Najnowsze wpisy, strona 12


gru 08 2005 PLN. PLN. PLN.
Komentarze: 3

Zasnęłam całkiem spokojnie, zwłaszcza po miłym telefonie i smsie.

 

Obudziłam się nie bardzo rześka, ale przymus doczytania Dostojewskiego zwyciężył. Dzwonek do drzwi, gospodyni domu podała rozliczenie czynszu – do zapłaty 106 złotych. Brawo, czyli pozostała część pójdzie na opłacenie zaległości. Zerknięcie na dół wydruku i porażenie prądem – zadłużenie ponad 1000 złotych. Cała zaczęłam się trząść, wyszukałam dowody wpłat i poszłam pogadać z sekretarką (dobrze, że biuro Spółdzielni jest niemalże w tym samym budynku) – rzeczywiście błąd, nie uwzględniła ostatniej wpłaty. Zawsze to 500 złotych mniej...

 

Będę musiała się spiąć i problem jakoś rozwiązać. Na razie nie mam siły główkować, mam wrażenie, że ciągnę ostatkiem sił psychicznych muszę się doładować. Muszę wyjechać, jeszcze 2 tygodnie...

 

Tymczasem boję się siedzieć w domu, podskakuję na dźwięk telefonu, żeby czasem czegoś jeszcze nie usłyszę. Skrzynkę na listy też najchętniej bym omijała szerokim łukiem, albo przynajmniej udawała, że jej nie widzę.

I jeszcze zęby... W dwóch przydałoby się wypełnienie zrobić, w jednym trzeba wstawić koronkę – 600 złotych. Mama powiedziała, że pomoże, ale i tak będę musiała w styczniu od Rodziców pożyczyć żeby przed 1 lutego zapłacić za studia. Zęby... Ostatnio mój ulubiony doktor K. Poinformował nas, że jemu brakuje pięciu i jakoś żyje. A facet dopiero po 30-stce najwyżej... Trochę mnie pocieszył...

 

Zaraz po sesji, od połowy lutego zaczynam szukać pracy. Latem egzaminów będzie już mniej – tylko trzy, i łatwiejsze. A i czasu trochę więcej. Jakoś dam radę. Będę musiała.

Przydałyby mi się teraz te Karty Anielskie, na które czekam. Niech tylko je dostanę...

 

A może wykorzystać kredyt studencki i pod niego jakąś pożyczkę wziąć w banku... Może wyszłabym w ten sposób na prostą....

 

A tak poza tym to niech się dzieje, co ma być. TFUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!

 

alexbluessy : :
gru 07 2005 Hm...
Komentarze: 3

I co ja mam powiedzieć???

 

Wciąż tak samo jestem zakochana, a ostatnio nawet jakoś tak inaczej. Odwiedziłam Ukochanego w sobotę, postawiłam bańki (a ile zabawy przy tym było (bo to były takie gumowe, akupunkturowe).

... jego słowa: „stęskniłem się za tobą, cieszę się, że jesteś...” I ten jego wzrok, który na sobie poczułam... Wczoraj też tak patrzył.

 

Mikołaj się spisał. Przyniósł ciepluchne, mięciuchne papucie w kształcie głowy... to chyba piesek jest, oczy ma, nosek też i rudo-brązowe pokrycie. Na drugą część prezentu muszę poczekać, bo Mikołaj przez Internet zamówił, z racji tego, że w całym mieście nie mógł dostać Anielskich Kart „Życie z Aniołami”, o których pamiętał, że chciałabym je dostać.

Mikołaj zasnął w nowej piżamie na nowej poduszce, wcześniej pokręcił tyłeczkiem przed lustrem, że jaki to on jest seksowny i jak go piżamka wyszczupla. Ano jest, a czy wyszczupla... On i tak jest szczupły.

 

Wypiliśmy grzańca, zjedliśmy mandarynki, pomarańcze, marcepana i nasze ulubione kokosowe jeżyki. Trochę posłuchaliśmy American Christmas Songs i było milusio.

A za oknem biało... I z nieba sypie. Kociątko obserwuje świat bo nigdy jeszcze śniegu nie widziało. Jeszcze muszę napisać jedno wypracowanie, poczytać trochę „Zbrodnię i karę”, pojechać na uczelnię.

Do końca tygodnia musimy dopłacić za Sylwestra, za 2 tygodnie wsiadam w pociąg i jadę do Rodziców. A potem na narty...

 

Jakieś to chyba nieskładne, ale co ja mogę napisać...

 

alexbluessy : :
gru 01 2005 Dodano 1 grudnia...
Komentarze: 3

Zapisane 30 listopada 2005

Stres bierze górę nade mną. Uwalniają się negatywne emocje, co powoduje konflikty z otoczeniem.

Koncert okazał się niewypałem, nie przez kiepski występ Krzysztofa K., ale przez moje łzy, Ukochanego chorobę, napięcie między nami spowodowane wcześniejszym niedomówieniem, nieporozumieniem i niezrozumieniem. Wynikło kilka pomyłek, powstała napięta atmosfera i w ogóle jakoś tak nieciekawie.

 

Ukochanego rozłożyła choroba, a on zamiast leżeć jeździ do pracy. Wczoraj nie poszedł na angielski, ale na koncert tak. Bo się rozpłakałam, bo się zachowałam jak kretynka. A przecież mogliśmy zostać w domu, posiedzieć, wypić herbatę i wróciłabym do domu. A tak... A jemu było przykro, powiedział mi.

O rany, jaka ja jestem głupia...

 

Tylko, co ja mam powiedzieć??? Że to niczyja wina, jedynie moich hormonów, że to PMS, że w poniedziałek będzie po wszystkim??? Nie chcę tak mówić, bo to niczego nie rozwiąże. Dalej będę mówić, że wszystko gra. A tak naprawdę będę rozstrojona.

Od jakiegoś czasu źle sypiam, nie mogę zasnąć, a rano ciężko mi wstać. Radio musi grać całą noc, żeby zagłuszyć myśli i chore sny. Jedynie przy Ukochanym sen jest lekki, choć nie zawsze kolorowy. I co??? Co ja mam mu powiedzieć??? Że tak strasznie zazdroszczę M. i R., że oni już są razem, że mają Maleństwo i że ja też tak chcę. I to coraz bardziej chcę??? Że dlatego mu dwa razy odmówiłam, bo nie wiedziałam czy żartuje czy mówi serio, bo sam musi przyznać, że czasem zdarza mu się różnie mówić. Chyba tak powinnam mu powiedzieć...

A co poza tym??? Że boję się jeść czegoś twardszego żeby zębów nie stracić, że ilekroć gryzę jakiś kawałek chleba czy bułki mam wizję ich wypadania.

Mam mu powiedzieć, że już chcę z nim mieszkać, chcę żeby był, nawet, jeśli miałby być chory i mnie zarażać to chcę żeby był, że nie chcę dłużej czekać, ze każdy dzień bez niego to odliczanie godzin, to pocieszanie się, że już niedługo???

Mam mu powiedzieć, że już nie chcę dłużej budzić się w nocy czując przy sobie czyjąś obecność, i żeby się okazywało, że to Fiodor??? Że już nie chcę być witana tylko przez Kociątko i je przytulać po wejściu do domu, przy oglądaniu ulubionego serialu, czy tak po prostu, bez okazji???

 

Powiem mu to, kiedy tylko przyjedzie to mu powiem. Nie wiem, kiedy to będzie – w piątek, sobotę (trochę dziwna wizja, spędzanie weekendu bez Ukochanego), ma przyjechać, kiedy tylko stanie na nogi. Chcę mu w tym pomóc i zawiozłam mu do pracy sok malinowy, dwa Fervexy i jego ulubiony jogurt. Ucieszył się. A ja przynajmniej wiem już, jak do jego pracy dojechać i kiedyś wpadnę bez zapowiedzi. Z pączkami, jak to sobie kiedyś jeszcze wymyśliłam.

I będę teraz czekać, i liczyć godziny. To znaczy, raczej je zabijać. Chciałabym się tak mocno, mocno przytulić.

 

... mam już dość, jak Magda M. pogryzania chipsów przed telewizorem (choć może spróbuję lodów z popcornem), zagłaskiwania kota i zapłakiwania się. Co mi to da??? Łzy dają ulgę... zagłuszam ciszę. Na wszelkie możliwe sposoby. Zabijam puste godziny. Wydaje mi się, ze tylko Ukochany nadać im może sens, kolor, dźwięk.

Poświęcenie??? Nie, na pewno nie. Jestem typem kobiety, która dla rodziny zrobi dużo. Bardzo.

 

Najgorsze jest też to, że nie mam przed kim się wygadać. Tak jakoś się ułożyło, że większa część moich znajomych to poznani przez Ukochanego. Na uczelni nie mam jak wychlipać się przy B., a potem ona jedzie do domu, do Ś., E. Na smsy nie odpisuje, powoli zaczynam się martwić. Kilka razy pisałam, proponowałam pogaduchy, ale albo brak czasu, albo bez odzewu. Szkoda. Jest jeszcze D., ale on ostatnio sam nie ma nastroju. Jacyś wszyscy podminowani ostatnio.

Przykro mi tylko, że się tak układa. A raczej, ze się nie układa.

Cóż, zostaje pisanie.

 

Cieszę się, że już grudzień. Zaraz będą święta, potem Sylwester, a zaraz potem wiosna. Ale wcześniej Mikołaj będzie przynosić prezenty. Do mnie chyba przyjdzie później, bo mówi, że od dwóch tygodni chodzi i dopytuje o prezent, ale każą mu czekać. To ja też poczekam, choć ciekawość mnie zżera.

 

...wczoraj wieczorem wysłał smsa: „kocham cię, nie zapominaj o tym”. Odpowiedziałam: „ja ciebie też, nawet wtedy, kiedy zachowuję się jak skończona kretynka”.

 

Rozmowa z B. bardzo mi pomogła, wydawało mi się, że będę płakać. Nie płakałam. Zobaczyłam też pewne rozwiązania...

 

Dodane 1 grudnia 2005

Herbata pachnie jabłkowo-cynamonowo, Kociątko szaleje, za oknem zero śniegu, przede mną „Ojcowie i dzieci” Turgieniewa. Zabawne, zawzięłam się i od ósmej przeczytałam połowę. Dzisiaj skończę, jeszcze przed wyjściem na filfaka.

Zasypiałam ze zdjęciem pod poduszką, łzami na policzku i Kocięciem przy głowie. Nie budziłam się w nocy, ale rano zauważyłam Czyjś brak i zaczęło się na nowo.

Postanowiłam, że w razie czego zrobię cebulowego syropu, kupię pomarańczy i coś słodkiego i zawiozę to wszystko na *******. Niech Ukochany śpi, ja poczytam. Niech ogląda telewizję, ja zrobię jakieś zadania. Ale będę z nim. Bo Tęsknię, już tęsknię.

Mam mu tyle do powiedzenia...

 

alexbluessy : :
lis 30 2005 Kręcioła.
Komentarze: 1

Stres bierze górę nade mną. Uwalniają się negatywne emocje, co powoduje konflikty z otoczeniem.

Koncert okazał się niewypałem, nie przez kiepski występ Krzysztofa K., ale przez moje łzy, Ukochanego chorobę, napięcie między nami spowodowane wcześniejszym niedomówieniem, nieporozumieniem i niezrozumieniem. Wynikło kilka pomyłek, powstała napięta atmosfera i w ogóle jakoś tak nieciekawie.

 

Ukochanego rozłożyła choroba, a on zamiast leżeć jeździ do pracy. Wczoraj nie poszedł na angielski, ale na koncert tak. Bo się rozpłakałam, bo się zachowałam jak kretynka. A przecież mogliśmy zostać w domu, posiedzieć, wypić herbatę i wróciłabym do domu. A tak... A jemu było przykro, powiedział mi.

O rany, jaka ja jestem głupia...

 

Tylko, co ja mam powiedzieć??? Że to niczyja wina, jedynie moich hormonów, że to PMS, że w poniedziałek będzie po wszystkim??? Nie chcę tak mówić, bo to niczego nie rozwiąże. Dalej będę mówić, że wszystko gra. A tak naprawdę będę rozstrojona.

Od jakiegoś czasu źle sypiam, nie mogę zasnąć, a rano ciężko mi wstać. Radio musi grać całą noc, żeby zagłuszyć myśli i chore sny. Jedynie przy Ukochanym sen jest lekki, choć nie zawsze kolorowy. I co??? Co ja mam mu powiedzieć??? Że tak strasznie zazdroszczę M. i R., że oni już są razem, że mają Maleństwo i że ja też tak chcę. I to coraz bardziej chcę??? Że dlatego mu dwa razy odmówiłam, bo nie wiedziałam czy żartuje czy mówi serio, bo sam musi przyznać, że czasem zdarza mu się różnie mówić. Chyba tak powinnam mu powiedzieć...

A co poza tym??? Że boję się jeść czegoś twardszego żeby zębów nie stracić, że ilekroć gryzę jakiś kawałek chleba czy bułki mam wizję ich wypadania.

Mam mu powiedzieć, że już chcę z nim mieszkać, chcę żeby był, nawet, jeśli miałby być chory i mnie zarażać to chcę żeby był, że nie chcę dłużej czekać, ze każdy dzień bez niego to odliczanie godzin, to pocieszanie się, że już niedługo???

Mam mu powiedzieć, że już nie chcę dłużej budzić się w nocy czując przy sobie czyjąś obecność, i żeby się okazywało, że to Fiodor??? Że już nie chcę być witana tylko przez Kociątko i je przytulać po wejściu do domu, przy oglądaniu ulubionego serialu, czy tak po prostu, bez okazji???

 

Powiem mu to, kiedy tylko przyjedzie to mu powiem. Nie wiem, kiedy to będzie – w piątek, sobotę (trochę dziwna wizja, spędzanie weekendu bez Ukochanego), ma przyjechać, kiedy tylko stanie na nogi. Chcę mu w tym pomóc i zawiozłam mu do pracy sok malinowy, dwa Fervexy i jego ulubiony jogurt. Ucieszył się. A ja przynajmniej wiem już, jak do jego pracy dojechać i kiedyś wpadnę bez zapowiedzi. Z pączkami, jak to sobie kiedyś jeszcze wymyśliłam.

I będę teraz czekać, i liczyć godziny. To znaczy, raczej je zabijać. Chciałabym się tak mocno, mocno przytulić.

 

... mam już dość, jak Magda M. pogryzania chipsów przed telewizorem (choć może spróbuję lodów z popcornem), zagłaskiwania kota i zapłakiwania się. Co mi to da??? Łzy dają ulgę... zagłuszam ciszę. Na wszelkie możliwe sposoby. Zabijam puste godziny. Wydaje mi się, ze tylko Ukochany nadać im może sens, kolor, dźwięk.

Poświęcenie??? Nie, na pewno nie. Jestem typem kobiety, która dla rodziny zrobi dużo. Bardzo.

 

Najgorsze jest też to, że nie mam przed kim się wygadać. Tak jakoś się ułożyło, że większa część moich znajomych to poznani przez Ukochanego. Na uczelni nie mam jak wychlipać się przy B., a potem ona jedzie do domu, do Ś., E. Na smsy nie odpisuje, powoli zaczynam się martwić. Kilka razy pisałam, proponowałam pogaduchy, ale albo brak czasu, albo bez odzewu. Szkoda. Jest jeszcze D., ale on ostatnio sam nie ma nastroju. Jacyś wszyscy podminowani ostatnio.

Przykro mi tylko, że się tak układa. A raczej, ze się nie układa.

Cóż, zostaje pisanie.

 

Cieszę się, że już grudzień. Zaraz będą święta, potem Sylwester, a zaraz potem wiosna. Ale wcześniej Mikołaj będzie przynosić prezenty. Do mnie chyba przyjdzie później, bo mówi, że od dwóch tygodni chodzi i dopytuje o prezent, ale każą mu czekać. To ja też poczekam, choć ciekawość mnie zżera.

 

...wczoraj wieczorem wysłał smsa: „kocham cię, nie zapominaj o tym”. Odpowiedziałam: „ja ciebie też, nawet wtedy, kiedy zachowuję się jak skończona kretynka”.

 

Rozmowa z B. bardzo mi pomogła, wydawało mi się, że będę płakać. Nie płakałam. Zobaczyłam też pewne rozwiązania...

 

alexbluessy : :
lis 27 2005 Bajka.
Komentarze: 3

Odkąd mieszkam bez rodziców niedzielne wieczory są najsmutniejsze z całego tygodnia. Chyba powinnam, jak Magda M. zaopatrywać się w lody i popcorn.  Z wczorajszej imprezy zostały chipsy i trochę sałatek, szkoda, że ginu już nie ma...

 

Wczoraj pół dnia spędziliśmy w kuchni krojąc, gotując, przyprawiając. Wieczorem, ze znajomymi siedzieliśmy do późnej nocy. Dzisiaj wegetacja z repertuarem sałatkowo-kanapkowym przy akompaniamencie trzeciej i czwartej części „Harry’ego Pottera”.

A potem pojechał... A we wtorek idziemy na koncert Krawczyka.

 

I po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że tak bardzo kocham, że wymówić tego nie mogę.

 

... po raz kolejny też musiałam przejść konfrontację z Ukochanym sprzed kilku lat. Tak czasem się zdarza, kiedy spotykamy się w większym gronie, że on i jego znajomi zaczynają przypominać, wypominać coś w żartach. Kłócą się, spierają. Wszystko byłoby w porządku, widzę ich zażyłość, ale...

...jakoś mi niewyraźnie, kiedy słyszę coś czy tamtoś. Przecież wiem, jaki Ukochany jest, czego się spodziewać po nim. Wiem, co czuje, jestem jego uczuć pewna. Wczoraj mnie zasypał gradem wyznań, a w piątek żółtymi tulipanami.

Tylko, że czasem pojawia się to uczucie... Kiedyś nawet przyjaciel kolegi Ukochanego, też „spoza”, określił (całkiem trafnie zresztą), że oboje jesteśmy „spoza kliki” czy spoza „towarzystwa wzajemnej adoracji”. Więc oboje jesteśmy w tej samej sytuacji... I oboje kochamy osoby z „kręgu”, czyli trzeba się dostosować. Przynajmniej w miarę możliwości...

 

Kiedy Ukochany wyszedł Kociątko kręciło się smętnie koło drzwi, a potem położyło się na moich kolanach i zasnęło. Najwyraźniej oboje nie lubimy niedzielnych wieczorów... Potrzebny mi prysznic z zapachem „Divine time”, potem jaśminowa herbata, jaknajmocniejsza, a dla Fiodora jego ulubiony Kitekat z łososiem.

 

..Ukochany - .moja najwspanialsza opowieść...

 

alexbluessy : :