Archiwum wrzesień 2004, strona 5


wrz 11 2004 Wiedziałby, gdyby...
Komentarze: 9

Spokój, cisza, tylko ja i cztery ściany...

 

Godzina 8:23. Siedzę jeszcze w piżamie i popijam kawę z esiowego kubka. Słońce nieśmiało wygląda zza chmur i puka w okno. Dzisiaj będzie dobry dzień???

 

Być może.

 

Godzina 6:59. Obudził mnie sms. „Hej Kochanie. Właśnie kładę się spać w autobusie. Miłego dnia. Buziaki. Do szybkiego zobaczenia...”

 

Pierwszą wiadomość, jaką mi wysłał kiedy wyjeżdżał do Londynu (wtedy nawet z Wrocławia nie wyjechał) też zakończył słowami „do szybkiego zobaczenia”. I minęło nie wiadomo jak i kiedy...

 

Od razu wstałam, uruchomiłam komputery i odpisałam (dobrze, że Moje Kochanie aktywowało mi przed wyjazdem Miasto Plusa). Chciałam napisać coś... już nawet nie będę powtarzać, ale to byłą moja pierwsza myśl, żeby wysłać takie dwa słowa. Zamiast tego pożyczyłam kolorowych snów. Powiedziałam, żeby na siebie uważał, grzał brzuszek i się relaksował. Przesłałam buziolki.

 

Godzina 8:28. nadal siedzę w piżamie i popijam kawę z esiowego kubka. To znaczy kubek jest mój, ale jakoś tak nieoficjalnie się przyjęło, że to Esio z niego zawsze pije kiedy do mnie przychodzi. I bardzo denerwuje mnie fakt, że ktoś czasem sobie ten kubek weźmie i wypije z niego herbatę. Przecież to jest Esia kubek...

 

Tylko cicho już nie jest. Włączyłam Dido, bo na żadną stację radiową ochoty nie mam. Znowu przeglądam zdjęcia. Już znam je na pamięć, mam je przed oczami cały czas. Nawet, kiedy zamykam powieki (w myśl zasady „zmruż oczy”) i wracam do tych chwil.

 

Wczoraj wieczorem poczułam się strasznie zmęczona. Pościeliłam łóżko i już około 21 leżałam przykryta kołderką, jakoś zimno mi było. Zadzwonił Esio. Przypomniał, że mam na siebie uważać i dobrze się bawić. A jak jeszcze nazwał mnie „zmarzluszkiem kochanym” to się rozczuliłam. Ale nie płakałam. Dzisiaj też nie, tylko jedna łza mi spłynęła po policzku.

 

Poszłabym za tobą Esiu... & love you & miss you...

 

Esio nigdy nie przeczyta tych notek. Co prawda od kiedy się znamy i wygadałam się, że mam bloga pyta o jego adres, ale jestem konsekwentna. Nie daję, ten adres jest dla niego nieodstępny. to jest moje, tylko moje. Nawet jeśli jego dotyczy. Po co mu wiedza jak się czułam kiedy go nie było i jak się teraz czuję??? On to czuje w środku – tak powiedział. Niech tak zostanie. Kilka dni temu znowu zapytał o adres. Nie dostał, ale sam stwierdził, że chyba nawet by nie chciał go mieć. Mądry z Esia człowiek.

On nigdy tego nie przeczyta, choć nie powiem, że czasem mnie nie kusi żeby mu linka podesłać. Żeby już to wszystko z siebie wyrzucić. Tylko to byłoby chyba za łatwe, a w miłości nie można chodzić na łatwiznę. Czekać trzeba.

 

Godzina 8:40. Nadal siedzę w piżamie, nadal słucham Didio, tylko kawa już wypita. Przeszłam się z tym esiowym kubkiem po mieszkaniu. Jakoś bezpieczniej mi się zrobiło. I spokojniej. Od tego kubka i jego kawowego ciepła. A może od czegoś jeszcze???

