Najnowsze wpisy, strona 111


lut 12 2004 bezsenny sen mnie kołysze...
Komentarze: 3

... źle się czuję. Coś mi ściska gardło. Nie pomogła nawet gorąca, parująca kąpiel z mikroelementami. Zrobiłam sobie melisy to może trochę mi przejdzie. W skrzynce znalazłam dzisiaj ulotkę z Ośrodka Edukacji Psychologicznej. Moja mama kiedyś była tam na jakimś treningu i teraz kilka razy w roku przysyłają nam informacje o organizowanych treningach terapeutycznych. Pomyślałam sobie, że może to coś dla mnie. Że może przydałaby mi się rozmowa z psychologiem. Może znalazłabym odpowiedzi na moje pytania, może bym znalazła rozwiązanie moich problemów. Tylko, że taki 5-dniowy wyjazd kosztuje 850 zł. Nie stać mnie. A te treningi prowadzone są przez mistrzów. Uczyli się u Wojciecha Eichelbergera – świetnego psychologa (razem z Tomaszem Jastrunem piszą do „Zwierciadła” świetne artykuły). Bo znowu zaczynam czuć, że nie jest dobrze. Znikły uśmiechy, słońce i radości.

Chciałam zadzwonić i porozmawiać z kimś. Zadzwoniłam do A. Wyszła z chłopakiem. Zadzwoniłam do P.  Na aerobiku. Odebrała jej siostra. Może tylko zmęczona była... Może źle ją zrozumiałam... Nie mniej odniosła wrażenie jakby jak najszybciej chciała rozmowę skończyć. I jeszcze się o Z. pytała. To jej powiedziałam wszystko. Niby nic. Powiedziała, że fajnie i tak dalej, ale to właśnie po tym zakończyła rozmowę. A przecież według zasad savoir vivre’u kończy ten, kto dzwonił. Zadzwoniłam do mojego brata. Też go nie ma. Ma wrócić za pół godziny i do mnie oddzwonić. Eh!!! Ja już chyba kiedyś mówiłam, ze jak ktoś mnie potrzebuje to zawsze jestem. Ale w drugą stronę to już tak wesoło nie jest. A może ja po prostu mam takiego pecha... Eh!!!

Co to się dzisiaj porobiło... Ł. Na przykład stanął nad moimi tulipankami ślicznymi, podparł się pod boki, i powiedział: „No to się teraz przyznaj od kogo to dostałaś”. Ja mu na to, że od KOLEGI. A on mi rzecze: „Ładny kolega...Takie kwiaty...”. Zazdrosny jaki czy co??? Prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Kwiatki są śliczne, moje i tyle!!! Kto chce mogę dać popatrzeć. J  Aha! Mało tego. Ł. Jeszcze zapytał: „Słuchaj, a co z tym gościem co tu przychodził? Dawno go nie było. Jak on miał na imię?” Ja: „K***”. On: „Ale co wy jesteście razem czy jak?”. W tym monecie mnie siekło. Ja: „Nie, nie jesteśmy”. On: „Aha. Ale taki bukiet. Niezły ten gość musi być. A ty droga.” Siekło mnie jeszcze bardziej bo zabrzmiało to tak jakbym była do kupienia.

Posłuchałam trochę Seweryna Krajewskiego i Marka Grechuty i trochę mi się poprawiło.

Ale za to ząb trochę zaczął boleć... Dziwne, nie??? Po wizycie u dentysty powinno być odwrotnie. Lekarka na siłę chciała mnie znieczulać. To jej powiedziałam, że: „trzeba swoje wycierpieć”. A ona mi pogratulowała takiej postawy i dawaj borować. Nie było najprzyjemniej, ale dało się wytrzymać.

Mój brat zadzwonił. Być może dostanę darmową wejściówkę na koncert. To jeszcze nic pewnego, ale szanse są. A niech by nie było!!! Muszę tylko w kiosku wyczaić tą gazetę z artykułem o jego składzie. Ale dumna... dumna z niego jestem bardzo.

Normalnie Grechuta zaczął przynosić efekty... Cud Moi Drodzy. Cud!!! Nie chcę zapeszać ale chyba zaczynam się lekko uśmiechać...

W pogoni spraw, w szarości dnia

Odnaleźć chcę dłoni twej czuły gest

Wśród ludzi złych, na przekór im

Nie zgubmy drogi swej

Raz szczęścia blask, raz smutku łza

Pociąga nas życia gra, walki smak

Nie liczmy strat, ten świat jest wart

Naprawdę jest ich wart (czy aby na pewno???)

