Najnowsze wpisy, strona 57


gru 19 2004 9 miesięcy.
Komentarze: 5

Czy to musi być taki popieprzony stan ten PMS??? Że wszystko się wywraca do góry nogami, że cały czas by się płakało, leżało pod kocem, spało??? Kiedy potrzeba kogoś, do kogo można się przytulić, kiedy nie chce się chcieć, kiedy...

...którąś z kolei godzinę siedzę gapiąc się bez sensu w monitor, nic się nie dzieje. w tle Natalie Cole, w kieliszku czerwone wino wytrawne. Ryż już dawno wystygł i mimo że nic dziś nie jadłam prawie to nie mam na nic ochoty, chyba że na ot wino. Dzisiaj nic nie ma dla mnie sensu, wszystko mnie drażni, lepiej nie pokazywać mi się na oczy. O dziwo, Moje Kochanie Najdroższe świetnie wie, co robić żebym zapomniała o moim zespole napięć. Ale jego tu dziś nie będzie, a jutro będzie po wszystkim.

Wczoraj idąc przez miasto na spotkanie ze znajomymi, wspominaliśmy nasze drugie spotkanie (drugie bo akurat przechodziliśmy obok Altany, małej knajpki. Esio pamiętał, ze miałam na sobie niebieski polarowy sweterek, on był w jeansowej kurtce i puchowym bezrękawniku - pamiętam jak dziś. Bardzo przystojnie wyglądał. Co nie znaczy, że teraz wygląda gorzej oczywiście). A dziś mija 9 miesięcy od tego pierwszego. Pamiętam, marcowy wieczór, plac Solny, i ten uśmiechnięty chłopak idący w moim kierunku. Kto wtedy mógł przypuszczać, ze to się tak potoczy...??? Nikt, my sami byliśmy, i chyba nadal trochę jesteśmy, zaskoczeni takim obrotem sprawy. Każdego dnia mam ochotę krzyczeć „kocham, kocham, kocham cię”. Od niego też takie słowa dostaję, i cieszę się do telefonu jak głupia. A potem dostaję jakiejś potężnej energii. Mogę wszystko... Strasznie szybko ten czas przeleciał, 4 miesiące bez niego też... O dziwo. Już nie pozwolę mu mnie zostawić, albo bierze mnie ze sobą albo nie jedzie. Tfu tfu tfu!!! Co ja gadam, przecież sam powiedział, że jak już to chciałby żebym ja też jechała z nim. Ale ja głupoty gadam, przecież Mój Mężczyzna nigdzie się nie wybiera. To ja wyjeżdżam, na całe 5 dni. No.

Pamiętam jak wyjechałam na Wielkanoc. Tęskniłam jak głupia, mimo że znaliśmy się niecały miesiąc. Chciałam żeby był blisko. Wróciłam, spotkaliśmy się, wstąpiliśmy do jakiejś knajpki, usiedliśmy – wziął mnie za rękę, pocałował ją, spojrzał w oczy. Powiedział, ze cieszy się, że już wróciłam i że mam już więcej nie wyjeżdżać. Nie mogliśmy się oderwać od siebie, najwyraźniej się stęskniliśmy jedno za drugim. A za niecały miesiąc sam się spakował i wyjechał do Londynu. Zostałam sama... I myślę sobie (może to tylko wino tak działa – nie wiem), że może moje stany lękowe wynikają z tego, że jak rano wychodzi ode mnie to ja się boję, że już nie wróci. A przecież to nie prawda i ja to wiem. To dlaczego...???

Mam PMS-a, czerwone wino w kieliszku i Natalie Cole w głośnikach. Jestem spokojniejsza... a może tylko mi się wydaje, może to tylko alkohol...

