Archiwum sierpień 2004, strona 5


sie 03 2004 Umarłam.
Komentarze: 6

... obejrzałam wczoraj „Dziennik Bridget Jones”. Obejrzałam i jak zwykle na końcówce wyszłam z pokoju. To nie dla mnie, jeszcze nie. Potem przypałętały się kolejne niespokojne myśli, zastanowienia.

„Jak to będzie??? Czy w ogóle będzie???”. Im bliżej 27/29, tym ja mam gorsze wyobrażenia. Bardziej męczące, bardziej niepokojące. „Powinnam iść na dworzec, czy raczej siedzieć w domu???”; „Jak się zachować???”. Serce powie??? A jeśli właśnie w tym momencie zamilknie???

 

No dobrze, powiedzmy, że pójdę na dworzec. Pójdę o ile Esio przyjedzie 29 (niedziela), wtedy mam wolne od pracy. jeśli wypadnie mu wrócić 27 (piątek) to wszystko zależy od godziny przyjazdu, ale przed 18 nie ma szans żeby szefowa mnie wypuściła. Nawet dla „takiej” sprawy. A jeśli tak się stanie, że nie będę mogła tam pójść z powodu pracy, co wtedy??? Jeśli przyjedzie rano to wieczorem może bez uprzedzenia przyjść do mojego biura... Rany!!! Zaczynam wariować. Takie mniej więcej myśli uparcie mnie się trzymają i nie dają spokoju. Dlaczego???

 

Mam takie momenty, kiedy wyobrażam sobie, że kiedy on już wróci nareszcie to jedyne, co będę w stanie mu powiedzieć to mniej więcej coś takiego: „odejdź, nie chcę cię widzieć. Nie dotykaj mnie...”. Albo, że rzucę się z pięściami... Sami widzicie, że coraz gorzej ze mną. M. jest w tej samej sytuacji, tylko, że jej chłopak wczoraj przyjechał do Polski. Zobaczą się za najwyżej 2 tygodnie. A ja??? A ja za pieprzone 3. Już wysiadam, nie mogę dłużej, nie chcę (???), nie mam siły. Pogadałyśmy wczoraj z M., ona już cała podekscytowana, ja przybita trochę. Wysnułyśmy wniosek, że taki wyjazd naszym facetom dobrze zrobi, że nabiorą pokory, ze docenią to, czego nie mieli przez ten czas. Tylko, żeby się nie zmienili za bardzo... To znaczy ona miała miesiąc, ja coraz bardziej się boję co będzie po moich 4. Jak śpiewała Alicja Majewska „to męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać” tylko qrwa mać ja już nie chcę dłużej. Jakoś nie umiem sobie tego słońca, które ma wyjść za 3 tygodnie, wyobrazić. Koszmar, mówię Wam. Oni piszą, że tęsknią, że myślą i takie tam różne, a czy ktoś kazał im jechać??? Pojechali na własne życzenie. A my zostałyśmy...

 

... od rana nabrałam ochoty na kawę z ekspresu. Nie żadną rozpuszczalną, ale taką prawdziwą parzoną mieloną. Przefiltrowałam sobie cały kubek, zrobiłam pyszne 2 kanapki i co??? I w jednej chwili całą zawartość kubka znalazła się na kafelkach. Straciłam humor, a czeka mnie 8 godzin uśmiechania się do ludzi, odpowiadania na ich dziwne nie raz pytania i odbierania różnych telefonów. W dodatku swędzi mnie prawa strona nosa co nic dobrego nie wróży. Wrrr...

 

Może chociaż spacer do pracy dobrze mi zrobi. Nie ważne, że narobiłam sobie tym ciągłym chodzeniem odcisków, nie ważne, że jakieś ścięgno mam naciągnięte. Muszę się przejść. Muszę, bo inaczej oszaleję. Już i tak jestem kłębkiem nerwów.

 

Jedne pocieszenie i jakiś rodzaj zapomnienia znajduję w pracy. idę tam na cały dzień i nie mam za bardzo czasu myśleć. Z domu wychodzę o 9, wracam o 19. po powrocie mam siłę (i ochotę) umyć się i położyć. Tylko to, więcej nic. A dni lecą, i będą jeszcze szybciej. Dobrze to, czy źle??? W myślach chorych tonę wciąż... I znowu, i znowu... „A co będzie jeśli okaże się, że...”. Mam już dość!!!

