Najnowsze wpisy, strona 94


cze 02 2004 Rozdział o Szczęściu
Komentarze: 0

Zamyślona, zaczytana nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się ciemno. Zapaliła lampkę, jej ostre światło zakłuło w oczy. Siedziała przez chwilę w ciszy przerywanej szumem komputera. Nagle wszystko wydało jej się bez sensu. Z jednej strony martwiła się bo od porannego sygnału S. się nie odezwał, przeczuwała co prawda, że wieczorem zadzwoni, ale w tym momencie nie była pewna czy chce z nim rozmawiać, czy ma w ogóle siłę z nim rozmawiać. Brakowało go jej, tęskniła za nim, a jednak zastanawiała się czy to ma sens... Co będzie jeśli będzie czekała te 3 miesiące i okaże się, że wszystko gdzieś uleciało. Oczywiście zdawała sobie sprawę z pewnej irracjonalności i bezsensowności swoich myśli, ale nie potrafiła ich poskromić, zupełnie jakby prześcigały się, która pierwsza wpadnie do jej głowy.  Pomyślała, że może prysznic pomoże. Nie bardzo, usiadła na brzegu wanny i zapłakała. „Czy to ma sens???” – pytała samą siebie – „czy ja mam w sobie siłę???”. W końcu wyszła z wanny, spojrzała w lustro i przypomniała sobie felieton Andrzeja Poniedzielskiego, z najnowszego numeru jej ulubionego „Zwierciadła”. „Zaraz, zaraz – pomyślała – tam było coś o szczęściu”. Wyszła z łazienki i jeszcze raz przeczytała artykuł. I nagle znowu poczuła w sobie Moc, Siłę, Nadzieję, Wiarę.

„Wierzę i Wiem, że BĘDZIE DOBRZE, że BĘDĘ SZCZĘŚLIWA” – powiedziała głośno do siebie.

..................................................

[„A, Szczęście? Aaa.... Szczęście... to może tylko taki moment, kiedy jedno kliknięcie losu kasuje pewną krytyczną sumę nieszczęść albo szczęść pozornych. A może to ta chwila przed tzw. Szczęściem Właściwym. Bo może mylimy Szczęście z Marzeniem, Spełnieniem. Może to tylko ruch Czyichś powiek. Kropla Nadziei na rozgrzany kapelusz naszej o sobie Wiedzy. Jaśniej? Jaśniej się nie da. (Próbowałem)

Urodziłeś się... ...Patrzysz – chłopak Albo... patrzysz – dziewczynka – Mały wybór „Witamy wśród żywych!” A przed Tobą Na wprost Życie – proste jak most Masz to przejść I masz być szczęśliwy No To żyjesz Śpisz, oddychasz, jesz, pijesz Zbierasz łuski pogłaskań In – formacje In – ten – cje In – tymności I inwektywy Kochasz... ...Trochę za mocno? – To się zdrzemnij pod sosną Bo pamiętasz? Masz być szczęśliwy Próg, Bóg, Upływ czasu Brzeg lasu Znowu Bóg – tak przepięknie złośliwy Kochaj życie – Ale tylko wzajemnie Nastaw się na „tym mniej” I pamiętaj – Masz być szczęśliwy Bo dostałeś kawałek Prostej rzeczy (wspaniałej) Masz, I masz tylko nie skrzywdzić Wszyscy wiedzą, że brałeś Brałeś? – No to ma być Masz? – Masz... ... masz być szczęśliwy.” – Andrzej Poniedzielski, „Zwierciadło”, czerwiec 2004]

......................................................

Po raz kolejny przeczytała „Felieton z wierszem”. Znowu się zamyśliła. I znowu poczuła, że CHCE, że MOŻE. Najchętniej napisała by coś do S., ale nie zrobi tego. poczeka. Otworzyła swojego bloga... Po raz kolejny zirytowała ją ścigająca od wczoraj ankieta. A niby skąd ona ma wiedzieć kto jest autorytetem młodych Polaków. Dla niej ważne jest to, co mówi Tomasz Jastrun, Wojciech Eichelberger, Paulo Coelho. Dlatego wybrała „Zwierciadło” – bo tam ich wszystkich ma w ich comiesięcznych felietonach i rozmowach.

