Najnowsze wpisy, strona 74


wrz 12 2004 Syndrom.
Komentarze: 6

Już to wiem. Już to zrozumiałam, już to do mnie dotarło.

 

Mam syndrom/kompleks (jak zwał, tak zwał – wiecie co mam na myśli) wyjeżdżającego ojca.

Dotarło to do mnie kiedy wracałam dziś pociągiem od A. Nie okazuję Esiowi tyle ciepła i czułości, ile bym chciała. Nie okazuję bo się boję. Boję się, że kiedy zaakceptuję jego obecność to on zaraz znowu wyjedzie. Znowu go nie będzie...

 

A ile można czule gładzić ekran monitora podczas oglądania wspólnych zdjęć. Jak długo można czekać, jak długo można tęsknic. I jak bardzo.

 

Kto, jak kto, ale ty powinnaś to wiedzieć najlepiej – pewnie odpowiecie.

 

Do cholery jasnej!!! Długo można. I bardzo.

 

Bardzo.

 

Mam syndrom/kompleks cholernego wyjeżdżającego ojca. Ze wszystkimi jego „objawami”. Strachem o bezpieczną podróż, radością że już jest cały na miejscu (Esio jeszcze nie napisał, że jest w Złotych Piaskach. Ile tam się jedzie z Rumunii, co???).

 

... z całym niepokojem i z całą tęsknotą mam syndrom wyjeżdżającego (cholernego) ojca. Wraca, trochę go jest, trochę go mam i nagle znowu znika.

 

A ja znowu „w strugach deszczu rozpływam się, usta drżą i czuję lęk, po mej twarz wolno tak toczy się kolejna łza...”

 

...i już nawet jej nie ścieram... niech płynie... i następne też.

 

Niech w końcu dadzą jakiś znak...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 12 2004 Pechowy pociąg.
Komentarze: 2

(Mała retrospektywa)

 

Spóźniałam się na pociąg.

Jeszcze przed wyjściem z domu sprawdziłam rozkład jazdy w Internecie. Jak byk godzina odjazdu była o 11:47. Wchodząc na dworzec zerknęłam na tablicę odjazdów i bardzo się zdziwiłam, że nie było na niej żadnej wzmianki o pociągach do Jelcza. W gablocie przy wejściu na peron godzina odjazdu była o 11:17!!! Wow!!!

Następny pociąg miałam mieć o 13:08. super, półtorej godziny czekania. Kupiłam bilet i zadzwoniłam do A., że przyjadę następnym pociągiem.

 

Na przeddworcowym straganie kupiłam ślicznego, błękitnego aniołka (potem A. powiedziała, że trochę jest podobny do mnie bo ma taką zamyśloną buzię). I jest podobnie, jak w wierszu Ewy Sonnenberg. Tylko, że ona kupiła kryształowego słonia, a Esio mojego aniołka zobaczy trochę później niż w przyszłym tygodniu. A może jednak w przyszłym???

 

Siedząc na pustym peronie złapałam się na tym, ze podświadomie wypatruję wśród przechodzących ludzi twarzy Esia...

W zakamarkach, w splotach ulic...

On teraz jedzie ze swoją siostrą i przyjacielem do słonecznych Złotych Piasków. I jeszcze nocować będą w „mojej” Rumunii. A ja tak marzę żeby tam pojechać...

Hm...

 

Dobrze, że miałam ze sobą książkę, przynajmniej mogłam zająć czymś myśli.

 

Godzina 14. Nadal siedziałam na dworcu, tylko peron zmieniłam. Okazało się, że pociągu o 13:08 nie ma. To znaczy jest, ale tylko od poniedziałku do piątku. Rewelacja po prostu. Następny miałam o 15:37. wściekła już chciałam oddawać bilet i pojechać do A. w innym terminie. Ale zadzwoniłam do niej, a ta poradziła mi sprawdzić rozkład jazdy autobusów. Żaden nie pasował.

Czekało mnie kolejne półtorej godziny na dworcu.