 

„...będę żyła chociaż nienawidzą mnie, będę żyła – sama, ale ciągle ja...” Jakoś mało to pocieszające są te słowa. Niech to się już w końcu skończy. Błagam!!!

 

........................................

 

Nie ma mnie bo umarłam. Ze zmęczenia (psychicznego), tęsknoty i czekania. Dzisiaj nadszedł punkt kulminacyjny. Jutro w biurze kończy się mój tydzień próbny. Nie wiem jaka będzie decyzja szefowej, ale jaka by ona nie była nie jestem pewna czy nie wezmę kasy za ten tydzień i nie zrezygnuję. Po co jej nieefektywny pracownik??? A ja coraz bardziej jestem zmęczona, przybita i coraz częściej mam ochotę po prostu wsiąść w pociąg i wyjechać do B-stoku. Dzisiaj poszłam z B. do biura na 10. godzinę czekałyśmy pod zamkniętymi drzwiami bo wczoraj nikt nam nie powiedział, ze mamy jechać od razu na Trzebnicką. W końcu przyjechała p[o nas dziewczyna stamtąd i zabrała do drugiego oddziału. A tam jak zwykle sajgon. Skończyło się na tym, że pokserowałam kilka faktur, odebrałam kilka telefonów i zrobiłam jakieś 2 zestawienia dla szefa. I tak minęło mi 7 godzin.

 

Muszę się przespać z tą decyzją, ale jestem coraz bliższa wybrania wyjazdu. Wiadomo, praca by się przydała, ale nie za każdą cenę. Mam rację czy nie???

 

Kurcze, wiecie co??? poznałam kolejną dziewczynę, której chłopak wyjechał za granicę. Tylko, że ona poczeka jeszcze do końca września bo on jest w Kalifornii od początku czerwca. To czym ja się martwię??? Powinnam skakać do góry bo Moje Kochanie od wczoraj rozpieszcza mnie sygnałami (nie miałam siły odpuszczać – jestem wredna, wiem), a dzisiaj dostałam nawet e-maila i smsa. Jestem pod wrażeniem i olbrzymim zdziwieniem bo zwykle jak dostawałam jedno to już bez drugiego. Oczywiście napisał, że tęskni, ze liczy dni, że nie może się doczekać i że do McDonalds’a nie będzie chodził bo już mu wychodzi bokiem. Biedactwo Moje Kochane!!! 12 godzin kilka razy z rzędu...

 

W zasadzie to decyzję o wyjeździe miałam już podjętą, ale zadzwoniłam do rodziców. Okazało się, że nie spodziewali się mnie w najbliższym czasie, że zaplanowali jakiś mały remont i że jutro zadzwonią kiedy mogę przyjechać. Qrwa mać!!! Właśni rodzice chcą mi mówić kiedy mogę przyjechać, a kiedy nie. Dobrze, że zadzwoniłam bo planowałam zazgrzytać kluczem w zamku. Mieliby niezbyt miłą niespodziankę. Mama jeszcze powiedziała, że zaczynam się denerwować i czemu zaczyna wyczuwać w moim głosie płacz. A jak ona by śie czuła gdyby jej matka z ojcem mieli mówić kiedy może przyjechać. Na pewno nie byłoby jej miło.

Przykro mi... nawet sobie pochlipałam. O, ale przed chwilą dzwonili i powiedzieli, że mogę przyjechać. W takim razie niezależnie od jutrzejszej decyzji szefowej powiem jej, że mi nagła sprawa rodzinna wyskoczyła i nie ma zmiłuj się, wyjechać muszę. Kurcze, należy mi się odpoczynek. Wyjadę, nabiorę sił, wrócę i będę się uśmiechać. A za 3 tygodnie świat zawiruje...