Nagle zdała sobie sprawę, że dzisiaj Czas straciła zupełnie bezproduktywnie. Nie zrobiła nic, z drugiej strony czuła się kompletnie pozbawiona sił. A egzaminy... wiedziała, że coraz mniej Czasu jej zostało. Musi zrobić jeszcze jeden wysiłek – UDA SIĘ, uda się na pewno. Jeszcze tylko 3 tygodnie... Ale mimo tego, że zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zbierze się w sobie to nie zrobi nic, jej myśli uporczywie krążyły wokół brytyjskiej stolicy. Tak bardzo chciałaby tam być... Ale cieszyła się, już teraz się cieszyła, na dzień kiedy on wróci. I uśmiechnęła się do siebie, wyszeptała swoją mantrę i pomyślała, że: La Vida e Bella!!!

alexbluessy : :
cze 02 2004 Matka Polka
Komentarze: 0

Wróciła do domu zmęczona. Dziś nie miała wielu zajęć na uczelni – tylko 2 godziny gramatyki. Dowiedziała się, że test ze słownictwa zaliczyła bardzo dobrze, ucieszyła się, choć spodziewała się dobrej oceny. Trochę smutna wychodziła z budynku szkoły, której drzwi zawsze witały ją zadanym w trzech językach (po angielsku, niemiecku i francusku) pytaniem: „Jesteś pewien, że chcesz tu wejść???”.  Dotarło do niej, że już tylko z E. będzie się widywała dość często z racji ich wspólnych przedegzaminowych powtórek. A reszta??? Niby to tylko rok, ale jednak można się przyzwyczaić do widzianych codziennie twarzy, do dowcipu kolegów, do wymagań lektorów. I wie, że będzie jej tego brakowało. Mimo, że momentami było ciężko. Wyszła ze szkoły i pojechała zrobić zakupy, a potem do kuzynki po film, który jej pożyczyła. W niedzielę jedzie przecież do rodziców – mama prosiła żeby ten film przywiozła. U babci zjadła obiad, posiedziała chwilę i poszła. „Jeszcze tylko fryzjer” -  pomyślała zmęczona. W autobusie usiadła blisko okna, oparła głowę o szybę i zamyśliła się. W słuchawkach śpiewała oczywiście, jej ulubiona ostatnio, Dido.  Na którymś z kolei przystanku naprzeciwko niej usiadł jakiś chłopak. Spojrzała na niego kątem oka i zamyśliła się.  Nagle dostała olśnienia: „przecież on ma takie same usta jak S.!”. Zaraz potem znowu zapadła w swoje myśli... uleciały daleko, do Londynu. „Właściwie to dlaczego nigdy nie nazwałam go po imieniu??? Przecież takie ładne ma imię” – myślała. Znowu spojrzała na współtowarzysza podróży: „hm, tak, dokładnie takie same usta... gdyby zapuścił bródkę... nie, S. jest jeden...” – posmutniała. Wysiadła na swoim przystanku i nie zanosząc zakupów do domu poszła do fryzjera. Musiała chwilę poczekać. Przypadkiem spojrzała w lustro. Zobaczyła ładną, ale wyraźnie zmęczoną twarz. Spojrzała na swoje torby z zakupami i uśmiechnęła się. „Matka Polka” – pomyślała. Kiedy już z nową fryzura szła do domu w jej głowie kołatały się myśli. Różne. „Prawie Matka Polka” – znowu uśmiechnęła się do siebie – „najpierw zakupy, potem fryzjer, żeby mężowi się podobać, jeszcze powinnam ugotować obiad... No tak, tylko męża brakuje, dzieci też nie widać. Dla siebie samej nie chce mi się gotować. Znowu skończy się na jogurtach i twarożkach. Znowu usiądę przed komputerem i bez sensu będę patrzeć się w monitor.” Nagle poczuła jakieś ciepło, jakąś energię. Rano, kiedy jechała na zajęcia spotkała dwie koleżanki, które były dość przygnębione pochmurną pogodą i padającym od wczoraj deszczem. Ona jednak uśmiechnęła się i powiedziała: „dziewczyny jest dobrze, nie martwcie się. Ja dzisiaj wstałam, spojrzałam za okno i pomyślałam, że życie jest fajne, że będzie dobrze.” E. spojrzała dziwnie i zapytała: „a gdzie ty mieszkasz, bo ja dzisiaj rano to deszcz za oknem widziałam.” A ona odpowiedziała: „nie wiem skąd to mam, ale słońce i pozytywną energię czuję w sobie. Będzie dobrze dziewczynki”. I tak jest. Sama nie wie skąd, ale WIE, ona po prostu to WIE, że będzie dobrze.

