Najnowsze wpisy, strona 107


mar 03 2004

chcę się ZATRZYMAĆ...


Komentarze: 0

Nie krzycz na mnie Anioł !!! Chcesz wiedzieć dlaczego tamto napisałam??? Z tej prostej przyczyny, że film mnie zdołował. A dlaczego??? Bo wśród tych cudownie nasyconych kolorów zobaczyłam coś, co jest moim marzeniem, a które prawdopodobnie nigdy w życiu się nie spełni. Rycerzy na białych koniach nie ma. Nie jest łatwo wybudować śliczny drewniany domek w cudownie spokojnej okolicy. Takie cuda się po prostu nie zdarzają. To miało być miłe zakończenie dnia. Ale okazało się wręcz odwrotnie, a jakby tego było mało to w międzyczasie pojawiły się rzeczy, które już do końca rozwaliły mi humor. Umówiłyśmy się z dziewczynami przed kinem około 18:40. Ja nie do końca byłam pewna czy pójdę, bo nie wiedziałam o której wyjdę od B. Ale na szczęście zdążyłam. I wiesz co się stało??? Zabrakło biletów!!! Tyle stania w kolejce i nie ma biletów. Zostały tylko na seans o 21. Trzy z nas pojechały do domu, 5 postanowiło zostać. W tym ja. Miałyśmy 2 godziny, coś trzeba było zrobić z czasem. Poszłyśmy do Cafe NIEBO na piwo. Posiedziałyśmy godzinkę i wróciłyśmy do kina dalej wytracać czas. Zaopatrzone w popcorn zajęłyśmy w końcu miejsca w ciemnej sali. Już to kiedyś mówiłam, ale powtórzę – nie podoba mi się atmosfera Multikina Helios. Bez klimatu, bez atmosfery. Mimo, że „Nigdy w życiu” to babski film na sali było sporo mężczyzn. Ogólnie obraz bardzo kolorowy, pozytywny, zabawny... Śmiałam się do łez. Poczekaj Aniele, jeszcze nie skończyłam.  Teraz się zacznie.

Kiedy byłam u B. dostałam sms-a od G., mojej współlokatorki, że jest u mnie A. i czeka. Odpisałam, że niech A. jedzie do domu bo ja nie wiem kiedy wyjdę z pracy, a może jeszcze do kina pójdę. Kiedy wróciłam do domu znalazłam kartkę. Od A. Napisała: „szkoda, że nie zdecydowałaś się przyjść...”. Nie ważne co było dalej. Eljot!!! Proszę Cię wytłumacz mi dlaczego mam wrażenie, że ludzie (przynajmniej niektórzy) oczekują, że będę na każde ich zawołanie i spełnię niemal każdą ich zachciankę. Wydaje mi się, że A. do nich należy, a Tobie jak się wydaje??? Napisałam jej zaraz, że nie jestem na każde jej wezwanie, że następnym razem niech powie, że ma zamiar przyjechać, i że nie mogę się urywać z pracy tylko dlatego, że ona przyjechała i ma mi coś ważnego do powiedzenia. Przybiła mnie ta wiadomość od A. Jakby tego było mało to kiedy weszłam do pokoju znalazłam na podłodze jakiś długi kabel. Okazało się, że to prawdopodobnie dziewczyny podłączyły się do Sieci. Okej, mają prawo, tylko niech nie zostawiają mi kabla na środku pokoju. Chociaż bardziej coś takiego pasuje do Ł. Na biurku znalazłam torebkę po owym kablu i jakieś zaczepki. Biurko odsunięte, komputer wysunięty spod biurka. Co to jest do jasnej cholery??? Jak tak dalej pójdzie to podziękuję mu za mieszkanie. Nie sprząta po sobie, ani w łazience, ani w kuchni. Dziewczyny już nawet nakleiły wlepkę na szafce, która jasno mówi, że ma po sobie zmywać. Ale chyba nie dotarło do niego. A wiesz co jeszcze się stało Aniele??? Sam dobrze wiesz, że ja mam komputer podłączony do wieży. Tylko tak mogę słuchać muzyki w mp3 i oglądać filmy. A przez to wczorajsze przesuwanie coś stało się z kabelkiem i nie mogę ustawić żeby grało. Koszmar!!!

