Najnowsze wpisy, strona 112


lut 08 2004 ...co to był za dzień...
Komentarze: 3

Wczoraj trochę się rozpuściłam i wieczorem obejrzałam jeszcze jeden film. Taki, który – podejrzewam – nigdy mi się nie znudzi. „U Pana Boga za piecem” w reżyserii Jacka Bromskiego. Cudowne Podlasie. Cudowne, swojskie podlaskie krajobrazy.... Film pokazuje małomiasteczkowe zachowania, priorytety, wsią rządzi ksiądz pleban i ma pod obcasem dokładnie wszystkich – łącznie z burmistrzem i komendantem policji. Ale ksiądz jest jednocześnie moją ulubioną postacią. Typowe dla Podlasia śledzikowanie brzmi cudownie. Zresztą sama, jak jestem u rodziców, to łapię się na tym, że nieco zaciągam. Ale jest to urocze. I te kartofelki z zsiadłym mlekiem.... Aż się głodna robię na samą myśl o takich pysznościach. Chociaż na dziś to jest dobre – myślenie o jedzonku – wczoraj uległam pokusie (wrrrrrrr.........) i pożarłam dwa ciacha. Oba z kremem. Jedno jakieś potwornie słodkie, aż mdlące od słodyczy, orzechowe, a drugie pyszne Tiramisu. To dzisiaj powinna być głodówka.... Ale czego, jak czego, ale jedzonka nie lubię sobie odmawiać.

A zanim obejrzałam „U Pana Boga...”, więcej zanim do kina poszłam to zafarbowałam włosy. Zadowolona jestem z koloru. Jakoś tak mnie ożywia – jak mówi moja mama. Zastanawia mnie pewien „fenomen”. Otóż jak to jest możliwe, że z płynu o kolorze lodów pomarańczowych – najlepiej ten kolor odda Manhattan Ice Cream od Schller’a – może wyjść głęboka czerwień (lub dojrzała czereśnia) o działającej na zmysły nazwie „egzotyczna czerwień”. Ale najważniejsze, że może i wychodzi....

Znowu nie mogłam zasnąć. Komputer przykładnie wyłączyłam chwilkę po 20. skończyłam czytać – czytałam Prousta (nareszcie) a w niego trzeba trochę wysiłku włożyć – o 23. Leżałam i oczy nie chciały się zamknąć, nawet o niczym specjalnym nie myślałam. W końcu zrezygnowana włączyłam radio i jakoś usnęłam. Do 4 nad ranem. O tej godzinie znowu się obudziłam. Przy zgaszonym świetle obserwowałam dom naprzeciwko, a dokładniej dwa okna. Mam dziwne wrażenie, a raczej się nie mylę, że w tych oknach światło pali się przez całą noc. Bo o której godzinie bym się nie obudziła i w nie nie spojrzała to tam zawsze jest jasno. Czasem to fajnie jest nie spać. Można sobie spokojnie pomyśleć, przemyśleć sprawy na które w ciągu dnia nie było czasu, można posłuchać nocnych audycji w radio – szkoda tylko, że muzykę puszczają taką, że raczej do tańca niż do spania. Osobiście chciałabym prowadzić taką audycję. Nocną-radiową. Miałaby swój (mój???) własny klimat. Kiedy ja nie mogę spać to mam takie dziwne momenty otrzeźwienia kiedy coś do mnie dociera i poraża jak piorun. Mogę na przykład obudzić się w środku nocy przerażona, ze stwierdzeniem: ,”Jejku, to zdanie nie ma sensu!”. I dawaj je poprawiać. Oczywiście mam na myśli bloga. A tak na marginesie to PRZECINEK postawiony nie w tym miejscu może sprawić, że zdanie ma wydźwięk zgoła inny od zamierzonego. I mimo, że wiem, że czytają to LUDZIE inteligentni, którzy powinni zrozumieć „co autor miał na myśli” to wrodzony pedantyzm (???) każe mi zmieniać położenie PRZECINKA nawet kilka razy po zapisaniu notki. HORROR!!!! Staję się niewolnikiem swojej pedantyczności.... Brrrr........ W środku nocy też potrafię wstać i poprawiać „feralne” zdanie. Na szczęście nie zdarza się to często. Ufff...... Pukacie się teraz w czoła. Ale Kochani, każdy ma swoje wariactwa-dziwactwa. Jedni większe, inni mniejsze. Ja mam kilka rozmiaru średniego. A poza tym, to czy wiecie, że dziadek znanego malarza Marca Chagalla zwykł wieczorami wchodzić na dach swojej chałupy, aby pogryzając marchewki obserwować zachód słońca???

............................................

