Najnowsze wpisy, strona 88


lip 10 2004 Ukarać. Płakać. Wytrzymać...
Komentarze: 1

Miotam się. Czasem czuję się jak zwierzę zamknięte w ciasnej klatce, jakby ściany i sufit miały mnie przygnieść. To jakiś specyficzny rodzaj klaustrofobii. Wściekam się. Oprócz wieczornej wiadomości od Eśka, w której napisał, że on Wierzy i tak dalej dostałam od niego e-maila. Krótkiego, bo krótkiego, ale ważne, że dostałam, right??? Tylko nie umiem się nim cieszyć. Po prostu nie umiem. Na powrót doszukuję się problemów tam, gdzie ich nie ma. Bo tego jego smsa zachowałam i od wczoraj przeczytałam go kilkanaście razy. Za pierwszym razem nawet się uśmiechnęłam, pomyślałam, że to dobrze, że chociaż on nie traci nadziei. Ale potem... potem pomyślałam, że Esio to egoista. Bo on wierzy, mówi, że bez wiary w lepsze i w nas nie wytrzymałby tam i tak dalej. A czy on pomyślał o mnie??? Jak ja się czuję??? Czy pomyślał o tym, że zostałam tutaj całkiem sama ze swoją tęsknotą, czekaniem, wątpliwościami??? Wiem, że jego rodzina i przyjaciele też na pewno tęsknią, myślą, martwią się. Ale oni mają siebie nawzajem. A ja zostałam sama i na dobrą sprawę nikt, kto nie był w podobnej sytuacji, nie jest w stanie mnie zrozumieć. Dlatego czuję ból, zniechęcenie, zwątpienie. Dlatego tego smsa odczytuję tak, że jemu ta wiara jest potrzebna do tego, żeby tam jakoś egzystować. Żeby się nie załamać. Żeby trzymać się tej wiary i nadziei, że tutaj jest ktoś, kto na niego czeka i że ma do kogo wrócić. W porządku, ale co ze mną??? Komukolwiek bym nie opowiedziała, a już nikogo nie mam sumienia zadręczać swoimi paranojami, nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć. Nie umiem tego opisać, co tak naprawdę dzieje się we mnie, w środku. Żadne słowa tego nie wyrażą. Może panikuję, może przesadzam, może wmawiam sobie coś, czego nie ma. Ale już nie wytrzymuję. Czuję coraz większe zmęczenie całą sytuacją. A komu to powiem???

I myślę, że być może podświadomie chcę kogoś ukarać. Tylko kogo i za co??? Eśka za to, że pojechał na tak długo i na dobrą sprawę nie wie kiedy wróci (na razie wiadomo tyle, że wróci na pewno)??? Siebie za to, że wplątałam się w związek być może z szansą na znalezienie szczęścia, ale jednocześnie przypłaciłam to czekaniem, tęsknotą i zwichrowaniem psychiki??? Mam ochotę kląć jak szewc, albo jeszcze gorzej. Mam ochotę obrzucić obelgami każdego, kto się nawinie. Dlatego zwijam się w kłębek i idę spać. Przy okazji wytracam czas. Zapytam raz jeszcze. Kogo chcę ukarać i za co???

.........................................................

Zmęczona tym wszystkim na sesję postanowiłam pójść na nogach. Nie naszłam się zbytnio bo cieniutki rzemyczek w moich ulubionych klapkach przerwał się i nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do tramwaju i pojechać na spotkanie z panem fotografem. Na miejscu byłam przed czasem, popatrzyłam jak facet robi zdjęcia jakiemuś niespełna rocznemu brzdącowi. A potem przyszła kolej na mnie. Kurcze, nie umiem uśmiechać się na zawołanie, zupełnie mi ta sztuka nie wychodzi. Podziwiam tych, którzy pozują do zdjęć na co dzień i jest to ich chleb powszedni. W ciągu pół godziny miałam 60 zdjęć z czego musiałam wybrać 20. Nawet nieźle wyszły. Nie wiem czy to podświadomość, czy przyzwyczajenie, ale wybierałam chyba głównie te, gdzie byłam w swoich własnych okularach. 15 lat noszenia szkieł robi swoje, ale ja je lubię i myślę, że nie zdecydowałabym się na soczewki kontaktowe. Anyway, za tydzień mam odebrać płytkę ze zdjęciami, która będzie już dla mnie. No i git. A za tydzień, albo dwa cały dzień...

