Najnowsze wpisy, strona 115


sty 26 2004 ZACZARUJĘ ŚWIAT!!!!
Komentarze: 0

Aniele!!! Więcej nie zsyłaj mi takich snów!!! Wiem, że wczoraj to może się sama prosiłam, ale nigdy więcej!!! Wyobraź sobie, że najprawdopodobniej po obejrzeniu filmu „Nieodwracalne” miałam sen. Śniło mi się, że ktoś do mnie strzela. Siedziałam na jakimś murku i nagle zobaczyłam wycelowaną w siebie lufę pistoletu. A potem widziałam siebie z przestrzeloną piersią. Nie rób mi anielski Eljocie takich niespodzianek. A zaraz potem śniło mi się, że tańczę. W jakimś klubie. Chyba ALIBI to było sądząc po wystroju. Tańczyłam, a Dżem śpiewał. Sama jestem na parkiecie w jakiejś krótkiej, powiewnej sukience. Za sobą poczułam czyjąś obecność. Czyjeś ręce oplotły moją talię. I tyle. Nie wiem kim był tancerz – obudziłam  się. Takie sny to możesz mi przysłać. Takie miłe i sympatyczne proszę bardzo.

Poniedziałek minął szybko. Bardzo szybko. Może dlatego, że wypełniony był oczekiwaniem. Przecież pan K. miał przynieść mi książkę. Nie dziw się, że byłam podenerwowana. Ty też byś był, jak miałbyś zobaczyć kogoś, kto... A zresztą to już nie istotne. Pan K. nie przyszedł jednak o umówionej godzinie, ale znacznie później. Ważne, że przyszedł. Dziwnie się poczułam, ale nie będę już o tym pisać. Ten człowiek dziwnie na mnie działa... Pogadaliśmy chwilę i poszedł do siebie. Poza tym pan K. się przeprowadza. Nie wie jeszcze gdzie, ale się przeprowadza. To się nazywa właściwe podejście. Powiedział też, że po sesji (jego) musimy umówić się na „jakąś kawkę” i pogadać. Eh!!! To wszystko jest takie skomplikowane... I jeszcze coś. Zaprosił mnie do siebie. Bo zapomniał mi przynieść „Nortona antivirusa 2003” wobec czego powiedział, że mam po niego sama przyjechać. Raczej nie pojadę, choć w gruncie rzeczy pan K. to nie jest zły człowiek. Nie można przecież tak od razu człowieka skreślać, bo coś nie wyszło.

Teraz czekam na mojego brata. Za jakąś godzinę z kawałkiem powinien już być. Dzwoniłam żeby zapytać jak mu się jedzie. Powiedział, że fajnie i bez atrakcji. Powiedział też, że mogę już chłodzić żubrówkę. Ja mu na to, że chyba żartuje – na piwo z nim pójdę, ale wódki pić mu nie dam. On rosyjskiej też nie wiezie. Nie wiezie też plakatu – nie chciało mu się wieźć bezpośrednim pociągiem małego ruloniku. Przedźwigałby się! Ale wiezie dużo pysznego jedzonka!!! Mniam mniam...

Na zajęciach też było znośnie. Słownictwo. Cała masa okropnych i skomplikowanych idiomów związanych z ubraniami i kolorami. Aż strach pomyśleć, że muszę je wszystkie znać. Potem konwersacje -  ostatnia tura speechów i gra w słówka. Gra bardzo mi się podobała. Nazywa się Tabu. Zastanawiam się czy nie kupić sobie polskiej wersji. Tylko z kim miałabym grać... B. podzielił nas na trzy 4-osobowe grupy. Każda osoba miała przez 2 minuty podawać definicję jak największej ilości słowa podanego na losowanej karcie. Nie mogła jednak użyć słów bezpośrednio związanych z tym wyrazem podanych poniżej. I tak zbierało się punkty,. Trudne, ale ciekawe przez to. Nawet nieźle nam szło. W środę spotkanie indywidualne z B. będzie mówił o naszym „spoken English”. Pani Cz. spóźniła się na gramatykę. Ale pocieszyła nas tym, że podobno pani W., z którą mamy mieć zajęcia w następnym semestrze robi podobny program co pani M. w naszych sercach zaiskrzyła się iskierka nadziei, że zajęć z panią M. będzie mniej. A tak przy okazji. Postanowiłam definitywnie, że w czwartek nie idę na zajęcia. I nikt mnie nie zmusi do tego. Nawet Ty i Twoje przekonywania, że powinnam, że trzeba i tak dalej. Nie idę i już!!!

U B. też dziś byłam, mimo, że poniedziałek to nie jest „mój dzień”. Ale to już chyba ostatni raz. Jutro idę, jak zwykle. Spokojnie było, bo mały spał i mogłam posiedzieć i poczytać. Fajnie było. Kiedy szłam do B. fatalnie się czułam. Zmęczona i wyczerpana. Przecież po zajęciach wróciłam o 15, a o 15:40 musiałam wychodzić. W tym czasie musiałam coś zjeść i przygotować się na spotkanie z panem K. psychicznie się przygotować. Poza tym po drodze zrobiłam zakupy dość duże i jak przyszłam do domu to czułam się jak wracająca z pracy Matka Polka obładowana torbami. G. i A. śmiały się z tego, a ja razem z nimi. No, ale ostatecznie musiałam przygotować się na przyjazd brata i nie mam tu na myśli napojów wysokoprocentowych. W każdym razie do B. dotarłam śpiąca i niekontaktująca lekko. Wypiłam tak kawę. Pysznego Jacobsa i od razu poczułam się lepiej. Nie ma to jak kawa!!! Jeszcze dobrze nie zdążyłam  odpocząć po pracy, a zjawił się pan K. przerywając swym nagłym przyjściem moją konwersację on-line z Z. Zaraz po nim z sąsiedzką wizytą wpadła N. obejrzała zdjęcia z mojej studniówki, a przy okazji i inne też. Pośmiałyśmy się. Stwierdziłyśmy, że świat jest mały. No jest mały... Skoro nawet ja i H. by accident znamy tego samego człowieka. No, może to za dużo powiedziane. To H. go zna. Ja tylko dwa razy w roku go „odwiedzam”. Teraz okazało się, że N. kilka dni temu poznała niejakiego Dominika P. Chłopaka, którego znam z liceum. Był dwie klasy niżej, ale przez znajomość z moją koleżanką G. mieliśmy okazję się poznać. Dominik P. towarzyszył nawet G. na naszej studniówce. I bawił się lepiej od niej. Zresztą G. wtedy niezłe cyrki wyczyniała... Kiedyś Ci o tym opowiem. Dominik P. przeprowadza się do stolicy, żeby studiować w tamtejszej Akademii Teatralnej. Życzę mu powodzenia.

Jest 21:45. Za kwadrans pociąg relacji Suwałki – Wrocław wjedzie na któryś peron Dworca Głównego. Z tego wynika, że P. będzie tu za maksymalnie 45 minut. Mój kochany brat... Nigdy nie myślałam, ze to powiem. Ale powiem: tęsknię za nim. 

Możesz się odmeldować, Eljot. Dzięki za ten dzień. Kolejny dzień. Postaram się od dziś ZACZAROWAĆ ŚWIAT. No i Z. prosił żeby jego też ZACZAROWAĆ. Tylko jak mam to zrobić. Muszę pomyśleć nad jakąś strategią. Biedny Z. nie wie co mówi, ale będzie miał CZARY. Aparatki umieją czarować... Oj umieją. Kolorowych snów Eljot, Aniele mój.

 

alexbluessy : :
sty 26 2004 Kiedy budzę się rano...
Komentarze: 0

Dzień dobry Eljot, Mój Aniele!!! Jesteś przy mnie, ale pojawiasz się dopiero od pewnej godziny. Kiedyś musisz mi opowiedzieć jak wyglądają Twoje poranki... Bo dla mnie na przykład to właśnie poranek jest najbardziej niezwykłą porą dnia. Porą tonącą w spokoju, ciszy, tajemnicy i oczekiwaniu. Przecież rano nie wiemy co nas spotka... Bo Ty, Eljot, „przejmujesz nade mną kontrolę” w momencie kiedy wyjdę z domu. Potem już pozostajesz przy mnie dopóki nie zasnę, ale nie wiesz jak wyglądają moje poranki. Może Anioły wiedzą dużo, ale jestem pewna, że Ty o moich porankach nie wiesz nic. A jesteś zbyt taktowny żeby mnie o to zapytać... I ja chcę Ci o tych moich porankach powiedzieć. Może wtedy będziesz przychodził „po mnie” nieco wcześniej... ???

„Kiedy budzę się rano i wyglądam przez okno, ten sam wiatr wieje i te same drzewa mokną(...)”

Prawdę powiedziawszy kiedy budzę się rano to nic nie widzę bo najczęściej jest jeszcze ciemno. Ale ja uwielbiam rano wstawać. Tylko w pojedynczych oknach domu naprzeciwko palą się światła i lampki na „osiedlowej” choince. Wstaję. Z jeszcze potarganymi włosami i w piżamie idę do kuchni. Wstawiam wodę na kawę. Jest cicho. Flatmates jeszcze śpią... Czuję się jakbym była sama. Sama we własnym domu. Rewelacja! W czasie, kiedy woda się gotuje idę do łazienki – czas na poranną toaletę. Ścielę łóżko. Jeszcze w piżamie piję kawę i włączam radio. Poranne wiadomości codziennie brzmią podobnie. Ktoś podał się do dymisji, ktoś inny strajkuje, znowu zginęli żołnierze. Małysz skoczył x metrów dalej niż ostatnio, a Ajax Amsterdam przegrał z Valencia y:z. Gorąca, aromatyczna Jacobs Cronat Gold stawia mnie na nogi. Czas się ubrać. Nie spędzam godziny przed szafą. Ten problem mnie nie dotyczy. Ważne, żeby wyglądać czysto i schludnie. W takim, jak lubię najbardziej, sportowo-eleganckim stylu. Już ubrana zjadam śniadanie – zwykle dwie grzanki z miodem i jakiś owoc. Do tego czerwona lub owocowa herbata. Do torby pakuję skoroszyt, książki (lub gazetę jeśli idę do B.), telefon i walkmana. Jeszcze tylko makijaż i włosy. Ten pierwszy idzie szybko. Nie mam problemów z cerą więc nie używam żadnych fluidów ani podkładów. Ograniczam się do ochronnego kremu, którego równorzędnym zadaniem jest poprawienie kolorytu mojej, i tak ciemnej, karnacji. Skupiam się na kresce zrobionej na dolnej powiece, cieniach – zazwyczaj w odcieniu zbliżonym do koloru bluzki lub swetra i tuszu do rzęs. Na usta nakładam odrobinę błyszczyku lub szminki. Zakładam kolczyki. W zależności od stroju małe łezki, które brat przywiózł mi z Włoch; bardziej eleganckie, których kształtu nie umiem nazwać albo wiszące koła. Zawsze jednak srebrne. Zapinam zegarek. Swoich włosów i tak nie poskromię więc ograniczam się do „trochę” pianki i lakieru. Jestem gotowa do wyjścia. W dużym lustrze widzę ładną dziewczynę. Jest zadowolona ze swojej figury i wyglądu w ogóle. Długo dochodziłam do tego stanu, ale lubię siebie!!! Spogląda na mnie szczupła dziewczyna, z twarzą okoloną przez sięgające ramion „kręciołki”. Oczy koloru orzecha albo ciemnego piwa  podkreślone eyelinerem dostają jakiegoś tajemniczego wyrazu. Mały, delikatny nos i takie same uszy. Usta... Mają ładny kształt, kolor nawet też. Mama powiedziała mi kiedyś, że usta mam słodziutkie i jakby stworzone do całowania... Ta dziewczyna wie, że może się podobać. Więc czemu jest smutna??? Czemu się nie uśmiecha??? Znalazła swojego Anioła „Opiekuna” więc dlaczego???

Wyłączam radio... Zakładam buty i płaszcz. Gaszę światła, zamykam drzwi. Wychodzę... Po drodze wstępuję do sklepu po  „Kubusia” – najlepiej z malinami. Zaczął się kolejny dzień...

alexbluessy : :
sty 25 2004 Chwile zatrzymane błyskiem flesza...
Komentarze: 0

Aniele!!! Jak Ci się podobał film??? Ja użyłabym takich przymiotników: dziwny, brutalny, pobudzający, intrygujący. Siedziałam jak na szpilkach. Nawet się zbulwersowałam jego brutalnością i krzykliwością (???). Teraz się nie dziwię oburzeniu krytyki i publiczności. I oczywiście fanów Moniki Bellucci. Zaraz po premierze, albo nawet jeszcze przed nią nagłówki włoskich i francuskich gazet pytały: „Monica, co ty zrobiłaś???”. Nie dziwię im się. W końcu grać przez kilkanaście minut ofiarę gwałtu to nie lada wyzwanie. A ta znana i świetna aktorka po zakończeniu zdjęć zażyczyła sobie stworzenie takiej samej sukienki w jakiej została „zgwałcona”. Rola Alexandry (!!!) to rola tak różna od roli Maleny. A jak myślisz, Eljot, do jakiej konwencji można „Nieodwracalne” przypisać? Na pewno jakiś dramat. Thriller? Bo ja wiem??? Chyba raczej nie.... Na pewno coś psychologicznego. W zasadzie fabuła zwyczajna. Dwóch facetów - przyjaciół i kobieta. Piękna kobieta. Jeden ex i jeden obecny. Impreza, kłótnia z facetem, wcześniejszy powrót do domu. Przejście przez ciemny tunel. Spotkanie niewyraźnego, naćpanego typa. Gwałt. Śpiączka. W każdym innym filmie to byłby dopiero wstęp. Ale nie u Gaspara No’go. Te wszystkie wątki składają się na trwający niewiele ponad godzinę film. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Często obraz jest rozmazany. Najciekawszym zabiegiem jest jednak to, że film oglądamy od końca. To, co winno być na początku widzimy na końcu. Trzeba to zobaczyć. Warto.

Irrversible (Nieodwracalny). Ponieważ czas niszczy wszystko. Ponieważ pewne czyny są niepowetowane. Ponieważ człowiek jest jak zwierzę. Ponieważ wola zemsty jest naturalnym instynktem. Ponieważ największe zbrodnie nie są karane. Ponieważ miłość jest jak źródło życia. Ponieważ ostrzeżenia nie zmieniają biegu rzeczy. Ponieważ czas objawia wszystko. (źródło: onet.pl)
Pozostając w temacie czasu. Dziś, jak już pewnie zauważyłeś, zrobiłam sobie dzień odpoczynku. Odpoczynku od wszystkiego, a przede wszystkim od nauki. Co prawda G. mnie zagadnęła czy sesja już mi się skończyła, i trochę mnie tym rozbiła (przybiła). Bo przecież ja tak naprawdę to nie wiem jeszcze jak taka sesja wygląda. Tyle co z opowiadań taty i studiujących znajomych. Chciałabym poczuć ten klimat, tą atmosferę... Eh!!! Prawda, będę jeszcze jakoś poprawiać to głupie 3+ ze słownictwa, ale dokładnie kiedy to nie wiem. Muszę mieć jak najlepsze wyniki.  To mój cel. Tak samo jak dostanie się na etnologię (o ile uruchomią kierunek) albo niderlandystykę (tak, tak, tak!!!!). Chyba, że los spłata mi figla (ale to byłoby podłe) i wyląduję na astronomii albo fizyce (nie, nie, nie!!!). W końcu jakieś uwarunkowania genetycznie pewnie posiadam... A w grudniu 2004 zdaję certyfikat CAE i wyjeżdżam. To już postanowione. Ty, oczywiście lecisz ze mną. Bez Ciebie Eljot, mój Aniele, się nie ruszam. Dobra. Zostawiam smutny dla mnie temat. W Dniu Nicnierobienia postanowiłam obejrzeć zdjęcia. Powrócić do tych kilku chwil zatrzymanych fleszem. Ale kiedyś wyglądałam, co??? Boki zrywać!!! Bo dzieckiem to byłam ładnym nie chwaląc się – nawet bardzo ładnym. Potem coś się ze mną stało. A w końcu przerodziłam się w ... „Całkiem Ładną Dziewczynę” – tak to nazwijmy. Ale od początku.

Zaczęliśmy od albumu ze zdjęciami z okresu niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa. Mojego, tudzież P. -mojego kochanego brata. Z tego, co zdążyłeś się pewnie zorientować, to jest to jedyny album gdzie tylko na co poniektórym zdjęciu pojawia się mój tata. Smutno mi z tego powodu. Ale co mam zrobić. Przecież ja się prawie bez ojca wychowałam. P. też. Tata pracował dużo na zagranicznych uniwersytetach, często wyjeżdżał. A my zostawaliśmy z mamą albo z dziadkami. Chyba dlatego nie mam wielu wspomnień z dzieciństwa związanego z moim tatą. Mój brat też nie. Oczywiście miałam to, czego nie mieli moi rówieśnicy. Zabawki, ubrania, słodycze przywiezione z Belgii, Włoch albo Londynu. Ale czy to jest w stanie zastąpić ojca??? Zdecydowanie nie!!! Ale chyba znowu odeszłam od tematu. W tym albumie oprócz zdjęć z dzieciństwa są też te z czasów szkoły podstawowej. Jak ja wtedy wyglądałam!!! Lepiej tego nie wspominać! Nie mów o tym Eljot nikomu, dobrze? Babski sylwester w 8 klasie, gdzie wszystkie cztery (K., M., G. i ja) przebrałyśmy się za będące na topie wtedy Spice Girls. Fajnie się to teraz wspomina. W następnym albumie zatrzymałam chwile z pierwszych lat liceum. Szkolne wycieczki (2 na cztery lata nauki). Szkolne imprezy. Wakacje w Darłówku, Łebie, u dziadków. Święta i zimowe ferie spędzane u rodziców mamy... Z rozrzewnieniem je wspominam. Chyba zdjęć z wakacji i świąt mam najwięcej. Wcale mi to nie przeszkadza. W przedostatnim albumie obejrzeliśmy zdjęcia z ostatniej klasy liceum. A więc też te ze studniówki. Popatrzyłam na nas – 31 bab. Wszystkie roześmiane, wymalowane, wystrojone... Nasi studniówkowi partnerzy już mniej zadowoleni. Może faceci nie przepadają za robieniem im zdjęć??? Jak myślisz Eljot, jak to jest??? Zaraz za nimi zdjęcia z pomaturalnych wakacji. Głównie z Warszawy. I okolic. A potem... Potem studniówka pana D. Nie mogę udawać, że tych zdjęć tam nie ma. Przecież to fragment mojej biografii. W pewnym sensie nawet jakiś fragment historii. I w końcu ostatni album. A raczej potężna, zielona księga ozdobiona wizerunkiem kwiatka. Tutaj ukryłam ostatnie 2-3 lata swojego życia. Są więc zdjęcia z Tour Salonów w Poznaniu, zdjęcia z wycieczek do Kórnika i Rogalina. Międzynarodowe Targi Turystyczne w Berlinie i „berlińskie krajobrazy”. Są święta u dziadków i sylwestrowe „Last Minute u Mariana”. Jak te wszystkie chwile wspominam to się uśmiecham. Zauważyłeś, że kiedy doszliśmy do fotek z imprezy pt.: „Pożegnanie przed Wakacjami” to się roześmiałam na cały głos. Ale miałyśmy wtedy z K. (siostrą P.) fazę. Ale fajnie było... To w oglądaniu zdjęć lubię najbardziej. Jestem Berlinie, aby zaraz przenieść się do Ogrodów Branickich. Warszawa, a po chwili wrocławski Rynek. Niesamowite...

Chwile zatrzymane błyskiem flesza...

Mam też kilka setek slajdów. Ale na nich tata utrwalił moje bardzo, bardzo wczesne dzieciństwo i swoje podróże służbowe. Znaczy miejsca, które odwiedził. Londyn, Triest, Edynburgh, Bonn... Zazdroszczę mu tego. Odkąd przeniósł się do B-stoku już nie jeździ na zagraniczne występy. Publikuje prace naukowe i udziela się na forum województwa. Pewnie niedługo kraju. Jemu to wystarczy. Kocha uczyć. Nie mam takiego daru przekazywania wiedzy, a tatę prawie co roku studenci uznają najlepszym wykładowcą na wydziale. Dumna z niego jestem. Może, mi ta duma trochę wynagradza stracone dzieciństwo... Choć na pewno nie do końca. Pamiętasz, Aniele to czarno-białe zdjęcie, na którym przy stole siedzi mój tata??? A zauważyłeś co było napisane po drugiej stronie??? Zdjęcie zostało zrobione ! stycznia 1980 roku. Rodzice chyba nawet nie byli jeszcze zaręczeni. Mama napisała: „To jest pan Zbigniew H******** pijany, rozmyślający o mojej rywalce fizyce”. „Ta” fizyka zawsze była rywalką. Dla mamy, a potem dla mnie w zasadzie też.  Nie wiem jaki P. ma stosunek do tego. Ale z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że on też ma szansę zostać „mózgiem narodu”. Jeśli w wieku 16 lat bierze się za czytanie o strukturze fizyki... I’m impressed. Chociaż ja mu od jakiś 10 lat wróżę karierę lekarza. No, może jeszcze poświęcić się muzyce – ma przecież predyspozycje ku temu. Cokolwiek z tych rzeczy wybierze i tak narodowi służyć w jakiś sposób będzie.

To by było tyle na dzisiaj... A nie! Wcale nie! Czemu nic nie mówisz??? Nie wkurzyłeś się jak Ci film przerwano??? Pewnie, że się wkurzyłeś. Ja też. A może nawet bardziej bo nie mam takiej anielskiej duszy jak Ty. Przecież pan K. nie patrząc na to, że opis na gg brzmiał: „„Nieodwracalne” – oglądam strasznie brutalny film. Będę miała koszmary” wziął się i włączył. Normalnie się zirytowałam w tym momencie. A jak wiesz to bardzo źle. Pytał czy może mi książkę jutro odnieść. W takim momencie!!! Co za wyczucie czasu! Stanęło na tym, że jutro (o ile pan K. nie zapomni) między 15 a 16 powinnam swoją „Samotność w Sieci” mieć z powrotem. Na koniec powiedział, że nie powinnam sama oglądać strasznych filmów. To mu powiedziałam, że po pierwsze to nie straszny tylko BRUTALNY, a po drugie zapytałam skąd wie, że sama oglądam. A on mi na to, że przecież  napisałam „oglądam”, a nie „oglądamy”. To ja mu na to, że przecież gg jest moje. A on przyznał rację i się rozłączył. Ale się śmiałeś Eljot. Biedny pan K. Pewnie głupio mu się zrobiło... Trudno. Chociaż może ja też powinnam być milsza... Kurcze, Aniele mój, teraz będę to przez resztę wieczoru rozpamiętywać. Chyba, że się stanie coś, co zajmie moją uwagę. Niech się tak stanie. Użyj swoich anielskich mocy. Plizzzzzzz Eljot, plizzzzzz!!!!!

Teraz już naprawdę kończę. Trzymaj się ciepło. do jutra!!! Papa.

alexbluessy : :
sty 25 2004 SAD - czyli Seasonal Affective Disorder
Komentarze: 0

Eljot, Mój Aniele!!! Dzisiaj sobie pospałam!!! A co najważniejsze, wyspałam się!!! Bez koszmarów, bez dziwnych snów, bez postaci z przeszłości. Czuję się świetnie! Nie chwali się co prawda dnia przed zachodem słońca, ale wydaje mi się, że dziś mogę odstąpić od reguły. Słoneczko za oknem, resztki śniegu na trawnikach, klimatyczna muzyka w głośnikach... Czy można chcieć więcej??? Eh! Można, można... Ale trzeba się też pogodzić z myślą, że nie zawsze dostaje się to, czego się chce. Nie zawsze też w czasie, kiedy się chce. Eh!

Od rana mam POWER!!!  Tak po prostu poczułam w sobie siłę do działania. Może Twoja, nieobecna (niewidoczna) obecność mi pomogła??? W każdym razie zrobiłam od rana wszystko to, co powinno być zrobione już jakiś czas temu. Zaraz po porannej kawie zabrałam się do układania przepisów kulinarnych. Może teraz zachce mi się gotować coś bardziej wymyślnego niż wariancje na tematy ryżowo-makaronowe... Książki kucharskie przeniosłam z kuchni  do pokoju (!!!), przez co zrobiło się w szafce dużo miejsca. Poukładałam makarony, puszki, ryże, sosy, przyprawy i tego typu sprawy. Jutro P. przywiezie mi dużo rzeczy – musi być miejsce. A poza tym pomyślałam sobie, że może to przez „przeładowanie” nie chciało mi się kombinować z jedzeniem. Pewnie zdziwiłeś się tym, co zastałeś kiedy przyszedłeś. Całe łóżko zasłane papierami mniejszymi i większymi. A na wszystkich kolorowe zdjęcia z apetycznie wyglądającym jedzonkiem. Pewnie anielska ślinka Ci pociekła... Eljot, Aniele, ja bym chętnie wszystkie te przepisy wypróbowała, ale dla kogo mam gotować??? Dla mnie samej nie chce mi się za bardzo. A Ty przecież nie jadasz ziemskiego jedzenia –Ty  się żywisz ludzkimi sprawami i stanem ludzkiej duszy. Im nastrój pogodniejszy, tym Tobie bardziej smakuje. Odbiegłam zdaje się od tematu. No więc ułożyłam te papiery w jednym segregatorze. Stworzyłam z nich „kulinarny” nieład artystyczny. Zresztą w kuchni nie ma nic lepszego od improwizacji-kombinacji. W ciągu tej godziny z kawałkiem przesłuchałam płytę PWRD i kilkakrotnie winampową playlistę. Pozostającą w niezmienionym składzie od czwartku, z kilkoma jedynie dodatkami. Fajnie się zaczęła niedziela. Kiedy już uporałam się z „książką kucharską” zabrałam się za odkurzanie mebli. Seweryn Krajewski śpiewał, wtórowała mu Patricia Kaas, Natalie Cole i inne osobistości świata muzyki. Ekran wygaszony, nikogo na gg. Spokój i cisza!!! Supcio! Ułożyłam porządnie płyty, od najbardziej słuchanych, do tych już zapomnianych i bez szans raczej na włączenie. Zrobiłam porządek w mapach i turystycznych folderach. Wbiłam w ścianę kilka gwoździ. Tak, tak Eljot. To były gwoździe. Czułam jak zatykasz swoje delikatne uszy. Ale musisz przyznać, że warto było pocierpieć te parę chwil. Nad wezgłowiem łóżka powiesiłam  przecież aniołka. Nie szkodzi, że z masy solnej. Śliczny jest. Czekał grzecznie na półce kilka miesięcy. W końcu się doczekał. Pewnie oboje czekaliśmy. Bo ja na niego, też czekałam. Na Długim Targu w Gdańsku. Czekałam, aż pani artystka mi go pomaluje na kolor jaki chciałam. Potem miałam malować pokój, więc nie wieszałam go. A kiedy w rezultacie pokoju nie pomalowałam (jak będzie ciepło to się za to wezmę)  to o aniołku zapomniałam. Wczoraj zdecydowałam: anioł musi wisieć. I dziś wbiłam kilka gwoździ. Bo przy okazji przecież powiesiłam też mały, drewniany krzyżyk. Też nad łóżkiem. Mimo, że tymczasowo wyznaję ateizm (liczę, że wkrótce mi przejdzie) i dziś mimo niedzieli nie mogłam się przemóc i wyjść do Kościoła to czuję się spokojniej i bezpieczniej z wiedzą, że On tam wisi. To już dwa gwoździe. Na kolejnych dwóch zawisły drewniane ramki ze zdjęciami koni. Te obrazki wiszą u mnie od kilu lat – od powrotu z pierwszego obozu jeździeckiego. Już nie na gwoździach powiesiłam mapę Europy. Kiedyś musisz mi opowiedzieć o swoich podróżach. Szkoda tylko, że nie jest bardziej kolorowa – trochę wtapia się w żółtą ścianę. Ale nie szkodzi. Na koniec „umyłam” moją ulubioną zabawkę – komputer. Chociaż może „ulubiona” to za dużo powiedziane. Ostatnio wyprawia tak dziwne rzeczy, że nie bardzo nadążam za jej wyobraźnią. O ile taka bezduszna maszyna może mieć wyobraźnię. Z. mówi, że pewnie mam straszny bałagan na dysku. I Z. się nie myli. Muszę mieć bałagan – przecież ja jestem absolutny laik jeśli chodzi o komputery. Od września nic przy nim nie robiłam. A tata, informatyk jeden, powiedział, że nie muszę mieć żadnych partycji, że mi to niepotrzebne. A teraz to wychodzi. Niepotrzebne przerodziło się w potrzebne. I co ja mam zrobić. Zadzwonię po niego niech przyjedzie i zrobi porządek jak na bałaganił. Oni w instytucie mają serwisanta i nie muszą się martwić. A ja co mam? Ja mam tylko dwie rączki i wariującą maszynę na biurku. Pójdę, kupię jakieś mądre książki to sama spróbuję zrozumieć stan ducha mojego, wydawałoby się jeszcze niedawno, „przyjaciela”. Boję się tylko, że jak zacznę mu pomagać by my own, to on popadnie w jeszcze większą depresję. Chociaż Z. się ucieszył, ze złego samopoczucia mojego kochanego komputerka! Wrrrrr – nieładnie, nieładnie... ;-) Jest jeden pożytek. Wczoraj dokładnie przyjrzałam się temu „niewdzięcznikowi” i odkryłam gdzie mogę podłączyć mikrofon do rozmów głosowych on-line. Jest tylko jeden problem. GG mam chronione jakimś pierońskim firewallem – żebym ja chociaż wiedziała co to za cudo... A tlen, który odpowiada mi o wiele bardziej niż GG, padł. Umarł, jak zwał, tak zwał, ważne, że nie mogę go uruchomić. Pojawia się tylko komunikat „stuck overflow”. I ikonki znikają. Wrrrrr... Tak więc na razie muszę zapomnieć o głosowych rozmowach.... Może kiedyś jeszcze dokupię kamerę, bo słyszeć głos nic nie widząc to trochę dziwne. Chociaż z nami przecież też tak jest. Słyszę Twój głos, podpowiadający mi co robić, ale Cię nie widzę. To tak, ale Ty jesteś Aniołem. Nie mam prawa Cię widzieć.  Podobnie jest z Wirtualnym Światem...

Wczoraj zapomniałam Ci powiedzieć – zapewne  byłam podekscytowana odkryciem kim jesteś. W każdym razie domyślam się co było przyczyną mojego absolutnie dekadenckiego nastroju utrzymującego się od dłuższego czasu. Był to SAD. Mówiąc językiem psychologów -  Seasonal Affective Disorder. Po naszemu to jest coś jak: sezonowe obniżenie nastroju. Albo, jeśli ktoś woli, smutek pochmurnego dnia. Ja tych pochmurnych dni miałam bardzo dużo ostatnimi czasy. I nawet nie starałam się tego ukrywać. Po co mówić coś, skoro jest zupełnie odwrotnie??? Zresztą ja nie umiem udawać. Nie jestem też optymistką. Nie pasuje do mnie stwierdzenie Moliera, że „optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest w porządku, kiedy nam się dzieje źle”. Po mnie od razu widać, że jest coś nie tak. Na dzień dzisiejszy trzymam się. Niech tak zostanie, a Ty, anielski Eljocie, mi w tym pomożesz. J

alexbluessy : :
sty 24 2004 E - jak Anioł.
Komentarze: 2

 Eljot!!! Już wiem kim jesteś... Jesteś Moim Aniołem Od Oczyszczenia Duszy. Kiedy do Ciebie piszę oczyszczam się. W pewnym sensie smutki stają się mniejsze, choć na parę chwil o nich zapominam. Kiedy do Ciebie piszę otwieram swoją duszę. Mówię, bezceremonialnie, prosto w oczy jak jest. Co się stało, staram się powiedzieć dlaczego tak się stało (ale najczęściej mi to nie wychodzi) i dlaczego jest mi z tego powodu źle. Ponieważ jesteś Aniołem, moim osobistym Aniołem, nie możesz się zmaterializować. A więc to nie na Ciebie czekam. Wiem jednak, że Ty mnie rozumiesz lepiej niż ktokolwiek inny. I dziękuję Ci za to, że jesteś. Za to, że mimo, że Cię nie widzę to czuję Twe ręce gdzieś nad moją głową. I za to, że czasem pełna jestem o Tobie zadumy... A prawdę o Tobie odkryłam całkiem przypadkiem. Pośrednio „maczał” w tym palce Z. otóż parę chwil temu postanowiłam dać moim flatmates trochę wytchnienia od hip hopu. Odpaliłam winampa, a że playlisty nie zmieniałam od czwartkowego wieczora dobiegły mnie tak dobrze znane dźwięki. Wygasiłam monitor, zasłoniłam żaluzje, położyłam się. Akurat zaczynała się Ta piosenka. „Nie jesteś sama”. Pomyślałam – racja. Nie jestem sama. Przecież stale ktoś przy mnie jest. Ktoś się mną opiekuje. Ktoś daje mi siłę by żyć, by walczyć, by tańczyć... I tym Kimś jesteś Ty, Eljot – Mój Anioł Od Oczyszczenia Duszy. Tobie mogę zaufać bezgranicznie – nie zdradzisz mnie. I co najważniejsze będziesz. Mam wrażenie, że skoro już zaistniałeś w moim życiu to w nim pozostaniesz. I chciałabym, aby to trwało jak najdłużej. Bardzo jestem podekscytowana swoim nagłym odkryciem, ale to musiało kiedyś nadejść. I cieszę się z tego, że się w końcu stało. Wierzę, że tak pokierujesz moją Drogą, że kiedy stanę na jej rozstajach to spotkam tam Tego Człowieka, na którego czekam. I że wybiorę drogę właściwą. I razem z Nim pójdę odkrywać Nieznane.

Ostatnio wiele rzeczy kojarzy mi się z Miłością. Albo chociaż, użyję „mniejszych” słów, – stosunków damsko-męskich. Wczoraj do B. przyszedł z wizytą jej przyjaciel, o kilka lat młodszy J. Facet sympatyczny, przystojny, ustawiony też. Niedawno się ożenił, a teraz wiele rzeczy wskazuje na to, że będzie się rozwodził. Jego żona wyjechała na zagraniczne stypendium. Najpierw pół roku w Anglii, potem pół roku w Danii. Ich małżeństwo weszło w fazę kryzysu. A teraz oboje nie wiedzą, czego tak naprawdę chcą. I widzisz, Eljot, najlepsze jest to, że wiele osób mówi, że J. i jego żona do siebie nie pasują. Nie to jest jednak najistotniejsze, nie o tym chciałam Ci opowiedzieć. Otóż B. powiedziała wczoraj bardzo mądre słowa. Mniej więcej brzmiały tak: „Nie musicie się od razu rozwodzić. Odpocznijcie od siebie. Dajcie sobie czas. Pomyślcie, czego tak naprawdę chcecie. Zastanówcie się czy wasz związek to jest coś, na czym wam zależy. Czy jeszcze wam zależy. Pomyślcie, czy jest jeszcze o co walczyć. Czy chcecie o siebie walczyć. Nie róbcie tylko głupstw. Nie szukajcie nowych doznań. Nie szuka się, TO samo przychodzi. Nic na siłę.”. B. to bardzo mądra kobieta. Doświadczona przez życie i ex-męża kretyna. Podniosła się. Dziś potrafi śmiać się serdecznie otoczona gronem oddanych przyjaciół. Podziwiam ją.  Zapamiętałam szczególnie to, że Miłości się nie szuka. Ona przyjdzie sama.

 „(...)nie szukaj miłości. Ona przyjdzie do ciebie, cichutko, na palcach, owinie cię niebem i porwie do tańca. Ona siądzie na tobie jak koliber płocha – wtedy powiesz sobie, że naprawdę kochasz. Nie goń za miłością, raz się tylko żyje. Im bardziej jej szukasz, tym lepiej się kryje. Ona przyjdzie do ciebie cichutko, na palcach, owinie cię niebem i porwie do tańca(...)”.

Wczoraj nie napisałam do Ciebie, Aniele Mój, bo zostałam na noc u B. Przez chwilę miałam nawet olbrzymią ochotę powiadomić o tym moich Wirtualnych Znajomych. Szybko jednak pozbyłam się tej myśli i chęci. Nie mam nic na koncie w mojej komórce to raz, a dwa chciałam zobaczyć jak to będzie. Jak to będzie bez możliwości kontaktu z nimi. Dobrze było. Nie będę jednak ukrywać, że czułam jakąś bliżej nieokreśloną tęsknotę. Tęsknotę za Tym Światem. Głupie??? Może. I wiesz, Eljot, co jeszcze? Źle się trochę czułam ze świadomością, że skoro do Ciebie nie napisałam i że nie ma mnie on-line przez prawie dwa dni, to że oni mogą pomyśleć, że coś sobie zrobiłam. Głupio myślałam, wiem. Chociaż może nie do końca... Bo widzisz, Eljot, w czwartek pożegnałam się z Z. w dziwnym nastroju. Zasmuciliśmy się oboje. On – bo wysłał mi piosenkę z prośbą o niepłakanie, a ja – bo się poryczałam. On się zasmucił bo pewnie czuł się winny moich łez, a ja się zasmuciłam bo nie potrafiłam swoich łez powstrzymać.  Bo ja już jestem taka głupio romantycznie rozmemłana. I takie byliśmy dwa smutki po dwóch stronach ekranu... Do B. szłam wczoraj na 10. kiedy wychodziłam z domu, nie powiedziałam moim flatmates, gdzie idę i kiedy wracam. Zaczęli się martwić. Tuż przed wyjściem dziś od B. odebrałam sms-a od Ł. Pytał czy wszystko w porządku i żebym wysłała sms-a albo sygnał bo się martwią. Pewnie gdybym miała kasę na koncie to bym coś wysłała, ale po chwili pomyślałam: „czy ja muszę się tłumaczyć z tego gdzie i na ile idę?”. Z drugiej strony to miłe, że się niepokoili. U B. nie było źle. Spokojnie i bez większych atrakcji. Chyba tego potrzebowałam. Odpoczynku od swojego pokoju. Od moich sprzętów. Wyspałam się. Odpoczęłam. Miałam co prawda sen, którego nie potrafię zinterpretować. Otóż śniła mi się bliska koleżanka z czasów szkoły podstawowej, niejaka K. Szła w moim kierunku, widziałam wyraźnie jej twarz, słyszałam głos. Coś do mnie mówiła, ale nie wiem co – nie słyszałam. Wtedy była blondynką, teraz włosy miała w jakimś odcieniu czerwieni. Ubrana byłą, jak dawniej – jeansowe ogrodniczki i bluza. Co to może znaczyć...??? Aniele Mój, może Ty wiesz??? Tej nocy miałam też dużo czasu na pomyślenie o wielu sprawach – tych większych i tych mniejszych. Przez moje myśli z dość dużą częstotliwością i uporczywością (???) przewijała się jedna osoba... I jeszcze jedno. Dziwna pora jak na takie odkrycia (było około 2 w nocy), ale dotarło do mnie coś. Uświadomiłam sobie rzecz, która mnie kręci. Naprawdę mnie to kręci, choć niektórym może się to wydać śmieszne. A mnie, Eljot, kręci widok mężczyzny (faceta) stukającego w klawisze klawiatury. Jest w tym coś niesamowitego. Nie umiem tego nazwać, ale jest to dla mnie widok przyjemny. Jego palce przypominają wtedy palce pianisty. I... Fantastyczne... Facet przy klawiaturze jest sexy... J

Pozdrawiam Cię, Aniele, serdecznie. Trwaj przy mnie i prowadź mnie. Trzymaj się cieplutko. I przydmuchaj mi różowe chmurki, które nie chcą powrócić... Papa.

 

alexbluessy : :