Archiwum grudzień 2004, strona 1


gru 18 2004 Rzuciło mi się na głowę.
Komentarze: 4

Dzisiaj jestem zdecydowanie pozytywnie nastawiona do świata, aczkolwiek trochę senna. Chociaż z drugiej strony niby się wyspałam, położyłam się po 23 nie dokończywszy filmu, a do snu kołysał mnie fortepian Chopina i kołysanki Baczyńskiego.

Na kursie było wyjątkowo nudno, ale to może być tylko moja subiektywna bardzo opinia bo nie przepadam za sprawami politycznymi. Religie świata, które mogły okazać się tematem bardzo ciekawym trwały zaledwie 10 minut, bo czas zajęć się skończył. Szkoda. Lekko śnięta wyszłam na zapłakaną deszczem ulicę i skierowałam się do najbliższych Delikatesów w celu poczynienia kilku sprawunków. Zobaczyłam tłum ludzi przy kasach i od razu zrobiłam w tył zwrot – widocznie nie mieli się gdzie schować przed deszczem to weszli do sklepu, dobry pomysł na wydanie pieniędzy i zarobek, zależy z której strony patrzeć oczywiście.

Esio dziś przychodzi po zajęciach i chcę zrobić coś na obiadokolację – przyjemniej zjeść razem niż w pojedynkę, nie??? Wymyśliłam, że zrobię ryż z sosem chińskim (ze słoika) z dodatkiem pomarańczy (już żywych, jak ja to mówię). Wino, które mi jeszcze zostało z wtorku i piernik. No, ten ostatni jeszcze muszę polać czekoladą zanim Kochanie Moje nadjedzie w swoim porsche czerwonym. Po pomarańcze poszłam na pobliskie targowisko. Ładne znalazłam, słodkie i bardzo pomarańczowe. Cz. wyjdzie z kuchni to zajmę linię swojego frontu.

Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale idąc do domu coś sobie przypomniałam. Głupotę powstałą w moim rozumku, a która swego czasu spory problem dla mnie stanowiła. Pamiętam, jak któregoś dnia niczego nie świadomy Esio podjechał po mnie na uczelnię, a ja zaatakowałam go pytaniem – „na jakiej zasadzie działa automat do napojów”. Od razu wyłożyłam mu swoją teorię o małych skrzatkach w tej skomplikowanej maszynie mieszkających, które w momencie wybrania przeze mnie napoju podają sobie: najpierw jeden bierze plastikowy kubeczek, podaje drugiemu, który sypie do kubeczka kawę. Następnie mój kubek wędruje do trzeciego skrzatka, który sypie cukier, czwarty nalewa mleczka, a kiedy ten pociągnie za specjalną dźwignię piąty skrzatek odkręca kurek i do kubeczka leci wrzątek. Esio spojrzał, minę miał nieopisaną (ale nie kazał robić baranka :D :D :D) i od razu obalił moją teorię. Powiedział, że to wszystko jest jakoś ustawione i że to maszyna tym wszystkim steruje. Czułam się załamana, ale po jakimś czasie musiałam mu przyznać rację. Bo wyobraźcie sobie, że w jakąś środę między leksyką a pracą z tekstem nabrałam ochoty na wafelka. Zeszłam do automatu, wrzuciłam pieniądze, dostałam resztę, wybrałam batonika wcisnęłam guzik i... nic się nie wydarzyło. Nie dostałam batonika. Oszustwo, prawda??? Od razu wysłałam smsa do nadzoru nad automatami ze słodyczami tak, jak to powiedzieli w instrukcji. Wysłałam, ale nie wiem czy coś poprawili bo na wszelki wypadek nie wybieram już Princessy Gold Kokosowej. I na pewno za tym stoi bezduszna maszyna, bo przecież dobre skrzatki dałyby mi batonika i jeszcze „smacznego” powiedziały...

A propos trudnych pytań. W ostatni wtorek powtórkę z koleżanką robiłam przed łaciną, kiedy podeszła do nas dziewczyna z dziennikarstwa i zapytała „jak się rozmnażają Mikołaje”. Zdębiałam bo przecież Mikołaj jest jeden... Ale ponieważ dziewczyna temat drążyła wysnułam teorię, że to tylko nasze złudzenie, ze ich tylu wszędzie jest. Ten prawdziwy obsypuje świat takim specjalnym złotym pyłem i nam się mikołai przed oczami. A on robi swoje...

Zmęczenie rzuciło mi się na mózg!!! Zwariowałam!!! Jakie skrzatki..., jakie rozmnożone Mikołaje???!!! Ten Esio to ze mną ma...

...bluzeczki chyba jednak nie oddam. Zaraz się w nią biorę i będę na Mojego Mężczyznę czekać. Ciekawe co powie...??? :D :D :D Kurcze załapałam nastrój jakiego dawno nie miałam, mam ochotę coś zrobić tylko nie wiem co. Wyżyję się na kurczaczej piersi, pomarańczach i słoiku z sosem. A potem dokończę „Ame Agaru” bo wczoraj sen zwyciężył. A potem to Esio już chyba przyjdzie. A potem...

 

alexbluessy : :
gru 17 2004 Zajebiście/-te/-ta/-ty.
Komentarze: 5

To sobie Olcia zrobiła wieczór, a wcześniej popołudnie!!! Zajebiste po prostu i jedno, i drugie.

Pełna zapału wysprzątałam mieszkanie, polałam chłopakom jednego piernika czekoladą i zbierałam się do wyjścia kiedy zadzwoniła koleżanka z grupy z pytaniem czy nie poszłabym z nią do jakiegoś sklepu bo chce sobie kupić sweter. Poszłabym.

Zaproponowałam C.H. Borek bo i tak do Carrefoura zmierzałam z zamiarem kupienia sobie czegoś. Najpierw pojechałam do biblioteki na Szewską oddać przewodniki po Mazowszu i wypożyczyć „Naukę o literaturze” Krzyżanowksiego bo egzamin ze wstępu do literaturoznawstwa zbliża się nieuchronnie – 30 stycznia to właśnie data „egzekucji”. Następnie na Dworcu Głównym PKP kupiłam bilet – odjazd 23 grudnia o godzinie 5:06 z peronu 1. W końcu przyszła E. i mogłyśmy iść. W Terranovie E. znalazła dla siebie liliowy golf, a ja czarną bluzkę z długim rękawem, raczej typu imprezowo-wyjściowego. Mam ją teraz przed sobą, jest z lycry i fajnie w niej wyglądam (niech żyje skromność), jedyny mankament to dekolt. Ja nigdy nie nosiłam tak zajebiście głębokich dekoltów!!! I co teraz??? Oddać??? Nie oddać i się przyzwyczajać do bardziej kobiecych rzeczy??? Metki jeszcze nie oderwałam, znając siebie pewnie ją zatrzymam, ale kurcze... jakoś ten dekolt... Zresztą zajebista jestem swoją drogą – najpierw kupuje, a potem myśli i się zastanawia. I, od razu zaznaczę, nie ma to nic wspólnego z pozakupowym kacem. Ciężki mam orzech do zgryzienia choć Esiowi się pewnie spodoba. Najpierw pomarudzi, że będę kusić, ale spodoba mu się. Mam nadzieję, na wszelki wypadek nie oderwę metki do jutra... Choć jak kocha, to niech kocha mnie taką, jaką jestem, nie??? :D :D :D. Poradźcie, co mam zrobić, pliz!!! (i nie kierujcie się esiowymi wytycznymi, dobra??? Napiszcie tylko czy zostawić, czy oddać. Dodam, że ten dekolt bardzo uwydatnia i uwidacznia biust).

... odebrałam od babci wypraną pościel i przyjechałam do domu. Na wykłady znowu nie poszłam, nie wysiedziałabym. Wczoraj B. pierwsza powiedziała, że wyglądam na zmęczoną. Tak się też czuję, najchętniej cały czas bym spała. W domku zafundowałam sobie dość kaloryczną kolację: parówka wieprzowa (pycha), pierożki ruskie polane śmietaną i trochę posolone (pycha) i czerwony barszczyk (Gorący Kubek – pycha), wykąpałam się, nabalsamowałam kakaowo, wypeelingowałam twarz, wypiłam lampkę czerwonego wina. Aha, jeszcze włączyłam zapomnianą ostatnio płytę Michała Bajora i zapaliłam nowe kadzidełko (też dziś kupione). To wszystko wprowadziło mnie w dość dobry nastrój – zapach The Sun („..woń palącego się kadzidła, niczym promienie słońca, rozjaśnia umysł, daje poczucie pewności siebie i usuwa depresję...” – cytat z opakowania), genialne interpretacje Bajora, wino, a teraz jeszcze herbata z malinowym sokiem. Może włączę sobie jakiś film??? Może „Ame Agaru” według scenariusza Kurosawy??? Być może.

Ponieważ jutro czeka wczesna pobudka związana z kursem pilockim i zajęciami z systemów politycznych i religii świata mówię Wam dobranoc i życzę kolorowych snów – Wasza nie bardzo oddepresowana i bez rozjaśnionego umysłu (co nie znaczy, że The Sun na innych nie zadziała :D :D :D) Olcia.

alexbluessy : :
gru 17 2004 Spać!!!
Komentarze: 5

... Pamiętam, jak w pierwszej klasie liceum zawaliłam semestr z geografii. Na swoje usprawiedliwienie, choć ono ma w tej notce bardzo nieistotną rolę, dodam, ze nie ja jedna zawaliłam i potem musiałam wszystko zaliczać. Rany, a teraz mam być pilotem wycieczek!!! Chodzi mi jednak o coś innego.

... Bardzo się tą geografią przejmowałam. Do tego stopnia, że nie mogłam spać, miałam straszne problemy ze snem. Mama kupiła mi syrop – Melisal na lepszy sen, na wieczorne wyciszenie. Ale podobno w takim stanie wtedy byłam, że mogłabym dostać wodę z sokiem a uwierzyłabym, że to coś mi pomoże spać. Kiedy już wszystko było zaliczone, papier potwierdzający promocję do klasy drugiej leżał w teczce „Dokumenty”, kiedy słońce świeciło wysoko i mocno, w wakacje bezsenność wróciła. Nom...

Ostatnio mam niepokojące, a przynajmniej dziwne sny. Być może to z przemęczenia. Nie mniej są dziwne, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, żeby noc w noc coś mi się śniło. To znaczy wiem, ze śnić mi się coś musi bo to naturalna praca mózgu, ale rzadko pamiętałam przebieg snu. A od kilku dni właśnie mam sny dziwne i zastanawiające. W tłumaczenie ich się nie zagłębiam bo jeszcze bym się przejęła, uwierzyła i w ogóle bym oczu nawet nie zamknęła. Mam stany lękowe, to pewne. Mam nadzieję, że miną przez okres świąt. Bo potem sesja się zbliża i mimo tylko dwóch egzaminów noce mogą być lekko niedospane.

Tymczasem trzecia, i ostatnia już, baza piernikowa studzi się na balkonie. Łazienka prawie wysprzątana, za kuchnię się wezmę kiedy pierniki ostatnie dwa będą się rumieniły w piekarniku. Jest coś fajnego w porannym sprzątaniu mieszkania, w ogólnej ciszy tylko przy dźwiękach gitary rosyjskich bardów. Płyty już oddałam, wymieniłam z dr. K. kilka słów i okazało się, że dla naszych uszu pieśni bardów to balsam. I tak jest rzeczywiście przy tej rąbance, którą fundują nam radiowe stacje. No, ale każdy lubi, co lubi. Poza tym mam podobno w linii prostej jakieś rosyjskie korzenie więc moje zainteresowanie z zasłuchaniem jest całkiem zrozumiałe.  Oprócz tego chyba udało mi się nie zawalić testu z angielskiego i już o 17 wyszłam z Instytutu. Tak, jak wcześniej postanowiłam, pojechałam do B. i chłopców. Zaskoczyłam ich wszystkich, dodatkowo przyniesionym piernikiem. Podobno T. już się dopytywał gdzie się podziewam, a tu taka niespodziewanka. Miło spędziłam ten wieczór, pogadałyśmy z B. – następna wizyta chyba dopiero po sesji z indeksem. I się wzruszyłam. Bo podobno T. pamięta jak go obrysowywałam na dużych arkuszach papieru, i teraz jak ktoś to robi to mówi/poprawia, że Ola to robiła tak i tak. A ja „tą” zabawę pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa... Już w domu upiekłam drugą partię pierników, bo ja w tym roku pierniki rozdaję. Przez pół dnia Esio się dopytywał czy aby na pewno dostanie cały jeden dla siebie i z polewą. Łasuch jeden, ale dostanie. Pewnie, że dostanie. Ale musiałam trochę się poprzekomarzać bo nie byłabym sobą. Ale to niech zostanie już moją słodką (piernikową) tajemnicą.

