Najnowsze wpisy, strona 83


sie 02 2004 Obłęd.
Komentarze: 4

...minął już kolejny dzień, kolejny raz zmieniałam się w obłęd...

 

Tak naprawdę w obłęd zaczęłam zmieniać się już w nocy, kiedy lnie mogłam spać. Leżałam, od czasu do czasu przewracałam się z boku na bok, patrzyłam tępo w sufit, a zbawczy sen nie nadchodził. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem. Zupełnie ode mnie niezależnie zaczęły mi się przypominać spotkania. Od pierwszego do ostatniego – pożegnania na dworcu. W czasie tej retrospektywy popłakałam sobie, napsioczyłam na niesprawiedliwy świat, a w końcu przypomniałam cytat z „Kamyka”  Agaty Miklaszewskiej, że „rozstania są po to, żeby odnaleźć się na nowo, żeby tęsknić i żeby znowu kochać”. Tego życzę sobie i wszystkim tęskniącym-czekającym. Nawet jakiś nieśmiały spokój poczułam, ale tylko na chwilę... Leżałam bez sensu całkiem bo spać mi się nie chciało, a robić czegokolwiek nie byłam w stanie ze względu na zmęczenie oczu.

 

Chyba musiałam usnąć bo jakieś dziwne sny znowu do mnie przyszły. Nagle, niezapowiedzianie, niespodziewanie. Gdybym w tej chwili miała powiedzieć ogólny ich zarys nie potrafiłabym. Odeszły tak samo nagle, jak przyszło pozostawiając jedynie niespokojność w mojej głowie.

 

Wczoraj w zasadzie cały dzień byłam jakaś rozdrażniona. Niby nie powinnam się tłumaczyć, ale coraz bardziej ogólne zmęczenie psychiczne daje mi się we znaki. Potrzebuję odpoczynku i to szybko. no, ale jak tu jechać gdziekolwiek skoro dopiero co znalazłam pracę. A w tej też, przez 8 godzin trzeba być w pogotowiu, oczy mieć naokoło głowy, cały czas się uśmiechać i pilnować żeby nie za ostro do klienta podejść. Dzisiaj rano kuzynka na chwilę włączyła mi się na gg. Pytała tylko o jakiś film, a ja poczułam nagłą irytację tą krótką rozmową. Miałam ochotę coś jej odburknąć, albo w ogóle nie odpisywać. Hm, coś niedobrego zaczyna się ze mną robić. Odpoczynek byłby wskazany, tylko jak i gdzie??? Najpierw rok użerania się  z dzieciakami, tłumaczenie im zasad angielskiego i nie tylko, teraz użeranie się z często niesympatycznymi i uważającymi się za wszechwiedzących ludźmi. Ja mam dość!!! Teraz już naprawdę. Najchętniej przyjęłabym postawę  „nie podchodź bo będę gryzła” i odgrodziła się od ludzi na jakiś czas, chociaż na małą chwilę. Ale to jest out of the question. Nie mogę sobie na taki luksus pozwolić.

 

... kolejny raz zmieniam się w obłęd...

 

"Pochyl się nad sobą i pochyl się w sobie dowiedz się teraz od siebie co jest obłędem. Obłędem jest udawać, że jest się kimś innym niż tym, którym jest się. Obłędem jest dawać się bezwładnie ponosić słowom nie słysząc ich. Obłędem jest przymykać powieki na to, co skacze do oczu żeby być zobaczone. Obłędem jest być nieprawym będąc prawym ciałem obdarzonym, albowiem ciało każde jest prawe. Obłędem jest głosić rzeczy przez siebie samego nie odkryte i dlatego nieoczywiste, dlatego nieszczęsne. Obłędem jest nie liczyć się z drugim człowiekiem". [E. Stachura]

 

Na mój stan niekorzystny wpływ ma, ale to już wszyscy wiedzą, sytuacja z Esiem. Niech on już wraca. M., kiedy wczoraj wróciła zakomunikowała, że jej chłopka już siedzi w autokarze powrotnym z Norwegii do Polski. Spojrzała na mnie (nie miałam żadnej specjalnej miny, wiem, że na mnie też przyjdzie czas) i przeprosiła. Zrobiło mi się smutno, fakt. Pomyślałam, że dlaczego ja jeszcze musze czekać. Czekam już cholerne 3 miesiące przecież. Dlaczego inni nie muszą tyle czekać??? Poczułam, że nie ma sprawiedliwości. I wcale nie przemawia do mnie fakt, że na każdego przyjdzie czas, że każdego dnia wychodzi słońce i tak dalej. Ja się nie zgadzam, ja protestuję. I co??? Że niby jak on już w końcu wróci to słońce wyjdzie, to będzie radośnie, kolorowo, sielankowo, tak??? No może i będzie... Bo załamałabym się, gdyby okazało się, że tyle czasu czekałam, miałam nadzieję na nic. Ale tak nie będzie... Będzie dobrze, musi być. Miłość to rozstania i powroty. Trzeba pocierpieć żeby mogło być dobrze.

