Archiwum październik 2004, strona 1


paź 23 2004 Snickers.
Komentarze: 5

(godzina 9:00) JAK MI CHOLERNIE DOBRZE!!!

Radio Zet gra pozytywnie nastrajające piosenki, kawa pachnie, słońce zza chmur wygląda. Godzinę temu Esio wyszedł na zajęcia, ja umyłam lodówkę, a za chwilę pójdę na zakupy.

Bo Esio wprowadził się do mnie na weekend. No, nie do końca, bardziej na weekendowe noce, ale to i tak namiastka... jak to nazwać...??? wczoraj wieczorem mieliśmy wyjść, ale okazało się, że dziewczyna O. przyjeżdża dopiero dzisiaj, tak więc wyjście się przesunęło. Nie mniej Moje Kochanie bardzo mnie zaskoczył, kiedy zadzwonił i powiedział, że on i tak do mnie przyjedzie i że mam czekać tak, jak się wcześniej umówiliśmy na „naszym” przystanku. Jasno z tego wynikało, że zostanie u mnie do niedzieli. Great!!!

Bo jak mogłoby być inaczej. W sobotę Esio ma zajęcia do 20, to oczywiste jest, że do domu nie pojedzie. Za to przyjedzie do mnie, a tu będzie czekała na niego kolacja. Po 12 godzinach na uczelni coś mu się należy, nie??? Już mu dziś śniadanie zrobiłam, plus kanapka na drugie śniadanie. Esio zdziwiony zapytał czy ja zawsze w weekendy  tak rano wstaję (od kiedy 7 rano to wcześnie), czy specjalnie dziś wstałam żeby mu kanapki zrobić. Odpowiedź jest prosta. 7 rano to bardzo odpowiednia pora na pobudkę, a jeśli dodatkowo robi się kanapki Ukochanemu to już w ogóle raj.

A po śniadaniu Esiulek poszedł zdobywać wiedzę, a ja zabrałam się za lodówkę. Przed wyjściem mąż jeszcze wyraził uznanie (pomieszane chyba ze zdziwieniem lekkim), ze jestem gospodarna. Nie wiem co miał na myśli i dlaczego to go zdziwiło. Ja jestem domowa kobieta. Kolejne zaskoczenie...

... dostałam Snickersa. Wydawałoby się, ze zwykły batonik, że to nic takiego. A jednak. Przedwczoraj rozmawiając z Esiem na gadulcu, powiedziałam mu żeby kupił mi Marsa bo akurat po zakupy szedł. Niestety, w czwartek słodyczka nie dostałam bo mąż tylko schodził do samochodu bo jego tata akurat wrócił z zakupami. Ale wczoraj... Czekałam na niego na „naszym” przystanku. Wiedziałam, że już powinien gdzieś się kręcić i że pewnie po papierosy poszedł. Nie do końca rację miałam. Bo Esio do sklepu poszedł rzeczywiście, ale nie po fajki. Jak już się przywitaliśmy to schował ręce do kieszeni bluzy (tej, w której go tak bardzo lubię, a którą dość rzadko nosi. No, choć ostatnio jak mu powiedziałam, że mi się ta bluza podoba to jakby częściej zaczął ją ubierać. A może to tylko moja wyobraźnia...) i kazał zgadywać, w której coś jest. Wskazałam na prawą i wygrałam snickersa. Ale się ucieszyłam. W drugiej kieszeni był mars, tego zjadł Esio. Bardzo mile się zaskoczyłam bo przecież w czwartek żartowałam z tym marsem. Wow...

A u mnie w domku zrobiliśmy pyszne grzanki, a potem obejrzeliśmy film. Już dłużej nie udało mi się opierać przed obejrzeniem „Oldboy’a”. Kurcze, słaby ten film. Jedynym plusem jest muzyka (moja i Esia opinia) i to, że nie jest amerykański (zdanie Esia). Czegoś więcej się spodziewaliśmy, ale dotrwaliśmy do końca.

A po filmie, i kolejnych próbach orkiestry zasnęłam. I było mi tak dobrze, jak zawsze zresztą. Było mi tak dobrze, że chciało mi się płakać. Ale tylko wtuliłam się w Eśka. A on był taki pachnący i taki ciepły... Taki bezpieczny.

Rano obudził mnie pocałunkami, wpałaszował śniadanie i poszedł na zajęcia. Ja posłałam łóżko, powiesiłam jak trzeba bluzę męża, pozmywałam po śniadaniu, ogarnęłam pokój. Rany... co się ze mną dzieje??? W każdym razie, taki stan rzeczy podoba mi się.

I choć rano zastaliśmy trochę brudnych naczyń w zlewie, nic nie zmąciło mojego dobrego nastroju. Esio powiedział, że on by tak nie mógł, że on musi mieć pozmywane od razu. Ja tez muszę, też nie lubię jak coś zostaje w zlewie. Ale jakby pomieszkał trochę w takim studenckim mieszkaniu to by się przyzwyczaił i już w mniejszym stopniu by mu to przeszkadzało. Bo on wraca do ciepłego domu, z mamą, tatą, siostrą i pieskiem. Ja wracam niby do własnego domu. Własnego z obcymi ludźmi. I gdyby nie nowy współlokator M., z którym mogę pogadać to nie miałabym znowu do kogo ust po powrocie otworzyć. Jestem dwudziestolatką z własnym mieszkaniem. Pustym mieszkaniem. Może warto pomyśleć o jakimś zwierzątku??? Choć nie ukrywam, że zamiast futrzaka wolałabym Esia. Może któregoś dnia...

