Najnowsze wpisy, strona 87


lip 16 2004 Początek końca.
Komentarze: 1

...głowa mnie boli. Od wczoraj. Nie mogłam spać, rano obudziłam się z zapuchniętymi oczami, bolącą głową i ochotą na zrobienie czegoś... Czego??? Na podarcie wszystkich zdjęć, na rozwalenie telefonu, komputera, rozbicie ramki ze zdjęciem. Na wyzwanie Eska., gdyby on tu był przypadkiem chyba bym go pobiła.

Dla mnie te półtora miesiąca jeszcze to jak początek końca.

Coraz większą mam ochotę tam zadzwonić i powiedzieć mu co myślę. Że już nie wytrzymam, że nie mam siły i niech wybiera albo wraca albo do widzenia... Całe wczorajsze popołudnie i wieczór płakałam, potem w nocy wszystko we mnie krzyczało.

A przecież wiedziała, cholera jasna, wiedziałam, że on tam będzie siedział być może do końca sierpnia. Ale tak bardzo tęsknię, tak bardzo czekam, że przez jedną małą chwilę wierzyłam, że... Qrwa mać!!! Dla niego półtora miesiąca to może już odliczanie dni, ja odliczać dni mogę najwyżej 2 tygodnie. To moja wina, źle zinterpretowałam słowa, powinnam się dopytać, upewnić. Ale nie, ślepo zawierzyłam.

Początek końca...

...nie wyobrażam sobie jak to będzie. Przecież to już tak długo, a jeszcze długo... Kolega mówi: odpręż się, pomyśl o czymś miłym”. Łatwo mu mówić, jak zaczynam myśleć o czymś miłym od razu zaczynam płakać, a jak zaczynam płakać to od razu mam ochotę kogoś pobić. Taka reakcja łańcuchowa na zaistniałą sytuację. Ten sam kolega mówi „nie rób nic na szybko., to się z reguły źle kończy”. To niech mi ktoś powie co mam zrobić??? Tylko bez takich proszę, że mam wziąć się w garść itede itepe.

Początek końca...

...za półtora miesiąca zobaczę obcego człowieka. Obcego człowieka, z najcieplejszym uśmiechem i najcieplejszymi oczami jakie spotkałam. Imię też ma śliczne. I mimo, że zapewnia mnie, że tęskni, że czeka, że myśli, chociaż wiem, że mówi to szczerze, że szczerze się martwi, niepokoi to podświadomie chcę go ukarać. Podle i egoistycznie nie odpuszczam sygnałów, czasem w rozmowie odpowiadam niesympatycznymi monosylabami. I choć tego nie chcę, bo w głębi czuję, że kocham to podświadomie karzę go. Za to, że wyjechał na tak długo, że... w zasadzie to nie wiem za co. Może za to, że obudził we mnie coś, że pozwolił zacząć wierzyć, ze... A potem wziął dupę w troki i sobie pojechał. Tak po prostu.

Początek końca...

 

alexbluessy : :
lip 15 2004 Wyjazdy i Powroty.
Komentarze: 0

Pomyliłam się. liczyłam na coś, co w zasadzie od początku było wiadome, że się nie stanie. Łudziłam się, że może jednak, że jest szansa. Wczoraj uwierzyłam, że wcześniejszy powrót Eśka jest możliwy. Może i jest tyle, że on nie wraca. Przyjeżdża dopiero za miesiąc albo za półtora. Kiedy mi to powiedział wyłączyłam się, nie byłam w stanie normalnie rozmawiać. Wciąż myślałam dlaczego byłam taka naiwna, że przez kilka godzin myślałam tylko o tym, że już niedługo. Gówno prawda!!! „Słowa są największym oszustwem na jakie nas faceci nabierają”. Hm, chociaż w tym przypadku wina leży po mojej stronie bo ja źle zinterpretowałam jego słowa. Wszystko przez to, że tak bardzo chcę żeby wrócił.