Po przyjściu do domu obejrzałam „Bezsenność” z Alem Pacino, ale chociaż moja mama twierdziła, że ona chciała ten film obejrzeć chce bardzo to według mnie nie jest to szczyt możliwości. Jakiś dziwny, a może tylko mi się tak wydaje bo pogoda ogólnie nasennie działa. Co zresztą doskonale mogę sprawdzić na sobie jako że w zasadzie kilka godzin przeleżałam pod kocem nie myśląc o niczym. Posiliłam się tylko 15 dag-i ciastek kruchych z czekoladą i pół kilogramem czereśni. I zaraz znowu idę spać. Chce tylko spać, nic więcej. Wiecie, gdzieś tam nieśmiało zaczyna kiełkować jakieś jasne ziarenko. A może po prostu czarne chmury zaczynają się rozpraszać. Może lepiej nic nie powiem bo jeszcze zapeszę. Teraz stwierdzę, że jest względnie w porządku, a za kilka godzin albo jutro znowu zacznę biadolić o tym jak bardzo, jak mocno i tak dalej.

Myślałam, że kąpiel mi pomoże. Napuściłam do wanny gorącej wody, dosypałam kwiatowej soli z minerałami co to podobno nie wysusza skóry, nawilża i inne takie bajery. Przez chwilę było lepiej. Do czasu kiedy nie zadzwonił Esio. Niby normalna rozmowa, niby nic takiego, czułe słówka jak zwykle, co u mnie, co u ciebie. Niby nic. A jednak. Ten głos... tak dobrze znany, pamiętany, słyszany w głowie nie raz, a jednak daleki i jakby obcy. Mam już tego dość!!! Serdecznie dość!!! W co ja się wpakowałam???!!! Do jasnej cholery po co ja czekam, na kogo???!!! Już nie wyrabiam... Zastanawiam się tylko dlaczego ja nie zapytam się go wprost kiedy wraca, albo dlaczego wprost mu nie powiem jak się podle czuję. Ale ja wiem dlaczego. Bo się boję odpowiedzi. Boję się tego, że okaże się, że jeszcze będę musiała poczekać. A ja już mam dość!!! Już nie umiem sobie z tym poradzić zwyczajnie. Po rozmowie z Eśkiem rozpłakałam się, ale tym razem tak, że aż Ł., mimo grającej u niego i u mnie muzyki, usłyszał i przyszedł spytać co się stało. A ja spazmowałam i tyle. Co tu ukrywać, przelało się. Usiadłam na oknie, kolejny raz zastanawiałam się jakby to było polecieć, albo zasnąć, ale tak bardzo twardo. Połknąć coś, co pomaga w zasypianiu i przespać chociaż kilka dni. Kilka dni byłoby z głowy, zresztą ja zrobiłabym wszystko żeby nie myśleć. Do jasnej cholery żeby nie myśleć i żeby było o te kilka dni bliżej. Jestem wściekła, mam ochotę wrzeszczeć, tupać, wyrywać sobie włosy żeby zagłuszyć Ten Ból. Bo dzisiaj Uderzył i to tak silnie, jak nigdy wcześniej. Czuję go w każdej cząsteczce, Boli, tak bardzo boli. Na moim biurku stało zdjęcie Eśka w ślicznej, zrobionej przez E., ramce. Pogięłam je, mało brakowało a bym je podarła. Prawdę mówiąc miałam to ochotę zrobić już wczoraj ze wszystkimi zdjęciami Eśka. Zdjęcie z biurka zgniotłam i rzuciłam w najdalszy kąt. Qrwa mać!!! Co się ze mną dzieje???!!! Przecież tak może zachowywać się ktoś, z kim właśnie partner zerwał. A ja usłyszałam coś zupełnie odwrotnego przez telefon dzisiaj. Poza tym mam ten komfort, że wiem, że on wróci. Pytanie tylko kiedy. Dlaczego nie napiszę mu: „albo wracasz, albo koniec. Nie mogę tak dłużej.”, albo: „ nie mam już siły, nie wytrzymam tego. boję się, że mogę sobie coś zrobić...”. Dlaczego mu po prostu czegoś takiego nie napiszę??? Bo mam rozum, bo jeszcze nad sobą panuję (choć jak widać po dzisiejszej akcji „zdjęcie” jest coraz trudniej), bo... No właśnie dlaczego???