A na domiar tego wszystkiego to mam wrażenie, że B. mnie wykorzystuje. Stosując coś w rodzaju szantażu psychicznego. Chociaż nie, ona wie, że ja mam wieczory wolne i ściąga mnie nawet wtedy, kiedy teoretycznie mam wolne. Chyba będę musiała z nią pogadać bo tak dalej być nie może. Albo będę przychodzić zmęczona i wkurzona. A najlepsze jest to, że jeszcze w niedzielne popołudnia chce też mnie wrobić. A figa!!! Przecież ja się uczyć muszę!!! Za 3 miesiące egzaminy na uniwersytet. Etnologia, jak etnologia. Ale ta filologia pokręcona. Przecież angielski zdałam, to przez polski... wrrrrr.

Wiesz jak się czuję Aniele??? Czuję się wyczerpana psychicznie, osaczona i trochę ubezwłasnowolniona. Tak nie powinno być. Zdecydowanie nie, prawda??? A jakby tego wszystkiego było mało to te na pozór wyschnięte patyki, które były wetknięte między tulipany zakwitły gęsto i zielono. Wystarczyło, że włożyłam je do wody, a już  następnego dnia puściły listki. I mam zielono na parapecie. A na zewnątrz świeci słońce. I jest ciepło i wiosennie. A ja mam zachrypnięty głos (to nie przez wino Eljot), kiepski humor, świadomość, że rycerzy nie ma i że mało prawdopodobne jest bym zamieszkała w takim małym domku pod lasem. Co Ty Aniele mówisz??? Że nigdy w życiu mam w to nie wątpić??? Że wszystko się może zdarzyć...???

Wiesz, jak patrzę przez okno na słońce i te moje zielone listki w wazonie to chciałabym znaleźć się na zielonej ukwieconej (ale niekoniecznie) łące, kręcić się dookoła i zaśpiewać, że „zamigotał świat tysiącem barw”. Albo zanurzyć się w zielonej albo niebieskiej wodzie jakiegoś jeziorka. Albo puścić się galopem przez pola... A potem rozpalić ognisko. Jeszcze ta muzyka Enigmy potęguje we mnie stan zamyślenia. Zagłębiam się bardziej i bardziej w marzenia. A teraz przypomniała mi się „Niekończąca się opowieść”. Mój ulubiony film z dzieciństwa. Dzieci przestają czytać, przestają mieć marzenia i Kraina Fantazji znika. I podobnie jest teraz. Gdyby ludzie nie mieli marzeń to Świat byłby jeszcze bardziej szary i smutny. Pochłonięty przez Nicość??? No, może nie aż tak drastycznie, ale coś na kształt tego. Eljot, a myślisz, że jak człowiek ma coś gdzieś zapisane w Wielkiej Księdze, to „to” prędzej czy później musi się stać??? No tak, Ty jesteś tego pewien. Bo widzisz ja czuję, że coś się stanie. Co prawda nie swędzi mnie nos, nie mijam kominiarzy, czarne koty też omijają moje trasy. Nie mniej czuję, że coś się wydarzy. Tylko niestety mam dziwne przeczucie, że to nie będzie nic miłego.

Są dwie rzeczy Aniele, które na chwilę obecną chciałabym mieć. Dwa filmy chciałabym mieć w swoim komputerku. „Niekończącą się opowieść” właśnie i „Nigdy w życiu” – wbrew pozorom nie dlatego żeby się dołować. Może moja kuzynka A. będzie miała. Muszę z nią pogadać.

A tak w temacie rozmowy. To wczoraj, kiedy już leżałam i chlipałam w poduszkę dotarło do mnie, że nie mam z kim tak od serca porozmawiać. A. przypomina sobie o mnie tylko wtedy, kiedy ona ma jakiś interes albo problem. Z P. nie widziałam się od grudnia. I ona też jakoś się nie odzywa do mnie. Zostaje Świat Wirtualny, ale przecież to nie to samo. Nie mam nikogo takiego, takiego przyjaciela, na którego mogłabym liczyć dzień i w nocy. Nie mam. Ty jesteś. Wiem, że jesteś, ale z całym szacunkiem Eljot – to nie to samo. Oczywiście, mogę tu pisać, ale nie chcę. Nie powinnam. Zrezygnowałam ze Spowiedzi, wyznaczyłam jakąś mniej lub bardziej ruchomą granicę, której nie mogę przekroczyć. I niech tak zostanie.