 

Zabawne, ale kiedy przechodziłam przez dworzec PKS do Informacji przez krótką chwilę poczułam się jak wtedy, kiedy odprowadzałam Esia do autokaru. Zobaczyłam siebie duszącą łzy i uśmiechniętą na zewnątrz. Zobaczyłam odjeżdżającego Esia, machającego mi zza szyby. Widziałam jak macham do jego siostry i kolegów stojących na przystanku po drugiej stronie ulicy. Widziałam siebie w autobusie wiozącym mnie do domu ze łzami w oczach.

To już przecież minęło...

 

Zapragnęłam zobaczyć Esia. Zapragnęłam się do niego przytulić. Otworzyłam portfel. Ze zdjęcia uśmiechał się Esio... Mój Esio...

 

Godzina 15. Ciągle jeszcze siedziałam na dworcu. Jeszcze chwila i podstawią pociąg. Jest cicho, prawie nie ma ludzi. Na tą chwilę ciężko powiedzieć, ze to dworzec międzynarodowy. Przed chwilą odjechał pociąg pospieszny dokądś. Hm, uwielbiam to podniecenie towarzyszące podróży. Jakiś niepokój, kiedy pociąg jeszcze stoi i ogarniający spokój kiedy rusza. Przesuwają się kolejne obrazy, ucieczka do innego świata...(???).

 

Wzięłam ze sobą „Los powtórzony”. Momentami miałam ochotę przytulić się do Esia. I nie tylko przy erotyczno-zmysłowych fragmentach.

A kilka chwil później dostałam smsa, że są już w Rumunii, że podróż się ciągnie i że Esio tuli się do mnie mocno. I buziole przesyła. (Te buziolki to odgapił ode mnie Odgapiacz jeden...)

Niesamowite uczucie, kiedy w środku dnia, bez zapowiedzi pojawiają się kosmatki w myślach. Czasem ciężko wytrzymać. Ale za 2 tygodnie je odkosmacę (w sensie, ze urzeczywistnię), albo ukosmacę jeszcze bardziej.

Jedno i drugie rozwiązanie wydaje mi się bardzo przyjemne.

 

U A. było bardzo przyjemnie. Tylko nie mogłam oprzeć się wrażeniu, ze o Esiu słucha z lekką zazdrością. Esio ideałem nie jest (takich nie ma przecież), ale jak poznałam chłopaka A. to takie wrażenie odniosłam.

Facet mojej chyba przyjaciółki traktuje ją trochę jak władca i despota.

 

Na chwilę poszliśmy do knajpy. W momencie, kiedy dosiedli się jego koledzy A. jakby zeszła na dalszy plan. Tak przecież nie powinno być, on przyszedł z nią i to ona jest ważna w tym momencie. (Potem A. mi powiedziała, że przy kolegach jej chłopak się zmienia). W dodatku zostałam wciągnięta do kretyńskiej dyskusji na temat piłkarzy. Nie wiem nawet do czego ona prowadziła, ani co A. (chłopak A.) chciał mi udowodnić. Poza tym on o jego koledzy nie zwracali uwagi na to, co mówimy tylko zmawiali kolejne piwa i kolejne coca cole. Aż w końcu nie wytrzymałam i mimo, że widziałam ich pierwszy raz w życiu powiedziałam co myślę. A myślałam tak. Skoro mówię, że dziękuję za piwo czy colę to chyba wyrażam się na tyle jasno, żeby być zrozumianą. I chciałabym żeby to uszanowali. A oni zaczęli gadać, że jestem za bardzo nerwowa. W takim razie oni mnie nerwowej nie widzieli.

 

Poza tym papierosy. Jestem córką palacza i palący mężczyźni wrażenia na mnie nie robią. Pod warunkiem, że nie dmuchają na mnie rzecz jasna. Esio zawsze stara się robić to dyskretnie, kiedy jest u mnie wychodzi na balkon, na ulicy przechodzi na moją drugą stronę żeby jak najmniej na mnie dymu leciało.

Chłopaka A. wcale nie obchodziło, że jego dziewczyna nie pali, że może nie mieć ochoty wdychać śmierdzących substancji itp. Moja kumpela zapytała się czy Esio miałby coś przeciwko gdybym ja zaczęła palić. Opowiedziałam, że dla niego to jest moja sprawa i on nie może mi zabronić lub nie. Tak powiedział. Powiedział też, że jedynie nie pozwoliłby mi zapalić ze swojej paczki – musiałabym kupić sobie własną – bo gdybym wpadła w nałóg to on by miał do siebie pretensje. Taki jest Esio.

