Najnowsze wpisy, strona 78


sie 31 2004 Zapomnieć się.
Komentarze: 5

Ile dałabym by móc zapomnieć się. Hm, no tak, ale z Ł. za ścianą i dziewczynami w sąsiednim pokoju to trochę trudne. Trudno jest też pamiętać, żeby się nie zapomnieć. I bądź tu człowieku mądry i znajdź cudowny złoty środek.

 

Hehehe.

 

Jakbym się unosiła. Jakbym fruwała nad ziemią tak się czuję. Już dawno tak się nie czułam... Jakaś energia mnie rozpiera. Mam ochotę góry przenosić, skakać, śmiac się, płakać. Z radości.

 

Jestem taka szczęśliwa. Jestem taka szczęśliwa, że chce mi się z tego szczęścia płakać.

 

Chociaż nie...

 

Mam ochotę skakać, śmiać się, śpiewać, tańczyć i płakać. Z tego, co mnie przepełnia.

 

W niedzielę nie miałam takiej myśli, ale w natłoku wydarzeń i wrażeń gdzieś mogła umknąć. Te przedwczorajsze emocje... niepewność, obawa, radość... To już za mną i wtedy nie pomyślana myśl wczoraj mną zawładnęła.

 

Kocham tego faceta!!!

 

Doprawdy nie wiem czym sobie zasłużyłam na niego. Jest mi bezpiecznie, jest mi ciepło, jest mi dobrze po prostu. Z nim mogę być sobą. A najważniejsze jest to, że pokazał mi, ze nie warto brać wszystkiego na serio. Przy nim zaczęłam się uczyć dystansu do siebie, do tego co dookoła. Bo ja wszystko za poważnie nieraz brałam, a tak nie można. To nie zdrowe jest.

 

Mam ochotę krzyczeć z radości. Nie mogę za długo usiedzieć w jednym miejscu bo zaczyna coś mnie nosić. Dlatego zaraz wychodzę z domu. Muszę odwiedzić „stare śmiecie” czyli iść do szkoły mojej turystycznej żeby kilka spraw omówić z dyrektorką. Potem biblioteka, jakiś obiad i popołudnie z Grekiem Zorbą.

 

Bo dzisiaj Esia nie będę widziała, ale jutro... Jutro jest przecież nowy dzień i jutro, już jutro, go zobaczę.

A bez niego dni są (nie)stracone. Bo z jednej strony nie widzę go, nie czuję, ale za to tęsknię za nim, uśmiecham się do siebie i zdjęcia. I też mi dobrze. Chyba dopiero taka się stałam. Ja myślę, że paradoksalnie ten jego wyjazd to nas zbliżył. Zresztą Esio jest podobnego zdania o czym wczoraj mi powiedział. Mieliśmy wczoraj z Esiem oglądać dubbingowanego „Shreka2”, ale film swoją drogą się odtwarzał, a my raczej konwersowaliśmy. Bo mógł usłyszeć głos w słuchawce, mógł coś czulszego napisać, czuł, że ma do kogo wracać, że tu ktoś na niego czeka.

 

A mi się gardło zacisnęło.

 

I jak dobrze było się przytulić, nic nie mówić tylko tak leżeć i wsłuchiwać się w deszcz. „Misia moja kochana...” - Moje Kochanie...

 

Wczoraj pachniało u mnie ciastem ze śliwkami. Pomyślałam, że Esio się ucieszy. Miałam rację, repetował aż miło. Kiedy je piekłam to jakbym się unosiła. Zresztą ja w ogóle jestem zdania, że w pieczenie ciasta (w gotowanie też, ale w ciasta szczególnie) trzeba włożyć kawałek swojego serca, jakieś uczucie. Wtedy cały dom wypełni się energią i czymś... dla mnie to jakiś rodzaj magii.

 

A na (prawie) koniec wieczoru usłyszałam, że byłabym dobrą żoną... Hmmm

 

A potem siedziałam w pokoju sama, tylko zapach Esia jeszcze w powietrzu się unosił. Słuchałam Dido, czytałam wiersze. O miłości. I znowu miałam ochotę płakać. Na samo wspomnienie tego, że jeszcze chwilę temu tu był, że było mi ciepło i bezpiecznie, że... Ale to będzie, i już sobie nie pójdzie.

 

Chciałabym jakoś ładniej opisać to, co we mnie się dzieje. Nie umiem. Wiem, że mam w sobie energię i siłę. I oby na jak najdłużej jej starczyło. Oby... Boże, proszę o Wiarę, Nadzieję i Miłość.

 

Chciałabym jakoś składniej się wyrazić, nie mogę. Jedyne co przychodzi mi do głowy to „kocham tego faceta”.

 

Trzeba coś więcej???

 

Przez 4 miesiące pisałam mniej lub więcej składnie o tym, jak się czuję, co i jak przeżywam. Czytaliście o łzach, uśmiechach, wspomnieniach. A teraz??? Terach, kiedy już jest dobrze (bardzo) to chciałabym to napisać, ale nie umiem znaleźć odpowiednich słów. Tylko ryczeć mi się chce, że wreszcie, że już.

 

A Wam dziękuję jeszcze raz, że tu byliście. I skromną mam prośbę – zostańcie.

 

alexbluessy : :
sie 30 2004 ... ale...
Komentarze: 8

Chwilę temu pisałam, ale..

 

...ale siedzę teraz i myślę o wczorajszym dniu. Łzy mi płyną z oczu jak głupie. Wiecie co bym teraz chciała??? Przytulić się mocno do Esia, zatopić nos w jego włosach, delikatnie je musnąć... I tak zasnąć, albo nawet nie zasnąć, ale tak trwać przez chwilę. Mieć go przy sobie i tak zostać, zatrzymać go...

 

Tak bardzo tego chcę.

 

Idę płakać za te wszystkie noce za te wszystkie dni. Należy mi się (chyba).

 

ZAMIGOTAŁ ŚWIAT TYSIĘCEM BARW.

 

 

alexbluessy : :
sie 30 2004 Lekkość czuję lekkość.
Komentarze: 6

A tak się bałam. Wczoraj nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Poszłam na spacer z nadzieją, że wśród gmachów Ostrowa Tumskiego znajdę trochę spokoju. Wzięłam ze sobą „Greka Zorbę”, ale palące słońce i niespokojność ducha nie pozwoliła mi tam długo posiedzieć. Wróciłam do domu na obiad. Z powodu upału wymyśliłam, że zjem ziemniaczki z zimnym kefirem. Jak na złość głupie kartofle gotować się nie chciały, a może tylko tak mi się wydawało???

 

Zadzwonił Esio. Umówiliśmy się, że najpierw on przyjedzie do mnie a potem pójdziemy z przyjaciółmi do knajpy. Tylko nie powiedział kiedy dokładnie przyjedzie. Na początku jakoś się Trzymałam, próbowałam zasnąć (łatwo powiedzieć), w końcu zrobiłam sobie kawy i razem z K. obejrzałam wyścig Formuły1. Pośmiałyśmy się z momentami zabawnych komentarzy sprawozdawców, podyskutowałyśmy o tym i owym (wszystko w temacie Formuły). Już zaczęło mnie nosić. Wskazówki zegara poruszały się przeraźliwie wolno, sekundy, minuty mijały. Nieznośnie wolno to wszystko trwało.

 

W końcu zamknęłam się w pokoju, zamknęłam też oczy. Z półsnu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Weszła K. i powiedziała „Ola, S. przyszedł”. Spojrzałam na nią jak na wariatkę bo moment temu wysłał mi smsa, ze będzie za jakąś godzinkę. Ona patrzyła się na mnie, ja na nią:

 

- domofonem dzwonił

- ja nic nie słyszałam

- przed chwilą

- kurcze, a ja już myślałam, że zaraz wyjrzy zza ciebie

- hahaha

- pamiętaj, numer na pogotowie 999 jakbym padła na zawał

- okej, nie ma problemu ale 112 też działa hahaha

- ja umrę...

 

Jak widać (czytać) nie umarłam. Z łomoczącym serduchem czekałam. W końcu usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi, nawet nie zdążyłam nić powiedzieć. Powiedział tylko „cześć skarbie”, uśmiechnął się i...

