Chyba nie pozwolę, żeby Esio zostawał na noc u mnie. Jego poranne wyjścia bolą coraz bardziej, dzisiaj nawet nie starłam się ukryć łez. Tyle, że on nie wie skąd się one wzięły tak nagle. A mogło przecież być tak, jak w pewną niedzielę, że śniadanie, pachnąca kawa, film... Pojechał się uczyć. A ja znowu zostałam sama.
... Byliśmy wczoraj z wizytą u jego znajomych. I kurcze, choćbym nie wiem jak się starała nie umiem się w tym towarzystwie odnaleźć. Jestem spoza branży bo studiują na tym kierunku co Esio. Mogę tylko słuchać... (Zdecydowanie wolę spotkania z inną częścią znajomych Ukochanego). Potem poszliśmy do ALIBI. Nie miałam nastroju na zabawę, choć przed wyjściem z domu jeszcze całkiem pozytywnie się czułam. Było mi niedobrze, fakt – ale po czym??? Po jednym malinowym Reddsie i dwóch Gingersach??? Ukochany za to dostał humorku aż miło (to ma być sarkazm pomieszany z ironią oczywiście). zagadywał, przytulał się, wciągnął mnie nawet w trzyjęzyczną konwersację – po angielsko-rosyjsko-polsku. Co potem??? Przed pierwszą mieliśmy autobus powrotny do domu, nie marzyłam o niczym innym. Całą drogę z klubu na przystanek żartował i sypał gadkami, które mają na celu wkurzenie mnie, ale pozwalają się rozluźnić z drugiej strony. Wczoraj ukrywałam uśmiech, nie chciałam pokazać, że mu się udaje... W domu powiedział, że marzy o wspólnym prysznicu. Czyli, Esiu, myślimy/mamy ochotę na to samo, ale nie kiedy jesteś po kilku piwach i nie wtedy, kiedy jest mi niedobrze.
... w cholera jasna, nie mógł znaleźć swojej koszulki do spania i spał bez. I tak pachniał... I tak dobrze było się do niego cieplutkiego przytulić i tak zasnąć. (Mimo, że byłam wkurzona na niego). A rano znowu na niego patrzyłam i wiedziałam, że niedługo sobie pójdzie. Tylko nie przewidziałam, że tak szybko. I mimo, że zdenerwowanie mi jeszcze całkiem nie przeszło to znowu „to coś” poczułam – że on i tylko on, że chcę przy nim zasypiać i z nim się budzić, że z nim chcę chodzić na spacery do ZOO i jeździć do Tesco w celu uzupełnienia zapasów w lodówce, że on... że z nim...
Każde drgnienie jego ciepłego, silnego ciała wprawia w drżenie moje. Jego zapach uwodzi zmysły, czasem zabiera oddech. Jeden dotyk może zadziałać jak palący promień słońca w sierpniowe leniwe przedpołudnie... Mały Chłopczyk wyciągający rączki po choć odrobinę czułości i o niej zapewnienia siedzący w Moim Mężczyźnie roztkliwia i wywołuje skrywane łzy... Esio... Zaprosił mnie na jutro na obiad. Dlaczego??? Nie wiem... Powiem Wam, że czasem głupio się czuję bo obawiam się, że może mama Esia nie jest przygotowana na dodatkową osobę. A poza tym to niedziela, taki rodzinny dzień. A ja, bądź co bądź, obca jestem...
Słowa dają do myślenia, z nimi wiele się zmienia... Smutno mi.