Najnowsze wpisy, strona 89


lip 07 2004 Już wiem.
Komentarze: 0

Skończyłam oglądać „Ally McBeal”, ktoś się może śmiać, ale ja zrozumiałam. I już wiem. Już wiem dlaczego tak bardzo się boję. Boję się, bo pierwszy raz mam tak dużo do stracenia.

....................................

Dostałam wiadomość. „...ale za tobą tęsknię... strasznie...”.

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

 

alexbluessy : :
lip 07 2004 Boli...
Komentarze: 0

Poranek był cudowny. O 7:30 obudził mnie Esio. Co prawda wolałabym żeby obudził mnie pocałunkiem albo jakimkolwiek innym gestem poświadczającym jego przy mnie obecność, ale niestety, jak na razie musiałam zadowolić się wyśpiewanym przez moją śliczną komórkę (już takich modeli nie produkują, ale ja ją uwielbiam) fragmentem „Deszczowej piosenki”. Dobre i to. No oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym, że obudził mnie też swoim ze zdjęcia uśmiechem. Jak ja za tym uśmiechem cudownym i pełnym ciepła tęsknię. Aż mnie coś rozrywa. Ci, którzy to czytają i trochę mnie znają pomyślą, że coś się ze mną stać musiało bo byczyłam się w łóżeczku do 10 prawie. Zaraz po sygnale od Esia odsłoniłam żaluzje, słońce mi pomachało zza okna a ja leżałam i uśmiechałam się nie wiadomo do czego i z czego. Jakieś poczucie we mnie pojawiło się, że wszystko będzie dobrze. Zrobiłam sobie pysznej kawy, do tego bułeczka z masełkiem i czekoladowe wafelki. Co sobie będę przyjemności od rana odmawiać, prawda??? Wróciłam do kolorowej i jeszcze ciepłej pościeli, usiadłam wygodnie. Poduszka pod plecy, kawa i bułeczka z wafelkami pod ręką i obowiązkowo książka. Wczoraj w końcu odwiedziłam bibliotekę i wypożyczyłam sobie coś lekkiego, ale jednocześnie na znośnym poziomie żeby poczytać coś innego niż słowniki, wyjaśnienia struktur gramatycznych i artykuły na temat anoreksji, klonowania czy eutanazji. Książki Marty Fox już kiedyś czytałam, a ponieważ lubię nieraz wrócić do lektur przed kilku lat z przyjemnością zatopiłam się w problemach głównej bohaterki, Magdy. („Magda.doc” i „Paulina.doc” – jakby ktoś chciał poczytać). Hm, i wiecie co??? Czytając zastanawiałam się jakby to było gdybym ja miała dziecko. Już wczoraj powiedziałam mojej Koleżance, że instynkty się we mnie chyba budzą. A mam wrażenie, że im Esia dłużej nie ma tym dotkliwiej one o sobie znać dają. Taki brzdąc malutki, kochany, tyci tyci... Aż człowiekowi gęba sama się śmieje na samą myśl. W wyobraźni widzę już urządzone jak trzeba mieszkanko, sypialnia, pokoik dla dzieciątka i tak zwany salon... Aż się rozmarzyłam. STOP. Wróć Ola do Rzeczywistości!!! Tak nie można przecież!!! Eh, pomarzyć zawsze można, prawda??? Słucham „Pozytywnych wibracji vol2”, które dostałam od Esia, słońce się do mnie uśmiecha zza okna, kawa rozbudza, książka czeka. Chyba jeszcze na chwilę, mimo, że prawie południe jest, wskoczę do łóżka. Chociaż pół godziny, cały rok wstawałam o 6, góra o 7, coś mi się w końcu należy, right??? Potem wstanę i z radością, dla czystego relaksu, posprzątam kuchnię i łazienkę. Umyję szafki, kafelki, zlewy, toalety. Będzie lśniło wszystko, tak, jak balkon. A potem, jak będzie jeszcze ciepło usiądę na balkonie z ciasteczkiem, herbatą i książką. A jutro zabiorę się za czyszczenie podłóg w całym mieszkaniu., to znaczy paneli i fug dokładnie. Ale będzie ładnie. Kurcze, szkoda, że nie jestem jeszcze na tyle samowystarczalna, żebym nie musiała już wynajmować mieszkania tylko sama w nim mieszkać. No, może nie tak do końca sama hihihi.

..........................................................

„(...)już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty i tylko ciebie brak gdy z oczu płyną łzy. Na zdjęciu twoja twarz to wszystko, co dziś mam, wciąż przypomina mi najlepsze w życiu dni(...)”.

Trzymam się tych słów. Chociaż nie, to raczej one trzymają się mnie. Jest w nich sporo prawdy. Już prawie zapomniałam jak to jest, kiedy Esio jest blisko, brakuje mi go bardzo kiedy jest mi źle. Wtedy powinien być tuż obok i mnie sobą przykryć, prawie cała bym się zmieściła w jego ramionach. Ale jego nie ma!!! Qrwa mać od 3 miesięcy prawie go nie ma!!! I mimo, że obudziłam się w rewelacyjnym nastroju, mimo, że tak wysprzątałam kuchnię z łazienką, że lśnią to mam ochotę kląć. Na siebie, na niego, na wszystko dookoła. Im bardziej zagłębiam się w książkę, im bardziej staram się skupić na, prawdopodobnie powtórkach, jakiegoś polskiego serialu, tym bardziej do głowy przychodzi mi S. Patrzę na pokój i przypominam sobie moje ostatnie z nim godziny, patrzę na zasuszoną różę na mojej ścianie i widzę nieśmiałość w jego oczach, kiedy mi ją dał przed odjazdem, słucham muzyki i wracam do tego popołudnia, kiedy w domu było tak cicho i pusto, z głośników sączyła się delikatna muzyka, w kieliszkach czerwieniło się wino, i nie potrzeba było słów... I kiedy po wypucowaniu kuchni z łazienką położyłam się z książką i kubkiem pysznego, zimnego kefiru spojrzałam za okno i poczułam łzy. Bo wszystko wydało mi się snem. Nagle, w jednej chwili, poczułam, że jego nie było, nie ma i być może nie będzie. Poczułam, że już nie wystarczają mi sygnały wysyłane kilka razy dziennie, że one mnie irytują (w takim razie dlaczego po każdym dzwonku płaczę i przyciskam do siebie telefon???!!!), coraz bardziej mam ochotę wysłać smsa: „albo wracasz, albo koniec. Ja już dłużej tak nie mogę). Ale to nie jest rozwiązanie. Chyba nie jest. I cholera jasna ja CORAZ BARDZIEJ CHCĘ ŻEBY ON WRÓCIŁ. Coraz bardziej... W dodatku coraz bardziej czuję się jakaś niespokojna, jakby coś się miało wydarzyć. I nos mnie swędzi. Najchętniej znowu położyłabym się i zaczęła śnić kolorowy sen. Dobry sen, w który jestem ja, jest on i jest dobrze. Nie mogę, zwyczajnie nie mogłam, skupić się na takich czynnościach, jak szorowanie kafelków itp. Włączyłam Simple Minds na cały regulator. Tak więc słuchałam Simple Minds, szorowałam kafelki, ale tak naprawdę jedyne na co miałam ochotę to było spanie. A dzień się zaczął tak przyjemnie...

...............................................