alexbluessy : :
gru 19 2004 Stany lękowe.
Komentarze: 1

Wczorajszy wieczór był zaskakujący, ale bardzo sympatyczny. Ponieważ nasz znajomy Ł. będący na stypendium w Madrycie przyjechał na święta do domu poszliśmy z Esiem i kilkorgiem innych ludzi go przywitać do kilku knajp. Mini clubbing nam wyszedł. Było bardzo sympatycznie, co nie znaczy, że od samego początku mi się taka opcja spędzenia wieczoru podobała. Myślałam, że Esio przyjdzie po zajęciach, że razem zjemy, że dokończymy wino, że obejrzymy film. A on zadzwonił i powiedział, że idziemy do miasta. I że dzwoni z domu bo pojechał tylko na kolokwium, a potem musiał jechać do pracy. Od razu poszłam do kuchni, zajęłam się ryżem i sosem, zrobiłam polewę na esiowego piernika. W końcu przyszedł, kiedy akurat byłam w trakcie konsumpcji obiadu – doszłam do wniosku, że przyjedzie najedzony. Ale Esio kiedy tylko zobaczył żółciutki od kurkumy i apetyczny ryż z pysznym sosem na moim talerzu zaraz sobie nałożył porcję, a potem zajął się piernikiem. Powiedział też, że jego siostra chciała przyjechać, ale wybił jej to z głowy bo przynajmniej sobie posiedzimy sami, w knajpie skończy się tete-a-tete. Bluzkę powiedział żebym zostawiła bo ładnie mi w niej i sexy bardzo jest.

I poszliśmy. Zwiedziliśmy w sumie trzy knajpy. Przy czym w ostatniej byłam już tylko ja z Esiem, A. którą poznałam przez rodzeństwo i jej znajomy ze studiów. Co się okazało ciekawego. D. (znajomy A.) jest pilotem wycieczek i w dodatku kończył moje liceum, pośmialiśmy się, wymieniliśmy coś w rodzaju uwag na temat pilotażu – trochę mi było przykro bo mimo, ze cały czas ściskałam Esia za rękę i dawałam mu do zrozumienia, że jestem tu z nim i on jest najważniejszy to nie chciałam żeby było mu przykro. A trochę mogło.

... w pewnym momencie A. powiedziała, że chciałaby mieszkać ze swoim facetem. Niestety, musi jeszcze trochę poczekać bo on studiuje w innym mieście (na szczęście nie bardzo odległym) i rok mu jeszcze został. Esio spojrzał na mnie i zapytał kiedy my razem zamieszkamy. Ja to chciałabym od razu... Moje Kochanie, w żartach, powiedział żebym najpierw wymieniła łóżko na szersze i zaczął A. demonstrować rzekomą szerokość mojego wyrka. A ona, zupełnie prawidłowo i po babsku, stwierdziła, że to świetna sprawa spać z facetem na wąskim łóżku bo można się przytulić i jest cieplutko. Od razu przyznałam jej rację, ale mężczyźni chyba nie bardzo to rozumieją. Kiedy A. zaczęła rozmawiać z D., a może któreś z nich wyszło – już nie pamiętam dokładnie, przytuliłam się do Esia i powiedziałam, ze bardzo chciałabym żeby pojechał ze mną do Berlina. A on powiedział, że jeśli nie będzie miał zjazdu, albo zajęcia bez sprawdzania obecności to pojedzie bo oczywiście wolałby jechać ze mną. A potem popatrzył i zapytał „a kochasz mnie?”; „yhym”; „tak?”; „yhym”; „ja ciebie też...”. I mogłabym już taka przytulona zostać.

Za niedługo musieliśmy się zbierać żeby zdążyć na autobus i po raz kolejny uświadomiłam sobie jak bardzo mi na Eśku zależy i jak boję się go stracić. Znowu pojawiły się stany lękowe. Pierwszy raz mam tyle do stracenia... I któryś raz z kolei powiedział, że gdzieś tam wśród zaparkowanych samochodów stoi jego „posag”. A przed wyjściem z domu na moje lakoniczne odpowiedzi na jego pytania powiedział, że mogłabym bardziej się wysilić, a nie jednym słowem urywać rozmowę bo za 15 czy 20 lat nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Rany, znowu rzuciło mi się na mózg. Wariuję... Ale z drugiej strony co miałam odpowiedzieć na jego „pyszne ciasto upiekłaś kochanie”. Skoro wiem, że w kuchni jestem całkiem niezła to czemu mam fałszywie zaprzeczać tak, jak on podał przykładowo, że powinnam powiedzieć „ależ kochanie, co ty mówisz wcale nie dobre”. Albo na jego „kochanie ślicznie wyglądasz” miałabym zaprzeczyć. Choć komplementów nie umiem przyjmować, to fakt. Chyba mam kompleksy...

Wróciliśmy do domu przed pierwszą. Przykryłam się kołdrą i esiowym ramieniem i zapomniałam, że ktoś oprócz nas jest w mieszkaniu. A na koniec się rozpłakałam... A dziś natrafiłam na trochę mówiąco – sugerujące spojrzenie Ł. A co mi tam, jakby on miał dziewczynę to też by chciał żeby u niego nocowała. Chyba.