Bo dziś mam straszny komfort psychiczny. Wiem, ze zaraz po zajęciach przyjedzie. Wykąpie się, zje coś i wyjdziemy, a potem znowu przy nim zasnę. Rano zrobię mu śniadanie i kanapki, a potem (po jego wykładach) porwę na spacer. Jesienny po Parku Szczytnickim.

I COULD FLY!!! I’M TRULY MADLY DEEPLY IN LOVE...

Za chwilę biegnę po zakupy. Dziś na obiad będą kopytka z sosem grzybowym, Esio dostanie je na kolację. Pyszne będą.

Przed obiadkiem nauka historii i literaturoznawstwa. I łaciny oczywiście, we wtorek znowu coś piszemy. I jeszcze pisanie muszę poćwiczyć.

... sprawę rachunku z gazowni wyjaśniłam. Jest okej. Natomiast trochę się niepokoję o kurs pilotów. Miał się zacząć dzisiaj, ale wczoraj dostałam telefon, że jest przesunięty o dwa tygodnie bo za mało osób się zgłosiło póki co. Mam nadzieję, że w ogóle się odbędzie.

Na uczelni znowu jakieś przetasowania. Trudno, ja już w czwartek zapisałam się do grupy, z którą chcę chodzić i nie zamierzam zmienić zdania. Mam prawo wybrać sobie wykładowcę i grupę, tym bardziej na płatnych studiach. A jeśli ktoś mi będzie chciał na siłę coś narzucić to jak nie zamierzałam korzystać z pomocy Taty, tak go o nią poproszę i niech zrobi tam porządek.

(godzina 11:00) Już po zakupach. Ziemniaczki i jajeczka czekają na przetworzenie do postaci kopytek. Jabłuszka i marchewki szykują się do zostania pyszną surówką, a sos grzybowy (z torebki niestety) już nie może doczekać się rozmieszania z wodą. A ja??? Ja siedzę teraz nad książką „Z dziejów Rosji do roku 1917) i robię powtórkę z ostatnich trzech wykładów. Na drugie śniadanko pyszna mini-chałka z herbatką. Zetka dalej gra, słoneczko świeci. Już się nie mogę doczekać powrotu męża. Podgrzeję mu obiadek, on się wykąpie, ja się pomaluję i wyjdziemy. I znowu będzie cudnie...

... Jak zawsze zresztą, kiedy on jest blisko.

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
paź 21 2004 Zakręt.
Komentarze: 1

... tyle się działo, tyle się dzieje każdego dnia, że nie mam nawet ani czasu, ani siły na siedzenie przy komputerze. Czasem nie pamiętam nawet jak się nazywam.

Praca, potem na chwilkę do domu po książki i zeszyty, biegiem na zajęcia. Kiedy wracam jest już późny wieczór. Wracam do domu, sprawdzam tylko pocztę i wyłączam komputer. Prysznic, nauka, nie mam nawet siły jeść ze zmęczenia.

Najprzyjemniejsze są wieczory, kiedy na uczelnię przyjeżdża po mnie Esio. No, co prawda jak mam być szczera to zdarzyło się to dopiero razy dwa, ale i tak było samą przyjemnością siedzenie na zajęciach ze świadomością, że już niedługo...

Bo w życiu osobistym (czytaj miłosnym, uczuciowym, czy jakkolwiek inaczej byle na tą nutę) układa mi się naprawdę dobrze. A może to za mało powiedziane... No w każdym razie jakąś Spokojność czuję i Radość i Coś jeszcze. Tylko, że jak Esio chodzi po ulicy z tą swoją absolutnie genialną bródką i pachnie tak po swojemu to jakaś zazdrość mała się pojawia. Ale niewielka ona jest bo przecież to ze mną Esio idzie, i ze mną chce spędzić swój czas.

... wczoraj mnie rozczulił. Aż się rozpłakałam. Bo miało być tak, że on przyjedzie po mnie na uczelnię, pojedziemy do mnie, zrobimy kolacyjkę, obejrzymy film. Zaraz po powitaniu się dowiedziałam, że Moje Kochanie będzie kończył u mnie pracę, której w biurze nie zdążył zrobić. Nie miałam nic przeciwko, on sobie miał usiąść do komputera, a ja w tym czasie odświeżyć się po całym dniu poza domem. Tyle, że to dokańczanie, które miało potrwać chwilę przeciągnęło się do chwil kilku. Zdążyłam w tym czasie wykąpać się, zrobić nam kolację i podukać wiersze Achmatowej w oryginale.