 

W sumie nie spotkało mnie dziś wiele miłego. Dostałam kartkę od kuzynki znad morza, karta od Eśka ciągle nie może dojść, a zaczął się już 2 miesiąc. Dojdzie na Boże Narodzenie, tylko że urodziny to ja mam w czerwcu, nie w grudniu. Głupie to wszystko. Idąc dziś na Piłsudskiego wyszłam wcześniej, chciałam posiedzieć trochę w ciszy Ostrowa Tumskiego. Usiadłam na ławce i chyba musiałam mieć łzy w oczach albo cos podobnego bo dosiadła się do mnie starsza pani. Popatrzyła na mnie i powiedziała „nie martw się kochanie, nie warto. Każdego dnia wstaje słońce.”. jeszcze bardziej zachciało mi się płakać. Hm, jakiś czas temu zdarzyło mi się jechać tramwajem i za normalne i zupełnie oczywiste dla mnie ustąpienie miejsca inna starsza osoba powiedziała do mnie: „niech spotka cię wielkie szczęście...”.

 

Na razie to umieram. Nie mam siły marzyć o szczęściu...

 

...........................................

Chciałam przy okazji podziękować Robaczkom, które czytają moje zapiski. Dzięki Waszym komentarzom lepiej się czuję. podbudowują mnie, dodają sił. Czasem czytając je płaczę. Nie będę tego ukrywać. Hm, myślę, że one nie pozwalają się poddać, każą wierzyć, walczyć, robić kolejny wysiłek, kolejny krok do przodu... Dziękuję Wam!!! Mam nadzieję, że będziecie tutaj...

Czy mogę zaryzykować zacytowanie „Martyny”??? Chyba tak, obym nie wyprzedziła faktów, nie mniej zaryzykuję.

 

„Wiedziała, że oni tam gdzieś przed ekranami swoich pecetów zrozumieją. Zawsze rozumieli. Byli tak daleko, a ona czuła, jakby byli obok i głaskali ją po głowie w najtrudniejszych chwilach. Cokolwiek napisała już kilka godzin później znajdowała skomentowane. Mądre rady, zabawne komentarze, albo po prostu ciepłe słowo zastępujące uścisk”

 

DZIĘKUJĘ!!!

 

alexbluessy : :
sie 02 2004 Obłęd.
Komentarze: 4

...minął już kolejny dzień, kolejny raz zmieniałam się w obłęd...

 

Tak naprawdę w obłęd zaczęłam zmieniać się już w nocy, kiedy lnie mogłam spać. Leżałam, od czasu do czasu przewracałam się z boku na bok, patrzyłam tępo w sufit, a zbawczy sen nie nadchodził. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem. Zupełnie ode mnie niezależnie zaczęły mi się przypominać spotkania. Od pierwszego do ostatniego – pożegnania na dworcu. W czasie tej retrospektywy popłakałam sobie, napsioczyłam na niesprawiedliwy świat, a w końcu przypomniałam cytat z „Kamyka”  Agaty Miklaszewskiej, że „rozstania są po to, żeby odnaleźć się na nowo, żeby tęsknić i żeby znowu kochać”. Tego życzę sobie i wszystkim tęskniącym-czekającym. Nawet jakiś nieśmiały spokój poczułam, ale tylko na chwilę... Leżałam bez sensu całkiem bo spać mi się nie chciało, a robić czegokolwiek nie byłam w stanie ze względu na zmęczenie oczu.

 

Chyba musiałam usnąć bo jakieś dziwne sny znowu do mnie przyszły. Nagle, niezapowiedzianie, niespodziewanie. Gdybym w tej chwili miała powiedzieć ogólny ich zarys nie potrafiłabym. Odeszły tak samo nagle, jak przyszło pozostawiając jedynie niespokojność w mojej głowie.