 

..................................................

 

... no, dzisiaj to nie powiem, ze w pracy nic się nie działo. Sporo ludzi się przewinęło, sporo się nauczyłam. Jednej pani mam przygotować propozycje wyjazdów do Egiptu albo Tunezji. Dla niej, jeszcze jednej osoby dorosłej i małego dziecka. To jej przygotuję, pochodzę po stronach internetowych, poszperam w katalogach i e-mailach, których codziennie przychodzą setki. Przyszedł też pan w średnim wieku, który mnie rozczulił. Okazało się, że przez kilka lat odkładał po 10, 20 złotych, a czasem nawet drobniej, żeby zafundować ukochanej żonie 2-tygodniowy pobyt w Turcji. Ma jechać on, żona i jedna z córek. Facet nic małżonce nie powiedział, to ma być niespodzianka i sama zainteresowana dowie się może na 3 dni przed wylotem. Dziewczyny powiedziały, że on już kilka lat temu zrobił coś podobnego. Wtedy powiedział żonie o prezencie (też bym taki chciała dostać) na dzień przed wyjazdem. Ona się trochę wkurzyła, bo nie miała ciuchów i tak dalej, ale z drugiej strony mieć takiego męża to sama przyjemność... Musi ją bardzo kochać.

Poza tym nie mogłyśmy dojść z szefową i z B. gdzie co i jak. Dziewczyny schowały gdzieś ważną teczkę z umowami i pół dnia jej szukałyśmy. Nie obyło się bez smsa do A., która jest teraz w Chorwacji. No, dużo by opowiadać. Działo się sporo, nie mam siły...

 

(Wracając do domu czułam się trochę jak Matka Polska. Pracuje od 10 do 18 w biurze, po drodze do domu robi zakupy. W domu czeka rodzina... – w moim przypadku na razie współlokatorka i to też tylko na wakacje. Ale dobre i to. Nie jestem przynajmniej sama, choć czasem bym chciała. Dobrze, ze pokój mam dla siebie.)

 

... a jakby tego było mało to jest strasznie duszno. Jeśli nie będzie padać to stwierdzę, ze coś dziwnego się dzieje. ale i tak wybieramy się z M. na krótki spacer. Dzisiaj nad ranem wraca z Niemiec nasza współlokatorka K. To już we dwie będą mieszkać. Niedługo też powinien wrócić Ł. A Esio??? On też niech już wraca.

Na spacerze się dowitaminizuję (czyt. zjem czekoladę albo coś z czekoladą), dotlenię się, rozciągnę mięśnie, a kiedy wrócę to obejrzę jakiś lekki film. Może „Dziennik Bridget Jones”... A po filmie siądę przed komputerem i przejrzę oferty dla pani W.

 

A potem pójdę spać...rano wstanę i pójdę do pracy. i tak przez najbliższe 2 tygodnie. Ale dobrze jest, czas szybko leci. To great!!!

 

... dzień za dnie błądzi, dzień za dniem... mijają l(i mijac będą kolejne dni, ciekawe kiedy zamienię się w obłęd???

 

 

 

alexbluessy : :
sie 01 2004 Wciąż zasupłana.
Komentarze: 3

... nadal jestem zasupłana. W gardle i w żołądku. Coś bym zjadła, ale sama nie wiem co – czyli lepiej nie jeść nic niż zapychać się bez sensu. Nie będę prowokować bulimii. Poza tym ciągle na samą myśl o czymkolwiek do jedzenia czuję wewnętrzne cofanie i mocniejszy zacisk na gardle. Wypiłam 2 kawy i dwie herbatki z melisy. Może mi trochę chociaż pomogą, zjadłam też jakieś 15 dag kruchych ciasteczek z czekoladą. Dla osłody życia i podniesienia poziomu energii.

 

Przyjechała M. To dobrze, przynajmniej nie będę siedziała sama w domu. Pogadamy, pójdziemy na spacerek. Będzie lepiej, mam nadzieję. Hm, to fajnie mieć taką przyjazną duszę, z którą można pogadać, wygadać się – nawet jeśli ta osoba jest tylko „na jakiś czas”. A może kontakt się nie urwie???

 

Żeby zagłuszyć kolejną falę strange thoughts pomyślałam, że zajmę się przeglądaniem stron internetowych biur podróży. Skupię się głównie na ofertach last minute, o to ludzie zaczną od jutra pytać najczęściej. Poza tym muszę zapoznać się z programami kilku pielgrzymek organizowanych przez moje biuro. I cały czas aktualizować wiedzę na temat wolnych jeszcze miejsc na wczasy w Bułgarii i Chorwacji. Takie zadanie domowe na niedzielę, ciekawe ile uda mi się zrobić. Pewnie skończy się na tym, ze wstanę jutro wcześniej i zabiorę się do pracy.

