Najnowsze wpisy, strona 110


lut 15 2004 albo mi się śni, albo zwariowałam...
Komentarze: 0

To, co mnie spotyka w tym tygodniu jest tak niesamowite, że nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Albo mi się ŚNI to wszystko, albo zwariowałam. Jakieś receptorki się w mojej głowie może poprzestawiały i to, co jest SNEM odbierają jako JAWĘ.

Może też być tak, jak w nieco „przerobionym” cytacie z „Samotności...”: „To, co zdarza mi się, jest mistyczne. Ty (Rozum) zatrzymałeś się w rozwoju na racjonalizmie. Racjonalizm wie o mistycyzmie tylko tyle, ze jest absolutnie nieracjonalny.” I może dlatego właśnie nie jestem w stanie PEWNYCH rzeczy pojąć...

Aż boję się myśleć co mnie czeka w przyszłości... Może więc lepiej nie będę myśleć tylko zabiorę się do nauki. Tak, tak chyba będzie najlepiej.

Do jutra. Dzisiaj już tylko nauka. Setki słówek i wyrażeń idiomatycznych. To nie ma niestety nic wspólnego z MISTYCYZMEM!!

Trzymajcie się kolorowo. Jutro się odezwę.

alexbluessy : :
lut 14 2004 Co to jest miłość i gdzie ona mieszka???...
Komentarze: 2

.....a już myślałam, że to będzie dzień abstynencji Internetowej. Nic z tego. Ł. załatwił kolegę, który przyszedł i przełożył nam karty sieciowe. I teraz to ja jestem uzależniona od mojego flatmate. Może i dobrze??? Ale zanim kolega przyszedł to mieliśmy w mieszkaniu mały Sajgon. Bo trzeba było poprowadzić kabelek od komputera Ł. do mojego. Potrzebowaliśmy wiertarki. Skąd ją wziąć??? Nikt z sąsiadów nie miał, a jak miał to nie miał czasu szukać. W końcu Ł. pojechał do swojej firmy i dali mu taki sprzęt, jakby miał całe mieszkanie przerabiać. Naczekałam się. Miał wrócić w ciągu godziny, wrócił po trzech. Ale wrócił z wiertarką i mamy Internet!!! Juppi!!! Żebyście jednak nie myśleli, że to wszystko tak składnie poszło. Żeby poprowadzić kabelek ja musiałam odsunąć regał z książkami. Ale najpierw musiałam je wszystkie z niego zdjąć. Tulipanki czekały w kuchni – nie było dla nich miejsca... I Ł. pojechał do firmy, a ja czekałam w tym bałaganie. I ani uczyć się nie mogłam, ani skorzystać z Sieci. Siedziałam i miałam ochotę ryczeć. Z bezsilności, z bezradności... z Walentynek. A potem te wszystkie moje książki musiałam z powrotem władować na półkę. Eh!!! No, ale w końcu wszystko działa jak należy.

Wcale nie celowo unikam tematu przewodniego dnia dzisiejszego. Nie unikam. Tylko nie chcę żebyście pomyśleli, że się skarżę. A co ja robię??? Oczywiście, że się skarżę. bo chciałabym usłyszeć, pukanie, zatopić się w cieple ramion, usłyszeć czyjś ciepły głos. Ale nie jest dane mi tego przeżyć. Przynajmniej na razie. To nie dla mnie!!! Od rana siedzę sama jak palec. Nawet nie mam ochoty włączyć radia. Po co??? Po to, żeby usłyszeć te wszystkie słodziutko-milutkie pioseneczki??? Dedykacje??? Wyznania??? Nie chcę, nie chcę, nie chcę. Jestem ZAZDROSNA!!! I nie będę nawet tego ukrywać. Jestem zazdrosna, zgorzkniała i smutna. Bo nie mam do kogo otworzyć ust. Przemawia przeze mnie żal i gorycz. Bo mnie nikt dziś nie przytuli, nie ukołysze, nie usłyszę miłych słów. Nie usłyszę: Ola, Olcia, Oleńka... Nie rozkwitnę jak te tulipany... Bo jeszcze śnię. Śnię swój sen. We właściwym momencie się obudzę i rozkwitnę...

Już dość dawno temu rozmawiałam z P. Moja przyjaciółka powiedziała mi wtedy coś, co wywołało trochę łez, jakieś wzruszenie. Otóż ona powiedziała, że kiedy rozmawiała ze swoim chłopakiem – K. – powiedziała mu: „chciałabym żeby Ola  spotkała kogoś, kto będzie dla niej dobry. Kogoś, z kim będzie mogła pośmiać się i pogadać – ona to uwielbia. Kogoś, kto ją zrozumie i zaopiekuje się nią. Kogoś, kto jej nie skrzywdzi. A jeśli ktoś kiedykolwiek ją skrzywdzi to będzie miał ze mną do czynienia.”  Nie wierzyłam, że są przyjaciele. Nie wierzyłam, że ja ich mam. Ale może.... Może się myliłam. Może... Jak to pięknie powiedział Z. „jest tyle może i nic na pewno”. Ale na P. to chyba najbardziej mogę polegać. Trochę razem przeszłyśmy, raz blisko było „końca”, ale pokonałyśmy trudności. I na razie jest dobrze. Tylko czasu brakuje.

Ojej!!! Co to się dzieje. Dostałam dwie Wirtualne kartki. Wow!!! Wirtualne kartki dla Wirtualnej dziewczyny... A więc ktoś pamiętał. Tylko ciekawe kto się kryje pod pseudonimem. Mogę się tylko domyślać. Ale milusie są. Ojej!!! Jestem w jeszcze większym szoku! Pan K. mi wysłał na gg kilka czerwonych serduszek. Mam nadzieję, że on niczego ode mnie nie chce, a to tylko tak wysłał. O rany, ale ten typ się całuśny zrobił. A niech się trzyma z dala ode mnie. Nie powiem, żeby to miłe nie było, ale... Kurcze – czy ten człowiek nie da mi spokoju??? Eh!!! Czepiam się. Wiem. Najpierw narzekam, a jak już coś dostanę to kręcę nosem. Bo tak między nami mówiąc to pan K... on nie jest tą osobą, od której bym chciała dostać... Ehhh!!!!! Dobra koniec tematu. Pana K. Bo z Walentynkami jeszcze nie skończyłam. Bo muszę WAM się do czegoś, Kochani, przyznać. Ja nie jestem przebojową dziewczyną, której mówienie wszystkiego wprost łatwo przychodzi. Jest wręcz odwrotnie. Brak odwagi tuszuję w jakimś stopniu może erudycją, może oczytaniem... Może marzeniami, pragnieniami. Choć tak do końca nie wierzę, że spotka mnie coś dobrego, że warto mieć marzenia. Łatwiej mi napisać co czuję niż powiedzieć to wprost. Boję się zaufać, uwierzyć... Po prostu się boję. Nie umiem rozpychać się łokciami, dążyć po trupach do celu, udawać kogoś, kim nie jestem. Może dlatego nie umiem znaleźć się w tym Świecie, może dlatego uciekam we Własny Świat, może dlatego jest mi trudniej pewne rzeczy osiągnąć. Nie mniej staram się UŚMIECHAĆ!!! Tak właśnie – uśmiechać. I tak chciałabym przejść przez życie – z uśmiechem. W chwilach zwątpienia uciekam w MUZYKĘ. Albo w POEZJĘ. Albo w jakikolwiek INNY ŚWIAT – byle dalej od tego brudu, niesprawiedliwości i zła. Ostatnio w jakiejś „kolorowej gazecie” typu brukowiec wyczytałam horoskop miłosny dla siebie. Nie wierzę w takie rzeczy, co zresztą niejednokrotnie już mówiłam, ale jeśli chodzi o znaki zodiaku to coś w nich jest. Mam prawie wszystkie cechy Raka Księżycowego. Bo tak się akurat stało, że Rak jest Księżycowy i Jowiszowy. A ja urodziłam się „na samym początku znaku”. 26 czerwca. Imię dostałam Aleksandra Anna. Pierwsze po bohaterce „Potopu”, drugie po mamie. Nazwisko noszę ojca. Urodziłam się w czerwcu, miesiącu, w którym rodzą się najładniejsze dzieci i zawierane są najszczęśliwsze małżeństwa. Tak przynajmniej mówi pan L. – osiedlowy konserwator. A on jest bardzo mądrym człowiekiem to pewnie ma rację. Znowu odeszłam od tematu. O horoskopie miałam przecież mówić. Cytuję: :”Miłość Raka jest romantyczna i zaborcza. To marzyciel podporządkowany rodzinie. Ale dąży do bezwzględnej dominacji. Pani Rak podoba się panom spod znaku Byka, Bliźniąt, Wodnika i Ryb. Na jej męża jednak nadaje się mężczyzna spod znaku Koziorożca, Wagi, Byka, Strzelca, Skorpiona i Ryb(...)”. Dalej następuje notka o Panu Raku – także nie będę zagłębiać się w szczegóły. Zgadza się. taka jestem. Nie wiem tylko na ile te informacje są prawdziwe bo nie miałam okazji tego sprawdzić. I nie do końca musi być tak, że znaki albo pasują, albo nie. Astrologia nie odgrywa w uczuciu najważniejszej roli. Moi rodzice na przykład pod tym względem są absolutnie nie dobrani. Ona Baran, On Ryby. A są ze sobą już 22 lata i chyba są szczęśliwi. Choć nieraz jest ciężko. Ale są raczej zdrowym małżeństwem. Myślicie sobie: „po co ona to wszystko pisze???”. To jest mój Pamiętnik. Piszę tu o sobie, o swoich bolączkach, radościach, małych i dużych marzeniach. Jest mi lżej kiedy sobie popiszę. Moja Dusza się Oczyszcza. I teraz też czuję się trochę Oczyszczona. I trochę mi lepiej. Spać tylko nie daje to, że nie poznałam smaku miłości... Może jeszcze dane mi będzie jej spróbować...

