Archiwum grudzień 2004, strona 4


gru 07 2004 Gra.
Komentarze: 11

ŻYCIE JEST PODOBNE DO GRY KOMPUTEROWEJ Z CUDNĄ GRAFIKĄ I GENIALNYM DŹWIĘKIEM...

alexbluessy : :
gru 06 2004 Zupa jarzynowa.
Komentarze: 5

... w zasadzie to powinnam teraz kuć łacińskie słówka, ale... Ale mam przed sobą talerz parującej zupy jarzynowej – przyszła wena do mnie, ugotowałam własnoręcznie pyszną zupkę. Tak domowo i pachnie i rozgrzewa od środka. Zwykła zupa, tanie nic, a jednak... American christmas songs jeszcze przez chwilę popłyną z głośników, dopóki nie wrócę do przerwanego zakuwania.

Wstałam wcześnie rano i już przed 9 byłam pod Centrum Handlowym KORONA, której podobno cała Polska nam zazdrości. Hm... Wydałam prawie 70 złotych (o zgrozo) na prawie same jogurty, serki homogenizowane i topione, farbę do włosów, ryż itp. Czyli standardowo. Tylko środków na koncie ubyło niestety, a tu trzeba by jakieś prezenty kupić, bilet na pociąg, zostawić coś na narciarskie wyciągi. Dobrze, że czas szybko mija, a jest też jakaś tam nadzieja, że babcie z dziadkiem czymś poratują. Jestem wredna, liczę na pomoc biednych emerytów, blech!!! Przeżyłam jednak rozczarowanie połączone z małym szokiem bo oto okazało się, że w całym tym osławionym centrum handlowym nie ma ani jednej torebki przyprawy do piernika Dr. Oetkera. Szok!!! Kiedy szłam między lodówkami pełnymi jogurtów, serków i smakowych twarożków pomyślałam o Eśku. Od razu cieplej mi się zrobiło i jemu też coś kupiłam – morelową maślankę (niestety nie było brzoskwiniowych), marcepanowo-pomarańczowy jogurt i coś jeszcze. Coś, co on lubi, ale nie pamiętam w tej chwili co bo sporo mlecznych produktów miałam w wózku.

... odruchowo wyciągnęłam komóreczkę moją śliczną bordową z torebki – miałam jednego smsa. Pewna, że to od koleżanki mile się zaskoczyłam kiedy zobaczyłam, że to od Guciorka Mojego Kochanego. „Cześć Kochanie, miłego dnia. Przesyłam moc buziaków i całusków. Owocnej nauki łaciny.” Aż się całą rozpromieniłam i szeroko uśmiechnęłam sama do siebie i telefonu. Zaraz odpisałam, ze jestem w Koronie i uzupełniam lodówkę, i że dla Ukochanego też się znajdzie coś dobrego. I chciałam krzyczeć na cały sklep „kocham cię, kocham!!!”. On się chyba uśmiechnął do siebie, jak moją odpowiedź przeczytał, prawda??? Ja bym się uśmiechnęła, zresztą na cały głos się roześmiałam i wyściskałam swoją śliczną bordową komóreczkę kiedy Gucio-Eśko z Bułgarii napisał, że idzie właśnie po wino dla Ukochanej i ma nadzieję, że będzie mi smakowało. A ja chyba wtedy odpisałam, że na pewno będzie, ale tylko z nim. To było tak dawno, ze trzy miesiące temu, a teraz jest... Absolutnie cudownie.

I wiem, że bardzo ucieszył go mój sobotnio-poranny sms, mnie zresztą też. I wczoraj jak o nim wspomniał to też się cały rozpromienił. On wie, że ja go... A ja wiem, że on mnie... I tym sposobem my siebie nawzajem... I jest cudownie.

... a ta zupa jarzynowa smakowałaby lepiej gdyby... a może...

I znowu mi zapachniało piernikami, grzanym winem, zaświeciło choinkowymi światełkami i zakolorowiło bombkami. I jeszcze te pomarańcze z goździkami w skórce... Mmm...

