Komentarze: 0
Siedzę przed komputerem, głupio i bez większego sensu – bez szansy i nadziei na cokolwiek – gapię się w monitor. Za chwilkę przyjdzie A. Będzie wracała z jakiegoś egzaminu i powiedziała, że wpadnie. Odebrałam e-maila od Z. i trochę się rozstrzęsłam. Wieczorem odpiszę. Wtedy na spokojnie przeczytam go kilka razy, linijka po linijce i zdanie po zdaniu. Ogarnę go całego. Właściwie nie ma tam nic wielkiego do rozumienia, ale na mnie zadziałał w jakiś tak dziwny sposób, że nie jestem w stanie go teraz przeczytać po raz drugi.
Czuję, że coś się kończy. Jakaś epoka w moim życiu. Nie umiem tego sprecyzować dokładniej, ale chyba chodzi o mój Wirtualny Świat. Jakieś bramy się zamykają, robią się coraz ciaśniejsze. Niedługo nie da się przez nie przecisnąć. Coś się kończy bez szans na powrót. Chyba niemałą rolę odgrywa tu CZAS. I niemożność zobaczenia, poznania, dotknięcia. Zastanawiam się dlaczego tak się dzieje, i dlaczego akurat teraz? Czuję, że coś mnie omija. Nie pozwala się zbliżyć, podejść. „To” jest trochę irracjonalne może dlatego zachowuje się („to”) tak, a nie inaczej. Jakieś mgnienie, nawet go nie zauważam. A może „to” już mnie minęło?
„(...)żyjąc tracimy życie. Przecież trzeba pamiętać, że życie to przystanek. Tylko przystanek. Chwila. Kilka chwil. I nie wolno nam ani jednej zmarnować. Bo nigdy byśmy sobie tego nie wybaczyli.” [J. L. Wiśniewski „Martyna”].
Zbliżam się do końca swojej drogi. Jeszcze nie wiem gdzie ten koniec się znajduje, ale jest nieuchronny. Pewnego dnia zniknę, rozmyję się. A WY nawet tego nie zauważycie. Będziecie dalej przeżywać swoje życie, śnić swoje sny... A mnie już nie będzie. Może kiedyś miniemy się na ulicy, może będziemy siedzieć w jednym przedziale pociągu, może... Ale nie będę z WAMI przez moje rozmowy z Eljotem, przez miejsce, które zajmuję na liście kontaktów niektórych z WAS. Czuję, że znalazłam się w takim punkcie, że nie wiem dokąd dalej. To nie są jeszcze TE rozstajne drogi. Może na następnych już nie stanę sama. Ale to chyba wie tylko Eljot i Jego Szef. Coś drgnęło. I to chyba „to” pcha mnie ku końcowi. Kilka dni temu spełniło się coś, o czym – może nie marzyłam, ale miałam nadzieję, że kiedyś coś takiego zaistnieje. Może nie do końca było tak, jak sobie poukładałam w głowie, ale...
Znowu przeczytałam e-maila od Z. Przy fragmencie o „jego małym marzeniu” nie wytrzymałam. Poczułam łzy pod powiekami. Bo Z. ma rację. Wzruszający jest widok staruszków wciąż trzymających się za ręce, wciąż w sobie zakochanych. Od wczoraj bardzo utożsamiłam się z Martyną. Nie szukam faceta z wyglądem „z okładek czasopism dla pań”. Ja nawet takich gazet nie czytam. Ja chcę tylko odrobiny ciepła. Żebym była dla niego odrobiną szczęścia, żeby on mi kiedyś powiedział: „Pojawiłaś się w moim życiu jak bajka, chcę tej bajce dopisać szczęśliwe zakończenie. Chcę, byśmy je dopisali razem.”
Kiedy spoglądam w głąb siebie zauważam pewne rzeczy. Rozmowa z J. i A. utwierdziła mnie w tym. Mam nieraz wrażenie, że ludzie, których spotykam, z którymi rozmawiam wiedzą lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre. A ja powinnam się podporządkować. A ja nie chcę!!! Dlaczego nikt się mnie nie zapyta czego bym chciała. Na co mam ochotę, jakie jest moje zdanie na ten temat. Chciałabym chociaż raz móc o tym powiedzieć. Wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie wszystko to, co w środku mnie zalega.
„Kiedy widzimy ciągle tych samych ludzi (...) stają się oni w końcu częścią naszego życia. A skoro są już częścią naszego życia, to chcą je zmieniać. Jeśli nie jesteśmy tacy, jak tego oczekiwali, są niezadowoleni. Ponieważ ludziom wydaje się, że wiedzą dokładnie jak powinno wyglądać nasze życie.” [P. Coelho „Alchemik”].
A nie mogę tego zrobić tutaj. Nie chcę „być otwartą księgą”. W pewnym stopniu już na pewno jestem, ale nie chcę być tak do końca... Wtedy na pewno stałabym się kupką popiołu. A nie chcę się spalić. Nie jestem feniksem, który odradza się z popiołów. Targają mną tak różne i sprzeczne emocje, że nie bardzo mogę skupić się pisaniu.
I wiecie co??? Być może ten blog ZAWIESI DZIAŁALNOŚĆ. Być może już niedługo. Chciałam o sobie powiedzieć, o swojej codzienności... Chyba powiedziałam za dużo. Chyba nie byłam na to przygotowana. Ani ja, ani WY. Gdybym tu została, nawet z Eljotem, to nie wiem jak by się to potoczyło. Ja piszę bo to jest mój ślad, mój dialog z całą tą „elektroniczną wioską”, w pewnym sensie dialog ze światem. Ale uświadomiłam dziś sobie, że chyba nie do końca chciałam żeby „sprawy” zaszły tak daleko. Nie chcę, żeby ludzie, na których mi zależy bali się, że mogą mnie w jakiś sposób skrzywdzić... Bo to raczej ja...
Muszę pomyśleć.