Komputer szumiał, Vonda Shepard śpiewała, Esio kończył pracę, a ja patrzyłam jak się pochyla nad jakimiś wykresami, jak coś wstukuje do komputera i mruczy jakieś liczby pod nosem. Co chwilę mówił, ze już kończy – zupełnie jak mój tata, kiedy przygotowuje wykład. Przez chwilę było mi przykro, przecież tak rzadko się teraz widujemy, a on przywozi do mnie sobie robotę jeszcze. Powiedział, że mu głupio, że tak siedzi i pracuje u mnie, ale że musi to skończyć – nie musiał tłumaczyć, przecież zrozumiałam. Było trochę przykro, ale zrozumiałam. I powiedział potem coś, co mnie roztkliwiło. Powiedział, że nie chciał pisać, ze nie przyjedzie bo musi to skończyć, wolał przyjechać i nawet tak posiedzieć, ale żeby być tutaj. Co ja mogłam zrobić. Przykryłam się kocem i zachlipałam trochę. Ale tylko trochę.

Bo w ogóle jakoś czulej ostatnio jest. I już trochę się otworzyłam, i już trochę powiedziałam. A w niedzielę, po jego zajęciach i moim kursie chcę go wyciągnąć na jesienny spacer po Parku Szczytnickim. Tak rzadko chodzimy ostatnio na spacery, tydzień temu u Esia byliśmy, ale z powodu wieczornej pory krótkim. Ja myślę, że nawet po męczących zajęciach taki spacer dobrze nam zrobi. Tym razem to ja go odbiorę, albo porwę z uczelni.

Bo naprawdę ostatnio bywamy albo w knajpach, albo u mnie. Głownie u mnie bo łatwiej Esiowi przyjechać i zostać na noc u mnie, niż mi jechać do niego a potem wracać do domku. Ale przy mężu cudnie się zasypia, już przyzwyczailiśmy się do wąskości mojego łóżka, tylko Moje biedactwo Kochane rano ma zesztywniałe nogi.

Wczoraj przy nim zasnęłam, dziś się przy nim obudziłam. Wielką radochę miałam, że mogłam zrobić mu śniadania i kanapki do pracy. Kawa pachniała, Esio jadł kanapki z piersią indyczą upieczoną przez moją mamę, i tak porannie było. On to skwitował słowami „ale mam kochaną żonę, od rana się poderwała, żeby mężowi kanapki zrobić”. No, a dla mnie to przyjemność...

I jutro też wychodzimy wieczorem. Idziemy ze znajomymi do miasta, przyjeżdża z Warszawy dziewczyna naszego kolegi (przyjaciela Eśka) więc jest okazja. A potem znowu zasnę przy Esiu. I powiem mu w końcu, że ostatnio bardzo chcę z nim „Samotność...” przeczytać. Jakoś tak mi ze świadomością, że jest Esio inaczej. Lepiej, raźniej...

We wtorek miałam dzień zwątpienia. Znowu pojawił się zakręt. Najpierw pani z dziekanatu zażądała natychmiastowego zwrotu indeksu bo musi go zawieźć do Instytutu, gdzie za 2 tygodnie pani dziekan nam je wręczy. Ja jej na to, ze nie mogę jej go oddać bo jeszcze nie dostałam wniosku do kredytu. Jutro mam wykład z opiekunką roku to powiem, ze doniosę już do instytutu ten indeks, skoro i tak leżą i czekają to co im szkodzi.

Ledwo ochłonęłam po telefonie od pani z dziekanatu, okazało się, że zepsuł się telefon stacjonarny. Słychać w nim tylko jakieś trzaski i nie da się dzwonić. Great, a potem była kartkówka z łaciny, którą wszyscy piszą jeszcze raz we wtorek. A potem zwalił mnie z nóg rachunek za prąd. Zawsze z drżeniem serca i dłoni otwieram kopertę z Zakładu Energetycznego, ale tym razem mnie siekło. W październiku 145 złotych, potem do stycznia po prawie 100. skąd ja mam na to brać??? Umowy jeszcze w przedszkolu nie podpisałam, ale M., z którą pracuję, mówi żebym sama się upominała bo oni tam mają sklerozę. To po niedzieli będę się upominać. A jakby tego było mało to moi rodzice nawet nie zaczęli się starać o dokumenty, które są z ich strony potrzebne do kredytu. Zawierzyli ogólnikowym wiadomościom w gazecie, a nie tym, które ja dostałam w banku. Pięknie po prostu. Kolejny zakręt, wygląda na ostry, ale obym jakoś go ominęła.

W pracy świetnie. Zrobię karierę przedszkolanki. Hm, tylko jak powiedziałam to mojej mamie to wyraziła ubolewanie i nadzieję, że tego błędu nie popełnię. Pewnie, że nie.

Na uczelni znowu zamieszanie, znowu są jakieś dziwne grupy i nikt nic nie wie. Wzięłam sprawy w swoje ręce bo stwierdziłam, ze jak tak dalej pójdzie to niczego się nie nauczę. Przepisałam się więc do grupy, która 3 aspekty praktycznej nauki języka ma z dr Z., życiową babką, która wie o co chodzi i ludzkie podejście ma do człowieka. Przy niej mam szansę na nauczenie się czegoś, nie będą mi już zajęcia przepadały na jakieś bzdurne dyskusje nad podziałami grup. Od wtorku mam nowy plan i nową grupę. Choć niezupełnie bo razem ze mną przeszły jeszcze 3 dziewczyny. I great.

Tylko martwi mnie to, że dr Z., z którą dotąd miałam tylko pisanie ubolewa nad moim fatalnym łączeniem literek. Ale jak tylko zacznę mieć zajęcia tylko z nią, bez rozdrabniania się na różnych prowadzących, to będzie okej. Tak przynajmniej myślę.