A zaraz przyszło otrzeźwienie w postaci szarej rzeczywistości. Ciągle czekam na decyzję w sprawie kredytu, styczniowe rozliczenie wody i nowe wyliczenie prądu zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze zabieg, wycieczka szkoleniowa, egzamin państwowy – skąd ja mam na to mieć. I taka bezsilność mnie ogarnia, taka potworna bezsilność, że nie dam rady. Łacina nie dająca spać, nawarstwiające się zadania z fonetyki, na które przez łacinę ledwo starcza czasu. Okruchy, odłamki, zwykłe życie – z jego radościami, smutkami, kolorami i dźwiękami. Eh... I ta jarzynowa, zapachem i ciepłem przypominająca czasy, kiedy jeszcze Rodzice i Brat mieszkali we Wrocławiu. Niby taka sama ta zupa, a jednak czegoś maminego jej brakuje. Zresztą jak jadę do B-stoku to bywa, że proszę Mamę o zrobienie śniadania czy czegoś podobnego – bo z jej rąk lepiej smakuje. Taka nieokiełznana chęć żeby choć na chwilę znowu poczuć się tą małą dziewczynką z mysimi ogonkami. Eh...

Zupa zjedzona, trzeba wracać do łaciny. Żeby tak był już jutrzejszy wieczór...

alexbluessy : :
gru 05 2004 No comment.
Komentarze: 4

Boję się siebie, boję się swoich zachowań i przeczuć – już nie raz się sprawdziły. A teraz jeszcze mój niedawny sen, o którym wolałabym nie pamiętać, wczorajszy i dzisiejszy płacz. Często tak mam, kiedy czuję że stanie się coś niedobrego. Albo w jakiś sposób ważnego.

Dzisiaj dowiedziałam się, że wczoraj wieczorem o mały włos Mój Gucio nie został pobity. Stał z kolegami na przystanku, czekali na autobus, żaden nie należy do chłopaków niskich i wątłych – rosłe chłopaki z nich są. Podeszło dwóch knypków z pytaniem o papierosa, wyraźnie szukali zaczepki. Na chwilę odeszli, ale za chwilę wrócili i już na serio zaczęli podskakiwać. I Eśko, który na co dzień jest nad zwyczaj spokojny i tym spokojem mnie nie raz denerwuje nie wytrzymał i jednego powalił na ziemię – efekt, tamci się przestraszyli a Esio ma zdartą skórę na kostkach palców, ale lepsze to niż miałoby się stać coś gorszego, prawda??? Choć sam przyznał, że najadł się strachu, wcale mu się nie dziwię. Przecież Mojego Brata i jego kolegę nożami straszyli... Mniej szczęścia miał chłopak K., siostry Eśka. Wychodził z kolegami, a było ich z sześciu rosłych chłopaków, z knajpy i naskoczyło na nich trzech chłopaczków 15-16 lat. Efekt taki, ze W. jest w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu, szwami na głowie i twarzy. Będzie sprawa w sądzie, bo szczęście w nieszczęściu, że tamtych chłopaków złapała policja – będą odpowiadać z powództwa cywilnego, za naruszenie nietykalności i napad z bronia bo prawdopodobnie mieli kastety. Szkoda gadać, nawet nie wiem jak to opisać, brak słów po prostu. No comment. Zaraz zadzwoniłam też do Rodziców, żeby Bratu nie pozwalali po nocy chodzić, żeby sytuacja z marca się nie powtórzyła...

A co poza tym??? Mikołaj przyniósł mi cieplutki i mięciutki golfik z bawełny. Teraz będę musiała z praniem uważać żeby się nie zepsuł – jak powiedział Gucio – Esio. Obejrzeliśmy „Notting Hill”, wypiliśmy pół litra coli, zjedliśmy po Lionie, podzieliliśmy dwa jogurty na pół, żeby było sprawiedliwie bo każdy był inny, a oprócz tego Esio zjadł trzy kanapki z jajecznicą. Mniam... Moje Głodniątko Kochane, jutro jadę na zakupy bo skończyły mi się jogurty i twarożki, i półka w lodówce świeci pustkami. Przy okazji wejdę na stoisko z rzeczami dla samochodów. Eh...

Na odchodnym Kochanie Moje zapytał o treść wczorajszego smsa. Wyszedł z łazienki i ni stąd, ni zowąd pyta: „Misia, a co ty mi takiego miłego napisałaś wczoraj w smsie?” A ja na to: „No, coś ładnego”. A Esio: „No, ja wiem, to naprawdę było milutkie, co napisałaś, ale oświeć mnie co znaczyły te kropki, to jakiś szyfr kropkowy czy cuś?”. A ja na to, ze chyba jednak musiał zrozumieć bo odpisał w sposób na to wskazujący, Esio popatrzył, popatrzył, dał buziaka, nazwał kochaniem i poszedł. Wiem, że ucieszył się z tego smsa, przecież specjalnie żeby go wysłać kupiłam kartę. Zanim wyszedł wspięłam się na palce, przytuliłam mocno i do ucha szepnęłam, żeby na siebie uważał. Eh...

Do wtorku Guciu, Esiu, Kochanie Moje...

Napiłam się za dużo coli i spać nie mogę, dlatego piszę. Słucham Bryana Adamsa i jakoś tak mi jest... Bo brakuje mi esiowego ciepłą, na pewno od razu bym zasnęła. Jutro dzień zdecydowanie pod znakiem łaciny.

Chyba znowu mogę wszystko... Szkoda tylko, że po południe zaczęło się przykrą wiadomością. No, ale ważne, ze za kilka dni chłopak wróci do domu i będzie dobrze.

Eh...

 

alexbluessy : :
gru 05 2004 Ćma.doc
Komentarze: 5

To nie ślepa puszysta ćma, to ja. Z ciemności lecę, spod jesionów, dębów i lip, do okien jarzących, do szyb. Żadnej z twych szyb nie omijam, o każdą się rozbijam, tęsknię do lampy, do świecy(...) [K. Iłłakowiczówna „Ćma”]

Dzisiaj niedziela, nie lubię niedziel. Nie lubię wracać do swoich pustych czterech ścian, jeść mrożone i zupełnie pozbawione walorów smakowych pierogi z grzybami i kapustą, pić kolejną herbatę z miodem albo malinowym sokiem i czuć taką przeraźliwą pustkę.

Ładna dziś pogoda, słońce świeci i mróz jest słabiej odczuwalny. Można pójść na spacer do parku, wystawić twarz do słońca, poszurać kolorowymi liśćmi i wyszeptać „chwilo trwaj”, „kocham cię życie” albo coś na podobną nutę. Niby mogłabym nie wrócić z kursu prosto do domu, ale zahaczyć o Park Szczytnicki, ostatnio jednak zauważyłam, że pojedyncze działania nie sprawiają mi takiej przyjemności jak dawniej, że nie umiałabym się cieszyć tym spacerem po zalanym słońcem i liśćmi parku. Dlatego wróciłam do domu, po drodze podświadomie wypatrywałam na osiedlowym parkingu czerwonego porsche marki ford na znajomych rejestracjach. Nic takiego jednak nie znalazłam, szkoda. Bo chciałabym żeby on przyjechał tak sam z siebie, bez wcześniejszego uprzedzenia. Ale on zawsze dzwoni, zawsze pyta czy przyjechać, czy nie – tłumaczenie jest takie, ze co z tego że on chce jak ja mogę nie chcieć. A przecież mu powiedziałam, ze bardzo bym chciała żeby on tak sam z siebie kiedyś...

... a teraz jem te rozgotowane pozbawione jakichkolwiek walorów smakowych pierogi z grzybami i kapustą, zadzwoniłam na chwilę do Rodziców – tęsknię za nimi. Słucham „Żółtego roweru” FNS i smutno mi jak cholera. I co z tego, że Eśko przyjedzie około 17, znowu po uprzednim telefonie, znowu po pytaniu czy przyjechać, choć tym razem powiedział „przyjadę do ciebie około 17...”. a ja tylko potwierdzałam monosylabami w rodzaju „yhym”. Nie chcę wracać do pustych czterech ścian, mogę jeść te cholerne, rozgotowane pierogi, ale nie chcę jeść ich sama. Mogę jeść mrożoną pizzę, i nawet uśmiechnęłabym się gdyby uprzednio była wydana komenda „masz, usmaż”. To taki inny dzień, niedziela – zaczęłam to dostrzegać od pewnego czasu, wcześniej było mi to najzupełniej obojętne.

Ale ponieważ swego czasu podjęłam takie, a nie inne decyzje jestem skazana na jedzone w samotności mrożone, rozgotowanych i bez żadnych walorów smakowych pierogów. Nie mam ochoty sprzątać, mogłabym nie jeść bo nie chce mi się wstawać i zrobić tych paru kroków do lodówki, w ogóle jakby mi wszystko zobojętniało. Prawdę mówiąc to w dupie mam czy zawalę kolejną kartkówkę z łaciny czy nie, czy pójdę na kurs w weekend czy nie, czy napiszę program jakiejś tam wycieczki czy nie. normalnie jedna wielka obojętność mnie ogarnęła, prawie jak Nicość Krainę Fantazji w „Niekończącej się opowieści”. Eh...

... wczoraj chyba ze dwie godziny gadałam z E. przez telefon. Ale kto lepiej zrozumie kobietę, od drugiej kobiety w podobnym stanie. Bo ona też cała w skowronkach, tylko mam wrażenie, że jakoś lepiej umie sobie z tym radzić. A ja popadam w paranoję, jakieś dziwne nastroje. Nie rozumiem tego... a może, jak mówi E., trzeba czasu żeby to zrozumieć??? Bo jak wczoraj powiedziałam E. ja się boję, że „Bo ja się tak boję, że coś się stanie i ja się obudzę, i dowiem się, że ten sen miał ktoś zupełnie inny. Myślisz, że wszyscy w takim stanie się ciągle boją? Tego, że wieczność może skończyć się pojutrze, po Teleexpresie albo nawet jutro rano?”. Do kurwy nędzy, przecież już nie raz i nie dwa wstawiałam ten cytat. Blech...

Dobra babo*, weź się w garść i do sprzątania pokoju marsz. Muzyka na full , ścierka w dłoń i już. Tyłkiem możesz pokręcić, pośpiewać pod nosem też. Nie zapominaj babo, ze masz uśmiechać się przez łzy na przekór tym, co zasmucają świat.

 

*baba czyli ja.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
gru 04 2004 Tracąc/Goniąc rozum.
Komentarze: 8

W maju pisałam bajkę o Kropce i Znaku Zapytania, dziś napiszę bajkę o Mai i Guciu. Będzie krótka, nawet bardzo.

MAJA KOCHA GUCIA. BARDZO GO KOCHA I BARDZO ZA NIM TĘSKNI. MAI BEZ GUCIA JEST SMUTNO I ŹLE. GUCIU WRACAJ DO MAI!!!  – koniec bajki.

Rozmemłanie bierze górę, razem z lenistwem wygrywają z moją obowiązkowością. Szkoda, źle to wróży. Wczoraj zamiast przykładnie dopracowywać szczegóły wycieczki na Mazowsze, pojechałam do E. Zaczęłyśmy gadać, lepić z masy solnej i już się zrobiła 14 i musiałam się zbierać. Dlatego Eśko wczoraj dostał swój mikołajkowy prezent – breloczkowanetego i awangardowego aniołka w czarnych martensach i z różowymi skrzydełkami, trójwymiarowego Gucia (pierwotnie miał być bałwanek, ale nie wyszedł) i mikołaja z czekolady. Aniołek aniołkiem, ale jak Gucia z E. zobaczyłyśmy to nas głupawka wzięła. Do tego stopnia, że wysyłając Esiowi smsa nazwałam go Guciem, miałyśmy z E. niezły ubaw.

... to nie jest tak, że odczuwam rutynę i przyzwyczajenie w moich kontaktach z Ukochanym. Po prostu najbardziej bym chciała żeby on wychodził do pracy, ale wracał do mnie, nie do domu. To mnie najbardziej boli, że tęsknię za nim okropnie nawet podczas kilkugodzinnej rozłąki. Chcę przy nim zasypiać, przy nim się budzić i wracać do niego po zajęciach na Uniwersytecie. Tymczasem musi mi wystarczyć to, co mam. Nie mówię, że się nie cieszę, że nie jestem szczęśliwa, ale czegoś brakuje. Kocham Mojego Gucia. Dzisiaj na przykład idąc na wycieczkę szkoleniową pod pomnik hrabiego Fredry w Rynku, gdzie mieliśmy spotkać się z przewodnikiem, zboczyłam z drogi tylko po to żeby kupić kartę, uzupełnić mojego Pop-a i wysłać śpiącemu jeszcze Esiowi wiadomość: „Miłego dnia jeszcze raz. K***** C**, wiesz?”. I od razu poczułam się  tak bardzo lekko, nie umiem tego opisać. A za chwilę dostałam wiadomość zwrotną: „Wiem, ja ciebie też. Buziole, miłego dnia”. (a zaraz się rozpłaczę z tego wszystkiego). Bo rano dałam mu buziaka na pożegnanie, przytuliłam mocno, leżałam i patrzyłam jak śpi, a pięknie śpi. (już mi się oczy pocić zaczynają). Bo dzisiaj to ja wcześniej wychodziłam, a Mój Mężczyzna miał sobie pospać a dopiero około 10 wyjść do pracy. Miałam mu zostawić klucze, jutro miał mi je oddać, miałam dostać namiastkę tego, jak chciałabym żeby było codziennie. I czułam spokój i radość i ciepło. A potem, po wysłaniu smsa, zaczęłam się unosić, płakać mi się chciało, ale przy grupie i przewodniku nie wypadało. A teraz siedzę w swoim pokoju, ze zdjęcia Eśko się do mnie uśmiecha, Vonda Shepard śpiewa, a ja co czuję??? Smutek, tęsknotę, nostalgię i jakieś małe rozczarowanie....

... bo wróciłam z wycieczki szkoleniowej (oczywiście poszłam bez programu, ale na szczęście nie ja jedna), szkolenia w Hotelu Tumskim i zobaczyłam, że klucze leżą sobie pod lustrem w przedpokoju. Niby nic takiego, pewnie któryś z chłopaków nie spał już i za Esiem drzwi zamknął, ale jakiś zawód jednak poczułam. Dziwne, nie??? Chcę go mieć przy sobie cały czas, jak go nie ma to bardzo wyraźnie odczuwam jego brak, czy to źle??? Bo rano patrzyłam jak śpi, potem szykowałam się do wyjścia, jeszcze na chwilę weszłam pod ciepłą kołderkę żeby nacieszyć się i nabrać jak najwięcej jego ciepła i choć przez chwilę jeszcze poczuć jego zapach. Zwariowałam??? Nie, ja się zakochałam, nie mogę uwierzyć, ze on jest, ze jestem ja i że MY jesteśmy. Nie mogę... Czasem myślę, że to sen z pięknymi barwami i genialnym dźwiękiem. Zakochałam się... Jestem szczęśliwa, niech tak już zostanie. Proszę...

... który facet przyznałby się, że wzruszył się oglądając komedię romantyczną??? Esio, Mój Esio Kochany to wczoraj zrobił. Byliśmy na „Bridget Jones. W pogoni za rozumem”. W pewnym momencie łzy mi zaczęły po twarzy płynąć, a Esio zaczął żartować ze mnie, że to komedia, ze na tym się nie płacze. Ale kiedy wychodziliśmy przyznał, że początkowo to żartował ze mnie i się podśmiewał, ale i jemu ze dwa razy coś tam się w oku zakręciło. Kupiłam bilety i „wzięłam nas” z okazji Mikołajek do kina właśnie. Wcześniej miałam w planach pójście do jakiejś knajpki na kolację, ale nie wyszło bo za późno dojechaliśmy pod kino.

A tak w ogóle to miała być niespodzianka. Gucio – Esio miał przyjechać po Pszczółkę Maję – czyli mnie pod Instytut i stamtąd miałam go pokierować w przeciwną stronę nić do kina żeby się nie domyślił. Ale kiedy słuchałam wykładu z historii Rosji dostałam smsa, ze on nie przyjedzie na uczelnię tylko do mnie do domu. W takim wypadku musiałam mu napisać, że mamy bilety na 21 i musi się wyrobić. Wkurzyłam się bo niespodziankę diabli wzięli. Ostatecznie Gucio przyjechał pod uczelnię przed 20, ale sporo czasu zajęło nam szukanie miejsca dla jego czerwonego porsche. Skończyło się na tym, że mąż kupił litrową colę, duży popcorn, i cukierki jogurtowo-kiwiowe w czekoladzie (fajna nazwa „Ja i Ty”)i hot dogach, za które już ja zapłaciłam.