 

Wczoraj w zasadzie cały dzień byłam jakaś rozdrażniona. Niby nie powinnam się tłumaczyć, ale coraz bardziej ogólne zmęczenie psychiczne daje mi się we znaki. Potrzebuję odpoczynku i to szybko. no, ale jak tu jechać gdziekolwiek skoro dopiero co znalazłam pracę. A w tej też, przez 8 godzin trzeba być w pogotowiu, oczy mieć naokoło głowy, cały czas się uśmiechać i pilnować żeby nie za ostro do klienta podejść. Dzisiaj rano kuzynka na chwilę włączyła mi się na gg. Pytała tylko o jakiś film, a ja poczułam nagłą irytację tą krótką rozmową. Miałam ochotę coś jej odburknąć, albo w ogóle nie odpisywać. Hm, coś niedobrego zaczyna się ze mną robić. Odpoczynek byłby wskazany, tylko jak i gdzie??? Najpierw rok użerania się  z dzieciakami, tłumaczenie im zasad angielskiego i nie tylko, teraz użeranie się z często niesympatycznymi i uważającymi się za wszechwiedzących ludźmi. Ja mam dość!!! Teraz już naprawdę. Najchętniej przyjęłabym postawę  „nie podchodź bo będę gryzła” i odgrodziła się od ludzi na jakiś czas, chociaż na małą chwilę. Ale to jest out of the question. Nie mogę sobie na taki luksus pozwolić.

 

... kolejny raz zmieniam się w obłęd...

 

"Pochyl się nad sobą i pochyl się w sobie dowiedz się teraz od siebie co jest obłędem. Obłędem jest udawać, że jest się kimś innym niż tym, którym jest się. Obłędem jest dawać się bezwładnie ponosić słowom nie słysząc ich. Obłędem jest przymykać powieki na to, co skacze do oczu żeby być zobaczone. Obłędem jest być nieprawym będąc prawym ciałem obdarzonym, albowiem ciało każde jest prawe. Obłędem jest głosić rzeczy przez siebie samego nie odkryte i dlatego nieoczywiste, dlatego nieszczęsne. Obłędem jest nie liczyć się z drugim człowiekiem". [E. Stachura]

 

Na mój stan niekorzystny wpływ ma, ale to już wszyscy wiedzą, sytuacja z Esiem. Niech on już wraca. M., kiedy wczoraj wróciła zakomunikowała, że jej chłopka już siedzi w autokarze powrotnym z Norwegii do Polski. Spojrzała na mnie (nie miałam żadnej specjalnej miny, wiem, że na mnie też przyjdzie czas) i przeprosiła. Zrobiło mi się smutno, fakt. Pomyślałam, że dlaczego ja jeszcze musze czekać. Czekam już cholerne 3 miesiące przecież. Dlaczego inni nie muszą tyle czekać??? Poczułam, że nie ma sprawiedliwości. I wcale nie przemawia do mnie fakt, że na każdego przyjdzie czas, że każdego dnia wychodzi słońce i tak dalej. Ja się nie zgadzam, ja protestuję. I co??? Że niby jak on już w końcu wróci to słońce wyjdzie, to będzie radośnie, kolorowo, sielankowo, tak??? No może i będzie... Bo załamałabym się, gdyby okazało się, że tyle czasu czekałam, miałam nadzieję na nic. Ale tak nie będzie... Będzie dobrze, musi być. Miłość to rozstania i powroty. Trzeba pocierpieć żeby mogło być dobrze.

 

..................................................

 

... no, dzisiaj to nie powiem, ze w pracy nic się nie działo. Sporo ludzi się przewinęło, sporo się nauczyłam. Jednej pani mam przygotować propozycje wyjazdów do Egiptu albo Tunezji. Dla niej, jeszcze jednej osoby dorosłej i małego dziecka. To jej przygotuję, pochodzę po stronach internetowych, poszperam w katalogach i e-mailach, których codziennie przychodzą setki. Przyszedł też pan w średnim wieku, który mnie rozczulił. Okazało się, że przez kilka lat odkładał po 10, 20 złotych, a czasem nawet drobniej, żeby zafundować ukochanej żonie 2-tygodniowy pobyt w Turcji. Ma jechać on, żona i jedna z córek. Facet nic małżonce nie powiedział, to ma być niespodzianka i sama zainteresowana dowie się może na 3 dni przed wylotem. Dziewczyny powiedziały, że on już kilka lat temu zrobił coś podobnego. Wtedy powiedział żonie o prezencie (też bym taki chciała dostać) na dzień przed wyjazdem. Ona się trochę wkurzyła, bo nie miała ciuchów i tak dalej, ale z drugiej strony mieć takiego męża to sama przyjemność... Musi ją bardzo kochać.

Poza tym nie mogłyśmy dojść z szefową i z B. gdzie co i jak. Dziewczyny schowały gdzieś ważną teczkę z umowami i pół dnia jej szukałyśmy. Nie obyło się bez smsa do A., która jest teraz w Chorwacji. No, dużo by opowiadać. Działo się sporo, nie mam siły...

 

(Wracając do domu czułam się trochę jak Matka Polska. Pracuje od 10 do 18 w biurze, po drodze do domu robi zakupy. W domu czeka rodzina... – w moim przypadku na razie współlokatorka i to też tylko na wakacje. Ale dobre i to. Nie jestem przynajmniej sama, choć czasem bym chciała. Dobrze, ze pokój mam dla siebie.)

 

... a jakby tego było mało to jest strasznie duszno. Jeśli nie będzie padać to stwierdzę, ze coś dziwnego się dzieje. ale i tak wybieramy się z M. na krótki spacer. Dzisiaj nad ranem wraca z Niemiec nasza współlokatorka K. To już we dwie będą mieszkać. Niedługo też powinien wrócić Ł. A Esio??? On też niech już wraca.

Na spacerze się dowitaminizuję (czyt. zjem czekoladę albo coś z czekoladą), dotlenię się, rozciągnę mięśnie, a kiedy wrócę to obejrzę jakiś lekki film. Może „Dziennik Bridget Jones”... A po filmie siądę przed komputerem i przejrzę oferty dla pani W.

 

A potem pójdę spać...rano wstanę i pójdę do pracy. i tak przez najbliższe 2 tygodnie. Ale dobrze jest, czas szybko leci. To great!!!

 

... dzień za dnie błądzi, dzień za dniem... mijają l(i mijac będą kolejne dni, ciekawe kiedy zamienię się w obłęd???

 

 

 

alexbluessy : :
sie 01 2004 Wciąż zasupłana.
Komentarze: 3

... nadal jestem zasupłana. W gardle i w żołądku. Coś bym zjadła, ale sama nie wiem co – czyli lepiej nie jeść nic niż zapychać się bez sensu. Nie będę prowokować bulimii. Poza tym ciągle na samą myśl o czymkolwiek do jedzenia czuję wewnętrzne cofanie i mocniejszy zacisk na gardle. Wypiłam 2 kawy i dwie herbatki z melisy. Może mi trochę chociaż pomogą, zjadłam też jakieś 15 dag kruchych ciasteczek z czekoladą. Dla osłody życia i podniesienia poziomu energii.

 

Przyjechała M. To dobrze, przynajmniej nie będę siedziała sama w domu. Pogadamy, pójdziemy na spacerek. Będzie lepiej, mam nadzieję. Hm, to fajnie mieć taką przyjazną duszę, z którą można pogadać, wygadać się – nawet jeśli ta osoba jest tylko „na jakiś czas”. A może kontakt się nie urwie???

 

Żeby zagłuszyć kolejną falę strange thoughts pomyślałam, że zajmę się przeglądaniem stron internetowych biur podróży. Skupię się głównie na ofertach last minute, o to ludzie zaczną od jutra pytać najczęściej. Poza tym muszę zapoznać się z programami kilku pielgrzymek organizowanych przez moje biuro. I cały czas aktualizować wiedzę na temat wolnych jeszcze miejsc na wczasy w Bułgarii i Chorwacji. Takie zadanie domowe na niedzielę, ciekawe ile uda mi się zrobić. Pewnie skończy się na tym, ze wstanę jutro wcześniej i zabiorę się do pracy.

 