Na angielskim grupa będzie na poziomie upper-intermediate. Czyli oznacza to dla mnie pracę w domu, bo nie chwaląc się poziom mam trochę wyższy. I znowu każą kupić podręcznik, tyle, ze ja nie zamierzam niczego kupować. Najpierw wypożyczę, a potem powiem tacie żeby mi odbił, a mam w listopadzie przywiezie.

... jutro z samego rana biegnę do dziekanatu załatwiać zaświadczenie, potem biblioteka, telefony do gazowni bo jakoś nie dostałam rachunku za gaz, który powinnam dostać tydzień temu, a jak chodził inkasent to nie było nikogo w domu, a ja chcę mój rachunek. A potem jeszcze muszę zadzwonić do Logos Tour z pytaniem dokąd ostatecznie mam się w sobotę udać. Potem jakiś obiad, dwa wykłady i wyjście z mężem.

Jestem zmęczona, ale coś każe mi się nie załamywać, coś mnie pcha do przodu. Zwykły sms od męża „kochana żono, miłego dnia ci życzę. Buziaki”. To wystarczy. Nie chcę być zasypywana słodkimi wyznaniami, lukrowanymi wierszykami czy czymś podobnym. To się w końcu przejada, niedobrze się zaczyna robić. Nie chcę tak. Chcę przy Esiu zasypiać, przy nim się budzić, z nim być. I to jest chyba ważne, nie???

 

 

 

alexbluessy : :
paź 18 2004 Cholernie.
Komentarze: 8
(17-10-2004)

Jestem tak cholernie szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa i zakochana, że mam ochotę płakać z tego szczęścia.

… słucham Natalie Cole, piję gorącą i mocną herbatę i w tej chwili nie liczy się nic innego tylko wspomnienie. Wspomnienie wczorajszego wieczora i dzisiejszego dnia. Nie kilku wyrwanych godzin, nie pojedynczego wieczora czy pojedynczego poranka, ale 24 godzin spędzonych z Esiem. Chcę zasypiać stroskana, wstawać zakochana i codziennie widzieć czerwień maków.

Wczoraj były naleśniki na kolację, było sączenie drinków, naprawianie mojego komputera, w kocu wyjście do miasta. Za nim się zebraliśmy i dojechaliśmy do Piwnicy Świdnickiej, gdzie czekała na nas siostra Esia. Już dochodziliśmy do przystanku, kiedy Moje Kochanie spostrzegł, że nie zabrał dokumentów. Musieliśmy wracać, a po drodze kombinowaliśmy, jak tu zrobić żeby jak najszybciej je dostać. W żartach Esio powiedział, żebym ja weszła bo on mnie tak kocha (!!! ??? !!! ???),  że by wszedł gdybym ja czegoś zapomniała. Ja naprawdę chciałam wejść, ale Esio powiedział, żebym się nie wygłupiała, bo przecież M. jest w mieszkaniu i może mu dokumenty zrzucić. I tak się stało…

W końcu dotarliśmy do Rynku i spędziliśmy bardzo miły wieczór. Najpierw chwilę w Piwnicy Świdnickiej, potem w „13”, a na koniec zostawiliśmy towarzystwo i poszliśmy potańczyć. Było rewelacyjnie, miałam na niego ochotę… Już nawet nie będę się kryła przed napisaniem tego.

Na trzecią byliśmy w domu. Ale wieczór się jeszcze nie skończył. Dopisaliśmy do koncertu kolejne nuty, ale nadal go nie skończyliśmy. Choć mogliśmy.

Błogo było zasnąć przy ciepłym Esiulku, czuć jego zapach i bliskość. A rano obudzić się od ciepła jego ramion i pocałunków. I tak aż do rozbudzenia…

… o 9 Esio słuchał sobie „Śniadania z Moniką Olejnik”, a ja poszłam wykąpać się i zrobić pranie. Potem wspólnie zrobiliśmy śniadanie, po nim Esio czytał gazetkę, a ja instalowałam programy w nowym komputerku. Choć nie wiem czy nie skończy się to wszystko ponowną instalacją systemu bo coś od czasu do czasu dziwnego się z moim komikiem dzieje.

Muzyka cicho grała, Esio czytał, ja działałam z instalkami. Ale coś musiałam napsuć bo Moje Kochanie musiało przerwać lekturę i mi pomóc. Kilka godzin się męczyliśmy z tą bezduszną maszyną. No, może nie aż tak bezduszną bo w końcu dzięki niej Esia poznałam. Bo jestem szczęśliwa, jestem zakochana i jest mi cudownie.

… a wczoraj, kiedy J. L. Wiśniewski podpisywał mi „Samotność…” i „Los Powtórzony” powiedziałam mu, że Mojego Chłopaka poznałam właśnie w Internecie. Popatrzył, uśmiechnął się i zapytał jak się układa. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że coraz lepiej, że znamy się w Realu już 7 miesięcy jest cudownie po prostu. Usłyszałam, że ludzie nie wierzą, że można się zakochać w ten sposób i że to nie prawda bo można. I że on się cieszy, że „Samotność…” przeczytamy razem. Mieliśmy zacząć wczoraj, ale jakoś się nie złożyło. Przekazał też dla Esia pozdrowienia, które mężowi oczywiście przekazałam.

Może w środę będzie okazja do wspólnego czytania…

A dziś ta Natalie Cole i gorąca herbata oddalają zmartwienia. Nie myślę o wtorkowej kartkówce z łaciny, nie myślę, że jutro zaczynam pracę w przedszkolu. Dziś liczy się tylko to wszystko, te ostatnie 24 godziny. Chcę je przeżyć jeszcze raz.

Mama Esia zrobiła pyszny obiad, wypiliśmy po lampce czerwonego wina, poszliśmy na spacer. Kiedy staliśmy i czekaliśmy na mój autobus Esio zapytał kiedy może się do mnie wprowadzić. Zapytałam czy on na poważnie pyta, odpowiedział, że tak i że wprowadzi się jak kupi samochód. A mi się tak jakoś zrobiło…

Bo chcę mieć go przy sobie, bo każdego dnia bardziej. W autobusie miałam ochotę wysłać mu smsa treści wiadomej od dawna. Nie wysłałam z racji pustego konta, teraz z domu też nie wysłałam.

Wczoraj miałam się otworzyć, nie otworzyłam. Nie powiedziałam znowu nic. Może w środę… Czując jego ciepły policzek przy swoim. Na razie mam jego rękawiczki, które mi pożyczył bo zapomniałam swoich. Są cieplutkie i pachną jego zapachem. Chyba z nimi zasnę…

Esio powiedział, że mogę je sobie wziąć, ale powiedziałam, ze tylko pożyczam. Hm, ale teraz tego taka pewna nie jestem. Może się skuszę… Teraz sobie w nich piszę (wariatka???) i mi ładnie pachnie Esiem. Przed oczami przesuwają się obrazy z okresu, kiedy Esio był w Anglii. To już za mną, teraz jeszcze lepsza przyszłość…

A nad zaśnięciem w rękawiczkach pomyślę całkiem poważnie. Kto by pomyślał, przecież to tylko nie-zwykłe rękawiczki.

… Natalie Cole się skończyła, herbata też wypita. Ale to nic, mam jeszcze Patricię Kaas, piosenki z „Ally McBeal” i moje kołysanki.

Rozmawialiśmy dziś o Sylwestrze. Najprawdopodobniej zamiast jechać na narty pójdziemy gdzieś na bal. Nie na dyskotekę, ale na prawdziwy bal, gdzie trzeba ubrać się w garnitur i balową sukienkę. Już ją widzę w wyobraźni. Siebie i Esia, a szczególnie siebie w jego ramionach też widzę. I jest mi cudownie, ciepło i bezpiecznie.

I całą noc trwa szampańska zabawa…

Boję się myśleć, że zaczynam wychodzić na prostą, że jest dobrze. Boję się, że jeden nieuważny ruch, jedna chwila i wszystko się zawali.

A przecież jestem szczęśliwa. Tak cholernie szczęśliwa. Mam wspaniałego Faceta, jutro zaczynam okres próbny w przedszkolu, Mama też zadzwoniła i powiedziała, że mam się nie martwić, bo wszystko jakoś się ułoży tylko żebym nie zaniedbała studiów z powodu pracy.

Kocham i jestem kochana. Wzruszająca jest esiowa szczerość. Wczoraj miałam ochotę go tak bardzo mocno przytulić na środku ulicy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że jestem przy nim, że ma się nie martwić. Bo jakoś tak się złożyło, że rozmowa zeszła na śmierć dziadków, Esio opowiedział o śmierci swojego. W pewnej chwili, ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu, położył mi głowę na ramieniu i powiedział, ze kończymy temat, bo mu gardło się zaciska. Mi też się zacisnęło…

Zauważyłam, ze daję nie chcąc nic w zamian, ze sprawia mi to radość. Że stałam się spokojniejsza, że… Kurde zakochałam się.

………………………………

Są szanse, że mnie znajdziesz dzisiejszej nocy gdzieś na swojej drodze Wygląda na to, że zawsze kończę jadąc przed siebie Odkąd cię poznałam jesteś na mojej drodze i wszystkie zasady logiki nie mają zastosowania pragnę cię zobaczyć w nocy i być z tobą do wschodu słońca

Dokładnie pamiętam jak wyglądałeś, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy Potrafię przypomnieć sobie twój śmiech i uśmiech Pamiętam jak sprawiłeś, że czułam się tak swobodnie, pamiętam cały twój wdzięk i styl A teraz jesteś wszystkim, co pragnę zobaczyć, zacząłeś znaczyć dla mnie bardzo dużo…

Są szanse, że dzisiejszej nocy zobaczę cię w moich snach Będziesz się uśmiechał jak wtedy, kiedy się spotkaliśmy pierwszy raz Są szanse, ze cię zatrzymam i oddam wszystko, co mam Kochanie jesteś najlepszym mężczyzną, jakiego spotkałam

I będę marzyć o przyszłości I mieć nadzieję, ze będziesz przy mnie A rano będę czekać nocy. Są szanse, że zobaczę cię dziś w moich snach…[„Chances are” Vondy Shepard w moim tłumaczeniu]

Mogłabym tej piosenki słuchać na okrągło. Uwielbiam ją, nie mogę powstrzymać przy niej łez. Jest taka moja…

Wczoraj usłyszałam coś jeszcze. Jak zawsze utrzymywałam, że jestem inna. A Esio odpowiedział, że jestem inna. Popatrzyłam pytająco.

E.: pewnie, że jesteś inna.

Ja: ???

E.: bo jesteś moją dziewczyną… (buziak)

Ja.: aha, i ten fakt czyni mnie inną, tak? (miała na myśli, że jeszcze bardziej inną niż jestem)

E.: tak kochanie, czytaj lepszą…

Ja.:…

… a zaraz zasnę. I będę mieć różowe sny. A rano wstanie nowy dzień, to będzie dobry dzień.

Ale najpierw łacina…

Chances always are…

..................................................

(18-10-2004) ... to było wczoraj. Dzisiaj zostałam obudzona smsem zaczynającym się od słów: „kochana żono”. Nie mogłam odpisać ze względu na zerowy stan konta w komórce mojej ślicznej bordowej i na dziwne zachowanie komputera. Zdrowo wkurzona wzięłam sprawy w swoje ręce i sama sobie zainstalowałam od nowa system i jakieś tam programy. Jedynym problemem było ponowne ustawienie połączeń internetowych i wyszłam do przedszkola z przekonaniem, że dopiero wieczorem cokolwiek w Sieci zadziałam. A tu surprise, wróciłam i działało. Może współlokator studiujący informatykę maczał w tym palce. To się okaże, jak wróci z zajęć.

Dzieci nie dały się mocno we znaki. Bywało, że bardziej zmęczona wracałam od B., gdzie pod opieką miałam tylko dwóje rozbójników. A M., której mam pomagać mówi, że dzieci źle się dziś zachowywały. To chciałabym je zobaczyć jak są spokojne...

Myślałam o mężu i czekającej mnie jutro kartkówce z łaciny. Chyba pójdę się wykąpać i zacznę się uczyć. Na razie to strasznie chce mi się spać. Najchętniej włączyłabym Vondę Shepard, zamknęła oczy i przeniosła się kilkanaście godzin wstecz. Ale obowiązki wzywają...

Cholernie jestem szczęśliwa. Wyszłam z przedszkola i miałam ochotę śpiewać, tak z samego środka.

Cholernie szczęśliwa jestem...

 

alexbluessy : :
paź 15 2004 Przewrotność.
Komentarze: 4

To że wszystko dzieje się inaczej

To cierpienie tędy owędy

Ten dzień bez kochanej ręki

Ten ból i tak dalej

Ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał

Zwłaszcza gdy kładłem serce do zimnego łóżka

Ta jesień lekko chora po tej stronie świata

Ta małpa bez małpy

 

Powiedz że to właśnie ważne. [ks. J. Twardowski]

 

... i do znudzenia będę powtarzać, że to jest ważne. Że nic nie dzieje się bez przyczyny, że po to upadamy aby powstać i znów iść przed siebie. Że z każdej porażki warto coś dla siebie wynieść, że nie można się poddawać. Bo nie można. Bo w każdym zdarzeniu trzeba dostrzec coś, co pozwala wierzyć, że będzie dobrze...

 

Może moja karta powoli się odwraca na dobrą stronę. Boję się tak nawet myśleć, żeby nie zapeszyć przypadkiem, ale... W środę dostałam telefon z przedszkola językowego, do którego wysłałam ofertę pracy. po spotkaniu z dyrektorem jestem przyjęta na okres próbny, a ponieważ on jest dobrej myśli to być może wyniknie z tego dłuższa współpraca. Na 20 godzin tygodniowo to ja mogę chodzić, tym bardziej, że to przedszkole jest oddalone o pięć minutek spaceru od mojego domu. Obiady będę miała pełnowartościowe i jeszcze przed zajęciami zdążę o dom zahaczyć. Moje zadanie polegać ma na pomaganiu wychowawczyni grupy i mówieniu do dzieci po angielsku, żeby się z językiem osłuchiwały. W poniedziałek zaczynam.

 

... poza tym Mój Chłopak. Może ja doszukuję się podwójnego znaczenia słów, może szukam sensacji tam, gdzie jej nie ma. Nie mniej wczoraj zostałam po raz kolejny przez Esia zaskoczona.

Jednak nie poszliśmy wczoraj do miasta, tylko zostaliśmy w domu i oglądaliśmy film. Od moich nowych współlokatorów pożyczyliśmy „Dziewczyny do wzięcia”, polską komedię sprzed kilkudziesięciu lat. Bardziej humor słowny niż sytuacyjny, ale było okej. W fabułę się nie zagłębię, kto ciekawy to sobie obejrzy. W każdym razie wspomnę tylko o końcowych sekwencjach. Bo o to trzy dziewczyny jadą pociągiem. jedna z nich, kilka chwil wcześniej wykorzystana seksualnie przez faceta podśpiewuje pod nosem „Pieski małe dwa” i mówi, że tamten powiedział, że ją kocha. Tylko, że za nim z nim poszła to mówiła jak to dziewczyna nie powinna „oddać się chłopcu przed ślubem bo ja rzuci”. A potem w tym pociągu taka odmiana... A co zrobił Mój Esio??? Odwrócił się do mnie i powiedział, „kocham cię, a teraz pobaraszkujmy...”. I w tym momencie właśnie zdębiałam bo nie wiedziałam czy on  żartuje, czy serio mówi. I nie mam tu na myśli baraszkowania.

 

... No, a potem, kiedy Mój Brat Kochany i jego dziewczyna mówili, że byli w ZOO to ja napomknęłam, że my tam od kwietnia dojść nie możemy. I znowu usłyszałam, że mam się nie martwić bo w końcu tam trafimy. Być może było na odczepnego powiedziane, tylko że ja wcale nie nalegałam ani nie przypominałam. No. 

A jutro mamy iść na imprezę do miasta i się wytańczyć. A potem wrócić i zapalić świece i otworzyć to, co Esio przyniesie, i zjeść moje naleśniki... I ja mu mam wszystko powiedzieć.

... a wczoraj to mu podarłam koszulę. Ale nie specjalnie. Położył się jakoś tak, ze ja niechcący na niej usiadłam i się trochę rozpruła. Chciałam zaszyć, ale powiedział, że nie potrzeba. A potem dodał, że to była jego ulubiona... Kurcze, będę musiała mu ją odkupić jak mi tylko jakiś grosz wpadnie do kieszeni.

Bo tak głupio z ta koszulą wyszło. Najpierw on czekał na mnie pół godziny bo babka od pisania przedłużyła zajęcia. Ja mu tą koszulę potem rozdarłam. A w ogóle to on zostawił u mnie szczoteczkę do zębów i koszulkę do spania. Że nie wspomnę o ręczniku, który dostał... Yyyy... ??? !!! ??? !!! ???

 

... ja mu tą koszulę, a on mi naprawi komputerek. Znaczy system od nowa położy i zainstaluje wszystko jak trzeba. Nie ma, musi Esio dostać nową koszulę. Niech mi tylko „Samotność...” dowiezie. Na jutro jest mi przecież niezbędna. Mam nadzieję, że nie zapomniał i zaraz się pojawi.

Aha, kartka doszła w środę. Się Esio ucieszył i uśmiechnął i powiedział, że niespodzianka super. Pewnie, że super.

 

Na studiach coraz bardziej mi się podoba. Już nawet umiem pisać powoli. I musze przyznać, że o wiele lepiej idzie mi odczytywanie liter pisanych od drukowanych. Z tych pierwszych to już nawet wyrazy pojedyncze złożę i ze słuchu coś napiszę. A tamtych hieroglifów ni jak. Przynajmniej na razie.

Historia też bardzo ciekawa, tylko czasem ciężko na wykładzie wysiedzieć bo za oknem ciemno, w sali duszno a tu trzeba siedzieć w skupieniu i notować. Choć ja i tak wzrokowcem jestem i w domu bez doczytywania się nie obejdzie.

No i w końcu nas podzielili według zaawansowania rosyjskiego i od wtorku zajęcia będą prowadzone jak trzeba.

 

Czyli podsumowując: od poniedziałku do czwartku przedszkole, od wtorku do piątku studia, a w weekendy kurs pilotów. Ambitne...

 

Jutro Mój Kochany Brat już wyjeżdża. Nawet sobie z nim nie pogadałam bo jak ja jestem to ich nie ma, a jak oni są to ja biegnę na zajęcia. Mam tylko nadzieję, że zachowywali się grzecznie i nie narobią sobie problemów. Niespokojna jestem trochę, muszę przyznać, bo wiem jak się do siebie odnoszą, jak się zachowują kiedy dajmy na to obok siebie leżą. Przecież to jeszcze dzieci...

 

Muszę jeszcze dokończyć list do Mamy. Dostałam od niej taki, że ryczałam nad nim jak głupia. Teraz chcę jej napisać coś. Odpowiedzieć, sprostować pewne rzeczy...

 

... a poza tym to czas ucieka, a męża z książką jak nie było, tak nie ma. Chyba nie zaczął jej czytać skoro jeszcze wczoraj leżała nietknięta ... Gdyby tak było to byłabym bardzo zdziwiona. Eh...

 

 

 

alexbluessy : :
paź 13 2004 Kretynka.
Komentarze: 4

Jestem kretynką. Jestem skończona kretynką. Przez swoje kretyńskie odzywki i za długi język mogę stracić Chłopaka.

 

Czemu ja to robię??? Dlaczego zasiewam w nim niepokój??? No okej, dla mnie to, co mówię nie ma większego znaczenia, ważny jest Esio i już. Ale z jego perspektywy to wygląda zapewne zupełnie inaczej. Nie tak niewinnie.

 

Muszę coś z tym zrobić bo to się źle w końcu skończy. Nie mogę tak dłużej. Może ja naprawdę jestem jakaś femme fatale, która tylko ranić umie??? Może nie umiem przytrzymać swojego szczęścia...

 

... z drugiej strony przecież Esio wie jaka jest moja sytuacja, że nie mieszkam sama, że mam trzech współlokatorów płci odmiennej. A w biznesie nie ma miejsca na sentymenty, muszę dbać o swoje dobro, o to żebym miała za co żyć, a nie przejmować się tym, że mam Chłopaka, który może o współlokatorów być zazdrosny. Musi Esio się z tym pogodzić i to zrozumieć.

Może rzeczywiście nie powinnam mówić wczoraj o tych pierogach na kolację. Ale przecież to nic złego chyba. Tylko, że on tak szybko uciekł z gg. On uciekł, a ja dwie godziny leżałam, słuchałam Vondy Shepard i ryczałam.  I ja mu o tym wszystkim w sobotę powiem.

 

A przy piosence „Chances are” to z nim zatańczę. Bo to jest dokładnie jak w tej piosence – pamiętam jak wyglądał kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, jego śmiech i uśmiech. I teraz bardziej pasuje zmieniony odrobinę cytat z Achmatowej:

 

Zasypiam stroskana, wstaję zakochana, widzę czerwień maków!!!

 

... obudziłam się. Zawsze dostawałam porannego smsa, dzisiaj cisza. Znowu się rozpłakałam. To przez ten cholerny strach przed bliskością, przez strach, że to wszystkie takie kruche, że boję się zranienia, że...

Wszystko mu powiem. I przeproszę, że wystawiam go na taką straszną próbę. Nie robię tego zupełnie świadomie, przecież ja wiem, że on nie ma żadnych powodów do czucia się zagrożonym. Ale to wiem ja, on może nie do końca.

 

Dzisiaj smsa się nie doczekałam, wysłałam go sama. Napisałam, że zasypiam stroskana, wstaję zakochana i że widzę czerwień maków. Pożyczyłam słonecznego i ciepłego dnia. Odpisał... I ja jeszcze raz potem, dodałam tym razem, że się za nim stęskniłam.

 

Bo to przecież nie ważne, że mieszkam z trzeba chłopakami. Mogłabym mieszkać z pięcioma, a i tak tylko jeden się liczy dla mnie. Esio. Mój Esio. Ten, za którym tak potwornie tęskniłam, kiedy był daleko. Ten, do którego tęsknię, kiedy nie ma go blisko. Ten, którego chcę widzieć, słyszeć, czuć. Dla niego chcę zrobić w sobotę naleśniki, a w niedzielę pójść na jesienny spacer do parku Szczytnickiego.

I właśnie ta piosenka, „Chances are”, przypomina mi jak bardzo mi go brakuje. Jak bardzo go chcę. I ja do tej piosenki chcę z nim zatańczyć. W blasku świec i przy zapachu kadzidełka.

... nie dla Ł., nie dla M. i nie dla Cz., ani nikogo innego. Dla Esia chcę to wszystko.

 

Mój Kochany Brat z dziewczyną spóźnili się na pociąg i będą kilka godzin później niż się spodziewaliśmy wszyscy. Biedne dzieciaki, siedzą teraz na zimnym dworcu Warszawa Wschodnia i czekają na następny pociąg, który mają za 1,5 godziny dopiero. A tak byliby już gdzieś w okolicach Łodzi. Zastanawiam się tylko jak oni mogli się spóźnić na przesiadkę, ja zawsze jakoś zdążałam. Hm, no tak rozkład mógł się zmienić, ale nawet jeśli to te dwa pociągi były ze sobą skomunikowane dość dobrze. A może jak już zrobili w środku dnia jeden bezpośredni na trasie Białystok – Wrocław to sobie odpuścili inne... No trudno, zostawię im kartkę co i jak, chłopaki otworzą im drzwi, klucze będą czekać u sąsiadów. Przyjadą, odświeżą się i pójdą na imprezę. Nawet jak wrócę z zajęć ok. 23 to może ich jeszcze nie być... A jutro wychodzimy we czwórkę, już się nie mogę doczekać. Najbardziej tego, że w końcu się do ciepłego esiowego policzka przytulę.

 

Esiowi to jeszcze wiadomość na gg zostawię. Żeby czasem ”Samotności...” nie zapomniał mi przynieść. No i zaproponuję żebyśmy umówili się gdzieś o 20 w Rynku. Mam ochotę na wyprawę do Spiża. Choć czwartki są studenckie i kurcze wszędzie może być tłok... Ale co tam, co cztery głowy to cztery głowy, coś się wymyśli.

 

... zaraz mam zadzwonić do Przedszkola Językowego, gdzie złożyłam ofertę pracy. Wczoraj dostałam wiadomość, że w środę około 11 mam się z nimi skontaktować. No wszystko fajnie, tylko co znaczy około 11. Jeszcze chwilę poczekam i przekręcę do nich. Hm , pokój wypada też trochę odświeżyć. A potem biegiem na zajęcia. Późny powrót i od razu pod pierzynkę.

Jutro dzień zapowiada się trochę lepiej. przychodzi E. i idziemy na komisariat w sprawie wiadomej, potem zajęcia i najprzyjemniejsza część dnia czyli wieczorne wyjście. A potem sen. Z Esiem obok...

 

Tymczasem zmykam do nauki czytania. Haha, zupełnie  jak w pierwszej klasie. Na dziś mam umieć czytać o tym, jak dziadek rzepkę sadził. Nawet mi się podoba brzmienie języka naszej siostry Rosyji. Tylko tych Wikingów nie mogę przeboleć, ze to nie oni ją założyli. Ale jak się zaprę, zdobędę silne argumenty to może tezę obronię w pracy licencjackiej, czyli za trzy lata jak dobrze pójdzie. No...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :