Archiwum sierpień 2004, strona 1


sie 28 2004 Dla Was.
Komentarze: 5

Wiecie, jak czytam wasze komentarze, szczególnie te z ostatniego okresu, to ryczeć mi się chce. Czytam, chwytam się za głowę i ryczę. Naprawdę. Ja myślę, że bez Was nie wytrzymałabym. Załamała, zwątpiła. Ale wytrzymałam i duża w tym Wasza zasługa.

 

Można powiedzieć, że razem dobrnęliśmy do końca 4 miesięcy. Pełnych łez, zwątpienia, ale jednocześnie nadziei i wiary, że jest na co czekać i do kogo tęsknić. I to nie jest tak, że ja nie skaczę z radości. Nawet nie wiecie jak mam ochotę skakać, ale brakuje mi odwagi. Tylko dlatego siedzę na krześle tępo wpatrując się raz w monitor, raz w to, co za oknem. A w środku... w środku wszystko się burzy. Piję kolejną herbatkę z melisy, od ponad godziny nieustannie słucham „To, co dobre” Kasi Kowalskiej. Już znam tę piosenkę na pamięć.

 

On-line nie mam ochoty rozmawiać. Zresztą nawet nie wiem kto, czego ode mnie chce, o co pyta. Nie wiem. Tylko wieczorem umówiłam się na pogawędkę z Bratem Moim Kochanym. Może jemu uda się mnie przywrócić do życia.

 

Hm, a zakładałam sobie (jeszcze dziś rano nawet), że dla zabicia czasu rzucę się w wir zajęć. Jakichkolwiek, byle tylko mieć czym zająć ręce i myśli. A szczególnie te drugie. Ale nic nie wyszło z moich planów. Sprzątanie wydaje mi się bezsensu, na kąpiel za wcześnie, w The Sims już nie mam ochoty grać na razie, czytanie też odpada. Najlepiej byłoby pójść spać, ale na to też za wcześnie jest.

 

I tylko zastanawiam się dlaczego ciągle mam przed oczami biały autokar z zielonym logo przewoźnika i tabliczką za przednią szybą oznajmiającą, że jedzie on trasą Kraków – Wrocław – Dover – Londyn. Dlaczego widzę ten obrazek, zamiast zupełnie przeciwnego??? I łzy, znowu je czuję.

 

A zaraz potem zamykam oczy i znowu jest radość, że to już. Ale za chwilę odwaga mnie opuszcza. Znowu najbezpieczniejszym miejscem wydaje mi się „schowek” zrobiony z koca.

A w głowie tysiące scenariuszy, miliony słów, wyobrażenia ciepła pocałunków i bliskości.

 

Jutro. Już jutro.

 

A póki co on nawet nie napisał jak się jedzie. (A ja też nic nie piszę. Na dorą sprawę nawet nie wiem czemu choć ręce się rwą do wystukania czegoś.) A może jednak został??? Może ten e-mail sprzed paru dni to tylko taki haczyk???

 

 „Zamknij się głupia, pewnie, że jedzie”.

 

Wiecie, ja nie lubię polskiej produkcji serialowej. Zresztą ja ostatnio nawet za filmową produkcją rodzimą nie przepadam. Poza kilkoma wyjątkami nie dzieje się tam nic godnego uwagi. (Oczywiście to moje czysto subiektywne zdanie) W każdym razie, jedno z założeń na dzień dzisiejszy chciałam wypełnić. Mianowicie obejrzeć nie wiem który bo specjalnie mnie to nie interesuje, odcinek „Na dobre i na złe”. Serial jak dla mnie obrzydliwie słodki, wszystko z happy endem i w ogóle. Dla mnie za dużo tam lukru. No, ale dziś to był jedyny punkt w programie TV, który dało się jeszcze obejrzeć. Ostatecznie skończyło się na pierwszych 3 minutach (znowu zostałam zamroczona wizją białego autokaru z zielonym logo przewoźnika i tabliczką, że jego celem jest Londyn). W każdym razie w ciągu tych pierwszych 3 minut usłyszałam słowa, które nawet sobie zapisałam, potem przeanalizowałam, a na końcu chwyciłam za głowę i rozpłakałam.