Powiem Ci w tajemnicy Aniele, że najchętniej to bym wygoniła ich wszystkich z mieszkania zamknęła je na jakieś potężne kłódki i wyjechała. Nie chcę dłużej wracać do domu i nie mieć do kogo gęby otworzyć. Wyjadę do jakiejś głuszy żeby pobyć sama ze sobą. Odpocząć, zapomnieć, ZATRZYMAĆ SIĘ na chwilę. Więc latem zrezygnuję chyba z wyjazdu do Rumunii chociaż marzę o nim od lat i pojadę w Bieszczady. Albo na podlubelską wieś...  Tak, tak właśnie zrobię. Rumunia poczeka. Kiedyś i tak tam dotrę... A tak naprawdę to najchętniej plecak spakowałabym już dzisiaj i wyjechała. Gdziekolwiek.

Cóż Aniele trzeba zjeść jakieś śniadanie bo dziś musimy wyjść wcześniej. A po zajęciach do B..... jak dobrze pójdzie to może jeszcze w scrabble zdążymy zagrać.

 

alexbluessy : :
mar 02 2004

Nigdy w życiu!!!


Komentarze: 1

 Właśnie wróciłam z kina. Byłam z dziewczynami z grupy na „Nigdy w życiu”. cudowny film. O wiele lepszy niż książka.  A teraz jest prawie środa. A ja siedzę piję czerwone wino i płaczę. Płaczę bo nie mam szans...

alexbluessy : :
mar 01 2004

I już marzec...


Komentarze: 1

Taki spacer Aniele był mi bardzo potrzebny. Dwie godziny marszu wśród sypiącego w twarz śniegu, mroźnego wiatru, z dala od hałasu ulicy. I tak musielibyśmy iść na plac Kromera po bilet – przecież jutro zaczyna się nowy miesiąc. Jeśli chodzi o spontaniczne spacery to jestem na TAK. Dobrze, że na „naszej” trasie nie było ludzi. Przynajmniej mogłam spokojnie pomyśleć. Wiesz, Eljot, kiedy szliśmy w stronę ulicy Brcknera to na chwilę wróciłam do Przeszłości. Pamiętam jak czasem w niedziele chodziłam na takie spacery z moją mamą. Szłyśmy sobie wolno do Mebli Polonia. Teraz już tam nic ciekawego nie ma. Ale wiesz Aniele co z tamtych „wypraw” zapamiętałam najlepiej? Przy wejściu/wyjściu ze sklepu stał automat z gorącymi napojami. Zawsze brałam cappuccino. Nigdy potem nie piłam lepszego. Było gorące, pachnące wanilią – pyszne po prostu. Teraz już nawet tego automatu nie ma. Na takich samotnych spacerach Eljot, najlepsze jest to, że w tej otaczającej cię ciszy uświadamiasz sobie rzeczy, których w innym miejscu nie dostrzegasz. Zauważyłeś, że zdjęłam nawet słuchawki walkmana??? Poczułam w pewnym momencie, że muzyka zaczęła mnie drażnić. Mimo, że to był „Elf”. Mimo, że sprawiła, że spacer zaczął być przyjemnością. Musiałam ją wyłączyć. I wtedy wpadłam na genialny pomysł pójścia do kina. Tylko szkoda, że akurat nic ciekawego nie grali w „Lalce”, a na jazdę do jakiegoś innego to nie mam ani czasu, ani ochoty. Ale nie ma złego bez dobrego. Pyszny obiadek wynagrodził brak rozrywki intelektualnej. Tylko, że teraz mój brzuszek domaga się odpoczynku, a ja nie mam czasu. Eljot, co robić??? Brzuszek mówi: „spać”, a na mnie czeka tłumaczenie pięciostronicowego tekstu o eutanazji. Brrrrr....... A za tydzień mam z tego test – po stokroć brrrrrrr. Ta nowa lektorka od listening & reading wydaje się być dobrym nauczycielem, aczkolwiek bardzo wymagającym. Ale co zrobić... Kurcze, Eljot zrób coś żebym w końcu się dostała na tą moją filologię niderlandzką albo etnologię.

