Dobry wieczór Eljot!!! Jestem chodzącą sprzecznością. Wczoraj wysłałam Ci mój sztandarowy tekst Grammatika, a wcale się do niego nie stosuję. Mówię jedno, a robię zupełnie coś innego. Wiele jest we mnie sprzeczności. Muszę to wyprostować...
Bywają dni, a ostatnio pojawiają się takowe bardzo często, że czuję się jak tytułowa Klara ze sztuki Dey Loher. Na „Przypadku Klary” w Teatrze Polskim byłam około 10 razy. I nie tylko ze względu na muzykę Grammatika na żywo. Abstrahuję też od świetnej kreacji Kingi Preis. Po prostu do mnie to przemawia. Nie mam może aż takich problemów jak główna bohaterka, ale bywa, że czuję się jak ona. Tyle, że Klara na koniec zostaje dziwką... Chociaż jak się tak głębiej nad tym zastanowić to ona świadome wybory podejmowała i świadome decyzje. To ona rzuciła pracę (pisała instrukcje obsługi urządzeń AGD) i nie wiedziała co dalej. Nie mogła dogadać się z siostrą, facet ją zdradzał... Ale ona nie zrobiła nic żeby to zmienić, żeby wyjść na prostą i zacząć ŻYĆ. Ja tak nie chcę... (Tu wypadałoby zacytować „Nie ma skróconych dróg” Grammatika, ale nie będę cytować – sam posłuchaj).
Znowu się nie wyspałam. Ale spałam tylko 3 godziny. Dopiero około 3 udało mi się zasnąć, a o 6 musiałam wstać. Wiem, że miewam ostatnimi czasy problemy ze snem, ale żeby aż tak... Nawet o niczym specjalnym nie myślałam. Leżałam, a sen nie przychodził. Chciałabym chociaż raz przespać całą noc. Bez sennych koszmarów, bez dziwnych snów, bez problemów z zaśnięciem. Dziś znowu miałam dziwny (???) sen. Byłam w Bieszczadach (w Polańczyku dokładniej). Nie wiem czy byłam sama, chyba nie... Mieszkałam pod namiotem... Nieopodal był las. Słyszałam czyjś głos, ale czyj to nie wiem. W pewnym momencie weszłam do lasu i się obudziłam. Z dwojga złego wolę takie sny. Bo musisz wiedzieć, że czasem przychodzi do mnie sen potworny. Nawiedza mnie zawsze wtedy, kiedy dzieje się ze mną cos niedobrego. Pod względem psychologicznym rzecz jasna. Otóż w takich dniach (nocach) śni mi się zawsze ten sam sen.
Jestem w zamkniętym średniej wielkości pokoju. Są to cztery ściany i drzwi, żadnych okien. Na środku pokoju stoi stół. Wokół chodzą zwierzęta. Różne zwierzęta. Małe i większe. Jestem zamknięta w tym pokoju i nie mogę z niego wyjść. Zwierzęta nie robią mi żadnej krzywdy. Ale wiem, że coś jest nie tak... Nagle jedno z nich (tych zwierząt) mówi mi, że jeśli przyjdzie niedźwiedź lub wilk to będzie kiepsko. I nagle drzwi się otwierają. Wchodzi albo niedźwiedź albo wilk. Wchodzę na stół. Zwierzęta uciekają do najdalszych kątów. Nie mogę się ruszyć... Podchodzi do mnie niedźwiedź (lub wilk) i... Wtedy coś mnie paraliżuje. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę krzyczeć. Wtedy się budzę. Budzę się z wrażeniem, ze nie mogę krzyknąć, że już po mnie... Kiedyś na konwersacjach rozmawialiśmy o snach. B. dał nam do rozwiązania test. Dotyczył on różnych rodzajów snów. Te moje o zwierzętach należą do grupy snów powtarzających się. Po angielsku to się ładnie nazywa „recurring dreams”. Podobno 70% ludzi (ankietowanych) je ma. Z reguły są to sny nieprzyjemne i są wywołane problemami, z którymi człowiek nie może sobie poradzić w normalnym życiu. Rozwiązanie tego problemu prawie zawsze powoduje, że sen się więcej nie pojawia. Podobno kobiety częściej miewają „recurring dreams” niż mężczyźni. Mój sen nie pojawia się ostatnio. A mimo to dziwnie się czuję. Nie wiem czym to tłumaczyć. Zwykle, kiedy mam jakiś problem coś zaciska mi gardło. Nazywam to „gulą”. Mam wtedy wrażenie jakbym nie mogła oddychać, jakby coś zaciskało mi gardło. Kiedy coś takiego się pojawia wiem, że muszę szukać przyczyny takiego stanu. A teraz??? Sen się nie powtarza, „guli” nie ma. Więc co mi jest??? Dlaczego czuję niepokój, dlaczego się boję??? Czego się boję??? Próbowałam znaleźć przyczynę takiego stanu. Myślałam co mogło go wywołać. Nie wiem. Jedyne co wymyśliłam to zmęczenie. Proste, prawda? Banalne nawet. A przecież nie powinnam być zmęczona. Dopiero były święta. Przez 2 tygodnie nic nie robiłam...
Wczoraj zadzwonił mój brat. Ale się uśmiałam... Kochany jest. Szkoda tylko, że tak daleko. Ale już niedługo przyjedzie. Na cały tydzień. Prawdę mówiąc trochę wątpię żebym sobie z nim pogadała bo jeszcze przywozi kolegę. A poza tym to będzie chciał odwiedzić stare śmiecie, starych znajomych. „Z tobą, Alex, pogadam jak przyjedziesz do B-stoku” – mówi. Smutno mi wtedy... A wczoraj zadzwonił. No nie on, mama, ale potem wyrwał jej słuchawkę. Okazało się, że mój braciszek skręcił sobie nóżkę. W niedzielę pojechali ze znajomymi na sanki do Ogrodniczek, albo na jakąś górkę w ich okolicach. Anyway, jeśli się nie mylę to można tam dojechać busem numer 3. Pojechali i mój wspaniały brat już przy pierwszym zjeździe nogę sobie skręcił. Dwa lata temu, na deskorolce. Teraz druga noga na sankach... Ma chłopak szczęście. I siedzi w domku, nie mniej do mnie przyjeżdża – to najważniejsze! Mamie podyktowałam listę rzeczy, które P. ma mi przywieźć. Oprócz tego jemu samemu też przypomniałam o tym i owym. Już mieliśmy kończyć kiedy:
P: Alex, zbieraj kasę na browara.
Ja: Jasne. Przecież powiedziałam, że jak przyjedziesz to idziemy na piwo.
P: Na dwa. Tylko żebyś ty się Alex nie upiła...
Ja: P. Niech cię o to głowa nie boli. Bez obaw. Możesz mi tylko przywieźć coś typowo podlaskiego. Na przykład prawdziwą podlaską żubrówkę...
P: Jasne. Przywiozę ci. Rosyjską wódkę. Ale taką wiesz. Z Jurowieckiej*.
Ja: P! Jesteś kochany! Tak, właśnie coś takiego mi przywieź. Rosyjskiego gula**...
P: Taaak... Rosyjskiego gula. Ty, Alex, ale wiesz, że rosyjska wódka to rosyjska ruletka. Nigdy nie wiesz na co trafisz... Blondi (mama) mówi, że ona może powodować ślepotę.
Ja: To jak będziesz kupować to powiedz, że ta osoba co ją pić będzie nie chce oślepnąć.
P: Alex, siostro ty moja, tobie i tak już nic nie pomoże... (wrrrrrr – jak on mógł...L)
*Na targowisku przy ul. Jurowieckiej można kupić wszystko. Także „importowany” alkohol.
** gul (od „Wiśniowego gulla”) – najgorsze co może być. Jabol po prostu.
I tak sobie dalej gawędziliśmy miło i przyjemnie. Oczywiście żartowałam z tą wódką bo ja okropnie wódki nie lubię. Ostatni raz piłam na swojej studniówce i nigdy więcej nie wezmę tego do ust. Pozostanę wierna Martini. A brata na piwo wezmę. Mama potem powie, że brata rozpijam, ale chciałabym iść do knajpy z bratem... I sobie pogadać. Bo on nie ma co prawda jeszcze 17 lat, ale równy z niego gość. Inteligentny i można z nim pogadać tak, jak z niejednym dorosłym nie można. Braciszek zlecił mi jeszcze wyszukanie w Sieci informacji o najbliższych imprezach hiphopowych i rozłączył się. A niech idzie do instytutu taty i niech sobie szuka sam!!! Czy ja nie mam co robić...???
Była dziś u mnie A. Prawdę mówiąc myślałam, ze nie przyjdzie bo dochodziła 17, a jej ani śladu. Do kosmetyczki poszłam, spędziłam tam jakiś czas, myślałam, że kiedy wrócę to A. będzie. Ale nie. Ledwie usiadłam przed komputerem a tu domofon. A. zjadła dwie kanapki z pasztetem, wypiła truskawkową herbatę, ponarzekała na głupią koleżankę z grupy i poszła. Aha! Powiedziała też, że jak dotąd nie ma żadnych objawów świadczących, że mogłaby być „przy nadziei”. W sumie szkoda... Hihihi okropna jestem.... Ale takie maleństwa są słodkie... A tak a propos maleństw. To T., synek B., totalnie mnie zaskakuje swoimi odzywkami. Ma dopiero 3 lata a gada... Nie powtórzę, choćbym chciała. Następnym razem będę zapisywać. Dziecko szybko się uczy... Czasem nie mogę wyjść z podziwu nad jego językiem. Nie, Eljot, nie przeklina, ale mówi tak, jak zwykle nie mówią dzieci w jego wieku. zdania pełne, rozbudowane, mniej więcej gramatycznie poprawne.. I czasem tak śmieszne, że boki zrywam ze śmiechu. Chociaż taką mam rozrywkę.
Znowu ogarnął mnie dziwny nastrój. Dlatego kończę. Niech Ci się przyśni coś ładnego. Moje chmurki jeszcze nie wróciły... Idę przygotowywać się do jutrzejszych zajęć. Trzymaj się ciepło.
P.S. Mam nadzieję (nie lubię tego sformułowania), że dziś się wyśpię. Na podwójnym materacu, pod kolorową kołderką... Różową w nieco infantylne serduszka... Ale bardzo ją lubię. I mam pod nią ładne, kolorowe sny... Papa.