A może ja wpadam w paranoje bo mam za dużo wolnego czasu??? Jeszcze nie dawno uczyłam się, pracowałam, myślałam o nadchodzących egzaminach, miałam czym zająć myśli jednym słowem. A teraz??? Siedzę w domu, sprzątam, czytam, oglądam zaległe filmy, ale przecież nie mogę tego robić cały czas. To może stąd biorą się moje wymysły??? Inna rzecz, że Czekanie i Tęsknienie za Esiem już mnie męczy. Już chcę żeby się skończyło. Najlepiej teraz, zaraz. Ale chyba sobie jeszcze poczekam... Cóż, dzisiaj wszystko mnie denerwuje. Denerwują mnie milczące telefony (nawet tata nie zadzwonił chociaż obiecał, no ale to pora obrony prac magisterskich, może ma dużo pracy), denerwuje mnie muzyka dolatująca zza ściany chociaż Ł. słucha jej dziś wyjątkowo cicho, denerwuje mnie kosiarka warcząca kilka pięter niżej (czy akurat dzisiaj musi być dzień dbania o osiedlowe trawniki???), w końcu denerwuje mnie to, że czuję głód a nie mogę jeść bo żołądek i gardło mam zaciśnięte (jak zawsze, kiedy się czymś denerwuję). Jakoś zmusiłam się do spaceru w kierunku kuchni, jedyne co wymyśliłam to wariacja makaronowo-pomidorowo-tuńczykowa (pomidory i tuńczyk z puszki) z jakimiś przyprawami. Dodatkowo chyba wydaje mi się, że mogę się upić sokiem marchwiowo-jabłkowo-malinowym bo piję już jego drugi litr. No i swędzi mnie nos po „dobrej” stronie, co mnie powinno raczej cieszyć niż martwić, ale jestem podejrzliwa. Bardzo podejrzliwa. Ponadto przeanalizowałam swoją wczorajszą rozmowę z szefową agencji i uprzytomniłam sobie co ta miła pani powiedziała, że od tej pory (umowa obowiązuje przez pół roku, ale potem mogę ją oczywiście przedłużyć) mam z nimi konsultować zmianę fryzury, koloru włosów i tak dalej. A co to ja jakaś profesjonalistka jestem czy co??? Ja mam 22 lata i żadne modelowanie nie chodzi mi po głowie. Jeden raz, why not, może być zabawnie, ale jakoś nie uśmiecha mi się zabawa w to na dłużej. Dobrze, że nie mówiła nic o jedzeniu, chociaż ja i tak ostatnio nic nie jem więc problem sam się rozwiązał. Bo nawet teraz nagotowałam sobie makaronu, przyrządziłam, sporo tego wyszło, ale to dobrze, będzie na jutro ewentualnie, ale nic nie mogę jeść. Dłubię widelcem w talerzu i czuję coraz większy zacisk na gardle, nie jestem w stanie nic przełknąć. Koszmar. Dobrze, że żołądek chociaż trochę mogę oszukać marchwiowym sokiem. I tylko marzy mi się usłyszeć dzwonek domofonu i... No, sami najlepiej wiecie co. Ale on milczy jak zaklęty, już nawet listonosz i roznosiciele ulotek nie dzwonią bo zrobili nam zewnętrzne skrzynki, żeby nikt oprócz mieszkańców do klatki nie wchodził. I już prawie 17. Zaraz obejrzę „Ally McBeal”, potem wrócę do książki, potem „Fakty”, prysznic i pod kołdrę. Z książką oczywiście. A jutro kolejny dzień. I tak dzień, za dniem. I tylko boli cisza... Tęsknota i Czekanie też.

 

alexbluessy : :
lip 06 2004 Modelka.
Komentarze: 2

Manuela Gretkowska pisała o Polce. Ja napiszę o modelce ze mną w roli głównej (koń by się uśmiał haha). To był dziwny dzień. W zasadzie rano nic nie wskazywało, ze będzie jakoś szczególnie różnił się od pozostałych. A jednak...Stałam właśnie na przystanku tramwajowym przy placu Kromera, kiedy wśród ulicznego szumu wychwyciłam dźwięki „Deszczowej piosenki” radośnie wygrywane przez moją komórkę. Zadzwoniła szefowa agencji, gdzie jakiś czas temu zgłosiłyśmy się z E. z chęcią pracowania w wakacje (a może i nie tylko) w charakterze hostess w supermarketach (być może też nie tylko). Szefowa firmy zaprosiła mnie na spotkanie, na którym miała mi przedstawić ofertę pracy. na 14 byłam na miejscu. I delikatnie mówiąc przeżyłam szok. Bo spodziewałam się usłyszeć, ze mam wybór między promowaniem pampersów, proszku do prania albo serków homogenizowanych. Już nawet zaczęłam myśleć po ile godzin mogłabym stać żeby się opłacało w miarę. Ale czekała na mnie niespodzianka. Zaproponowano mi sesję zdjęciową do katalogu letniej odzieży. Zdębiałam. Ja i modeling, to jakiś żart??? Ale zostałam zapewniona, że to nie żart i że w najbliższą sobotę mam przyjść do siedziby firmy z jakimiś swoimi ubraniami, żeby w miarę różne były i zrobią mi profesjonalne zdjęcia do portfolio, a w następny weekend sesja będzie trwała cały dzień, bo będą fryzjerki, makijażystki, garderobiane i tak dalej. No i zarobię też nie mało jak na moje potrzeby. Kiedy mi to wszystko powiedziała szefowa agencji to nie uwierzyłam, za różowe się wydawało. Ale potem... dowody wpłaty mam, umowę też podpisaną, firma działa od kilku dobrych lat. Wygląda okej.. Nie ma nic ten, kto nie ryzykuje. No i zgodziłam się, ale powiem Wam, że kiedy stamtąd wyszłam to kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Śmiać się, płakać, dzwonić... ale do kogo??? Kurcze... Ale muszę Wam powiedzieć, że ogarnęły mnie też wątpliwości. Co będzie jak to jakiś przekręt??? Mało to nieuczciwych ludzi żeruje na naiwności innych??? Ciekawe co Esio by powiedział... Hm, no właśnie brakuje mi kogoś z kim mogłabym skonsultować decyzję. Rodzice odpadają bo mama zaraz zaczęłaby doszukiwać się jakiś kruczków i wpędziłaby mnie w jeszcze większe rozterki. Dla wszystkiego w sobotę idzie ze mną E. Bo ja mam cykora, sama się boję.

Esio... Znowu wpadam w paranoję. Znowu to wszystko co było wydaje mi się snem, jakby go nie było. Był nagle i było mi dobrze, nawet bardzo dobrze mi było. Potem wyjechał i ja musiałam zaakceptować ten fakt, znaleźć się w nowej sytuacji. Tęsknię cholernie, z każdym dniem bardziej, płaczę z bezsilności i kochania. Bo kocham... Wiem to i czuję. I to jest piękne, tylko że oprócz tego to ja się boję. Jak to będzie, co będzie jak on wróci. Czekam na Ten dzień, aż nogi mi się trzęsą na samą myśl, że już niedługo Ten autobus wjedzie na wrocławski Dworzec PKS. Chcę mieć Esia blisko, tak bardzo blisko, i żeby było tak Ciepło i Dobrze, ze już bardziej być nie może. Czekam, a jednocześnie Boję się. Wpędzam sama siebie w paranoję. Do głowy przychodzą takie głupie myśli, że aż śmieszne, można ubolewać z politowania. Ale im dłużej go nie ma, a paradoksalnie im bliżej do jego powrotu, tym bardziej potrzebuję zapewnienia, że będzie dobrze. Że będzie tak dobrze, jak było, albo nawet lepiej. Bo skoro wytrzymaliśmy oboje tak długo, jeśli ta odległość nie zniszczyła nas, to chyba będzie dobrze, prawda??? Patrzę na zdjęcia Esia, na to, które stoi na biurku i na to, które mam przy łóżku. Z obu uśmiecha się do mnie Esio... a ja mam wrażenie, że jego nie ma, ze go sobie wymyśliłam, ze to był tylko sen. Kiedyś ktoś mi powie: „to był sen...”. Ale ja nie chcę żeby to był sen!!! Z całego serca nie chcę!!! A jeśli dla niego to już Przeszłość...??? Bredzę, potwornie bredzę a przecież nie mam gorączki. Kocham... A jak się kogoś kocha to nawet wyobrażenie tej osoby z inną lub myśl, ze coś może być nie tak może złamać ci serce. Moje jest jeszcze całe na szczęście. Chociaż kto wie...

Wczoraj zadzwoniła do mnie moja mama. Streszczając naszą półgodzinną (międzymiastową, ale na szczęście na jej koszt) rozmowę powiedziała, ze mam się nie martwić bo będzie dobrze i wszystko się jakoś ułoży. Z miasta też nie będę musiała wyjeżdżać, a tak w ogóle to ona wcale by się nie zdziwiła gdybym w listopadzie pojawiła się w B-stoku z Esiem pod rękę i zakomunikowała: „mamo, tato wychodzę za mąż”. Według mamy jestem już wieku, ze w każdym monecie mogę rodzinę założyć i za mąż wyjść. Tylko w pojedynkę to będzie raczej ciężko. Choć nie powiem, kiedy razu pewnego z Eśkiem skończyliśmy oglądać „Nigdy w życiu” on rzucił pytanie: „a ty wyjdziesz za mnie?”. To miały być oświadczyny???!!! Innym razem stwierdził, że może przed jego wyjazdem powinniśmy się zaręczyć, a jeszcze kiedy indziej zapytał czy już chciałabym wychodzić za mąż. Na ile Esia znam to on kwestię związków damsko-męskich traktuje poważnie. Według mojej Koleżanki to dobrze świadczy i znaczy, że on traktuje mnie poważnie. W każdym razie wracając jeszcze do rozmowy z mamą popłakałam się w słuchawkę, powiedziałam, że mają nie myśleć, ze ja się tutaj nie martwię bo się martwię. Mama odpowiedziała, że wie, ale wszystko się ułoży bo musi.

Tylko Esia brak... Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste. Potrzebuję go, wiem, ze tak jest. Całą sobą to czuję, jak nigdy przedtem względem nikogo. Zakochałam się po uszy, tylko dlaczego to czekanie jest takie męczące???!!! Już nie mogę. Im dłużej czekam, im dłużej go nie ma tym bardziej mam wrażenie, że to nie prawda jest/była. A przecież odbieram od niego sygnały mówiące „u mnie wszystko w porządku”, słyszę jego głos w słuchawce. Wobec tego dlaczego to tak boli??? Dlaczego coraz mniej realne mi się to wszystko wydaje???

 

alexbluessy : :
lip 04 2004 Bóg gra z nami w szachy.
Komentarze: 0

Dzisiaj do mnie dotarło, kiedy TAM poszłam, że nie umiem już się Modlić. Usiadłam w ławce, popatrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy prawdopodobnie Wierzą, albo może przychodzą z przyzwyczajenia, ale to już ich sprawa. A ja??? Jak to jest ze mną??? Wierząca, wątpiąca, szukająca swojej Drogi – tak bym o sobie powiedziała. Człowiekowi jest potrzebna świadomość, że nie jest sam na tym świecie, że Ktoś jest jeszcze Gdzieś nad nim. I ja w to Wierzę, tylko Modlić już się nie umiem. TAM chodzę, kiedy naprawdę tego potrzebuję, kiedy wiem, że chcę, kiedy potrzebuję spokoju, wyciszenia, zrozumienia. Codziennie staram się z Nim rozmawiać przez Anioła, ale też „tak prosto z siebie”. I dzisiaj TAM poszłam, bo czułam, że muszę. I zrozumiałam, że już nie potrafię się Modlić. I nie chodzi mi tutaj o wyuczone, wyryte przez lata w pamięci formułki, które często bezmyślnie się klepie. Mam na myśli Słowa, nasze własne Prośby, Intencje, które chcemy Mu przekazać, o które chcemy Go poprosić. Nie umiem, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich Słów, one grzęzły w moim gardle, nie umiałam ubrać w słowa tego, co chciałam Mu powiedzieć. Myślicie, że On Wie??? Że Zrozumiał???

Mam nadzieję, że tak.

„Bóg gra z każdym z nas w szachy. Wykonuje ruch, a potem siedzi i obserwuje jak my zareagujemy na Jego wyzwania”

I znowu mnie wyzwał do walki. Jedną partię rozegrałam, myślałam, że już teraz będzie dobrze bo się nie poddałam, walczyłam i w jakiś sposób wygrałam. Ale wczoraj On znowu rzucił mi rękawicę. Niby nic, zwykła rozmowa telefoniczna z mamą, a kilka słów wystarczyło. Znowu trzeba zacząć walczyć, nie można odpoczywać, nie można się załamać, trzeba szukać ciągle nowych rozwiązań. Dużo teraz zależy ode mnie. A czy On nie wie, że ja jestem tutaj szczęśliwa, że w końcu znalazłam to, czego szukałam, na co czekałam. Miałabym to teraz zostawić tak po prostu i wyjechać??? Nie, nie mogę na to pozwolić, tak nie może być. Bo o ile tutaj, znajduję w sobie jeszcze siłę żeby się nie poddawać, żeby walczyć, żeby przeżywać każdy nowy dzień i z godnością przyjmować niespodzianki, które przynosi, tam poddałabym się. Zwiędłabym, nie miałabym siły żeby walczyć o swoje. I tylko któryś raz z kolei pytam „dlaczego ja???”. Bo jest za dobrze, tak??? Bo jeszcze za mało mnie spotkało, bo za mało się starałam. Ale ja się nie dam. Nie poddam się, słyszysz???!!! Prędzej się wyprowadzę z mojego ukochanego pokoiku niż wyjadę z miasta. Nie teraz, kiedy Esio się pojawił... nie teraz. Nie zniszczysz mi szczęścia, nie pozwolę Ci na to. Nie teraz, kiedy już sobie ułożyłam mniej lub bardziej realny plan działania jeśli nie dostanę się na dzienne tylko na wieczorowe. A Ty teraz chcesz mi to zabrać, tak??? A może Ty chcesz żebym się poddała, żebym już nie umiała się podnieść i dalej dźwigać swojego krzyża, hm???!!! Podobno wiesz, co jest dla nas dobre, ile każdy z nas jest w stanie unieść, ale dlaczego ciągle dokładasz nam ciężaru??? Żeby nie było za lekko, żebyśmy nie spoczęli na laurach??? Mógłbyś sobie trochę odpuścić, przecież wiesz, że ja nie mogę wyjechać. Nie teraz... A może nie wiesz i dlatego rzucasz ciągle nowe kłody pod nogi??? Jak to jest, co??? Ale nie uda Ci się mnie złamać słyszysz???!!! Nie dam Ci się!!! „Nigdy nie należy się poddawać”

 „(...)tracąc grunt pod nogami staraj się znaleźć kawałek suchego lądu. Nawet gdy jest najgorzej masz przecież w sobie mądrość i siłę, która cię ocali(...)”

 

 

alexbluessy : :
lip 03 2004 Dwa razy pod obojczyk...
Komentarze: 0

To takie proste. Dwa razy pod obojczyk, dwa razy w kierunku rozmówcy.

Kocham cię...

Te dwa słowa chcą, czuję, że chcą, być powiedziane głośno. Nie, one chcą być wykrzyczane. Już nie mam siły, za bardzo, za mocno tęsknię. Każdego dnia bardziej tęsknię, mocniej kocham, bardziej potrzebuję. Jednocześnie każdy dzień przybliża mnie do Tego Dnia. Wtedy znowu będzie CIEPŁO. Wiecie? Każdego dnia przekonuję się o prawdziwości wyczytanych jakiś czas temu słów, że „tęsknić i czekać to prawie to samo, pod warunkiem, że tęskniąc się czeka, a czekając tęskni”. Hm, ja nigdy nie myślałam, że możliwe jest „robienie”/czucie obu tych „rzeczy” jednocześnie. A jednak można. I ja czekam. I tęsknię, a tęsknota każdego dnia boli mocniej, mimo, że paradoksalnie każdego dnia jest bliżej do końca.

Osłabienie, zmęczenie i tym podobne dają o sobie znać w krwotokach z nosa, ustawicznej senności, braku apetytu. Wyglądam jak postępująca anoreksja, ale nie mogę się przemóc i zacząć normalnie jeść. Chyba muszę przeczekać aż stres ostatnich tygodni ze mnie zejdzie. Wtedy zacznę robić coś dla siebie. Po całym roku ciężkiej nauki, użerania się z cudzymi dziećmi, w całym tym pędzie trochę zapomniałam o sobie. Dlatego od kiedy zostanę wreszcie sama (czekam aż współlokatorzy wyjadą na wakacje) zacznę celebrować poranki i wieczory. Rano kawa, zaległe filmy i książki, a wieczorem wylegiwanie się w pachnącej pianie. Ale wcześniej dla relaksu posprzątam całe mieszkanie. Tylko niech już zostanę sama. Nie mogę zapomnieć o generalnym posprzątaniu balkonu bo: „(...)siądziemy sobie na czyściutkich krzesełkach popijając piwko albo winko i zjemy twoją pyszną szarlotkę(...)”. Oj Eśku Kochany ja Ci upiekę najpyszniejszą szarlotkę, jaką potrafię upiec, tylko już wracaj.

Hm, jednak źle dedukowałam. Esio raczej nie zapuka w najbliższych dniach do moich drzwi. Muszę swoje jeszcze odczekać, wycierpieć, ale warto. Chcę tego, zamykam oczy i widzę. Widzę to, co było i to co, mam nadzieję, będzie. Czuję go, tak bardzo blisko. I jest tak Dobrze, tak Ciepło...

A na razie co mogę zrobić??? Zapalić świeczkę, włączyć Erosa Ramazzottiego i popijając czerwoną herbatę zamyślić się. Na razie tylko tyle, ale już niedługo, wiem że już niedługo, będę siedzieć na balkonie, albo w ciszy mojego pokoju, popijać czerwone wino i patrzeć w oczy Esia. Jeszcze tylko trochę. Wytrzymam.

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

Tylko niech mi ktoś powie, czy z miłości można się wściekać??? Czy można czuć aż taką bezsilność, że to aż boli, że coś wyzwala w człowieku wściekłość??? Bo ja chyba coś takiego czuję. Najpierw potworny ból, żal i gniew, że rozmowa on-line nie trwała dłużej, że coś z smsem „nie tak”, że sygnał wysłany o północy mojego czasu, wściekam się, pod nosem mamroczę jakieś „dziwactwa”, a zaraz potem zalewa mnie fala Czułości i Ciepła dla Tego Człowieka. Dla Esia... Dla Mojego Kochanego Esia.

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

Wczoraj zadzwoniła moja babcia, matka mojej matki. Powiedziała, że mam się absolutnie nie martwić bo nie jestem głupia, nie jestem sama i że wszystko dobrze się ułoży. I że studia skończę, już oni się o to postarają. Ale nie za bardzo zrozumiałam kto, dziadkowie czy rodzice??? Zresztą teraz to nie ważne na razie. Ja już mam plan jak zrobić żeby wyszło na moje i żeby było dobrze. Nawet nieźle mi wyszło, tyle, że jak przyjdzie co do czego to nie będzie tak bardzo różowo i trzeba będzie myśleć na nowo. Tyle, że ja już wiem, że mam przy sobie ludzi, którzy nie darzą mi zginąć bo przecież kocha się nie za coś, ale pomimo wszystko. I oni chyba nie pozwolą mi się poddać. No i mam jeszcze swojego Anioła oczywiście. Babcia powiedziała mi też, że muszę teraz potęsknić żeby potem mogło być jeszcze lepiej i żebym mogła być szczęśliwa jeszcze bardziej. Hm, a ja jej nie doceniałam. Po naszej kilkunastominutowej (nie pamiętam kiedy ostatnio tyle czasu z nią rozmawiałam przez telefon) rozmowie popłakałam się w poduszkę, ale już spokojniejsza zasnęłam, a dzisiaj wstałam i pomyślałam, że nie będzie tak źle, a może nawet lepiej... I Esio... nie powiedział „bye” tylko „widzisz, mówiłem, że się ułoży i że będzie dobrze”. I dał buziaka, co prawda na razie wirtualnego, ale...

Wczoraj rano mój brat wyjechał do Londynu. Pewnie już jest na miejscu. Powiedziałam tacie, żeby mu przekazał, że może mi przywieźć jakiś fajny budzik z fajnym dzwonkiem. Moje dwa Obieżyświaty Kochane... No, tylko, że P. wróci za 2 tygodnie do Polski, a za jakieś 3 przyjedzie do mnie. I idziemy zabawić się, jak to on powiedział. Ja jestem na tak. Szkoda tylko, że Esia nie będzie... A może, kto wie... Aż boję się myśleć. Ale wiecie co??? Ja tych Moich Chłopaków nie rozumiem zupełnie. Pojechali do Londynu, a ani jeden, ani drugi nie ma ochoty zwiedzać. Ja to bym nic innego nie robiła tylko biegała po mieście. A tu słyszę tylko: „Nie żartuj. Jakie zwiedzanie? Nie przesadzaj Misia.”; albo: „Siostra czy ty myślisz, że ja nie mam tam co robić?”. Dziwne... Ja to sobie zwiedzę Londyn, jak kupię przewodnik i go przeczytam. Na nic innego na razie się nie zanosi. Chociaż tata mówił, że P. z kolegą będą mieszkać u jakichś Polaków, pokój będą mieć śmiesznie tani i mają się dowiedzieć czy ewentualnie nie mogłabym przylecieć. Jak znam życie to nawet jakbym mogła to nic z tego nie wyjdzie bo zaraz tysiące rzeczy mi w wycieczce przeszkodzi. 

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

I znowu zaczęłam się bać. Jak to będzie kiedy on już wróci. Jak to będzie na dworcu, jak będzie kiedy już zostaniemy sami... Ja wiem, że nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, ale ja się boję. Już teraz się boję. Wiem, że serce powie mi co mam robić, boję się co jeśli odległość tak wpływa na niego i na mnie. Co jeśli nam się teraz wydaje, że coś jest, a potem okaże się coś zupełnie innego. Tylko, że ja z każdym dniem bardziej go czuję...

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

 

 

 

 

alexbluessy : :