Nieprawda, że za późno - wiem, tak trudno uwierzyć

Ktoś szansę dał, pozwolił nam odnaleźć się pośród stu krętych dróg

Spróbujmy znów zaufać snom niech spełnia się nasz los [S. Krajewski „Zaufać snom”]

I tym optymistycznym akcentem życzę WAM kolorowych snów. Do jutra. Trzymajcie się. Pa.

 

 

alexbluessy : :
lut 12 2004 chciałabym popłynąć białym latawcem......
Komentarze: 1

...czuję się tak, jakbym żyła na pograniczu SNU i JAWY.  A może jakbym śniła jakiś SEN...??? Nawet nie umiem ubrać w słowa tego, jak się czuję, co czuję. Nie mogę uwierzyć w to, co się wczoraj zdarzyło. Patrzę na te piękne tulipanki i czuję się jakbym śniła. Czasem mam wrażenie, że ich nie ma. Że to tylko moja wyobraźnia... Obudziłam się i nie mogłam uwierzyć. Zastanawiałam się czy to dalszy ciąg snu, czy zaczął się już nowy dzień. Aż przetarłam oczy ze zdziwienia. Dopiero kiedy dotknęłam ich delikatnych płatków powoli, bardzo powoli zaczęłam wierzyć, że to już nie jest SEN. Chociaż i tak, kiedy zerkam na nie to mam wrażenie, że są z INNEGO ŚWIATA. Że nie są rzeczywiste. Że się zaraz rozpłyną jak poranna mgła albo noc. Wirtualny bukiet dla Wirtualnej dziewczyny??? Kiedy wczoraj moja współlokatorka G. zobaczyła ten bukiet doznała nie mniejszego szoku ode mnie i powiedziała tylko: „No to ładnie. No to ładnie narozrabiałaś. Musiałaś komuś nieźle w głowie zawrócić...”. Ma trochę racji. Właśnie takie mam wrażenie, że potrafię tylko zawracać w głowie. Robić bałagan, zamieszanie i uciekać... Bo ja trochę uciekam. Tak Kochani, UCIEKAM. Tylko jeszcze nie doszłam do tego przed czym tak naprawdę. Jakiś czas temu Z. powiedział, że nie jestem podobna do dziewczyn, które on zna. Oczywiście, że nie jestem. Podstawową rzeczą, która mnie od nich odróżnia to moja Wirtualność. I to, że w pewnym sensie jestem NieRzeczywista, a więc nie ma mnie tak naprawdę. Może różni nas jeszcze to, że żyję we Własnym Świecie mało oglądając się na innych (nie ma to wiele wspólnego z samolubstwem, próżnością czy czymś podobnym), zdarza mi się też pływać na różowych chmurkach. A poza tym to jestem nieśmiałą dziewczyną z kilkoma kompleksami, które staram się tuszować w taki czy inny sposób. Chyba znowu trochę przeczę sama sobie....

Dzisiaj śledził mnie kominiarz. Nie wierzę w takie rzeczy, ale dziwnie się czułam. Ledwie wyszłam od dentysty on zaczął iść za mną. Ja skręcam w uliczkę – on też. Ja idę w stronę bankomatu – on też. Potem na chwilkę straciłam go z oczu. Tylko na chwilę. Kilkanaście minut tak za mną szedł. Aż się zaczęłam nieswojo czuć. Podobno kominiarz przynosi szczęście. Ale trzeba się złapać za guzik (nie miałam jak) i potem zobaczyć mężczyznę w okularach – nie zobaczyłam. Czyli co??? Po SZCZĘŚCIU, tak???

Dziwnie się czuję Kochani. Jakoś mi mdło i niedobrze jest. Cały czas słucham piosenki o białym latawcu... Ze skupieniem też mam trudności. Idę się położyć. Do jutra. Papa.

 

alexbluessy : :
lut 11 2004 TEGO się nie spodziewałam!!!!!!!
Komentarze: 1

Spałam 10 godzin bez przerwy!!! Sukces. Może teraz znowu za długo, ale czuję się jak nowo narodzona. Sen też miałam kolorowy...