 

Poza tym on mnie szanuje, kiedy idziemy gdzieś razem to ja jestem najważniejsza. Daje mi też odczuć, ze jest przy mnie, że jest obok. Mocniej przytrzyma rękę, przytuli, cmoknie włosy.

Jeśli chce się umówić z kumplami ja to rozumiem i życzę dobrej zabawy.

 

Przecież jeśli chłopak A. chciał pogadać czy pobawić się z kumplami to albo mógł nie umawiać się z dziewczyną, albo odprowadzić ją do domu i wrócić do kumpli. To zaledwie 10 minut drogi.  A on zrobił wielkie halo z tego, że miał oddać jej klucze, które dała mu do schowania. Ja się czułam niezręcznie, ona się czuła niezręcznie, a on był obrażony.

Do domu nas nie odprowadził.

 

...............................................

 

Jestem już w domu. Piję czerwoną herbatę z esiowego kubka, podjadam czekoladowe markizy i staram się nie myśleć. Podróżnicy nie dają znaku od 10 rano. Ale w końcu brak wiadomości to dobra wiadomość, prawda???

 

Kiedy wjeżdżałam do Wrocławia dopadła mnie chandra. Zobaczyłam autobusy z nazwą przystanku końcowego, przystanku Esia. Łzy się zakręciły. Jak ja bardzo chciałabym się przytulić teraz do niego!!!

Jak bardzo chciałabym przy nim zasnąć, a rano się obudzić!!! Tak bardzo...

 

Mężczyzna stojący przy wyjściu z dworca był łudząco podobny do Mojego Kochania. Tylko starszy był o jakieś 10 lat i jeszcze kilka różnic dałoby się zauważyć. Tęsknota za Esiem znowu zabolała. Bardzo zabolała.

 

Widzę jego twarz, wciąż brakuje mi słów...

 

Gdy go nie widzę to wzdycham i płaczę I tracę zmysły kiedy go zobaczę A gdy go dłużej nie oglądam kogoś mi bardzo braknie Kogoś widzieć żądam I w myślach sobie odpowiadam na nie zadane pytanie: że to jest  miłość i to jest kochanie...

 

Zdjęcia. Uśmiechnięte twarze, przytulenia... Moje łzy... Markizy już się skończyły, herbata wypita.

Hm, zauważyłam, ze blizna, która została mi oparzeniu (jak piekłam ciasto ze śliwkami dla Esia to dotknęłam gorącego  piekarnika) zaczęła się zaskórzać. Najpewniej to od Esia pocałusków. Muszę mu koniecznie o tym napisać...

 

Esio... Czulej dotknąć by się chciało, czulej nazwać i czulej powiedzieć. Mogę tylko pisać smsy, póki co...Każde spojrzenie na zdjęcie, każde przypomnienie powoduje, ze mam ochotę wysłać tylko dwa słowa „Kocham Cię...”.

W końcu nie wytrzymam.

I myśli mam coraz bardziej niesforne. I tak przyjemnie kosmate, że motyle mi dziury w brzuchu wiercą. I nawet kupiłam różową sexy gąbkę do kąpieli... Zamierzam ją „wykorzystać” po koncercie Bajora. Bo jeśli nie uda nam się wejść do Teatru Polskiego to zaaranżuję taki nasz własny, mały domowy...

 

Kocham Cię Esiu!!! Kocham Cię, słyszysz???!!!

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 11 2004 Wiedziałby, gdyby...
Komentarze: 9

Spokój, cisza, tylko ja i cztery ściany...

 

Godzina 8:23. Siedzę jeszcze w piżamie i popijam kawę z esiowego kubka. Słońce nieśmiało wygląda zza chmur i puka w okno. Dzisiaj będzie dobry dzień???

 

Być może.

 

Godzina 6:59. Obudził mnie sms. „Hej Kochanie. Właśnie kładę się spać w autobusie. Miłego dnia. Buziaki. Do szybkiego zobaczenia...”