 

... w takim biurze podróży można natknąć się na ciekawe osoby. Nie będę ukrywać, ze większa część z nich bywa dość upierdliwa, albo ma jakieś dziwne poglądy. Przynajmniej coś się dzieje. Przedwczoraj (albo wczoraj) zadzwonił facet i powiedział, że chciałby lecieć do Egiptu. Oferta ma być z ostatnich minut i dla 4 osób bo chce polecieć z rodziną. A. znalazła mu ofertę, dość tanie 2 tygodnie w niezłym całkiem hotelu. Facet pomyślał, pomyślał i zapytał o Tunezję. Stwierdził (tak relacjonowała to potem A.), że w Egipcie to Arabowie, że jego przekonania polityczne, religijne i tym podobne sprawy nie pozwalają mu tam spędzić urlopu. Hm, czy Arabowie tunezyjscy od egipskich czymś się różnią??? Raczej nie z tego, co mi wiadomo. Inna pani zamiast ze skargą, pytaniami, czy prośbą o wyjaśnienia zadzwonić do głównego organizatora dzwoni do pośrednika (czyli nas). Bez sensu, my nie odpowiadamy za błędy, bądź niebłędy organizatora. Bombardowała telefonami przez kilka godzin z zaskakującą regularnością, co pół godziny. A pracownik takiego biura musi być spokojny, opanowany, cierpliwy i znosić różne widzimisię klientów. A w ogóle kto 13-letniemu dziecku daje 500 EUR na nie całe 2 tygodnie kolonii???

 

Kilka godzin męczyłam się z moim „Blue Angel” co by jakoś przyjaźniej wyglądał. Chyba nie jest źle. Hehehe. Oczy mnie już bolą, gdybym miała posiedzieć jeszcze chwilę chyba bym oszalała. A tak podgryzam kruche ciasteczka oblane czekoladą, popijam wodę mineralną gazowaną i słucham Tracy Chapman.

 

Przez chwilę zastanawiałam się czy nie pójść TAM, ale pomyślałam, że zamiast tego porozmawiam z Nim z mojego własnego okna się wychylając i w niebo spoglądając. Żaluzje mam zasłonięte na wypadek gdyby słońcu zachciało się mocniej zaświecić. Jak dotąd jakieś mało zdecydowane jest dzisiaj. Ale za to wieczorem usiądę sobie na parapecie, włączę muzykę relaksacyjną i porozmawiam z Szefem mojego Anioła Osobistego Eljota.

 

...Rany! Ale ta woda mineralna gazowana z Biedronki o chłodzącej nazwie „Oaza” jest okropna. Pachnie sośnianym igliwiem, nawet butelka ma jakiś taki zielony kolor. Ł. wyjeżdżając mnie prosił żebym zaopiekowała się stanem jego półki w lodówce – czyli jeśli coś będzie na granicy przydatności mam zjeść, to samo z wodą – szkoda, żeby się wygazowała...

 

... Tracy kołysze, woda bąbelkuje, ciasteczka rozpływają... Super popołudnie. Nawet nie wiem gdzie podziały się te wszystkie godziny od rana do teraz. Jedyne dobre jest to, że na jakiś czas przestałam zadręczać się myśleniem. Dla zainteresowanych – nie wypiłam wina. Ale tylko i wyłącznie z tego względu, ze nie chciało mi się iść do sklepu. Dzisiaj kilka ulic do przejścia to dla mnie stanowczo za dużo...

 

... o, zaczął padać deszcz. W takiej chwili chciałabym znaleźć się gdzieś na łące, szeroko rozłożyć ręce i łapać krople na twarz. Czuć się, jakbym miała polecieć. Niesamowite uczucie...

 

... niestety, znajduję się na 3 piętrze mojego domu, w swoim mieszkanku, we własnym pokoju. Słucham kołysząco-kojącej muzyki, popijam bąbelkowaną wodę mineralną o dziwnym zapachu, od czasu do czasu wsłuchuję się w odgłosy burzy, słucham padającego deszczu. i nadal pozostaję zasupłana...

 

... czuję, że kolejna fala paranoicznych myśli nadchodzi. Może najlepiej będzie jak ucieknę przed nimi w bezpieczną przystań... Tylko gdzie taka się znajduje???

 

 

 

alexbluessy : :
sie 01 2004 Powoli zapominam. (???)
Komentarze: 8

Dajcie mi butelkę bo mam ochotę się napić. Napić i zapomnieć. Albo napić żeby zapomnieć. O ile oczywiście już nie zapomniałam. Bo to całkiem możliwe, że przechowuję w sobie coś tam jeszcze, ale coraz mniej wierzę w powrót do tego.

 

„już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty, i trochę ciebie brak gdy z oczu płyną łzy, na zdjęciu twoja twarz to wszystko, co dziś mam...”