Rozmawiałam z H. Dziwna pod koniec zrobiła się nasza rozmowa. Czasem nie wiem co jest na serio, a co nie. Podałam mu link do strony ze zdjęciami mojego miasta.... Powiedział, że wiedział, że jest piękne ale chciałby zobaczyć je na żywo. I dziewczynę mieszkającą tam też. Pierwsze na pewno mu się spełni. Co do drugiego to mam wątpliwości. Bo ta dziewczyna jest Wirtualna. I nawet jeśli ona może by i chciała to... To w tym cały jest ambaras żeby dwoje chciało na raz. Zostanie tak, jak jest. FOREVER. Tak mi się wydaje. Za dużo niedomówień, sprzeczności, może... To Wirtualny Świat czyni pewne rzeczy niemożliwymi...

Mój Wrocław. Kocham go i nienawidzę. Bardziej to pierwsze niż to drugie. Czasem mam go dość, ale to moje miasto. Przynajmniej na razie. Za co je kocham??? Za:

-          gołębie na Rynku

-          fontannę Źródło na Rynku, która nijak nie pasuje do jego zabudowy

-          za kwiaciarnie na Placu Solnym, gdzie o każdej porze roku można kupić tulipany i słoneczniki

-          mojego tatę

-          jego setkę mostów

-          olbrzymie korki- codziennie w tych samych miejscach

-          wiecznie śpieszących się ludzi

-          PRL, Siedem Kotów (K7), Piwnicę Stańczyka i Piramidę

-          Radio KOLOR i jego Złote Przeboje (mogliby tylko więcej polskich, a mniej zagranicznych – szczególnie ABBY – puszczać)

-          Bastion Sakwowy (Wzgórze Partyzantów) z jego romantycznymi alejkami

-          Ogród Japoński – piękny szczególnie w maju i czerwcu („moich” miesiącach)

-          Parki – pięknie ośnieżone zimą, cudnie zielone wiosną i latem, kolorowe jesienią

-          Targi Zdrowia i Niezwykłości

-          to, że mogę tu mieszkać

-          kurz i brud na ulicach

-          zapchane i brudne autobusy i tramwaje

Od rana mam bardzo dobry nastrój. Co prawda pod koniec rozmowy z H. trochę opadł, ale... Ale podczas smażenia naleśników wrócił. Włączyłam sobie głośno radio (KOLOR) i smażyłam naleśniki. Przy „YMCA” nie wytrzymałam i zaczęłam tańczyć z patelnią po kuchni. Ludzie z domu naprzeciwko musieli mieć niezły ubaw. Jeśli ktoś widział... A jest to dość prawdopodobne bo z kuchni mam wyjście na balkon co równa się dużym, przeszklonym drzwiom i jeszcze oknu – też dość sporemu. Taniec z patelnią odprawiłam razy kilka. Wesoło było. I pewnie jeszcze będzie. Naleśniki wyszły super! Chrupiące i rumiane. Mam swoją własną recepturę na ich przygotowanie. Cukier i cynamon robią swoje. Mniam mniam. Zjem je z nieco cierpkim dżemem z aronii produkcji maminej albo z podsmażonymi jabłuszkami... PYSZNY będzie obiadek. Do picia mleko pełne laktozy, która mi szkodzi. Ale co tam. Raz na jakiś czas można. Nawet za cenę cierpienia zaraz „po”. A przy okazji stwierdziłam rzecz straszną.  Okropnie schudłam. Nawet nie wiem jak to się stało. Spodnie, które strasznie lubię, kiedy kupowałam je w zeszłym roku były nieco luźne.  Dziś je założyłam i się przeraziłam. Wiszą na mnie! Takie luźne to nigdy nie były. Jem dużo, a chudnę. Ciekawe, bardzo ciekawe... Może mi się przemiana materii naprawiła...

...............................................................

W najbliższy poniedziałek  mam egzamin ze słownictwa. Powinnam ostro zabrać się do roboty bo jest tego od cholery albo i więcej. Ale przerwa należy się każdemu. Ja swoją postanowiłam wykorzystać na przejrzenie skrzyneczki ze skarbami. Innymi słowy z listami, pocztówkami i wierszami również. Tak, tak, dostałam w swoim życiu kilka wierszy. kilka:1- taki jest stosunek. Tych kilka popełnił (albo gdzieś znalazł) pan D. Jednego dostałam już kilka dobrych lat temu, byłam wtedy w klasie maturalnej, od wirtualnego znajomego. Poznaliśmy się on-line przez zupełny przypadek. Potem znaliśmy się już normalnie jako że stał się chłopakiem mojej licealnej koleżanki. Poznali się przez Internet (częściowo za moim pośrednictwem) i byli ze sobą dość długo. Nie chcę nikogo obrażać, ale G. (ta moja koleżanka) zniszczyła to przez swoją zawiść, i zachowanie jakieś takie, nie na miejscu trochę. A Ł. (tak miał na imię) to był naprawdę fajny facet. Zanim jednak stał się facetem G. napisał dla mnie wierszyk, który rozbawia mnie do dziś. Po prostu wyję ze śmiechu jak go czytam. I dziś właśnie chcę WAM go pokazać. 