... w takim biurze podróży można natknąć się na ciekawe osoby. Nie będę ukrywać, ze większa część z nich bywa dość upierdliwa, albo ma jakieś dziwne poglądy. Przynajmniej coś się dzieje. Przedwczoraj (albo wczoraj) zadzwonił facet i powiedział, że chciałby lecieć do Egiptu. Oferta ma być z ostatnich minut i dla 4 osób bo chce polecieć z rodziną. A. znalazła mu ofertę, dość tanie 2 tygodnie w niezłym całkiem hotelu. Facet pomyślał, pomyślał i zapytał o Tunezję. Stwierdził (tak relacjonowała to potem A.), że w Egipcie to Arabowie, że jego przekonania polityczne, religijne i tym podobne sprawy nie pozwalają mu tam spędzić urlopu. Hm, czy Arabowie tunezyjscy od egipskich czymś się różnią??? Raczej nie z tego, co mi wiadomo. Inna pani zamiast ze skargą, pytaniami, czy prośbą o wyjaśnienia zadzwonić do głównego organizatora dzwoni do pośrednika (czyli nas). Bez sensu, my nie odpowiadamy za błędy, bądź niebłędy organizatora. Bombardowała telefonami przez kilka godzin z zaskakującą regularnością, co pół godziny. A pracownik takiego biura musi być spokojny, opanowany, cierpliwy i znosić różne widzimisię klientów. A w ogóle kto 13-letniemu dziecku daje 500 EUR na nie całe 2 tygodnie kolonii???

 

Kilka godzin męczyłam się z moim „Blue Angel” co by jakoś przyjaźniej wyglądał. Chyba nie jest źle. Hehehe. Oczy mnie już bolą, gdybym miała posiedzieć jeszcze chwilę chyba bym oszalała. A tak podgryzam kruche ciasteczka oblane czekoladą, popijam wodę mineralną gazowaną i słucham Tracy Chapman.

 

Przez chwilę zastanawiałam się czy nie pójść TAM, ale pomyślałam, że zamiast tego porozmawiam z Nim z mojego własnego okna się wychylając i w niebo spoglądając. Żaluzje mam zasłonięte na wypadek gdyby słońcu zachciało się mocniej zaświecić. Jak dotąd jakieś mało zdecydowane jest dzisiaj. Ale za to wieczorem usiądę sobie na parapecie, włączę muzykę relaksacyjną i porozmawiam z Szefem mojego Anioła Osobistego Eljota.

 

...Rany! Ale ta woda mineralna gazowana z Biedronki o chłodzącej nazwie „Oaza” jest okropna. Pachnie sośnianym igliwiem, nawet butelka ma jakiś taki zielony kolor. Ł. wyjeżdżając mnie prosił żebym zaopiekowała się stanem jego półki w lodówce – czyli jeśli coś będzie na granicy przydatności mam zjeść, to samo z wodą – szkoda, żeby się wygazowała...

 

... Tracy kołysze, woda bąbelkuje, ciasteczka rozpływają... Super popołudnie. Nawet nie wiem gdzie podziały się te wszystkie godziny od rana do teraz. Jedyne dobre jest to, że na jakiś czas przestałam zadręczać się myśleniem. Dla zainteresowanych – nie wypiłam wina. Ale tylko i wyłącznie z tego względu, ze nie chciało mi się iść do sklepu. Dzisiaj kilka ulic do przejścia to dla mnie stanowczo za dużo...

 

... o, zaczął padać deszcz. W takiej chwili chciałabym znaleźć się gdzieś na łące, szeroko rozłożyć ręce i łapać krople na twarz. Czuć się, jakbym miała polecieć. Niesamowite uczucie...

 

... niestety, znajduję się na 3 piętrze mojego domu, w swoim mieszkanku, we własnym pokoju. Słucham kołysząco-kojącej muzyki, popijam bąbelkowaną wodę mineralną o dziwnym zapachu, od czasu do czasu wsłuchuję się w odgłosy burzy, słucham padającego deszczu. i nadal pozostaję zasupłana...

 

... czuję, że kolejna fala paranoicznych myśli nadchodzi. Może najlepiej będzie jak ucieknę przed nimi w bezpieczną przystań... Tylko gdzie taka się znajduje???

 

 

 

alexbluessy : :
sie 01 2004 Powoli zapominam. (???)
Komentarze: 8

Dajcie mi butelkę bo mam ochotę się napić. Napić i zapomnieć. Albo napić żeby zapomnieć. O ile oczywiście już nie zapomniałam. Bo to całkiem możliwe, że przechowuję w sobie coś tam jeszcze, ale coraz mniej wierzę w powrót do tego.

 

„już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty, i trochę ciebie brak gdy z oczu płyną łzy, na zdjęciu twoja twarz to wszystko, co dziś mam...”

