Najnowsze wpisy, strona 15


paź 16 2005 W skrócie.
Komentarze: 5

Wczoraj było tak błogo.

Wstaliśmy rano, On pojechał na uczelnię, ja do dziekanatu. Książki nie kupiłam bo nigdzie nie ma, dziekan nie podpisał jeszcze dokumentów i nie mogę zaświadczenia do banku zanieść. A Czas leci...

 

Potem obiad, sjesta i dzikość, zachłanność. Siebie. Wieczorem pyszne, czerwone Palacio De Anglona. Cudnie szumiało w głowie, „Apartament” nas wciągnął. Nawet się nie spodziewaliśmy, że to taki fajny, zakręcony film. Ukochany obiecał, że w tym tygodniu pójdziemy na „Plan lotu”.

Wcześniej znowu mi wypomniał, że dwa razy już powiedziałam, że za niego nie wyjdę, że nie będę jego żoną. Czekam na ten trzeci raz. Wolę sobie nie wyobrażać, ale czekam. I zastanawiam się, kiedy nadejdzie dzień, że zamieszkamy razem. Jakiś tydzień temu Ukochany powiedział, że nie będzie ukrywał, że zamierza się wprowadzić.

Jednocześnie zażartował, że wprowadzi się, kiedy mieszkanie będzie zapisane na mnie. Ono nigdy nie będzie moje. A stosunki z Rodzicami są bardzo napięte.

 

Od kilku dni gryzę się z myślami, co mam robić. Ukochany mówi, że nie potrafi się tak do końca i bardzo cieszyć, że mam szansę na ten staż. Bo osiem godzin dziennie, pięć razy w tygodniu, czyli czterdzieści godzin tygodniowo plus zawalone wykłady i angielski za 450 złotych. Zastanawia się czy to warte. Wie, że będę zaharowana, z drugiej strony wie, że potrzebuję pieniędzy choćby żeby odłożyć na przyszłoroczną podwyżkę czesnego.

Przecież od Taty usłyszałam, że to mój problem, moje zmartwienie i mam się sama o to zatroszczyć. Więc się zatroszczę. Potrzebuję kasy na podstawowe rzeczy – buty zimowe i książki. Od Mamy wczoraj usłyszałam, że przecież nie muszę dorabiać czy brać sobie stażu na głowę, bo sobie radzę. Powtórzyłam to Ukochanemu, zdenerwował się. Bo przecież właśnie jest odwrotnie. Na pomoc Rodziców przestałam już liczyć. Temat uważam za skończony.

Tylko przykro mi, że przy tych rozmowach jest Ukochany. Pomaga mi, owszem, stoi nade mną i gładzi po głowie, kiedy dzwonią. On się cieszy, że przy tych rozmowach jest. Tylko, że to go trochę negatywnie do Rodziców może nastawić.

A mi bardzo jego obecność pomaga. Tak w ogóle. Zawsze, na co dzień. To jest właśnie ON.

 

Szkoda, że wino już się skończyło. Chciałabym żeby mi jeszcze zaszumiało, żebym nie musiała myśleć, co zrobić. Wykłady w języku profilu – szkoda tracić, po angielsku ostatecznie mogę z Eśkiem rozmawiać, co by z wprawy nie wyjść. Trzymam się kurczowo artykułu z GW, że studenci nawet kosztem studiów podejmują pracę. Od Brata usłyszałam, że oni prawdopodobnie nie mają takich cieplarnianych warunków, jak ja. No tak, ja mam się cieszyć, że mogę tu w ogóle mieszkać (Tata). Może ja im zacznę za tą możliwość płacić...

Ja pierdolę, to jakaś paranoja!!!

 

Za radą Ukochanego postanowiłam, że jeśli będą mnie w tej kancelarii chcieli to się zdecyduję, ale będę też na boku szukać czegoś innego. Tylko, że tu odpowiada mi lokalizacja – jakieś 20 minut marszu od domu, dojazd na uczelnię też nie zły. Drugiej podobnej mogę nie znaleźć...

Ostatnie dwa dni wstawałam o 6:45, o 7:30 wychodziłam z domu, przed ósmą byłam w „firmie”. O 16:15 wychodziłam, wsiadałam w autobus, potem tramwaj i jechałam na uczelnię. Z rozpędu. Wracałam zmęczona, miałam ochotę tylko siedzieć z kotem na kolanach i gapić się w telewizor.

 

Kiedyś kupię sobie Main Coona i nazwę go Lermontow. Tymczasem słucham białostockiej AKADERY, jestem jeszcze w piżamie, Fiodor śpi na kanapie. Jest błogo, mam ochotę tak zostać.

 

Ale trzeba napisać biografię Achmatowej i historię jakiejś rodziny, nadrobić zaległości z wykładu z realioznawstwa, przygotować zagadnienia na teorię przekładu, doprowadzić się do porządku.

 

Wątpliwościami podzielę się jutro z Ukochanym, dzisiaj trzymam kciuki za jego egzamin.

 

alexbluessy : :
paź 12 2005 Всё равно....
Komentarze: 8

Prosiłam – nie mogą, albo nie chcą pomóc. Всё равно. Wzięłam sprawy w swoje ręce i jutro zaczynam tydzień próbny w kancelarii adwokackiej. Będę pozyskiwać klientów i być może zagrzeję tam dłużej miejsca. Każdy grosz się przyda, każdy dodatkowy wpis w CV. Kosztem dwóch wykładów i angielskiego, ale nie moja wina, że taki plan. Zresztą nie tylko ja...

Muszę się skłonić mojej sis, która uświadomiła mi, że taka firma istnieje.

 

Poza tym jestem zachrypnięta i dzisiaj odpuściłam sobie zajęcia. Tylko na szkolenie pojechała, ale o mało sobie oskrzeli nie wyprułam. Muszę się wyleżeć i wygrzać, mam nadzieję, że Ukochany się o mnie zatroszczy troszkę jak przyjedzie. A dziś jest jakiś fajny thriller w TVN.

 

Tak naprawdę nie chce już mi się chodzić na uczelnię. Za stara już chyba jestem. Mogłabym do pracy i do domu, do rodziny, do Ukochanego. A tu nie ma, jeszcze cztery lata przede mną. Mam nadzieję, że z roczną przerwą na wyjazd w celu zarobkowym. Ale, jak już z Ukochanym uzgodniliśmy, tylko wtedy, jeśli on znajdzie pracę w zawodzie.

 

Idę pod koc poczytać o podziale administracyjnym Rosji, zrobić jakieś badziewne zadania z morfologii i zapoznać się z materiałami szkoleniowymi. A kto mi zrobi herbatkę z malinowym sokiem???

 

 

alexbluessy : :
paź 08 2005 Oby.
Komentarze: 5

I znowu były łzy, i żal i gorycz. I PMS się zaczął też. A Ukochany po raz kolejny uświadomił, co jest ważne, na czym się skupić. I zabronił popadać w nerwicę, zresztą na pewno by temu zapobiegł.

A potem się okazało, że on rzeczywiście myśli poważnie o Nas... Czasem ciężko mi uwierzyć, czasem nie wierzę, że zasługuję... Czasem nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

 

Stanęłam przed wyborem – coś za coś. Albo poświęcam się pracy i zawalam studia w jakimś stopniu, albo na razie ograniczam wydatki i szukam pracy dalej. Wybrałam opcję drugą, choć ograniczać nie mam już czego.

I pomyślałam, że może nie warto się zaharowywać... Choć grosz by się przydał. Ukochany powiedział, ze najwyżej albo on postara się więcej odłożyć żebyśmy mogli na Sylwestra pojechać, albo nie pojedziemy. I na wakacje przecież też nie trzeba jeździć co rok, więc najwyżej nie pojedziemy.

Zaskoczył mnie i zaimponował, nie będę ukrywać.

 

A wieczór był romantyczny, spacer po Rynku i deser w Pożegnaniu z Afryką. Ciepło, czułość i odgadnięte myśli. Moje przez niego.

 

Szykuje się kolejne, dość spore zamówienie. Najwyraźniej Tata postanowił w siebie zainwestować i zamówił kosmetyki na pokaźną sumę. No wiem, że się większe zdarzają, ale dla mnie to zaskoczenie. Znam Tatę przede wszystkim.

Kanapa już stoi, jest wygodna, szeroka i stała się miejscem popołudniowych drzemek Kocięcia. Ukochany wyraził nadzieję, że nie będzie za bardzo skrzypiała... Hm, raczej to jej nie grozi...

 

Pomyślałam, że są pewne priorytety i ku nim muszę dążyć. Wybrać to, co ważniejsze – czyli studia. Reszta sama się ułoży.

Mam nadzieję przynajmniej.

 

alexbluessy : :
paź 04 2005 Wyczerpana.
Komentarze: 6

I’M EXHAUSTED!!!

 

Jestem po dwóch rozmowach – jedna praca odpowiadałaby mi pod względem każdym, tylko nie płacowym, ponieważ wynagrodzenie prowizyjne, od podpisanej umowy mam gdzieś. Dowiedziawszy się o a’la akwizytorskim charakterze drugiej uciekłam czym prędzej.

 

Na uczelni w porządku. Po odejściu paru osób ze względu na stypendia zagraniczne, zmianę kierunku, trybu studiów czy inne czynniki grupa zmniejszyła się do coś niewiele ponad 10 osób. Tylko jedna babka od ćwiczeń pozostawia coś tam do życzenia, i ciągle teoria przekładu jest wielką niewiadomą pod względem umiejscowienia w planie.

 

Pod drzwiami czekało na mnie Kociątko, które nakarmiłam nowo kupioną na wagę karmą. Jak on to uwielbia... A ja lubię patrzeć jak mu się uszy nad miseczką trzęsą. Na mnie czekało w lodówce zimne piwo, o którym Ukochany najwyraźniej zapomniał. Chociaż nie, w sobotę zbierał się do wypicia, ale zrezygnował. Z korzyścią dla mnie, bo choć ostatnio boski napój mi jakoś nie wchodzi miałam dziś na niego wyjątkową ochotę.

Mam nadzieję, że się Ukochanemu nie przypomni, że coś tam miał w lodówce...

 

Jutro kolejne dwie rozmowy od samego rana, potem na chwilę do domu i zajęcia do 22 prawie. Ale już się umówiłyśmy z B., że po nich obowiązkowo idziemy na Dworzec Główny (pociągowy) po cebulaka.

W piątek kolejna rozmowa, w zasadzie chyba najbardziej mi na niej zależy. Nawet kosztem co  poniektórych zajęć. Nie moja wina, ze plan jest do kitu, nie??? Przecież muszę czymś za te studia zapłacić.

A w przyszłym roku podwyżka – 2300 za semestr. Podobno... I kto by pomyślał, że ta filologia jest tyle warta. Ja na pewno nie. Choć podobno przed rusycystami przyszłość. Ale to się zobaczy.

 

alexbluessy : :
paź 03 2005 Drink.
Komentarze: 3

Plan jest kretyński, nie wiem czemu studia wieczorowe zaczynają się o 15. Przecież my, przynajmniej co poniektórzy, chcemy pracować, a w takim trybie to średnio możliwe. I co z tego, że poniedziałek jest wolny, a we wtorek tylko angielski – no, może nie do końca, bo opiekunka roku zapomniała dodać nam teorię przekładu. Ciekawe gdzie to cudo wciśnie.

Babka w dziekanacie, jak zwykle prawie tańczyła, żebym wyszła od niej ze wszystkim załatwionym. Co prawda dodała, że 2 tysiące mam wpłacić do końca roku kalendarzowego, ja jej odpowiedziałam, że nie jestem w stanie i z uśmiechem powiedziałyśmy sobie  do widzenia i już. Jeszcze tylko wizyta w pokoju socjalnym po papier dla PKO.

I pomyślałam sobie, że nawet kosztem zajęć (nie moja wina, że są o tak idiotycznej porze), ale będę pracować, jeśli będę miała okazję. I już. A co???

 

Jest ciężko, jeśli nie znajdę jakiejś roboty to będzie ciężko. Poderwałam się wcześnie i od rana uruchomiłam manufakturę. O 17 byłam na jakiejś rozmowie, ale facet rozłożył ręce i powiedział, że choćby nie wiem jak chciał to w tym momencie nie jest w stanie nic dla mnie uruchomić. Bo praca byłaby nawet fajna, tylko mój tryb studiów stanowi problem. Może przenieść się na zaoczne??? Tylko, że jak ja się wtedy języka nauczę...

Jutro mam kolejne dwie rozmowy. Jak telefon milczał to rozdzwonił się akurat jak byłam w autobusie. A wcześniej dzwonił,  kiedy byłam w uniwersyteckiej kasie, wpłacałam pieniądze i raczej ciężko było mi odebrać.

 

Fiodor zasnął mi na kolanach, w piątek zaprowadzimy go z Najlepsiejszym Bratem na szczepienie. Coraz bardziej czuję się jak bohaterka serialu, tylko, że w przeciwieństwie do niej mi się zdarza niektóre wieczory spędzać nie-samotnie i nie tylko z kocięciem na kolanach.

Ł. mnie wczoraj wkurzył potwornie. Kociątko bawiło się w przedpokoju papierkiem od wina i trochę szurało. Ale nie do tego stopnia, żeby wybiegać z pokoju z krzykiem, że jak się zaraz nie uspokoi (kot) to on (Ł.) mu pokaże. Nerwowy jakiś ten Ł. czy coś, oczywiście wydarłam się na niego. Nie pozwolę żeby mi na Kociątko wrzeszczał. W końcu to mój kot i ma prawo bawić się jak chce. Tym bardziej, że ani nie wchodzi Ł. do pokoju, ani nie miauczy, i w ogóle jest dość spokojny.

 

Potrzebuję mocnego drinka, miękkiej poduszki i ciepłej kołdry. Kiedyś z Ukochanym planowaliśmy wieczór z Norah Jones, czerwonym winem i czymś jeszcze. Świeczkami chyba... Przed chwilą mu o tym przypomniałam, ale najwidoczniej ma gadu off.

W ogóle ostatnio rzucam mu sugestiami co bym chciała, jak moglibyśmy spędzić czas. W niedzielę, na przykład, byliśmy w Rynku i zrobiliśmy sobie zdjęcie na pierwszej stronie GW. Ale to tak przejazdem...

Ciekawe ile z tego, co słyszy, w nim zostaje, a ile znika. Mogę się domyślać, i czekać na ewentualny cud...

 

Ja chcę być Żoną i Matką!!! Już mi się strasznie chce, i pociągi mam. I sny też.

 

 

 

alexbluessy : :