Za duży był ten obiad. Pół kurczaka, frytki i surówka. W dodatku kurczak jakiś spalony. Chyba sobie w tej knajpie w kulki lecą jak nic. No, ale przynajmniej mam z głowy dzisiaj kolację i jutro śniadanie. Zresztą pomyślałam sobie, że ponieważ w ciągu tygodnia nie mam czasu jeść normalnie – cokolwiek to znaczy – to raz w tygodniu, w niedzielę, zafunduję sobie porządny obiadek w restauracji. Tylko, że dla mnie „porządny” wcale nie oznacza, że kurczak ma być spalony i ociekający tłuszczem. Już dawno nie jadłam takiego obiadku. A przepraszam. Pewnie, że jadłam. Tylko, że wtedy brzuszek ze mną wygrał i poszłam spać. Bo co ja biedna mam poradzić na to, że mój tammy odzwyczaił się od racjonalnego jedzenia. Ja zapominam o jedzeniu. Jem śniadanie, potem cały dzień na nogach – zapomina o obiedzie. Więc sam wiesz najlepiej, że zjadam coś na kształt obiadokolacji – niekoniecznie ciepłej. Nie jest to najzdrowszy tryb życia. Jeszcze do tego wszystkiego kawa i ciastka. Ja się nie zdziwię jak dostanę wrzodów czy czegoś takiego. Na razie mam chore oczy i kręgosłup. Z  kręgosłupem może sobie poradzę – pójdę do P. to wymyśli mi jakiś zestaw ćwiczeń, przecież się na tym zna. Z oczami tak prosto nie będzie. Coraz częściej zauważam, że wzrok mi się pogorszył, ale nie chcę zmieniać szkieł na mocniejsze bo wtedy oczy by się przyzwyczaiły i byłoby jeszcze gorzej. A i tak na wakacje chcę sobie wyrobić szkła kontaktowe – tak na próbę. Chociaż ja lubię moje bordowe okularki. Wiem, że to może kwestia przyzwyczajenia, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym ich nie nosić. Okej, do lata jeszcze trochę czasu zostało.

Nie ma to jak ciasteczko i litr soku marchewkowego na podwieczorek. Zaraz zabieram się do tłumaczenia,. A Ty, Aniele, przykro mi, ale nie skorzystasz dzisiaj z Internetu. Ł. siadł komputer. Coś, co się zasilaczem nazywa mu się zepsuło. On zwala winę na ludzi z serwisu, którzy prawdopodobnie dali mu jakiś stary zasilacz – trochę pochodził i w końcu padł. Musisz wytrzymać Eljot. Mam nadzieję, że już jutro będzie Internet. Z jednej strony do dobrze bo wyłączę to całe badziewie i zajmę się eutanazją, ale z drugiej strony to nie bardzo dobrze. Wczoraj się źle czułam, dzisiaj cały dzień nie ma mnie on-line, Wirtualni Znajomi mogą się martwić. A ja się martwię, że Oni mogą się martwić. Nie chcę żeby myśleli, że coś mi się stało, albo, że jednak tak bez słowa odeszłam.

Wiesz Co Aniele. Leć na spacer albo do znajomych, albo nie wiem co zrób. Ja w każdym razie zabieram się za tłumaczenie.

Ale był dziś męczący dzień Eljot. Od rana na zajęciach potem szybko do domu na obiad – wstrętne frytki. Po raz kolejny w tym tygodniu. Fuj. Ja niedługo to wrzodów dostanę przez taki tryb życia. Już i tak mi niewiele brakuje. Choroba cywilizacyjna... Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam ochoty rozmawiać. Może to spotkanie w wolontariacie tak podziałało – nie wiem. W każdym razie mam zadzwonić i umówić się na korepetycje z angielskiego. To zaczynamy Aniele. Myślę, że zaczynamy. Usypia mnie ta Norah Jones, wiesz??? Ale nie zmieniaj płyty. Jeszcze chwilkę posłuchamy. Potem kąpiel, książka i do łóżeczka. Nie zdziwiłabym się gdybym zachorowała. Przecież wczoraj zapomniałam zamknąć okna i wietrzyło się całą noc. Obudziłam się rano w przeraźliwie zimnym pokoju. Powinnam jakiś Fervex czy coś podobnego wypić. Na rozgrzanie.

A jutro dzień nie mniej zabiegany. Rano trzeba się przygotować na listening (eutanazja). Potem do K. na angielski. Potem do domu uczyć się na środę. I tak w kółko. Dzisiaj z E. wspominałyśmy piątkowy wieczór. Ale było śmiechu. Znajomi z grupy chyba trochę żałowali, że nie poszli. No, ale oni hip hopu to raczej nie słuchają.