 

„JAK CZŁOWIEK SIĘ ZAKOCHUJE TO JAKBY WSIADŁ DO DIABELSKIEJ KOLEJKI. WSZYSTKO WIRUJE, CZUJE POŻĄDANIE, NIE MOŻE O NICZYM MYŚLEĆ. A POTEM TO MIJA I CZŁOWIEK ZACZYNA SOBIE UŚWIADAMIAĆ, ŻE (...)* MIŁOŚĆ TO JEST CHYBA TO, CO ZOSTAJE PO ZAKOCHANIU.”

 

Podobno stan zakochania trwa do 6 miesięcy. Hm, już tyle znam Eśka. Czyli, że teraz czuję miłość, tak by wynikało. Ale ja ją czuję do cholery. Czuję, czuję, czuję. I nie chcę jej/tego stracić. 

 

... to już jutro...

 

[* na razie nieistotne co tam było pod kropkami schowane]

 

 

 

alexbluessy : :
sie 28 2004 ...a jakby mnie nie było...
Komentarze: 4

„TAK, TO JA I SAMOTNOŚĆ TUŻ PRZY NODZE W ROLI PSA(...)TAK, TO JA KTÓREJ CZASEM PO POLICZKU PŁYNIE ŁZA...”

 

Nie wyspałam się. Jestem, a jakby mnie nie było. Kilka godzin przewracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Za dużo wrażeń??? Nie, to raczej nie to. Raczej standardowe siedzenie do zbyt późna przy komputerze, rozmowa z M. i jej chłopakiem i jakaś duszność powietrza.

 

Bo M. ma już wszystko za sobą. I jest szczęśliwa. A ja jej zazdroszczę. Wiem, że i mnie to czeka, że ja też będę, ale zazdroszczę jej, że „najgorsze” ma już za sobą. Wczoraj mi powiedziała, że najbardziej stresujący jest moment czekania, a potem, kiedy już Esia zobaczę, będzie dobrze. Żebym się nie martwiła. Powiedziała, że mnie podziwia, że tyle wytrzymałam, że tyle czekałam. Hm, gdybym nie Czuła, gdybym nie chciała to bym nie czekała. Nie wylałabym tylu łez i nie wypiła kilku opakowań herbatki z melisy. No, ale ta melisa to nie tylko Esiowym wyjazdem była spowodowana, więc nie można jej tak do końca liczyć.

 

Jak Penelopa na Odysa czekałam. A jutro moje „cierpienia” zostaną wynagrodzone. Za godzinę ruszy z Londynu autobus Esia. Ta świadomość (na nią zrzucam „winę”) kazała obudzić mi się wcześnie rano, po zaledwie kilku godzinach niespokojnego snu. Zrobiłam sobie mocnej kawy i dwie kanapki z odrobiną ziemniaczanej sałatki. Obejrzałam 2 odcinki „Co ludzie powiedzą”, a potem włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć po pokoju. Jak wariatka tańczyłam i miałam ochotę się śmiać i wycałować zdjęcie Esia.

 

„NIE NAPISZĘ O MIŁOŚCI KOLEJNEJ PIOSENKI, MIŁOŚĆ SAMA WE MNIE ŚPIEWA..”. Tak się dziś czuję. to we mnie śpiewa. I kołyszę się w rytm tego czegoś. Zabawne, ale piosenka, która stała się przebojem lata A.D. 2004 „Jej czarne oczy”, a która wyjątkowo działa mi na nerwy (być może dlatego, że za dużo jej wszędzie) dzisiaj powoduje u mnie chęć śmiania się, śpiewania i tańczenia. Tylko żeby to nie oklapło wszystko...

 

„ZŁE KILOMETRY DZIELĄ NAS...”. Ale już ich coraz mniej. Z każdą godziną, minutą, sekundą będzie ich mniej. Moje Kochanie będzie bliżej.

 

Wczoraj do późna rozmawiałam z Moim Bratem Kochanym na gg. On umie pocieszyć, rozśmieszyć, pozytywnie nastawić. Najbardziej rozbroił mnie (śmiałam się jak głupia do monitora), kiedy stwierdził, że jego emotikonki umarły. Nagle przestały się ruszać. Zapytał czy one nie żyją. Słodkie... A zaraz sam się zaczął śmiać. Taki Brat to skarb, mówię Wam. No a potem poskarżyłam się, że się boję, że niepokoję. A on na to „Nie martw się Oluśka, będzie dobrze. Wypij sobie głębszego przed wyjściem z domu, chociaż to może nie najlepsze wyjście bo nogi będą ci się plątać.” Ja o tym wiem, dlatego o żadnym głębszym mowy nie ma. W końcu stwierdziliśmy z P., że idziemy spać. I poszliśmy. On w B-stoku, ja we Wrocławiu. Prawie 600 kilometrów od siebie. Dobrze, że chociaż gg jest.