Kochani! Co się dzisiaj u mnie działo!!!!  Przyszedł tata z T. Wrócili z konferencji w Lądku i przyszli się pożegnać. Trochę się na nich wkurzyłam bo przyszli, zamówili kawę i nie rozmawiali ze mną tylko od razu połączyli się z Internetem. Wkurzyłam się na nich, ale okazało się, że bezpodstawnie bo wzięli mnie na spacer. Spacer – to trochę za dużo powiedziane. Najpierw poszliśmy do mojego ulubionego klubu o wdzięcznej nazwie PRL. Oni wypili po 4 piwa, ja 3. do tego chleb ze smalcem obowiązkowo. Trochę się pośmialiśmy, poopowiadali mi jak było na konferencji i co wyrabiał nasz wspólny znajomy M.D. A wyrabiał wiele... No, ale nie ważne. Posiedzieliśmy w PRL-u, pooglądaliśmy Polską Kronikę Filmową i stwierdziliśmy, że podobny klub powinien być w B-stoku. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie T. zaprosił mnie na imprezowanie w okolicach Wielkanocy. A klub chłopaki chcą zakładać... Po kilku godzinach spędzonych w Polskiej Republice Ludowej postanowiliśmy przenieść się do Spiża na prawdziwe piwo bez konserwantów, na miejscu ważone. Wypiliśmy po 2. znaczy oni po 2, ja drugie nie do końca. Oczywiście tutaj też obowiązkowy był chleb ze smalcem. I ten w Spiżu polecam o wiele bardziej niż w PRL. PYCHA!!!!!!!!!!!!!!! A zanim zaszliśmy do Spiża to musieliśmy przejść obok sławnego na całą Polskę lodowiska. Władze miasta Wrocławia postawiły na środku Rynku lodowisko – lekką rączką wydając na nie jakieś 800 tysięcy PLN. Podobno cały kraj się z tej Inwestycji śmieje. W sumie mają rację... To lodowisko ni jak pasuje do wrocławskiego Rynku... W każdym razie kiedy zmierzaliśmy do Spiża T. stwierdził, że miałby ochotę pojeździć na łyżwach. Mój tata od razu zastrzegł, że na niego nie ma co liczyć. A ja – owszem, czemu nie. Nie często ma się okazję pojeździć na lodowisku w samym sercu miasta. Wypożyczyliśmy z T. łyżwy, kupiliśmy bilety, a tata poszedł szukać papierosów. Ludzie!!! Super sprawa takie lodowisko. Muzyka gra, latarnie się świecą... Genialne. Jedyny problem to łyżwy. Ja mam swoje skórzane figurówki i do nich jestem przyzwyczajona. Do ich miękkości i dostosowywania się do mojej nogi. A tam, na tym rynkowym lodowisku, niestety swoich łyżew nie miałam więc musiałam wypożyczyć publiczne – plastykowe. Co za KOSZMAR!!!!! Uwierały, nie pasowały – nigdy więcej w nie swoich łyżwach nie będę jeździć. Chociaż za sukces można uznać to, że ani razu się nie wywróciłam. A T. leżał kilka razy... Po tych 25 minutach wartych 7 złotych od osoby (2 zł 25 minut jazdy i 5 zł wypożyczeni łyżew) doszliśmy w końcu do Spiża. Na pyszne piwko... Z jeszcze pyszniejszym chlebkiem ze smalcem. MNIAM MNIAM. No, a potem T. stwierdził, ze jest głodny. Odradziłam im fast foody i zdecydowaliśmy się na SFINX’a. Ale chłopaki (mój tata i T.) zobaczyli ceny i orzekli, że o kilka złotych jest drożej niż w B-stoku i oni tu jeść nie będą. Zaproponowałam im więc PIRAMIDĘ na ulicy Igielnej. Tam już zostaliśmy. Jeszcze spotkałam koleżankę z podstawówki, która tam akurat pracuje. Chłopaki zamówili po jakimś mięsnym zestawie, ja pozostałam przy pucharze lodów i soku porzeczkowo-bananowym. SUPER!!!!!!! Tak, na szwędaniu się po różnych knajpach (i lodowiskach) spędziliśmy kilka dobrych godzin. Wybawiłam się.... Oni chyba też nie najgorzej. Mój tata przyznał, że nie spodziewał się,  że mogę mieć ochotę na imprezowanie z nim i T. a czemu mam nie mieć??? BYŁO SUPER!!!!!!!!!  Odwieźli mnie do domu taksówką, T. ponowił zaproszenie na imprezowanie w B-stoku i pojechali do babci. Na kilka godzin snu bo jutro o 5 wyjeżdżają z powrotem. Na egzaminowanie studentów. Mówią, że oni takie głupoty gadają, że po 30 osobie są w stanie uwierzyć w to, co ona mówi. Ale tak zawsze jest. Najpierw pół roku odwalą, a potem narzekają, że muszą na poprawki chodzić....

