę i od czasu do czasu zerkam za okno. Ładny mają widok za oknem. Przez duże, przeszklone balkonowe drzwi widać bezlistne drzewa (wiosną i latem zasłaniają widok, ale są cudownie zielone) i światła domów przy Wiejskiej i Pogodnej. Szkoda tylko, że nie ma śniegu. Wtedy byłoby jeszcze ładniej.

Wiesz Eljot. Ja wiem, że Ty będziesz jakimś mądrym człowiekiem „od czegoś”. Już od dawna to wiem i w wyobraźni widzę Cię pochylonego nad deska kreślarską. Fajny jesteś. Już teraz to wiem. J

Dobranoc. Śpij dobrze. Ja muszę kończyć. Piotrek chce tworzyć muzykę, a poza tym zaraz mama będzie mnie potrzebowała w kuchni. Szkoda, że te zapach do Ciebie nie dolecą. Są mmmmmm nie do opisania. Aż ślinka cieknie. Trzymaj się cieplutko Eljot. Jutro jeszcze króciutko napiszę do Ciebie. Papa

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-20 wsiąść do pociągu o niczym...
Komentarze: 0

Witam Cię Eljot!

No i wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie dzień. Nadszedł dzień wyjazdu. Dzwonek budzika w telefonie poderwał mnie na nogi. Zresztą on zawsze dzwoni tak, że spokojnie umarły na ten dźwięk wstałby z grobu. Zadzwonił punktualnie o trzeciej. Zerwałam się na równe nogi, zaledwie po dwóch godzinach snu. Położyłam się na chwilę około północy. H. mnie namówił. Dzięki H! Miałeś rację. Było mi to potrzebne. Naładowałam trochę swoje baterie przed podróżą. Fakt, że położyłam się po północy, ale zasnąć udało mi się dopiero po pierwszej. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem.

A wcześniej musiałam obejść sąsiadów, poskładać im życzenia i zostawić klucze. Wróciłam z „obchodu”, a za jakiś czas zadzwoniła N. Postanowiłyśmy pożegnać się oglądając jakiś filmik. (Ja wiem, że pisałam Ci już o tym, ale mam wyrzuty bo była to notka bardzo krótka. Dlatego dziś może kilka rzeczy powtórzę – chcę żebyś wiedział możliwie jak najwięcej). Wymyśliłyśmy, że obejrzymy „Nieodwracalne”. Bardzo brutalny film, w którym przez kilkanaście minut pokazany jest gwałt na Monice Belucci. Zrezygnowałyśmy z niego jednak, gdyż okazał się za ciężki, a my nie byłyśmy w nastroju do oglądania bardzo ambitnych i bardzo ciężkich właśnie filmów. Skończyło się na „Pret-a-Porter” Roberta Altmana. Sympatyczny filmik z całą plejadą gwiazd i wieloma, nie do końca jasnymi,wątkami. Jednak zabawny i akurat bardzo odpowiadał naszemu stanowi ducha... Nie wiem czy o „stan ducha” akurat mi chodzi. Na pewno jednak coś w tym rodzaju.

Kiedy po filmie przyszłam do domu było po jedenastej. Na gg czekało na mnie kilka wiadomości. Dzień Świstaka nadszedł i wszystkie dotyczyły tego „wydarzenia”. No, nie wszystkie. H. nie wspomniał ani słowem o świstakach. H. chciał powiedzieć dobranoc. Ale to było miłe bardzo. Tak więc porozmawiałam jeszcze trochę z H. A potem, zgodnie z jego sugestią, poszłam spać.

Kiedy się obudziłam za oknem było zupełnie ciemno. Wstałam, przygotowałam kanapki na drogę, zjadłam jakieś śniadanie i dopakowałam plecak. Ciężko mi wszystko szło. Chyba, a raczej na pewno, przez zmęczenie. Zrezygnowałam też z jazdy nocnym autobusem. Na dworzec dojechałam taksówką, na którą trochę poczekałam bo facet nie mógł znaleźć mojej ulicy, mimo, że kilka razy obok mnie przejeżdżał. Na pociąg na szczęście się nie spóźniłam. Co więcej, na dworcu poznałam bardzo sympatyczną kobietę, która jechała do Szepietowa. Wysiadała więc dwie stacje przed Białymstokiem. Postanowiłyśmy, że usiądziemy w jednym przedziale. Dobrze zrobiłyśmy bowiem pociąg jechał prawie zupełnie pusty. Mogły to spowodować dwie rzeczy. Pierwsza to, to, że pociąg ten dopiero od kilku dni został wprowadzony do rozkładu jazdy (w ramach  oszczędności PKP oczywiście),a druga to prawdopodobne zaniepokojenie strajkująco-niestrajkującą sytuacja na kolei. W każdym razie wsiadłyśmy razem z panią X do przedziału i wygłówkowałyśmy, że jeśli miniemy Warszawę to do celu na pewno dojedziemy. Rozmawiało nam się bardzo dobrze. Na różne tematy. Od uroków Podlasia do obecnej sytuacji w naszym pięknym kraju. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby taka długa podróż tak szybko minęła. Właściwie jechałyśmy w przedziale tylko we dwie. W Sieradzu dosiadła się starsza pani i odtąd razem z panią X opowiadały mi o tym jak to było w stanie wojennym, jak to było w Polsce zaraz po wojnie itd. Ciekawie opowiadały. Słuchałam ich z przyjemnością. Tak więc, Eljot, podróż miałam bardzo pouczającą. Do Białegostoku, wedle przewidywań, dojechałam planowo. Przywitało mnie świeże, mroźne powietrze. Poczułam się jakbym wracała do domu z dalekiej podróży. A więc jednak dom jest tam, gdzie są rodzice... Gdzie są bliscy. Obładowana ciężkim plecakiem i dwiema dodatkowymi reklamówkami poszłam w stronę postoju taksówek. Wybrawszy pierwszą zajrzałam do środka, kierowca mnie nie zauważył. Dopiero po kilkakrotnym zapukaniu spojrzał w moją stronę. Kiedy już mu powiedziałam, gdzie chciałabym dojechać, usłyszałam: „Nie ma sprawy niunia”. Dziwnie się poczułam, bo odkąd skończyłam trzy latka niunią nikt mnie nie nazywał. Na ulicy Kopernika utknęliśmy w sporym korku. Kiedy z oddali zobaczyłam akademiki Politechniki to już wiedziałam, że jestem w domu. Zajechałam pod samą bramę. Kiedy weszłam do mieszkania, mama na mój widok powiedziała: „wiedziałam, że to ty. U nas nikt tak gwałtownie nie otwiera drzwi”. Kochana mama! Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale byłam dziwnie zmęczona po podróży. Być może to dlatego, że zawsze miałam przymusowy postój w Warszawie. Tym razem jechałam prawie 8 godzin bez przerwy. To musiało zadziałać. Coś zjadłam, wypiłam herbatę i położyłam się na chwilę. Wcześniej jednak mój kochany brat wrócił ze szkoły. Okazało się, że Piotrek jest chory. Na same święta go wzięło. Nie ma co prawda wysokiej gorączki, ale zawsze to choroba. Tak więc oboje poszliśmy się położyć. Musiałam usnąć bo kiedy otworzyłam oczy za oknem było zupełnie ciemno. W międzyczasie z pracy wrócił tata. Może zanotowała to moja podświadomość i dlatego się obudziłam? Czasem tak mam. Nie słyszę, ale coś powoduje, że się budzę. Najczęściej kiedy ktoś przychodzi. Postanowiłam jeszcze trochę poleżeć. W tym czasie rodzice zaczęli się kłócić. Pomyślałam, że święta zapowiadają się interesująco. Dlaczego oni tak się kłócą? Dlaczego kłócą się kiedy ja przyjechałam? Nie wiesz, Eljot jak się poczułam. Ryczeć mi się chciało. Jak oni tak mogą! Nie dość, że święta, to jeszcze ja przyjeżdżam po kilku miesiącach i od razu muszę wysłuchiwać ich awantur! Tak nie powinno być. Prawda Eljot, że nie? Fakt, tata nie jest bez winy. Zabrał się za remontowanie trzeciego pokoju przed samymi świętami. Mamę to wkurzyło bo mógł to zrobić o wiele wcześniej. Z drugiej strony tata pracuje ostatnio bardzo ciężko. Nie tylko na uniwerku, ale jeszcze a w jakiejś szkole, a dodatkowo koordynuje kilka ważnych projektów. Sporo wziął sobie na głowę. Pewnie trudno mu nad wszystkim zapanować, ale powinien też trochę pomyśleć o rodzinie... Mam tylko nadzieję, choć  nadzieja nie jest moją najlepszą przyjaciółką, że święta będą spokojne. Że nie będziemy musieli z Piotrkiem być świadkami kolejnych kłótni.