A wiecie jak on ślicznie śpi??? Ma wtedy spokojną twarz małego chłopca. Uwielbiam na niego patrzeć, szczególnie niewielką bliznę na czole (ślad po tym jak Mój Mężczyzna kiedy był jeszcze małym chłopcem wpadł na plastikowy model samolotu, krew się podobno strasznie lała)  – wczoraj nie wytrzymałam i się rozpłakałam (ze wzruszenia chyba), a niczego nie świadomy Esio spał dalej. I mnie przytulał. I było mi tak dobrze, tak dobrze... Dawno mi tak nie było. I to jego nadporanne "śpij jeszcze misia śpj", potem przytula mnie kiedy zaczynam się wiercić i wpatrywać w niego.... I jest mi tak dobrze...

Rano zrobił mi śniadanie, zapakowałam mu piernika dla rodziców i siostry, wziął też połowę swojego, którego nie zjadł i odwiózł mnie na kurs. Sam pojechał na uczelnię. Jakoś tak Normalnie mi było, jakby zdarzało się to codziennie, że razem wstajemy, jemy i jedziemy każde w swoją stronę. Tak, tylko po powrocie powinniśmy zjeść obiad, poleniuchować, pouczyć się każde sowich rzeczy. Być ze sobą, cieszyć się sobą.

...znowu wróciłam do pustych czterech ścian i dziwnych wzroków współlokatorów.

I co z tego, że być może jutro pojedziemy na łyżwy, że kupimy też w Galerii Dominikańskiej Esiowi śliczną czapkę z okazji Gwiazdki, że on coś dla zaproponuje a ja wybiorę co mi się najbardziej spodoba – tak ustaliliśmy wczoraj między pierwszą knajpą, a drugą. Chciałabym mu napisać słowo „kocham” we wszystkich językach – mam gdzieś nawet ściągę, przynajmniej 20 różnych. Chciałabym żeby był, tak po prostu. A on mi powiedział, że głupio mu wynosić ode mnie półtora ciasta, ależ Kochanie Moje smacznego!!! Przecież to dla Ciebie!!!

Poza tym moja śliczna bordowa komóreczka umiera. Służyła mi wiernie przez 4 lata, chyba nadchodzi jej czas. Jutro, najdalej pojutrze dostanę od Mojego Mężczyzny jego już nie używaną, będę się musiała przyzwyczaić. To już nie będzie to samo... Tak zupełnie na marginesie to mam PMS-a, ryczę jak głupia, boli mnie brzuch, chcę mieć Esia blisko, chcę się przytulić. Boję się też.

A jeszcze wracając do rozmnażania Mikołajów. Nadal obstaję przy tym, że jest tylko jeden Mikołaj. Poza tym nie ma nigdzie wiarygodnych źródeł potwierdzających istnienie Pani Mokołajowej.

A teraz idę popłakać.

alexbluessy : :
gru 18 2004 Rzuciło mi się na głowę.
Komentarze: 4

Dzisiaj jestem zdecydowanie pozytywnie nastawiona do świata, aczkolwiek trochę senna. Chociaż z drugiej strony niby się wyspałam, położyłam się po 23 nie dokończywszy filmu, a do snu kołysał mnie fortepian Chopina i kołysanki Baczyńskiego.

Na kursie było wyjątkowo nudno, ale to może być tylko moja subiektywna bardzo opinia bo nie przepadam za sprawami politycznymi. Religie świata, które mogły okazać się tematem bardzo ciekawym trwały zaledwie 10 minut, bo czas zajęć się skończył. Szkoda. Lekko śnięta wyszłam na zapłakaną deszczem ulicę i skierowałam się do najbliższych Delikatesów w celu poczynienia kilku sprawunków. Zobaczyłam tłum ludzi przy kasach i od razu zrobiłam w tył zwrot – widocznie nie mieli się gdzie schować przed deszczem to weszli do sklepu, dobry pomysł na wydanie pieniędzy i zarobek, zależy z której strony patrzeć oczywiście.

Esio dziś przychodzi po zajęciach i chcę zrobić coś na obiadokolację – przyjemniej zjeść razem niż w pojedynkę, nie??? Wymyśliłam, że zrobię ryż z sosem chińskim (ze słoika) z dodatkiem pomarańczy (już żywych, jak ja to mówię). Wino, które mi jeszcze zostało z wtorku i piernik. No, ten ostatni jeszcze muszę polać czekoladą zanim Kochanie Moje nadjedzie w swoim porsche czerwonym. Po pomarańcze poszłam na pobliskie targowisko. Ładne znalazłam, słodkie i bardzo pomarańczowe. Cz. wyjdzie z kuchni to zajmę linię swojego frontu.

Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale idąc do domu coś sobie przypomniałam. Głupotę powstałą w moim rozumku, a która swego czasu spory problem dla mnie stanowiła. Pamiętam, jak któregoś dnia niczego nie świadomy Esio podjechał po mnie na uczelnię, a ja zaatakowałam go pytaniem – „na jakiej zasadzie działa automat do napojów”. Od razu wyłożyłam mu swoją teorię o małych skrzatkach w tej skomplikowanej maszynie mieszkających, które w momencie wybrania przeze mnie napoju podają sobie: najpierw jeden bierze plastikowy kubeczek, podaje drugiemu, który sypie do kubeczka kawę. Następnie mój kubek wędruje do trzeciego skrzatka, który sypie cukier, czwarty nalewa mleczka, a kiedy ten pociągnie za specjalną dźwignię piąty skrzatek odkręca kurek i do kubeczka leci wrzątek. Esio spojrzał, minę miał nieopisaną (ale nie kazał robić baranka :D :D :D) i od razu obalił moją teorię. Powiedział, że to wszystko jest jakoś ustawione i że to maszyna tym wszystkim steruje. Czułam się załamana, ale po jakimś czasie musiałam mu przyznać rację. Bo wyobraźcie sobie, że w jakąś środę między leksyką a pracą z tekstem nabrałam ochoty na wafelka. Zeszłam do automatu, wrzuciłam pieniądze, dostałam resztę, wybrałam batonika wcisnęłam guzik i... nic się nie wydarzyło. Nie dostałam batonika. Oszustwo, prawda??? Od razu wysłałam smsa do nadzoru nad automatami ze słodyczami tak, jak to powiedzieli w instrukcji. Wysłałam, ale nie wiem czy coś poprawili bo na wszelki wypadek nie wybieram już Princessy Gold Kokosowej. I na pewno za tym stoi bezduszna maszyna, bo przecież dobre skrzatki dałyby mi batonika i jeszcze „smacznego” powiedziały...

A propos trudnych pytań. W ostatni wtorek powtórkę z koleżanką robiłam przed łaciną, kiedy podeszła do nas dziewczyna z dziennikarstwa i zapytała „jak się rozmnażają Mikołaje”. Zdębiałam bo przecież Mikołaj jest jeden... Ale ponieważ dziewczyna temat drążyła wysnułam teorię, że to tylko nasze złudzenie, ze ich tylu wszędzie jest. Ten prawdziwy obsypuje świat takim specjalnym złotym pyłem i nam się mikołai przed oczami. A on robi swoje...

Zmęczenie rzuciło mi się na mózg!!! Zwariowałam!!! Jakie skrzatki..., jakie rozmnożone Mikołaje???!!! Ten Esio to ze mną ma...

...bluzeczki chyba jednak nie oddam. Zaraz się w nią biorę i będę na Mojego Mężczyznę czekać. Ciekawe co powie...??? :D :D :D Kurcze załapałam nastrój jakiego dawno nie miałam, mam ochotę coś zrobić tylko nie wiem co. Wyżyję się na kurczaczej piersi, pomarańczach i słoiku z sosem. A potem dokończę „Ame Agaru” bo wczoraj sen zwyciężył. A potem to Esio już chyba przyjdzie. A potem...

 

alexbluessy : :
gru 17 2004 Zajebiście/-te/-ta/-ty.
Komentarze: 5

To sobie Olcia zrobiła wieczór, a wcześniej popołudnie!!! Zajebiste po prostu i jedno, i drugie.

Pełna zapału wysprzątałam mieszkanie, polałam chłopakom jednego piernika czekoladą i zbierałam się do wyjścia kiedy zadzwoniła koleżanka z grupy z pytaniem czy nie poszłabym z nią do jakiegoś sklepu bo chce sobie kupić sweter. Poszłabym.