 

Pierwszą wiadomość, jaką mi wysłał kiedy wyjeżdżał do Londynu (wtedy nawet z Wrocławia nie wyjechał) też zakończył słowami „do szybkiego zobaczenia”. I minęło nie wiadomo jak i kiedy...

 

Od razu wstałam, uruchomiłam komputery i odpisałam (dobrze, że Moje Kochanie aktywowało mi przed wyjazdem Miasto Plusa). Chciałam napisać coś... już nawet nie będę powtarzać, ale to byłą moja pierwsza myśl, żeby wysłać takie dwa słowa. Zamiast tego pożyczyłam kolorowych snów. Powiedziałam, żeby na siebie uważał, grzał brzuszek i się relaksował. Przesłałam buziolki.

 

Godzina 8:28. nadal siedzę w piżamie i popijam kawę z esiowego kubka. To znaczy kubek jest mój, ale jakoś tak nieoficjalnie się przyjęło, że to Esio z niego zawsze pije kiedy do mnie przychodzi. I bardzo denerwuje mnie fakt, że ktoś czasem sobie ten kubek weźmie i wypije z niego herbatę. Przecież to jest Esia kubek...

 

Tylko cicho już nie jest. Włączyłam Dido, bo na żadną stację radiową ochoty nie mam. Znowu przeglądam zdjęcia. Już znam je na pamięć, mam je przed oczami cały czas. Nawet, kiedy zamykam powieki (w myśl zasady „zmruż oczy”) i wracam do tych chwil.

 

Wczoraj wieczorem poczułam się strasznie zmęczona. Pościeliłam łóżko i już około 21 leżałam przykryta kołderką, jakoś zimno mi było. Zadzwonił Esio. Przypomniał, że mam na siebie uważać i dobrze się bawić. A jak jeszcze nazwał mnie „zmarzluszkiem kochanym” to się rozczuliłam. Ale nie płakałam. Dzisiaj też nie, tylko jedna łza mi spłynęła po policzku.

 

Poszłabym za tobą Esiu... & love you & miss you...

 

Esio nigdy nie przeczyta tych notek. Co prawda od kiedy się znamy i wygadałam się, że mam bloga pyta o jego adres, ale jestem konsekwentna. Nie daję, ten adres jest dla niego nieodstępny. to jest moje, tylko moje. Nawet jeśli jego dotyczy. Po co mu wiedza jak się czułam kiedy go nie było i jak się teraz czuję??? On to czuje w środku – tak powiedział. Niech tak zostanie. Kilka dni temu znowu zapytał o adres. Nie dostał, ale sam stwierdził, że chyba nawet by nie chciał go mieć. Mądry z Esia człowiek.

On nigdy tego nie przeczyta, choć nie powiem, że czasem mnie nie kusi żeby mu linka podesłać. Żeby już to wszystko z siebie wyrzucić. Tylko to byłoby chyba za łatwe, a w miłości nie można chodzić na łatwiznę. Czekać trzeba.

 

Godzina 8:40. Nadal siedzę w piżamie, nadal słucham Didio, tylko kawa już wypita. Przeszłam się z tym esiowym kubkiem po mieszkaniu. Jakoś bezpieczniej mi się zrobiło. I spokojniej. Od tego kubka i jego kawowego ciepła. A może od czegoś jeszcze???

 

Zaraz będę musiała trochę się spakować i jechać na dworzec. Przecież ten weekend spędzam u A. Jeszcze tylko podlać kwiatki, pozmywać, pozamykać systemy komputerów i można jechać. Jutro pewnie wrócę...

Od poniedziałku czeka nie bieganie po lekarzach, wizyta w PKO co by się zorientować w temacie kredytu studenckiego i odwiedziny w Szkole Turystyki. Muszę się w końcu dowiedzieć jak wygląda sprawa kursu pilotów. A poza tym nerwowe czekanie na list z uniwersytetu. Nawet nie chcę myśleć, że coś mogłoby pójść nie tak.