Co to jest miłość

nie wiem, ty pytasz mnie

ja pytam ciebie

może to jest miłość

Gdzie mieszka miłość

nie wiem, w zakamarkach

w splotach ulic, nie wiem

pytaj dalej

Co to jest miłość

powiedz

albo nic nie mów

i nie wiem... nie wiem

nie wiem

Gdzie mieszka miłość

nie wiem, w zakamarkach

w splotach ulic, nie wiem

pytaj dalej            [Jonasz Kofta/Paweł Deląg]

 

 

 

alexbluessy : :
lut 14 2004 Przesłanie do tego, na KOGO czekam...
Komentarze: 2

Idź za mną

zawsze

w porze winogron

i ścielenia łóżek

idź za mną

nie będę przeszkadzać

a gdyby

zawrócę

no dalej idź

nieustającym pytaniem

w poprzek drogi

idź za mną

może coś więcej

wyłuskasz dla siebie

prócz cudzej wiedzy

dobrego i złego

nie jest za późno

idź

głębiej

jaskrawym makiem podniebienia

śliną

gęstnieje

bo jednak się oddalam

proszę

idź ciągle za mną

wbrew sobie

śmiało w mięśnie deszczu

szybciej w mięso śniegu

idź ślepo

na ukos na skróty

nie zatrzymuj się

bezkrytycznie dźwigaj

mój cień

byle nie za blisko   [Ewa Sonneberg]

alexbluessy : :
lut 14 2004 Walenty nie daje mi spać spokojnie
Komentarze: 4

Prawie północ. Za kilka minut rozpocznie się nowy dzień. Mrok się rozproszy, wstanie słońce...  I będą Walentynki. Rozpocznie się dzień, który raczej do moich ulubionych nie należy. Nie żebym była zwolenniczką celebrowania tego słodko różowo-czerwonego święta, ale jest jakiś żal. Jakiś niedosyt. Wszyscy naokoło mówią „kocham cię”, a mi nie mówi nikt. Nikt nigdy nie powiedział. Mama mówi, ale ona się nie liczy.. W takie dni, jak za chwilę się rozpocznie, mam ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie, przykryć kocem i czekać na jego koniec. Może robię źle, może właśnie powinnam stawić czoła temu wszystkiemu. Nie umiem – nie jestem na tyle silna. 14 lutego moje tęsknoty stają się bardziej wyraziste. Bardziej dokuczają, trudniej je zagłuszyć. 14 lutego to one są górą. A najzabawniejsze jest to, że mi ten cały cukierkowy cyrk nie bardzo odpowiada. Śmieszy, bawi, drażni. Może dlatego, że jestem obserwatorem, nie uczestniczę w przedstawieniu. Jestem tylko widzem...

Włączyłam ballady Leonarda Cohena. Jego ciepły, zachrypnięty głos jest ukojeniem dla zmysłów... (???). W chwili obecnej jestem w takim stanie, że mózg powoli się wyłącza i nie mogę skupić się na czytaniu czy oglądaniu czegokolwiek, a z drugiej strony jeszcze nie chcę spać. Oczy uparcie pozostają otarte, a po głowie kołaczą się różne myśli. Te chciane, i te nie chciane. Dlatego włączyłam Cohena, dlatego uruchomiłam komputer, i dlatego teraz piszę. Bo mam taką potrzebę. Właśnie dziś i właśnie o tej porze.

