Komentarze: 3
Kolacja w kowbojskiej knajpie w stylu country. Świetny wystrój, świetna muzyka i pyszne jedzenie. Było pysznie!!!
Potem szybki spacer wokół Rynku i do domu pod ciepłą kołderkę. Kociątko już na nas czekało pod drzwiami...
Noc, śniadanie, byczenie się. Obiad zjedliśmy u Eśka, aż mi głupio bo jestem tam co tydzień jakbym nie mogła w domu zjeść. Kiedyś powiedziałam o tym Ukochanemu, a on stwierdził, że obiady w domu to mogę w ciągu tygodnia jeść i że jego mama sama mówi w liczbie mnogiej. Dziś chyba też jedziemy... Chyba.
A i kociątko czasem odwiedza swojego maltańskiego kolegę.
Znowu nos, i śniadanie przygotowane prze Ukochanego. Rozmowa o sylwestrowych planach – chcemy jechać w góry na bal. I znowu będę uczyć się szusować i słowo daję, że się nauczę.
Robiąc wczoraj śniadanie czułam się jak Strażniczka Domowego Ogniska. I radość mi to ogromną sprawiało. Że mogę coś dla Ukochanego zrobić. Bo o to w tym wszystkim chodzi, żeby radość czuć. I żeby się uśmiechać.
To samo z prezentami. Uśmiecham się na myśl, co kupić, jaka będzie reakcja, jaka mina, czy będzie się podobał. Choć wiem, że na pewno będzie. Dlatego już się nie mogę doczekać 30-tego.
I szkoda, że to jeszcze nie czas na to Domowe Ognisko.
A dziś taka ładna pogoda. chcę wyglądać różowo. I czuć w powietrzu niebieskie migdały.