Eljot... Ja już nie wytrzymam. Idę spać. A Ty pilnuj rippera, dobrze? Tylko jak się skończy nagrywać to mnie obudź.

[Kochani to jest rozmowa wczorajszo-dzisiejsza :-)))]

alexbluessy : :
lut 28 2004

Przejrzyj się z Zwieciadle i pocałuj noc......


Komentarze: 1

„Aniele mój, powiedz czy możesz schować mnie w ramionach, a w skrzydłach swych osuszyć znów moje łzy. Niewiele powiem ci – czujesz sam – w niebiosach łatwiej jest trwać, oddychać niebem – tam zabierz nas. Aniele mój, przecież mnie jedną masz i mnie ochronisz – za grzechy niech życie ukaże mnie. Ty przy mnie zawsze bądź chociaż wiem, że niebo daleko jest więc nie wpuszczą jeszcze mnie. W ciemną noc modlitwy krzyk – zostałeś tylko ty i deszcz na twarzy mej. W ciemną noc nie wierzę już choć trzepot skrzydeł znów do snu kołysze mnie(...)”. [M. Femme „Rozmowa z Aniołem”]

Mały jubileusz Eljot??? Nie rób takiej zdziwionej miny. Wczoraj zamieściliśmy na blogu setną notkę. Nie sądziłam, że tyle wytrzymam. Różnie było. Były chwile zwątpienia i wielkiej radości. Były listy zakrapiane łzami, było trochę wspomnień. Były uśmiechy... I to się jeszcze nie skończy Aniele. Jeszcze zostawimy po sobie nie jeden ślad na tej stronie. A jeśli to ludziom da trochę radości, zamyślenia, zastanowienia... to chyba warto, nie sądzisz??? Dzięki, że jesteś tu ze mną i mi pomagasz. Dziękuję WAM (ja i Eljot), Kochani, że to czytacie i jesteście z nami.

Jak Ci się podobał koncert??? Ja wiem, że dla Twoich delikatnych uszu hip hop to nie jest najprzyjemniejsza muzyka, ale wytrzymałeś. I chyba nieźle się bawiłeś. Nawet P. załatwił nam darmowe wejściówki. Fajnie chłopaki z KSCH (enpewuem) zagrali. Ah prawda! Ty przecież nie wiesz co oznacza ten skrót. Sama, muszę przyznać, byłam zdziwiona. A więc to jest skrót od: Klatka Schodowa (nowy projekt w mieście). Sponsor się postarał i dał im nawet fajne ciuchy. Szczególnie bluzy – takie cieplutkie. Bo spodnie to nie bardzo – nawet mojemu bratu nie bardzo się podobały. Ale co zrobić, musieli w tym cały wieczór chodzić. A wiesz co mi się najbardziej podobało??? Konkurs. Bo wiesz, do biletów były dołączone kupony, które po wypełnieniu można było wrzucić do „puszki” (bluzy jakiegoś chłopaka z wrocławskiego squadu Majestat) i wygrać albo spodnie (z krokiem w kolanach) albo czteropak piwa. E. i ja wypełniłyśmy nasze kupony zaraz po wejściu do lokalu. Ale niestety – mój brat nie wiedział co mamy zrobić. Powiedział tylko: „idź się zapytaj tego typa w niebieskim”. Poszłyśmy. „Typ w niebieskim” okazał się pokaźnych gabarytów mężczyzną w średnim wieku. Bardzo sympatycznym zresztą. Stał przy wejściu razem z dwoma innymi. Zapytałam więc co mam z tymi kuponami zrobić.

On: zaraz ktoś z puszką będzie chodził to wrzucicie. Ale najpierw trzeba to wypełnić.

Ja: A my mamy już wypełnione.

On (zdziwiony): A to wy z radia macie bilety, tak?

Ja: Nie. Mój brat tu gra.

Inny „typ”: Tak? A jak się brat nazywa?

Ja: P.

On: A ten fajny P.

Ja: no tak, ten fajny.

On: To ten P. z KSCH.

Inny „typ”2: A to gratulujemy brata.

Ja: A dziękuję, dziękuję.