Moje tęsknoty, małe tęsknoty... Czemu chodzicie za mną nie dając wytchnienia. Dlaczego na ten jeden dzień nie możecie zasnąć??? Tylko kłujecie mocniej i mocniej. „Tęsknota” to bardzo osobliwy stan. „Czekanie” też. 

„(...)tęsknota to nie tylko przebieranie ziarenek maku. Nie tylko nasłuchiwanie jego kroków za drzwiami. Czekanie na dzwonek lub zgrzyt klucza w zamku. Bo „tęsknić” i „czekać” to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka. Z tęsknoty można przestać jeść. Można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. Można wytapetować mieszkanie. Umrzeć można.” [J. L. Wiśniewski „Martyna”]

Za czym ja tęsknię??? Za motylkami w brzuchu. Za ciepłem dłoni, za troskliwym pytaniem, za odrobiną zainteresowania i czułości chociaż. [W tym momencie wybiła północ] możecie wierzyć, lub nie, ale nie raz mam wrażenie, że rozerwę się, że to czekanie, te moje tęsknoty, że to przybierze na sile i coś się ze mną stanie. Umrę??? Może... Głupoty gadam. Z. zaraz by powiedział, że mam uważać bo dotrzyma obietnicy.... Jakiej to już mniej istotne. Tylko, że to tylko gadanie. Bo ja będę przez cały dzień smętna, a on i tak nic nie zrobi. I dobrze. Tak chyba będzie lepiej. Do czasu... Mam ochotę poczytać poezję, ale jak tylko wezmę do ręki jakiś tomik to ochota mi zaraz przechodzi. A jeszcze dzisiaj tańczyłam przez cały dzień. Dosłownie odwaliłam „taniec z puszką tuńczyka”. A teraz??? Kicha. Jedna, wielka kicha. Smutek przez cały dzień i oczekiwanie na koniec soboty.

Ł. nadal podpatruje na moje tulipanki. Normalnie jeszcze trochę i wzrok straci. Albo ja zacznę pobierać opłaty za zwiedzanie... Ależ Z. zrobił atrakcję moim zapracowanym przy projektach współlokatorom. Mam wrażenie, że oni specjalnie szukają okazji żeby iść do łazienki i przejść obok mojego pokoju i popatrzeć na nie. Może kwiatkom ładności nie ubędzie, ale trochę mnie to zaczyna wkurzać. Dzisiejszej nocy, ale wczoraj, włączył mi się na gg pan K. bo zaciekawił go mój opis: „teraz piszę i wylewam na kartkę moje łzy”. [Grammatik]. Akurat byłam w trakcie pisania, ale stwierdziłam, że od biedy mogę z nim chwilkę pogadać. W pewnym momencie on zapytał czy ja na jakiś grzybkach jadę. A co mu nie pasuje??? Że niby jakoś dziwnie mówię i w ogóle. Jestem dziwna, jestem inna, ale jemu to nic do rzeczy. Zajrzałam w głąb siebie, jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Zajrzałam i dostrzegłam pewne rzeczy, ale o tym innym razem. Zainteresowałam się psychologią i mistycznymi aniołami. Jest w tym coś złego??? Według mnie nie, a rozmawiałam z nim normalnie. Więc czemu on o tych grzybach zaczął??? Zresztą jeden z drugoplanowych, ale odgrywający olbrzymią rolę w życiu Jakuba, bohaterów „Samotności...” stwierdził, że „(...)Bóg też był na grzybach kiedy majstrował przy wszechświecie.”

Jak zwykle odbiegłam od głównego wątku...

