Najnowsze wpisy, strona 99


maj 03 2004 ostatniego dnia o Nadziei...
Komentarze: 1

No i już poniedziałek, a jutro wtorek. TEN wtorek... Dzisiaj jeszcze kilka godzin będę miała go dla siebie. Hm, wczoraj też miałam. Od razu jak wszedł to się przytuliliśmy. Tylko tyle. Chociaż nie – aż tyle. I tak staliśmy przytuleni – i to było bardzo sympatyczne. A potem otworzyliśmy wino i obejrzeliśmy „Nigdy w życiu”, a potem znowu się przytuliliśmy. I jeszcze zrobiliśmy sobie spaghetti i było tak fajnie razem gotować. Dostałam zdjęcie od S., z dedykacją. Od razu włożyłam je do portfela, żeby był zawsze ze mną. I wieczorem tak leżałam i patrzyłam na to zdjęcie i ogarniała mnie coraz większa czułość... Hm, ciekawe jak to będzie kiedy zobaczymy się za te 4 miesiące. A. mnie pociesza. Mówi, że skoro na pierwszym spotkaniu nie było drętwo, to teraz też nie będzie. Jestem rozdarta Aniele. Z jednej strony wiem, że ten czas przeleci, ani się obejrzę – tak szybko, ale z drugiej jestem przerażona. I nawet nie będę tego ukrywać. Ale jednocześnie jest we mnie jakieś irracjonalne przeświadczenie, że potem wszystko będzie dobrze, a może nawet lepiej...

Byłam dziś TAM Eljot. Bo jest 3 maja – moje ulubione święto kościelne – Matki Boskiej Królowej Polski. Zawsze, kiedy tego dnia TAM idę to wychodzę z płaczem. 3 maja TAM panuje jakaś inna atmosfera – Nadziei, Wiary... I dzisiaj też wstałam wcześnie... Hm, zresztą jak mam być szczera to ostatnio wcześnie kładę się spać, a wcześnie wstaję. Nie mówię już o tym, że komputera nawet nie chce mi się włączać. Za to przeprosiłam się z telewizorem. No, ale o mojej ukochanej zabaweczce nie będę mogła tak do końca zapomnieć bo zbliżają się egzaminy, a ja wczoraj znalazłam świetną stronę, gdzie mogę poprawić swoje listening skills. Hm.. będę miała co robić... chociaż i tak, bez świadomości, że S. jest po drugiej stronie komputer będzie tylko bezduszną maszyną. Na 2 miesiące ożył, teraz znowu zejdzie do roli robota ułatwiającego pracę. No, oczywiście gdyby nie on to nie mogłabym e-maili od S. odbierać, ale...

.................................................

No i nabałaganiłam sobie w komputerze. Wszystko dlatego, że poszłam za radą S. i poprzenosiłam pliki niesystemowe z Program Files do innego folderu. I teraz jak S. przyjdzie to się chwyci za głowę, ale mam nadzieję, że znajdzie radę na ten bałagan. A co do S. jeszcze to Ci powiem Eljot, że nie dociera do mnie, że on naprawdę jedzie. Pewnie dotrze to do mnie dopiero, kiedy zamknę za nim drzwi. A może zostanie do rana... Żeby skraść jeszcze choć kilka wspólnych chwil. Mało to prawdopodobne, ale... Hm, teraz siedzę i zastanawiam się co mam napisać na odwrocie swojego zdjęcia, które S. powiezie jutro w świat. Może napisać, że „cokolwiek prawdziwie się zaczyna, nigdy się nie kończy...”

.....................................................

Hm, nie napisałam tego ostatecznie. Wymyśliłam coś takiego: „wszystko, co nas spotyka przychodzi spoza nas”. Dlatego poproszę tylko skromnie – nie zapomnij o mnie... Dla S. – żeby w dalekiej podróży czasem chociaż pomyślał, a może i uśmiechnął się czasem do tego zdjęcia – Ola”. I jak Ci się podoba Eljot, co???

Czekam na sygnał od S. – ma dać znak, kiedy będzie do mnie jechał. Na razie robi pranie. A ja cóż, przygotowałam test dla K. na jutro, przygotowałam się na zajęcia i przeczytałam połowę archiwalnych moich z S. rozmów na gg. Hm, kurcze – ale my na początku znajomości doła mieliśmy. Teraz to aż się uśmiechnęłam, jak to czytałam, ale wtedy... przecież na zmianę, raz on, raz ja się dołowaliśmy podczas rozmów. A potem... potem to się skończyło bo wyszło słoneczko...