Cóż KOCHANI życzę WAM kolorowych snów. Bawiłam się wyśmienicie... Jestem trochę.....hmmmmm...... wstawiona....... Ale nie szkodzi, od czasu do czasu można byle z umiarem, prawda??? Poza tym czuję się rozgrzeszona – piłam z moim tatą. Fajnego mam tatę, nie??? No, to ja zmykam do spania. Papa. Do jutra.

 

alexbluessy : :
lut 07 2004 Wystarczy tylko zmrużyć oczy.......
Komentarze: 3

...............może to ma jakiś sens.......... Wirtualna (blogowa) Znajoma z (Ch)Ameryki mówi, że jest glonc..... A skoro Ona tak mówi, to chyba tak jest................Kilka dni temu bliżej nieznany mi Anioł napisał, że za dużo myślę i muszę być naprawdę Samotna i że on nie umie mi pomóc... Ciekawe kim ten Anioł jest...

Kiedy H. wysyłał mi „Samotność w Sieci” zatytułował e-maila: „twoja biblia...”. Tak, to jest moja biblia. I kto jeszcze nie przeczytał powinien to jak najszybciej zrobić. Bo to jest zbiór pewnych prawd. Nawet pokuszę się o nazwanie ich uniwersalnymi... Ta książka dała mi jakąś siłę, ukształtowała część mojego myślenia, pozwoliła pewne rzeczy lepiej zrozumieć, na inne spojrzeć z dystansem, jeszcze inne zupełnie porzucić. Pewne sytuacje z moim udziałem wyglądają jak prawie żywcem wyjęte z kart tej ponadczasowej powieści. I trochę mnie to przeraża – bo wiem, na pamięć znam, jak „Samotność...” się kończy. Dużo w „Samotności...” jest metafizyki. Czy Anioły też są metafizyczne??? Są wirtualne, ale czy metafizyczne??? Dużo jest nawiązań, odwołań do Boga. Różnie jest on przedstawiony. Generalnie jednak On jest...

........ tylko ja nie potrafię się zdobyć na to aby w Jego istnienie uwierzyć. Zupełnie jakby zamknęła się we mnie jakaś klapka. I potrzeba było olbrzymiej siły żeby ją otworzyć........ Jest taki piękny cytat na samym końcu „Samotności...”: „(...)A Christiane mówi, że pan był jak anioł i że każdy ma takiego anioła, i że to żadna wielka rzecz. Bo każdemu należy się taki anioł. I że mi też się należy.(...)”. Tylko gdzie ten mój anioł jest???

.........Wątpię. Ale czy przez to jestem???...................

Codziennie coś mnie budzi przed 6 rano. Zawsze po jakimś niezrozumiałym, dziwnym śnie. Czuję wtedy dziwny lęk... Nad łóżkiem wisi krzyżyk. Mały, drewniany krzyżyk. Czasem myślę, że to maska. Bo przecież wątpię. Ale czuję się spokojniejsza kiedy wiem, że on tam wisi. Nad głową mam małego, niebieskiego aniołka przywiezionego z Gdańska. Ale to maska....... Tylko maska......... Rodzaj przebrania. Ogólnie rzecz ujmując nie mam na nic ochoty. Nic mi się nie chce, zaczynam na powrót nie widzieć sensu... Bo to, że ja tu napiszę co mnie boli niczego nie zmieni. NICZEGO. Ostatnio też zastanawiam się nad jedną rzeczą. Czy za mną (do mnie???) ktoś tęskni. „(...)Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość. Znacznie gorsze.”. I jest jeszcze coś...

„(...)Chcę nagle wiedzieć, od którego punktu mój smutek ma sens, a radość ma swój powód. Chcę także wiedzieć, do którego punktu wolno mi dojść w moich nadziejach(...)”.

.................................................................................................

Myślę, i wcale nie za dużo. Wydaje mi się, że to ten złudny Wirtualny Świat doprowadził mnie do stanu w jakim się teraz znajduję. Doprowadziła do tego jego tęczowa kolorowość, złudność, jakaś rujnująca siła... Obłapia łapami ze wszystkich stron. Nie chcę tak. Już wiele razy to powtarzałam, i będę do upadłego. Nie chcę, nie chcę, nie chcę. Co on mi daje??? Tych kilka urywanych rozmów??? Tych kilka imion zapisanych na liście kontaktów, na liście adresów, w komórce... Z jednej strony tak wiele, z drugiej tak mało... Od czasu do czasu jakiś ślad po tych imionach w przeróżnych archiwach. Ja chyba nie pasuję do Tego Świata. Nie umiem się w niego wpasować, nie umiem znaleźć granicy. Dlatego coraz bardziej się zatapiam... Bo myślę, że mój problem polega właśnie na tym. Że nie umiem znaleźć granicy między Marzeniami a Rzeczywistością, między Wirtualnością a Rzeczywistością, między Marzeniami a Wirtualnością. A muszę taką granicę znaleźć – w przeciwnym wypadku spalę, wypalę, pogrążę się.

Wiem, że nie jestem słaba. Mam charakter, wiem czego chcę. Tylko brakuje mi siły, wiary że mogę, że potrafię.... Kiedy patrzę w lustro widzę młodą, ładną twarz. Bez żadnej skazy. Wobec tego dlaczego kiedy patrzę w lustro mam ochotę je zbić, czymś w nie rzucić, zamazać... Dlaczego??? Ostatnio mam właśnie takie chwile, że nie mogę na siebie patrzeć... Zupełnie jakbym się brzydziła. Tylko czego???

.......................................

Postanowiłam kontynuować pisanie. Trudno byłoby mi tak nagle z niego zrezygnować. Bo przecież jest to jakiś rodzaj Oczyszczenia. Mój Osobisty Anioł Od Oczyszczenia Duszy odszedł na jakiś czas, ale może niedługo wróci... Poza tym są LUDZIE... Nie, anonimowi – może raczej pseudonimowi, ale na pewno nie anonimowi.

Ludzie poruszają się po wyznaczonych przez los lub przeznaczenie – obojętnie jak to nazwać – trasach. Na mgnienie oka krzyżują się one z naszymi i idą dalej. Bardziej niż rzadko i tylko nieliczni zostają na dłużej i chcą iść naszymi trasami. Zdarzają się jednak i tacy, którzy zaistnieją wystarczająco długo, aby chciało się ich zatrzymać. Ale oni idą dalej.(...)”.

.................................................

Postanowiłam pójść do kina. Bez planowania, zupełnie spontanicznie. Żaden Multiplex, kino Lalka przy ulicy Prusa. Jestem zachwycona i pozytywna. Chyba to było mi potrzebne. „Zmruż oczy” – film rzeczywiście rewelacyjny. Refleksyjny, a jednocześnie nieco zabawny. Najciekawsze jest to, że głównej roli wcale nie odgrywają dialogi. One są tłem, jest ich stosunkowo niewiele. Najważniejsze są gesty, zachowania postaci. Ciepły, sympatyczny film. Pokazujący trochę absurdów i paradoksów. Siedząc pośrodku rzędu czułam się trochę jak Amelia ze sławnego filmu. To był ten fragment kiedy narrator mówi, co Amelia lubi – na samym początku. Amelia lubiła chodzić do kina i wypatrywać na filmach szczegóły. Wtedy akurat zauważyła, że po marynarce aktora chodzi mucha – no, ale nie o tym chciałam powiedzieć. Czułam się jak Amelia bo tak, jak ona poszłam do kina sama... Ale nie tylko przez to – może to dziwne, ale kiedy tam siedziałam to mimo woli skojarzyłam „nas dwie”. Śmieszne, nie??? Acha! Jest jeszcze coś. Ja chyba też przywiązuję dużą wagę do szczegółów. Czasem bywa to bardzo uciążliwe. Jest w tym coś z Prousta - ważne są kształty, smaki, kolory, zapachy... No, ale znowu odbiegłam od tematu. Sami widzicie – szczegóły, szczegóły, szczegóły. Pogubić się można J

Jestem bardzo na TAK jeśli chodzi o świat. To chyba zasługa filmu... Poniekąd. Takie oderwanie od rzeczywistości, przeniesienie się w inny świat, przez chwilę pożycie życiem innych jest bardzo potrzebne. Zachwyciły mnie krajobrazy... Cudowne, sielskie (anielskie???). Sentyment mam do wsi..... Kiedyś na jakąś wrócę. (tylko żeby blisko jakiegoś większego miasta była). I będzie mi cudownie...... Ale to kiedyś. Zdjęcia w filmie też wspaniałe. Chociażby to, kiedy błyskawica rozdziera niebo – majstersztyk. Polecam, naprawdę polecam wszystkim. I jeszcze coś. Pamiętajcie, że rzeczy nie mijają (pozostają niezmienne) to my się od nich oddalamy. Wystarczy tylko zmrużyć oczy aby wrócić w tamto miejsce, w tamten czas...

To takie proste – wystarczy tylko zmrużyć oczy....

I tym optymistycznym akcentem życzę WAM wszystkim spokojnej nocy. Do jutra. Pa.

 

alexbluessy : :
lut 06 2004 Zwątpienie w Optymizm???
Komentarze: 2

Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest w porządku, kiedy nam się dzieje źle – powiedział przed wiekami Voltaire. Zapewne coś w tym jest, ale nie dla mnie. Nie jestem optymistką, nie umiem udawać, że jest dobrze, kiedy jest wręcz przeciwnie. Nie umiem ukrywać, zresztą w jakim celu??? Czy to by coś zmieniło??? Mimo poczucia Samotności i jakiegoś niewyjaśnionego lęku czuję się OSACZONA. Nie wiem przez co, nie wiem dlaczego. I widzę szarość. Nie kolory, nawet nie biało-czarne – szarość.... I nie będę udawała, że jest inaczej bo nie jest. Jest mi źle. Coraz bardziej ŹLE. I mimo najszczerszych chęci wykrzesania w sobie odrobiny pozytywnego myślenia nie udaje mi się to.

Dzisiaj częściowo straciłam zaufanie do mojego współlokatora. Może to błahostka, ale wdarł się w moją prywatność, na mój teren bez mojej zgody. Więcej – bez mojej wiedzy. Mógł przeczytać wszystko, wszystko.... Wkrótce założę na komputer hasło, ale coś się stało i już się odstanie. W jakimś procencie będę nieufna. Bo za bardzo ufna jestem, za bardzo...

Nie wiem też co dalej zrobić z tym blogiem. Wiem, że są OSOBY, które tu zaglądają. Dla których to coś, nawet malutkie cokolwiek, znaczy. Dla których te słowa, które tu czytają są ważne w jakiś sposób... A ja nie wiem czy mam siłę dalej pisać. Jeśli kontynuowałabym pisanie to musiałabym poważnie zastanowić się nad konwencją notek. Były listy, teraz są rozmowy z Aniołem. Fakt, przyznaję mam ostatnio „fazę” na Anioły, ale to tutaj zajeżdża trochę schizofrenią.  Wyznania schizofreniczki??? Nie nie, jestem całkowicie zdrowa. Boję się tylko, że jeśli pozostanę przy obecnym formacie to naprawdę uwierzę....

Myślę nad wyjazdem. Tylko gdzie mogłabym pojechać??? W góry sama na pewno nie. Do B-stoku??? A po co??? Do rodziców – mógłby ktoś odpowiedzieć. Nie, ja nie chcę do nich jechać. Najchętniej pojechałabym do Sopotu. Ale to wie każdy, kto tu zagląda. Wiem, że tylko tam, tak naprawdę mogłabym odpocząć.... A odpoczynek – szczególnie psychiczny – jest mi bardzo potrzebny.

A może mój dzisiejszy stan jest wywołany zbyt dużą ilością uśmierzaczy bólu??? Oby do poniedziałku...

Jutro wstanie nowy, myślę, że bardziej pozytywny, dzień... I zobaczę świat chociaż w czarno-białych barwach...

A jeśli tu zostanę to dla WAS, którzy tu zaglądacie i dajecie mi jakieś przejawy swojej obecności – nawet jeśli jest to zaledwie kilka słów. Wtedy wiem, że warto, że to ma swój, jakiś tam sens...

Tymczasem życzę WAM wszystkim kolorowej nocy...

alexbluessy : :
lut 06 2004 w szarości dni tonę wciąż........
Komentarze: 2

Dzień Dobry Aniele!!!  Nie patrz tak na mnie. Wiem, że jest prawie 11. Pospałam sobie dzisiaj... Dawno mi się już to nie zdarzyło – takie długie spanie. Wiesz co Ci powiem??? Wczorajszy wieczór udał się... Zaczytałam się w „Polce”. Prawie całą połknęłam. Chyba zacznę czytać Gretkowską... Przecież nawet Czesław Miłosz uznał ją za bardzo zdolną i ciekawą pisarkę. Choć czasem prowokacyjną i dosłowną. Ale przez to AUTENTYCZNĄ. Nie pamiętam co mi się śniło. Przed 5 to jakiś las, jakieś domy, jacyś ludzie. Chyba narzeczeni i ona go zostawiła. Bo on to chyba zły był człowiek.... O 5 się obudziłam i nie było mowy o dalszym spaniu. Do prawie 7 czytałam „Polkę”. Jeszcze trochę zostało mi do końca. Ale przecież dzień się dopiero zaczął. Po 7 zasnęłam i spałam do sporo po 10.

Nie patrz na mnie w ten sposób. Wiesz, że tego nie lubię. A jeszcze ten głupi ząb mi dokucza. Do dentysty mogę iść dopiero w poniedziałek, za późno wstałam i nie mam szans na rejestrację. Postaram się wytrzymać. A dziś muszę jeszcze jechać do Galerii po zdjęcia. A Ty jeszcze nie słyszałeś nowiny, Eljot!!!! Mój brat ma grać koncert we Wrocławiu. W Columbusie. Kilka dni temu grali w B-stoku i jakiś facet ufundował im firmowe ciuchy. Powiedział, że mają je na własność, a jak będą się podobać (oni jako zespół) to co jakiś czas będą coś dostawać. Mają szansę na stały sponsoring i koncerty w całej Polsce. Ale jestem z niego dumna!!!! Mój Brat. Mój mały brat.... Eh!

Aniele Mój musisz mi jeszcze powtarzać wszystko po kilka razy bo jeszcze śpię. Nie dziw mi się. Wyjrzyj za okno. Do snu „śpiewał” mi deszcz, ten sam deszcz mnie obudził. Leżałam sobie i patrzyłam jak niebo zmienia swoje kolory. To niesamowite. W ciągu zaledwie kilku minut przeszło od pięknego granatu do obrzydliwej szarości, żeby w końcu stać się niemalże przezroczyste. Bardzo lubię tak sobie leżeć rano i nasłuchiwać. Gwizdów pociągów, stukotów tramwajów... Miasto budzi się ze snu... No, zaczął się kolejny szary dzień. Ale czuję, że jego koniec będzie kolorowy... Aniele nie baw się komputerem – nie chcę mieć znowu hodowli robali. Ty ich nie sprowadzasz??? Wiem, one się same się sprowadzają. A wiesz, że ja sobie tego gada co to zadomowił się w sercu mojego komputera, wyobraziłam??? Chcesz wiedzieć jak??? To znaczy może nie do końca jego tylko bezsilnego Nortona, który sobie nie mógł z nim poradzić. Wśród ikonek gg jest taka mała, zielona buźka. Pociera rączkami oczy i płacze. Tak sobie właśnie wyobrażam biednego Nortona. Ciekawa wizja, prawda??? Czasem mnie takie nachodzą. Dziwne i o dziwnych porach. Już jakiś czas temu „miałam wizję” grzybków halucynków. Nie przerażaj się!!! Nie brałam ani nie zamierzam brać kiedykolwiek i jakichkolwiek dragów. A te grzybki to fajnie wyglądały. Były malutkie, brązowe, jednociałowe (kapelusz zrośnięty z tułowiem), miały cieniutkie rączki i takież same nóżki. Trzymały się pod ręce i śpiewały: „my jesteśmy grzybki halucynki”. Dziś na przykład kiedy się o tej 5 obudziłam to też doznałam dziwnego olśnienia. Mama wczoraj mnie pytała co ma zrobić bo nagle zaczęło jej pisać wielkimi literami. To oczywiste, że ma odcisnąć Caps Lock. A ja wczoraj powiedziałam jej, że to o CTRL chodzi. Ale myślę, że prze to, że takich spraw nie załatwia się telefonicznie można mi tą pomyłkę wybaczyć.

....................................................

Boli mnie ten ząb, Eljot. To chyba nie na zmianę pogody... Byle do poniedziałku... Zmęczona jestem. Zaraz idę się położyć na chwilkę. Nie, nie uciekam w sen. Po prostu chce mi się spać. Jakaś chora i zmęczona się czuję. Nie dość, że ząb doskwiera to jeszcze Ł. mnie wkurzył. Wiesz dobrze czym. Jak mnie nie było to się doczepił do mojego komputera. Wracam, a Ł. siedzi przy moim komputerze i coś nagrywa. Myślałam, że może coś z Sieci ściąga, bo on jest na razie od Internetu odcięty. Ale jak się potem okazało on sobie bez pytania moją muzykę nagrywał!!!! Wkurzyłam się bo to MOJE piosenki!!! DLA MNIE WYSŁANE!!!!! A on sobie tak po prostu... Wrrrrrrr........ Chociaż i tak mu nie wiele to dało bo to, naprawdę moje (dla mnie) to niecałe mi się zapisało na dysku. Ma za swoje. Jakby ładnie zapytał i poprosił to może bym mu pozwoliła to i owo nagrać. Wrrrrr.........A może to Ł. mi tyle tych robali napuścił....

Ale musisz przyznać Aniele, że obiadek to pyszny wyszedł. Fakt, że przez ten niedobry ząb nie bardzo miałam ochotę jeść, ale... PYSZNE było!!!!! Nie ma to jak skromność, prawda??? Ryż z kurczakiem, sosem chińskim i kukurydzą. Tylko ten ryż to mógłby być jaśminowy – taki, jak lubię najbardziej. Nie pomyślałam, ale już taka głodna wróciłam, że chciałam jak najszybciej coś zjeść. Strasznie nie chciało mi się iść. Ale musiałam w końcu wybrać się do biblioteki bo przecież niedługo z K. – synem B. Zaczynam angielski i muszę się zorientować co piszczy na takim poziomie podstawowym. Ale nawet ciekawe książeczki wypożyczyłam. Myślę, że mały nie powinien się nudzić. O!! Widzę, że się już do zdjęć dorwałeś. A nie mówiłam??? Pierwszy musisz obejrzeć..........

..................................................

Tak się zastanawiam.  Po co ja piszę tego bloga??? Dla kogo piszę??? Dla siebie.......??? Co on mi daje??? Przecież to, że napiszę co mnie boli, co bym chciała niczego nie zmieni. Wszystko nadal będzie takie samo... Nadal będę czuć pustkę...

.......................................................

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
lut 05 2004 sama, sama, sama...
Komentarze: 2

Cześć Eljot!!! Już 9... Siadaj,  zaraz dojdę do siebie. Jeszcze się nie obudziłam. Ale myślę, że kawa i ten potworny smród farby na klatce schodowej skutecznie mnie doprowadzą do stanu używalności. To znaczy kawa na pewno, co do skuteczności tego drugiego to obawiam się, że skutek może być dokładnie odwrotny.

Wyspałeś się??? To dobrze. Ja też. Co prawda obudziłam się z jakimś dziwnym uczuciem o 5 rano i już nie mogłam zasnąć. Poleżałam więc do 6., potem włączyłam radio. Anna Jantar śpiewała o swoim, i moim przy okazji też, największym marzeniu. Po pół godzinie dałam bezsenności za dość i poszłam umyć głowę. Zrobiłam sobie owsiankę i zabrałam się do czytania „Mistrza i Małgorzaty”. Po dwóch rozdziałach litery zaczęły się rozmazywać więc wróciłam do łóżka aby się obudzić dokładnie przed chwilą. Długo tak siedzisz już??? Pewnie zdążyłeś już pobuszować po Internecie... O ile oczywiście Ci chodził – bo mi strony otwierają się bardzo ługo, albo wcale (jak np. blogi.pl) Sny miałam, Aniele, całkiem przyjemne. W kolorze różowym (może to przez tą różową pościel) i niebieskie – zupełnie jak moja piżamka w chmurki. Ostatecznie wczoraj wieczorem Z. powiedział, że się postara o te ładne sny... Jeden z nich to nawet mógłby się spełnić. KTOŚ mógłby mnie „porwać”.... Do Sopotu... Michał Urbaniak by grał... Morze by szumiało.... Tulipany pachniały... Eh!!!

Wczorajszego wieczora poczułam się bardzo sama. Zanim zasnęłam to się popłakałam. Łzy były ciepłe, słone i gorzkie. Gorzkie od smutku, żalu i goryczy. Włączyłam najsmutniejszą płytę z mojej płytoteki – Michał Urbaniak. Zgasiłam światło, zapaliłam świecę... Czytałam wiersze – Tetmajer, Baczyński, Sonnenberg... I tylko czerwonego wina brakowało... I ramienia, które by ogrzało i ukoiło... UKOŁYSAŁO....

Zostałam Sama... Bo to... Bo owo... Coraz bardziej czuję się sama... Chociaż może ja zawsze byłam sama... Byłam, jestem, ale mam nadzieję, że nie będę. Zamyślenie mi wczoraj było.... Grono moich Wirtualnych Znajomych sukcesywnie się kurczy, ale może z drugiej strony to dobrze??? Może zostaną Ci naprawdę... I Oni będą... I mi będzie dobrze ze świadomością, że Oni są... Męczy mnie to, że jesteśmy dla siebie Wirtualni. Jak Anioły. Wy przecież też jesteście Wirtualne. Wiem prawie na pewno, że Wirtualność nie przeniknie do Rzeczywistości. Te dwa światy nigdy nie będą jednością. Można tylko czasem starać się wyobrazić sobie co by było gdyby... Jakby to było gdyby przypadkiem...

Przecież wiesz

że potrafię być

każdym odcieniem twoich pragnień

każdą żyłką na twoich rękach

potrafię wejść głęboko

w kryształ i węgiel twoich kości

tkwić tam do końca świata

Ten, odkryty dopiero wczoraj, wiersz Ewa Sonnenberg wywarł na mnie wrażenie.... Bo ja też mogę... Tylko czy Ktoś chce...???

Chodź, Aniele Mój, dzień się zaczął. Mamy dziś dużo roboty.

......................................................

I prawie minął kolejny dzień. Nawet tego nie zauważyłam. A Ty??? Właściwie się nie dziwię bo przecież byliśmy prawie cały dzień u babci. No, ale pranie trzeba było zrobić w końcu... A wiesz, Eljot, zauważyłam, że babcia bardzo się posunęła. Nie można powiedzieć, że w latach, ale w zdrowiu. Widać to po niej. Że się szybko męczy i tak dalej. No w końcu ma 70 lat... Mam nadzieję, że jeszcze długo pożyje. A swoją drogą to musiałeś od razu tyle pierników zjeść. Ja wiem, że one są pyszne – całe w czekoladzie, ale to nie powód żeby tyle od razu zjadać... Chętnie bym z Tobą porozmawiała, ale jestem bardzo zmęczona. Oczy same mi się zamykają. Znowu wydałam pieniądze. Tym razem na książkę – „Polkę” Gretkowskiej. Już czuję, że nie będę się mogła od niej oderwać. Sam widziałeś, że w autobusie kiedy wracaliśmy o mało co nie przejechaliśmy naszego przystanku bo się zaczytałam. Zaraz siadam i czytam. My pogadamy sobie jutro... Jeszcze mama zadzwoniła z prośbą o wytłumaczenie jej co ma zrobić bo pisze na komputerze i coś jej nie tak idzie, jakby chciała, a akurat nikogo nie ma w domu. A niby jak ja mam wytłumaczyć cokolwiek przez telefon??? Rozbawiłam się Aniele, oj rozbawiłam.