 

...znowu coś mnie obudziło wcześnie rano. To nie było słońce. Nic nie zapowiada, żeby dzisiaj świeciło, ale przynajmniej nie pada. Targana nieprzyjemnymi myślami przewracałam się z boku na bok przez jakiś czas. To nie były dobre myśli, już dłuższy czas takich nie miałam. Ostatnio myślałam pozytywnie, cieszyłam się, chciałam skakać i tak dalej. Do wczoraj...

 

... wczoraj coś pękło. Znowu naszedł mnie ten dziwy, wątpiący stan. Znowu nie widzę sensu. W siedzeniu tutaj, w czekaniu, w tęsknieniu. Po co mi to??? Znowu się boję, znowu się miotam, znowu nie mam siły dłużej walczyć. Co z tego, że on powiedział, że jak wróci to już pół roku będziemy razem (szczególikiem jest to, że 2/3 tego czasu się nie widzieliśmy). Co z tego, że on powiedział, że przecież nie zrywamy ze sobą, że mam chłopaka, który wyjeżdża, ale który wróci. I że w ogóle jak ja mogę myśleć, że on mógłby nie chcieć do mnie wrócić. Przyszło do mnie kolejne załamanie, kolejne zwątpienie w parze z kolejną bezsilnością. Znowu mam ochotę napisać smsa o treści mniej więcej takiej, że nie mam już siły, że nie widzę sensu w dłuższym czekaniu, że...

 

...dajcie mi butelkę. Upiję się, zapomnę i może mi przejdzie... Jeżeli już nie zapomniałam. A to wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobne. I źle mi z tym. Potwornie źle. Zerkam na zdjęcie stojące na nocnej szafce i czuję jakiś dreszcz, jakiś zacisk na żołądku. A zaraz potem czuję żal, jakiś rodzaj złości, ból też. Dlaczego tak się dzieje??? Dlaczego znowu to czuję, kiedy jest już tak blisko??? Jedyne, na co mam siłę w połączeniu z ochotą to zakup jakiegoś wina i wypiciu go.

 

... nawet nie ubrałam się jeszcze. Zasłałam tylko łóżko. Mój plan na dziś: cały dzień snuć się w piżamie bez konkretnego celu po domu. I wypić butelkę wina. Krwisto-czerwonego.  Położyć się na łóżku, zasłonić żaluzje i płakać, płakać, płakać. Tylko na to mam dziś siłę.

 

„Dotykaj delikatnie, bezszelestnie, ciepłem palców Dotykaj aksamitnie, rzęs pokłonem, nie przestawaj Dotykaj całowaniem i oddechem tak, jak lubisz Dotykaj smugą włosów niby muślin bólowi zadaj ból (...) Więcej nic nie mów tylko przytul się, dotykaj mnie...” 

 

... to takie moje małe życzenie. Żeby tak mogło się spełnić... Na razie to po raz kolejny czuję się zostawiona sama sobie. Gdzie się nie odwrócę, tam same obce twarze. A ja stoję całkiem anonimowa w tym szarym tłumie i jedyne, co mnie z niego wyróżnia to bardziej kolorowa bluzka. Jestem tym zmęczona. Sama, sama, sama. Jeśli sobie sama nie poradzę to nie mogę liczyć na niczyją pomoc bo nikogo nie ma obok mnie. Pustka. Czasem myślę, że nie zasługuję na nic dobrego, że zawsze będę sama, że takie moje przeznaczenie. Tylko czy to nie jest ucieczka, takie myślenie???

 

... piżama, która kupiona w kwietniu była trochę opięta, teraz wisi na mnie, niedowaga zmniejszyła się do 5,5 kilograma. Na myśl o jedzeniu czuję odruch wsteczny, dopadła mnie apatia, zwątpienie i tym podobne nastroje. Coś w rodzaju dekadentyzmu, ale to za mocne trochę określenie – nie chcę przesadzać. Dlatego chcę się napić. Żeby zapomnieć, żeby nie pamiętać. O ile już nie zapomniałam, o ile już nie pamiętam. Tylko czy ja tego chcę??? Czy ja tego naprawdę chcę??? Tak z głębi serca???

 

 

alexbluessy : :
lip 31 2004 Sny, paranoje, marzenia.
Komentarze: 0

...tym razem zasłoniłam żaluzje, na wypadek gdyby słoneczku się zachciało obudzić mnie w okolicach 5 nad ranem. Budzik w komóreczce nastawiłam na 6:45 i kołysana muzyką zasnęłam.

 

Nad ranem jakieś dziwne sny zaczęły mnie budzić. Nie po raz pierwszy śniła mi się „wrocławska wiedźma”. Tak nazwałam sobie tą „osobę”, której w śnie (na jawie zresztą też nie) nie widziałam. Ona przewijała się tylko, w pobliżu mnie, w rozmowach. Jej bliskość powodowała duszność i paraliż ciała. Całe się blokowało, nie mogłam się ruszyć. Sen o „wrocławskiej wiedźmie” jest z tych recurring dreams, czyli tych, które wywołane są przez jakiś problem w człowieku siedzący. Hm, tylko, że ta wiedźma pojawia się w różnych okolicznościach. Zawsze w innej scenerii, ten sen mnie niepokoi – po przebudzeniu nie mam pewności czy to był sen, czy może jednak jawa i co będzie kiedy tą starą wiedźmę spotkam w środku dnia, na jakimś skąpanych w słońcu placu czy ulicy. Brrr..

 

Jakby Esio był blisko to pewnie bym się nie zastanawiała nad (nie)rzeczywistością tego (czy każdego innego niepokojącego) snu i poszła najzwyczajniej w świecie znowu spać. Ale niestety, nie ma ciepła, nie ma bliskości, nie ma bezpieczeństwa (wewnętrznego). Nie mniej to będzie, mam nadzieję... Bo znowu obudziłam się i żałowałam, że jestem sama. Ale to chyba normalne jest, prawda??? Śniła mi się też szefowa biura, w którym jestem na okresie próbnym. O ile dobrze pamiętam pocieszała mnie, kazała się nie martwić, powiedziała, że pogadamy tak od serca i mi się polepszy... Nie wiem w związku z czym ten sen o szefowej. Aha, ostatnią rzeczą, którą z ubiegłej nocy zapamiętałam była jazda autobusem przez Wrocław. Jechałam z jakąś koleżanką, to była trasa biegnąca obok naszego NKJO. W każdym razie przejeżdżałyśmy też obok domu „wrocławskiej wiedźmy”, wśród ludzi zapanował popłoch... Zaczynam miewać paranoiczne sny. Może to w związku z pracą albo zbliżającym się powrotem Esia??? Było, nie było, jednak nie widzieliśmy się 4 miesiące. Obawy w tym przypadku to rzecz całkowicie naturalna i oczywista.

 

Pamiętam, że kiedyś śniła mi się moja licealna polonistka. We śnie była moją ciocią, w dodatku siostrą mamy. Wydało mi się to dziwne, bo nauczycielką była wymagającą, straszną kosą. Teraz, po kilku latach od matury, ją doceniam. Wtedy lekcje polskiego były dla mnie koszmarem.  Moja mama. Kiedy opowiedziałam jej ten sen stwierdziła, że to może znaczyć, że może my postrzegamy panią Ż. jako ostrą, nieprzystępną i tak dalej. A przecież ciocia kojarzy się z czymś przyjemnym, miłym. Że ciocia to pokrewna dusza, ktoś bliski i może nie powinniśmy polonistki traktować jak „czarownicy”. No okej, ale co może znaczyć sen o „wrocławskiej wiedźmie”???

 

Pomimo soboty przespaceruję się do biura. Podejrzewam, że szefowa powie mi żebym wracała do domu, ale niech wie, że traktuję sprawę poważnie. Zresztą wczoraj „uratowałam” jej sprawę jakiejś pielgrzymki. Przyszedł e-mail do biura. Dziewczyna wysłała po francusku, odpisali jej po angielsku, żadna z dwóch siedzących tam dziewczyn nie znała tego języka, a sprawa była poważna. Zrobiłam im to tłumaczenie, banalne zresztą. Przespaceruję się tam i z powrotem, być może godzinkę postoję na zewnątrz pilnując „lodziarni” z katalogami, ewentualnie odpowiadając na zapytania przechodzących ludzi. Opalę się przynajmniej trochę, wczoraj też tak postałam godzinkę – zostały mi ślady na dekolcie. Ale to dobrze, przynajmniej widać, że wakacje są...

 

...potem wrócę do domu i znowu dla relaksu posprzątam mieszkanie. Kuchnię, łazienkę, swój pokój. Wieczorem usiądę na balkonie i zapatrzę się w niebo. A potem może Esio zadzwoni... Hm, chociaż boję się o tym myśleć, nie chcę się rozczarować. Powiem to, powiem bo od wczoraj to mi wierci dziurę w brzuchu. Od czwartku Esio się nie odzywa. Ja wiem, że on pracuje od rana do wieczora, wraca zmęczony i idzie od razu spać. Ja to wiem, a jednak się martwię. Wiem, że wszystko jest w porządku, że nic mu się nie stało, że wróci i będzie dobrze, ale się martwię. I póki co nic na to nie poradzę. Czasem znowu ogarnia mnie taka... coś w rodzaju wściekłości... że mam ochotę przeklinać go, może nawet bym go pobiła. A to wszystko dlatego, że mi tak potwornie zależy. I boję się. Boję, bo pierwszy raz mam tak wiele do stracenia.

 

..................................................

 

... ale czad. Poszłam do biura. Myślałam, że od poniedziałku będę tylko z szefową, ale okazało się, że będę z młodą przewodniczką B. Dzisiaj miałyśmy szkolenie u szefowej.  W poniedziałek mamy stawić się w oddziale na Trzebnickiej na „odprawę”, a potem jazda na Piłsudskiego. Pokazywała nam co i jak, podawała numery telefonów, które będą nam potrzebne. W końcu wzięła ich firmowy katalog i powiedziała, że jak jedna z dziewczyn wróci to chciałaby wysłać i mnie, i B. na 2  do 3 dni do Podgory na samym południu Chorwacji. Miałoby nam to pomóc w przybliżaniu miejsca klientom. Biuro by płaciło, w końcu oddelegowują nas tam do pracy, i jeszcze byśmy zarobiły. Nie ma co, oferta super mi się trafiła. W ogóle miałam szczęście, że akurat do tego biura potrzebowali kogoś, dużo się tam nauczę. Tylko żeby dali mnie na Piłsudskiego, bo na Trzebnickiej to jeden wielki sajgon.

 

Poza tym dzisiaj był względny spokój. Pod koniec dnia przyszedł rozliczyć imprezę pan Z. – pilot, który właśnie wrócił z grupą pielgrzymkową z Włoch. Przywiózł ze sobą jakieś włoskie wino, które wyjeżdżająca jutro na rezydenturę do Podgory A. zaraz otworzyła. Wino było smaczne. Pachniało i smakowało mandarynkami, miało lekko różową barwę. Ale było potwornie mocne.

 

Esio przed chwilą zadzwonił i wyrwał mnie z toku myślowego. Ja wiedziałam, że tak będzie. Ale zadzwonił, na całe pół godziny. Ucieszyłam się bo mogłam usłyszeć jego głos, zaspany bo zaspany, ale ważne, że jego. Oprócz tego, ze dowiedziałam się o realnym (czyt. Nie doprawionym jeszcze) smaku macdonaldowych hamburgerów, powiedział, że za 2 tygodnie składa wymówienie i bukuje bilet na 26 albo 28 sierpnia. To już blisko... Hm, Moje Kochanie pracuje po dniach i nocach, słychać w nim zmęczenie. Powiedziałam mu co i jak z wyjazdem do Chorwacji, względnie Bułgarii, a on na to, że spoko tylko szkoda, że w Chorwacji nie ma wyżywienia w cenie. Ja mu oczywiście powiedziałam, że nie wiem czy będę mogła pojechać, a on na to, ze zobaczymy i że może on też nie pojedzie. A ja jestem rozdarta. Bo z jednej strony to sama chętnie bym gdzieś pojechała, ale jestem uzależniona od działu socjalnego UwB, z drugiej strony nie chcę żeby Esio nie pojechał ze względu na mnie. A z trzeciej to chciałabym mieć go już przy sobie jak tylko wróci. Tyle się nie widzieliśmy. Normalnie tęsknię już jak wariatka. I już sama nie wiem... rozdarta jestem po prostu. Znowu chce mi się ryczeć. A przecież jeszcze godzinę temu, kiedy wracała do domu z biura byłam radosna, energia mnie rozpierała. I chyba zaraz naprawdę położę się i będę ryczeć w poduszkę.

 

Tak jakoś żal i smutno mi się zrobiło... Bo kurcze przez 2 miesiące miałam świetnego faceta, który wyjechał sobie na 4 kolejne miesiące (w przybliżeniu 16 tygodni, 120 dni). I on teraz wraca, za niedługo. I ja się dziwnie czuję. znowu się dziwnie czuję. Przez 4 miesiące miałam go tylko w e-mailach, smsach, rozmowach on-line i telefonicznych. A teraz on wraca i znowu będzie namacalny. Tylko jak to będzie??? Czy nie czekałam na darmo??? Już na milion różnych sposobów przerabiałam w swojej głowie jego powrót. znowu ogarnęło mnie zwątpienie, paranoja jakaś. Znowu wątpię, znowu czuję supeł w gardle, mimo, ze gdzieś w środku głęboko czuję wiarę i nadzieję. Dlaczego każda rozmowa telefoniczna z Esiem w taki stan mnie wprowadza??? Jest ktoś w stanie mi to wytłumaczyć???

 

Chyba powinnam się czymś zająć, żeby nie myśleć za dużo. Tak znowu. Powinnam zrobić jakieś małe pranie, sprzątnąć kuchnię z łazienką i mój pokój. Poza tym czeka mnie remanent w szafie. Do pracy najlepiej chodzić w spodniach i zasłaniającej ramiona bluzce. W stonowanych kolorach, żadnych krzykliwości. Bo kultura, bo klient, bo nie wypada... To idę. Słuchając Teki (tekst piosenki zamieściłam wczoraj) i „The last day of summer” The Cure. To na razie.

 

 

alexbluessy : :
lip 30 2004 Ściętej głowy marzenia.
Komentarze: 4

Drugi dzień w pracy upłynął pod znakiem nudy. Przez osiem godzin nasze biuro odwiedziły może trzy osoby zainteresowane wyjazdem dokądś tam. Inne trzy czy cztery przyszły robić dopłaty do zabukowanych już imprez albo upewniać się co do godziny wyjazdu/wylotu. Poza tym wielkie nic. Siedziałyśmy więc we trzy, plus praktykant i gadałyśmy o tym i o owym. Od poniedziałku prawdopodobnie mam być sama z szefową. Ale dobrze jest, kobieta super babka, serce na dłoni ma, zginąć mi nie da. Mam nadzieję przynajmniej.

 

Wczoraj z M. oglądałyśmy wieczorem „Czekoladę”. Film akurat na obecny czas, nie wymagający myślenia, a jednocześnie sympatyczny, ciepły i w jakiś sposób dodający otuchy. A po filmie poszłam spać. Sny miałam kolorowe, wiadomo czego, a raczej kogo dotyczące. I nadal są we mnie. Te myślątka cudne. Przypomniałam sobie pierwsze spotkanie, drugi spacer, późniejsze spotkania też. I tak ciepło mi się zrobiło. Gdybym zwariowała do końca, pewnie rozbiłabym namiot na dworcu i już czekała. Te całe 28 dni. Już tylko tyle, a z drugiej strony jeszcze aż tyle... Nie martwcie się Moi Kochani, za te 28 dni skończy się Wasza męczarnia czytania o moich paranojach Eśka dotyczących. Prawda, prawdą, ze jakaś energia mnie rozpiera, że na samą myśl, ze to już 28 dni zostało mam ochotę skakać, śmiać się, śpiewać, tańczyć. Mam ochotę opowiedzieć każdemu, że...

 

Dzisiaj w biurze usłyszałam piosenkę, nieznanego mi wcześniej zespołu. Korzystając z pojemności Internetu szybko miałam ją na dysku swojego komputerka (po powrocie do domu). Słowa tej piosenki, chyba można nazwać ją/to piosenkę, bardzo pasują do tego, co mi w duszy/głowie gra.

 

Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą Nie mogę zebrać myśli, kiedy jesteś obok. Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą W radości i w smutku, chcę byś był obok. Spokój, cisza - tylko my i cztery ściany, zatopieni w objęciach jak w atlantyku Titanic, Baby, snejki, baby z "tak ty da mi", tomsonami, tylko ja i mój a'mix, press z telefonami, Dziś romantic z płomykami świec, rysu naszych twarzy, zalewa nas półmrok za oknem deszcz, czy też tak chcesz? Chcę! Bo ja bardzo chciał(a)bym, razem z Tobą odciąć się, odseparować, gdzieś zaszyć. I niech nic nie martwi, nie trapi. Ja i Ty. Nasze serca wyznaczające swój własny rytm, Przy kolacji wina lampki, z uśmiechem na ustach snuć plany i marzyć... Będąc nierozłączni, jak Bonnie i Clyde dziś w harmonii ze sobą... i światem tak podłym. Wiesz jedyne co mogę, to do tego dążyć, bo dużo dał(a)bym właśnie za to, by tak spędzać wieczory! Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą Nie mogę zebrać myśli, kiedy jesteś obok. Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą W radości i w smutku, chce byś był obok. Zgasło światło, zapalona świeczka muzą, nie ma z kim zamienić słowa, w około pusto, zagubiony/a w swym świecie nie mogę usnąć... Choć powieka smutno, spogląda na łóżko, z piwa puszką, jedynym rozmówcą lustro - jak beton spijające toastów mnóstwo! Łyk po łyku, minuty krążąc w noc długą, gwiazdy i księżyc dające półmrok. Już północ, godzina duchów, eSeMeS podniesie na duchu, któż źle cóż, w ręku sześć lat kacetu, nie mogę się skupić, tysiąc szans, dziś odpada i Grzesiuk. On nielicznym dałby wiele, by być tu w tym miejscu, delektować się wolnością, radością w sercu... A ja sam(a) jak palec, tęsknię w ten smutny wieczór, wiele dał(a)bym, żeby z dniem słońca blask nas, szedł już. Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą Nie mogę zebrać myśli, kiedy jesteś obok. Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą W radości i w smutku, chce byś był obok. Pytasz czym jest miłość? Łączy ludzi jak Era, pytasz czym ja i Ty? Dwie połówki - dwa serca, które wędrując w świecie, poprzez kolejny etap, na drodze - pisane im pokrewieństwa, nie bacząc na przeciwieństwa, chcę razem, by kres na zawsze tam gdzie Ty, jak Lady Pank, razem w objęciach, budzić się i chodzić spać. W bezkresach nieba, które razem chcę stworzyć, z Tobą cholerka! Jesteś dla mnie wszystkim, z Tobą płakać i śmiać się, Wszystko jest Tobą, ja i Ty, czytaj - razem! Wspólny spacer, pożycie jak wstążka, krętych ścieżkach, malowniczych jak Rembrandt, czy brutalnych jak Wietnam, z Twą pomocą przetrwać, jeśli dasz mi szansę, kobieta taka jak Ty, ze zwykłym chłopakiem. Nie, nie - Nie zwykłym chłopakiem! Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą Nie mogę zebrać myśli, kiedy jesteś obok. Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą W radości i w smutku, chce byś był obok.  [Teka – „Jesteś”]

 

Bardzo długa, ale bardzo „moja”. Bo taka jest prawda. Od jakiegoś czasu (narasta to im bliżej do powrotu Esia) chciałabym już go mieć. Dla siebie, przy sobie. I nie wypuszczać go. Hm, M. wyjechała na weekend do domu. Wróciłam do domu, do czterech pustych ścian. Co z tego, że własnych. Chciałabym żeby Esio był, żeby przytulił, wypił ze mną herbatkę, wysłuchał. On umie słuchać. A potem pamięta to, co do niego mówiłam, naprawdę pamięta. Cudowne uczucie... Ale czekał na mnie nagrzany od słońca pusty pokój i cisza wszędzie panująca. Okropne uczucie. Chyba już odzwyczaiłam się od samotności po dwóch latach mieszkania z kimś. Może Ł. niedługo z Hiszpanii wróci, przynajmniej ktoś za ścianą będzie. Zawsze to inaczej. A teraz panuje niczym nie zmącona cisza. No, nei do końca – przerywa ją stukanie moich palców na klawiaturze.

 

Nie marzę o niczym innym, jak o śnie. Po ośmiu godzinach siedzenia i nic nierobienia jestem wykończona. Przez chwilkę biegałam po mieszkanku w samej tylko podkoszulce, potem wzięłam prysznic, spod którego zostałam wyrwana dźwiękiem telefonu. Dzwoniły babcia z mamą. Mówiły, ze mam nie przesadzać, ze to praca, że nie ma lekko. Ja się z nimi całkowicie zgadzam, tylko po jaką cholerę robić coś, co cię męczy??? Co z tego, ze praca jest ciekawa, skoro wracasz do domu wykończona psychicznie. Fizyczne zmęczenie jeszcze jakoś pokonasz, ale z psychicznym łatwo już nie jest. Przynajmniej z moim. Mama dodatkowo zmartwiła mnie tym, ze prawdopodobnie w tym roku nie będzie dofinansować z uniwersytetu do wyjazdów. Ale kurde, rok temu przecież załatwiałam sobie wyjazd do Sopotu na wariackich papierach. W ciągu kilku dni wszystko miałam gotowe. To, ze na 2 dni przed wyjazdem okazało się, że biuro z Gdańska nie zarezerwowało mi hotelu to już inna rzecz. Ostatecznie pojechałam do rewelacyjnego pensjonatu w Sopocie i to jeszcze nad samym morzem. Nie ma złego, bez dobrego. Przecież warunek jest taki, ze ma to być wyjazd zorganizowany. Mój brat w tym roku nie dostał bo do Londynu jechał na własną rękę. A ja... chciałabym pojechać do tej Chorwacji. Ale czy mi się chce, tak na wariata wszystko załatwiać??? Z jednej strony byłoby fajnie, z drugiej trochę mi się nie chce. Dokładnie zagłębiłam się z ofertę i mimo, że jest bez wyżywienia to da się przełknąć. Jest jeszcze możliwość wyjazdu do Bułgarii. A może do Krainy Mojego Dzieciństwa??? Żeby tak oni dali się namówić. No i żeby dziadkowie się zgodzili... Czas pokaże, się zobaczy. Nic na siłę. Wczoraj rozmawiałam z M. Ona jest tego zdania co ja. Nie ma co załatwiać wyjazdu skoro nie ma jeszcze Eśka i na dobrą sprawę nie wiadomo jak to się ułoży. Z jego pracą i sprawami na uczelni, po powrocie będzie musiał trochę pobiegać po mieście. Według mnie lepiej chyba byłoby odłożyć kasę na jakiegoś fajnego sylwestra albo inny wyjazd podobnego typu. A Wy jak myślicie??? Swoją drogą to przecież mama nie pracuje na uniwerku i na dobrą sprawę to nie jest osobą kompetentną do udzielania mi informacji na temat  dofinansowania. Nie ujmując niczego mojej mamie oczywiście.

 

Chciałabym tylko być z Eśkiem. Pójść na spacer, żeby było ciepło (w środku), żebym się śmiała i tak dalej. Na razie to marzenia ściętej głowy.  Tak samo, jak z wyjazdem (być może) zresztą.

 

Dopiero 21, a ja nie mogę się skupić. Nie mogę zebrać myśli, oczy mi się zamykają. Idę wobec tego do łóżeczka. Jutro rano trzeba wstać, przejrzeć zaktualizowane strony biur podróży i iść na 4 godzinki do pracy.

 

Tak więc niniejszym:  Dobranoc.

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :