W maju pisałam bajkę o Kropce i Znaku Zapytania, dziś napiszę bajkę o Mai i Guciu. Będzie krótka, nawet bardzo.
MAJA KOCHA GUCIA. BARDZO GO KOCHA I BARDZO ZA NIM TĘSKNI. MAI BEZ GUCIA JEST SMUTNO I ŹLE. GUCIU WRACAJ DO MAI!!! – koniec bajki.
Rozmemłanie bierze górę, razem z lenistwem wygrywają z moją obowiązkowością. Szkoda, źle to wróży. Wczoraj zamiast przykładnie dopracowywać szczegóły wycieczki na Mazowsze, pojechałam do E. Zaczęłyśmy gadać, lepić z masy solnej i już się zrobiła 14 i musiałam się zbierać. Dlatego Eśko wczoraj dostał swój mikołajkowy prezent – breloczkowanetego i awangardowego aniołka w czarnych martensach i z różowymi skrzydełkami, trójwymiarowego Gucia (pierwotnie miał być bałwanek, ale nie wyszedł) i mikołaja z czekolady. Aniołek aniołkiem, ale jak Gucia z E. zobaczyłyśmy to nas głupawka wzięła. Do tego stopnia, że wysyłając Esiowi smsa nazwałam go Guciem, miałyśmy z E. niezły ubaw.
... to nie jest tak, że odczuwam rutynę i przyzwyczajenie w moich kontaktach z Ukochanym. Po prostu najbardziej bym chciała żeby on wychodził do pracy, ale wracał do mnie, nie do domu. To mnie najbardziej boli, że tęsknię za nim okropnie nawet podczas kilkugodzinnej rozłąki. Chcę przy nim zasypiać, przy nim się budzić i wracać do niego po zajęciach na Uniwersytecie. Tymczasem musi mi wystarczyć to, co mam. Nie mówię, że się nie cieszę, że nie jestem szczęśliwa, ale czegoś brakuje. Kocham Mojego Gucia. Dzisiaj na przykład idąc na wycieczkę szkoleniową pod pomnik hrabiego Fredry w Rynku, gdzie mieliśmy spotkać się z przewodnikiem, zboczyłam z drogi tylko po to żeby kupić kartę, uzupełnić mojego Pop-a i wysłać śpiącemu jeszcze Esiowi wiadomość: „Miłego dnia jeszcze raz. K***** C**, wiesz?”. I od razu poczułam się tak bardzo lekko, nie umiem tego opisać. A za chwilę dostałam wiadomość zwrotną: „Wiem, ja ciebie też. Buziole, miłego dnia”. (a zaraz się rozpłaczę z tego wszystkiego). Bo rano dałam mu buziaka na pożegnanie, przytuliłam mocno, leżałam i patrzyłam jak śpi, a pięknie śpi. (już mi się oczy pocić zaczynają). Bo dzisiaj to ja wcześniej wychodziłam, a Mój Mężczyzna miał sobie pospać a dopiero około 10 wyjść do pracy. Miałam mu zostawić klucze, jutro miał mi je oddać, miałam dostać namiastkę tego, jak chciałabym żeby było codziennie. I czułam spokój i radość i ciepło. A potem, po wysłaniu smsa, zaczęłam się unosić, płakać mi się chciało, ale przy grupie i przewodniku nie wypadało. A teraz siedzę w swoim pokoju, ze zdjęcia Eśko się do mnie uśmiecha, Vonda Shepard śpiewa, a ja co czuję??? Smutek, tęsknotę, nostalgię i jakieś małe rozczarowanie....
... bo wróciłam z wycieczki szkoleniowej (oczywiście poszłam bez programu, ale na szczęście nie ja jedna), szkolenia w Hotelu Tumskim i zobaczyłam, że klucze leżą sobie pod lustrem w przedpokoju. Niby nic takiego, pewnie któryś z chłopaków nie spał już i za Esiem drzwi zamknął, ale jakiś zawód jednak poczułam. Dziwne, nie??? Chcę go mieć przy sobie cały czas, jak go nie ma to bardzo wyraźnie odczuwam jego brak, czy to źle??? Bo rano patrzyłam jak śpi, potem szykowałam się do wyjścia, jeszcze na chwilę weszłam pod ciepłą kołderkę żeby nacieszyć się i nabrać jak najwięcej jego ciepła i choć przez chwilę jeszcze poczuć jego zapach. Zwariowałam??? Nie, ja się zakochałam, nie mogę uwierzyć, ze on jest, ze jestem ja i że MY jesteśmy. Nie mogę... Czasem myślę, że to sen z pięknymi barwami i genialnym dźwiękiem. Zakochałam się... Jestem szczęśliwa, niech tak już zostanie. Proszę...
... który facet przyznałby się, że wzruszył się oglądając komedię romantyczną??? Esio, Mój Esio Kochany to wczoraj zrobił. Byliśmy na „Bridget Jones. W pogoni za rozumem”. W pewnym momencie łzy mi zaczęły po twarzy płynąć, a Esio zaczął żartować ze mnie, że to komedia, ze na tym się nie płacze. Ale kiedy wychodziliśmy przyznał, że początkowo to żartował ze mnie i się podśmiewał, ale i jemu ze dwa razy coś tam się w oku zakręciło. Kupiłam bilety i „wzięłam nas” z okazji Mikołajek do kina właśnie. Wcześniej miałam w planach pójście do jakiejś knajpki na kolację, ale nie wyszło bo za późno dojechaliśmy pod kino.
A tak w ogóle to miała być niespodzianka. Gucio – Esio miał przyjechać po Pszczółkę Maję – czyli mnie pod Instytut i stamtąd miałam go pokierować w przeciwną stronę nić do kina żeby się nie domyślił. Ale kiedy słuchałam wykładu z historii Rosji dostałam smsa, ze on nie przyjedzie na uczelnię tylko do mnie do domu. W takim wypadku musiałam mu napisać, że mamy bilety na 21 i musi się wyrobić. Wkurzyłam się bo niespodziankę diabli wzięli. Ostatecznie Gucio przyjechał pod uczelnię przed 20, ale sporo czasu zajęło nam szukanie miejsca dla jego czerwonego porsche. Skończyło się na tym, że mąż kupił litrową colę, duży popcorn, i cukierki jogurtowo-kiwiowe w czekoladzie (fajna nazwa „Ja i Ty”)i hot dogach, za które już ja zapłaciłam.
... Bridget Jones goniła za rozumem, ja za swoim też chyba powinnam. A przynajmniej powinnam go poszukać. I zauważyłam kilka analogii, ona też patrzyła (uwielbiała patrzeć) na Marka Darcy’ego kiedy ten spał. Patrząc na te sceny uśmiechałam się do siebie, przecież ja też na Eśka patrzę, a kiedy ten pyta się co robię odpowiadam, że nic i dalej się patrzę. I warto było iść do kina, nie tylko ze względu na film, ale też ze względu na możliwość przytulenia się do Gucia – Esia, obcowania z nim w jakimś innym miejscu poza domem czy knajpą.
Dziś wieczór łaciny, jutro mam nadzieję spotkać się z Moim Mężczyzną. Słucham „Pogody ducha” Hanny Banaszak i nie umiem sobie wyobrazić, że mogłabym jutro Esia nie zobaczyć. Nad łaciną muszę przysiąść żeby w końcu wyjść z tym dziadostwem na prostą. Znam oczywiście przyjemniejsze sposoby na spędzanie wieczorów, ale niestety dziś nie ma takiej możliwości.
Za trochę mniej niż dwa tygodnie będziemy z E. piec pierniki i pierniczki. Muszę też kupić Eśkowi gwiazdkowy prezent, na razie jednak wycieczki po sklepach motoryzacyjnych sobie odpuszczę. A potem w pociąg i do rodziców na drugi koniec Polski, a po kilku dniach z powrotem i tym razem już autem w przeciwnym kierunku na narty. Esio to już się w przyszłą niedzielę wybiera, beze mnie bo ja się dopiero będę uczyć w Sylwestra. On na narty, a ja na Spotkania Zdrowia i Niezwykłości do Hali Ludowej. Choć Moje Kochanie utrzymuje, że też chce iść i że pójdzie tam ze mną. Zobaczymy, bardzo bym chciała żeby poszedł.
Z rzeczy bardziej przyziemnych to jednak bez zabiegu się nie obejdzie. Pan Doktor dał wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie chcę mieć żadnych zwyrodnień i stanów przedrakowych to jak najszybciej mam przyjść, on zrobi zabieg i da receptę na Witaminki. Do dobrze, tylko teraz muszę czekac na PMS-a i tego, co po nim. Blech... Na dzisiejszej wycieczce zeszliśmy kawałek miasta, odwiedziliśmy Centrum Informacji Turystycznej, a na koniec zwiedziliśmy Hotel Tumski. Kiedy kierowniczka recepcji pokazywała nam pokoje i doszła w końcu do apartamentu dopadły mnie kosmatki :D :D :D. O czym ja myślę, przecież to było szkolenie... Potem przygotowali nam poczęstunek w postaci ciasteczek, kawy, herbaty i soków, a na sam koniec rozdali papeterie – Wrocław w akwareli czyli coś, co kosztuje około 20 złotych. Ma się jakieś przywileje, ale za to jutro nudne zajęcia dotyczące samorządu w turystyce. Przez ten cały czas czułam się lekko, mogłam wszystko, myślałam o Esiu i ciepło mnie zalewało. A jednak się boję, że się obudzę i stwierdzę, że... Czuję się bezpiecznie, jest mi dobrze i ciepło, ale boję się. Chciałabym go mieć przy sobie, zresztą już to wiecie. Chciałabym żeby był ciągle przy mnie, żeby do mnie wracał. Wczoraj znowu coś mówił o swoim wprowadzeniu się do mnie i jakimś posagu, ale nie powinnam tego chyba brać na serio. To znaczy posagu to w ogóle nie biorę poważnie, ale ponieważ on o wprowadzce wspomina tylko mimochodem to też nie będę zaczynać tematu. A może powinnam, może on właśnie czeka aż podejmę temat???
W MOIM ŚNIE, CUDOWNYM ŚNIE, TYLKO KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM... CIĘ!!!
A może to nie sen???