Internet chodzi jakby chciał a nie mógł. Jak chcesz i masz cierpliwość to oczywiście, serfuj po Sieci. Osobiście wątpię by na długo starczyło Ci cierpliwości. Mówiłam, że jak były robale to lepiej chodziło... Nie wiem co się dzieje, ale wiem, że nie jest dobrze. Oj zdecydowanie nie. W dodatku coś mnie ząb zaczyna boleć i chyba nie uniknę wizyty u „zębiarza” – jak kiedyś nazwała dentystę moja znajoma M. Ja nie chcę!!!!!!!! Ja się boję!!!!! Brrrr...... Jak pomyślę o tym świdrowaniu maszynki to mnie ciarki przechodzą.......  Ale to jutro dopiero......

................................................

A dzisiaj..... Nie obraź się na mnie, ale czy mógłbyś dzisiaj już zostawić mnie samą. Nie dziw się tak. Chciałabym chociaż jeden wieczór mieć dla siebie. Tylko dla siebie. A jest okazja ku temu. Nikogo nie ma. Wreszcie mam całe mieszkanie dla siebie bo flatmates poszli jakieś projekty robić. Proszę Cię, Aniele, tylko dzisiaj. Wiem, że masz rozkazy z Góry. Wiem, że Wielki Szef kazał Ci wypełniać swoje obowiązki do końca i składać jakieś raporty. Ja to wszystko wiem Eljot, naprawdę. Ale mimo to chciałabym dziś zostać sama... Mogę Ci napisać usprawiedliwienie-zwolnienie. Mogę napisać, że na własną swoją odpowiedzialność zwalniam Cię wcześniej. Nie będzie to konieczne??? Tym lepiej. Szczęśliwego lotu i do zobaczenia rano. O co Ty nie powiesz??? Odejdziesz pod jednym warunkiem??? A jakim jeśli wolno spytać. Mam Ci powiedzieć co zamierzam robić??? Same przyjemne rzeczy... To, na co albo nie miałam czasu, albo mi się nie chciało („bo strata czasu”). Dziś zamierzam zrobić coś dla siebie. Tylko dla siebie. Nie martw się Aniele – Mój Opiekunie – nie zrobię żadnego głupstwa. Będzie tak, jak powiedziałam – wieczór przyjemności. Najpierw wezmę kąpiel. Taką gorącą z dużą ilością pachnącej piany. Tak gorącą żeby aż ciemno od pary było w łazience. Zastosuję peelingi – tylko proszę, nie każ mi wyjaśniać co to jest i do czego służy. To sobie potem sam sprawdzisz w tych Waszych mądrych księgach – i maseczki. Na koniec nabalsamuję się tym nowym orzechowych balsamem. Ubiorę się ładnie. W czerń. Nie krzyw się Eljot. Nie lubię czerni, ale dzisiaj ubiorę się w nią cała. Dosłownie. Zresztą czerń świetnie wygląda przy ciemnej karnacji... Założę czarne spodnie z lejącego się materiału, do tego czarną bluzeczkę z dekoltem w łódkę. Buty na obcasie – też czarne. Włączę muzykę. Michała Urbaniaka albo jakąś podobną. Zamówię pizzę albo jakieś inne danie. Zapalę świece wypiję lampkę czerwonego Martini. Będę miała wreszcie czas żeby pobyć tylko z sobą. Może jakiś film obejrzę... „Uprowadzenie Agaty”, „Zakochanych”, „Miasto Aniołów” albo „U Pana Boga za piecem”. Wybór w każdym razie mam. Pytasz skąd nagle ten pomysł z takim wieczorem???  Bardzo podobał mi się ten fragment „Samotności w Sieci” kiedy Jakub i Ona jedzą kolację przy świecach. „(...)Otworzyli Chat na ICQ. Otworzyli wina, zamówili pizzę, on w Monachium, ona w Warszawie, zapalili świece i zaczęli jeść.(...)” Ja niestety nie mam z kim zjeść takiej kolacji przy świecach (zresztą żadnej innej przy świecach, ani nawet zwykłej, też nie), ale przecież to nie powód, że nie mogę sama sobie takiej kolacji przyrządzić. Prawda???

Takie mam plany na ten wieczór. Świece, muzyka, pizza, książka, film... Nic szczególnego, a jednak... Proszę Cię Eljot – Aniele zostaw mnie samą. Nie uśmiechaj się tak znacząco. Szczęśliwej podróży. Do zobaczenia jutro.

Jutro będzie dobry dzień!!! Jutro będzie...

alexbluessy : :