Najnowsze wpisy, strona 76


wrz 07 2004 Chciałam.
Komentarze: 8

Chciałam mu podziękować.

Chciałam się przytulić.

Chciałam...

 

Chciałam ślicznie wyglądać...

Chciałam się śmiać

Chciałam tańczyć

Chciałam...

 

Prawdopodobnie z mojego chcenia nic nie wyjdzie. Czekam na smsa od Esia. Ma dać znak jak będzie wychodził z domu. Tylko czy o tej porze jest sens się spotykać... To znaczy sens jest zawsze, pytanie czy zanim nie dojedziemy na miejsce umówione nie trzeba już będzie wracać...

 

Zadzwonił, wiem, że tata załatwił mu spotkanie w sprawie pracy. Wiem, że to ważne dla niego...

 

To dlaczego Gula znowu przyszła, zacisnęła się na gardle i spokoju nie daje??? Znowu chce mi się płakać.

 

Siedzę przygotowana, umalowana, patrzę tępo w monitor.

Powoli zdejmuję kolczyki, łańcuszek, zegarek... zaraz znowu będę codzienna.

 

Zupełnie bez sensu chce mi się płakać. Jestem chyba nienormalna.

 

Chciałam...

 

alexbluessy : :
wrz 07 2004 Wyznanie.
Komentarze: 3

„Touch my skin and tell me what you’re thinking Take my hand and show me where we’re going Lie down next to me Look into my eyes and tell me what you’re seeing So sit on top of the world and tell me how you’re feelig What you feel is what I feel for you(…)See my eyes, they carry your reflection Watch my lips and hear the words I’m telling you Give your trust to me and look into my heart and show me what you’re doing  So sit on top of the world and tell me how you’re feelig What you feel is what I feel for you(…)”

 

W zasadzie ta piosenka wyraża najwięcej z tego, co chciałabym powiedzieć. Co chciałabym pokazać...

 

To dla spotkań z nim/ dla niego chce mi się rano wstać.

To dla niego chcę wyglądać najpiękniej

To przy nim chcę się rano budzić, a wieczorem zasypiać

To dzięki niemu chcę się uśmiechać, chcę tańczyć

To o nim mogłabym opowiadać godzinami

To jego twarz widzę w zakamarkach, w splotach ulic

To przed spotkaniami z nim godziny/minuty stają się wiecznością

To czekanie na jego telefon w ciszy wierci mi dziurę w brzuchu

To jego zapach, pocałunki, dotyk sprawiają, że odlatuję. Nie ma mnie...

 

Dlaczego tu panuje taka cisza??? Dlaczego nawet Dido dziś nie uspokaja??? Wiem, że zadzwoni. Obiecał przecież. Nie powinnam się przejmować, powinnam być cierpliwa. Te wskazówki tak wolno się przesuwają...

Każde wyskoczenie w prawym, dolnym rogu monitora komunikatu, że „S. przesyła wiadomość” powoduje palpitacje serca i wypieki na twarzy.

 

„(...) I am what I am I’ll do what I want But I can’t hide And I won’t go I won’t sleep I can’t breathe Until you’re resting here with me And I won’t leave And I can’t hide I cannot be Until you’re resting here with me(…)”

 

Na pewno wszystko ze mną w porządku??? Bo czasem się boję. Boję się tak bardzo, że aż mi gorąco się robi. To jest zdrowy objaw??? A ten strach jest irracjonalny. A może nie...

 

Czego ja się boję??? Że nie zadzwoni??? – bez sensu, zawsze dzwoni. Albo zostawia wiadomość na gg. Jeszcze mnie nie zawiódł. Nigdy. Nawet, kiedy był w Londynie, a wiedział, że mam egzaminy czy czymś się martwię dzwonił każdego dnia, czasem po 2 razy. Martwił się, pocieszał, nawet na taką odległość był w jakiś sposób blisko. Teraz też. Więc co się dzieje...

 

Od dłuższej chwili słucham na zmianę „Sutry” Sistars, „Jesteś” Teki i „To co dobre” Kasi Kowalskiej. Sąsiedzi mnie wyeksmitują...

 

Około 19 przyjdzie Esio i wyjdziemy do miasta. Dołączymy do jego siostry bliźniaczki i jej chłopaka. Powtórka z „Cichego kącika” w Lądku...

 

Chcę dziś ślicznie wyglądać (to znaczy Esio często rozbraja mnie słowami „ale ty śliczna jesteś...”). Ale dziś chcę jakoś inaczej ślicznie wyglądać. Takie mam chciejstwo. Dlatego wyszłam z domu i kupiłam nowy lakier do paznokci i czerwoną frotkę do włosów. Oprócz tego postanowiłam zadbać o swój brzuszek. Temu dostała się francuska bułeczka z budyniem i marmoladką do tego kawa 3in1. Ta ostatnia nie najlepsza, ale trudno.

 

Czas, który mi pozostał: jakieś 2 godziny. Muszę zdążyć z kąpielą, suszeniem włosów, doprowadzeniem ich do jako tako normalnego (względnie) stanu, ubranie się i pomalowanie.

 

Czy to ja to wszystko mówię??? Słowo daję, że nie poznaję sama siebie. Przecież ja nigdy nie zwracałam uwagi na takie bzdury... No tak, ale wszystko się poprzestawiało o jakieś 180 stopni.

Dziś wystąpię w nowych jasnych spodniach (zakupionych jeszcze w B-stoku), czerwonym sweterku i Esiowej bluzie. Tą ostatnią Mój Brat Kochany nazwał kibolską – nie pamiętam czy o tym pisałam. Na pytanie o markę bluzy (jakby metka była najważniejsza) usłyszał – Lonsdale. A on na to: „Siostra to ty kibol teraz jesteś. Lonsdale to kibolska firma”.- Kochany braciszek...

Kibolska, nie kibolska ważne, że ubranko jest cieplutkie, pasuje i że od esiowego serducha. Kochany, nawet z kolorem trafił. I jeszcze na moje zachwyty odpowiedział, że to drobiazg. :* :* :*

 

Tak więc wychodzę dziś. W tym czasie powinien pojawić się mój tata, ale dziewczyny mu otworzą. Na biurku zostawię mu kartkę co, gdzie jest. Trochę to tak głupio, że sobie idę, ale przecież ostatecznie przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta i swojego własnego mieszkania. A poza tym i tak dzisiaj pójdzie od razu spać, przecież 9-godzinna podróż jest męcząca. Jeszcze do tego w upale.

 

Kurcze, to miało być wyzwanie a nabrało kształtu zwykłej notki. Nie tak miało być, nie taki miałam zamiar. A wszystko przez godzinkę spędzoną na balkonie z książką i wyjście z domu na rundkę po osiedlowych sklepikach.

 

Wzięłam do ręki dwa tomiki wierszy. Dwóch poetek. Tak różnych, jak różne jest Czucie i Odczuwanie. Piękne, kobiece, erotyzująco – energetyzujące. W głośnikach jednak Dido. Zaczęła nastrajać pozytywnie.

 

Trzy kobiety, tak różne kobiety. I ja czwarta.

 

A dziś... Wejście trzecie: „W optymizm” Ewy Bartoszewicz. (fragmenty)

 

Jutro jak zamknięci ludzie w kapeluszach

Jak sprzedawca lodów na ulicy między zebrami

Jak zepsute wodociągi

Jak autobusy i tłumy kobiet Pamiętaj

Jak ci którzy wysoko dzisiaj

Jak oni będą Pamiętaj

kiedy nie wiadomo komu i co do tego

 

Będzie optymizm jak wielka baba w chuście

Będzie uśmiech w najeżonym słowie

Będzie spokój na wiejskiej zabawie z żerdziami

Będziemy sami

 

I tym optymistycznym akcentem mówię Wam – do przeczytania!!!

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 07 2004 Let me ask WHY???
Komentarze: 3

Początek dnia standardowy. Pobudka o 7, zejście do sklepu po słodką bułkę z makiem, zaparzenie kawy i wylegiwanie się jeszcze godzinkę z książką („nowy” Wiśniewski).

 

Plan na dziś: oddanie butów do szewca, zrobienie przelewu w banku, wysłanie listu do dziadków spod Warszawy, spotkanie z Esiulkiem (tak! tak! tak! – już mnie nos po dobrej stronie swędzi), czekanie na tatę. Ale rodziciel dopiero późnym wieczorem się pojawi, do tego czasu zamierzam spędzić czas niezwykle ciekawie w Esia towarzystwie.

 

Ponieważ Moje Kochanie wyjeżdża w sobotę pomyślałam, że może skorzystam z zaproszenia A. i pojadę do niej na weekend. Jeśli jej zaproszenie nadal jest aktualne oczywiście, ale w tej sprawie będę do niej za chwilę dzwonić.

Co się zaś wyjazdu Esia tyczy. Należą mu się wakacje, rozumiem to. Jest mi trochę przykro, że nie mogę z nimi jechać, ale tak się złożyło. Zresztą wylegiwanie się plackiem na plaży i smażenie brzucha w słońcu to nie jest mój ulubiony sposób spędzania wakacji. A oni jada głównie w tym celu. Co nie znaczy, że nie zazdroszczę. Trochę na pewno. Hm, ostatecznie W., chłopak K. (siostry Esia) też zostaje. Złączymy się więc w czekaniu... Mnie bardziej chodzi o to, że Esia tak długo nie było, że wrócił i że znowu wyjeżdża. O to mi najbardziej chodzi, z tym trudno mi się pogodzić. Wczoraj nawet trochę jeszcze pochlipałam z tego powodu, ale dziś już mi lepiej. Szybko minie. Skoro te 4 miesiące zleciały nie wiadomo kiedy, to co znaczy 13 dni, am I right???

 

A w kalendarzu już sprawdziłam, że majowy weekend się bardzo ładnie ustawił, dużo jest dni wolnych i na ten czas ja sobie coś wymyślę. Może Wiedeń, a może Paryż??? Będę musiała nad tym pomyśleć. Mam dopiero 22 lata i całe życie przed sobą. Jeszcze się najeżdżę, jeszcze się naoglądam cudów tego świata, jeszcze zdążę. A ten Wiedeń z Paryżem to myślę, ze niezły pomysł. Względnie może być Sopot. Byle z Esiem, tak by było najlepiej. Hehehe, wiadomo.

 

Kurcze, od kilku dni budzę się z takim niesamowitym i nieznanym mi wcześniej uczuciem zadowolenia. Mam ochotę krzyczeć (treść wiadomą, znaną i oczywistą pewnie od dawna). Nie krzyczę żeby nie spłoszyć ciszy. I oczekiwania. Niecierpliwego czekania na niespodzianki dnia. Najlepiej te miłe.

 

A czas bez Esia wykorzystam na poszukiwanie słowników (ulubione godziny spędzone w księgarniach językowych) polsko – rosyjskich i odwrotnych. Powłóczę po mieście, dowiem się co i jak z koncertem Bajora, przeczytam zaległe lektury, zorientuję się w karnetach na basen bo zamierzamy się z Esiem zapisać (w związku z tym muszę zaopatrzyć się jeszcze w okulary i czepek). No, ja to bym pewnie trochę wolała koniki, ale Esio nie jeździ... Szkoda, kiedyś go nauczę. Może, jak Bóg pozwoli. Do łyżew już go przekonałam i powiedział, że pójdzie ze mną na Spiską. No i GREAT!!!

Szybko minie... A potem on już nie wyjedzie. Hehehe...

 

... i przyjdzie Wieczór. Będą świece, będzie winko, które Esio przywiezie, będzie Michał Bajor w głośnikach. Zrobię makaronową zapiekankę i szarlotkę, na którą moje Kochanie już doczekać się nie może. Serce w to całe włożę...

 

Jezu!!! Ze mną coraz gorzej jest...

..................................

 

To już wszystko załatwione. Esio jedzie do Złotych Piasków, a ja do Jelcza-Laskowic „na ploty”. Great.

 

Znowu ich widziałam. Dwóch kominiarzy, tych co wczoraj. Tylko dziś nie miałam na sobie żadnego guzika, to szukaniem faceta w okularach głowy sobie nie zawracam. Na upartego wystarczy ją odwrócić i spojrzeć na nocną szafkę...

Wczoraj „poskarżyłam się” Esiowi, że widziałam kominiarzy, chwyciłam się za guzik, wypatrzyłam okularnika, ale szczęścia jakoś mi nie przynieśli. Esio na mnie spojrzał i zdziwiony spytał „Minia, jak to nie przynieśli???”. Spojrzałam na niego, a on zamachał mi ręką przed oczami „hello, skarbie ja tu jestem...”

 

Oj Esiu, Mój Ty Esiu Kochany...

 

Tak sobie pomyślałam, że nie mam powodu rozpaczać, że Esio znowu wyjeżdża. Jako córka profesora, który często jeździł po świecie z wykładami (na gościnne występy, jak ja to mówię) powinnam się przyzwyczaić, że faceta nie ma, kiedy jest potrzebny. Wyjazd nie powinien robić na mnie wrażenia, jako że „skażona genetycznie” jestem.

Tak to sobie wytłumaczyłam. Może nie za mądrze, ale inaczej nie umiem.

A poza tym „to męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać...”. Tylko ile można??? Patrząc (i podziwiając) na moją mamę długo można.

 

Włączyłam kolejne 2 odcinki „Co ludzie powiedzą”, ale jakoś nie mogłam się skupić. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk smsa: „przeniesiony do rezerwy hahaha. Miłego dnia, zadzwonię później. Buziaki”.

Czyli nie pojadę na przysięgę (jakoś mnie to nie martwi specjalnie) i nie zobaczę Esia w mundurze. Póki co.

Tylko kiedy będzie to „później”??? Jakoś tak dziwnie mi się czas bez niego dłuży, smutek mnie nachodzi czasami, odliczam godziny do spotkania, potem jest radość, ale wskazówki zaczynają biec jak szalone. I znowu trzeba się rozstać... I to jego, zakończone buziaczkiem, „do jutra...” dające nadzieję, pozwalające czekać, niecierpliwie i z ciekawością oczekiwać nowego dnia.

 

Ważne, że on jest. Że jest namacalny, po drugiej stronie kabla, na drugim końcu miasta (jakby nie patrzeć tam jest takie połączenie dobre, że .śmiejemy się nawet, że wszystkie drogi prowadzą do Esia). Że można dotknąć, poczuć, usłyszeć.

 

To skoro tak jest, dlaczego moja przyjaciółka Gula wróciła???

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 06 2004 Znowu.
Komentarze: 2

Moja przyjaciółka Gula wprowadziła mnie w tragiczno-rzewny nastrój. Chodziłam po domu i pochlipywałam po kątach. Bez konkretnego powodu.

 

Włączyłam „Stereo Typ” Kayah – myślałam, że pomoże. Niestety.

Nagle telefon. Esio. „Za chwilkę będę skarbie u ciebie...” – usłyszałam.

Sama nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać dalej. Ale, nie powiem, jakąś energię poczułam.

 

W końcu usłyszałam domofon. „Misia, skarbie, czemu ty masz takie czerwone oczka??? Płakałaś??? Mów mi zaraz Minia co się stało.”

 

Ja: Nie wiem, jakiś nastrój mam tragiczny dzisiaj...

E:  Misia, mów albo dam ci klapsa za płakanie. Skarbie, no... Chodź tu do mnie, powiedz co ci jest. Smutno ci??? Boli cię coś??? Minia...

 

Za takiego klapsa, prosto w usta to ja mogę cały czas płakać...

 

Przez łzy powiedziałam Esiowi, że mam poczucie jakiejś beznadziejności. Że nic mi się nie udało, ze 4 raz nie przeszłam prze rekrutację na studia (ale chyba wyjdzie mi na lepsze), że jakoś to wszystko nie tak miało być. A on jeszcze w przyszłą sobotę jedzie. Na całe 13 dni. Do Bułgarii. Z siostrą i przyjacielem „od zawsze” O. ale powiedział, że wyśle kartkę i przywiezie mi wino.

 

No, jak wino to mu wybaczę. Pod warunkiem, że razem z winem w parze będzie szedł WIECZÓR... Jaki??? Taki, ze mmm... Co ja gadam??? Pewnie, że będzie!!! Tylko, że znowu będę czekać, znowu go nie będzie. Znowu będę płakać, będę tęsknić.

 

A potem będę skakać z radości, znowu wyjdzie słońce, znowu będzie mi ciepło, bezpiecznie, czule. Do bólu będzie. Wszak 13 dni to nie 120, prawda???

 

Ale wracając do przerwanego wątku. Wygadałam się, wypłakałam. Zrozumiałam, wysłuchałam, przyznałam trochę racji, przytuliłam się do Esia i znowu poczułam się spokojniej.

„Kochanie, przecież ty nie jesteś głupia. Nie wolno ci tak myśleć. Jesteś mądra, śliczna, wrażliwość i ciepło bije od ciebie na kilometr. Naprawdę to, jaki kto skończył tryb czy kierunek studiów schodzi na dalszy plan. Uwierz mi skarbie.”

 

Dziękuję ci Esiulku!!! Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. Przecież to takie proste.

 

Chyba namówię Esia na wspólne czytanie książki. Może „Samotności w Sieci”... Takie wspólne czytanie zbliża. A tym bardziej takiej naszpikowanej Emocjami i Uczuciami, jak „Samotność...” właśnie. Kto czytał, ten wie.

 

Porozmawialiśmy. To znaczy Esio przemawiał mi do Rozumku. A potem poszłam odsmażyć mu ziemniaczki, które zostały mi z obiadu i podwędzaną palcóweczkę, którą z trzęsieniem uszu wpałaszował (mama się śmiała, że jakim prawem zjadł Esio moją kiełbaskę, ale tata powiedział, że przywiezie jej jeszcze jutro. Dla Groszka. Czemu Groszka...???) Aż miło było patrzeć. A na deser bułeczka z pasztecikiem i bita śmietana, która z wczoraj została. Jeszcze tylko kawka i można oglądać film.

 

Tym razem udało nam się nawet włączyć „start filmu” i obejrzeć pierwsze 10 minut. Zaraz potem znowu straciliśmy wątek. My chyba jednak musimy oglądać filmy w jakiejś odległości od siebie bo inaczej to ciężko będzie.

 

... na balkonie Esio zapalił papieroska, dopił kawę, porozmawialiśmy. Jeszcze na chwilę wróciliśmy do pokoju. Jakoś tak się zrobiło, że nagle słowa same zaczęły ze mnie płynąć. Że tęsknię za rodzicami, że muszę się zawsze uśmiechać, zawsze dawać radę, zawsze być na baczność. Że jestem zmęczona, że czasem mam ochotę tupać, wyć i bić każdego, kto się nawinie. Powiedziałam też to, co pisałam wcześniej o wyjazdach taty.

Esio tylko głaskał mnie po głowie i mówił: „Misia, nie jeden ci zazdrości. Masz własne mieszkanie, świetnie sobie radzisz. Ja osobiście jestem z ciebie dumny. Zdaję sobie sprawę, że ci ciężko, że czasem masz dość, ale Misia... nie jeden by chciał być już na swoim i prawie niezależnie od rodziców żyć. Daj buziaka.”

 

Esio...

 

Wzięło mnie na słuchanie Marcina Balcara. Rzeczywiście jest tak, jak w jego piosence „ona przyjdzie do ciebie cichutko na palcach, owinie cię niebem i porwie do tańca, ona siądzie na tobie jak koliber płocha wtedy powiesz sobie, że naprawdę kochasz...”

 

Do mnie przyszła. Już nie zwracam uwagi na wyidealizowane „miłości” w książkach, nie przejmuję się tym, co widzę w telewizji, co słyszę w radio. Tam jest wszystko cukierkowo kolorowe, lukrowo słodkie, nieprawdziwe. Nie warto przejmować się tym, że naszym związku nie dzieje się tak, czy inaczej. Każdy jest przecież inny, czego innego oczekuje, w co innego wierzy, na co innego stawia.

Gdzieś wyczytałam, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy przestaje się brać, a zaczyna dawać. I to dawanie sprawia niesamowitą frajdę. Jak zrobienie Esiowi bułeczki z pasztecikiem chociażby.

To ciepło, dotyk, bliskość, tęsknota i czekanie. To jest ważne.

 

Już nie zazdroszczę, już jestem spokojna, już się staram nie bać. Znalazłam Esia. Niech jedzie na wakacje, należą mu się. Jak wróci będziemy świętować pół roku razem (wino będzie jak znalazł) i pójdziemy na koncert Michała Bajora. Przecież to tylko 13 dni.

 

A jutro mu powiem „dziękuję”.

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 06 2004 Przyjaciółka.
Komentarze: 3

Znowu mnie odwiedziła.

 

Moja przyjaciółka Gula. Ścisnęła gardło, zawiązała na nim supeł, powodując uczucie niemożności oddychania, ciężkości i głodu. Ten ostatni to bardziej w mojej głowie się wytworzył. Na tle nerwowym. Teraz powinnam pomyśleć co mogło być powodem odwiedzin Guli. Czym ja się denerwuję??? Co mnie aktualnie męczy, co we mnie siedzi powodując niespokojność??? Studia??? – raczej nie,  tu wszystko gra. Esio??? – na pewno nie, chociaż... Może to ta niepewność czy Esio znowu wyjedzie czy nie. No, teraz to byłyby góra 2 tygodnie, ale zawsze... Nie, no przecież wakacje Esia nie powinny być powodem zdenerwowania.

 

Sama już nie wiem. Przyjaciółka pojawiła się nagle, bez zapowiedzi dziś rano. Od razu przystąpiła do ataku. Wywołała duszność, jakiś irracjonalny głód i strach. Hm, jak siebie znam uspokoję się dopiero jak zobaczę Esia. A ja nie chcę się uzależnić.

 

... chociaż jak mam być szczera to mogłabym teraz zaśpiewać: „im więcej ciebie, tym mniej. Bardziej to czuję niż wiem, naprawdę im więcej ciebie, tym mniej jak to jest możliwe(...) czy nie wiesz że ja nawet kiedy jesteś tak blisko mnie tęsknię już za tobą...” Bo tak w istocie jest. Esio jest blisko, jemy razem obiad na balkonie, śmiejemy się czy oglądamy film i nawet nic nie wskazuje na to, że on zaraz sobie pójdzie a ja już tęsknię. Mam ochotę krzyczeć „zostań”, albo siłą zatrzymać...

 

Czy to jest normalne???

 

Najgorsze jest to poczucie, że nie daję mu tyle, na ile on zasługuje. Że nie daję mu tyle ciepła, uczucia i czegoś tam jeszcze z tym związanego, ile bym chciała. Strach??? Obawa przed utratą czegoś/kogoś??? A przecież ja mogę w ten sposób krzywdzić. Zawsze miałam problemy z okazywaniem uczuć. Nawet jak byłam młodsza miałam nieuzasadnione pretensje do mamy, że Mojego Brata Kochanego przytula, a mnie nie. A prawda była taka, że to P. przychodził i sam się ładował mamie na kolana, przytulał się. ja tak nie umiałam. Chyba do tej pory ciężko mi to przychodzi.

 

Esia i jego siostry słucham z zazdrością, kiedy mówią o swoich rodzicach. To zawsze jest „tatuś” i zawsze jest „mamusia”. U mnie „tata” i „mama”, czasem „ojciec”, czasem „matka”. Chciałabym cieplej o swoich rodzicach powiedzieć, nie potrafię. A może ja mam jakiś syndrom??? Jakiś kompleks??? Mówię teraz o tym, że nie udaje mi się (chyba) dać Esiowi tyle ciepła, ile bym chciała. Ja od niego tyle dostaję, aż czasem zastanawiam się czy na to zasługuję... A kompleks/syndrom??? Może to dlatego, że mój tata często wyjeżdżał, że do 12 roku życia w zasadzie go nie było, ze wychowywała mnie mama, podczas gdy on jeździł po zagranicznych uniwersytetach. Może teraz boję się, że Esio też wyjedzie albo coś w tym rodzaju??? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam głębiej, najzwyczajniej nie było mi to potrzebne do szczęścia. Teraz, kiedy pojawił się Esio, wydaje mi się, że może to jest jakaś pustka/pozostałość po taty wyjazdach.

 

Przywiozłam sobie od mamy kilka książek. „Elementarz twórczego życia”, „Pokochać siebie” i „Stanowczo, łagodnie, bez lęku”. Małe, krótkie, ale mam nadzieję, że treściwie i że znajdę w nich odpowiedzi chociaż na kilka dręczących mnie pytań. A może po prostu powinnam wybrać się do psychologa??? Coraz bardziej się nad tym zastanawiam. Kiedy tylko zacznie się rok akademicki i będę miała jako takie stałe dochody pomyślę o tym. Tylko nie chciałabym iść z wizytą do jednej z koleżanek mamy, raczej wolałabym kogoś obcego. Tylko czy takie coś ma sens???

Blog już nie jest sla mnie wystarczającą terapią. Przykro to mówić, ale chyba tak jest. Stał się już raczej czymś w rodzaju obowiązku. Przyjemnego, ale zawsze obowiązku. Szkoda.

 

Wiecie, kiedy budzę się rano widzę przed sobą Esia zdjęcie. Ręka mimowolnie sama przesuwa delikatnie po szybce, za którą jest jego twarz. Usta szepczą „Moje Kochanie...” Zaraz się rozpłaczę. Nie mam powodu. Chyba, że ta radość, to szczęście, które mnie spotkało i mam nadzieję, ze szybko nie opuści.

 

A za 23 dni będzie „święto” – pół roku razem. Hm, zważywszy, że 2/3 tego czasu się nie widzieliśmy to chyba nic szczególnego. Ale szybko zleciało, bardzo szybko. I kto by się spodziewał, że spotkanie po tygodniu rozmów na gg tak się zakończy. Widocznie tak miało być. Bo Przypadków nie ma. Oby tak dalej...

 

Przy Esiu uczę się dystansu do siebie, do świata. Uczę się cierpliwości, tęsknoty i miłości się uczę. O to chyba w tym wszystkim chodzi, żeby się uczyć od siebie nawzajem. Dzień bez Esia ciężko jest wytrzymać, ten żal, ta tęsknota, ale jednocześnie radość, że następnego dnia...

 

Dzisiaj też. Wracałam z Rynku, miałam coś do załatwienia w głównym budynku Uniwersytetu. Kiedy byłam już prawie na swojej ulicy zobaczyłam dwóch kominiarzy. Chwyciłam się za guzik (odruch bezwarunkowy bo na ogół w zabobony nie wierzę), powinnam czekać aż nadejdzie jakiś mężczyzna w okularach. Pierwszy na myśl przyszedł mi Esio, ale czekać do wieczora z zajętą ręką... W końcu weszłam do domu, może „mężczyzna w okularach” na zdjęciu też się liczy. Potem usiadłam do komputera i zachciało mi się płakać. Tak bez powodu.

 

W końcu jednak wzięłam się w garść i poszłam do kuchni z zamiarem zrobienia jakiegoś obiadu. I rozpłakałam się. najprawdziwiej się rozpłakałam się nad obieranymi ziemniakami. Myślałam o Esiu, o tym, co czuję, o tym, ze mi dobrze, ze ciepło, że bezpiecznie, że przestaje się bać.

A zaraz potem odtańczyłam szalony taniec z obieraczką do warzyw. Chciałabym mu tyle powiedzieć, tyle wyśpiewać, tyle dać. Żeby wiedział.

 

Ale on i tak wie. Powiedział to.

 

Przy Esiu chce mi się chcieć. Chciałabym go mieć przy sobie cały czas. Niech sobie siedzi w pokoju obok, albo w kuchni albo na łóżku i czyta swoją ulubioną „GW”, ogląda „Fakty” albo uczy się czy robi cokolwiek innego. tylko żeby był. Albo zrobić z nim obiad tak, jak kilka dni temu kiedy do niego pojechałam. A potem sjesta. Nic nie mówić, przysnąć, popatrzeć na siebie, uśmiechnąć się...

 

Czy ja się nie zagalopowuję w tych moich chciejstwach???

 

Nie wiem, sama nie wiem. Ale wiem jedno.

 

„Bo ja się tak boję, że coś się stanie i ja się obudzę, i dowiem się, że ten sen miał ktoś zupełnie inny. Myślisz, że wszyscy w takim stanie się ciągle boją? Tego, że wieczność może skończyć się pojutrze, po Teleexpresie albo nawet jutro rano?(...)A ja, ja się tak boję, że to marzenie, które mi się spełnia, po prostu kiedyś umrze. A sama wiesz, że czasami śmierć marzenia jest nie mniej smutna niż prawdziwa śmierć.”

 

Zapytam słowami Magdy, bohaterki „Martyny”:

 

„Myślisz, że miłość i lęk zawsze rodzą się jako bliźnięta? Że to ta sama chemia?”

 

Moja przyjaciółka Gula nie chce odejść...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :