Wczoraj dostałam w końcu przekaz od dziadków. Wczoraj też spędziłam pół dnia przed edytorem tekstów pisząc pracę na konkurs. Wczoraj padał deszcz... (Znowu) Nie tylko za oknem. Wczoraj, jak zwykle, obejrzałam po południu „Ally McBeal”. Tym razem jakoś się nie zdołowałam. Wczoraj rozmawiałam z Esiem on-line. Strasznie mnie te rozmowy nasze wyczerpują. Cholera jasna!!! Człowiek chce się przytulić, powiedzieć coś, a tu światłowód i ekran monitora. Czekam na te rozmowy, kiedy Esio się spóźnia wymyślam mu, chociaż wiem, że to nie jego wina. Mam ochotę krzyczeć, mam ochotę zamknąć swój komunikator, wyłączyć komputer i uciec pod koc. Nie mam siły z nim rozmawiać. Jest tak daleko... Tak niewyobrażalnie i bezsilnie daleko. Wczoraj też jakiś czas po naszej rozmowie pociągałam nosem, potem na jakiś czas wzięłam się w garść. Nawet uśmiechałam do niego... na zdjęciu, a on do mnie z tego samego zdjęcia. I tak patrzył. .. Boże, jak ja tęsknię!!!
Wczoraj wieczorem, z braku lepszego zajęcia, ale też dlatego żeby nie siedzieć w ciszy (denerwowała mnie muzyka, szum komputera tym bardziej), włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka jakiegoś polskiego serialu. Jak zwykle nie za bardzo docierało do mnie to, co się dzieje na ekranie, nie interesowały mnie problemy bohaterów, nie chciałam siedzieć w ciszy po prostu. Do czasu. W pewnym momencie zaczęłam śledzić akcję bo jedna rzecz wydała mi się bliska. Otóż okazało się, że jakiś Jacek wyjechał i zostawił jakąś Martę samą. Z tego, co ona mówiła to miał wrócić za miesiąc. Czarna rozpacz – miesiąc. Powiedziałam: „kobieto, ja czekam już prawie 3 miesiące. I to jeszcze nie koniec. O czym ty mówisz? Miesiąc to nic.” Wyłączyłam telewizor i przykryłam się kocem. Zasypiałam z postanowieniem, że następnego dnia nie stchórzę i zapytam Eśka kiedy wraca.
Kocham...
Wczoraj mama z babcią jakby się na mnie uwzięły bo dzwoniły i pytały czy przyjadę. Bądź do B-stoku, bądź do dziadków. A co ja miałam odpowiedzieć??? Mówiłam tylko, że nie wiem bo czekam na wiadomości z uczelni, bo praca, bo muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie mogłam im powiedzieć, że boję się wyjechać. Że, być może całkiem bezsensu, boję się być te kilkaset kilometrów dalej od Eśka. Że Internet daje mi jakieś poczucie bezpieczeństwa w pewnym sensie, że on jest po drugiej stronie. W B-stoku to jeszcze, rodzice w końcu od wczoraj mają stałe łącze, ale na podwarszawskiej wsi o Internecie mogę tylko pomarzyć. A poza tym nie chcę żeby widziały jak Tęsknię, jak Czekam, jak płaczę. Nie chcę, wiem, że to spowodowałoby pytania, na które nie mam ochoty odpowiadać i tłumaczenia, że już niedługo, że skoro tyle wytrzymałam to wytrzymam te ostatnie tygodnie. A ja nie chcę tego słuchać. Może nie tyle nie chcę, co nie mam ochoty, nie mam siły. Wolę płakać w czterech ścianach mojego pokoju, gdybym stąd wyjechała byłoby jeszcze gorzej. Czułabym się.. jakbym straciła kontrolę nad czymś... Wiem, że powinnam wyjechać, ale nie mogę, nie chcę. Zresztą i tak muszę czekać aż mój brat wróci z Londynu, sama do dziadków nie pojadę. U rodziców byłam miesiąc temu, zresztą tata ciągle biega po mieście w sprawie jakichś swoich projektów, mama... Z mamą wszystko obgadam pierwszego dnia, a co potem??? Bez P. nigdzie się nie ruszam.
Kocham...
Dzisiaj miałam zdobyć się na odwagę i zapytać Eśka kiedy wraca. Nie zdążyłam bo mnie ubiegł. Powiedziałam, że znowu mam ten stan (jak z nim rozmawiam on-line to zaczynam się denerwować i w ogóle), na to on, że też to ma. A ja udając Greka zapytałam co ma na myśli, bo możemy myśleć o czymś innym. A on mi na to: „nie martw się Misia to minie. Już połowa lipca, niedługo wracam, już liczę dni”. I wirtualny uśmiech. Zamurowało mnie. Czytałam to zdanie kilka razy, jakbym nie rozumiała o co w nim chodzi, w oczach miałam łzy. Esio powiedział, że nie powie mi dokładnie kiedy przyjeżdża (to znaczy za ile dni) bo z tego czekania nie mogłabym spać, żyłabym jak na szpilkach i jeszcze coś by mi się stało. A on tego nie chce. W sumie to ma chłopak rację. Przed wyjazdem mówił, że najbardziej to się martwi o mnie... Moja kuzynka, kiedy dzieliłam się z nią szczęśliwą nowiną powiedziała, że to dobrze, że nie chce mi powiedzieć. Inna koleżanka stwierdziła, żebym się nie zdziwiła jak jutro zapuka do moich drzwi. Jutro to może niekoniecznie, ale wcale bym się zdziwiła, gdyby tak bez zapowiedzi się pojawił. Co ja gadam???!!! Padłabym na zawał, albo przynajmniej zemdlała. No, ale podtrzymałyby mnie silne, męskie, ciepłe ramiona. Wreszcie.
Mam ochotę skakać. Mam ochotę śmiać się. Mam ochotę śpiewać. Mam ochotę wycałować każdego i uściskać każdego, kogo spotkam. Mam ochotę opowiedzieć o moim szczęściu wszystkim. Rozsadza mnie Energia. Pierwszy raz od dłuższego czasu.
Słucham Stinga. Wprowadza mnie w jeszcze lepszy nastrój. Dzisiaj znowu obejrzę „Ally McBeal” i raczej się nie zdołuję. To nawet dobrze, że Esio mi nie powiedział dokładnie bo znając siebie nie mogłabym się na niczym skupić. Chociaż już i tak nie mogę. Gardło zacisnęło mi się w jeszcze większy supeł, paradoksalnie rozsadza mnie... Energia??? Śmiech??? Chyba pójdę pobiegać...
Kocham... kocham... kocham...
Pogoda dzisiaj pobiła samą siebie. Od początku wakacji nie było tak zimno, jak dzisiaj, ale dla mnie słońce świeci wysoko. Wreszcie. Kiedy rozmawiałam z Eśkiem i jakiś czas potem nie czułam zimna mimo, że siedziałam przy samym oknie (otwartym w dodatku) w samej piżamie. Hm, tylko mam prawo podejrzewać, że moja mama nie będzie zachwycona „tak niespodziewanym” powrotem Esia. Myślę, że po cichu liczyła, że on jeszcze tam zostanie, a ja do nich przyjadę. A teraz jest znak zapytania. Ale ja jestem szczęśliwa. Będę dziś śpiewać ze Stingiem, będę wirować po pokoju, będę... Nie, przecież ja się dzisiaj już na niczym nie skupię. Może jutro mi trochę przejdzie, poza tym mamy z E. trochę spraw do załatwienia w mieście.
Czy są obawy jak to będzie??? Są, nie będę ukrywać, ale nie myślę o tym teraz. Myślę tak, jakbyśmy się rozstali na kilka godzin, ewentualnie dni. Jakby wszystko było normalnie, jakby tych kilku miesięcy nie było. Jak to będzie, czas pokaże. Ale wiem, że będzie dobrze. Musi być. I znowu wszystko jest możliwe. Znowu mogę wszystko. Znowu świeci słońce...
Tylko śpij i aż śpij A ty prowadź mnie za rękę Chcę być tam gdzie ty W niebie, czemu nie W piekle, aż na dnie Będę wszędzie, wszędzie będę Czy to ważne gdzie to będzie Więc przytul się i śpij, tylko czas nie chodzi spać Bo ma czas i jest twardy, o tak, jak głaz Jutro zbudzisz dzień, jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już nie będzie Tylko śpij i aż śpij Wniebowzięty chór wszystkich świętych patrzy na nas w dół A to tylko ty, a to tylko ja Ty maleństwo niepojęte Boże, życie bywa piękne Już przytul się i śpij Czekolady pełna noc Gwiazdy jak cukierki Eh, czas je zdjąć Jutro obudź dzień Jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już... [P. Gintrowski z filmu „Tato”]
Więc przytul się Kochany...