Komentarze: 5
Zasnęłam po 22 i przespałam całą noc. Bez międzybudzenia się. I cały czas czułam przy sobie Eśka.
Wstałam, zrobiłam Ukochanemu kawę, pożegnałam i poszedł do pracy. Teraz kończę sałatkę owocową jego autorstwa i oglądam „Pytanie na śniadanie” w wersji letniej. I, nie powiem, zdołowałam się trochę. Bo dyskusja się toczy o modzie wakacyjnej, o kolorowych dodatkach itp. A dla mnie wakacje już się skończyły, znowu muszę szukać pracy, odliczać czas do poprawki z historii literatury, borykać się z myślami.
A FNS właśnie śpiewa o Złotych Piaskach... :/
Jestem szczęśliwa, ale nie czuję się spokojna. Wczoraj dzień miał smak gumy balonowej Turbo (choć Donald też nie był zły), a dziś jego smaku nie czuję. Żeby tak Ukochany zabrał mnie gdzieś, gdzie jeszcze nas nie było. Może się uda oderwać jeszcze, choć na moment, od (wciąż letniej), ale jednak szarawej w jakiś sposób rzeczywistości.
Wczoraj przełączając bezmyślnie kanały w TV natrafiłam na napisy końcowe jakiegoś serialu. To, co zobaczyłam mnie urzekło. Zobaczyłam żółto-czerwony jesienny liść. Piękny. I od razu zamarzył mi się spacer po jesiennej wyspie tumskiej, spotkania przy grzanym winie w jakimś przytulnym miejscu.
Ja już nawet wymyślam jakiego koloru płaszcz kupię sobie na zimę. I nawet, co dość dziwne jest, mam ochotę pojechać na narty. Tą ochotę to miałam jeszcze przez wyjazdem do Bułgarii.
Bo ja jestem już taka liryczna i romantyczna...
W przyszły wtorek przywożę kocurka-czarnulka. I tak, jak chciałam, będzie mi się coś plątać pod nogami. Choć wolałabym coś innego, ale ciii o tym. Mimo wszystko, pewne instynkty dają znać o sobie, i nic na to nie poradzę. I samotność też mi czasem dokucza, szczególnie kiedy nie mam się do kogo przytulić... I takie jesienne wieczory z gorącym kakao i kocurkiem na kolanach.
Eh....