Już zaczynają się pojawiać życzenia od znajomych. Wirtualne życzenia. Miłe, że ktoś pamięta... Bo wiecie, ja mogę pisać, że jest mi źle, że tęskno i tak dalej. Bo jest. Nawet bardzo. Może bardziej niż bardzo. Ale to, że mi tęskno, że źle to nie znaczy, że podoba mi się cała ta otoczka Święta Zakochanych.  Jest to słodka, aż mdło się robi od tej słodyczy, lukrowanka. Kicz. Mami cukierkowymi kolorami, jest wszędzie... A może tylko ja tak myślę??? Może kiedy nadejdzie „mój czas” to zmieni mi się myślenie. A może kiedy będzie już ten czas to będę za stara już na takie słodkości??? Ciężko mi powiedzieć. O! I widzicie??? W radiu „zakochane” piosenki, w telewizji „zakochane” filmy. A pośrodku tego ja zatopiona we własnych, nie za wesołych, myślach. Dzisiaj nie słucham radia, nie włączam telewizji – nawet na wiadomości. Z domu też nie wyjdę.... Aż do niedzieli. Byle do niedzieli!!! Wraz z nią wszystko wróci do normy. Świat będzie się toczył swoim zwykłym rytmem, a nie podskakiwał w rytm bijących szybciej serc. Eh!!!!!

Idę spać. Uciekam w sen. Może coś ładnego się przyśni. Oby!!! Czarodziej może o to zadba... Do jutra... Albo do niedzieli.

alexbluessy : :
lut 13 2004 W piątek trzymastego byłam w dobrym humorze!!!...
Komentarze: 1

Śpię codziennie po 10-12 godzin nie budząc się. A potem muszę się zmuszać żeby wstać. Może to jakiś rodzaj ucieczki. Albo obrony. Obrony przed nudą. Bo co można robić kiedy tyle jest wolnego czasu??? Do pracy nie chodzę, uczyć nie za bardzo mam ochotę – chociaż powinnam, przed komputerem siedzieć cały dzień??? Po co??? Dzisiaj wstałam radosna o godzinie 10. Obudziłam się po jakimś dziwnym śnie. Nie pamiętam go dokładnie. Wiem tylko, że rozmawiałam z Z. na gg. I on coś o kawie mówił. Że zapomniał Jacobsa kupić. Ale fajny sen – widziałam wszystko: wyskakujące komunikaty, kolory w oknie rozmowy... Potem nie bardzo wiedziałam czy to był sen, czy my naprawdę o jakiejś kawie rozmawialiśmy.

Obudziłam się i poszłam do sklepu po bułeczki – z nikłą nadzieją na świeże. Spodnie coraz bardziej na mnie wiszą więc postanowiłam odżywiać się tylko bułkami i czekoladą.  Wyszłam przed dom. Puste uliczki osiedla przykryte były cienką warstwą śniegu. Nigdzie żywego ducha. Pomyślałam, że to moje osiedle to takie jakby małe getto. Zabudowane ze wszystkich stron. Odgrodzone od głównej ulicy. Jakby się ktoś uparł to nie musi się poza jego ramy ruszać. „W środku” dostanie wszystko, co potrzebne do przeżycia. Są sklepy spożywcze, warzywny, jest fryzjer i gabinet kosmetyczny, apteka, optyk i sklep papierniczy. Mamy też pizzerię, bank, sklep komputerowy, gabinety lekarskie i pocztę. Trochę to taka zamknięta społeczność. Komuna S.M. „Akademicka”. Bo to osiedle, na którym mieszkam było budowane z myślą o pracownikach naukowych Uniwersytetu i Politechniki. Stąd taka, a nie inna nazwa spółdzielni. W pozostałych domach jest nieco lepiej, ale mój w bardzo dużej części zamieszkany jest przez ludzi nauki – „mózgi narodu”. Są biolodzy, matematycy, fizycy, ekonomiści, poloniści, architekci, chemicy...

........................................

Kochani nie mogę wyjść z podziwu nad swoją babską logiką. W ogóle nie jestem oszczędna. Fakt, że pieniądze są po to żeby je wydawać, ale trzeba też mieć trochę umiaru, prawda??? A ja lubię sobie dogadzać. Nie ciuchami, nie kosmetykami, ale książkami i jedzonkiem. Dzisiaj znowu kupiłam książkę. Tytuł mnie zachwycił, urzekł. „Książka o tęsknocie” Anselma Grna – niemieckiego teologa. Podobno bardzo koi duszę i czyta się ją jednym tchem. To coś dla mnie. Nie mogłam się powstrzymać od kupienia jej. Ale musi zaczekać na swoją kolej na półce. 35 złotych za książkę to średnio dużo. Ale ja mam 1100 zł. na miesiąc. Z tego jakieś 800 zł. zabierają przeróżne opłaty. Czyli na przeżycie miesiąca zostaje mi 300 - 350 zł. Dla mnie jednej to wystarcza. Na pomoc ze strony rodziców nie mam co liczyć, oni mają swoje wydatki. Muszę sama się rządzić tym, co mam. Nie narzekam, ale czasem nie jest lekko. I mimo, że te kilkaset zł. to stosunkowo niewiele (nie liczę tu pieniędzy od B. – one są moje i odkładam je na szczytny cel – drukarkę ze skanerem i Wakacyjną Szkołę Turystyki w Puszczy Knyszyńskiej), ale daję jakoś radę. Tylko czasem, w takie dni jak dziś, kiedy uległam pokusie-rozpuście i kupiłam kolejną książkę, „zbierającą zabójczy dla mnie kurz” – jak mówi moja mama, mam pozakupowego kaca. Ale czasem nie warto sobie odmawiać. A szczególnie książek nie warto. One pozwalają zobaczyć inny świat, zobaczyć kolory, zwiedzić inne światy, w tym ogólnym brudzie i szarzyźnie rzeczywistości są odskocznią, pocieszeniem, pozwalają znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania, zatrzymać się na chwilę...

A co jeszcze dzisiaj mnie spotkało??? Nic szczególnego – i może dobrze – wszak dzisiaj jest piątek trzynastego. J W tramwaju jakiś chłopak poprosił o wytłumaczenie jak ma trafić na ulicę Reja. Zwykle nie lubię tłumaczyć ludziom jak, gdzieś mają dojść bo nie umiem tego dobrze zrobić. Ale są wyjątki...  I dziś taki wyjątek się zdarzył. Tak mu wytłumaczyłam, że tylko się uśmiechnął i powiedział, że jeszcze nikt mu nigdy z podobną dokładnością nie wytłumaczył jak ma gdzieś dojść. Bo ja mu powiedziałam, oprócz tego na którym przystanku ma wysiąść to jeszcze między jakimi sklepami ta ulica się znajduje. Między drogerią i czymś co się nazywa Świat Wody. Fajna nazwa...

Jakiś obiad przydałoby się zjeść ale jakoś na samą myśl o jedzeniu mdli mnie. Dziwne bo przecież ja uwielbiam jeść. Śnieg za oknem sypie, ogólnie nie najprzyjemniej się zrobiło, a mnie czeka jeszcze wyprawa na pocztę po awizo na jakiś przekaz pocztowy dostałam.

..................................................

Mam nadzieję, że nie zaszkodzi mi to, co zjadłam na obiad. Nie miałam żadnego konkretnego pomysłu więc improwizowałam. W dosłownym sensie. Wyszło mi coś dziwnego, ale nawet było jadalne. Makaron muszelki z pomidorami, tuńczykiem, parmezanem i dużą ilością bazylii i oregano. A awizo? Dziadkowie grosz przysłali. Drukarka się przybliża... Ciekawe tylko jeszcze czy tata zapisał mnie na ten wyjazd do Puszczy Knyszyńskiej. Miał to zrobić, ale P. powiedział, ze jakieś seminarium miał dzisiaj. Ale mam nadzieję, że nie zapomniał. Kończę Kochani bo w końcu trzeba się zacząć uczyć. Do poniedziałku tak mało czasu... Zresztą to bezsensu. Ja teraz wkuję te kilkaset słówek, a zaraz po teście je zapomnę.  Życzę WAM kolorowych i spokojnych snów. Pożegnam się piosenką S. Krajewskiego „Wolni”, która za mną od jakiegoś czasu chodzi:

Wolni, zmęczeni, ale wolni, natchnieni, lecz spokojni patrzymy na świat. Wolni, choć czasem z jednym skrzydłem, choć myśli nie tak śmigłe, a w sercach już piach.

Uwierz, że to jest możliwe, naprawdę uwierz, zetrzyj tylko fałsz wokół nas.

Żagle, łapiemy wiatr jak żagle, jak dzieci w deszczu pragnień  chłodzimy swą twarz. Wolni, choć ślady pod koszulą, choć blizny aż pod skórą odporne na czas.

Uwierz, że to jest możliwe, naprawdę uwierz, cóż jest więcej wart ponad to?

Wolni, swobodni, lecz oporni, powolni, ale wolni tęsknimy do gwiazd. Wolni, szczęśliwi jak kloszardzi, naiwni, ale twardzi chowamy swój skarb.

Uwierzcie i WY i śnijcie swoje sny... Trzymajcie się ciepło. Do jutra. Pa.

alexbluessy : :