Archiwum wrzesień 2004, strona 3


wrz 17 2004 (Nie)Wyśpiewam.
Komentarze: 6

Siadaj, siadaj Aniele. ja Ci dzisiaj coś opowiem. Opowiem Ci całą prawdę. A właściwie po kiego grzyba ja mam Ci to mówić, przecież Ty to wszystko wiesz. chcesz to „przeżyć” jeszcze raz??? Hm, ale czy ja chcę. Przecież teraz ma być przyszłość. Jeszcze lepsza – jak powiedział Esio.(O, widzisz??? Już mi się głoś łamie, ale opowiem Ci  jak to się zaczęło pół roku temu (ale ten czas leci), jak było i jak jest).

 

Ale najpierw powiem Ci coś innego. Wiem, że musiałeś się wczoraj nieziemsko męczyć kiedy zmuszałam Cię do słuchania chyba wszystkich po kolei płyt z polskim hip hopem, jakie mam na półce. Która płyta Ci się najbardziej podobała Eljot??? „Futurum” FU, Grammatik czy może raczej squad Mojego Brata Kochanego??? Wiesz, dla mnie numerem jeden jest Grammatik i marne szanse, że to się kiedyś zmieni. (Czekaj, niech „Eternia” doleci do końca i zmienię klimaty)

Jak się wczoraj położyłam, włączyłam płytkę Grammatika i zaczęłam ryczeć to niedługo potem mi przeszło. Z tego miejsca apeluję. Wszyscy macie obowiązkowo posłuchać (oczywiście ci, którzy nie słyszeli) trzech utworów: „Każdy ma chwile”, „Moja historia” i „Zwyczajne marzenia”. A jak komuś wpadnie w ucho to może dorzucić „Nie ma skróconych dróg”. To jest zadanie domowe ode mnie i Anioła dla Was.

 

Widzisz Eljot, pochlipałam, pochlipałam, a potem otarłam łzy. I już. Nawet pranie zrobiłam i wylśniłam pokój. Kilka godzin się z nim męczyłam, ale musisz przyznać, że dawno tak nie lśnił. Aż przyjemnie usiąść. Stary, dobry Carlos Santana ze swoim „The best instrumental” w głośnikach, monitor czysty (w końcu!!!), Esio ma się dobrze (oby tylko nie za bardzo, Ty tam miej na niego oko Aniele), Anioł Stróż przy boku i cytrynowa świeczka na parapecie. Super.

Przy okazji znalazłam zapalniczkę Esia. Rzucił mi ją pod łóżko, a potem twierdził, że to ja się nią „zaopiekowałam”. To samo było z kluczami do jego mieszkania, które musiał ostatecznie dorabiać. Jakąś kleptomankę ze mnie robi, czy jak??? Ale niech już wróci, bo bardzo mi go brakuje.

 

Bo widzisz Aniele, Mój Stróżu, znowu stało się tak, że jak Esia potrzebuję to go nie ma. W czerwcu też go potrzebowałam, a on jedynie mógł zadzwonić. Oj Eljot, Eljot... A teraz jeszcze tydzień mam czekać. No ja wiem, że zleci szybciej niż myślę, ale ciężko jest. Znowu mam ochotę płakać, kosmatki nie dają spokoju, a Esiulek tylko śmieje się ze zdjęcia.

 

I jeszcze ten Santana (moja ulubiona płyta „The best intsrumental”) jak gra... Tylko zapalić świeczkę (pali się), otworzyć wino (nie ma, ale będzie...) i się zatopić...

 

Hm... Nie rób takich zdziwionych oczu Eljot. Zastanawiam się czy nie porzucić pisania, wiesz??? Jestem tym trochę zmęczona. Wiem, że tam są Ludzie, którym zawdzięczam bardzo dużo, bez których pewnie nie poradziłabym sobie, ale czuję też, że nie mam chyba ochoty dłużej się uzewnętrzniać. Bo zaprzeczam tym pisaniem sama sobie. Z jednej strony robię dobrą minę do złej gry, wydaję się niezłomna przez co niedostępna i niesympatyczna. A tutaj, pokazuję swoje prawdziwe JA. Z całym jego rozmemłaniem, wrażliwością i takimi różnymi. Być może dziś piszę ostatni raz...

 

.............................................

 

Dzisiaj mija pół roku.

 

Pół roku temu, o godzinie 19 na placu Solnym po raz pierwszy zobaczyłam Esia. To miało być, jak nie raz już pisałam, spotkanie na jeden wieczór. Poznaliśmy się tydzień wcześniej na czacie Wirtualnej Polski, potem były rozmowy na gg. Dzień w dzień, raz krócej, a raz dłużej. W końcu zdecydowaliśmy się spotkać. Żeby nie siedzieć w domu, w zasadzie bez nadziei na dalszy ciąg znajomości,

 

Rzeczywiście...

 

Wśród wielu pytań jedno utkwiło mi szczególnie w pamięci. Bo zaskoczyło mnie.

 

E.: Słuchasz Bajora?

Ja.: A to jakiś wyznacznik jest?

E.: Nie, ja słucham.

Ja. :Ja też słucham..

E.: J

Ja.: J

 

I tak się zaczęło. W zasadzie od Michała Bajora, płyty z piosenkami Wojciecha Młynarskiego z Gali XXI PPA  i „Ballad morderców” w wykonaniu Kingi Preis i Mariusza Drężka.

 

(Poczekaj Eljot, kawy sobie zrobię)

 

....a kiedy się spotkaliśmy to buzie nam się nie zamykały. Miały być 2 godziny, wyszło tego grubo ponad 5. A następnego dnia rano zamigał mi w prawym rogu monitora komunikat, że „S. przesyła wiadomość” – „Dziękuję za bardzo sympatyczny wieczór. Mam nadzieję, że szybko to powtórzymy. Śpij dobrze.”

Uśmiechnęłam się. Przecież on mówił, że już nie będzie na gg, a wiadomość wysłał około 2 w nocy.

 

Potem już się potoczyło. Najpierw były spacery, głównie po Ostrowie. Krótkie, bo Esio przygotowywał się do egzaminu inżynierskiego. Najdłużej nie widzieliśmy się przez 5 dni, kiedy wyjechałam na Wielkanoc do Warszawy. Co to było za powitanie potem... Na Ostrowie Tumskim. Od tej pory zaczął się najwspanialszy okres w moim życiu.

 

...i nagle porażenie jak piorunem. Wyjazd Esia na 4 miesiące do Londynu. Burza myśli, łzy. Jak to będzie, czy się skończy, czy nie. Tysiące pytań i żadnej konkretnej odpowiedzi.

Przed odjazdem powiedział, że nie ma prawa prosić mnie o to, żebym na niego czekała. Ze jak będę chciała się z kimś spotkać, to mam się spotkać. Hm, mimo niepewności i nieśmiałości w jego głosie dziwnie się poczułam. Jakbym była lekarstwem na samotność przez te 2 miesiące. Potem przeprosił, nie chciał żeby tak to zabrzmiało. Co innego miał na myśli.

 

Nadeszły 4 miesiące wzlotów i upadków. Nadeszła próba czasu, która chyba przeszłam(liśmy) pomyślnie, jak myślisz Eljot??? Chciałam to skończyć, chciałam krzyczeć „kocham cię”, chciałam...

I w końcu długo oczekiwany 29 sierpnia. Jego powrót. Padło tylko „cześć Skarbie” i świat zniknął. Nic nie było dookoła. Nie było mojej wakacyjnej współlokatorki K., nie było mojego współlokatora Ł. w pokoju za ścianą. Nic nie było. Był tylko Esio, jego ciepło, jego dotyk. Tylko to się liczyło. A tak się bałam...

 

Kiedy wrócił to było trochę jak w piosence „Miętowe pocałunki”. Wiesz, co mam na myśli, right??? 

„Miętowe pocałunki Witają świt pogodny Budzimy się do życia Siebie głodni, siebie głodni...”.

Bo jak zdarzyło się, że nie widzieliśmy się 2 dni to potem rzucaliśmy się na siebie. Spragnieni dotyku, bliskości, zapachu, ciepła. Zastanawialiśmy się jak to będzie po czterech miesiącach, skoro teraz tak się zachowujemy. Było dokładnie tak samo. Tylko bardziej.

 

... znowu był. Dzień w dzień. Dłużej, krócej, ale był. I jest. I będzie po powrocie z Bułgarii. Jest mi ciężko, ale już wiem, że chcę czekać. Że tyle już wytrzymałam, że jestem silniejsza. Ale mam też wrażenie, że chowam się coraz bardziej. podświadomie uciekam, boję się opuszczenia. Po raz kolejny... Wiem, ze to bezpodstawne i pozbawione sensu, ale jakoś ciężko mi jest zaakceptować... Boję się uwierzyć, mieć nadzieję. Głupia jestem, prawda Eljot???