Zaproponowałam C.H. Borek bo i tak do Carrefoura zmierzałam z zamiarem kupienia sobie czegoś. Najpierw pojechałam do biblioteki na Szewską oddać przewodniki po Mazowszu i wypożyczyć „Naukę o literaturze” Krzyżanowksiego bo egzamin ze wstępu do literaturoznawstwa zbliża się nieuchronnie – 30 stycznia to właśnie data „egzekucji”. Następnie na Dworcu Głównym PKP kupiłam bilet – odjazd 23 grudnia o godzinie 5:06 z peronu 1. W końcu przyszła E. i mogłyśmy iść. W Terranovie E. znalazła dla siebie liliowy golf, a ja czarną bluzkę z długim rękawem, raczej typu imprezowo-wyjściowego. Mam ją teraz przed sobą, jest z lycry i fajnie w niej wyglądam (niech żyje skromność), jedyny mankament to dekolt. Ja nigdy nie nosiłam tak zajebiście głębokich dekoltów!!! I co teraz??? Oddać??? Nie oddać i się przyzwyczajać do bardziej kobiecych rzeczy??? Metki jeszcze nie oderwałam, znając siebie pewnie ją zatrzymam, ale kurcze... jakoś ten dekolt... Zresztą zajebista jestem swoją drogą – najpierw kupuje, a potem myśli i się zastanawia. I, od razu zaznaczę, nie ma to nic wspólnego z pozakupowym kacem. Ciężki mam orzech do zgryzienia choć Esiowi się pewnie spodoba. Najpierw pomarudzi, że będę kusić, ale spodoba mu się. Mam nadzieję, na wszelki wypadek nie oderwę metki do jutra... Choć jak kocha, to niech kocha mnie taką, jaką jestem, nie??? :D :D :D. Poradźcie, co mam zrobić, pliz!!! (i nie kierujcie się esiowymi wytycznymi, dobra??? Napiszcie tylko czy zostawić, czy oddać. Dodam, że ten dekolt bardzo uwydatnia i uwidacznia biust).

... odebrałam od babci wypraną pościel i przyjechałam do domu. Na wykłady znowu nie poszłam, nie wysiedziałabym. Wczoraj B. pierwsza powiedziała, że wyglądam na zmęczoną. Tak się też czuję, najchętniej cały czas bym spała. W domku zafundowałam sobie dość kaloryczną kolację: parówka wieprzowa (pycha), pierożki ruskie polane śmietaną i trochę posolone (pycha) i czerwony barszczyk (Gorący Kubek – pycha), wykąpałam się, nabalsamowałam kakaowo, wypeelingowałam twarz, wypiłam lampkę czerwonego wina. Aha, jeszcze włączyłam zapomnianą ostatnio płytę Michała Bajora i zapaliłam nowe kadzidełko (też dziś kupione). To wszystko wprowadziło mnie w dość dobry nastrój – zapach The Sun („..woń palącego się kadzidła, niczym promienie słońca, rozjaśnia umysł, daje poczucie pewności siebie i usuwa depresję...” – cytat z opakowania), genialne interpretacje Bajora, wino, a teraz jeszcze herbata z malinowym sokiem. Może włączę sobie jakiś film??? Może „Ame Agaru” według scenariusza Kurosawy??? Być może.

Ponieważ jutro czeka wczesna pobudka związana z kursem pilockim i zajęciami z systemów politycznych i religii świata mówię Wam dobranoc i życzę kolorowych snów – Wasza nie bardzo oddepresowana i bez rozjaśnionego umysłu (co nie znaczy, że The Sun na innych nie zadziała :D :D :D) Olcia.

alexbluessy : :
gru 17 2004 Spać!!!
Komentarze: 5

... Pamiętam, jak w pierwszej klasie liceum zawaliłam semestr z geografii. Na swoje usprawiedliwienie, choć ono ma w tej notce bardzo nieistotną rolę, dodam, ze nie ja jedna zawaliłam i potem musiałam wszystko zaliczać. Rany, a teraz mam być pilotem wycieczek!!! Chodzi mi jednak o coś innego.

... Bardzo się tą geografią przejmowałam. Do tego stopnia, że nie mogłam spać, miałam straszne problemy ze snem. Mama kupiła mi syrop – Melisal na lepszy sen, na wieczorne wyciszenie. Ale podobno w takim stanie wtedy byłam, że mogłabym dostać wodę z sokiem a uwierzyłabym, że to coś mi pomoże spać. Kiedy już wszystko było zaliczone, papier potwierdzający promocję do klasy drugiej leżał w teczce „Dokumenty”, kiedy słońce świeciło wysoko i mocno, w wakacje bezsenność wróciła. Nom...