ZWYCZAJNIE MAM DOŚĆ!!! Czy ja jestem normalna???!!! Czy ta osoba, która to pisze to ja??? Przecież to się nadaje na „Fatalne zauroczenie 2”. Nie, no bez sensu bo ja wiem, że Esio to bardzo „ za mną” jest, a nie tak jak Michael Douglas nie pałał sympatią do Glenn Close. Bez sensu... Nie wiem co się ze mną dzieje, co mnie opętało. Najchętniej (i chyba to będzie najlepsze, co mogę zrobić) pójdę spać. Zwinę się pod kocem, postaram się zapanować nad sobą. Nie zapanuję nad płaczem, ale nad myślami może trochę chociaż. Esio mówił, że zamilkłam, ze e-maile rzadko piszę. A co ja mam mu napisać??? O swoich paranojach, żeby mu się jeszcze pogorszyło. On i tak przeżywa ten wyjazd, po co mam mu dokładać jeszcze od siebie. Ale będę teraz wredna, ale powiem, że ma, co chciał. Nikt mu jechać nie kazał. I po co??? dla kilku groszy??? Bez sensu...

Idę spać. Tylko to mi zostało. Pa.

 

alexbluessy : :
lip 10 2004 Felieton.
Komentarze: 0

 Felieton Andrzeja Poniedzielskiego – „Zwierciadło” maj 2004 

Miłość... niejedno ma imię. Mawia się. a kłopot cały nie w słowie „miłość”. I nie w słowie „imię”. Ani też w słowach „niejedno” i „ma”. W trzech kropkach – łączących i dzielących jednocześnie dwie części tego zdania – drzemie cała jego dramaturgia. Tam śpią nasze wyśnienia, naczytania się, zapatrzenia, zaufania. Tam logistyka naszych przedmiłośnianych działań zaczepnych. Nasza fosa, palisada, most zwodzony i tajna droga ucieczki. Tam drzemią nasze „śpiące królewny” i „książęta zbajkowi”. Tam cały nasz „zestaw wypoczynkowy”. – naszych marzeń, wyobrażeń. Naszych MNIEmań i doMNIEmań – na JEJ/JEGO – temat...

...Bo ON to powinien Wymawiać Jej imię przesadnie wyraźnie A jakby we śnie I jeszcze powinien  Po wódce czy winie Ją kochać Tak samo jak przed I winien być winien Jak szczebel w drabinie – Co miał tutaj być A nie ma go, bo pękł

... A ONA powinna być smukła jak rynna Acz dudnić powinna ciut mniej W miłości nagminna Być winna I czynna Jak stacja benzynowa Czy sklep I zimna i ciepła Jak wiosna przedwczesna A czasem tak tęskna Jak step

...Tak... Oni powinni... Powinni być winni

PS(S) Nie zdążysz zrobić tabelki – Powinien, Powinna/Ma Bo miłość Gdy Choćby muśnie To za jeden uśmiech Pokochasz Od zaraz Do ostatniego dnia

.................................

Piękne... A Esiątko ma piękny uśmiech... Odpływam... I we łzach tonę.

alexbluessy : :
lip 09 2004 Zwątpiłam.
Komentarze: 0

Zwątpiłam. Tak po prostu, w ciągu kilku godzin. Zwątpiłam. Czy to ma sens??? Czy ja mam siłę??? Że chcę to wiem na pewno. Ale czy mam jeszcze siłę, tego nie wiem. Dostałam smsa. Esio pisze, że jest trochę chory, że po pracy pada z nóg, że tęskni, że przesyła buziaki, że ma nadzieję, ze u mnie wszystko w porządku.