Ciężko mi pisać, Eljot, bo ciągle ktoś przechodzi przez pokój, a ja nie lubię jak ktoś nade mną staje kiedy piszę. Ale trudno, jakoś wytrzymam. Poza tym nie bardzo mi się pisze bo nie korzystam ze swojego komputera i to jest dodatkowe obciążenie. No i ten brak podłączenia do Internetu... Nie myślę o tym na razie. Na razie nacieszam się rodziną. Ale wiem, jestem o tym przekonana, że niedługo zacznie mi brakować codziennych, nawet tych najkrótszych pogawędek ze znajomymi. Ciężko jest być tak odciętą od świata, ciężko pisać ze świadomością, ze Ty te listy przeczytasz z pewnym opóźnieniem. Najważniejsze jednak, że w ogóle przeczytasz.   Gdybyś tylko mógł na te listy odpowiedzieć... Wiem, ze kiedyś odpowiesz. Tylko, że jest mi coraz trudniej czekać... Czy czekać znaczy to samo co tęsknić? Jak myślisz Eljot, jak to jest? Czy to, jest to samo? Bo według mnie nie jest. W ogóle ostatnio zastanawiałam się nad sensem miłości. Jak ją okazać w takich najzwyklejszych gestach. Myślę, że miłość to nie tylko ogień uczuć (tak na marginesie to powiem Ci, ze chciałabym, jak już się pojawisz, żeby między nami ciskały się błyskawice. Z tego niesamowitego uczucia i napięcia, żeby była porywczość i gromy z nieba, ale będą też przemiłe chwile spokoju i romantycznego rozleniwienia. Aż uśmiecham się do siebie, kiedy to piszę. Tak bardzo chciałabym żeby choć część tych marzeń się spełniła. Zresztą nieważne. Najważniejsze żebyś był), miłość to też przelotne dotknięcie ręki, muśnięcie włosów. Miłość to zwykłe, codzienne czynności. Takie, jak np. zrobienie drugiej osobie herbaty czy wspólne milczenie. Ale to ja tak myślę, rzeczywistość może być zupełnie inna... Ale chciałabym, żeby nasza przyszłość Eljot była kolorowa. Jestem przekonana, że tak będzie. Tylko pojaw się wreszcie.... Tymczasem życzę Ci wszystkiego dobrego. Trzymaj się cieplutko. Uważaj na siebie.

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-18 na kilka godzin przed wyjazdem...
Komentarze: 0

Cześć Eljot!!!!!!!

Piszę do Ciebie na kilka godzin przed wyjazdem. Będzie to więc liścik bardzo krótki. To będzie notka właściwie. Dzień minął spokojnie. Na zajęciach z listening & reading śpiewaliśmy. No oczywiście nie byłaby sobą pani M, gdyby nie kazała nam przy okazji ćwiczyć słuchania. Tak więc ćwiczenie szarych komórek też było. Śpiewaliśmy różne znane i mniej znane. Od Louisa Armstronga po Georga Michaela.

Po zajęciach poszłam jeszcze na chwilę do B. obejrzałam z chłopakami Grincha i wróciłam do domu. Żeby się spakować.  Nie wiedziałam jak mam się do tego zabrać. Co spakować i ile tego wziąć ze sobą. Ale jakoś poszło. Na szczęście nawet szybko. Wieczorkiem już poszłam do N złożyć jej życzenia. I wsiąkłam. Zaczęłyśmy oglądać film. Miałyśmy w planach jakiś bardzo ambitny film z Monicą Belucci (tytuł wyleciał mi teraz z głowy), ale zrezygnowałyśmy ze względu na późną porę. Skończyło się na „Pret-a-Porter”. Nawet ciekawy. Dopiero weszłam do domku. Także kończę na dziś. Wybacz Eljot, że tak krótko. Postaram się w święta nadrobić. Idę spać... Chociaż na te trzy godzinki.  Dobranoc.

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-17 środa spokojna i pozytywna
Komentarze: 0

Witaj Eljot!!!

Piszę do Ciebie w doskonałym nastroju. Nie wiem dlaczego, ale mam dziś bardzo pogodny nastrój. Uśmiecham się sama do siebie, śpiewam sobie i ogólnie jestem dziś bardzo pozytywnie nastawiona do świata. Może to przez to, że już pojutrze jadę?? Nie wiem. Środa minęła mi bardzo szybko i bardzo przyjemnie.

Moje dzisiejsze zajęcia na uczelni składały się z gramatyki i konwersacji. Na tych pierwszych oglądaliśmy „The full monty” („Goło i wesoło”). Film był zabawny, aczkolwiek mniej zabawnie było przed projekcją. Okazało się, że nie ma wolnej sali. Jedyna wolna jest sala w części „francuskiej”, ale tam studenci mają oglądać jakiś program w telewizji. Zrobiło się nieciekawie. Sali wolnej nie było, nikt z nas książek nie miał, a zanosiło się na normalne zajęcia. Jednak wszystko dobrze się skończyło i film ostatecznie obejrzeliśmy. Na konwersacjach też oglądaliśmy filmy. Ale B nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie zrobił choć częściowo normalnych zajęć. Tak więc nim zaczęliśmy oglądać świąteczne kreskówki musieliśmy przebrnąć przez zabawę typu: pun. Przykład: The Sunday Service by Neil Downe. Przykro mi Eljot, ale mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie wytłumaczyć Ci reguł tej gry. A może potraktujesz to jako zagadkę i przez święta zastanowisz się nad odpowiedzią??? O, doskonały pomysł. Niniejszym rozpisuję konkurs. Każdy, kto ma jakąś propozycję, na czym ta gra może polegać proszony jest o zgłoszenie propozycji. (Oczywiście wyłączeni są z zabawy studenci anglistyki). Tak więc, kiedy już wszystkie części łamigłówki zostały rozwiązane  przeszliśmy do głównej części zajęć czyli do oglądania wcześniej wspomnianych kreskówek. B przygotował dla nas „How Grinch stole the Christmas” i „Charlie Brown’s Christmas”. Obie bardzo fajne. Zresztą B zawsze nam wybiera bardzo fajne filmy. Tyle tylko, że dziś pierwszy raz obejrzeliśmy jakiś w całości. Pożyczyliśmy B Marry Christmas i się rozeszliśmy. Jeszcze tylko jutro czeka nas przeprawa z panią M na zajęciach z listening & reading. Ale pani M nam obiecała, że zajęcia będą utrzymane w świątecznym tonie. Miejmy nadzieję, że tak też będzie. Po zajęciach muszę pojechać jeszcze na chwilę do pracy, ale tylko na jakieś 2 godzinki. Potem do domu, gdzie będzie na mnie czekać pakowanie. Nie mam pojęcia jak ja to wszystko wezmę. No, ale tym będę martwić się tomorrow.

Po zajęciach pojechałam do miasta. Żeby w końcu jakieś prezenty zakupić. I w końcu udało mi się dostać to, co chciałam. Dla mojego kochanego braciszka wybrałam w Empiku plakat: „Beers of the world”. Do tego dorzucę mu jakieś fajne pachnidło. Dla taty wybrałam dobry (i dlatego pewnie dość drogi) zestaw kosmetyków. Mamie perfumy kupiłam już wcześniej. Tylko jeszcze nad książka myślę. Nie wiem, czy rodzice ją przeczytają. A przede wszystkim czy będą mieli ją gdzie położyć. A kupować dla samego kupowania to nie ma raczej większego sensu, prawda, Eljot? Tak więc prezenty zostały kupione. Sobie też chciałam coś kupić, ale nie mogłam wybrać między swetrem a spodniami dlatego zakupy dla siebie zostawiłam na inny czas. Tym razem skończyło się na farbie do włosów. Wybrałam „egzotyczną czerwień”. Musi być jakaś zmiana po dotychczasowej „wulkanicznej czerwieni”. W związku z tym zaraz przyjdzie N i będzie dokonywać cudów z moją głową. Bo N, od dłuższego czasu mi włosy farbuje. Nawet nieźle jej to wychodzi.... Tylko zawsze się wkurza, że farby jest średnio dużo, a moich włosów o wiele więcej. Ale zawsze jakoś jej tej farby wystarcza. A na koniec się okazuje, że nie ma  nawet co z nią zrobić.

Zima zaczęła się na dobre. Widać to po „tym czymś” co zalega na chodnikach. Nie wiadomo jak chodzić żeby na siedzeniu nie wylądować. A jeszcze w takich cudownie wysokich bucikach jak moje. Ale przeczytałam gdzieś, że podobno im większa noga, tym wyższy obcas można nosić bo podobno stopa lepiej się trzyma. No, zobaczymy jak to będzie, ale jak na razie jakoś się trzymam.

Nie mogłam się powstrzymać i zadzwoniłam do mamy. Przegadałyśmy z pół godziny. Na mój koszt. Ale co tam. Odkąd założyli mi Internet nie dzwonię prawie nigdzie. Tak więc czuję się absolutnie rozgrzeszona. Dowiedziałam się, że mój wspaniały braciszek nie chce się uczyć rosyjskiego. Sam chciał to teraz ma. Tata maluje pokój, na całe dnie chodzi do pracy, a ostatnio to podobno jest w mieście „szychą”. To chyba ze względu na forum, które prowadzi. Nie wiem dokładnie. Pojadę, to się dowiem. Poza tym mama bardzo mnie ucieszyła wiadomością, że w  sklepach znowu pojawiła się palcówka. Pojem sobie mojej ulubionej kiełbaski i przywiozę ze sobą, na następne pół roku co by mieć.

Włosy mam już pokolorowane. Ale czy ja wiem, czy o to właśnie mi chodziło? Chyba nie. Trochę mnie przyciemniło. Miała wyjść ładna czerwień, a wyszła dojrzała czereśnia. Nie mówię, że brzydko jest, ale mogłoby być innego odcieniu trochę. Ale nic to. Farba się zmywa przecież, a włosy odrastają. Nie martwię się więc.

Słucham teraz, Eljot, Roda Stewarda („Sometime when we touch”, “Have I told you lately”). Ta jego chrypka jest niesamowita. A piosenki nastrojowe. Tak powinno być. Tak powinno być przed świętami. Tylko z drugiej strony, za dużo jest tych wszystkich christmas songs. One są wszędzie. W sklepach, na ulicach, w radiu, telewizji. Wszędzie. Mogą się śnić po nocach. Można od nich popaść w jakieś sezonowe uzależnienie. Ale ja staram się nie dać! Nie zawsze się udaje... Ale się staram. Dlatego teraz słucham właśnie tego, czego słucham.

Obejrzałam znowu Grincha. Jest rewelacyjny!!!!!!!! Naprawdę. Może to typowa, amerykańska kreskówka o świętach, ale mi się podoba. Polecam Ci Eljot. Obejrzyj, jak będziesz miał okazję, a bez okazji też możesz obejrzeć... „Czekoladę” – okrutnie ciepły i sympatyczny film – też obejrzyj. W tym ostatnim zwróć uwagę na kreację Juliette Binoche. Świetna aktorka w świetnej roli.

Dobrze Eljot. Kończę. Kolorowych snów.

 

 

alexbluessy : :