Inny „typ”: Ale to bratu raczej trzeba pogratulować siostry..

Ja: Dziękuję...

I tak się zakończyła nasza konwersacja. Niestety nic nie wygrałyśmy. Potem, jak którykolwiek z „typów” przechodził koło nas to posyłał nam promienny uśmiech. Dla E. główną atrakcją były popisy taneczne dwóch dziewczyn. Jak na nie patrzyłyśmy to zastanawiałyśmy się „co my tutaj robimy?”. Bo to aż niesmaczne było. Takich oszołomów było jeszcze kilka. Fajnie było siedzieć i obserwować ludzi. Żadna z nas nie miała ochoty na taniec. Czasem podszedł P., czasem przemknął jego kolega z zespołu – G. vel A. Średnia wieku w klubie wynosiła jakieś 17 lat – czułyśmy się z E. jak staruszki. No, no, no Eljot. Nie marudź. Ty jesteś jeszcze młodym Aniołem. Nie masz przecież nawet 200 lat – to o czym my tu mówimy??? W pełni sił jesteś. Ogólnie koncert był udany, tylko głośno było i jak słyszysz nieco chrypię. Chociaż teraz i tak jest dobrze – rano ledwie mogłam z siebie głos wydobyć. A to, czego najbardziej nie lubię w „dancing places” i w ogóle w pubach to wszechobecny dym. Nawet jeśli go na miejscu nie czujesz to po przyjściu do domu ubranie, włosy wszystko śmierdzi. Brrrrr........ (A właśnie. Jeszcze pranie na mnie czeka dzisiaj. A może jutro???).

U B. było znośnie, prawda??? Chłopaki trochę się sprzeczali, ale na szczęście udało się ich pogodzić. Śmieję się, że tą pracą to już mam szkołę wychowywania dzieci. Na przyszłość na pewno takie doświadczenie się przyda, nie sądzisz??? A jak Ci się film podobał??? Sympatyczny, prawda??? Ale przyznam Ci się, że wolę tą wersję „W pustyni i w puszczy” z 1978 roku. Fakt, „tamta” Nel była momentami śmieszna, ale postać Stasia była bardziej wyrazista. A w nowej wersji Nel jest trochę za poważna jak dla mnie, a Staś nieco sztuczny. Całość ogólnie sympatyczna i jak najbardziej do przyjęcia, aczkolwiek i tak będę się upierać przy wyższości pierwotnej wersji. Był okres, że książkę H. Sienkiewicza czytałam kilka razy w krótkich odstępach. Duże wrażenie na mnie wywarła. Chociaż – to be honest – większe wywarły książki Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka W. Wszystkie przeczytałam, z wyjątkiem „Tomka w grobowcach faraonów” – nie przebrnęłam przez nią.

Eljot proszę Cię znajdź jakieś remedium na ten potworny ból. Niedługo nie wytrzymam. Boję się, że to może być coś poważnego bo  zwykle po pabialginie mi przechodziło. Przecież nawet się wygrzałam. Termofor zastąpiłam kubkiem z gorącą herbatą. Nie wiem dlaczego to tak boli. Kiedy staliśmy na przystanku po wyjściu od B. myślałam, że nie wytrzymam i upadnę. Koszmar. A termofor to sobie kupię. Gdzieś czytałam o takim małym, czerwonym ( a może on był różowy) w kształcie serduszka. To takie słodkie i milutkie... Szkoda, że tydzień temu na Spotkaniach Zdrowia i Niezwykłości pożałowałam pieniędzy. Ale z drugiej strony 25 zł za coś, co tak naprawdę jest mi potrzebne bardzo rzadko??? Szkoda pieniędzy – lepiej kupić książkę. Tak myślę. Nie zmieniaj płyty!!! To jedna z najlepszych jakie kiedykolwiek słyszałam. Ja wiem, że słucham jej cały czas, że możesz być znudzony, ale wytrzymaj Aniele – „ o tak niewiele cię dzisiaj proszę i uwolnij od bagażu, który na plecach noszę”. Zasłuchałam się w „Elfie”. Tak jest inny świat. Ta muzyka kołysze, ale jak się głębiej w nią wsłuchać to można zauważyć, że niesie w sobie jakiś promyk. Jakby chciała powiedzieć: „nie martw się. jutro też jest dzień. A zza chmur wychodzi słońce...”. Jest w „Elfie” jakaś pozytywna energia. I takiż sam przekaz. Pozytywny.

„SPRÓBUJ CHOĆ RAZ ODSŁONIĆ TWARZ I SPOJRZEĆ PROSTO W SŁOŃCE. ZACHWYCIĆ SIĘ PO PROSTU TAK I WZRUSZYĆ JAK NAJMOCNIEJ. NIE BÓJ SIĘ BAĆ, GDY CHCESZ TO PŁACZ, IDŹ SZUKAĆ WIATRU W POLU. POCAŁUJ NOC W NAJWYŻSZĄ Z GWIAZD. ZAPOMNIJ SIĘ I TAŃCZ...” [Various Manx  „Pocałuj noc”].

A jak spędzimy wieczór Aniele? Że we własnym towarzystwie to oczywiste. O nie!!! Nawet o tym nie myśl. Dzisiaj nie namówisz mnie na statki. Możemy obejrzeć film. Przecież do „Zwierciadła” dołączyli „Buena Vista Social Club”. Muzyka fantastyczna, ciekawe jak film. Trzeba go obejrzeć – pamiętam, że swego czasu M., z którym miałam prywatnie angielski zachwycał się tym filmem. A on chyba wie, co dobre. Przecież Kurta Vonneguta zaczęłam czytać też, można powiedzieć, dzięki M. I nie zawiodłam się. Szczególnie na „Sinobrodym”. Ja mam jeszcze do wyboru czytanie „Zwierciadła” z kubkiem pachnącej gorącej czekolady. Już się nie mogę doczekać kiedy je przeczytam. To jest najlepsze pismo kobiece, jakie kiedykolwiek wpadło mi w ręce. A Ty wiesz, Eljot, że kilka dni temu jechałam autobusem, a za mną siedział chłopak ze swoją znajomą jak wynikało z rozmowy. Ona czytała chyba właśnie jakąś babską gazetę. Powiedziała, że czyta każdą taką, która wpadnie jej w ręce. Chłopak na to, że w takim razie „Zwierciadło” także. Ona zaprzeczyła. Jej znajomy powiedział, że to wielka szkoda – bo to gazeta na naprawdę wysokim poziomie. I że sam nieraz czyta. Ucieszyło mnie to, bo po „Zwierciadło” rzeczywiście warto sięgnąć nawet jeśli jest się mężczyzną.

To co Aniele??? Głosowanie nam nie wyjdzie, ale możemy ciągnąć losy, co Ty na to???

 

alexbluessy : :
lut 27 2004

ten cały OPTYMIZM to można sobie rozbić......


Komentarze: 2

No i co powiesz Aniele??? Ja już mam dość. Przeklinam moment, w którym podłączyli mi ten cholerny Internet!!! Właśnie, że będę się wściekać. I nie krzycz na mnie! Mogę mieć pretensje tylko do siebie. Za dużo mówię, nie umiem czasem trzymać języka za zębami, swoich rzeczy też nie pilnuję. Bo gdybym nie zostawiła swoich prywatnych papierów na biurku to pewien (z akcentem na pewien) arkusz nie wpadł by w niepowołane ręce, w wyniku czego babcia by się nie martwiła, ja nie napisałabym pewnego (znowu akcent) e-maila i pewnie byłoby jak dawniej. Ale to już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni... (???)

Bo to znowu ja. Biorę winę na siebie. Całą. Bo ona leży po mojej stronie. Przyznaję się do tego. I biję w pierś. Wiesz Eljot, że bałam się dzisiejszego dnia??? Bardzo się bałam. I tylko żałuję, że nie mam takich znajomych, którzy mogliby zniszczyć jakiś serwer, żeby e-mail nie dotarł do adresata. Wiem, Aniele, że teraz to głupoty gadam. Bo się pogubiłam. Mętlik w głowie mam. A jakby tego było mało to zabełtałam też w głowie kogoś innego. Bo ja bełtam. To mi wychodzi najlepiej. „Jestem częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc wiecznie czyni zło”. Teraz to najchętniej zamknęłabym ten cały kram. Wyłączyła komputer, odłączyła się od Sieci, ale to byłaby ucieczka, prawda??? A ja nie chcę uciekać. Gdybym tak zrobiła to znaczyłoby, że jestem słaba, że nie umiem stawić czoła Rzeczywistości, że się poddaję. A ja nie chcę się poddać. Nie mogę. Tyle jeszcze przede mną... Dlatego przyjmę to, co szykuje mi los z wysoko podniesioną głową, bez płaczu. Najwyżej czasem się zamyślę... A właściwie los tu chyba nie ma wiele do gadania. Przecież my w Wielkiej Księdze mamy zapisany konspekt naszego życia. Od nas zależy jak rozwinie się akcja, jak skończy, jak pokierujemy bohaterami. Jaką damy moc im i sobie. Przede wszystkim sobie. 