 

Zaraz będę musiała trochę się spakować i jechać na dworzec. Przecież ten weekend spędzam u A. Jeszcze tylko podlać kwiatki, pozmywać, pozamykać systemy komputerów i można jechać. Jutro pewnie wrócę...

Od poniedziałku czeka nie bieganie po lekarzach, wizyta w PKO co by się zorientować w temacie kredytu studenckiego i odwiedziny w Szkole Turystyki. Muszę się w końcu dowiedzieć jak wygląda sprawa kursu pilotów. A poza tym nerwowe czekanie na list z uniwersytetu. Nawet nie chcę myśleć, że coś mogłoby pójść nie tak.

Mam też w planie przeczytanie w końcu „Greka Zorby” i „Mistrza i Małgorzaty”. „Nowy” Wiśniewski też leży przeczytany do połowy. Odkąd przyjechał Esio zapomniałam o nich. Teraz nadrobię zaległości. Mam nadzieję. Oprócz tego zrobię generalne porządki w mieszkaniu. Najwyższy czas, w końcu niedługo wprowadzają się nowi współlokatorzy.

I muszę też pogadać z kim trzeba w sprawie wejściówek na Bajora. A nóż widelec się uda. Być na koncercie Michała Bajora z Esiem... Eh.

 

Godzina 9:12. Ciągle siedzę w piżamie i ciągle słucham Dido. Pozmywałam naczynia, podlałam kwiatki. Mam jeszcze trochę czasu. Ponad godzinę do wyjścia. To niby tylko 2 dni, ale ja i tak nie wiem co zapakować. Pogoda niestabilna strasznie jest. Nie jadę na imprezę, tylko „na ploty”. Ograniczę się wobec tego do jednej bluzki i bluzy (esiowej rzecz jasna). Plus to, co na sobie. Powinno wystarczyć.

I tylko dokładnie w tej chwili jakiś niepokój mnie ogarnął. Niespokojność jakaś. Najpierw zaswędziała mnie dobra strona nosa (lewa, ta od miłości), a zaraz potem przyszedł ten niepokój, którego nie lubię. Gardło się zacisnęło, mięśnie w nogach napięły. To nie ma nic wspólnego z wyjazdem, przecież już nie raz jeździłam do A.

 

Esio???

 

Napiszę mu przed wyjazdem jeszcze smska. Nie mam nic na karcie więc odezwę się jak wrócę. Bo on to się odezwie na pewno. Obiecał przecież. W dodatku ustawił mnie (już jakiś czas temu) w telefonie pod V.I.P. Kochany Esiulek...

 

Już tęsknię. Już nie zobaczę go ani dziś, ani przez najbliższe 13 dni. Mogę mu tylko czulszego smsa wysłać. Hm, tylko żebym z cukrem nie przesadziła bo jego nadmiar może zaszkodzić przecież.

 

Godzina 9:39. Już nie siedzę w piżamie. Płytę też zmieniłam na „Mów do mnie jeszcze” Steczkowskiej i Deląga. Lekko swingujące, popowe utwory. Moje klimaty prawie że. Przy takiej muzyce to fajnie by się jechało w nocy autkiem. Albo jadło kolacyjkę, albo milczało, albo...

 

Godzina 9:49. Wysyłam smska do Esia, wysyłam smska do rodzinki w B-stoku. Sprawdzam rozkład jazdy autobusów, dopakowuję bluzę, płytę ze zdjęciami i w zasadzie mogę jechać.

 

I tylko trochę żałuję, że Esio nie wziął „Samotności...”.

„Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. Przecież to takie proste.” Przeczytałby i już by wiedział.

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 10 2004 Wyznanie2.
Komentarze: 10

Chciałabym coś opowiedzieć. Jemu. Tylko jemu, przy świetle świec albo słońcu w zenicie. Przy muzyce albo w zupełnej ciszy. Chciałabym powiedzieć coś, co usłyszy tylko on.

 

Nigdy wcześniej nie byłam niczego tak bardzo pewna jak właśnie tego. Utwierdzam się w tym każdego dnia, w każdej godzinie, w każdej jej minucie.