Olciu ma kochana kiedy budzę się zawsze z rana nie widzę koło mnie twego cudnego ciała przeżywam ja wtedy okropne katusze, myślę sobie: jakoś sobie radzić muszę. Wciąż szukam twego nicka lecz wciąż słyszę „Olcia ma już za kim innym kompletnego bzika”. Moje serce zapłakało, moje ciało załamało, nad przepaścią sobie stało i nad sobą tak dumało. Wnet co widzę? Tak to ona, ino moja wymarzona, idzie sobie w moją stronę, o mój Boże już nie mogę. Będzie moja, tylko moja.  Lecz co widzę? Ciągnie za sobą jakiegoś kowboja. Krzyczy do mnie „Cześć kochanie” a ten bencwał macha mi ręką na powitanie. Wnet mi piana cieknie z pyska, „o mój drogi obiję ja ci teraz ładnie pyska!”. Patrzę, a ten gach ucieka!, biegnę, krzyczę, lecę, już dobiegam. Nagle słyszę „mój głuptasie to jest mój kolega. Siedzimy razem w ławce w klasie.”. O ma zazdrość jest przeklęta, zdolna jest doprowadzić do nieszczęścia...

I jak się WAM podoba??? J

...........................................................

Mniej więcej o 18 zaczęłam się lekko denerwować. W końcu miała nadejść niespodzianka od Z. Moje zdenerwowanie objawiło się ściśniętym żołądkiem, zaciśniętym gardłem i... uśmiechem. Wynikało z tego, że nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Włączyłam ballady Gary’ego Moore’a i wytworzyła się taka fajna, przyćmiona atmosfera. Słuchałam i czekałam bardzo zaintrygowana. Już niedługo, jeszcze parę chwil... Jeszcze gg wzięło się i siadło i nawet nie mogłam przed tą nerwowością uciec w rozmowę. Z. twierdzi, że nie muszę się obawiać, ale przecież niecodziennie dostaje się niespodzianki od Znajomych-Nieznajomych, prawda?? Gary Moore grał, śpiewał, a czas się dłużył. Bardzo chciałam żeby było już „po”. Jak te wskazówki wolno się przesuwają...

...........................................................

Boże!!! Nie wiem co mam powiedzieć, co zrobić. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. W życiu się czegoś podobnego nie spodziewałam. Nawet płakać nie mogę. Tak jakby nagle zabrakło mi łez. Raz się śmieję, raz chcę płakać... Mętlik mam w głowie. Bo wyobraźcie sobie, że osoba, którą znacie tylko z Chata i Telefonicznych Rozmów „od czasu do czasu” daje Wam OLBRZYMI kosz Waszych ulubionych kwiatów. Ja właśnie taki kosz dostałam. Kosz PIĘKNYCH, CZERWONYCH TULIPANÓW. Zamarłam, kiedy go zobaczyłam. Jest tak ciężki, że ledwo mogę go podnieść. Kwiaty są cudownie czerwone, gładkie, delikatne – tak, że strach ich dotknąć. Po prostu brakuje mi słów. Owszem marzyłam o tym, że może kiedyś dostanę bukiecik tulipanów. Ale mały bukiecik – kilka kwiatków. O całym KOSZU nawet nie śmiałam myśleć. I to tylko za to, że jestem „po drugiej stronie”. „Że nie odeszłam i nadal jestem”. Na pewno NIGDY nie zapomnę „Z., który dał mi BUKIET tulipanów”....

W pokoju mi teraz tak cudnie pachnie...

Spijcie dobrze Kochani. Ja nie wiem czy dzisiaj usnę... 

alexbluessy : :
lut 10 2004 ...dzień uśmiechów...
Komentarze: 5

Dziś się wyspałam. Przespałam całą noc bez żadnych przerw. Spałam od 1:30 (bo jeszcze z Z. rozmawiałam on-line) do 7:30. NARESZCIE!!!! Jakie to cudowne uczucie się wyspać. Wstałam w bardzo dobrym humorze. Śmiałam się do sama do siebie – nawet nie wiem z czego. Pozytywny dzień. Rozdawałam uśmiechy!!! WOW!!!