 

...pierwszą myślą, jaka do mnie przyszła po otwarciu oczu był cytat z „Kamyka”. Ten o rozstaniach. Już nie raz go przytaczałam, więc nie będę znowu powtarzać. Ale przyszedł też drugi, trochę zapomniany, ale również bardzo adekwatny. Tylko trochę późno mi się o nim przypomniało. W zasadzie, kiedy już jest po wszystkim. No, ale ostatecznie lepiej późno niż wcale, right???

 

„TO TYLKO PRZERWA – myślałem. CZAS POTRZEBNY NAM OBOJGU DO ZASTANOWIENIA SIĘ, DO ODCZUCIA CZYM JEST SAMOTNOŚĆ. GDYBY NIE BYŁO CISZY, NIE ODRÓŻNIALIBYŚBY DŹWIĘKÓW.”

 

Mądre i piękne słowa.

 

Zza ściany dobiega radosny śmiech M. rany, jak jej dobrze, że ma „to” już za sobą. Nie powinno tak być, wiem, że to złe, ale denerwuje mnie to. A w głowie jedno pytanie „dlaczego ja tak nie mogę???”. Wczoraj przez chwilkę porozmawiałam z nią i R. Stali szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani. „Esiu, Mój Kochany, wracaj szybko!!!”. 

 

A teraz słucham „Kołysanki dla serca” by Kayah. Chciałabym się uspokoić, wyciszyć, uciec. Chociaż na chwilę. W ciągu półtorej godziny od pościelenia łóżka zdążyłam zrobić pranie, prasowanie, zmyłam brudne naczynia i wyniosłam śmieci. Wszystko po to, żeby jakoś zabić Czas. Ale dziś on przeleci wyjątkowo szybko. chciałam poczytać wypożyczonego „Greka Zorbę”, ale jakoś nie dociera do mnie akcja książki. Dlatego chyba odwiedzę The SimsVille. Zatopię się w życie Seriala i Noweli, przez jakiś czas będę żyć ich życiem.

 

Tak, tak zrobię. A potem będę oglądać wszystko, co tylko dziś w telewizji da się obejrzeć.

 

A Tobie, Kochanie, życzę szczęśliwej podróży . :*

 

alexbluessy : :
sie 27 2004 Mówią. A ja się boję.
Komentarze: 5

„Mówią: OSZALAŁEŚ PRZEZ TEGO, KOGO KOCHASZ. Powiedziałem: ŻYCIE MA SENS JEDYNIE DLA SZALEŃCÓW.”

 

Ciągle w głowie mam książkę Marty Fox. Zabawne, ale jej książki mogę czytać po kilka razy i za każdym razem znajduję w nich więcej siebie. One się nie nudzą. Są... Jakie słowo najlepiej je opisze... Uniwersalne??? Być może. Ludzkie??? Też. One są Po Prostu.

 

Leży przede mną przeczytana ubiegłej nocy. Na przemian ją zamykam i otwieram. Wracam do zaznaczonych cytatów, do fragmentów wierszy. W głośnikach soul. Mam ochotę się kołysać.

 

Czy na pewno???

 

Czuję, że zaczyna mnie ogarniać stres przedprzyjazdowy. Gardło ściśnięte, łzy cisnące się do oczu. I tysiące myśli. Wśród nich uśmiechy. Łzy szczęścia, nadziei i wiary. Chciałabym zapytać samą siebie:

 

„W CO NIE WIERZYSZ I NA CO NIE CZEKASZ???” – dobre pytanie, prawda???

 

Ależ ja wierzę!!! Czekam też. Gdybym nie wierzyła, nie miała nadziei nie wytrzymałabym tyle.