No a u mnie nie jest w porządku. O czym lojalnie go poinformowałam. Napisałam, że jest mi smutno, że zwątpienie mnie ogarnęło i że psychika mi siada generalnie. Niedługo potem dostałam odpowiedź: „Nie martw się kochanie będzie wszystko ok. wystarczy uwierzyć. Tęsknię za tobą, pamiętaj o tym. Potrzebuję cię, o tym też pamiętaj. Buziaki. I uśmiechnij się.” To ja odpisałam: „A Ty wierzysz??? Bo to łatwo jest powiedzieć „wystarczy uwierzyć”. Jest tyle cieni i chmur i mgieł w pejzażach ziemi wokoło mnie. Jest mi źle, jest mi smutno. I wątpiąco też mi jest. Idę spać. Trzymaj się ciepło” Mogłam jeszcze dopisać to, co w sercu noszę. Czyli „wracaj bo już nie mogę tak dłużej”, albo „jeśli nie wrócisz to koniec będzie. Bo ja już nie mam siły dłużej czekać chociaż chcę”. Ale ostatecznie nie napisałam tak. Teraz myślę, że chyba dobrze zrobiłam.

I znowu łzy. I znowu to uczucie się we mnie pojawia. Ciepło dla Tego Chłopaka, którego już tak długo nie ma, a który powinien być przy mnie. Łzy... Ciepło... Łzy... Ciepło... Można by wróżyć jak z gałązek akacji, co spadnie ostatnie wygrywa. Zadzwoniłam do A. Trochę po rozmowie z nią mi się polepszyło, ale nie do końca. moja przyjaciółka powiedzmy sobie szczerze umiejętnie zasiała we mnie ziarenko niepewności.  Jej chłopak też kiedyś wyjechał na kilka miesięcy, a potem wszystko się między nimi popsuło. Fakt, że ten chłopak to według mnie jakiś mało dojrzały był, nie bardzo wiedział czego chce, powiedział A., że się zmienił i że nie mogą już być razem. To było ze 3 lata temu. A. mówi, że ja mam to szczęście, że mam dorosłego chłopaka (raptem rok starszy ode mnie) i że ze mną nie musi być tak, jak z nią. Zwątpiłam.

Wobec tego dlaczego wciąż potrafię uśmiechać się do Wspomnień z Tamtych Dni??? Dlaczego na przemian płaczę i się śmieję ??? Dlaczego wątpię, a zaraz zaczyna okropnie mocno wierzyć??? Ktoś znowu powie, że zadaję pytania na które nikt nie zna odpowiedzi. Umówmy się wobec tego, że są to pytania rzucone ot tak w przestrzeń, nie potrzeba na nie odpowiadać.

Dostałam też list. Rozwiał złudzenia na to, że mogę być studentką etnologii. Może to dobrze??? W zasadzie co można po czymś takim robić, chyba tylko naukowo pracować. Choć nie powiem, ze studia na pewno nie są ciekawe i że naukowo nie chciałabym pracować, ale na etnologii to niekoniecznie. Tak, jakbym przeczuwała, że coś się stanie. Hm, mam tylko nadzieję, że jutrzejsza sesja uda się bez żadnych przygód. E. niestety nie może ze mną pójść bo wyskoczył jej jutro pogrzeb sąsiada. Esio też jeszcze nic nie wie. I na razie nic mu nie powiem.

Esio... Moja Opowieść... Jakie plany na wieczór??? Zaległe numery „Zwierciadła”, melisa z pomarańczą na uspokojenie i dobry sen. A potem mam nadzieję kolorowe sny. Jeszcze posłucham moich piosenek „do kołysania”. Pochlipię pewnie, tylko proszę, nie mówcie, że sama wpędzam się w przygnębiająco-wątpiący nastrój. Nie robię tego celowo, to samo jakoś wychodzi... Zresztą ostatnio niewiele mi potrzeba, żeby z samej góry spaść na sam dół. Nastrojów oczywiście.

Boję się. Boję się, że pójdę za kilka tygodni na dworzec, a z autobusu wysiądzie obcy człowiek. Że stanę przed nim i zapytam „kim jesteś???”. Że to, co było, że to co jest teraz to tylko złudzenie. Że to się nie działo i nie dzieje. Że mam początki schizofrenii...  Nie mam już siły...

....................................

(jakiś czas później) Dostałam wiadomość: „Wiara w lepsze i w nas to jedyne co mnie cieszy. Bez tego nie wytrzymałbym tutaj. Jesteś moją nadzieją na lepsze Kochanie. Buziaki. Ja Wierzę!!!”

Wiem, że mówi to szczerze. Na tyle go znam. To może wobec tego ja też powinnam zrobić jeszcze jeden wysiłek i nie tracić sił. Zrobić do dla niego (żeby go nie zawieść), zrobić do dla siebie (żeby nie stracić szczęścia, a przynajmniej szansy na nie) i w końcu zrobić to dla nas (dla mnie i dla niego). Może... Jak ktoś, kiedyś powiedział: jest tyle może i nic na pewno. Idę płakać.

 

alexbluessy : :
lip 09 2004 Colours and sounds.
Komentarze: 0

I’ll paint my mood in shades of blue Paint my soul to be with you I’ll sketch your lips in shaded tones Draw your mouth to my own I’ll draw your arms around my waist Then all doubt I shall erase I’ll paint the rain that softly lands on your wind-blown hair I’ll trace a hand to wipe out your tears A look to calm your fears A silhouette of dark and light While we hold each other oh so tight I’ll paint a sun to warm your heart Swearing that we’ll never part That’s the colour of my love I’ll paint the truth Show how I feel Try to make you completely real I’ll use a brush so light and fine To draw you close and make you mine I’ll paint a sun to warm your heart Swearing that we’ll never part That’s the colour of my love(…)

Pada. Zasypiałam przy uspokajającym szumie deszczu, obudziły mnie te same dźwięki. Cudownie.

Puste ulice, mokre chodniki, trawniki, samochody. To bardziej przypomina październik albo listopad, a nie połowę lipca, ale mi się podoba. Włączam „Best Ballads” Celine Dion, zapalam świeczkę o zapachu kawy i przygotowuję w kuchni śniadanko. Dzisiaj jajecznica i grzanka. I kawa oczywiście. I znowu ta myśl. Mila, przyjemna, kochana, ciepła. Ale na razie nie do zrealizowania niestety. „Szkoda, że nie ma Esia. Jak dobrze byłoby razem słuchać deszczu i pić gorącą kawę...”. Uśmiecham się do tej myśli. Uśmiecham się tym bardziej, że o godzinie 7:43 (mojego czasu, w znielubionym mieście L. jest o godzinę wcześniej) zostałam wyrwana ze snu przez tak dobrze znaną „Deszczową piosenkę”. Esio... Wybaczyłam mu nawet pobudkę o tak dziwnej porze (?!) i ucałowałam zdjęcie. (Zwariowałam???!!!)

„(...)love doesn’t ask why(...)”.

Zatapiam się w cieple lampki, szumie deszczu I balladach Celine. Za chwilę dokończę pracę na konkurs. To znaczy mam ją już prawie napisaną, trzeba tylko małą korektę wprowadzić. Z domu dzisiaj nie wyjdę (przynajmniej na razie), a miałam iść zapłacić kilka rachunków. Pogoda nastraja mnie marzycielsko. A może Tetmajer, Baczyński, rumianek w kubku i Mozart w tle??? W zasadzie dlaczego nie.

................................................

A jednak wyszłam z domu. Powodowało mną wrodzone poczucie obowiązku, w tym przypadku były nim rachunki do zapłacenia. Ukryłam się pod olbrzymim swoim parasolem i wybrałam na spacer. Jakaś Radość we mnie śpiewała. Szczęście jakieś. Przeskakiwałam przez kałuże nucąc pod nosem „Deszczową piosenkę”  

(I’m singin’ in the rain just singin’ in the rain What a glorious feeling I’m happy again I’m laughing at clouds So dark, up above The sun’s in my heart And I/m ready fo love Let the stormy clouds chase Everyone from the place Come on with the rain Have a smile on your face I’ll walk down the lane With a happy refrain And singin’ Just singin’ in the rain I’m dancin’ and singin’ in the rain…)

i nawet pana Leona (osiedlowego konserwatora) spotkałam. Jak zwykle powitał mnie swoim „dzień dobry panience Oleńce. A Oleńka to musi być zakochana chyba, że taka szczęśliwa...” - „Oj tak, panie Leonie, oj tak.” Załatwiwszy wszystko, co miałam do załatwienia zrobiłam jeszcze zakupy. Kupiłam pyszny marchwiowo-jabłkowo-bananowy sok, czereśnie, pomidorki. I coś, do czego oczy mi się zaśmiały jak zobaczyłam to na półce. Kupiłam zupę wiśniową, z torebki co prawda, ale ostatecznie od czego jest wyobraźnia, right??? Pamiętam, zresztą tu nie ma co pamiętać bo tak jest nadal, zawsze w lecie u babci (mamy mojej mamy) nie mogło być wakacji bez zupy wiśniowej. Tyle, że ta była z prawdziwych wiśni zerwanych tego samego dnia z drzewa. Do tego ziemniaczki z prawdziwymi skwareczkami. Mniam mniam. (Zamiast ziemniaczków może być makaron, najlepiej własnoręcznie zrobiony, jak u mojej babci). Ja nie będę miała ani prawdziwych wiśni (nie chce mi się bawić w drylowanie), ziemniaczków też nie mam (zresztą nie jadam ich ostatnio), nie będę też bawiła się w gniecenie makaronu, ten kupiony jest tak samo skuteczny. Będę za to miała napakowaną chemią zupkę z torebki. Ale wiem, że będzie pyszna.  W tej Radości swojej dzisiejszej deszczowej napisałam smski do rodziców i do Esia. Napisałam, że tańczę i śpiewam i że szczęście mam w serduchu. A potem włączyłam Celine Dion i zasłuchałam się na nowo. Tylko szkoda, że już padać przestało. Fajnie się szło w deszczu, pod szerokim parasolem. Tylko szkoda, ze tyle szarości na ulicach. Przecież jak pada i jest ponuro tudzież szaro to powinno się jakoś rozjaśniać świat kolorami. Ale nie, ludzie tym bardziej przywdziewają szarości. Smutno... 

Chodzą ulicami ludzie Maj przechodzą, lipiec, grudzień Zagubieni wśród ulic bram Przemarznięte grzeją dłonie Dokądś pędzą, za czymś gonią I budują wciąż domki z kart A tam w mech odziany kamień, tam zaduma w wiatru graniu, tam powietrze ma inny smak, Porzuć kroków rytm na bruku Spróbuj, znajdziesz, jeśli szukać zechcesz, Nowy świat, własny świat Płyną ludzie miastem szarzy Pozbawieni złudzeń marzeń Wymijając wciąż główny nurt Kryją się w swych norach krecich I śnić nawet o karecie nie potrafią już (...) Żyją ludzie asfalt depczą Nikt nie krzyknie, każdy szepcze Drzwi zamknięte zaklepany krąg Tylko czasem kropla z oczu po policzku w dół się stoczy i to dziwne drżenie rąk..

Tak, zdecydowanie za smutni i za bardzo zabiegani jesteśmy. To taka moja refleksja dzisiejsza. W tej mojej wewnętrznej radości nie wiadomo skąd. Chociaż może wiem skąd ona się wzięła tak nagle, niespodziewanie... Hm, zdecydowanie wolałabym żeby deszcz rozpadał się na nowo, żeby niebo zaszło chmurami, żeby było tak jakoś... tak jakoś... fajnie (chwilowo żadne bardziej odpowiednie słowo nie przychodzi mi do głowy). Bo teraz to nie wiadomo jak jest. Jesienne lato, coś w tym rodzaju. I duszno potwornie, a jednocześnie słońca nie widać ani ani.

Dziwny niepokój i zacisk na gardle poczułam, znowu na myśl o jedzeniu zrobiło mi się niedobrze. Zaraz włączę sobie jakiś zabawny film, to minie. Nie, nie jakiś film tylko konkretnie „Co lidzie powiedzą” z Hiacyntą Bukiet w roli głównej. Ten serial jest czasem tak irytujący (to znaczy zachowania głównej bohaterki), że aż śmieszny. Ja go lubię, choć nie wiem czy „Fawlty Towers” Johna Cleese’a nie jest lepszy. Zresztą co tu ukrywać, oba lubię między innymi ze względu na brytyjski akcent, w którym jestem zakochana. Platonicznie niestety, bo wiem, że jestem za bardzo zamerykanizowana i wyspiarskiego akcentu nigdy nie posiądę. A jakby tak Esio go podłapał to jak wróci to niech mówi do mnie po angielsku angielsku, a ja się zasłucham... Eh, marzenia hihihi. Oj, Tęskniawa mnie straszna zaraz weźmie na samą myśl o Esiulku więc włączam czym prędzej film.

alexbluessy : :
lip 08 2004 Wyliczanka.
Komentarze: 0

Czy to Miłość, czy to Sen, czy to Chłopak właśnie ten? Czy to mego Serca drgnienie, czy to mego Szczęścia cienie? Czy to Miłość, czy to Sen, czy to Chłopak właśnie ten?

Gdzieś między mniej i bardziej ważnymi lub wartymi pamiętania zapiskami z Przeszłości znalazłam ten wierszyk. Hm, według mnie jego rytm przypomina trochę wyliczankę. Na cały regulator słucham Dżemu – „Chcę ci coś opowiedzieć”. I ja też, choćbym nie wiem jak bardzo chciała nie umiałabym powiedzieć Esiowi tego, co we mnie siedzi, i co jest DLA NIEGO. To jest, ja to czuję każdą swoją cząstką, coraz bardziej. Do bólu, do łez, do zaciskania pięści aż zostanie ślad paznokci wewnątrz dłoni.

KOCHAM. Co mogę więcej dodać. KOCHAM tak po prostu. A im dłużej Esia nie ma (chociaż już „tylko” parę tygodni zostało do jego powrotu) czuję TO mocniej.

KOCHAM...

Dzisiaj wstałam w cudownym nastroju. Włączyłam moje ulubione piosenki, zabrałam się za sprzątanie, coś tam zjadłam. Aha, jeszcze obejrzałam film. „Femme Fatale” Briana De Palmy. Nawet fajny, chociaż nieco senny I zakręcony. A potem... potem przejrzałam archiwum moich z Esiem rozmów na gg. Nie muszę mówić chyba, że powróciłam do tamtych dni. Wróciły tamte chwile, kiedy  Coś w nas zaczęło się budzić, ale żadne z nas nie umiało Tego nazwać. A może się baliśmy...??? Chyba jednak to drugie, na to przynajmniej wygląda. Krok do przodu, ale zaraz następny do tyłu. Lęk, obawy, wątpliwości, aż w końcu... W końcu To zwyciężyło. I jestem Szczęśliwa. Cholernie Szczęśliwa, a jak wróci Esiulek Mój Kochany (i tak dalej...) to będę JESZCZE BARDZIEJ SZCZĘŚLIWA!!!

KOCHAM...

Tak, na pewno to Miłość jest. Uderzyła we mnie jak kamień wystrzelony z procy. Zabawne, że potrzebowałam wyjazdu Esia żeby to zrozumieć. Hm, Kocham... Cudownie jest wiedzieć, ze odległość i tygodnie rozłąki nie zniszczyły, nie podburzyły, ale spowodowały, że jeszcze BARDZIEJ, że jeszcze MOCNIEJ. I nie tylko u mnie. I wczoraj późnym wieczorem włączyłam „Moje kołysanki”, specjalne piosenki do kołysania (spania przy okazji też). Płakałam. Ze Szczęścia. Że się Tamtego ponurego dnia odnaleźliśmy. Że zaryzykowaliśmy. Że jestem Szczęśliwa. Spoglądałam na wspólnych naszych kilka zdjęć i płakałam. Śmiałam się i płakałam. Ze Szczęścia.

KOCHAM... I niech już tak zostanie.

alexbluessy : :