Rozmawiałam dziś z K. O skomplikowanej kobiecej naturze. No bo my się same wpędzamy w paranoję. Martwimy się, myślimy, układamy jakieś swoje mniej lub bardziej wyszukane filozofie na różne tematy. I potem się – bywa – rozczarowujemy. I znowu wpadamy, tym razem w stany depresyjne.  Hm i w ten sposób zamiast cieszyć się życiem, żyć według zasady antycznych filozofów „carpe diem” to my zagłębiamy się w cierpieniu i toniemy wciąż w szarości dnia. Czy to nie bez sensu trochę??? Ale coś chyba w tym jest, że my, kobiety, nie umiemy się nie martwić. Chyba mamy to wpisane w nasze cv. Potrzeba nam o wiele więcej Nadziei, Wiary i Miłości chyba też. Wymieniłyśmy się z K. naszymi ulubionymi wierszami. Ona mi przesłała „Tą Nadzieję” Agnieszki Osieckiej, a ja jej „Do trzech cnót”, który wykonuje Michał Bajor.

Co mnie zabija, to nadzieja,

jej wątły krzyk i śpiew, i szept,

ściga mnie po wsiach, knajpach, kniejach,

wzywa na szlaki szczęść i bied.

Gdybym umiała - choć w niedzielę –

jak starzec, co nie pragnie już,

na ławce zasiąść po kościele,

i nie śnić snów, nie wróżyć wróżb...

Gdybym umiała się zatoczyć

jak pijak, co pod auto wlazł,

zabłądzić, zemdleć, zamknąć oczy,

zapomnieć tamten brzeg i las...

Gdybym umiała, choćby w kinie,

gdy serce nagły przetnie ból,

pomyśleć sobie: "Nic to, minie...

Przed nami jeszcze tyle ról"...

Gdybym umiała, choć dla sportu,

wśród naszych dawnych, ślicznych plaż

nie drętwieć jak na sali tortur, dlatego że ten brzeg - nie nasz? ...

Gdybym umiała... Lecz nie umiem...

A w końcu to zwyczajna rzecz...

Choć widzę jeden - dwa w rozumie.

Nadziejo, Chmuro, nie idź precz.,

alexbluessy : :
maj 02 2004 Cokolwiek pomiędzy...
Komentarze: 0

(1-05-2004) No to jesteśmy w Unii Europejskiej Aniele. Hm, S. wczoraj się zaśmiał, że za rok będziemy starali się z niej wypisać. Właśnie S... Jak dotąd moja najwspanialsza opowieść. Miałam go tylko dla siebie od 18 wczorajszego wieczora, do 8 rano dzisiaj. Miałam go tylko dla siebie... i czułam go. Nie tylko przez skórę, ale i inne zmysły. Kiedy wczoraj przyszedł powiedział, że panikuje przed wyjazdem, że panikuje, że nie będzie widział mnie, że nie będzie widział rodziny. Ja też panikuję. Powiem Ci Eljot, że wczoraj zapomniałam o tym, że to już tak blisko, tak mało czasu zostało. Zapomniałam. Był blisko, czułam go, a on dawał mi do zrozumienia: „jestem przy tobie”. I ja nie umiem sobie wyobrazić czasu bez niego. Tylko na zdjęciu jego twarz, wspomnienia i nadzieja, że czas szybko mija.

Mam nerwicę żołądka. Dlatego tak okropnie schudłam, nie mogę jeść, ani pić. Hm, byliśmy wczoraj z S., jego siostrą, jej chłopakiem i kilkoma znajomymi w knajpie. Ty wiesz Aniele, jak ciężko mi wchodziło jedno piwo???  Po pokazie fajerwerków na Rynku mieliśmy iść jeszcze do jakiejś knajpy posiedzieć, po drodze ja, S., i jego znajomy O. wstąpiliśmy do baru z makaronami. O dziwo zjadłam całą porcję, małą bo małą, ale zjadłam. I potem O. poszedł z resztą do knajpy, a ja i S. wróciliśmy do domu. I miałam go dla siebie aż do 8 rano. I było mi dobrze, ciepło, mogłam się przytulić. Miałam ochotę szeptać jak mantrę: „chwilo trwaj”. Ale niestety... Hm, kiedy się obudziłam i zobaczyłam S. obok siebie to się uśmiechnęłam, a potem nagle poczułam w sobie olbrzymi przypływ czułości. Miałam ochotę zacałować jego twarz. Kawałek, po kawałku. Powieki, długie czarne i delikatne rzęsy, bliznę na czole, policzki, tą okropnie seksowną kozią bródkę, której szorstkość na mojej twarzy przyprawia mnie o drżenie. Miałam ochotę, ale tylko patrzyłam. Przez łzy. A on spał niczego nie świadomy. I nagle się obudził, pocałował delikatnie, powiedział: „witaj w Unii księżniczko” i zaraz usnęliśmy oboje. I to tak przyjemnie było się wtulić w jego silne, ciepłe ramiona. I poczuć się bezpiecznie. Oj Eljot, ja uschnę bez niego, zwiędnę. Nie wyobrażam sobie tego wcale. Bo to niesprawiedliwe. On wyjedzie, a tu nic się nie zmieni. Drzewa będą kwitły dalej, słońce będzie coraz mocniej świeciło, nic się nie zmieni. Absolutnie nic. I tylko to miasto będzie tak okropnie puste. Takie puste... Wiem, że w końcu nic mi nie pozostanie i będę musiała się dopasować do sytuacji. Podobno kobiety mają lepszą zdolność ku temu niż mężczyźni.

„(...)I dłoni błądzących delikatny twój dotyk (...) Pamiętam też rozmowy namiętne i szczere Twoich ust prawdziwa słodycz była jak cukierek (...) I wszystkie nasze dni w tęczowych kolorach (...) Już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty I trochę ciebie brak gdy z oczu płynną łzy Na zdjęciu twoja twarz to wszystko co dziś mam
Wciąż przypomina mi najlepsze w życiu dni (...) Nie będzie nam się śniło, że będzie tak jak było (...)”
[Łzy – „Jak cukierek”]

A wiesz, co jest najgorsze Aniele??? strach. Paraliżujący i nie pozwalający się skupić. Kilka dni temu rozmawiałam z moją Znajomą K. i stwierdziłyśmy, że to jest trochę „chore” bo ten strach powoduje, że już przestaje liczyć się co się dzieje z tobą, ale najważniejsza staje się ta druga osoba. O nią właśnie się boimy. Czy coś jej się nie stało przypadkiem, czy wszystko w porządku. I ten właśnie strach jest najgorszy. Zadzwoniłam do mamy, ale ona coś nie bardzo miała ochotę ze mną rozmawiać, jeszcze P., mnie wysłuchał, pocieszył. Obiecał też, że zadzwoni we wtorek, żeby mnie zagadać w momencie, kiedy S. będzie ruszał z Dworca PKS i udawał się w kierunku Londynu.

Przedwczoraj pod wpływem impulsu napisałam list do mojej mamy, ale teraz nie wiem czy to był dobry pomysł. Skoro ona tak ze mną przez telefon rozmawia, to jak zareaguje na list??? Pocieszyła mnie trochę B., mówiąc, że ona jest za młodymi ludźmi i będzie dobrze., bo stęsknimy się za sobą i potem będzie dobrze. Wiesz, pomyślałam sobie, że jak już minie maj i połowa czerwca to potem będzie już z górki. Tylko widzisz ja wiem, że kiedy on wyjedzie to już się stanie, już na nic nie będę miała wpływu. Ani on, ani ja. I powiem Ci, że boję się bo ta nasza rozłąka będzie trwała dłużej niż my się znamy. My znamy się 2 miesiące, a rozstajemy się na 3, albo nawet 4. Ja się buntuję!!! Ale to łabędzi śpiew. Już nic się nie da zrobić. Tylko czekać i mieć nadzieję. Mój jeden znajomy powiedział, że nie powinnam nastawiać się na to, że będzie dobrze. Powinnam też zakładać ten gorszy scenariusz, to wtedy uniknę rozczarowania. Ale ja wiem, że będę czekać. Bo być może to na S. właśnie czekałam, może oboje na siebie czekaliśmy. I dlatego będę tęsknić, patrzeć na zdjęcia, będę chlipać pewnie nie raz. Ale I’ll do my best żeby się nie poddać. Hm, pewnie czekanie jest wpisane w życie kobiety... „My, kobiety, jesteśmy wielkimi marzycielkami. Przez całe życie na coś czekamy. Na lalkę Barbie, na pierwszy pocałunek, na dziecko, na listonosza z emeryturą, na Pana Boga. Nasze życie to jedna wielka poczekalnia”.

.................................................................

Hm, wiesz, żołądek mam tak potwornie zaciśnięty, że nie mogę nawet patrzeć na pusty talerz. Nie mówiąc już o jedzeniu. Mam pić napar z rumianku – może pomoże. I wiesz co jest najgorsze??? Nie widziałam go od 8 rano, a jest 14, a ja już tęsknię. I chciałabym go zobaczyć. I chciałabym teraz spędzić z nim jak najwięcej czasu, mam nadzieję, że uda nam się wypić wino, które kupiłam i pójść na spacer do Parku Szczytnickiego. Chciałabym też choć raz jeszcze przy nim zasnąć i się obudzić. Poczuć zapach, popatrzeć na zamknięte powieki... Czy to tak dużo Eljot, hm???

Wydaję majątek na rozmowy telefoniczne. Ale muszę się wygadać. Potrzebuję, usłyszeć czyjś głoś, poczuć, że nie jestem sama. Hm, teraz to łatwo mówić: „co ma być to będzie”, ale za chwilę to wcale nie jest takie oczywiste. Próbuję myśleć w ten sposób, że jeśli Ktoś Tam na Górze, czy Gdziekolwiek indziej pozwolił nam się spotkać, pozwolił żebyśmy byli razem i dobrze nam było to chyba nie po to, żeby to się skończyło po 2 miesiącach przez jakiś głupi wyjazd. Za 3 i pół godziny go zobaczę. I będzie dobrze...

................................................

(02-04-2004) Hm, niedziela. Już niedziela. Coraz bardziej jestem przerażona. S. też. Wczoraj powiedział: „Nie martw się moja piękna Misiu, wzmocnimy nasz związek. A we wtorek wpadnę jeszcze się pożegnać. Bo ty nie chcesz przyjść na dworzec, prawda?”. Chcę. Bardzo chcę, ale nie pójdę. Chcę uniknąć łez. Bo tam jeszcze jakoś bym się trzymała, przy rodzicach i siostrze S. I przy nim samym też. Ale w autobusie do domu... A dzisiaj się zobaczymy, i jutro też. I mam nadzieję, że on jutro zostanie na noc i będę mogła się przytulić. Ostatni raz, żeby zapamiętać zapach, ciepło. Zapamiętać i schować głęboko, a kiedy będzie mi źle to wracać do tego. i uśmiechać się. uśmiechać i czekać. Wiesz Aniele, czasem mam wrażenie, że już myślę pozytywnie, że staram się trzymać jakoś, nie popadać w depresyjne stany. I choć wiem, że będę miała na razie tylko zdjęcia to będą to aż zdjęcia. Ale najpiękniejsze będzie we mnie. Schowane głęboko przed światem....

alexbluessy : :
kwi 29 2004 No i stało się...
Komentarze: 1

To już jest pewnie Aniele. S. wyjeżdża w najbliższy wtorek o 18. na tak bardzo długo jedzie... I mimo, że staram się nie okazywać smutku to środku wszystko we mnie krzyczy. Kiedy na niego patrzę to mam ochotę go gdzieś schować i zatrzymać. Teraz żyję jak w próżni. Zawieszenie, pustka, bezsilność. Wszystko we mnie łka, krzyczy, buntuje się. czuję niesprawiedliwość, że w momencie kiedy zaświeciło dla mnie słońce, zaraz znowu schowało się za chmurami. Za każdym razem, kiedy na niego patrzę, a wiem, że już za kilka dni... czuję przeszywający ból. Nogi mam jak z waty i zalewają mnie fale gorąca. Boję się...

Wczoraj rozmawiałam z S. Zapytał wprost czy boję się tych 3 miesięcy, powiedziałam, że tak. Na to on, że to nie tak długo, że to nie koniec świata, że w tym wieku to on się już nie zmieni, że mam chłopaka, który wyjeżdża, ale wróci. Powiedział, że on też się boi, że nigdy na tak długo nie wyjeżdżał, że będzie pisał, czasem zadzwoni. Długość pobytu uzależniona jest od tego, jak mu się z pracą ułoży – w sensie opłacalności. Jedno jest pewnie – na studia wróci. Boże!!! Jak ja tęsknię!!! Ja wiem, że człowiek może dużo wytrzymać, że jeśli chce to może. S.. powiedział, że na pewno, kiedy się spotkamy po jego powrocie to będzie sztucznie. Strach, albo głupio, będzie zapytać czy coś jeszcze między nami jest. On nie będzie wiedział jak ja podchodzę do „nas”, a ja nie będę wiedziała jak on podchodzi. I albo tą sztuczność przełamiemy, albo nie. Hm, ta rozłąka pomoże nam na pewno uświadomić sobie, co tak naprawdę jest między nami. Czy to tylko zauroczenie, czy może coś więcej, coś, na co warto czekać, o co warto walczyć. Zobaczymy. S. powiedział, że wie, że on też będzie łapał doły, że nie raz się rozklei, ale powiedział, że najbardziej to się martwi o mnie – że będę płakać, martwić się, dołować, a on tego by nie chciał.

Wiesz Aniele, nigdy czegoś takiego nie czułam. Nawet mogłabym nic nie mówić, i S. też niech nic nie mówi, niech tylko będzie. A poza tym to coś Ci powiem, (może to tylko fascynacja), ale powiem Ci, że kiedy się nie widzimy 2 dni to przy spotkaniu rzucamy się na siebie. Spragnieni siebie, dotyku, ciepła. Wczoraj się śmialiśmy, że skoro tak się dzieje po 2 dniach to co będzie po kilku miesiącach. Wiem, że my z S. znamy się dopiero 2 miesiące – nie mam pojęcia dlaczego ubzdurało mi się, że spotykamy się dłużej. Ale tak czujemy – jakby to nie były 2 miesiące, ale więcej. W tym czasie widzieliśmy się bardzo często i bardzo długie były nasze spotkania – a przecież gdybyśmy nie chcieli, to byśmy się nie spotykali, prawda???

A teraz to serce mi się do niego wyrywa, ale każde spotkanie powoduje ból. Potworny ból. To głupie, ale ja nawet już nie umiem cieszyć się wspólnymi chwilami. W głowie dźwięczy myśl: „ to już we wtorek”, coś ściska za gardło, a do oczu cisną się łzy. Czy to jest możliwe żeby tak reagować po 2 miesiącach??? Chyba trochę przesadzam, ale jestem zakochana i boję się stracić to dobre, co mnie w końcu spotkało. Wiem, że na początku będzie trudno, a potem wpadnę w codzienną rutynę i czas jakoś przeleci. I mam nadzieję, że kiedy spotkamy się już za te kilka miesięcy to dotrze do nas, że zależy nam na sobie podwójnie. I jakoś wynagrodzimy sobie rozłąkę. Mam nadzieję, Aniele, mam nadzieję.

Pociesza mnie E., pociesza A. Tyle, że E. mówi jeszcze w miarę pozytywne rzeczy, a A. – cóż, ona może ma dobre chęci, ale czasem jej nie wychodzi. Hm, chyba jedyne co mogę zrobić to wpasować się w sytuację, zaakceptować ją, pogodzić się z nią. Mogę też wierzyć i mieć nadzieję. I czekać. Czekać i wierzyć. E. wczoraj powiedziała, że jeśli naprawdę coś dla siebie znaczymy to ja się będę starła tu, on się będzie starał tam i będzie dobrze.

Hm, wczoraj widziałam się z S. wyszedł ode mnie po 20. Krótko się widzieliśmy bo tylko 4 godziny, ale jutro się spotkamy na dłużej. Tylko wyszedł, a ja poszłam się umyć i zaraz położyłam się spać. Usnęłam. Obudził mnie około 23 sms wysłany przez S. Na chwilę włączyłam komputer, tam migała wiadomość od niego: „ Misia co się dzieje? Nie odpisujesz na smsa, na gg tez nie odpowiadasz. Mam nadzieję, ze wszystko w porządku.” A ja po prostu usnęłam. Położyłam się bo nagle poczułam się okropnie zmęczona i senna. Ja Ci już zresztą to niedawno powiedziałam chyba – najchętniej bym usnęła. Bo te 2 miesiące z S. to jak dotąd najpiękniejsze chwile w moim życiu. Czułam się ważna, akceptowana taka, jaka jestem – on nie chciał mnie zmieniać. I za to mu dziękuję. Za dobre słowo, za ciepły dotyk, za to, że pokazał mi, że nie jestem głupia, ani gorsza, za to, że był... I za to, że będzie też mu dziękuję. Bo on wróci i będziemy razem. Teraz może ciężko w to uwierzyć, ale ja to wiem. Za 3 miesiące słońce znowu zaświeci pełną mocą.

Powiem Ci Aniele, że kiedy o tym wszystkim nie myślę to jakoś się trzymam, nawet udaje mi się nie płakać. Ale nagle w pewnej chwili nogi mi miękną, uginają się, znowu staję jak porażona prądem: „dlaczego??? Dlaczego teraz, kiedy jest mi dobrze???”. Co się dzieje Aniele, hm??? Co to za uczucie??? Czy już zaczyna do mnie docierać do mnie fakt, że S. naprawdę wyjeżdża??? Chyba tak. W takich momentach wydaje mi się, że dam radę, że wytrzymam. Ale zaraz potem głos w głowie mówi: „nie dasz rady. On jest twoim napędem. Nie wytrzymasz.”. A ja wytrzymam. Bo teraz to ciągle chodzą mi po głowie słowa, chyba Stachury: „cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się, znaczy nigdy się nie zaczęło. Gdyby prawdziwie się zaczęło, nie skończyłoby się. skończyło się, bo się nie zaczęło. Cokolwiek prawdziwie się zaczyna, nigdy się nie kończy.”. I ciągle, tak, jak tonący brzytwy chwytam się przykładu moich rodziców, którzy na 23 lata małżeństwa, większość przeżyli osobno. I może dlatego ciągle są razem, bo ta rozłąka ich umocniła.

No i widzisz Eljot, znowu łzy. Taki łabędzi śpiew. Bo wiesz, ja sobie z tego nie zdawałam sprawy, ale kiedy wyjechałam na Wielkanoc to moja tęsknota za S. była autentyczna. Ja wtedy naprawdę tęskniłam. A potem za każdym dniem on stawał się dla mnie ważniejszy i poważniej zaczęłam myśleć. Zależy mi na nim. Wiem, że mnie nie skrzywdzi, że to dobry chłopak. I tylko żałuję, że nie umiem tego obrać w słowa. Hm, być może przyjmuję postawę obronną bo boję się zranienia. Być może, a być może dlatego, że jest jeszcze zbyt wcześnie na takie słowa. Ale on to chyba czuje, mam nadzieję, że wie, że jest dla mnie ważny. Kurcze, Aniele, chyba żaden facet nie był tak ważny dla mnie, jak S. Wiesz Eljot, ja wiem, że to, co mówię wylatuje ze mnie zupełnie bez ładu i składu, całkiem chaotycznie, ale jest we mnie tyle emocji, które chcę wyrzucić z siebie. A komu mam powiedzieć jak nie Tobie, hm??? Ty jesteś Moim Aniołem i Tobie chcę się wypłakać, wyżalić...

 

alexbluessy : :
kwi 28 2004 Jeszcze kilka wspólnych chwil zostało......
Komentarze: 2

S. powiedział, że mam się nie martwić, nie płakać i że mamy oboje cieszyć się tym co jest między nami. Ma rację. Zachowuję się dziecinnie. Tak nie można. Hm, tylko, że to łatwo powiedzieć. Wiem, że swoim zachowaniem histerycznym jemu też niczego nie ułatwiam i tylko powoduję, z eon się gorzej czuje – a przecież też mu jest ciężko. Zadzwoniła mama. Chciała mnie pocieszyć, ale coś jej nie wyszło – tak nagle zmieniła temat. Mój brat powiedział, żebym pojechała do tego Londynu. Ale ja nie pojadę. Nie ma szans. Wiem to ja, wie i S. Trzeba czekać. Trzeba mieć nadzieję. Trzeba myśleć pozytywnie, no przynajmniej starać się, i walczyć. Walczyć o szczęście.. Hm, tylko wiesz Aniele, że o ile jeszcze wciskam w siebie jedzenie, żeby zjeść cokolwiek to nie czuję smaku. Ani tego, co jem, ani tego, co piję. Najchętniej to nakryłabym się kocem i zasnęła na te miesiące bez S. Bo nie umiem wyobrazić sobie dnia, kiedy obudzę się i pomyślę: „dzisiaj go nie zobaczę, nie przytulę się do niego, nie poczuję ciepła jego pocałunku”. Wiem, że łatwiej byłoby myśleć w ten sposób: „za tyle i tyle dni zobaczę S. i znowu będzie dobrze...”. Tylko na to drugie myślenie ciężko jest mi się nastawić. Ale myślę, że jeśli oboje będziemy się starali to się uda, to znowu będzie dobrze. Hm, to tylko 90 dni... Aż 90 dni... Najgorsze jest to, że znowu będę sama. Nie, tym razem będzie gorzej. Bo „przed S.” wiedziałam, że nikogo nie ma przy mnie, że owszem mam znajomych, ale nie mam nikogo bliskiego, kogoś do przytulenia i tak dalej. A teraz nagle mam, na ironię losu pojawił się w dniu masakry na madryckim dworcu. Hm... Oh Aniele! tak bardzo chcę wierzyć, że on wróci i będzie dobrze. No bo przecież my się nie rozstajemy, nie mówimy sobie „żegnaj, więcej się nie spotkamy”. Będzie ciężko na pewno. Ale są telefony, e-maile, sms-y. No i od czasu do czasu gg. A w ogóle to pomyślałam sobie, że na początku czerwca zrobię niespodziankę rodzicom i na tydzień do nich pojadę. Nie chcę siedzieć w długi weekend sama w mieście. Jego tu nie będzie, to ja też mogę pojechać. Odpocznę przed egzaminami, nabiorę sił, spojrzę bardziej pozytywnie może.

Trzymaj kciuki! Wy Wszyscy Kochani trzymajcie kciuki, żeby się udało. Żebym już nie płakała, żebym już tylko się śmiała. Hm, zabawne. Niecały miesiąc temu ja wyjechałam na święta do Warszawy. Były tęskne smsy. I smutek, żal, tęsknota. A potem spotkaliśmy się, spojrzeliśmy sobie w oczy i powiedzieliśmy zupełnie otwarcie, że za sobą tęskniliśmy. Hm, S. pamiętam, że wziął mnie za rękę, uścisnął, pocałował i powiedział: „cieszę się, że wróciłaś. Ale już nie wyjeżdżaj”. A teraz to on wyjeżdża! Nie na tydzień, ale na TRZY MIESIĄCE!!! I gdzie tu sprawiedliwość???

Inna rzecz, że apatyczny stan nadal mi się utrzymuje. I o ile jakoś zasnęłam w miarę szybko to obudziłam się o 5 rano. Spojrzałam za okno i pomyślałam: „jeszcze tylko kilka dni... Boże dlaczego to robisz???” No i się rozpłakałam. Potem znowu usnęłam. Obudziłam się po 6., miałam iść do lekarza – obiecałam S., że pójdę bo ostatnio miewam straszne krwawienia z nosa. Nawet nie podnosząc głowy z poduszki pomyślałam, ze lekarz nie zając, nie ucieknie. I znowu się położyłam. W końcu wstałam, ubrałam, umyłam, zjadłam śniadanie, ale nawet nie czułam jego smaku. Zadzwoniłam do mamy. Mam się pośmiała ze mnie i powiedziała, że owszem mam tęsknić, ale mam też dbać o swoje sprawy – egzaminy znaczy się. Ona też to przeszła kiedyś.. takie rozstanie, zaraz na początku związku.

......................................

Tak było wczoraj. A jak jest dzisiaj??? Za 7 godzin i 10 minut zobaczę S.!!!!!!!! Najpierw mamy iść na spacerek, a potem przyjść do mnie i potańczyć, porozmawiać... cieszyć się sobą. Tymi ostatnimi chwilami razem. BOŻE!!! JA JUŻ ZA TYM TĘSKNIĘ!!! TAK BARDZO TĘSKNIĘ!!! W chwili obecnej czuję nienawiść do Wielkiej Brytanii i Brytyjczyków. Zabierają mi KOGOŚ. Kogoś bardzo ważnego. A ja się na to nie zgadzam. Nie zgadzam się. czuję się zła, bezsilna, czuję, że tracę kontrolę. Kiedy pomyślę, ze za kilka dni... zalewają mnie fale gorąca, nogi się uginają, a oczy zaczynają pocić. Gdzie tu rozsądek Aniele, hm??? No gdzie. Przecież mam być silna, muszę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że to nie tak długo, że przecież on wróci i znowu zaświeci słońce, przyjdą cudowne dni, znowu zachce mi się chcieć. Bo na razie to mam ochotę go wsadzić do klatki i nie wypuszczać, żeby był przy mnie. I żeby było ciepło i bezpiecznie, i żebym się już nie bała. I nie płakała. Bo ja przy nim się śmieję. Cały czas. Tylko ostatnio. Ale ogólnie to się śmieję. Dziękuję Ci za to S.!!! Dziękuję Ci za te 3 wspaniałe miesiące, za uśmiech, za słowa, za gesty. Dziękuję, że mnie wtedy znalazłeś, i... uratowałeś w pewnym sensie...

alexbluessy : :
kwi 26 2004 APATIA!!!
Komentarze: 1

Już nie wiem co się ze mną dzieje Aniele. Boję się tego. Dziś na zajęciach wytrzymałam tylko na słownictwie, z konwersacji poszłam i wróciłam do domu. Nie wysiedziałabym. Przyjechał S. No i jak go zobaczyłam to wybuchłam płaczem. Przejął się. pytał o co chodzi, co się stało, czy to jego wina. Co mu miałam powiedzieć??? Wiem, że planowałam co mu powiem, wiem, że taki miałam zamiar, ale.. Stchórzyłam. Tylko czy to się nazywa „tchórzostwo” Eljot, nie wiesz czasem, hm??? Bałam się, że powiem za dużo, że może nie powinnam. I mimo, ze wczoraj Moja Wspaniała Ania z USA poradziła żebym powiedziała, bo będę się męczyć. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. To znaczy częściowo owszem, ale nie wszystko to, co chciałam. Siedzieliśmy, ja płakałam, on mnie tulił i pytał jak może mnie pocieszyć. I było tak dobrze, że miałam ochotę znowu krzyknąć: „Nie jedź!”. Ale tego też nie zrobiłam.

W ogóle dzisiaj żyję jak w letargu. Najchętniej nie wychodziłabym spod koca. Nie mam ochoty jeść, pić, na nic nie mam ochoty. A P A T I A!!! Teraz też siedzę przed komputerem, niby rozmawiam z J., ale tak, jakby mnie nie było. Jakbym była daleko. No, najchętniej to przy S. A zobaczę go dopiero w środę!!! Dopiero w środę... Nie, ja muszę wziąć się w garść! Nie mogę się rozczulać!

...... ja wiedziałam, ze on wyjedzie. Od pierwszego dnia rozmowy wiedziałam. Tylko, ze wtedy to było mi obojętne. Nie mogłam przypuszczać jak znajomość się rozwinie. Nikt nie przypuszczał. Może to było jak w piosence „ Nie wiem skąd to wiem” Anny Marii Jopek:

Nie wiem skąd to wiem, ale taką pewność mam, że tym razem los nie myli się . W sieci szarych dni słońce dużo jaśniej lśni a nadzieja lubi mnie. Serce jak liść na wietrze drży sekret mój dobrze zna. Cicho serce sza, żadnych szabada, nie płoszmy chwili tej, niech trwa. Szukaliśmy się, jak połówki jabłka dwie. Warto było czekać tyle lat. Nie wiem skąd to wiem. Skąd przeczucie, że to ten i skąd pewność, że aż tak. I choć tak chcę wyszeptać te słowa dwa jednym tchem, cicho serce sza. Słowa na wiatr wyfruwają lekko tak znaczą coraz mniej Uśmiecham się do każdej z chwil, którą los daje nam. Dobrze nam czy źle, jesteś blisko mnie, więc o najwyższą stawkę gram. I choć tak chcę wyszeptać te słowa dwa jednym tchem, milczę wierząc, że sam domyślisz się. I tylko nie wiem, skąd to wiem... lecz wiem. 

A przynajmniej chcę w to wierzyć...

Tylko dlaczego on musi wyjechać??? Dlaczego właśnie teraz??? Mówi, że mu na mnie zależy, że też boi się tego wyjazdu, ale że to nie tak długo, że wytrzymamy. Że mam w nim oparcie i że zawsze mogę na niego liczyć. Ja wiem, że to są tylko słowa. Kiedy wyszedł S. wpadłam w panikę. A przynajmniej odczułam coś podobnego. Zadzwoniłam do A., a ona mi na to, że tak zawsze jest na początku, że potem to mija. Ta fascynacja, zauroczenie, że to powszednieje. Ale ja mam nadzieję, że kiedy S. wróci to będzie jeszcze lepiej. On powiedział, że najwyżej zaczniemy od początku. Nie da się zacząć od początku. Nie można po 6 miesiącach stanąć przed sobą i powiedzieć: „ cześć ja jestem Ola”, „cześć ja jestem S.”, i iść gdzieś pogadać. Albo idzie się dalej, albo... Ale tej drugiej ewentualności nie biorę pod uwagę. Hm, wczoraj S. powiedział, że jak wróci to będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy razem od pół roku – nie ważne, że się przez połowę czasu nie widzieliśmy. A ja będę czekać... Na powitanie z Bajorem, czerwonym winem i świecami... I na to ciepło, i to cudowne uczucie, że znowu jest dobrze, że warto było czekać, ze teraz już nie będę płakać, że słońce znowu świeci.

..................................................

Oby było warto Eljot, oby było warto...

alexbluessy : :