 

...znowu coś mnie obudziło wcześnie rano. To nie było słońce. Nic nie zapowiada, żeby dzisiaj świeciło, ale przynajmniej nie pada. Targana nieprzyjemnymi myślami przewracałam się z boku na bok przez jakiś czas. To nie były dobre myśli, już dłuższy czas takich nie miałam. Ostatnio myślałam pozytywnie, cieszyłam się, chciałam skakać i tak dalej. Do wczoraj...

 

... wczoraj coś pękło. Znowu naszedł mnie ten dziwy, wątpiący stan. Znowu nie widzę sensu. W siedzeniu tutaj, w czekaniu, w tęsknieniu. Po co mi to??? Znowu się boję, znowu się miotam, znowu nie mam siły dłużej walczyć. Co z tego, że on powiedział, że jak wróci to już pół roku będziemy razem (szczególikiem jest to, że 2/3 tego czasu się nie widzieliśmy). Co z tego, że on powiedział, że przecież nie zrywamy ze sobą, że mam chłopaka, który wyjeżdża, ale który wróci. I że w ogóle jak ja mogę myśleć, że on mógłby nie chcieć do mnie wrócić. Przyszło do mnie kolejne załamanie, kolejne zwątpienie w parze z kolejną bezsilnością. Znowu mam ochotę napisać smsa o treści mniej więcej takiej, że nie mam już siły, że nie widzę sensu w dłuższym czekaniu, że...

 

...dajcie mi butelkę. Upiję się, zapomnę i może mi przejdzie... Jeżeli już nie zapomniałam. A to wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobne. I źle mi z tym. Potwornie źle. Zerkam na zdjęcie stojące na nocnej szafce i czuję jakiś dreszcz, jakiś zacisk na żołądku. A zaraz potem czuję żal, jakiś rodzaj złości, ból też. Dlaczego tak się dzieje??? Dlaczego znowu to czuję, kiedy jest już tak blisko??? Jedyne, na co mam siłę w połączeniu z ochotą to zakup jakiegoś wina i wypiciu go.

 

... nawet nie ubrałam się jeszcze. Zasłałam tylko łóżko. Mój plan na dziś: cały dzień snuć się w piżamie bez konkretnego celu po domu. I wypić butelkę wina. Krwisto-czerwonego.  Położyć się na łóżku, zasłonić żaluzje i płakać, płakać, płakać. Tylko na to mam dziś siłę.

 

„Dotykaj delikatnie, bezszelestnie, ciepłem palców Dotykaj aksamitnie, rzęs pokłonem, nie przestawaj Dotykaj całowaniem i oddechem tak, jak lubisz Dotykaj smugą włosów niby muślin bólowi zadaj ból (...) Więcej nic nie mów tylko przytul się, dotykaj mnie...” 

 

... to takie moje małe życzenie. Żeby tak mogło się spełnić... Na razie to po raz kolejny czuję się zostawiona sama sobie. Gdzie się nie odwrócę, tam same obce twarze. A ja stoję całkiem anonimowa w tym szarym tłumie i jedyne, co mnie z niego wyróżnia to bardziej kolorowa bluzka. Jestem tym zmęczona. Sama, sama, sama. Jeśli sobie sama nie poradzę to nie mogę liczyć na niczyją pomoc bo nikogo nie ma obok mnie. Pustka. Czasem myślę, że nie zasługuję na nic dobrego, że zawsze będę sama, że takie moje przeznaczenie. Tylko czy to nie jest ucieczka, takie myślenie???

 

... piżama, która kupiona w kwietniu była trochę opięta, teraz wisi na mnie, niedowaga zmniejszyła się do 5,5 kilograma. Na myśl o jedzeniu czuję odruch wsteczny, dopadła mnie apatia, zwątpienie i tym podobne nastroje. Coś w rodzaju dekadentyzmu, ale to za mocne trochę określenie – nie chcę przesadzać. Dlatego chcę się napić. Żeby zapomnieć, żeby nie pamiętać. O ile już nie zapomniałam, o ile już nie pamiętam. Tylko czy ja tego chcę??? Czy ja tego naprawdę chcę??? Tak z głębi serca???

 

 

alexbluessy : :