Mam też w planie przeczytanie w końcu „Greka Zorby” i „Mistrza i Małgorzaty”. „Nowy” Wiśniewski też leży przeczytany do połowy. Odkąd przyjechał Esio zapomniałam o nich. Teraz nadrobię zaległości. Mam nadzieję. Oprócz tego zrobię generalne porządki w mieszkaniu. Najwyższy czas, w końcu niedługo wprowadzają się nowi współlokatorzy.

I muszę też pogadać z kim trzeba w sprawie wejściówek na Bajora. A nóż widelec się uda. Być na koncercie Michała Bajora z Esiem... Eh.

 

Godzina 9:12. Ciągle siedzę w piżamie i ciągle słucham Dido. Pozmywałam naczynia, podlałam kwiatki. Mam jeszcze trochę czasu. Ponad godzinę do wyjścia. To niby tylko 2 dni, ale ja i tak nie wiem co zapakować. Pogoda niestabilna strasznie jest. Nie jadę na imprezę, tylko „na ploty”. Ograniczę się wobec tego do jednej bluzki i bluzy (esiowej rzecz jasna). Plus to, co na sobie. Powinno wystarczyć.

I tylko dokładnie w tej chwili jakiś niepokój mnie ogarnął. Niespokojność jakaś. Najpierw zaswędziała mnie dobra strona nosa (lewa, ta od miłości), a zaraz potem przyszedł ten niepokój, którego nie lubię. Gardło się zacisnęło, mięśnie w nogach napięły. To nie ma nic wspólnego z wyjazdem, przecież już nie raz jeździłam do A.

 

Esio???

 

Napiszę mu przed wyjazdem jeszcze smska. Nie mam nic na karcie więc odezwę się jak wrócę. Bo on to się odezwie na pewno. Obiecał przecież. W dodatku ustawił mnie (już jakiś czas temu) w telefonie pod V.I.P. Kochany Esiulek...

 

Już tęsknię. Już nie zobaczę go ani dziś, ani przez najbliższe 13 dni. Mogę mu tylko czulszego smsa wysłać. Hm, tylko żebym z cukrem nie przesadziła bo jego nadmiar może zaszkodzić przecież.

 

Godzina 9:39. Już nie siedzę w piżamie. Płytę też zmieniłam na „Mów do mnie jeszcze” Steczkowskiej i Deląga. Lekko swingujące, popowe utwory. Moje klimaty prawie że. Przy takiej muzyce to fajnie by się jechało w nocy autkiem. Albo jadło kolacyjkę, albo milczało, albo...

 

Godzina 9:49. Wysyłam smska do Esia, wysyłam smska do rodzinki w B-stoku. Sprawdzam rozkład jazdy autobusów, dopakowuję bluzę, płytę ze zdjęciami i w zasadzie mogę jechać.

 

I tylko trochę żałuję, że Esio nie wziął „Samotności...”.

„Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. Przecież to takie proste.” Przeczytałby i już by wiedział.

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 10 2004 Wyznanie2.
Komentarze: 10

Chciałabym coś opowiedzieć. Jemu. Tylko jemu, przy świetle świec albo słońcu w zenicie. Przy muzyce albo w zupełnej ciszy. Chciałabym powiedzieć coś, co usłyszy tylko on.

 

Nigdy wcześniej nie byłam niczego tak bardzo pewna jak właśnie tego. Utwierdzam się w tym każdego dnia, w każdej godzinie, w każdej jej minucie.

Wystarczy, że spojrzę, przypomnę sobie, że poczuję...

 

Kocham Cię Esiu!!!

 

Chcę to w końcu z siebie wyrzucić zanim mnie zje. Czasem chcę to WYKRZYCZEĆ, czasem mam wrażenie, ze dłużej tego nie zniosę, ale..

 

....ale muszę czekać. Na co??? Aż Ty powiesz mi to pierwszy. To nie chodzi już o to, że jestem jedną z konserwatywnych tradycjonalistek, według których to mężczyzna pierwszy powinien wyznać miłość kobiecie.  Jest to bardzo przyjemne i wskazane, ale czasem od reguły można odstąpić.

 

Ja czekam jednak z innego powodu. Wiem, że mogę się nie doczekać. To, co już usłyszałam/przeczytałam znaczy dla mnie bardzo dużo. Kiedyś, jeszcze wtedy nie byliśmy ze sobą, powiedziałeś, że nigdy nie powiesz „kocham”, że nigdy już nie zaufasz.

Ale chyba wyjeżdżając do Londynu na tak długo musiałeś mi trochę zaufać, prawda??? Bo inaczej to nie miałoby sensu. Ty byś gryzł się tam, ja tutaj. Ale wytrzymaliśmy, widzisz??? I jest lepiej niż było, miałeś więc rację mówiąc, ze przed nami „przyszłość. Jeszcze lepsza”. Dziękuję Ci, ze podtrzymywałeś mnie na duchu, kiedy zaczynałam wątpić, że pamiętałeś o różnych małych okazjach, że nie zapominałeś o słowach, które kiedyś powiedziałam i których ja już nie pamiętałam.

 

Mimo, że miałeś „już nie ufać” chyba trochę wiary/nadziei miałeś przez ten czas. Kilka razy napisałeś, że kochasz. Nieśmiało, zawsze na końcu rozmowy. Przechowuję te wiadomości w archiwum, chociaż do nich nie zaglądam. Nie zaglądam bo od 2 tygodni mam Cię codziennie. I jest mi CUDOWNIE!!! W niedzielę, dzień Twojego przyjazdu powiedziałeś cicho, nieśmiało, ale usłyszałam.

 

Ja też cię kocham – tylko dlaczego te słowa nie chcą przejść mi przez gardło???

 

Te 4 miesiące bez siebie zbliżyły nas. To widać. Nawet na zdjęciach widać. Nie ma ich na razie za dużo, ale mam nadzieję, ze to się zmieni.

Te 4 miesiące... minęły tak szybko. to czemu 2 tygodnie bez ciebie wydają mi się wiecznością???

 

Przed twoim wyjazdem byliśmy ze sobą 2 miesiące. Zżyliśmy się bardzo. Do tego stopnia, że – jak opowiadałeś po przyjeździe – O. ostrzegał Cię żebyś się nie zakochał przed wyjazdem.

Ale nie udało się. Tak powiedziałeś, a potem spojrzałeś na mnie...

Co wobec tego znaczą 2 tygodnie???

 

Potem będzie już tylko lepiej, prawda Esiu???

 

Dziękuję Ci, że jesteś. Że kiedy jest mi źle to wysłuchasz i pomożesz, wytłumaczysz. Że nie pozwoliłeś i nie pozwalasz mi zwątpić w siebie, w nas. Że...

 

Przepraszam Cię Esiu. Przepraszam Cię za to, że zdarzało mi się wątpić, wieszać na Tobie psy tylko dlatego, że wyjechałeś. Hm, no tak – Ty nie wiesz co się we mnie działo. Powiedziałam Ci tylko o huśtawce nastrojów.

Przepraszam Cię, ze mnóstwo razy chciałam odejść, zamknąć za sobą drzwi i już do nich nie podchodzić. Tyle się we mnie wtedy działo. Przepraszam Cię za mój chłód i niedostępność, które się czasem pojawiają. Przepraszam, że nie dostajesz ode mnie tyle, na ile zasługujesz.

 

Nie umiem Ci powiedzieć, że Cię kocham, ale staram dać Ci to do zrozumienia. Cieplejszym, mocniejszym przytuleniem; (nie)zwykłym całuskiem w czółko, upieczonym ciastem.

 

Nazwałeś mnie swoją Nadzieją na lepsze. A ja chcę cię nazwać Moim na lepsze Nadziejem.

 

Dajesz mi siłę, wiarę i ciepło którego potrzebuję. W tej kwestii jesteśmy identyczni...

 

Wracaj szybko Kochanie!!! Baw się dobrze, wypoczywaj, ale wracaj szybko. Będę tu bardzo za Tobą tęsknić.

Od tamtego marcowego dnia, kiedy się poznaliśmy byłeś w Moim Świecie codziennie. Potem wyjechałeś, ale nadal byłeś. Tylko jakby ciszej się zrobiło. Byłeś w smsach, e-mailach, telefonach. Byłeś na zdjęciach i w moich myślach, mojej pamięci. Zaakceptowałam fakt, że jesteś te kilka tysięcy kilometrów dalej.

I nagle się pojawiłeś. Znowu zawirowało, zrobiło się kolorowo, bardziej intensywnie.

A teraz znowu jedziesz. Na 2 tygodnie, na wakacje. Ale znowu będę Cię miała tylko w smsach co 2-3 dzień. I będę tęsknić...

 

A kiedy wrócisz postaram się załatwić wejściówki na Bajora. A po koncercie wrócimy na pyszną kolację, przeżyjemy ten koncert jeszcze raz... Po naszemu.

 

Kocham Cię. Kiedyś w końcu to samo ze mnie wypłynie, już jest na samym wierzchu.

Kocham Cię, dzięki Tobie zobaczyłam słońce...

 

Moje do Ciebie wyznanie zakończę piosenką Dżemu

 

Chcę ci coś opowiedzieć, ale brakuje słów żeby wyrazić to, co czuję Mogłabym to namalować, lecz nie wymyślił nikt kolorów, które można użyć Napisać mogłabym wiersz, lecz jak odnaleźć rym, który uwielbi imię twoje Na zawsze z tobą być Śnić z tobą twoje sny jak mam ci o tym opowiedzieć Kocham cię już wiem Jedno słowo, cichy szept Kocham cię już wiem jedno słowo, a tyle mieści się...

 

................................................

 

Nawet nie wiecie jak bardzo chcę mu to powiedzieć. No, Ania na pewno...

Ta notka, to samo życie. Czucie. To we mnie jest. Zresztą co Wam będę dużo mówić, sami wiecie najlepiej.

 

Czy się uzależniłam??? Tak!!! Uzależniłam się od Esia. Tylko, żeby to nie poszło w złą stronę... Muszę uważać, przecież kiedyś wróżka powiedziała mi, że będę od mężczyzn uzależniona. A każdy nałóg wykańcza, nawet jeśli jest Miłością. Odpowiednio stosowana nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie – powinna wyleczyć ze smutku, żalu, zwątpienia.

 

Mnie wyleczyła.

 

Bez Esia słońce nie świeci tak jasno i wysoko, bez niego kawa ma inny smak. Bez niego Michał Bajor nie śpiewa tak przejmująco o „Miłości jego największej” – nasza z Esiem ulubiona piosenka.

 

„(...)I nic nie powiem jej broń Boże Nie powiem nic umyślnie Dopóki milczę to ją mnożę Gdy wyznam wszystko pryśnie Więc nie wyśpiewam mej miłości Niech nie wie co się dzieje I nieświadoma swej piękności niech w myślach mych pięknieje(...)”

 

Bez Esia „Walc na tysiąc pas” nie porywa tak cudownie do tańca...

 

Bo u nas z Esiem to zaczęło się od Bajora właśnie. Ale o tym innym razem, 19 września. (Jeślibym zapomniała to mi przypomnijcie).

 

Patrzę na zdjęcia. Jakiś spokój do mnie przychodzi. Mniej się boję. Widzę Esia twarz, obok widzę swoją. Uśmiechnięte, szczęśliwe, zakochane. Będę na niego czekać, warto. Będę za nim tęsknić, ale przecież „tęsknić i czekać to prawie to samo pod warunkiem, że tęskniąc się czeka, a czekając tęskni”.

 

Widzę twoją twarz, wciąż brakuje mi słów... I choć dzisiaj tak daleko nam do siebie, wiem jedno, na pewno zobaczę cię znów.

 

Szczęśliwej podróży Kochanie!!! Uważaj na siebie, całusek w czółko na dobrą drogę. Wracaj szybko, ja tutaj czekam...

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 10 2004 Again and again.
Komentarze: 3

Słucham Dido, oglądam od godziny te same zdjęcia. Te z Kłodzka i te ze spaceru, na który poszliśmy przy okazji jakiejś mojej wizyty u Esia.

 

I co z tego do jasnej cholery, że to tylko 13 dni???!!!

 

Siedziałam przed komputerem i segregowałam fotki, kiedy zadzwonił Esio, że jest już pod bramą, ale domofon nie działa i czy mu otworzę. Jak szalona zbiegałam na dół. A potem było dobrze.

 

Włączyliśmy „Epokę lodowcową”. Udało nam się obejrzeć 30 pierwszych minut bo potem zrobiło się jeszcze cieplej. Dopiero dzwonek do drzwi podziałał jak klimatyzator. To M. nie mogła otworzyć drzwi. Eh...

Na dalszy ciąg będziemy musieli z Esiulkiem poczekać do jego powrotu.

 

Tyle dziś dostałam ciepła, tyle czułości. Każde jego słowo dźwięczy mi w uszach, zdjęcie przede mną stoi, a oczy się pocą. Again and again!!!

 

Powiedział, że wieczorem jeszcze zadzwoni. Może lepiej niech tego nie robi??? Skoro miałam ochotę biec za nim po schodach żeby go zatrzymać, to przez telefon się rozpłaczę na 100%. Już za nim tęsknię???

 

A myślałam, że „dojrzałam”. Powiedział, że będzie pisał smski. Nie codziennie, ale będzie piał na pewno. I mam o nim myśleć i mam za nim tęsknić. A jak wróci to... (zachowam dla siebie)

„Kochanie ja będę tęsknił. Ale swoją drogą niedługo wrócę. Nie martw się. niedługo znowu będziemy razem. „

 

I’LL SEE THE SUN AGAIN!!!

 

To Esio jest moim słońcem. Uwielbiam jak się śmieje, jak opowiada, uwielbiam go słuchać. Uwielbiam na niego patrzeć. Uwielbiam mieć poczucie, że jest obok. Nawet nie musi nic mówić, byle tylko był.

 

Nie wziął „Samotności...”. Po raz kolejny mnie rozczulił.

 

Ja: Esiu książeczkę ci przygotowałam

E.: Minia, ja jej chyba nie wezmę. Jak wrócę...

Ja: A dlaczego???

E.: Bo ja się boję, ze ją zepsuję albo coś.

Ja.: Esiu jak można zepsuć książkę???

E.: Kochanie przecież to twoja ulubiona książka. Nie chciałbym żeby coś się z nią stało w podróży. (całusek)

Ja.: Oki Esiu... (całusek)

 

Ugotowaliśmy kukurydzę, pyszna była z masełkiem i solą. Do tego pomarańczowy „Konradek” (Esio) i chemią naładowana oranżada, którą lubią w Chicago (ja). a potem był czekoladowy budyń z wisienkami i „Bruce Wszechmogący” na monitorze. O dziwo dotrwaliśmy do końca.

 

A teraz Esia już nie ma. Już pojechał się pakować. Wiem, że porównaniu z tymi 4 miesiącami, te 2 tygodnie to nic. Ale co racja, to racja, że jak się kogoś kocha to każda godzina bez tej osoby to wieczność.

 

Kolejna próba czasu. Ta pierwsza, trudna i długa, udała się. jest lepiej niż było. Teraz też tak będzie, ja w to wierzę.

 

... i tylko ciągle czuję jego dłonie na swojej szyi. „Kochana moja misia, moje złotko...”... On by mnie skrzywdził, nie zrobiłby nic wbrew mnie. Nawet jeśli jest „tylko” facetem.

 

MISS YOU SO...

 

Dobrze, że weekend spędzę u A. Szybko zleci. Bo weekendy są najgorsze. Nie dość, ze bez rodziny...

Kiedy, pamiętam, mówiłam Esiowi, ze za nimi tęsknię, ze czasem czuję się potwornie sama. Powiedział wtedy, że on wie, że to nie to samo, że na razie to tylko wyjazd do Anglii pozwolił mu poznać czym jest dłuższa rozłąka z rodziną, ale że przecież on jest.

Wiem Esiu, wiem, że jesteś...

 

Dzisiaj wszystko we mnie krzyczało. „Kocham, kocham, kocham”. Niech tak zostanie, nie chcę tego zmieniać.

 

Ledwie zamknęłam drzwi, już chciałam wysyłać smsa „Kocham cię...”. Nie wysłała,. Poczekam, aż te słowa pojawią się w rzeczywistości najpierw powinny być usłyszane...

 

Hm, i znowu będą tęskne notki. Podobne do tych z ostatnich czterech miesięcy...

 

 

 

alexbluessy : :