Ostatnio mam niepokojące, a przynajmniej dziwne sny. Być może to z przemęczenia. Nie mniej są dziwne, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, żeby noc w noc coś mi się śniło. To znaczy wiem, ze śnić mi się coś musi bo to naturalna praca mózgu, ale rzadko pamiętałam przebieg snu. A od kilku dni właśnie mam sny dziwne i zastanawiające. W tłumaczenie ich się nie zagłębiam bo jeszcze bym się przejęła, uwierzyła i w ogóle bym oczu nawet nie zamknęła. Mam stany lękowe, to pewne. Mam nadzieję, że miną przez okres świąt. Bo potem sesja się zbliża i mimo tylko dwóch egzaminów noce mogą być lekko niedospane.

Tymczasem trzecia, i ostatnia już, baza piernikowa studzi się na balkonie. Łazienka prawie wysprzątana, za kuchnię się wezmę kiedy pierniki ostatnie dwa będą się rumieniły w piekarniku. Jest coś fajnego w porannym sprzątaniu mieszkania, w ogólnej ciszy tylko przy dźwiękach gitary rosyjskich bardów. Płyty już oddałam, wymieniłam z dr. K. kilka słów i okazało się, że dla naszych uszu pieśni bardów to balsam. I tak jest rzeczywiście przy tej rąbance, którą fundują nam radiowe stacje. No, ale każdy lubi, co lubi. Poza tym mam podobno w linii prostej jakieś rosyjskie korzenie więc moje zainteresowanie z zasłuchaniem jest całkiem zrozumiałe.  Oprócz tego chyba udało mi się nie zawalić testu z angielskiego i już o 17 wyszłam z Instytutu. Tak, jak wcześniej postanowiłam, pojechałam do B. i chłopców. Zaskoczyłam ich wszystkich, dodatkowo przyniesionym piernikiem. Podobno T. już się dopytywał gdzie się podziewam, a tu taka niespodziewanka. Miło spędziłam ten wieczór, pogadałyśmy z B. – następna wizyta chyba dopiero po sesji z indeksem. I się wzruszyłam. Bo podobno T. pamięta jak go obrysowywałam na dużych arkuszach papieru, i teraz jak ktoś to robi to mówi/poprawia, że Ola to robiła tak i tak. A ja „tą” zabawę pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa... Już w domu upiekłam drugą partię pierników, bo ja w tym roku pierniki rozdaję. Przez pół dnia Esio się dopytywał czy aby na pewno dostanie cały jeden dla siebie i z polewą. Łasuch jeden, ale dostanie. Pewnie, że dostanie. Ale musiałam trochę się poprzekomarzać bo nie byłabym sobą. Ale to niech zostanie już moją słodką (piernikową) tajemnicą.

...Ostatnie 2 pierniki już się studzą, kuchnia wysprzątana – jeszcze tylko przetrzeć podłogę i będzie błyszczeć. Żeby tak zostało... Około 13 wychodzę do miasta, mam ochotę kupić sobie coś bliżej nie sprecyzowanego. Najgorsze jest to, że nie chcę wydawać kasy bo przelew od K. ciągle nie dotarł. Już nie wiem co mam robić, po Nowym Roku czeka mnie zabieg i kasa na to jest niezbędna a tu głupie (albo o nie) 50 złotych nie może dojść. Podejrzewam, że te rozmowy wyniosły więcej, ale niech chociaż te pięć dych dojdzie. I już nie wiem czy to wina banku czy K. Choć dziewczyna uczciwa, w dodatku koleżanka kuzynki, wątpię żeby coś kręciła... Eh. I jak tu spokojnie spać, co??? Jak tu się nie denerwować??? Unikam jak ognia wchodzenia na stronę Pekao24 bo boję się zobaczyć, że tego przelewu ciągle nie ma. Fuck!!! A może jutro pójść do niej??? Tylko chodzić tak tydzień w tydzień, nękać smsami z powodu 50 złotych??? Głupio się czuję, kiedy mam z kimś coś rozliczać. Nie lubię tego bardzo. Z drugiej strony dlaczego mam dawać z własnej kieszeni za czyjeś rozmowy, w dodatku międzynarodowe??? Straszna sytuacja.

Wczoraj obejrzałam film dołączony do ostatniego „Zwierciadła” – „Marlenę”. Nawet się na końcu popłakałam, a potem jeszcze troszeczkę płakałam w poduszkę, ale to już bardziej z innego powodu niż film... W nocy obudził mnie dziwny sen. Wykład z historii Rosji mi się śnił, znaczy, że już ze mną naprawdę musi być źle. Na zegarku była prawie 5, pospałam jeszcze do 9. teraz jest prawie południe a ja nie wiem co ze sobą zrobić. Znowu marazm, znowu zniechęcenie i zmęczenie. Muszę sobie coś kupić...

 

 

alexbluessy : :