Czy oczy są zwierciadłem duszy, Eljot??? Też tak myślę. Oczywiście, że są. A skoro tak jest w istocie to ponieważ moja dusza jest smutna, oczy też takie są. Są i będą. Będą smutne, ale we mnie będzie siła. Bo to przeszkody mobilizują. I wiesz co Aniele, boję się tego, ale mam wrażenie., że zaczynam stawać się bezwzględną – excuse my French – suką. Takim jest chyba łatwiej. Bo Czarodziejki (nawet Czarownice) w tych czasach się raczej nie sprawdzają. Za serce chwycił mnie komentarz niedostępnego, który napisał, że „otaczają mnie osoby, dla których to ja przez chwilę jestem Aniołem”. Piękne słowa, bardzo budujące. Ale ja nie wiem czy umiem w nie uwierzyć. Chociaż z drugiej strony: mam w sobie siłę. I Ciebie, Aniele, przy sobie. I proszę Cię, nie pozwól żeby resztki „mojej magii” uleciały. Może jeszcze coś/kogoś, kiedyś wyczaruję/zaczaruję.

Zmęczona jestem Eljot. Najpierw praca, korepetycje, teraz ta rozmowa. A muszę się przygotować do wyjścia... Chociaż nie wiem, czuję, że nie mam siły nigdzie iść. Dobrze, że E. zadzwoniła z zapytaniem czy się nie rozmyśliłam. Pójdę, WYPIJĘ ZA BŁĘDY. Zapiję mój smutek. To nienajlepszy sposób/pomysł, ale... Wiesz Aniele, że nawet nie chce mi się myśleć o tym, co mam na siebie założyć. Przyszła do mnie nostalgia. Aniele!!! Błagam Cię, niech ten dzień się już skończy. Od rana wszystko jest nie tak. Najpierw budzik nie zadzwonił i całe szczęście, że obudziłam się dokładnie na 20 minut przed odjazdem autobusu. Zdążyłam tylko się ubrać i spakować książki do torby. Pierwszy raz zdarzyło mi się zaspać. Potem u B. niby jakoś czas przeleciał. Za to po przyjściu do domu się zaczęło. Nawet prysznic mi nie pomógł. Nie pocieszaj mnie Eljot – to niewiele da.

„To wcale nie tak łatwo powiedzieć „żegnaj” i o wszystkim zapomnieć. Odstawić na bok przeszłość i żyć od nowa, tak jakby, nigdy nic się nie zdarzyło(...)”.

Poczekaj Aniele. Dzwonił P. Powiedział, że po koncercie już do mnie nie przyjedzie bo mają jakąś imprezę ze sponsorami i ona potrwa do 4. Wypada żeby zespół tam był, wobec tego nie opłaca im się już tu jechać tylko prosto z klubu pojadą na dworzec. Ja mam mu zrobić kanapki – popatrz jaki on wybredny, się pyta czy mam jakąś dobrą szyneczkę. Przecież ja nie jem nic takiego – i kupić picie. Ja nadal nie wiem co mam na siebie założyć. Tylko włosy jako tako ułożyłam. Wiesz co, może wybiorę czarne wąskie spodnie, czarną bluzkę i zieloną katanę. Co Ty na to??? I wysokościowce rzecz jasna. Nie wiem...

Nie zmieniaj płyty Eljot. Mam „fazę” na „Elf” Various Manx – dawno nie słuchałam – a ta płyta bardzo odpowiada mojemu nastrojowi obecnemu. Ta muzyka koi. A oprócz tego to kojarzy mi się z podróżą. W nieznane. Słuchałam jej całą noc podczas jazdy do Sopotu. Niesamowita... Kołysząca, uspokajająca... To niech mnie nadal kołysze. Zbieramy się powoli Aniele.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :