Komentarze: 11
Whatever it means – I feel hypnotized.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Whatever it means – I feel hypnotized.
Jak o tym pomyślę to płakać mi się chce. Z radości, ze szczęścia, z niedowierzania.
Bo ostatni rok był dla mnie wyjątkowo łaskawy – studiuję na filologii tak, jak zawsze chciałam, skończyłam kurs i zdobyłam uprawnienia pilockie, mam cudownego chłopaka...
Od wczoraj kołysze mnie piosenka Moniki Brodki - „...przy tobie pewny każdy krok, przy tobie znika smutku mrok Wreszcie wiem gdzie schować się, gdzie jest mój dom Chcę dla ciebie wszystkim być tym, kim dla mnie jesteś ty Tak być zawsze przy tobie jak nikt...”
Muzyka mnie kołysze... a słońce tak cudnie świeci... i ptaki coraz śmielej śpiewają...
Wyszłam z sali załamana, wczoraj zamiast patrzeć w mapę i powtarzać zabytki „na trasach” poszłam na imprezę.
Trzy pytania: powitanie grupy w Górach Świętokrzyskich, opracowanie 2-dniowej wycieczki po Podlasiu i sytuacja awaryjna: część turystów awanturuje się, że mięso w restauracji było niedopieczone.
Masakra...
A teraz??? Nie wierzę, ale czekam na oficjalne dokumenty nadające mi państwowe uprawnienia do wykonywania zawodu pilota wycieczek!!!
Chyba wypada postawić szampana... /ale najpierw popłaczę żeby emocje opadły/
Chances are you’ll find me
somewhere on your road tonight
seems I always end up driving by
ever Since I’ve known you
it just seems you’re on my way
all the rules of logic don’t apply
I long to see you in the night
Be with you till morning lights
I remember clearly
how you looked the night we met
I recall your laughter and your smile
I remember how you made me feel – so at ease
I remember all your grace, your style
And now you’re all I long to see
You’ve come to mean so much to me
Chances are I’ll see you
Somewhere in my dreams tonight
You’ll be smiling like the night we met (…)
Puszka Żywca owstążeczkowana już czeka na wieczór...
................................
/Ku swojemu zaskoczeniu część teoretyczną egzaminu o nadanie uprawnień pilota wycieczek zdałam bez większych problemów. Jutro część praktyczna. Się będzie działo...
Ukochany ugotował mi pyszny, pożywny obiadek, teraz ogląda posiedzenie komisji śledczej, wieczorem wychodzimy... Wow/
Chciałabym mieć dziecko.
Wiem, że byłabym dobrą matką. Maleństwo byłoby kochane i miało wszystko, czego by potrzebowało. Choć nie ma go nawet w zdawkowych rozmowach, nie mówiąc już o planach czy czymkolwiek takim to już je kocham.
Chciałabym mieć dziecko. Tylko, że nie mogę sobie na nie na razie pozwolić – za dobrze wiem, jak było ze mną. Choć byłam dzieckiem chcianym, kochanym i jak na ‘82 rok to miałam dużo. Tylko podstawową rzecz miałam w ilościach okrojonych. Miałam tatę pnącego się po szczeblach kariery naukowej, robiącego doktorat na Uwr. i mamę studiującą dziennie (!) w Warszawie. Codziennie rano wsiadała w autobus i jechała 60 kilometrów na cały dzień na uczelnię... Jej malutka Oleńka zostawała z dziadkami...
Moje maleństwo będzie miało tatę i mamę na miejscu, przy sobie, na wyciągnięcie malutkich rączek.
A w ogóle to ze mnie jest strasznie domowa kobieta. Lubię jak obiadem w domu pachnie (ta, a od tygodnia na chipsach i puddingach żyję), jak z piekarnika ciasto rozsiewa zapach do każdego kąta. Lubię jak jest wszystko na swoim miejscu, czysto i pachnąco. Bo lubię też sprzątać, prać i prasować, a nade wszystko gotować i piec własnie. I sprawia mi to cholerną radość... (dlatego specjalizację wybiorę translatoryczną, żeby w domu pracować...).
I wiem, że kiedyś się spełnię w takiej roli właśnie...
I tęsknię do tego, doczekać się nie mogę...
/Chyba mi na mózg się coś rzuciło... Choć kto wie.../