 

Mogłam nie odpowiedzieć na list nie odebrać

telefonu nie przyjechać do małego miasteczka

Mogłam w róży od Ciebie zobaczyć tylko kolce

I nie ucieszyć się z pytania którym

wdarłeś się w moje myśli

Mogłam nie spojrzeć Ci w oczy i nie zobaczyć tej

samej tęsknoty która kazała mi czekać na

moście w Avignon i na południku zero

i w tylu innych miejscach nie wiedząc

nic ponadto że czekam

Mogłam nie zadrżeć przy podaniu ręki

nie wymarzyć sobie by moja i Twoja

cierpliwość splotły się w dach nad głową

Mogliśmy nie spotkać się w słowie

nie znaleźć górskiego kryształu

i nie być dla siebie tak jak teraz

w pomarańczach motylach

i świecie który byłby przeciwko nam

gdybyśmy nie uwierzyli że to my

możemy być przeciwko niemu

 

Sade mnie porwała. Wirowałam po pokoju jak głupia, w końcu się rozpłakałam. Chyba z radości. Ale tego tak do końca pewna nie jestem. Zresztą ja już niczego nie jestem pewna. O nie, jednego owszem. Tego, że teraz najbardziej chcę żeby mi było CIEPŁO!!! Tak wewnętrznie. I tego, że chciałabym w końcu powiedzieć to, czego I haven’t told. No, ale z tym drugim sprawa taka prosta nie jest. Eh...

 

„SZALEJĘ ZNÓW (JUŻ). PŁACZĘ I NAGLE SIĘ ŚMIEJĘ(...)NIE PYTAJ MNIE, NIE PYTAJ MNIE CO DZIAŁO SIĘ JA JUŻ WIEM, ŻE KOCHAM CIĘ.”

 

M. już dziś przywitała swojego chłopaka. po 2 miesiącach niewidzenia. Mówi, że się cieszy, ale czuje się dziwnie. To co będzie ze mną??? Aż strach pomyśleć. Czy zamienię się w słup soli??? M. mówi, że prawie biegunki dostała ze zdenerwowania. Znając siebie i swoje reakcje na stres wcale bym się nie zdziwiła gdybym też czegoś dostała. Najpewniej bulimii. Hm, chociaż z drugiej strony w sytuacjach „kryzysowych” potrafię zachować zimną krew. Ale jak tu ją zachować jeśli krew się burzy i wcale nie chce się ostudzić???

 

No tak, szaleję. Dostaję telepawki. Już nie wiem co się dzieje dookoła, już nic do mnie nie dociera. Nie mogę się na niczym skupić. A przecież do niedzieli jeszcze 2 dni. Może najlepiej byłoby je przespać...???

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sie 27 2004 Nie jestem która wszystko zniesie.
Komentarze: 4

„NIE ZAŚPIEWAM O MIŁOŚCI KOLEJNEJ PIOSENKI, MIŁOŚĆ SAMA WE MNIE ŚPIEWA...”

 

Mam ochotę śpiewać od momentu obudzenia. Za oknem nie ma dziś słońca, a ja ubrana w białą powiewną sukienkę mam ochotę tańczyć. Dlaczego??? Czyżby dlatego, że pojutrze... Być może. Wszystko być może. Ale, jak słusznie długi czas temu ktoś zauważył „jest tyle może i nic na pewno”. Chociaż nie. To bzdura. Przecież ja wiem jak jest. Wiem, co czuję i co jest we mnie.

 

No i uśmiecham się do swoich myśli, swoich wspomnień, które już niedługo zamienią się w kolorową rzeczywistość. Ze snu przejdą w jawę. A może to nigdy nie był sen... Hm, równie dobrze to nigdy nie musiała być jawa. Ale co tam, ważne żeby było KOLOROWO i jakoś tak... tak DUSZNO od różnych rzeczy/czynników.

 

A wczoraj... Wczoraj nie mogłam zasnąć. Myślałam o Esiu, uśmiechałam się jak głupia do zdjęcia, które jednocześnie do siebie tuliłam i już miałam wysłać sygnał, kiedy... Kiedy na wyświetlaczu pojawił się komunikat świadczący, że to on pierwszy (nie)zadzwonił. Wiecie co mam na myśli, prawda??? Ponieważ przypadków nie uznaję, jak wszyscy doskonale wiecie, wytłumaczyłam to sobie telepatią. Bo zbieg okoliczności = przypadek, a te nie istnieją, więc... I love him do bólu.

 

... a potem nie mogłam zasnąć. Nawet zamówiony u E. żel do kąpieli o kojącym zmysły i odganiającym stresy dnia zapachu lawendy i wodnej lilii (AVON oczywiście) nie pomógł. Sięgnęłam więc po książkę. Wypożyczyłam sobie książkę Marty Fox „Nie jestem która wszystko zniesie”. Przeczytałam ją całą, znalazłam kilka świetnych wierszy i cytatów. Między innymi ten, Anny Achmatowej:

 

„ZASNĄĆ STROSKANĄ, WSTAĆ ZAKOCHANĄ, ZOBACZYĆ CZERWIEŃ MAKÓW.”

 

Stroskana to może nie zasnęłam. Szczerze, to nawet powodów nie miałam.  Wieczorem obejrzałyśmy z dziewczynami cudowny film „Smażone zielone pomidory”. Kto nie oglądał niech koniecznie to zrobi. Jest taki ciepły, sympatyczny, rewelacyjny. Potem kilka razy powtórzyłam zdjęciu Esia, że „cieszę się, że za kilka snów będziesz znów bliżej”. A właściwie bardzo blisko. Poczytałam Martę Fox, pomyślałam o niebieskich migdałach (z Esiem jedzonych of course) i nazwałam go Odysem. Bo przecież i on, podobnie jak bohater „Iliady” do Itaki, wraca do domu. A ja to jak ta Penelopa czekałam... (Ale i tak nie jestem która wszystko zniesie).

 

W nocy obudził mnie przerażający sen. Nie wiem czy miał związek z wczorajszą rozmową z E. na temat horrorów (głównie „Blair Witch Project part I”). A może to mój wewnętrzny strach??? W każdym razie przyśniło mi się, że Blair Witch mnie porwała i zaczęła dusić, jakby szykowała się do zjedzenia mnie. Koszmar, jak teraz o tym piszę to mam ciarki. A przecież z E. wymieniłyśmy tylko poglądy na temat tego gatunku. No cóż, że psychikę mam ogólnie słabą to wiem nie od dziś. Jeśli o pewne filmy chodzi rzecz jasna bo z resztą jakoś sobie radzę. Póki co.

 

Poranek przywitał mnie nie słońcem, ale zasnutym chmurami niebem. Mimo to uśmiechnęłam się i pomyślałam, że będzie dobrze. Tylko jakiegoś Ciepła obok zabrakło... Potem odebrałam e-maile. Wśród bzdurnych reklam, których nawet nie czytam znalazł się rodzynek wysłany przez Mojego Kochanego Brata. Rozbawił mnie do łez. I wzruszył przy okazji. Kogo, jak kogo, ale Brata to zazdrościć mi można. Na pocieszenie włączyłam sobie płytę jego zespołu. Szkoda, że nie możemy porozmawiać, ale może wieczorem będzie na gg. Zawsze to coś. I nie ważne, że ma dopiero 17 lat. Podejście do życia ma poważniejsze niż niejeden dorosły nieraz.

 

Dzwoniła też Mama. Może wszystko się ułoży... Przecież nie może być ciągle pod górę, right??? GDY CIĘ ŻYCIE KOPIE W TYŁEK, TO MU ODDAJ – ZRÓB WYSIŁEK.  To są moje afirmacje...

 

Przyjdzie dzisiaj też E. Pogadamy, pośmiejemy się. może zagramy w Simy. Swoją drogą to mojej parze Filmowiec rozbudowałam dom, wyposażyłam w wiele nowych sprzętów, pojawiło się też dziecko. Ale już nie mam cierpliwości. Mała Komedia ciągle płacze. No, co prawda daje mamie pograć na fortepianie, a tacie pojeździć na byku, ale już raz dostali upomnienie, że się dzieckiem nie zajmują. Niech to dzieciko szybciej rośnie.

A ja zawitam na moment do THERE. Byłam tam kiedyś. Nawet ciekawa zabawa.

 

A za 2 dni przyjedzie Esio.

 

Jeszcze nie wiem co zrobię

trzasnę drzwiami zrzucę z półki

wazon pełen kwiatów które zbierałeś

dla mnie wczoraj wykrzyczę wszystkie

brzydkie słowa jakie znam podrapię

ci twarz paznokciami powleczonymi

bezbarwnym lakierem rozpłaczę się

z wściekłości lub wyjdę cichutko

i nigdy nie wrócę

 

Jedno jest pewne. Nie wyjdę. Ale na pewno się rozpłaczę. Za te wszystkie noce, za te wszystkie dni.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sie 25 2004 I haven't told.
Komentarze: 4

Być może i słońce wstaje każdego dnia... No, w każdym razie dzisiaj mnie obudziło. Zapukało prosto w okno, połaskotało po nosie, uśmiechnęło się. Mimo tego, że wczoraj zepsułam sobie discmana nie mogłam się nie uśmiechnąć. Przeciągnęłam się, rozejrzałam dookoła. Poczułam, że jestem w domu.

 

Tego discmana to rozwaliłam na własne życzenie. A może przez to, że jestem ostatnio kłębkiem nerwów i wszystko mi leci z rąk??? Niechcący zrzuciłam go z szafki i przestał grać... Na szczęście w przyszłym tygodniu będę miała profesjonalną ekipę do naprawienia mojego komputera. Dwójka kolegów taty przyjeżdża na jakąś konferencję informatyków to poproszę ich żeby uzdrowili mi zabaweczkę. Zostawiłam dziewczynom na 2 tygodnie dostęp do komputera i zastałam mały bałagan. Sama dopełniłam całości...

 

A z Esiem to nie jest tak, że on mnie irytuje. To we mnie jest coś dziwnego. Bo się boję. Za 3 dni wszystko się okaże... W niedzielę rano będzie Dzień Zero. Trzymajcie kciuki, please!!! Tak bardzo boję się tego dnia, tego co będzie potem, ze wymyślam coś, tworzę coś w mojej głupiej głowie. A tak naprawdę w głębi czuję, ze bez niego nie ma sensu, że na niego czekałam, że to on jest tym... Dlatego się zamykam. Zamykam bo jest we mnie piosenka Kelly Rowland „Haven’t told you...”

 

Look in my eyes What do you see Only me Got nothing to hide Seek and you’ll find What’s on my mind This happened so fast Not a part of my plan so I’m leaving my heart in your hands Haven’t told you just how much I love you Only by dreaming I show my feelings Haven’t told you just how much I love you Time for revealing And I will give you something too A love from me to you Look in my eyes You know me so well Can’t tell you That I’m way into deep I’m going down So catch me now (…) I feel you Everyday I breathe you Every single moment from the start I see you Constatntly I feel you You move me so No letting go You smile at me My heart is your to keep Have I told you baby I love you baby I show my feelings And I will give something too A love from me to you…

 

Ta piosenka we mnie śpiewa. A może to miłość we mnie śpiewa??? A może jedno i drugie??? Jakiś paradoks jest we mnie. Wczoraj kiedy pisałam o tym, ze czuję się znieczulona miałam jednocześnie ochotę wysłać smsa, którego treść jest Wam od dawna dobrze znana. Jak zwykle nie wysłałam.

Chciałabym móc zaśpiewać, żeby we mnie śpiewało wszystko... Żeby było jak w piosence Rynkowskiego „Śpiewająco”. Ale niestety, życie składa się z problemów. Hm, w zasadzie tylko z tego. przynajmniej moje. No, ale gdyby nie one to pewnie nie czułabym, że żyję.

 

Bilans dnia dzisiejszego??? Zrobione pranie, przeprowadzona inwentaryzacja szafy, zjedzenie zupki z torebki i jednej słodkiej bułki, wypite 3 kawy i litr wody mineralnej z gazem. Aha, zmieniłam wygląd mojej korkowej tablicy z ułożonego i niezmąconego nienagannością na nieład artystyczny. Efekt wyszedł całkiem niezły. No i grałam w Simy. Ale moja para (Nowela i Serial Filmowiec) nie chcą się mnie słuchać tylko cały czas by spali labo myśleli o dzieciach. Jak prawidłowo zauważyła moja Koleżanka, ta gra nie jest tak prosta, jak się wydaje. Ale się nie poddaję.

 

Poza tym od rana słucham Sade i Kelly Rowland. Nawet trochę pokołysałam się w ich rytmie. Chciałabym...

...chciałabym żeby nadszedł wieczór. Taki, na jaki czekam... Taki ciepły i pełen czegoś. Jakiejś magii. I bliskości Eśka. I muzyki. I jeszcze wina czerwonego albo szampana. Żeby było pijano od szczęścia, bliskości, ciepła.

 

To przyjdzie, ja wciąż w to wierzę. A na razie...

 

... na razie „Cieszę się, że on za kilka snów będzie znów bliżej”.

 

alexbluessy : :