Przyszła do domu, wypakowała zakupy, nastawiła pranie – Matka Polka. Wszystkie opisy jej znaku zodiaku mówią, że jest strażniczką domowego ogniska – dużo w tym prawdy. Bo jest w niej dużo ciepła, pozytywnej energii i wrażliwości. Tylko to jest schowane, trzeba to odkopać. S. jej kiedyś powiedział, że ta wrażliwość i ciepło bije od niej. Może miał rację??? Hm, wie, czuje, że kiedy był w pobliżu to zaczynała się otwierać, to ciepło zaczynało wydobywać się na powierzchnię, ale teraz wydaje jej się, ze przygasło trochę. Może ono też czeka razem z nią???

Włączyła Dido i usiadła przed komputerem. Zdziwiła się bo wystarczyło, że tylko uruchomiła swój komunikator od razu znalazło się kilka osób chętnych do rozmowy. Pomyślała, że to dziwne, że kiedy ona potrzebuje z kimś porozmawiać, albo akurat ma czas i mogłaby z kimś porozmawiać to nikogo nie ma, albo nie mają czasu. A kiedy ona dopiero co wróciła do domu, nie zdążyła się dobrze rozebrać i nawet rąk umyć, a od razu znajduje się ktoś, kto chce z nią rozmawiać. Czuła się zmęczona, nawet nie bardzo miała siłę stukać w klawisze. Poczuła w sobie dziwną irytację i zapytała sama siebie: „czego oni ode mnie chcą??? Dlaczego chcą ze mną rozmawiać??? Dlaczego mówią, że nie zostawili komentarza bo to bo tamto???”. A potem zrobiło jej się przykro. „Przecież oni tutaj są, kiedy mam doła mam do kogo się odezwać... nie mogę wylewać swoich smutków i frustracji na innych tylko dlatego, że Mój Facet wyjechał i jest mi źle z tego powodu.. coraz bardziej źle.” W swojej skrzynce odbiorczej znowu nie znalazła żadnej wiadomości – nawet jej bloga nikt nie skomentował, trochę przykro jej się zrobiło i poczuła się nagle bardzo Sama. „Hm, S. powinien dzisiaj zadzwonić...” – myślała – „przynajmniej głos usłyszę”. Głos, bo twarz widzi wokoło siebie, nie tylko na zdjęciach, już się do tego przyzwyczaiła.

Zrobiła sobie mocnej kawy, włączyła ulubioną piosenkę Dido na ciągłe odtwarzanie i zapatrzyła w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Myślała o tym, co udało jej się przez ten rok, od października mniej więcej, osiągnąć”. Dobre oceny to nie wszystko, poznała nowych ludzi dzięki którym inaczej spojrzała na pewne sprawy, zyskała nowych znajomych – nie ważne, że kilku jest tylko Wirtualnych. Znowu się zamyśliła, pewnych sytuacji wolałaby nie pamiętać bo ilekroć teraz pewne zdarzenia sobie przypomina czuje w sobie olbrzymią irytację i miałaby ochotę wykrzyczeć pewne rzeczy pewnej osobie. Ale nie zrobi tego, nie ma sensu, zresztą teraz nie ma już to żadnego znaczenia. Było minęło. Uśmiechnęła się... i S... przecież on też jest. „Wróć...” – wyszeptała. Nagle zdała sobie sprawę, że przez te kilka miesięcy wydoroślała. Już nie jest tą roztrzepaną, roztkliwiającą się nad sobą dziewczynką. Już sama sobie umie poradzić, już wie na kogo może liczyć, na kogo nie. Kto udaje, a kto gra. Nauczyła się, że nie warto ufać...  że trzeba zachować dystans. Tak, zdecydowanie wydoroślała, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że powstało w niej coś z „bezwzględnej suki”. I dobrze. Kiedy idzie ulicą już nie ma wzroku utkwionego w chodniku, patrzy przed siebie, uśmiecha się do ludzi, a jej oczy mówią: „jestem szczęśliwa i BĘDĘ SZCZĘŚLIWA”. Nabrała pewności siebie, nie peszy się łatwo, potrafi zachować zimną krew kiedy trzeba.

Tylko żeby on już wrócił... Przestraszyła się. „Jak to będzie, kiedy on wróci??? Powinnam wyjść na dworzec, czy nie???”. Poczuła zacisk na gardle, a zaraz potem uśmiechnęła się: „przecież to jeszcze tyle czasu, a poza tym jak ma być??? BĘDZIE DOBRZE!!!”.  Znowu się uśmiechnęła...

 

 

alexbluessy : :
cze 01 2004 Coś...
Komentarze: 0

... bo właśnie minął miesiąc odkąd autobus ruszył z Dworca PKS. A w tym autobusie odjechał Ktoś...  I to już miesiąc minął... Nawet tego nie zauważyła. Nie, nie zupełnie. Zauważyła, boleśnie nie raz odczuła jego brak, tego, że go nie ma akurat wtedy, kiedy go potrzebuje. I nagle tak Smutno i Samotnie jej się zrobiło. I patrząc w okno przypomniała sobie wiersze Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej z tomiku „Pocałunki”. 

Nie widziałam cię już od miesiąca, I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza! [„Miłość”]

Tyle, że jej jest ciężko oddychać. Momentami aż się dusi. Dusi ją tęsknota i coś jeszcze... ale tego nie potrafi nazwać. Może „to” się nie nazywa???

Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: Czyjeś ciało i ziemię całą, A zostanie tylko fotografia, To – to jest bardzo mało... [„Fotografia”].

Ona ma kilka fotografii, kolejne oddała dziś do wywołania. Zresztą ona i tak widzi go bez patrzenia na zdjęcia. Widzi go wśród tłumu na ulicy i uśmiecha się...

alexbluessy : :
cze 01 2004 Kac...
Komentarze: 0
Suchość w gardle czuję. Wszystko przez to, że wczoraj urządziliśmy sobie pożegnalnego grilla. Bardzo fajnie było i przyszli też prawie wszyscy z wyjątkiem kolegi J, który mieszka pod Wrocławiem i nie bardzo miał jak dojechać. Wie, że będzie żałował. Zanim jeszcze wszyscy przyszli okazało się, że na osiedlowym grillu nie ma kratki, na której można by coś upiec. W takim razie moja koleżanka S. zamieniła się w McGywera i zrobiła całkiem znośną kratkę. Wystarczyła kratka z mojego kuchennego piekarnika, zawiasy i antena znalezione w skarbczyku mojego taty i grill jak się patrzy. Super. Fajnie się siedziało, gadało, jadło kiełbaski popijając piwem i wódeczką z sokiem. Jak kończymy szkołę to kończymy, trzeba to uczcić, right??? Impreza skończyła się trochę po 22 bo i zaczęło robić się chłodno, a  poza tym nie mogliśmy zapomnieć, że dziś też mamy jeszcze zajęcia. Z zaproszonych lektorów nikt nie przyszedł, a szkoda bo bardzo liczyliśmy na panią B. od słuchania. Kiedy towarzystwo poszło już do domu wykąpałam się, położyłam i nie mogłam zasnąć. Nie wiem czy to duszne powietrze, wpływ alkoholu czy to, ze jeszcze byłam pobudzona imprezą w jakiś sposób. A może jeszcze coś innego??? w każdym razie nie mogłam zasnąć, wierciłam się, po głowie kręciły się dziwne myśli, a nad razem miałam dziwne sny. Bardzo dziwne. Obudziłam się z lekkim szumem w głowie i suchością w ustach. Wstałam, zrobiłam sobie kawy i wróciłam do łóżeczka poczytać gazetę. Takie poranki to ja lubię. No, gdyby pominąć suchość i głowę to byłoby super. W końcu wstałam, ubrałam się i stwierdziłam, że życie jest fajne, i że na pewno BĘDĘ SZCZĘŚLIWA!!! I ze brakuje mi S. To też stwierdziłam, ale stwierdzam to każdego dnia więc już nie powinno mnie to dziwić, prawda??? Hm, tak więc rano (obudziłam się około 6) miałam lekkiego kaca po wczorajszej imprezie bo pierwszy raz zdarzyło mi się wymieszać piwo z wódką (mimo, ze w bardzo małych ilościach) i w głowie trochę zaszumiało. Ale w tych sprawach jestem rozsądna, granice znam. I jest już dobrze. Tylko... tylko, że jedna rzecz mnie może nie martwi, ale trochę smuci. Bo ja wiem, że S. jest daleko, że ja mogę spotykać się ze znajomymi, że muszę żyć normalnie, a nie siedzieć i myśleć nad tym, co tam u niego słychać, czy myśli o mnie i takie tam. A on myśli. Wczoraj, kiedy impreza była w toku, wysłał dwa smsy. Pierwszy, że będzie przez chwilę na gg i że możemy porozmawiać, a drugi, że szkoda, że mnie nie ma. A prawda jest taka, że ja nawet nie wiedziałam, że on te wiadomości wysłał bo  schodząc na dół nie wzięłam telefonu. I mój telefonik został na górze, S. wysyłał smsy, a ja nic o nich nie wiedziałam. Kiedy weszłam na chwilę do domu to zobaczyłam, że wysłał też sygnał. Pewnie zastanawiał się dlaczego nie odpisuję. A ja nic nie wiedziałam. Jak tylko to zobaczyłam to odpisałam, że byłam na dole i tak dalej, ale przykro mi było bo na pewno trochę się martwił. Ale mam nadzieję, że zrozumiał. Co ja gadam??? Oczywiście, że zrozumiał. Ale zrobiło mi się przykro wczoraj, mimo tego, że się śmiałam, dyskutowałam, i było fajnie. Bo bardzo chciałam, żeby on był przy mnie. Bo w tym moim ogólnie pozytywnym nastroju, który we mnie nastał ostatnimi czasy to przychodzą takie momenty, że bardzo potrzebuję S. i wtedy dobry humor diabli biorą, staję się osowiała, apatyczna prawie. Wiem, że już czerwiec, że teraz to już poleci jak z bicza trzasnął. Ale potrzebuję go, mimo, że czasem wydaje mi się, że jest wręcz odwrotnie. I tęsknię. I boję się, ale jednocześnie Wierzę i Wiem.

Wczoraj kupując bilet zobaczyłam, że jedno z pism kobiecych, które do mnie nie przemawia (jak wszyscy dobrze wiedzą uznaję wyłącznie „Zwierciadło” i będę powtarzać to przy każdej możliwej okazji bo to gazeta naprawdę warta zauważenia) bo nie ma tam nic godnego uwagi z okazji Dnia Dziecka dodało mój ukochany film z dzieciństwa – „Niekończącą się opowieść”. Pierwszy raz widziałam ten film w kinie jako pięcioletnia może dziewczynka. Pamiętam, że strasznie bałam się jak najbardziej pozytywnego charakteru białego smoka Falkora. A tata ulepił mi z plasteliny Skałojada, którego niczego nie świadoma ja chciałam zjeść. Płakałam razem z mamą, kiedy tonął koń Artax... Nie, co ja gadam??? Do tej pory przy tej scenie łzy mam w oczach. To były czasy!!! Dobrze, że chociaż ktoś pomyślał, że jest taki cudowny film jak „Niekończąca się opowieść” właśnie. Tylko, że jest on w formacie DVD – wiadomo, ten format robi się coraz bardziej powszechny, ale przecież nie każdy ma w domu odtwarzacz do tego typu płyt. To z kolei powoduje, że wiele dzieci nie zobaczy filmu. Szkoda. Ja mam to szczęście i swój komputer w czytnik DVD wyposażyłam. A teraz przetwarzam film na format AVI – zamierzam dać go chłopakom B. z okazji Dnia Dziecka, myślę, że powinni się ucieszyć.

..............................................

I kolejny dzień prawie się skończył. Byłam na zajęciach, na których dowiedziałam się, że testy u pani B. zaliczyłam wszystkie na prawie 90%. Fajnie, tylko nie bardzo wiem jak to zrobiłam. Angielski u K. minął szybko, ale ciężko szło bo miał trudności z koncentracją – jak często zresztą. Ale jakoś udało nam się zrobić to, co chciałam. Z filmu się ucieszył, tyle, że nie może go na razie obejrzeć bo stacja dysków im się popsuła i B. musi kupić nową. Ale generalnie było ok. Przed chwilą wróciłam do domu, zmęczona i hm... nie bardzo wiem jak to nazwać, jak się czuję. Może po prostu powiem, że jestem zmęczona intensywnością z jaką mija mój Czas. I znowu brakuje mi S... bardzo. Słucham Dido i zaczynam popadać w jeden ze swoich dziwnych stanów. Hm... Być może jutro pójdę kupić farbę bo zamierzam pomalować pokój, a E. zaoferowała pomoc. Ładny będzie kolor pastelowo groszkowy. Taki świeży i pozytywny. A poza tym zielony to kolor Nadziei. No i jak się w nim odpoczywa!!!

No, a teraz pora na relaks – jutro ostatni dzień zajęć. Wieczór spędzę z książką, herbatką i zdjęciem S. pod ręką. A potem obejrzę jakiś miły film (pewnie się popłaczę z tej okazji), a potem posłucham jeszcze Dido na dobry sen i pójdę spać. A sny będą kolorowe. Muszą takie być. Bo jutro będzie kolejny dzień, a każdy dzień skreślony w kalendarzu przybliża mnie do pewnego dnia w miesiącu na „s”. I ja czekam na ten dzień. Z niepokojem, z drżeniem serca, ale czekam. Bo wiem, że warto i że chcę.

 

 

alexbluessy : :
maj 30 2004 O Aniołach
Komentarze: 3

Przez jakiś czas dzisiaj czułam się dziwnie niespokojna. Zupełnie jakby coś miało się stać. Zadzwoniłam do rodziców – w porządku, u S. też wszystko dobrze, więc skąd wynikał ten mój dziwny stan. Ta dziwna miękkość w nogach, zacisk na gardle i natrętne myśli, że coś się stało. Nie wiem, ale to dziwne. Co prawda mam jutro zaliczenie ze słownictwa, z całości semestru, ale przed tego typu imprezami raczej jestem spokojna. Gdyby to były wstępne, ale one dopiero za miesiąc. Hm, dziwne to. W każdym razie ta moja niespokojność utrzymywała się przez jakiś czas. Nie mogłam się na niczym skoncentrować. Szum komputera drażnił, irytował wręcz, a nie mogłam go wyłączyć bo korzystałam ze słownika. Włączyłam muzykę, ale Dido mogła równie dobrze nie śpiewać bo wcale jej nie słyszałam. A siedzenie w ciszy odpadało bo dzisiaj dźwięczała jak nigdy, a nie było to przyjemne. Mama powiedziała, że czasem to tak jest, ze takie dziwne uczucie przychodzi i żebym się nie martwiła. To samo powiedział mi S. Hm, no trochę mi pomogli.

Co dziwniejsze jednak. Mimo tego dziwnego czucia niepokoju, mimo tego, że czasem nachodzą mnie czarne myśli, między tym wszystkim pojawia się coś jeszcze. Nie wiem dokładnie „co”. Nie umiem „tego” nazwać. Ale ja „to” czuję, że „to” we mnie jest. Kiedy zaczynam się łamać, kiedy zaczynam widzieć świat w szaroburych barwach to „coś” daje o sobie znać. Jakby się we mnie coś zapalało, dawało siłę, poczucie bezpieczeństwa, ciepło. I wtedy znowu zaczyna być dobrze. Zaczynam dostrzegać kolory, Wierzyć. Może to mój Anioł macza w tym paluszki, kto to wie??? Ale One przecież od tego są, żeby pomagać, right??? I może to jest Jego pomoc??? To, co się dzieje, kiedy zaczyna mi być źle i smutno. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doznałam i dlatego zadaję tyle pytań, dlatego jestem zdziwiona. Bo, jak powiedziałam dziś mojej Koleżance, nie poznaję sama siebie. Skąd we mnie nagle tyle Wiary w ludzi, w świat. Skąd we mnie tyle optymizmu, Nadziei, Siły i Wiary, ze będzie dobrze. Przecież ja taka nie byłam wcześniej. Coś tutaj musiało zaistnieć, ale chyba bez mojej wiedzy. Bo to może wydać się  śmieszne, ale ja naprawdę czuję, kiedy zaczyna mi być źle, jak coś we mnie pulsuje i nagle jakieś ciepło się rozchodzi. A może ja zwariowałam??? Ale chyba nie, czuję się całkiem dobrze poza tym, że alergia daje już o sobie znać. Czasem też wydaje mi się, że S. nie jest prawdziwy. Że albo mi się przyśnił, albo to był Mój Anioł, który przybrał na 2 miesiące ludzką postać. A teraz odszedł. Nie, jak powiedziała moja Koleżanka, One nie odchodzą. To fakt, One są zawsze tyle, ze Ich nie widać. A ja S. widziałam, czułam. Nawet bardzo. Hm, kiedy dzwoni to czasem mam wrażenie, że to jakiś głos  zza światów. Ale to tylko złudzenie. On był, jest i będzie prawdziwy. I znowu go poczuję. Bo on może i był snem, ale na jawie i ja wrócę do tego snu. Ja to WIEM. Ja to CZUJĘ. To w takim razie skoro S. jest prawdziwy to skąd to dziwne ciepło we mnie??? Skąd Siła i tak dalej. Czyżby „miłość we mnie uderzyła jak kamień wystrzelony z procy...” – jak śpiewa mój brat.? Być może. Nie, nie być może, ale raczej na pewno. Co nie zmienia faktu, że Mój Anioł przy mnie jest i na pewno nie pozwala żebym się załamała. Bo jest tak, jak myślałam. Jest gdzieś Zapis, a Anioły wybierają swoim podopiecznym los. Tych losów może być kilka, a Anioł wybiera ten, który Jego zdaniem jest najlepszy. A oprócz tego pomaga. I ja w to wierzę. I moja Koleżanka też wierzy, więc nie zwariowałam i nie jestem sama w tej swojej wierze.

 

alexbluessy : :