...Ostatnie 2 pierniki już się studzą, kuchnia wysprzątana – jeszcze tylko przetrzeć podłogę i będzie błyszczeć. Żeby tak zostało... Około 13 wychodzę do miasta, mam ochotę kupić sobie coś bliżej nie sprecyzowanego. Najgorsze jest to, że nie chcę wydawać kasy bo przelew od K. ciągle nie dotarł. Już nie wiem co mam robić, po Nowym Roku czeka mnie zabieg i kasa na to jest niezbędna a tu głupie (albo o nie) 50 złotych nie może dojść. Podejrzewam, że te rozmowy wyniosły więcej, ale niech chociaż te pięć dych dojdzie. I już nie wiem czy to wina banku czy K. Choć dziewczyna uczciwa, w dodatku koleżanka kuzynki, wątpię żeby coś kręciła... Eh. I jak tu spokojnie spać, co??? Jak tu się nie denerwować??? Unikam jak ognia wchodzenia na stronę Pekao24 bo boję się zobaczyć, że tego przelewu ciągle nie ma. Fuck!!! A może jutro pójść do niej??? Tylko chodzić tak tydzień w tydzień, nękać smsami z powodu 50 złotych??? Głupio się czuję, kiedy mam z kimś coś rozliczać. Nie lubię tego bardzo. Z drugiej strony dlaczego mam dawać z własnej kieszeni za czyjeś rozmowy, w dodatku międzynarodowe??? Straszna sytuacja.

Wczoraj obejrzałam film dołączony do ostatniego „Zwierciadła” – „Marlenę”. Nawet się na końcu popłakałam, a potem jeszcze troszeczkę płakałam w poduszkę, ale to już bardziej z innego powodu niż film... W nocy obudził mnie dziwny sen. Wykład z historii Rosji mi się śnił, znaczy, że już ze mną naprawdę musi być źle. Na zegarku była prawie 5, pospałam jeszcze do 9. teraz jest prawie południe a ja nie wiem co ze sobą zrobić. Znowu marazm, znowu zniechęcenie i zmęczenie. Muszę sobie coś kupić...

 

 

alexbluessy : :
gru 15 2004 Bardowie.
Komentarze: 10

... znowu stałam na przystanku ARKADY i czekałam aż pospieszny autobus „A” zawiezie mnie do domu. Dzisiaj się nie denerwowałam bo wiedziałam co mnie w czterech ścianach pokoju czeka. A czeka mnie muzyczna uczta, wieczór z rosyjskimi bardami. Pożyczyłam dzisiaj dwie płyty (Песни нашего века) od dr. K. z zaznaczeniem, że jutro przyniosę. Pewnie, że jutro – więcej czasu na cztery kliknięcia myszką mi nie potrzeba. Przepiękne, nie mogę się nasłuchać (i ta piosenka o Aleksandrze z filmu „Moskwa nie wierzy łzom”). Dlatego biorę prysznic, zaparzam melisę, uruchamiam mój музыкальный центр, czyli wieżę po prostu i udaję się na zasłużony odpoczynek. Ale musicie wiedzieć, ze nie obyło się bez stresu. Dr. K (od fonetyki) dając mi płyty powiedział „pani Aleksandro, proszę jak oka w głowie, to jedyne egzemplarze”. Wyobrażacie sobie??? Czułam się strasznie, że mogę zgubić, złamać czy coś. Torebki nie spuszczałam z oka. Już są bezpieczne, i wcale nie mówię tego z sarkazmem czy ironią.

Jutro po zajęciach wybieram się do B. i jej chłopaków. Dobrze, że postanowiłam zmienić plany i pierniki upiec jutro. Bo jutro też nie mamy fonetyki ostatniej i zajęcia kończymy już o 18, Esio też nie przyjeżdża bo uczy się do kolokwium, a ja idę w odwiedziny. Aż mi głupio, że dopiero teraz, ale ten czas tak leci... Ale jutro wezmę piernik, świeży, pachnący i polany polewą i pójdę złożyć życzenia...

Właśnie życzenia... Dzisiaj zastanawiałam się jakie życzenia świąteczne/noworoczne mogę złożyć Esiowi. Wymyśliłam, że powiem mu po prostu, że nie wiele mu mogę dać bo tak nie wiele mam. I żebym go kochała tak, jak on zasługuje na to. I żeby był ze mną szczęśliwy...

Tak po prostu. Dobranoc, mam nadzieję, że dziś się wyśpię.

alexbluessy : :
gru 15 2004 Coming soon.
Komentarze: 7

Jak co wtorek rano zamknęłam za Eśkiem drzwi, a sama zajęłam się zmywaniem naczyń, które jeszcze z wczorajszej kolacji zostały. Dopijam kawę, przecieram zaspane oczy, włączam muzykę – zaczyna się kolejny dzień, kolejna środa, która minie równie szybko jak się zaczęła. Przykro...

Nie wiem nawet od czego chciałabym zacząć. W zasadzie to myślę już o jakimś podsumowaniu minionego Roku. Wiele się wydarzyło przez ten czas, co najważniejsze więcej dobrego, niż złego. I niech już tak zostanie. Czy ktoś mi to może zagwarantować??? Bo ja jestem jak ta ćma z wiersza Iłłakiewiczówny, że lecę do światła – potrzebuję światłą i ciepła. Eh...

Wiecie, że facet od łaciny nie zrobił kartkówki?! Szok, prawda??? Wszyscy siedzą zestresowani, kartki przygotowane, a on nagle mówi, że zapomniał, że dziś kartkówki miało nie być. To już na mniejszym lub większym luzie zajęcia się odbyły (odmiana rzeczowników i przymiotników III koniugacji), potem kilka osób pisało jakieś zaległe rzeczy, a potem mogłam mury Instytutu opuścić. Pod bramą już (prawie) czekał Eśko, na wstępie poinformował, że jedziemy do Auchan’a (Oszołoma po prostu), a potem do Tesco. Bo najpierw chciał oddać stary akumulator do utylizacji, a potem kupić pianki na narty. I kiedy Esio stał w kolejce żeby akumulator oddać mnie zainteresowała jakaś bluzka na wystawie jakiegoś sklepu i udałam się w jej kierunku nic Esiowi nie mówiąc. Duże było moje zdumienie, kiedy po kilku minutach okazało się, że Esia nie ma tam, gdzie go zostawiłam. Skierowałam się w kierunku wejścia na halę, już miałam wyciągać telefon kiedy zobaczyłam machającą, esiową rękę. Podeszłam, a on się uśmiechał od ucha do ucha. Ale ja tak mam, że gubię się na dużych powierzchniach. Oj, i ten jego zapach... Jakiś pan przed nami reklamował bułeczki, bo podobno dwa razy mu na kasę nabili a on kupował jedną paczkę, jacyś państwo czekali na kogoś z obsługi, w końcu Esio dostał swoje pieniądze i mogliśmy pójść rozejrzeć się za piankami. W Auchan’ie nie było nic takiego,  a jeśli nawet to drogie.

Następnym przystankiem było Tesco. Tutaj pianek też nie znaleźliśmy, a zgubiliśmy się nawzajem i trochę czasu nam zajęło. A potem zrobiliśmy zakupy: wino, mrożona pizza, Pepsi Spice, piwo dla Esia i serek pleśniowy Sekret Mnicha pakowany po 2 serki i do tego słoiczuszek żurawin – cały zestaw nazywał się „Kolacja dla Dwojga”. :D :D :D. Kiedy wracaliśmy w radiu akurat leciała piosenka, taka z typu american christmas songs, którą podobno Esio bardzo lubi. I zaczął śpiewać... Pięknie, aż mi się gęba śmiała. <serducho>

... głodna to ja byłam już nieźle bo nie spodziewałam się wycieczki na Bielany, ale nie ma złego bez dobrego. Zanim pizza się podgrzała, zjedliśmy serki i mięsko od mamy Eśka z żurawinami, popiliśmy winem i pepsi (ja) albo piwem (Esio). Potem pizza, deser (pycha wyszedł) i można było pójść spać. No, przyznam się, że w pierwotnych moich zamierzeniach to trochę inaczej miały się wypadki potoczyć, ale niech będzie.

Dzisiaj czeka mnie powtórka przed kartkówką u dr. Z., robienie tłumaczenia dla Taty i... chyba z obowiązkowych rzeczy na dziś to wszystko. Już się nie mogę doczekać kiedy wsiądę do pociągu i mnie tu nie będzie bo coraz mniej mi się chce. A to wszystko ze zmęczenia, głównie psychicznego. W zasadzie od roku nie miałam jako takiego odpoczynku, a potrzebny mi jest bardzo. Poza tym bank się nie odzywa w sprawie kredytu, boję się sprawdzać czy przelew od K. w końcu dotarł. Z Esiem wczorajsze zakupy rozliczę w sobotę, jakoś będzie. Tylko, że jakoś będzie na chwilę obecną, co będzie potem, po powrocie ze świąt i z Sylwestra??? Tego nie wiem niestety i czasem nie mogę spać z tego powodu.

... i mimo, że nie wierzę w sny, to dziś znowu miałam jeden niepokojący. Niepokojący tym bardziej, że sny tłumaczy się na odwrót. Śnił mi się Esio mówiący, że on czuje, że on w swoich działaniach czy zachowaniach pokazuje, że mnie kocha. A kiedy się obudziłam to chciało mi się płakać.

I tym mało optymistycznym akcentem kończę na chwilę obecną swoje wywody. Na razie.

alexbluessy : :