Nie chcę już tak. Nie wytrzymam. Znowu wbijam paznokcie w dłonie. Do bólu je zaciskam. Nie chcę już Czekać, nie chcę już Tęsknić. Nie dam rady.  Znowu mam ochotę wrzeszczeć, krzyczeć, tupać. Mam ochotę kląć i wyzywać. Eśka też. Od najgorszych.

Znowu zostałam sama. Właściwie to powinnam się przyzwyczaić, że w jakichś ważnych dla mnie momentach, albo kiedy mam gorsze dni potrzebuję mieć kogoś przy sobie. Nie mam, od dawna już nie. Czuję, że znowu wracam do punktu wyjścia. S. sprawił, że stałam się bardziej otwarta, że przestałam się chować. Pomógł mi, pokazał, ze nie jestem gorsza niż inni. Ale wracam do „mojego poprzedniego wcielenia”. Czuję, że znowu stałam się zamknięta, że zaczęłam się odgradzać. Bo wiecie co??? Czuję się tak, jakbym zaufała  i została zraniona. Zraniona przez Eśka, który wyjechał i zostawił mnie samą. Może ja mam być sama... Może już tak zostanie, że sama będę się mocować z życiem. Bo nikogo przy mnie nie będzie. Bo teraz znowu tak mało prawdopodobny wydaje mi się jego powrót. Wiem, że wróci, ale to taka odległa perspektywa. Qrwa mać!!!

W tej chwili nie wyobrażam sobie jak to będzie, kiedy on wróci. Nie będę umiała się otworzyć. Myślę, ze przez tą sytuację stałam się nie tylko zamknięta w sobie, nie tylko na powrót odgrodziłam się, ale też stałam się bardziej bezwzględna i samolubna. Nie jestem dumna z tego jaka się stałam. Dotarło dzisiaj do mnie, że muszę sobie radzić sama., że nie ma przy mnie nikogo. Nie wiem jak to będzie kiedy on wróci, wiem, że swoją postawą mogę wszystko zniszczyć. Wiem, ale nie potrafię inaczej. Już nie. A może to Esio swoim wyjazdem wszystko zniszczy, nie wiem... Qrwa mać!!!

Czuję się strasznie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Znowu nie wiem. Nie wiem, a jednak czuję, że potrzebuje Eśka, że kocham, i qrwa mać, że będę czekać. W co ja się wpakowałam, po co mi to... A może ja to mam w genach??? Mój ojciec przecież też wyjeżdżał na zagraniczne uniwersytety do pracy. na rok, na kilka miesięcy, na kilka tygodni. Rozchwytywali go. A ja zostawałam z mamą i bratem. A może to mama zostawała ze mną i z P.??? Ona miała przynajmniej nas, nie była sama w swojej tęsknocie i czekaniu. Kiedy wracał tata, dom odżywał. Pamiętam, że nigdy nie chciał żebyśmy go odprowadzali do autobusu, albo samolotu, nie chciał też żebyśmy po niego wychodzili na dworzec czy lotnisko. Mama się trzymała, P., choć mały, też, tylko ja zawsze przy pożegnaniu płakałam. Szczególnie w pamięci zapadł mi jeden taty wyjazd. Jechał chyba wtedy z wykładami na kilka miesięcy do Leuven w Belgii. Miałam wtedy 8 lat. Była niedziela, tego dnia po południu tata wyjeżdżał. Następnego dnia ja szłam do szpitala na operację. Mama chciała pożegnać i mnie i tatę, zrobiła pyszny obiad – bitki wołowe, ziemniaczki, sałata, ciasto.  Wtedy nie wiele do mnie docierało z tego, co się działo dookoła. Po głowie tłukła się tylko jedna myśl „to już jutro”. Tata miał łzy w oczach, widziałam je kiedy na mnie patrzył. Po kilku miesiącach wrócił. Minęło kilka lat i znowu wyjechał, tym razem prawie na rok. Przyjeżdżał tylko na święta. Ia tak było bardzo często podczas jego pracy we Wrocławiu. Instytut ciągle go gdzieś wysyłał. Belgia, Włochy, Nowy Meksyk, Szkocja, Anglia. On jechał, my zostawaliśmy. Ciężko było jemu, ciężko było mamie, która musiała się trzymać ze względu na mnie i brata. Kiedy tata wracał po długiej nieobecności dom odżywał, ale przez jakiś czas obca mi była jego namacalna obecność...

Wiem co znaczy, kiedy ktoś bliski wyjeżdża na długo. Wiem, jak to jest po jego powrocie. Już to przerabiałam nie raz i to nie jest nic przyjemnego. Kochasz tą osobę, jest ci bliska, ale ciężko ci wykonać jakiś cieplejszy gest, zbliżyć się. jakbyś się bał, że to tylko cień tej osoby, albo jeszcze gorzej – że to ktoś obcy. Nie chcę tego przerabiać po raz kolejny, boję się tej lekcji. Bo nie wiem jak się zachowam, i nie mówcie, że serce mi powie i tak dalej.

Codzienne zastanawiam się jak to będzie. Odpycham od siebie złe myśli. Ale już nie mam siły z tym walczyć.

 

alexbluessy : :
lip 14 2004 WRACA!!!
Komentarze: 0

Wczoraj dostałam w końcu przekaz od dziadków. Wczoraj też spędziłam pół dnia przed edytorem tekstów pisząc pracę na konkurs. Wczoraj padał deszcz... (Znowu) Nie tylko za oknem. Wczoraj, jak zwykle, obejrzałam po południu „Ally McBeal”. Tym razem jakoś się nie zdołowałam. Wczoraj rozmawiałam z Esiem on-line. Strasznie mnie te rozmowy nasze wyczerpują. Cholera jasna!!! Człowiek chce się przytulić, powiedzieć coś, a tu światłowód i ekran monitora. Czekam na te rozmowy, kiedy Esio się spóźnia wymyślam mu, chociaż wiem, że to nie jego wina. Mam ochotę krzyczeć, mam ochotę zamknąć swój komunikator, wyłączyć komputer i uciec pod koc. Nie mam siły z nim rozmawiać. Jest tak daleko... Tak niewyobrażalnie i bezsilnie daleko. Wczoraj też jakiś czas po naszej rozmowie pociągałam nosem, potem na jakiś czas wzięłam się w garść. Nawet uśmiechałam do niego... na zdjęciu, a on do mnie z tego samego zdjęcia. I tak patrzył. .. Boże, jak ja tęsknię!!!

Wczoraj wieczorem, z braku lepszego zajęcia, ale też dlatego żeby nie siedzieć w ciszy (denerwowała mnie muzyka, szum komputera tym bardziej), włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka jakiegoś polskiego serialu. Jak zwykle nie za bardzo docierało do mnie to, co się dzieje na ekranie, nie interesowały mnie problemy bohaterów, nie chciałam siedzieć w ciszy po prostu. Do czasu. W pewnym momencie zaczęłam śledzić akcję bo jedna rzecz wydała mi się bliska. Otóż okazało się, że jakiś Jacek wyjechał i zostawił jakąś Martę samą. Z tego, co ona mówiła to miał wrócić za miesiąc. Czarna rozpacz – miesiąc. Powiedziałam: „kobieto, ja czekam już prawie 3 miesiące. I to jeszcze nie koniec. O czym ty mówisz? Miesiąc to nic.” Wyłączyłam telewizor i przykryłam się kocem. Zasypiałam z postanowieniem, że następnego dnia nie stchórzę i zapytam Eśka kiedy wraca.

Kocham...

Wczoraj mama z babcią jakby się na mnie uwzięły bo dzwoniły i pytały czy przyjadę. Bądź do B-stoku, bądź do dziadków. A co ja miałam odpowiedzieć??? Mówiłam tylko, że nie wiem bo czekam na wiadomości z uczelni, bo praca, bo muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie mogłam im powiedzieć, że boję się wyjechać. Że, być może całkiem bezsensu, boję się być te kilkaset kilometrów dalej od Eśka. Że Internet daje mi jakieś poczucie bezpieczeństwa w pewnym sensie, że on jest po drugiej stronie. W B-stoku to jeszcze, rodzice w końcu od wczoraj mają stałe łącze, ale na podwarszawskiej wsi o Internecie mogę tylko pomarzyć. A poza tym nie chcę żeby widziały jak Tęsknię, jak Czekam, jak płaczę. Nie chcę, wiem, że to spowodowałoby pytania, na które nie mam ochoty odpowiadać i tłumaczenia, że już niedługo, że skoro tyle wytrzymałam to wytrzymam te ostatnie tygodnie. A ja nie chcę tego słuchać. Może nie tyle nie chcę, co nie mam ochoty, nie mam siły. Wolę płakać w czterech ścianach mojego pokoju, gdybym stąd wyjechała byłoby jeszcze gorzej. Czułabym się.. jakbym straciła kontrolę nad czymś... Wiem, że powinnam wyjechać, ale nie mogę, nie chcę. Zresztą i tak muszę czekać aż mój brat wróci z Londynu, sama do dziadków nie pojadę. U rodziców byłam miesiąc temu, zresztą tata ciągle biega po mieście w sprawie jakichś swoich projektów, mama... Z mamą wszystko obgadam pierwszego dnia, a co potem??? Bez P. nigdzie się nie ruszam.

Kocham...

Dzisiaj miałam zdobyć się na odwagę i zapytać Eśka kiedy wraca. Nie zdążyłam bo mnie ubiegł. Powiedziałam, że znowu mam ten stan (jak z nim rozmawiam on-line to zaczynam się denerwować i w ogóle), na to on, że też to ma. A ja udając Greka zapytałam co ma na myśli, bo możemy myśleć o czymś innym. A on mi na to: „nie martw się Misia to minie. Już połowa lipca, niedługo wracam, już liczę dni”. I wirtualny uśmiech. Zamurowało mnie. Czytałam to zdanie kilka razy, jakbym nie rozumiała o co w nim chodzi, w oczach miałam łzy. Esio powiedział, że nie powie mi dokładnie kiedy przyjeżdża (to znaczy za ile dni) bo z tego czekania nie mogłabym spać, żyłabym jak na szpilkach i jeszcze coś by mi się stało. A on tego nie chce. W sumie to ma chłopak rację. Przed wyjazdem mówił, że najbardziej to się martwi o mnie... Moja kuzynka, kiedy dzieliłam się z nią szczęśliwą nowiną powiedziała, że to dobrze, że nie chce mi powiedzieć. Inna koleżanka stwierdziła, żebym się nie zdziwiła jak jutro zapuka do moich drzwi. Jutro to może niekoniecznie, ale wcale bym się zdziwiła, gdyby tak bez zapowiedzi się pojawił. Co ja gadam???!!! Padłabym na zawał, albo przynajmniej zemdlała. No, ale podtrzymałyby mnie silne, męskie, ciepłe ramiona. Wreszcie.

Mam ochotę skakać. Mam ochotę śmiać się. Mam ochotę śpiewać. Mam ochotę wycałować każdego i uściskać każdego, kogo spotkam. Mam ochotę opowiedzieć o moim szczęściu wszystkim. Rozsadza mnie Energia. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

Słucham Stinga. Wprowadza mnie w jeszcze lepszy nastrój. Dzisiaj znowu obejrzę „Ally McBeal” i raczej się nie zdołuję. To nawet dobrze, że Esio mi nie powiedział dokładnie bo znając siebie nie mogłabym się na niczym skupić. Chociaż już i tak nie mogę. Gardło zacisnęło mi się w jeszcze większy supeł, paradoksalnie rozsadza mnie... Energia??? Śmiech??? Chyba pójdę pobiegać...

Kocham... kocham... kocham...

Pogoda dzisiaj pobiła samą siebie. Od początku wakacji nie było tak zimno, jak dzisiaj, ale dla mnie słońce świeci wysoko. Wreszcie. Kiedy rozmawiałam z Eśkiem i jakiś czas potem nie czułam zimna mimo, że siedziałam przy samym oknie (otwartym w dodatku) w samej piżamie. Hm, tylko mam prawo podejrzewać, że moja mama nie będzie zachwycona „tak niespodziewanym” powrotem Esia. Myślę, że po cichu liczyła, że on jeszcze tam zostanie, a ja do nich przyjadę. A teraz jest znak zapytania. Ale ja jestem szczęśliwa. Będę dziś śpiewać ze Stingiem, będę wirować po pokoju, będę... Nie, przecież ja się dzisiaj już na niczym nie skupię. Może jutro mi trochę przejdzie, poza tym mamy z E. trochę spraw do załatwienia w mieście.

Czy są obawy jak to będzie??? Są, nie będę ukrywać, ale nie myślę o tym teraz. Myślę tak, jakbyśmy się rozstali na kilka godzin, ewentualnie dni. Jakby wszystko było normalnie, jakby tych kilku miesięcy nie było. Jak to będzie, czas pokaże. Ale wiem, że będzie dobrze. Musi być. I znowu wszystko jest możliwe. Znowu mogę wszystko. Znowu świeci słońce... 

Tylko śpij i aż śpij A ty prowadź mnie za rękę Chcę być tam gdzie ty W niebie, czemu nie W piekle, aż na dnie Będę wszędzie, wszędzie będę Czy to ważne gdzie to będzie Więc przytul się i śpij, tylko czas nie chodzi spać Bo ma czas i jest twardy, o tak, jak głaz Jutro zbudzisz dzień, jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już nie będzie Tylko śpij i aż śpij Wniebowzięty chór wszystkich świętych patrzy na nas w dół A to tylko ty, a to tylko ja Ty maleństwo niepojęte  Boże, życie bywa piękne Już przytul się i śpij Czekolady pełna noc Gwiazdy jak cukierki Eh, czas je zdjąć Jutro obudź dzień Jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już... [P. Gintrowski z filmu „Tato”]

Więc przytul się Kochany...

 

alexbluessy : :
lip 12 2004 Jak tu się nie dołować.
Komentarze: 4
Rozmawiałam dzisiaj z Eśkiem on-line. Jutro i pojutrze też będę. Jupi!!! A potem napisałam mu długiego e-maila. Należy mu się, długo milczałam. Sama nie wiem dlaczego. W zasadzie, to tak prawdę mówiąc, już dawno zbierałam się żeby coś napisać bo przed samą sobą było mi głupio, że tak długo się nie odzywam. Ale kończyło się na tym, że uruchamiałam maszynę (czyt. komputer), otwierałam Internet Explorera, wchodziłam na odpowiednią stronę world wide web, klikałam „napisz e-mail” i nic. Pustka. Nie umiałam znaleźć żadnej myśli, która pomogłaby mi zacząć pisanie, a pisać o niczym i „na zamówienie” to ja nie umiem. Nawet jeśli „zamówienie” składa Moje Kochanie. Ale dzisiaj się rozpisałam, że nie powinien narzekać. Zaraz, zaraz czy on kiedykolwiek narzekał??? Nie, raczej prosił o jeszcze.

Tak więc napisałam mu pokrótce o tym, co się we mnie i ze mną dzieje. nie mówiłam wprost, ukrywałam pewne rzeczy między wierszami. Nie wiem czy słusznie, ale list został wysłany, stało się i nie ma odwrotu.

Ponieważ pogoda nie dopisuje, mój humor też w nienajlepszym jest stanie, staram się na różne sposoby go poprawić. Jeść nie mogę, ale piję gorącą czekoladę, podjadam czekoladowe ciasteczka albo robię sobie czekoladowy krem Dr Oetkera. Oprócz tego zamówiłam u E., która jest konsultantką AVONu świeżą, pachnącą kwiatami i piżmem, o ile dobrze pamiętam, wodę toaletową a do tego dezodorant o lekkim zapachu. Może w ten sposób chociaż na moment przywołam lato, bo za oknem to jak dla mnie jest październikowo-listopadowy lipiec. Oprócz tego, smaruję się od czasu do czasu specyfikiem, którego głównym zadaniem jest poprawianie kolorytu skóry. No, nie powiem, udaje mu się to całkiem, stwarza przynajmniej pozory opalenizny. Tylko zastanawiam się po co, skoro i tak nigdzie nie wychodzę z powodu pogody głównie. O, przepraszam, bywam w osiedlowym sklepie. Filmów nie oglądam. Nawet „Ally McBeal” mnie dołuje. Tyle tam ciepła, miłości, radości, że aż niedobrze się robi i działa to irytująco. Przynajmniej na mnie. To przypomniało mi jakieś podrzędno amerykańskie filmidło, które z braku lepszego zajęcia oglądałam tydzień temu. Cała problematyka polegała na tym, że chłopak był zazdrosny o dziewczynę (ja cię nie mogę mieć to nikt inny też nie) i ją udusił. To z kolei skojarzyło mi się z wiadomością sprzed kilku dni o tym, jak dwóch **** napadło i udusiło, a potem wyrzuciło z pociągu jadącą do Warszawy na egzaminy dziewczynę. I jak ja po czymś takim mogę wsiąść spokojnie w pociąg i jechać przez całą Polskę do rodziców???  Koszmar. Jak można teraz komukolwiek zaufać.

Nie pozostaje nic innego jak zwinąć się pod kocem z rumiankiem w kubku i dziobakiem przy boku. Dziobak to moja ukochana maskotka z dzieciństwa, dla niewtajemniczonych. Poza tym jestem zła, Esio też zresztą, na działanie poczty. Otóż Moje Kochanie wysłało mi z okazji urodzin, a wiec kawał czasu temu, kartkę z życzeniami. Nie doszła do tej pory. Co Esio dzwoni, czy rozmawiamy on-line pyta czy już doszła, a co ja mu mogę odpowiedzieć??? Mówię, że gdyby doszła to bym mu o tym powiedziała i podziękowała. A tu nic. Kartka, to kartka, jak nie dojdzie to poproszę Eśka, żeby mi powiedział co na niej było i wysłał drugą. Martwi mnie to, że dziadkowie wysłali mi przekaz w czwartek rano, pieniędzy nie ma do  dzisiaj, a zazwyczaj były już następnego dnia po wysłaniu. Sprawdzałam, poczta działa bo ze skrzynki wyjęłam rachunek za telefon. Może to jest rzeczywiście tak, jak powiedziałam Eśkowi, że do mojej skrzynki przychodzą tylko ulotki i rachunki. Te drugie z zadziwiającą wręcz regularnością.

No, doła podłapałam. Z braku Esia, z Tęsknoty za nim, z Czekania na niego. Z tej radości, w każdym odcinku „Ally McBeal”, z kolorów w „Kasi i Tomku”. Ale chyba najważniejsze, że kocham... Chociaż wiecie co dziwnego zauważyłam??? Że podczas rozmowy z Eśkiem on-line dopada mnie dziwna irytacja i od razu chce mi się płakać. Może to przez ten ekran, kilometry światłowodów i tym podobnych. A może dlatego, że w takich momentach dociera do mnie, że on jest tak daleko... Czasem, jak rozmawiam z nim przez telefon też tak mam. Ale kocham... Pomimo wszystko.

Jak powiedział ksiądz Twardowski „Nie ważne czy obsługujemy komputery, hodujemy jamniki czy podlewamy storczyki. Ważne, że się kochamy.”

Czego sobie i Wam życzę. Trzymajcie się ciepło. Pa.

P.S. Kocham...

 

alexbluessy : :
lip 11 2004 Ten uśmiech.
Komentarze: 1

Ten uśmiech Eśka, który widzę zaraz po przebudzeniu, przed zaśnięciem, w ciągu dnia, kiedy czytam, uświadomił mi, że muszę wykrzesać w sobie Siłę i powalczyć. Zrobić to dla siebie, dla niego, dla nas.

Byłam dzisiaj w kościele. Miałam iść rano, ale nie mogłam wstać z łóżka, dlatego poszłam wieczorem. Hm, nie bardzo mogłam się skupić na tym, co się dzieje dookoła. Ale On  chyba wiedział, o co Go prosiłam, mimo, że prawdopodobnie znowu nie umiałam ubrać tego w słowa. I co więcej, rozkleiłam się wzbudzając zainteresowanie księdza. Być może byłam blada... Zresztą prawdę mówiąc nie zdziwiłabym się gdyby tak było. Po wczorajszej „akcji” miałam ochotę tylko spać, czułam się potwornie zmęczona. A dzisiaj??? Dzisiaj nie miałam siły wstać, jedyne na co się zdobyłam to było pościelenie łóżka i zamienienie piżamy na domowy strój. A zaraz potem pod koc. Żadnej muzyki, żadnego komputera, żadnych książek. Zasłonięte żaluzje i sen. I płacz. Przespałam prawie cały dzień, około 14 ze snu wyrwał mnie telefon. Mama. Jak to określiła „kontroluje czy jestem i co robię” (żartowała oczywiście). Jak jej powiedziałam, że spałam to mnie wyśmiała – bo jak można spać w drugiej po południu??? Chyba się mojej mamie nudziło w domu, że tak nagle zadzwoniła. A ja nawet nie miałam siły otwierać ust, podejrzewam, że gdyby zadzwonił Esio nakrzyczałabym na niego albo odburkiwała monosylabami.

A potem zaczęło padać. Dla mnie to był kolejny pretekst zasnąć. Ale po telefonie od mamy nie mogłam już zasnąć. Leżałam, patrzyłam tępo przed siebie, nawet nie pamiętam czy myślałam o czymś konkretnym. Leżałam przykryta kocem po sam nos, w mieszkaniu było całkiem cicho. Ł. gdzieś wyszedł, a wakacyjna współlokatorka wyjechała. Leżałam pod tym kocem i czułam się jak naćpana. Pomyślałam, że może właśnie tak czują się nałogowcy. Tyle, że moim narkotykiem jest Tęsknota, Czekanie, Płacz... A Sen??? Czym jest Sen??? To jakiś rodzaj detoksykacji.

Analizowałam swój stan, w którym się obecnie znajduję. Chyba nie mam innej rady jak zacisnąć pięści i wytrzymać jeszcze tych kilka tygodni. Jak ja bym chciała, żeby one się zamieniły w dni!!! W końcu nie wytrzymałam i przeczytałam to, co pisałam w dniu wyjazdu Eśka. Rozpłakałam się. Ale ja jestem głupia, przecież wczoraj w jego głosie czułam wyraźną troskę i dopytywanie czy na pewno u mnie wszystko w porządku. A gdybym powiedziała, że nie jest w porządku to co, wróciłby??? Nie wróciłby bo jak zdecydował się na wyjazd to swoje odsiedzieć tam musi. Może go ewentualnie trochę skrócić. Ale ja się boję o to spytać, może uciekam...

Kocham. Tyle wiem na pewno. Ale czy tak zachowuje się człowiek, który kocha??? (patrz wczorajsza notka). Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste. Kocham. Nie tylko za uśmiech. Za jego Wiarę. I jeszcze za coś... Zresztą przecież nie kocha się za coś, ale pomimo wszystko.

...przeczytałam notkę z Tamtego Dnia. Kiedy już płacz wywołany wspomnieniami zapewne przeszedł zastanowiłam się jaki będzie Dzień, Który się Przybliża z Każdą Godziną. Słońce wtedy na pewno będzie świeciło, a na pewno to moje wewnętrzne. A jeśli będzie padało... nic nie szkodzi, też dobrze. Bo najważniejsze, że Tego Dnia Właśnie Ten Autobus wjedzie na wrocławski Dworzec PKS. Słońce zaświeci... Boże, jak ja Tęsknię!!! Dobrze, że wróciłam do Mojego Czucia Majowego, to mi uświadomiło, że nie mogę się poddać, że Słońce zaświeci, że jeszcze będę się śmiała, a jeśli płakała to ze szczęścia. I tylko tyle. Znowu będę się karmiła, żyła i śniła Miłością. Na razie na powrót wpędzam się w stan anoreksji, ale wiem, że gdybym zwiększyła ilości jedzenie skończyłoby się to bulimią. Dlatego ograniczam się do kilku czereśni, jogurtu i soku z marchewki.

Kocham...

 

 

alexbluessy : :