Czasem wydaje mi się, że żyję jak we śnie. Jakbym się unosiła nad powierzchnią. Prawdą jest, że w pewnej części żyję we własnym świecie. Bo ja trochę inna jestem. Z. mówi, że jestem normalna – nie inna. Ale Z. nie zna prawdziwej, codziennej mnie. Nikt mnie tak naprawdę nie zna. Naprawdę jaka jestem nie wie nikt...

Prawdą jest, że WY, którzy tego bloga czytacie, znacie mnie lepiej nawet od mojej przyjaciółki P. Myślę, że może nawet lepiej ode mnie samej. Kilka dni temu Z. zapytał się ile jest osób w Rzeczywistym Świecie, które czytają mojego bloga. O znajomych pytał. NIE MA TAKICH OSÓB. Ten blog jest WIRTUALNĄ częścią mojego „JA”, jest WIRTUALNĄ częścią mojego ŻYCIA. W 100% jest prawdziwy, ale WIRTUALNY. Tak jak i ja jestem WIRTUALNA.

Parafrazując wczorajszą wypowiedź Z. – twierdzi on, że jestem pozytywna, że pokazałam, że na świat można patrzeć inaczej, lepiej. Trochę się zdziwiłam bo to ja jestem niedowiarkiem, którego trzeba przekonywać, że świat nie jest taki do końca zły. Bo powiem WAM, Kochani, że czytacie bloga INDYWIDUALISTKI,  trochę CZAROWNICY,  DZIEWCZYNY z „INNEGO ŚWIATA”. Być może i OUTSIDERKI poniekąd. Znacie WIRTUALNĄ mnie. ŚWIAT WIRTUALNY jest ogłupiający, oślepiający kolorami, kuszący. To, co Wirtualne NIGDY nie będzie Rzeczywiste. Z drugiej strony Rzeczywistość jest tak ABSURDALNA, że przez to Wirtualna.

Żadne z moich marzeń jeszcze się nie spełniło. Ale kiedyś nadejdzie taki dzień – ja  wciąż w to wierzę... Bo mimo moich depresyjnych nastrojów, które czasem mnie nachodzą zasłaniając radości, uśmiechy i słońce to myślę, że jest tak, jak w tej piosence: „ŚWIAT NIE JEST TAKI ZŁY, ŚWIAT NIE JEST WCALE MDŁY, NIECH NO TYLKO ZAKWITNĄ JABŁONIE...” Moje jeszcze nie zakwitły, ale pewnego słonecznego dnia...

Byłam dziś u B. Miałam zostać na noc, ale w ostatniej chwili coś jej się pozmieniało i ostatecznie po 14 byłam w domku. Patrząc na małego T. coś we mnie drgnęło. Może instynkty się budzą??? Rozczuliłam się. Obejrzeliśmy cudowną bajkę „Mustang z Dzikiej Doliny”. Potem mały kazał zbudować sobie z Lego stajnię. Następnie rysowaliśmy pociągi, duchy (!!!) i windy (!!!). Oglądaliśmy też po raz nie wiem już który „Shreka” i Grincha. T. uwielbia te bajki. Ja pozostaję wierna Gumisiom. I jeszcze takiej jednej bajce, produkcji norweskiej o skrzatach. Miały wysokie, spiczaste, czerwone czapki. Były tam też trolle. Duże, włochate i miały czerwone, kartoflowate nosy. Kto pamięta tą bajkę??? Czy tylko ja??? Skoro już wspominam. Ja osobiście tego nie pamiętam, ale moja mama za to bardzo dobrze. Mogłam być 3-4 letnim brzdącem kiedy rodzice zabrali mnie pewnej niedzieli na tzw. Poranek do kina OKO. „Przygody błękitnego rycerzyka” – mama nawet melodię wiodącą potrafi zanucić, ale cóż była chórzystka. Ja chyba byłam za mała żeby cokolwiek zapamiętać. Majaczy mi się tylko mgliście postać rycerzyka... Chyba czapeczkę jak kwiat konwalii miał, ale czy na pewno???

Dzwoniła mama. Mój brat zaczyna piąć się po szczeblach kariery. Nie tylko gra koncert we Wrocławiu i ma szansę na trwały sponsoring. Okazało się, ze kiedy miał koncert w B-stoku to był to jakiś konkurs, o którym oni nie wiedzieli. Nie wygrali co prawda, ale... Ale jakaś hip-hopowa gazeta ogólnopolska się zainteresowała i napisze o nich spory artykuł. Nie mogę wyjść z podziwu. Chociaż tata zapowiedział, że P. wraca z wrocławskiego koncertu i zabiera się za naukę. Ale przecież on się wcale źle nie uczy. Przeciwnie. Jak na poziom szkoły i profil klasy to idzie mu świetnie. No, ale tata może ma ambicje żeby wykształcić następnego profesora. Z córką nie wyszło, to może chociaż syn obejmie schedę... W każdym razie dumna z mojego brata jestem. Bardzo dumna.

Moja flatmate A. pojechała ze swoim chłopakiem do Austrii na narty. Wyjechali wczoraj wieczorem, wracają koło 20 lutego. Zazdroszczę im. Marzy mi się wyjazd w dzikie Bieszczady. Nigdy nie byłam, a jest tam pięknie. Eh! Może latem się uda... Chociaż Sopot kusi, oj kusi. Chociaż nie... On mnie WOŁA! Najchętniej spakowałabym się i pojechała pierwszym pociągiem. Ale „ten brak kasy tak dolega”, rachunki trzeba zapłacić... W wakacje marzy mi się wyjazd w ustronne miejsce. Może być samotny, kilkudniowy pobyt w gospodarstwie agroturystycznym na Lubelszczyźnie (najchętniej w Wojciechowie) albo w Bieszczadach właśnie. W góry raczej sama nie pojadę toteż zostaje Lubelskie z jego cerkwiami, wspaniałą drewnianą, architekturą i regionalnymi świętami. Kiedyś dużo czytałam o tym regionie przy okazji jakiegoś referatu z Organizacji Turystyki. Zachwyciłam się i zapragnęłam pojechać, zwiedzić... W ubiegłym roku zupełny przypadek rzucił mnie do Sopotu. Zakochałam się w atmosferze, klimacie miasta. Ono we mnie siedzi.... Może to jest „moje” miejsce???

A tak na marginesie to ja w PRZYPADKI nie wierzę. Wszystko jest gdzieś zapisane, zaplanowane. Ktoś nad TYM panuje i w odpowiednim momencie wciska odpowiedni guzik. Bo to co nas spotyka ma spotkać właśnie nas. Ludzie, których spotykamy to właśnie Ci, których mamy spotkać. Od urodzenia mamy to wpisane w nasze CV.

„Ludzie najczęściej śpią nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie. Żyją śniąc. Nie budząc się zawierają małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają, nie budząc się ani razu. Pozbawiają się tym samym możliwości zrozumienia niezwykłości piękna ludzkiej egzystencji. (...) Śnią sen prawdziwie koszmarny.” [A. de Mello „Przebudzenie”]. Ale o PRZEBUDZENIU jeszcze napiszę na pewno nie jeden raz.

Pozdrawiam WAS serdecznie. Trzymajcie się cieplutko. Do jutra. Papa.

alexbluessy : :
lut 09 2004 się będzie działo...
Komentarze: 3

Obudziłam się niewyspana i chora. Że niewyspana to nie nowość – jak zwykle ostatnio bywa „coś” obudziło mnie tuż po 4. Trochę podrzemałam, ale nie było szans na głębszy sen. Dlaczego tak się dzieje??? Poza tym przeczuwam nadejście „guli”. Czymś się denerwuję – muszę znaleźć tego powód. Mam trochę czasu na myślenie. Może zmęczenie spowodowane niewyspaniem procesowi myślowemu raczej nie sprzyja, ale ja spróbuję wykrzesać w sobie trochę sił. A czemu chora??? Najzwyczajniej w świeci musiało mi coś zaszkodzić. Najprawdopodobniej wczorajsze lody – wydawały mi się podejrzane.... Teraz to już i tak „po ptokach” jak mówi moja mama. Się zatrułam i muszę swoje pocierpieć. To i tak nie wiele – spodziewałam się, że po wczorajszej „rozpuście” będzie znacznie gorzej. Widocznie nie dane mi poznać czym jest kac – oczywiście nie mówię, że chcę i muszę poznać koniecznie jego smak. Z. twierdzi, że boli głowa, dziś rano mnie bolała... Ale nie, to na pewno nie to. Od rana – czyli mniej więcej od 6 – zdążyłam obejrzeć 2 filmy. Jeden durny, drugi trochę mniej. Pierwszy to „E=mc2” polska komedia (o dziwo nawet śmieszna), a drugi to „Moje wielkie, greckie wesele” – komedia romantyczna. Nie bardzo pasuje mi ten gatunek, ale nawet wytrzymałam...