 

Czasem jest tak jakoś dziwnie. Znowu ogarnia mnie bezsilność, bezsens tego wszystkiego i jakieś zniechęcenie. Ja wiem, że zniknie kiedy on wróci i już zostanie. Na razie znowu jestem w zawieszeniu. A kosmatki się obudziły. I mam olbrzymią chęć wysłać mu smsa „Mam na ciebie ochotę...”. Ale nie wyślę Eljot.

 

Jak mi jest źle to słucham piosenek Młynarskiego z płyty, którą dał mi Esio.

To było nasze 3 spotkanie. Siedzieliśmy w moim pokoju rozmawialiśmy, śmialiśmy. Słuchaliśmy muzyki, „Niedzieli na Głównym” właśnie. Dzień wcześniej mój brat został pobity...

A potem ta płyta stała się bardzo moja. Jakoś porywała, uśmiechałam się do niej... Hm, wiesz, że nawet teraz pogoda jest podobna. Wtedy tez słońce wychodziło i zaraz się chowało. Ale mi było jakoś ciepło i jasno w środku. Teraz też tak jest. A będzie jeszcze cieplej. Już czuję dreszczyk na samą myśl o tym, to dobrze, prawda???

 

... kiedy myślałam, że już nie wytrzymam słuchałam piosenki „Już cię nie kocham”. Wtedy naprawdę tak mi się wydawało. Ale to nie prawda. Na samą myśl, że już za kilka dni... czuję dreszcz, jakiś bliżej niezidentyfikowany spokój mnie ogarnia, cieplej się robi. Kocha się nie za coś, ale pomimo wszystko. Tak to jest Aniele, mam rację???

Wiem, że ta piosenka już Cię męczy. Jeszcze kilka razy, proszę...

 

Już cię nie kocham Niech świat to wie Z małego dworca te słowa ślę  Na małym dworcu wśród sztucznych róż W Kujawskim Solcu ile sił nie kocham już (nie kocha, nie kocha, nie kocha już) Nie przebaczę, nie przebaczę zmarnowanych nocy dni Łzami znaczę każdy list Wsłuchana w przeciągu, w pociągu wagonu brutalny gwizd W krótkiej podróży do pewnych spraw złapałam dystans Bye bye my love W Kujawskim Solcu serduszko me kolca po kolcu pozbyło się Ale gdybyś, ale gdybyś W jakiś wieczór słotny, zły chciał zrozumieć ten mój list pisany w przeciągu, w pociągu wsłuchany w mej złości gwizd Już cię nie kocham łzy ronię z nic A ty w to nie wierz Ty w to nie wierz nic a nic Treść listu odwróć i weź stąd mnie Na nic ta podróż Wciąż kocham cię... (kocha go...)

 

... następnego dnia, w poniedziałek,  znowu się spotkaliśmy. W marcowy dzień, nad fosą. A potem to już Esio przyjeżdżał żeby mnie „zobaczyć i uściskać” jak mówił. I w końcu przyszedł 4 maja. Wyjazd, mnóstwo wątpliwości i łez. Wytrwałam. Oboje wytrwaliśmy. Teraz może być już tylko lepiej.

 

Hm, bywało (i nadal bywa), że miałam ochotę (za)śpiewać „Im więcej ciebie, tym mnie. Bardziej to czuję, niż wiem...”. A to, co czuję kiedy Esio jest blisko najtrafniej odda fragment listu Natalii do Jakuba. Poczekaj Aniele, przeczytam Ci. 

 

„Wiesz, że ja zawsze tęskniłam za Tobą już troszeczkę, nawet gdy byłeś blisko mnie. Tęskniłam już tak sobie trochę na zapas. Żeby później tęsknić mniej, gdy już pójdziesz do domu. I tak nie pomagało”.

 

Wiesz Eljot, ja naprawdę kiedyś wybiegnę za nim i krzyknę „zostań”. Eh...

 

To byłoby na tyle. Mogłabym mówić jeszcze długo, ale po co. Schowam to w serduchu i niech tam siedzi. Czasem się do tego uśmiechnę, czasem zachlipię.

Tylko znowu zaczynam czuć się jak wtedy, kiedy był w Anglii. Jakby do jego powrotu nie zostało 7, ale dużo więcej dni. Znowu chce mi się wyć w poduszkę, pisać „końcowego” smsa...

 

W białych zim białych wierszach Złotych sierpnia pokojach Moja miłość największa nie wie nic, ze jest moja Czas ją syci jak wino Wyobraźnia upiększa Moją miłość jedyną Moją miłość największą I nic nie powiem jej, broń Boże Nie powiem nic umyślnie Dopóki milczę to ją mnożę, gdy wyznam wszystko pryśnie Więc nie wyśpiewam mej miłości Niech nie wie co się dzieje I nieświadoma swej piękności niech w myślach mych pięknieje  (...) Może kiedyś po latach jednak szepnę nieśmiało „Kiedyś, tamtego lata, strasznie panią kochałem” A ty przerwiesz w pół zdania me wyznania zabawne „I ja pana kochałam, wtedy latem i dawniej” I nic prócz małej chwilki żalu nie złączy nas kochana w tym dziwnym życiu, śmiesznym balu miłości niewyznanych Bladym tancerzom gra cichutko orkiestra salonowa A pod orkiestry każdą nutką podpisać można słowa W białych zim białych wierszach Złotych sierpnia pokojach Moja miłość największa nie wie nic, ze jest moja Czas ją syci jak wino Wyobraźnia upiększa Moją miłość jedyną Moją miłość największą...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 16 2004 Anioł wrócił.
Komentarze: 4

Eljot, czy Ty mi możesz powiedzieć dlaczego znowu przechodziłam obok domu Twojego Szefa i dlaczego znowu do niego nie weszłam???

Może to, co mnie spotyka, te wszystkie zakręty losu to właśnie przez to, że Tam nie chodzę, co??? A Ty znowu siedzisz z tą swoją zatroskaną miną i nic nie mówisz. Hello!!! Aniele, mówię do Ciebie, słyszysz???

 

Nie mogłam spać, Eljot. Obudziłam się w nocy po jakimś dziwnym śnie o koncercie Michała Bajora. O ile dobrze pamiętam to coś z miejscami było nie tak, ale to nie istotne teraz. Słuchaj Eljot, obudziłam się i nie mogłam spać. Jakiś strach mnie ogarnął. Nawet myślałam, że zwymiotuję. Myślisz, że to przez stres??? Pewnie tak... W każdym razie nie mogłam zasnąć, znowu kombinowałam aż spod czaszki zaczęło się dymić. Już nie wyrabiam, teraz mogę to z całą stanowczością powiedzieć. Że nie wyrabiam. Że potrzebuję odpoczynku. Że już nie mam siły. I że znowu, kiedy potrzebowałam kogoś obok siebie to byłam sama. Nikt nie stanął i nie powiedział, żebym się nie martwiła bo jakoś to będzie. Nawet Mama bała się powiedzieć, ze będzie dobrze.

Esio pojechał się wygrzewać na plaży. Zresztą on i tak nie jest w stanie zrozumieć moich rozterek. Jak kiedyś powiedziałam, dla niego tragedią jest nie zdany egzamin. Też bym chciała mieć takie problemy. On wstaje rano, spokojnie pije kawę, czyta „GW”, je śniadanie a potem wykonuje całą resztę. Spokojnie, bez nerwów. Co ja bym chciała, żeby też tak móc.

 

Wiem, Eljot, wiem, że sama wybrałam, że to był mój samodzielny i świadomy wybór żeby tu zostać. Nie żałuję, niczego nie żałuję, ale jest ciężko. Tym razem powiem Ci, że jestem zmęczona. Najchętniej położyłabym się i płakała. Pisałam wczoraj, że kiedy nad głową zawisł mi wielki znak zapytania dotyczący mojej dalszej edukacji pierwszą myślą było połknięcie tabletek na uspokojenie i zapicie ich jakimś dobrym trunkiem. A zaraz potem chciałam spakować się i jechać do rodziców. Tylko, ze to nie byłoby wyjście. Już nie mówię nawet o tych tabletkach. Sam wiesz najlepiej, że jestem zbyt słaba na coś takiego. Wyjazd by nic nie rozwiązał, a myślę, że nawet pogorszył. A Ty jak myślisz, hm??? Bo zobacz. Tam też nie miałabym szkoły, zostawiłabym Kochanego chłopaka, znajomych bym zostawiła. Byłoby jeszcze gorzej niż jest, tak myślę.

 

Powiedz mi jedną rzecz Aniele. Powiedz mi gdzie ja mam schowaną tą siłę, która pomaga/pozwala wstać z łóżka, myśleć, nie pozwala się poddać. Dziwię się, że jej tyle mam. Los lubi mi dokopywać, tylko zastanawiam się dlaczego. Odnoszę wrażenie, że gdzie się nie ruszę, tam pojawiają się przeszkody. Chciałabym żeby już było w miarę normalnie. Niech już zacznie się nauka, niech będą współlokatorzy. Wtedy może choć trochę odetchnę.

Bo na razie to musze pożyczać kasę od babci, czuję się jak żebraczka. Nie powinnam??? Eljot, o czym Ty mówisz??? Wiesz przecież jak moja babcia podchodzi do spraw pożyczek. Dlatego wolę takich sytuacji unikać, ale niestety nie mam czasem wyboru.

Jadąc do matki mojego Taty chciało mi się płakać. Z tego zmęczenia, z tęsknoty za Esiem i z tego, z eon od wczoraj się nie odzywa. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.

 

Poza tym coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam jednak ten syndrom wyjeżdżającego ojca. Teraz, w przyszłym tygodniu, jak już Esio wróci będzie mi ciężko go zaakceptować. Tak na dobre przyjąć do wiadomości, ze on jest. Będę się chować, wystawię pancerz i przyjmę postawę obronną. Zresztą to nie nowość. Ja już w tej chwili, a nawet od dawna, noszę coś w rodzaju zbroi. Żeby nikt mnie nie skrzywdził, żeby nikt się nie zbliżył bo to może wiązać się ze zranieniem, odtrąceniem, odrzuceniem. Ja się tego boję.

Ale, Eljot, jest mi też przykro bo wiem, że to Esia rani. Że on do końca nie wie skąd takie moje zachowanie wynika. Rany!!! Przecież on może sobie myśleć, że ja do niego nie czuję...

 

Idę ryczeć.

 

Wiesz Eljot, jestem zmęczona. Jestem tak zmęczona, że mam ochotę i siłę tylko na płacz. Porozmawiamy później, dobrze???

 

alexbluessy : :
wrz 15 2004 Tytan.
Komentarze: 8

Chyba jestem z tytanu. Nie wiem skąd ja mam siłę, wiarę, chęć. Nie wiem dlaczego po tylu przejściach, wątpliwościach i zwątpieniach znajduję jeszcze siłę i powód do wstania z łóżka. Przecież jeszcze wczoraj jedyną rzeczą, która wydała mi się najbardziej „sensowna” do wykonania było połknięcie kilku uspokajających tabletek i popicie ich jakimś dobrym winem.

 

Ucieczka.

 

Zaraz potem zaczęłam ostro kombinować w rezultacie czego stwierdziłam, ze jestem do dupy, że nic mi się nie może udać, i w ogóle po co ja żyję. Że nic mi się nie należy i nie zasługuję na nic dobrego.

 

Dzisiaj rano zadzwoniła Moja Mama, cała zapłakana opowiadała o jakiejś polskiej aktorce, która w jednym z wywiadów powiedziała, że przez całe życie wydawało jej się, że nic się jej nie może udać. Mama stwierdziła, ze może we mnie po tylu nieudanych próbach też jest takie przekonanie. Pewnie ma trochę racji. Mama pochlipała mi w słuchawkę, coś tam jeszcze poradziła i rozłączyła się.

 

Zaraz po Mamie zadzwonił Tata. Chciał mój numer konta to mu podałam, a on mi jeszcze powiedział coś takiego. „Słuchaj Ola, idź ty zapłać sobie tą szkołę i wyśpij się w końcu. To są tylko pieniądze. A twój spokój (a przy okazji i nasz) jest tego wart. Przecież to tylko pieniądze, głupie 150 złotych. A szkoła bardzo dobra. Mówię ci, idź, zapłać i już miej spokój w końcu. Ja ci zaraz kasę prześlę”.

 

I tak zostałam wpisana na pierwszy rok studiów Wyższej Szkole Zarządzania i Finansów we Wrocławiu. Będę studiowała zaocznie politologię, nie będę musiała liczyć. Rany, jak ja się cieszę!!! I jeszcze niemieckiego od podstaw będę się uczyła!!! Bo na cholerę mi angielski, skoro ten już biegle znam i będę musiała opłacić sobie konwersacje co by w czerwcu CAE zdać.

Ta politologia to całkiem przypadkiem wyszła. Jestem w znacznej części humanistką (nie odziedziczyłam po tatusiu zdolności do matematyki, ni do fizyki. A analityczność mojego umysłu idzie w trochę inną stronę).

 

Z samego rana wyszłam więc z domu żeby złożyć jeszcze ofertę w Biurze Ogłoszeń „GW” i zaraz udałam się na moją przyszłą uczelnię. Wczoraj jeszcze cała przerażona tym, co mnie w przyszłości czeka (liczenie, liczenie, liczenie) byłam przekonana, że politologia jest już obłożona, ze miejsc już nie ma i że mi zostało już tylko Zarządzanie z Marketingiem. Szłam do Biura Rekrutacji, a w myślach układałam smsa do Esia, że niech się nastawia na uczenie mnie matematyki. Co z tego, że z finansową to on pewnie nie miał nic do czynienia, ostatecznie umysł ścisły ma. Bo przecież wykluczone żebym telekonferencje z tatą odbywała, który co prawda oprócz etatu na uniwerku ma drugi w jakiejś Szkole Bankowości czy coś takiego, ale przecież to jest 600 kilometrów ode mnie.

Na szczęście okazało się, że na politologii mają jeszcze wolne miejsca. I z podstawowym niemieckim. Myślałam, ze rzucę się pani sekretarce na szyję. Ufff...

 

(A. studiuje politologię na Uniwersytecie, mam nadzieję, że mi pożyczy czasem notatki. Kto by się spodziewał... Przecież ja od historii to też uciekałam jak najdalej, matura to było zło konieczne. Eh, niespodzianki, niespodzianki).

 

Jestem przekonana, że los jeszcze nie raz mnie zaskoczy, że jeszcze nie raz podstawi nogę. Ale ja się nie dam. Już nie.

Ja mam w sobie siłę, sama nawet nie wiem jak wielką. Będę spadać długo, a potem wstanę lekko. Tak lekko!!!

 

Ale najlepsze było potem. Poszłyśmy z E. na job interview. To, co tam zastałyśmy w znacznej części różniło się od tego, co powiedziała nam umawiająca nas w poniedziałek sekretarka. Nie dość, że „prezesi” firmy spóźnili się pół godziny (jednemu z nich urodziła się już trzecia córka – jak pech, to pech) to jeszcze zgrywali luzaków jakich mało. Praca okazała się niczym innym jak akwizycją i po kilkunastu minutach stania wyszłyśmy stamtąd razem z dwiema innymi dziewczynami. Zostały jeszcze dwie (dupodajki je nazwałyśmy), które przyszły właśnie po „to” (czy po pracę w akwizycji chyba). Nie dość, że kazali nam stać prawie pół godziny, to jeszcze nikt nawet wody nie zaproponował. Brak szacunku zupełny.

 

Zaraz wybieram się do mojej Szkoły Turystyki. Muszę pogadać z dyrektorką. Mam zamiar poprosić ją o napisanie mi listu polecającego, zapytać czy możliwe jest zrobienie licencjatu w innej szkole (wyższej w tym wypadku, która taki kierunek prowadzi) i czy ona mogłaby mi jakoś w tym pomóc. Poza tym chcę też wypytać się o miejsca, gdzie tanio, ale solidnie można zrobić kurs pilotów. Najlepiej z kursem przewodnickim od razu. Takie plany na dzisiejsze popołudnie..

 

Aha, i wraca mój współlokator Ł. Fajnie, już mi go zaczynało brakować. A Esiowi napisałam, że zanim wróci to będę wyczerpaną mistrzynią ekspresowego kombinowania jak zadziałać  żeby było dobrze i mniej lub bardziej wyszło na moje.

Bo on mieszka z rodzicami (ale mówi, że w tym wieku już mu głupio), nie martwi się o zawartość lodówki, płacenie rachunków, sielankę prawie ma. Dla niego tragedią jest nie zdany egzamin, albo coś podobnego. Ja budzę się i od rana zaczynam kombinować, jak tu właśnie zrobić żeby wszystko w terminie zrobić, żeby z niczym się nie spóźnić i żeby nie mieć problemów. Ale i tak go K*****... Bardzo, bardzo.

 

A jak dzisiaj wchodziłam na swoje piętro to się uśmiechnęłam do moich kosmatek. Bo jak z Esiem wchodzimy po schodach na to trzecie piętro to oboje kosmatek dostajemy. Na klatce schodowej, nawet w środku dnia... Wracaj szybciej Esiu, kosmatki tęsknią. I ja też.

 

To wczorajsze przeklinanie i picie (trochę wypiłam) nie wiem czy pomogło, ale już teraz wiem, że na pewno jest tak, że:

 

CO NIE ZABIJA – WZMACNIA, WZMOCNI I MNIE...

 

I już wiem, ze nie zginę. Mam Rodziców, Przyjaciół, Was też mam (mam nadzieję). To ważne jest. Niebo znajdę wszędzie...

 

ALWAYS LOOK ON THE BRIGHT SIDE OF LIFE…

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 14 2004 Zapić się.
Komentarze: 9

Nie no kurwa, ja pierdolę.

 

Ja już mam serdecznie dość wszystkiego. Już nie wiem czy to ja jestem głupia, czy może jakaś pechowa.

 

Przed sobą mam butelkę wódki i paczkę fajek. Zapiję się, ale nie zapalę. A potem coś sobie zrobię. Ja już mam dość. Nikt nie wie, co mi powiedzieć. Ja sama tego nie wiem. Nie wiem, co teraz zrobić.

 

Mój Brat Kochany zadzwonił i przypomniał fragment filmu, który razem kiedyś oglądaliśmy.

Trener karate kazał uczniowi położyć się na piasku i udawać orła przed oczami jakichś dziewczyn. Po jakimś czasie powiedział „Dość. Właśnie zrobiłeś z siebie kompletnego idiotę, teraz może być już tylko lepiej”.

 

I co ja mam o tym myśleć???

 

Mama przypomniała sobie, że kiedyś wróż powiedział jej, że będę szczęśliwa, że pieniądze też przy mnie będą. A na samym starcie mam takie problemy. Zresztą jaki start, ja jeszcze nic nie zaczęłam przecież. Nie chcę już dłużej, nie mam już siły, wypalam się.

Przypomniałam sobie sen sprzed kilku miesięcy. Ten dziwny o pociągu, Esiu i bilecie. Kiedy śni się bilet to znaczy, że za realizację marzeń trzeba będzie zapłacić jakąś cenę. Tylko jaką, ciekawe.

 

Do WSB na pewno nie pójdę bo opłata wpisowa jest taka, że albo boki zrywać ze śmiechu albo się załamać tylko. Poza tym rekrutacja na studia zaoczne już jest zakończona. Została już tylko Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów. Dzwoniłam, mają jeszcze na zaocznych kilka wolnych miejsc. Przedmioty też rewelacyjne, samo liczenie. Już nie mam siły. Idę się zapić.

 

Napuszczę do wanny gorącej wody i otworzę moją Finlandię. Jak pić (i się zapić) to z gestem... Czy jakoś tak.

 

Już nawet nie mam ochoty wychodzić z domu. Nie chce mi się dzwonić do mojej turystycznej szkoły z pytaniem o licencjat i kurs pilotów. Założę się, że i tak nici z jednego i z drugiego.

Jestem do niczego. Jeszcze chwilę temu myślałam pozytywnie, widziałam jako tako przyszłość, teraz nie widzę już nic.

 

Nie no kurwa, ja pierdolę. Mama mówi, że to nie może być kara. Że przecież niczym sobie nie zasłużyłam na to. Zasłużyłam, nie zasłużyłam – to zwykłe chujostwo jest i tyle. Żeby tak ograniczać ludziom dostęp do nauki. Boją się, ze za dużo wykształconych będzie???

 

A JA KURWA MAM JUŻ DOŚĆ!!!

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 14 2004 Mydlane bańki.
Komentarze: 2

Nie no kurwa ja pierdolę!!!

 

Ja się tak nie bawię, ja już nie mam siły!!! Daję sobie w żyłę i znikam.

 

Boże, czy Ty mnie słyszysz???!!! Ja już nie mam siły!!! Nie mam już!!!

 

I wcale nie pociesza mnie fakt, że według mojego taty to ci na filologii dali dupy. Jak tam zadzwoniłam to jeszcze na mnie baba naskoczyła, że przecież do wczoraj była rekrutacja, że czego ja chcę, że jestem ślepa, że czegoś nie doczytałam bo przecież oni wszystko podali do gazety.

 

Czyli moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, tak???

 

Kurwa ja już to naprawdę pierdolę. Zabieram dupę w troki i wyjeżdżam za granicę. Teraz ja. Jutro są Targi Pracy za granicą to sobie pójdę, gdzieś się zaciągnę i będę happy. Może wtedy.

 

Ja już mam serdecznie dość tego wszystkiego!!!

 

Została mi prywatna WSB (Wyższa Szkoła Bankowa), której skrót jakoś dziwnie kojarzy mi się z LSD. Pieprzę... Majaczę... Ale kto by nie majaczył, gdyby był w mojej sytuacji???

To ja pójdę do tej WSB na kierunek Public Relations i Marketing chociaż specjalistów od tego jest od cholery albo i więcej. Będę jeszcze jednym w tłumie. Potem zrobię magisterskie (po uzupełnieniu olbrzymich różnic programowych) na AE i tytuł magistra tej uczelni otrzymam (oby). Ciekawa perspektywa. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie myślałam o czymś podobnym (a tatuś mój odradzał coś takiego jak mógł), a nawet przeciwnie – wręcz uciekałam od takich myśli, że ja i AE... Cóż, niezbadane są wyroki boskie jak to mówią. Tylko nie rozumiem czemu ja.

A potem i tak będę sprzedawać kebaby.

Ale póki co pójdę się kształcić na kolejnego specjalistę od PR. Wybiorę tryb zaoczny, żeby w tygodniu zajmować się czymś dotyczącym Polsatu. Przecież jutro piszemy z E. test z wiedzy o tej stacji. Na cholerę nam to...

 

Mój facet ma tytuł inżyniera i marne szanse na pracę, chyba że kolega ojca mu coś pomoże załatwić. A jak nie to pójdzie sprzedawać knysze na placu Grunwaldzkim. Człowiek po poważnej uczelni z wyższym wykształceniem.

Ja mam skończone ze świetnymi wynikami (turystyka pierwsza w grupie, języki 3 w grupie) szkoły policealne, maturę zdaną w dobrym liceum w klasie profilowanej, a na studia mnie nie chcą. Bo mam ojca profesora, który nie da w łapę. Bo sam nie bierze i nie chce słyszeć o jakiejkolwiek formie „pomocy”.

 

Nie no kurwa, ja pierdolę. Jeszcze rachunek za telefon przyszedł 140 złotych. Nie wiem kto to wydzwonił. Dużo jest zagranicznych, a ja w sierpniu do Londynu nie dzwoniłam przecież. Pewnie to K. dzwoniła do swojego niemieckiego chłopaka. Jak ja już chcę mieć październik!!! Nawet sobie nie wyobrażacie.

 

W czwartek jadę do babci pożyczyć kasę bo nawet jeśli mój kochany i mądry tato (dzięki Ci Boże za takich rodziców!!!) prześle mi cośkolwiek na opłatę wpisową do WSB i oprócz tego grosz jakiś na przeżycie to nie wyrobię. Niech już będzie październik. Będzie kredyt, będą wpływy od lokatorów. Tylko, że dziś jest już 14, a bracia nie dzwonią. Mam nadzieję, że się nie rozmyślili. Chociaż już wpłacili kaucję, to chyba nie powinni.

 

Byłam dziś z A. w Koronie na zakupach. Nie wiadomo na co wydałam 50 złotych, tylko się pociąć. Ale kawę chociaż mam. I zapłaciłam przynajmniej Internet i prąd. Jeszcze został zaległy rachunek telefoniczny i czynsz. Ja nie wiem jak to jest własnościowe mieszkanie i żeby czynsz płacić – trochę to bez sensu.

 

Eśkowi już nawet nie piszę jakie mam rozterki bo nie chcę mu marnować wakacji. Po co ma się jeszcze martwić, że ja się martwię. Ale kosmatkę mam. I to mocną i już bym chciała, a nie mogę. Zjadłam 2 czekolady, wypiłam puszkę piwa (z A. na pół) i filiżankę kawy. Nic mi się nie chce. Najchętniej bym zasnęła. Rzuciła to wszystko w diabły i wyjechała.

Tylko, słowo daję, jakieś to zrządzenie losu, że nie wyjechałam do tej Bułgarii. Gdybym teraz leżała na plaży, za tydzień wróciła to dopiero byłyby jaja. Eh...

 

A na pocieszenie kupiłam sobie (w mojej sytuacji to rozpusta) przyrząd do puszczania mydlanych baniek.

 

 

 

alexbluessy : :