... Bridget Jones goniła za rozumem, ja za swoim też chyba powinnam. A przynajmniej powinnam go poszukać. I zauważyłam kilka analogii, ona też patrzyła (uwielbiała patrzeć) na Marka Darcy’ego kiedy ten spał. Patrząc na te sceny uśmiechałam się do siebie, przecież ja też na Eśka patrzę, a kiedy ten pyta się co robię odpowiadam, że nic i dalej się patrzę. I warto było iść do kina, nie tylko ze względu na film, ale też ze względu na możliwość przytulenia się do Gucia – Esia, obcowania z nim w jakimś innym miejscu poza domem czy knajpą.

Dziś wieczór łaciny, jutro mam nadzieję spotkać się z Moim Mężczyzną. Słucham „Pogody ducha” Hanny Banaszak i nie umiem sobie wyobrazić, że mogłabym jutro Esia nie zobaczyć. Nad łaciną muszę przysiąść żeby w końcu wyjść z tym dziadostwem na prostą. Znam oczywiście przyjemniejsze sposoby na spędzanie wieczorów, ale niestety dziś nie ma takiej możliwości.

Za trochę mniej niż dwa tygodnie będziemy z E. piec pierniki i pierniczki. Muszę też kupić Eśkowi gwiazdkowy prezent, na razie jednak wycieczki po sklepach motoryzacyjnych sobie odpuszczę. A potem w pociąg i do rodziców na drugi koniec Polski, a po kilku dniach z powrotem i tym razem już autem w przeciwnym kierunku na narty. Esio to już się w przyszłą niedzielę wybiera, beze mnie bo ja się dopiero będę uczyć w Sylwestra. On na narty, a ja na Spotkania Zdrowia i Niezwykłości do Hali Ludowej. Choć Moje Kochanie utrzymuje, że też chce iść i że pójdzie tam ze mną. Zobaczymy, bardzo bym chciała żeby poszedł.

Z rzeczy bardziej przyziemnych to jednak bez zabiegu się nie obejdzie. Pan Doktor dał wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie chcę mieć żadnych zwyrodnień i stanów przedrakowych to jak najszybciej mam przyjść, on zrobi zabieg i da receptę na Witaminki. Do dobrze, tylko teraz muszę czekac na PMS-a i tego, co po nim. Blech... Na dzisiejszej wycieczce zeszliśmy kawałek miasta, odwiedziliśmy Centrum Informacji Turystycznej, a na koniec zwiedziliśmy Hotel Tumski. Kiedy kierowniczka recepcji pokazywała nam pokoje i doszła w końcu do apartamentu dopadły mnie kosmatki :D :D :D. O czym ja myślę, przecież to było szkolenie... Potem przygotowali nam poczęstunek w postaci ciasteczek, kawy, herbaty i soków, a na sam koniec rozdali papeterie – Wrocław w akwareli czyli coś, co kosztuje około 20 złotych. Ma się jakieś przywileje, ale za to jutro nudne zajęcia dotyczące samorządu w turystyce. Przez ten cały czas czułam się lekko, mogłam wszystko, myślałam o Esiu i ciepło mnie zalewało. A jednak się boję, że się obudzę i stwierdzę, że... Czuję się bezpiecznie, jest mi dobrze i ciepło, ale boję się. Chciałabym go mieć przy sobie, zresztą już to wiecie. Chciałabym żeby był ciągle przy mnie, żeby do mnie wracał. Wczoraj znowu coś mówił o swoim wprowadzeniu się do mnie i jakimś posagu, ale nie powinnam tego chyba brać na serio. To znaczy posagu to w ogóle nie biorę poważnie, ale ponieważ on o wprowadzce wspomina tylko mimochodem to też nie będę zaczynać tematu. A może powinnam, może on właśnie czeka aż podejmę temat??? 

W MOIM ŚNIE, CUDOWNYM ŚNIE,  TYLKO KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM... CIĘ!!!

 

A może to nie sen???

alexbluessy : :