Wystarczy, że spojrzę, przypomnę sobie, że poczuję...

 

Kocham Cię Esiu!!!

 

Chcę to w końcu z siebie wyrzucić zanim mnie zje. Czasem chcę to WYKRZYCZEĆ, czasem mam wrażenie, ze dłużej tego nie zniosę, ale..

 

....ale muszę czekać. Na co??? Aż Ty powiesz mi to pierwszy. To nie chodzi już o to, że jestem jedną z konserwatywnych tradycjonalistek, według których to mężczyzna pierwszy powinien wyznać miłość kobiecie.  Jest to bardzo przyjemne i wskazane, ale czasem od reguły można odstąpić.

 

Ja czekam jednak z innego powodu. Wiem, że mogę się nie doczekać. To, co już usłyszałam/przeczytałam znaczy dla mnie bardzo dużo. Kiedyś, jeszcze wtedy nie byliśmy ze sobą, powiedziałeś, że nigdy nie powiesz „kocham”, że nigdy już nie zaufasz.

Ale chyba wyjeżdżając do Londynu na tak długo musiałeś mi trochę zaufać, prawda??? Bo inaczej to nie miałoby sensu. Ty byś gryzł się tam, ja tutaj. Ale wytrzymaliśmy, widzisz??? I jest lepiej niż było, miałeś więc rację mówiąc, ze przed nami „przyszłość. Jeszcze lepsza”. Dziękuję Ci, ze podtrzymywałeś mnie na duchu, kiedy zaczynałam wątpić, że pamiętałeś o różnych małych okazjach, że nie zapominałeś o słowach, które kiedyś powiedziałam i których ja już nie pamiętałam.

 

Mimo, że miałeś „już nie ufać” chyba trochę wiary/nadziei miałeś przez ten czas. Kilka razy napisałeś, że kochasz. Nieśmiało, zawsze na końcu rozmowy. Przechowuję te wiadomości w archiwum, chociaż do nich nie zaglądam. Nie zaglądam bo od 2 tygodni mam Cię codziennie. I jest mi CUDOWNIE!!! W niedzielę, dzień Twojego przyjazdu powiedziałeś cicho, nieśmiało, ale usłyszałam.

 

Ja też cię kocham – tylko dlaczego te słowa nie chcą przejść mi przez gardło???

 

Te 4 miesiące bez siebie zbliżyły nas. To widać. Nawet na zdjęciach widać. Nie ma ich na razie za dużo, ale mam nadzieję, ze to się zmieni.

Te 4 miesiące... minęły tak szybko. to czemu 2 tygodnie bez ciebie wydają mi się wiecznością???

 

Przed twoim wyjazdem byliśmy ze sobą 2 miesiące. Zżyliśmy się bardzo. Do tego stopnia, że – jak opowiadałeś po przyjeździe – O. ostrzegał Cię żebyś się nie zakochał przed wyjazdem.

Ale nie udało się. Tak powiedziałeś, a potem spojrzałeś na mnie...

Co wobec tego znaczą 2 tygodnie???

 

Potem będzie już tylko lepiej, prawda Esiu???

 

Dziękuję Ci, że jesteś. Że kiedy jest mi źle to wysłuchasz i pomożesz, wytłumaczysz. Że nie pozwoliłeś i nie pozwalasz mi zwątpić w siebie, w nas. Że...

 

Przepraszam Cię Esiu. Przepraszam Cię za to, że zdarzało mi się wątpić, wieszać na Tobie psy tylko dlatego, że wyjechałeś. Hm, no tak – Ty nie wiesz co się we mnie działo. Powiedziałam Ci tylko o huśtawce nastrojów.

Przepraszam Cię, ze mnóstwo razy chciałam odejść, zamknąć za sobą drzwi i już do nich nie podchodzić. Tyle się we mnie wtedy działo. Przepraszam Cię za mój chłód i niedostępność, które się czasem pojawiają. Przepraszam, że nie dostajesz ode mnie tyle, na ile zasługujesz.

 

Nie umiem Ci powiedzieć, że Cię kocham, ale staram dać Ci to do zrozumienia. Cieplejszym, mocniejszym przytuleniem; (nie)zwykłym całuskiem w czółko, upieczonym ciastem.

 

Nazwałeś mnie swoją Nadzieją na lepsze. A ja chcę cię nazwać Moim na lepsze Nadziejem.

 

Dajesz mi siłę, wiarę i ciepło którego potrzebuję. W tej kwestii jesteśmy identyczni...

 

Wracaj szybko Kochanie!!! Baw się dobrze, wypoczywaj, ale wracaj szybko. Będę tu bardzo za Tobą tęsknić.

Od tamtego marcowego dnia, kiedy się poznaliśmy byłeś w Moim Świecie codziennie. Potem wyjechałeś, ale nadal byłeś. Tylko jakby ciszej się zrobiło. Byłeś w smsach, e-mailach, telefonach. Byłeś na zdjęciach i w moich myślach, mojej pamięci. Zaakceptowałam fakt, że jesteś te kilka tysięcy kilometrów dalej.

I nagle się pojawiłeś. Znowu zawirowało, zrobiło się kolorowo, bardziej intensywnie.

A teraz znowu jedziesz. Na 2 tygodnie, na wakacje. Ale znowu będę Cię miała tylko w smsach co 2-3 dzień. I będę tęsknić...

 

A kiedy wrócisz postaram się załatwić wejściówki na Bajora. A po koncercie wrócimy na pyszną kolację, przeżyjemy ten koncert jeszcze raz... Po naszemu.

 

Kocham Cię. Kiedyś w końcu to samo ze mnie wypłynie, już jest na samym wierzchu.

Kocham Cię, dzięki Tobie zobaczyłam słońce...

 

Moje do Ciebie wyznanie zakończę piosenką Dżemu

 

Chcę ci coś opowiedzieć, ale brakuje słów żeby wyrazić to, co czuję Mogłabym to namalować, lecz nie wymyślił nikt kolorów, które można użyć Napisać mogłabym wiersz, lecz jak odnaleźć rym, który uwielbi imię twoje Na zawsze z tobą być Śnić z tobą twoje sny jak mam ci o tym opowiedzieć Kocham cię już wiem Jedno słowo, cichy szept Kocham cię już wiem jedno słowo, a tyle mieści się...

 

................................................

 

Nawet nie wiecie jak bardzo chcę mu to powiedzieć. No, Ania na pewno...

Ta notka, to samo życie. Czucie. To we mnie jest. Zresztą co Wam będę dużo mówić, sami wiecie najlepiej.

 

Czy się uzależniłam??? Tak!!! Uzależniłam się od Esia. Tylko, żeby to nie poszło w złą stronę... Muszę uważać, przecież kiedyś wróżka powiedziała mi, że będę od mężczyzn uzależniona. A każdy nałóg wykańcza, nawet jeśli jest Miłością. Odpowiednio stosowana nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie – powinna wyleczyć ze smutku, żalu, zwątpienia.

 

Mnie wyleczyła.

 

Bez Esia słońce nie świeci tak jasno i wysoko, bez niego kawa ma inny smak. Bez niego Michał Bajor nie śpiewa tak przejmująco o „Miłości jego największej” – nasza z Esiem ulubiona piosenka.

 

„(...)I nic nie powiem jej broń Boże Nie powiem nic umyślnie Dopóki milczę to ją mnożę Gdy wyznam wszystko pryśnie Więc nie wyśpiewam mej miłości Niech nie wie co się dzieje I nieświadoma swej piękności niech w myślach mych pięknieje(...)”

 

Bez Esia „Walc na tysiąc pas” nie porywa tak cudownie do tańca...

 

Bo u nas z Esiem to zaczęło się od Bajora właśnie. Ale o tym innym razem, 19 września. (Jeślibym zapomniała to mi przypomnijcie).

 

Patrzę na zdjęcia. Jakiś spokój do mnie przychodzi. Mniej się boję. Widzę Esia twarz, obok widzę swoją. Uśmiechnięte, szczęśliwe, zakochane. Będę na niego czekać, warto. Będę za nim tęsknić, ale przecież „tęsknić i czekać to prawie to samo pod warunkiem, że tęskniąc się czeka, a czekając tęskni”.

 

Widzę twoją twarz, wciąż brakuje mi słów... I choć dzisiaj tak daleko nam do siebie, wiem jedno, na pewno zobaczę cię znów.

 

Szczęśliwej podróży Kochanie!!! Uważaj na siebie, całusek w czółko na dobrą drogę. Wracaj szybko, ja tutaj czekam...

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 10 2004 Again and again.
Komentarze: 3

Słucham Dido, oglądam od godziny te same zdjęcia. Te z Kłodzka i te ze spaceru, na który poszliśmy przy okazji jakiejś mojej wizyty u Esia.

 

I co z tego do jasnej cholery, że to tylko 13 dni???!!!

 

Siedziałam przed komputerem i segregowałam fotki, kiedy zadzwonił Esio, że jest już pod bramą, ale domofon nie działa i czy mu otworzę. Jak szalona zbiegałam na dół. A potem było dobrze.

 

Włączyliśmy „Epokę lodowcową”. Udało nam się obejrzeć 30 pierwszych minut bo potem zrobiło się jeszcze cieplej. Dopiero dzwonek do drzwi podziałał jak klimatyzator. To M. nie mogła otworzyć drzwi. Eh...

Na dalszy ciąg będziemy musieli z Esiulkiem poczekać do jego powrotu.

 

Tyle dziś dostałam ciepła, tyle czułości. Każde jego słowo dźwięczy mi w uszach, zdjęcie przede mną stoi, a oczy się pocą. Again and again!!!

 

Powiedział, że wieczorem jeszcze zadzwoni. Może lepiej niech tego nie robi??? Skoro miałam ochotę biec za nim po schodach żeby go zatrzymać, to przez telefon się rozpłaczę na 100%. Już za nim tęsknię???

 

A myślałam, że „dojrzałam”. Powiedział, że będzie pisał smski. Nie codziennie, ale będzie piał na pewno. I mam o nim myśleć i mam za nim tęsknić. A jak wróci to... (zachowam dla siebie)

„Kochanie ja będę tęsknił. Ale swoją drogą niedługo wrócę. Nie martw się. niedługo znowu będziemy razem. „

 

I’LL SEE THE SUN AGAIN!!!

 

To Esio jest moim słońcem. Uwielbiam jak się śmieje, jak opowiada, uwielbiam go słuchać. Uwielbiam na niego patrzeć. Uwielbiam mieć poczucie, że jest obok. Nawet nie musi nic mówić, byle tylko był.

 

Nie wziął „Samotności...”. Po raz kolejny mnie rozczulił.

 

Ja: Esiu książeczkę ci przygotowałam

E.: Minia, ja jej chyba nie wezmę. Jak wrócę...

Ja: A dlaczego???

E.: Bo ja się boję, ze ją zepsuję albo coś.

Ja.: Esiu jak można zepsuć książkę???

E.: Kochanie przecież to twoja ulubiona książka. Nie chciałbym żeby coś się z nią stało w podróży. (całusek)

Ja.: Oki Esiu... (całusek)

 

Ugotowaliśmy kukurydzę, pyszna była z masełkiem i solą. Do tego pomarańczowy „Konradek” (Esio) i chemią naładowana oranżada, którą lubią w Chicago (ja). a potem był czekoladowy budyń z wisienkami i „Bruce Wszechmogący” na monitorze. O dziwo dotrwaliśmy do końca.

 

A teraz Esia już nie ma. Już pojechał się pakować. Wiem, że porównaniu z tymi 4 miesiącami, te 2 tygodnie to nic. Ale co racja, to racja, że jak się kogoś kocha to każda godzina bez tej osoby to wieczność.

 

Kolejna próba czasu. Ta pierwsza, trudna i długa, udała się. jest lepiej niż było. Teraz też tak będzie, ja w to wierzę.

 

... i tylko ciągle czuję jego dłonie na swojej szyi. „Kochana moja misia, moje złotko...”... On by mnie skrzywdził, nie zrobiłby nic wbrew mnie. Nawet jeśli jest „tylko” facetem.

 

MISS YOU SO...

 

Dobrze, że weekend spędzę u A. Szybko zleci. Bo weekendy są najgorsze. Nie dość, ze bez rodziny...

Kiedy, pamiętam, mówiłam Esiowi, ze za nimi tęsknię, ze czasem czuję się potwornie sama. Powiedział wtedy, że on wie, że to nie to samo, że na razie to tylko wyjazd do Anglii pozwolił mu poznać czym jest dłuższa rozłąka z rodziną, ale że przecież on jest.

Wiem Esiu, wiem, że jesteś...

 

Dzisiaj wszystko we mnie krzyczało. „Kocham, kocham, kocham”. Niech tak zostanie, nie chcę tego zmieniać.

 

Ledwie zamknęłam drzwi, już chciałam wysyłać smsa „Kocham cię...”. Nie wysłała,. Poczekam, aż te słowa pojawią się w rzeczywistości najpierw powinny być usłyszane...

 

Hm, i znowu będą tęskne notki. Podobne do tych z ostatnich czterech miesięcy...

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 10 2004 Upić się.
Komentarze: 7

Piję herbatę o smaku lemonki, jem bułkę z pasztetem (Firmowym marki Profi) i czekam na Esia.

 

Ma przyjechać. Za chwilę, na chwilę, pożegnać się. Tylko „ta chwila” minie bardzo szybko. Boję się jej...

 

Boję się też pożyczyć Esiowi „Samotność...”. chyba znowu wpadam w paranoję...

 

Dzisiaj nie jadę do babci, jutro jadę do A. Jutro też wyjeżdża Esio.

 

Płakać mi się chce, mimo że tym razem to tylko 13 dni. Mimo, ze moja tęsknota dojrzała i mniej się boję to znowu dopadł mnie dołek. Nie wyobrażam sobie dnia bez Esia. Bez jego „Do jutra kochanie” przypieczętowanego całuskiem.

 

Jakoś usycham bez niego..

 

Mam ochotę zamknąć drzwi, zasłonić  żaluzje, otworzyć wino i się upić. Jeszcze zapalić kadzidełko. Żeby było duszno, pijanie i zmysłowo w jakiś sposób.

 

Obudziło się we mnie bardzo wyraźne chciejstwo. Od wczoraj je mam. Chciałabym upić się z Esiem czerwonym winem (koniecznie półwytrawnym) w wannie pełnej gorącej wody i piany. Względnie pod prysznicem z żelem do kąpieli o zmysłowym zapachu lilii wodnej i lawendy. A potem zasnąć w kolorowej pościeli. Po prostu wtulić się w jego gorące od wody i pachnące od piany ciało i zasnąć.  Eh...

 

Trzeba czekać... A tak ciężko, że aż boli.

 

Patrzę na nasze zdjęcia z Kłodzka. Uśmiechnięte, kolorowe, przytulone. Łzy same płyną. A to tylko 13 dni. Ale każdy dzień bez Esia jest niepełnowartościowy. Wiem co pisałam kilka dni temu, ale można to rozbić o kant dupy.

 

DZIEŃ BEZ ESIA JEST NIEPEŁNOWARTOŚCIOWY!!!

 

W głośnikach Edyta Górniak śpiewa, że „choć dzisiaj tak daleko nam do siebie to wiem jedno, na pewno zobaczę cię znów”...

 

Ja też Esia zobaczę. Tylko żeby się nie zmienił po przeczytaniu „Samotności...” – ta książka przecież zmienia, po niej nic nie jest takie samo. Znowu chyba tworzę sobie problemy tam, gdzie ich nie ma.

 

Przedwczoraj szliśmy z Esiem w okolicach Rynku. Minęliśmy klomb z różami.

 

E.: Jakie ładne róże, popatrz Misia jak ładnie wyglądają oświetlone.

Ja: Nie lubię róż. Wolę tulipany... Ale rzeczywiście ładne.

E.: Ojej, przepraszam kochanie a ja ci przed wyjazdem różę przyniosłem...

Ja: Nie masz za co przepraszać. Mam nadzieję, że była od serca – to się liczy...

E.: Była, była moje ty kochanie...

 

Rozczulił mnie. Nie wiem czy był ku temu powód, czy nie, ale mnie rozczulił.

 

Podczas tej samej przechadzki doszliśmy do wniosku, że chłopak podświadomie szuka dziewczyny przypominającej jego matkę, a dziewczyna podświadomie szuka chłopaka podobnego do jej ojca.

Nie wiem czy jestem podobna do mamy Esia (jeśli chodzi o wygląd to moja mama bardziej by pasowała), ani on nie wie czy jest podobny do mojego taty. Jedno się zgadza, stwierdziliśmy to w żartach oczywiście. Mój tata często wyjeżdżał, Esio też. Wyjechał na tak bardzo długo, pobył 2 tygodnie w domu i znowu jedzie. Co z tego, że na 13 dni.

 

Esiątko moje...

 

Uwielbiam te kosmate myśli, które pojawiają się wtedy, kiedy nie powinny. Kiedy chciałoby się dotknąć „inaczej”, a nie można. Taki fajny dreszczyk przeszywa ciało, tylko skupić się jest ciężko na czymkolwiek. A wczoraj w windzie... To była chwila, jazda na 4 piętro, ale kiedy się zbliżył z tym swoim uśmiechem to słowo honoru, że miałam ochotę wcisnąć „Stop”.

 

Oj kosmacisz mi myśli Esiu, kosmacisz.

 

Czasem ciężko zasnąć... Dopiero łzy przynoszą uspokojenie.

 

Gdyby wczoraj nie był samochodem... Kiedy zgrywałam z płyty zdjęcia na twardy dysk mojej zabaweczki stanął za mną. Delikatnie przesuwał palcami po szyi. „Moje ty kochanie...” – szeptał.

Znowu dreszcz, znowu chciejstwo. Wiedziałam, że jeśli się odwrócę, że jeśli wstanę to może już być za późno, może nie być odwrotu. Dlatego siedziałam dalej i tylko bardziej przytuliłam się do niego...

 

Chyba robię się za bardzo intymna...

 

 Upiłabym się winem i kosmatymi myślami. Najchętniej urzeczywistnionymi

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 09 2004 Marzenie.
Komentarze: 3

Moje... jak to nazwać...??? Marzenie??? Fantazja??? Nie wiem, w każdym razie „to” częściowo się spełniło. Krótko, bo krótko, ale ważne, że w ogóle, prawda???

 

Jeśli chodzi o facetów to kręcą mnie dwie rzeczy. Widok faceta pracującego przy komputerze. Coś w tym jest. Uwielbiam patrzeć na ich wyprostowaną (oni tak jakoś siadają specyficznie przy kompikach) sylwetkę, palce wsparte na myszce albo stukające w klawisze. Drugą rzeczą jest widok faceta prowadzącego samochód.

 

Może to dziwne, ale to mnie kręci. Poza innymi rzeczami rzecz jasna.

 

A dzisiaj miałam okazję być „nakręcona” przez jedno i drugie. Najpierw moje Kochanie sprawdzało coś w Sieci, a potem mogłam patrzeć jak prowadzi samochód. Spokojnie, bez nerwów. Muzyka w radio grała, latarnie świeciły, obok mknęły inne samochody. Jechaliśmy przez zasypiające miasto, czułam się rewelacyjnie. Moje chciejstwo...

 

Popołudnie i wieczór też były bardzo przyjemne. Pojechałam do Esia na pyszne leczo, potem obejrzeliśmy film. Co prawda nie „Godziny” bo coś chodzić u niego nie chciały, ale „Zmruż oczy” obejrzeliśmy bez przeszkód. Udało nam się obejrzeć film!!! Hehehe, wniosek z tego taki, że filmy powinniśmy u Esia oglądać. W międzyczasie przyszedł Ł. coś drukować, pogadaliśmy chwilkę, a wczesnym wieczorem pojechaliśmy do chłopaka K. zgrywać zdjęcia z Kłodzka. przy okazji obejrzeliśmy „I robot” – pełen efektów specjalnych dlatego lepiej oglądać go w kinie.

 

Podwieźliśmy K. do domu, a potem Esio mnie odwiózł. I tu się zaczęła uczta dla moich oczu... Rany, jaki on jest przystojny!!! Przez jeden i drugi film miałam kosmate myśli (Esio chyba też...), ale na myślach się skończyło. Niestety, hehehe. Ale co tam, za 2 tygodnie odbijemy to sobie z nawiązką.

Ten facet na mnie jakoś tak działa... Myśli mi kosmaci, chciejstwa powoduje... Kiedy byliśmy u W. i oglądaliśmy „robota” miałam olbrzymia ochotę szepnąć mu do ucha, tak żeby usłyszał tylko on, „kocham cię...”. Tylko silna wola, u kresu wytrzymałości już, nie pozwoliła mi tego zrobić. Byłoby chyba lekko (a może trochę bardziej) confused.

 

Jakoś nie mogę się pogodzić z myślą, że on wyjeżdża. Mimo, ze to tylko 2 tygodnie. Chce pożyczyć na drogę „Samotność...”. Uprzedziłam lojalnie, że mam tam zaznaczone „moje” cytaty i kilka stron jest pomarszczonych – tak płakałam.

 

Oj Esiu, Mój Ty Esiulku Kochany...

 

Dzisiaj bardzo subtelnie i delikatnie było. Jak mi otworzył drzwi (pierwszy raz udało mi się trafić do właściwej klatki samej – Victory!!!) w samych tylko spodenkach krótkich (na wyjazd specjalnie kupionych) to zamarłam i od razu zachciało mi się w ramionach Esia zostać.

Chciejstwo moje zostało spełnione, tylko, że wyglądało to tak, że Esio Mój Kochany położył się na łóżku z głową na moich kolanach, a moje ramiona mogły się na esiowych oprzeć. Niesamowite uczucie!!!

 

W zasadzie, mimo wszystko, szkoda, że odwiózł mnie autem. W przeciwnym razie nie pisałabym teraz tej notki tylko była w innym świecie. Świecie zmysłów, zapachów i tak dalej. I do rana byłoby mi ciepło... Resztę dopowiedzcie sobie sami. I tylko boli trochę, że trzeba będzie czekać na taką ucztę 2 tygodnie.

 

Esiu!!! „Widzę twoją twarz, wciąż brakuje mi słów...”

 

Jutro jeszcze rano przyjedzie na chwilkę. Tylko na chwilkę niestety.

 

A ja już za nim tęsknię. Jeszcze jutro go zobaczę, jeszcze popatrzę, jeszcze pożegnam, przytulę, a już dzisiaj tęsknię. Ale jakoś inaczej jednak. Bez strachu, bez obaw. To jest „dojrzalsza” tęsknota jeśli można to tak powiedzieć.

 

I wydaje mi się, że „Zmruż oczy” to był film akurat na dziś. Przecież kiedy go nie będzie to wystarczy, że zmrużę oczy i on znowu będzie ze mną, przy mnie. Będę mogła przeżywać minione godziny ciągle na nowo. Aż do jego powrotu.

 

„Kiedy tęsknię zamykam powieki i jesteś...”

 

Kocham cię Esiu!!!

 

 

 

alexbluessy : :