 

... i już mnie nie było na tym świecie. Zatonęłam w Cieple, Zapachu... Jasna cholera jak mi tego brakowało.

 

„Skarbie, kochana moja, jak ja za tobą tęskniłem, jak mi ciebie brakowało, nawet sobie nie wyobrażasz” i znowu mnie nie było. Poniosła mnie fala Czułości, Pożądania, Miłości. Miałam ochotę krzyczeć „kocham cię, kocham”. Znowu nie powiedziałam. Było mi tak cudownie, jak wcześniej chyba nawet nie było.

 

... staliśmy przytulenia tak mocno, mocno, na środku pokoju. Żadne nic nie mówiło. Ta chwila mogłaby trwać i trwać. Ale następna... To już zachowam dla siebie, okej???

 

Tyle ciepłych słów, tyle czułych gestów... Zaraz będę ryczeć.

 

W końcu wyszliśmy. Ł. wykrakał deszcz, a parasolki nie wzięliśmy ze sobą. Zresztą miało nie padać. Do Rynku wybraliśmy się pieszo, spacerkiem. Hm, skończyło się na skakaniu spod jednego drzewa pod drugie, z jednej bramy do drugiej, byle do przodu. Na miejsce dotarliśmy trochę spóźnieni i mokrzy. Ale...

 

Kilka godzin minęło jak z bicza strzelił. Porozmawiałam z przyjacielem Esia, Ł.,  z jego siostrą. Było jakoś tak...

 

A powrót??? przegapiliśmy autobus, to znaczy ja przegapiłam. Znowu szliśmy na nogach, ale tym razem nie padało. Co jakiś czas stawaliśmy bo Esio chciał cmoknąć mnie w czoło, we włosy, mocniej przytulić.

 

Usłyszałam też wypowiedziane cicho, nieśmiało „kocham...”

 

A  potem??? Jak to dobrze jest zasypiać w cieple ramion... Szczególnie tych męskich, bezpiecznych, silnych, pachnących tak wyjątkowo bo to są TE ramiona. jak dobrze...

 

Przed chwilą wyszedł. Co potem??? Idziemy do ZOO. Może też namówię Esia na rejs statkiem, w co wątpię, ale...

Tylko niech Moje Kochanie trochę pośpi bo wczoraj nie spał wcale...

 

A ja tak się bałam. Tak się bałam.

 

Lekkość czuję lekkość.

 

 

alexbluessy : :
sie 29 2004 Co może przynieść nowy dzień???
Komentarze: 11

Nie pójdę na dworzec. Zresztą już nawet za późno jest na to. Hm, czyli jasno z tego wynika, że „coś” już diabli wzięli. Że nie dowiem się jak to jest przywitać kogoś na dworcu, z drżeniem serca i myśli czekać na otwarcie się drzwi, na przywitanie. Nie będę tego wiedziała. Szkoda.

 

O 2:45, a może to była 3:45, Esio wysłał smsa, że właśnie przekroczył polską granicę. Wiadomość odebrałam od razu i nie mogłam już z powrotem zasnąć. Coś się zaczęło we mnie dziać. Czułam, że muszę coś zrobić, zacząć działać (cokolwiek to miało oznaczać) bo w przeciwnym razie oszaleję. Siłą powstrzymałam się od sprzątania i zmywania naczyń. Hm, gdyby nie to, ze w pokoju graniczącym z kuchnią spała K. pewnie bym się zabrała za porządki. Nawet leżeć spokojnie nie mogłam. W końcu wstałam, zrobiłam sobie kanapkę z miodem, włączyłam muzykę i dopiero wtedy usnęłam.

 

Obudziłam się kwadrans temu, czyli o 7:45. Esio napisał jeszcze, że jak trochę się prześpi to zadzwoni. Pytanie tylko czym. Telefonem czy domofonem. U niego nigdy nie wiadomo, ale stawiam na to pierwsze. Zakładam nawet, że dziś możemy się nie spotkać. I choć na razie nie czuję ścisku na żołądku, nie mam ochoty wymiotować ani nic podobnego to chciałabym mieć to już za sobą.

 

... hm, świadomość, że Esio jest już w Polsce spowodowała u mnie dziwne uczucie. Poczułam się jakby on był obok i odsypiał podróż. I to wydało mi się strasznie naturalne. Czy ja zwariowałam już tak ostatecznie??? A zaraz potem pomyślałam, że chciałabym zasypiać i budzić się przy Esiu.

 

Słuchajcie, ja muszę coś zrobić bo zwariuję. Może pójdę na spacer... tylko żebym nie wpadła pod jakiś samochód. A Esio jak chce dzwonić to może to również uczynić za pomocą komórkowej smyczy, right???

 

Niech te wskazówki się szybciej przesuwają...

 

Ale Wy nie wiecie najlepszego!!! Dawno temu pisałam o mojej licealnej koleżance G., która nagle kontakt urwała. Przez chwilę miała go tyle o ile z A., ale generalnie zatopiła się w swój świat i swoich, nowych zapewne, znajomych. I tak przez 2 lata. A wczoraj ku mojemu zszokowaniu i zdumieniu największemu dostałam od niej smsa. Napisała, że pomyślała, że fajnie byłoby się spotkać i powspominać. Zdębiałam. No, ale odpisałam, ze A. wygasła umowa i na razie nie ma nowej komórki, że może byłoby i fajnie, ale... G. rozbroiła mnie stwierdzeniem, ze może wyszłybyśmy gdzieś w przyszły piątek na imprezę „jak za dawnych czasów” – tak napisała. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Zastanawiam się dlaczego tak nagle się odezwała. Zapraszałam ją na moje urodziny, ale nawet nie odpisała.

A teraz to ja mam inne sprawy na głowie. Oczywiście spotkać się możemy, ale jestem ciekawa co A. powie. Nie zastałam jej wczoraj w domu, to dziś jak zadzwoni do niej G. zdębieje jak ja wczoraj. Na pewno.

 

A że Esio też obawia się naszego spotkania to jestem pewna. Ale mam nadzieję, że też na nie czeka. Tylko ciekawe co powie na mój nieco zmieniony image. Z grzecznej dziewczynki postanowiłam stać się trochę mniej grzeczną. W myśl stwierdzenia, ze grzeczne idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą. A te „mniej grzeczne”??? One idą do nieba, ale swoją własną, szczęśliwą drogą. Nie można mieć przecież wszystkiego zaprasowanego w kancik, bez żadnych fałdek. W życiu tak się nie da, a ja długi czas taka byłam. Ale koniec z tym. Zaczęłam od powrotu do naturalnych moich włosów. Przestałam je rozczesywać tylko zostawiłam po umyciu, żeby się pokręciły. Bo moja głowa to jest pokręcona. Naprawdę i w przenośni. A resztę będę wprowadzać stopniowo, żeby obyło się bez szoku. Hahaha.

 

Dobra na razie kończę. Będę czekać (ale to już finisz tego czekania jest mam nadzieję) co przyniesie dzień. I wiem, że to będzie coś dobrego. Ale odwagi ciągle mi brakuje... Żałuję, ze nie dane mi było pójść na dworzec. Przecież czy w domu, czy nawet w mieście na zawał padnę...

 

alexbluessy : :
sie 28 2004 Dla Was.
Komentarze: 5

Wiecie, jak czytam wasze komentarze, szczególnie te z ostatniego okresu, to ryczeć mi się chce. Czytam, chwytam się za głowę i ryczę. Naprawdę. Ja myślę, że bez Was nie wytrzymałabym. Załamała, zwątpiła. Ale wytrzymałam i duża w tym Wasza zasługa.

 

Można powiedzieć, że razem dobrnęliśmy do końca 4 miesięcy. Pełnych łez, zwątpienia, ale jednocześnie nadziei i wiary, że jest na co czekać i do kogo tęsknić. I to nie jest tak, że ja nie skaczę z radości. Nawet nie wiecie jak mam ochotę skakać, ale brakuje mi odwagi. Tylko dlatego siedzę na krześle tępo wpatrując się raz w monitor, raz w to, co za oknem. A w środku... w środku wszystko się burzy. Piję kolejną herbatkę z melisy, od ponad godziny nieustannie słucham „To, co dobre” Kasi Kowalskiej. Już znam tę piosenkę na pamięć.

 

On-line nie mam ochoty rozmawiać. Zresztą nawet nie wiem kto, czego ode mnie chce, o co pyta. Nie wiem. Tylko wieczorem umówiłam się na pogawędkę z Bratem Moim Kochanym. Może jemu uda się mnie przywrócić do życia.

 

Hm, a zakładałam sobie (jeszcze dziś rano nawet), że dla zabicia czasu rzucę się w wir zajęć. Jakichkolwiek, byle tylko mieć czym zająć ręce i myśli. A szczególnie te drugie. Ale nic nie wyszło z moich planów. Sprzątanie wydaje mi się bezsensu, na kąpiel za wcześnie, w The Sims już nie mam ochoty grać na razie, czytanie też odpada. Najlepiej byłoby pójść spać, ale na to też za wcześnie jest.

 

I tylko zastanawiam się dlaczego ciągle mam przed oczami biały autokar z zielonym logo przewoźnika i tabliczką za przednią szybą oznajmiającą, że jedzie on trasą Kraków – Wrocław – Dover – Londyn. Dlaczego widzę ten obrazek, zamiast zupełnie przeciwnego??? I łzy, znowu je czuję.

 

A zaraz potem zamykam oczy i znowu jest radość, że to już. Ale za chwilę odwaga mnie opuszcza. Znowu najbezpieczniejszym miejscem wydaje mi się „schowek” zrobiony z koca.

A w głowie tysiące scenariuszy, miliony słów, wyobrażenia ciepła pocałunków i bliskości.

 

Jutro. Już jutro.

 

A póki co on nawet nie napisał jak się jedzie. (A ja też nic nie piszę. Na dorą sprawę nawet nie wiem czemu choć ręce się rwą do wystukania czegoś.) A może jednak został??? Może ten e-mail sprzed paru dni to tylko taki haczyk???

 

 „Zamknij się głupia, pewnie, że jedzie”.

 

Wiecie, ja nie lubię polskiej produkcji serialowej. Zresztą ja ostatnio nawet za filmową produkcją rodzimą nie przepadam. Poza kilkoma wyjątkami nie dzieje się tam nic godnego uwagi. (Oczywiście to moje czysto subiektywne zdanie) W każdym razie, jedno z założeń na dzień dzisiejszy chciałam wypełnić. Mianowicie obejrzeć nie wiem który bo specjalnie mnie to nie interesuje, odcinek „Na dobre i na złe”. Serial jak dla mnie obrzydliwie słodki, wszystko z happy endem i w ogóle. Dla mnie za dużo tam lukru. No, ale dziś to był jedyny punkt w programie TV, który dało się jeszcze obejrzeć. Ostatecznie skończyło się na pierwszych 3 minutach (znowu zostałam zamroczona wizją białego autokaru z zielonym logo przewoźnika i tabliczką, że jego celem jest Londyn). W każdym razie w ciągu tych pierwszych 3 minut usłyszałam słowa, które nawet sobie zapisałam, potem przeanalizowałam, a na końcu chwyciłam za głowę i rozpłakałam.

 

„JAK CZŁOWIEK SIĘ ZAKOCHUJE TO JAKBY WSIADŁ DO DIABELSKIEJ KOLEJKI. WSZYSTKO WIRUJE, CZUJE POŻĄDANIE, NIE MOŻE O NICZYM MYŚLEĆ. A POTEM TO MIJA I CZŁOWIEK ZACZYNA SOBIE UŚWIADAMIAĆ, ŻE (...)* MIŁOŚĆ TO JEST CHYBA TO, CO ZOSTAJE PO ZAKOCHANIU.”

 

Podobno stan zakochania trwa do 6 miesięcy. Hm, już tyle znam Eśka. Czyli, że teraz czuję miłość, tak by wynikało. Ale ja ją czuję do cholery. Czuję, czuję, czuję. I nie chcę jej/tego stracić. 

 

... to już jutro...

 

[* na razie nieistotne co tam było pod kropkami schowane]

 

 

 

alexbluessy : :