Komentarze: 7
Piję herbatę o smaku lemonki, jem bułkę z pasztetem (Firmowym marki Profi) i czekam na Esia.
Ma przyjechać. Za chwilę, na chwilę, pożegnać się. Tylko „ta chwila” minie bardzo szybko. Boję się jej...
Boję się też pożyczyć Esiowi „Samotność...”. chyba znowu wpadam w paranoję...
Dzisiaj nie jadę do babci, jutro jadę do A. Jutro też wyjeżdża Esio.
Płakać mi się chce, mimo że tym razem to tylko 13 dni. Mimo, ze moja tęsknota dojrzała i mniej się boję to znowu dopadł mnie dołek. Nie wyobrażam sobie dnia bez Esia. Bez jego „Do jutra kochanie” przypieczętowanego całuskiem.
Jakoś usycham bez niego..
Mam ochotę zamknąć drzwi, zasłonić żaluzje, otworzyć wino i się upić. Jeszcze zapalić kadzidełko. Żeby było duszno, pijanie i zmysłowo w jakiś sposób.
Obudziło się we mnie bardzo wyraźne chciejstwo. Od wczoraj je mam. Chciałabym upić się z Esiem czerwonym winem (koniecznie półwytrawnym) w wannie pełnej gorącej wody i piany. Względnie pod prysznicem z żelem do kąpieli o zmysłowym zapachu lilii wodnej i lawendy. A potem zasnąć w kolorowej pościeli. Po prostu wtulić się w jego gorące od wody i pachnące od piany ciało i zasnąć. Eh...
Trzeba czekać... A tak ciężko, że aż boli.
Patrzę na nasze zdjęcia z Kłodzka. Uśmiechnięte, kolorowe, przytulone. Łzy same płyną. A to tylko 13 dni. Ale każdy dzień bez Esia jest niepełnowartościowy. Wiem co pisałam kilka dni temu, ale można to rozbić o kant dupy.
DZIEŃ BEZ ESIA JEST NIEPEŁNOWARTOŚCIOWY!!!
W głośnikach Edyta Górniak śpiewa, że „choć dzisiaj tak daleko nam do siebie to wiem jedno, na pewno zobaczę cię znów”...
Ja też Esia zobaczę. Tylko żeby się nie zmienił po przeczytaniu „Samotności...” – ta książka przecież zmienia, po niej nic nie jest takie samo. Znowu chyba tworzę sobie problemy tam, gdzie ich nie ma.
Przedwczoraj szliśmy z Esiem w okolicach Rynku. Minęliśmy klomb z różami.
E.: Jakie ładne róże, popatrz Misia jak ładnie wyglądają oświetlone.
Ja: Nie lubię róż. Wolę tulipany... Ale rzeczywiście ładne.
E.: Ojej, przepraszam kochanie a ja ci przed wyjazdem różę przyniosłem...
Ja: Nie masz za co przepraszać. Mam nadzieję, że była od serca – to się liczy...
E.: Była, była moje ty kochanie...
Rozczulił mnie. Nie wiem czy był ku temu powód, czy nie, ale mnie rozczulił.
Podczas tej samej przechadzki doszliśmy do wniosku, że chłopak podświadomie szuka dziewczyny przypominającej jego matkę, a dziewczyna podświadomie szuka chłopaka podobnego do jej ojca.
Nie wiem czy jestem podobna do mamy Esia (jeśli chodzi o wygląd to moja mama bardziej by pasowała), ani on nie wie czy jest podobny do mojego taty. Jedno się zgadza, stwierdziliśmy to w żartach oczywiście. Mój tata często wyjeżdżał, Esio też. Wyjechał na tak bardzo długo, pobył 2 tygodnie w domu i znowu jedzie. Co z tego, że na 13 dni.
Esiątko moje...
Uwielbiam te kosmate myśli, które pojawiają się wtedy, kiedy nie powinny. Kiedy chciałoby się dotknąć „inaczej”, a nie można. Taki fajny dreszczyk przeszywa ciało, tylko skupić się jest ciężko na czymkolwiek. A wczoraj w windzie... To była chwila, jazda na 4 piętro, ale kiedy się zbliżył z tym swoim uśmiechem to słowo honoru, że miałam ochotę wcisnąć „Stop”.
Oj kosmacisz mi myśli Esiu, kosmacisz.
Czasem ciężko zasnąć... Dopiero łzy przynoszą uspokojenie.
Gdyby wczoraj nie był samochodem... Kiedy zgrywałam z płyty zdjęcia na twardy dysk mojej zabaweczki stanął za mną. Delikatnie przesuwał palcami po szyi. „Moje ty kochanie...” – szeptał.
Znowu dreszcz, znowu chciejstwo. Wiedziałam, że jeśli się odwrócę, że jeśli wstanę to może już być za późno, może nie być odwrotu. Dlatego siedziałam dalej i tylko bardziej przytuliłam się do niego...
Chyba robię się za bardzo intymna...
Upiłabym się winem i kosmatymi myślami. Najchętniej urzeczywistnionymi