Jeść nie mogę, piję tylko miętowe herbatki. I tak ma być cały dzień??? Albo i dłużej (tfu tfu)??? Dzwoniła B. czy na dwa dni mogłabym do niej pójść posiedzieć z T. Nie wiem. Na razie powiedziałam, że się fatalnie czuję i nie wiem jak będzie jutro. Mam zadzwonić dziś wieczorem. Siedzę sobie w cieplutkich skarpetkach, w cieplutkiej bluzie przykryta jeszcze kocem i jest mi zimno. Muzyki nie mam ochoty słuchać, czytanie też nie idzie, a palce gubią się na klawiaturze i nie trafiają w te klawisze, w które powinny. Śnieg za oknem sypie. Pies sąsiadów szczeka, „(...)a ja leżę i leżę i leżę i nikomu nie ufam i nikomu nie wierzę. A ja czekam i czekam i czekam(...)

..............................................

Mój dzień powoli dobiega końca. Nie wiem jak mogłabym go podsumować. Większość czasu spędziłam w łóżku z kubkiem gorzkiej herbaty. Nawet nie czytałam. Dopiero po południu siadłam przed komputerem. Lepiej – się poczułam. Jutro idę do pracy na cały dzień i prawdopodobnie noc. A potem jeszcze pół dnia. Niezły maraton się szykuje. Ale wytrzymam...

Od jutra zaczynam szukać ogłoszeń o kursach tańców etnicznych. Od jakiegoś czasu o nich myślę i postanowiłam się na taki kurs zapisać. Tańce irlandzkie, celtyckie, szkockie... Nigdy nie wiadomo kogo się spotka, prawda??? Postanowiłam wyjść do ludzi, rozkwitnąć trochę... Cokolwiek to znaczy. J

A poza tym to będę z niecierpliwością i ciekawością czekać środowego wieczoru. Jestem ciekawa bardzo co Z. wymyślił. Miła niespodzianka, hm... To może oznaczać wszystko... Intrygujące.... Bardzo intrygujące... Swoją drogą to też pewnego rodzaju fenomen. Rozmawiasz z kimś on-line prawie pół roku, od jakiegoś czasu znasz jego (jej) głos – ale nigdy go (jej) nie widziałeś(aś). I teraz ta osoba robi ci niespodziankę, w dodatku bardzo miłą – jak twierdzi – dreszczyk emocji i oczekiwania się pojawia. A jednocześnie przepełniają cię jakieś pozytywne, ale dziwnie pozytywne myśli... Trochę jak w „Samotności...”. Tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego TO ma się stać akurat teraz??? Z. TO postanowił jakiś miesiąc temu... Cały czas trzymał język za zębami aż tu nagle dzisiaj BOOM. Jestem w szoku. POZYTYWNYM!!!

A tak jeszcze w temacie Wurtualności i NieWirtualności pozostając. To powiem z ręką na sercu, że kusi mnie – bardzo kusi – żeby wyjść z ram Wirtualności. I tej Internetowej i tej Telefonicznej. „Bardziej Sprzyjające Okoliczności Przyrody” nigdy nie nadejdą... Ale nie można. Coś by pękło, coś by bezpowrotnie odeszło. Szkoda by było. Musi zostać tak, jak jest. Trochę jest przykro, trochę bezsilnie. Trzeba pogodzić się z tym, że to jest część Wirtualnego Świata. Ze wszystkimi jego pokusami i radościami, które daje. Wirtualność nie stanie się Rzeczywistością. Nigdy. Przynajmniej dla mnie – jak sądzę. Co wcale nie znaczy, że nie można użyć WYOBRAŹNI, prawda???

Kończę Moi Drodzy! Kolorowe sny niech do WAS na różowych chmurkach przypłyną. Do mnie chmurki jeszcze nie wróciły – wciąż czekam... Może wkrótce... Do jutra. Trzymajcie kciuki żebym wytrzymała. Papa.

alexbluessy : :